48. Loving you is a losing game
Duncan Laurence - Arcade
AXL
Minął tydzień, odkąd złożyliśmy wizytę Victorii. Nie potoczyła się ona po naszej myśli. Myliliśmy się i to bardzo, a co najgorsze doprowadziliśmy do kryzysu w związku Edwards i Icarusa.
Miałem wyrzuty sumienia. Owszem, chciałem dobrze, ale to mnie nie tłumaczyło. Niepotrzebnie wypaliłem z tym Juanem. Biłem się z myślami. Nie potrafiłem zasnąć i przespać więcej niż dwie, trzy godziny. Pisałem piosenki. Z początku nawet próbowałem komponować, ale nie chciałem obudzić Caroline. Później zdecydowałem się na poranny jogging.
Przebiegłem pewien dystans, aby następnie zdecydować się na zwykły spacer po Central Parku. Oddychałem głęboko. Tu powietrze było nieco inne – czystsze i świeższe. Od razu lepiej się poczułem. Mogłem oczyścić umysł i wydajniej myśleć.
Usiadłem na pobliskiej ławce. Ściągnąłem gumkę z włosów i odchyliłem głowę, zażywając kąpieli słonecznej. Promienie przyjemnie muskały moją twarz. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
Później ktoś zasłonił mi słońce. Zmarszczyłem podejrzliwe czoło. Usiadł obok. Wyprostowałem się i spojrzałem na mojego towarzysza. Pokręciłem głową. Jego akurat się nie spodziewałem.
– Czego chcesz, Xavier?
Uśmiechnął się w rozbawieniu.
Wydawało się oczywiste, czego mógł chcieć Xavier. Ukradłem mu dziewczynę i to już po raz drugi. Podejrzewałem, że kipiał ze złości, bowiem nie widziałem go, odkąd zdecydowałem się na związek z Harrison. Jednak wiedziałem, co zrobił za pierwszym razem. I tego trochę cię obawiałem.
– Martwię się o swoją siostrę – przyznał. Pokiwałem głową. Chyba już wolałem rozmawiać o Carrie. – Nie odzywa się. Odkąd Nicole wróciła do Kalifornii, nie wiem, co się z nią dzieje.
Nie wyglądało to zbyt dobrze. Victoria praktycznie do nikogo się nie odzywała. Nawet Rosie nie wiedziała, co u niej słuchać. To wszystko wydawało się podejrzane. Jednak mogłem się spodziewać, że bałagan, jaki wywołaliśmy, przytłoczy ją. Zwłaszcza, że w tym stanie nie mogła zażywać leków, które zazwyczaj jej pomagały.
– Nie widziałem jej od tygodnia – przyznałem, kręcąc głową. – Jeśli mógłbym...
– Pojedź do niej – przerwał mi, wydając polecenie. Rozumiem, że się martwił, ale mógł być nieco milszy. – Może beznadziejnie to brzmi, ale jesteś dla niej bliższy niż ja. Tobie bardziej ufa.
Nie mogłem się nie zgodzić. Starałem się być przy Victorii zawsze, kiedy tego potrzebowała. To ja pomogłem jej zaaklimatyzować się w Los Angeles i byłem gotów zrobić wszystko, żeby mogła raz i na zawsze odciąć się od Juana i Eddiego. W tym samym czasie Xavier Edwards zniknął na kilka lat, przeprowadził się do Portland, gdzie szukał szczęścia jako całkiem dobry gitarzysta. Spotkał odpowiednich chłopaków i tak powstało Toxic Bliss. Po tym jak całkowicie odciął się od rodziny.
– Nie wiem, czy będzie chciała... – burknąłem, rozkładając ręce. Wątpiłem, żebym nadal był jej bliski po tym, co zrobiłem razem z Caroline.
– Przynajmniej spróbuj. – Poklepał mnie po plechach. Wstał i pobiegł dalej.
Otworzyłem usta i pokręciłem głową. Jak mnie w ogóle tutaj znalazł? Czyżbym znowu miał halucynacje? Tylko że niczego nie brałem... Przynajmniej nie poprzedniego dnia. Może to ze zmęczenia?
Mimo wszytko postanowiłem spełnić polecenie Xaviera (albo mojej wyobraźni) i odwiedzić Victorię. Ale najpierw zamierzałem porozmawiać z Caroline.
Wróciłem do apartamentu, który razem z Caroline wynajmowaliśmy w Plazie. Wziąłem prysznic, który pozwolił mi lepiej przemyśleć całą tę sytuację. Strumienie obijające się o brodzik uspokajały mnie, wprowadzając w ulubiony stan. Chłodna woda dodatkowo rozbudzała i dawała kopa do działania.
Po kuchni roznosił się aromat świeżo zaparzonej kawy. Caroline stała przy blacie i smarowała tosty dżemem. Podszedłem bliżej i położyłem dłonie na jej biodrach. Przechyliła głowę i pozwoliła, abym złożył pocałunek na jej szyi. Westchnęła przy tym ciężko, co nieco mnie zdekoncentrowało.
– Coś się stało? – spytałem troskliwie, odsuwając się.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Wyglądała na nieco zmęczoną, o czym świadczyły nie do końca zakamuflowane cienie pod oczami i lekko zasapane spojrzenie. Jednak przede wszystkim była z czegoś niezadowolona.
– Nie lubię, gdy tak robisz – burknęła. Zabrała talerz z tostami i postawiła go na stole. Zmarszczyłem przezornie czoło. Chyba nie mówiła o pocałunku? – Znikasz przed świtem. Prawie w ogóle nie śpisz. Nadal trapi cię ta sprawa z Victorią?
Wyciągnąłem z szafki kubki i nalałem do nich kawy.
– Martwię się. Prawie nikt nie miał z nią kontaktu – odparłem, stawiając gorący napar po przeciwnych krańcach stołu. Wolałem nie wspominać o Xavierze, póki nie byłem pewny, czy naprawdę go spotkałem. – W Harding też się nie pojawiała?
Staraliśmy się nie rozmawiać zbyt dużo o pracy. Zwłaszcza ostatnio, kiedy Harriosn wracała późnymi wieczorami niemalże wypompowana. Zbliżała się premiera kolekcji, czas uciekał, a problemy się nawarstwiały.
– Raz przyszła na pół dnia, a nazajutrz wyszła ledwo po trzech godzinach. – Włożyła do ust tost i poszła w kierunku łazienki.
Upiłem łyk kawy i sięgnąłem po dzisiejszą gazetę, którą zgarnąłem po drodze z Central Parku. Knicks* znowu wygrali.
– Ale mam dla ciebie lepszą nowinkę – zaczęła, co nieco mnie zaciekawiło. Carrie pewnie też, patrząc na jej iskrzące oczy. – Nie zgadniesz, kto przejął jej obowiązki.
Uśmiechnąłem się dla niepoznaki. Wyciągnęła w moimi kierunku rękę. Podałem jej kawę, o którą prosiła. Upiła łyk. Uśmiechała się szeroko, co dało mi do myślenia.
– Ty? – zgadywałem. Jej pozytywne nastawienie co nieco zdradzało.
Pokręciła głową, obiema dłońmi obejmując kubek z logiem Manchester United – jej ulubionym klubem piłkarskim, któremu zawsze wiernie kibicowała.
– Lepiej – zanuciła. Zrobiła krótką pauzę. Nie wiedziałem czy dla lepszego nastroju, czy próbowała przemyśleć moją sugestię. – Trzeciego dnia Vicky się nie pojawiła, ale zamiast niej do pracy wróciła Carmen. I na polecenie Edwards ma ją zastępować, dopóki ta nie wróci.
Wytrzeszczyłem oczy, na co pokiwała głową i upiła łyk kawy. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Carmen nagle wróciła do łask? Bo raczej nie wykorzystała sytuacji, żeby zagarnąć firmę dla siebie. Aż tak perfidna nie była. Jednak zdziwiło mnie, że Victoria tak szybko zapomniała. Niby Jennings zrobiła to nieświadomie, ale nadal. Poza tym poczułem zazdrość. To my wspieraliśmy ją od początku. Carmen dopiero niedawno wróciła do jej życia, a już zyskała najwyższe miejsce na piedestale.
– Dziwne – mruknąłem, kręcąc głową. – Teraz tym bardziej powinienem do niej zajrzeć.
Carrie zaśmiała się krótko, odstawiając do połowy pusty kubek. Reszta musiała poczekać, aż Harrison weźmie prysznic.
– Nie wiem, czy cię wpuści, ale zawsze możesz spróbować. – Cmoknęła mnie przelotnie w policzek. – Dobra, lecę się ogarniać, bo zaraz się spóźnię. – Słyszałem to niemal codziennie. – Dzisiaj zamów chińszczyznę. Mam ochotę na sajgonki.
Przewróciłem oczami, uśmiechając się. Już nie mogłem chińszczyzny. Kiedy ostatnio pracowaliśmy w studiu, zamawialiśmy ją prawie codziennie, na przemian z pizzą... Jednak czego się nie robi dla miłości.
– I powodzenia! – zawołała, zamykając się w łazience.
Dopiłem kawę i odłożyłem gazetę na stół. Zabrałem kartę hotelową oraz pieniądze na taksówkę. Ostatnio jechałem metrem. Pierwszy i ostatni raz. Nie dość, że było tłoczno, to spotkałem mnóstwo fanów i co najgorsze paparazzi. Tych ostatnich z całego serca nienawidziłem.
Nawet nie musiałem długo czekać na taksówkę. Rozsiadłem się wygodnie i wybijałem palcami rytm piosenki, która leciała w radiu. Jako że o tej pory ruch był niemały, to na Brooklyn dotarłem po około godzinie. Jednak nawet nie odczułem tego czasu. Kierowca mnie rozpoznał, przez co ucięliśmy sobie pogawędkę o muzyce. Jak na taksówkarza, wiedział całkiem sporo. Hobbistycznie grał na gitarze, słuchał Led Zeppelin, Queen i nawet Eltona Johna. Jeszcze chwila i bym się z nim zaprzyjaźnił.
Zatrzymałem się przed drzwiami kamienicy, w której mieszkała Victoria i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się dymem, następnie powoli i spokojnie go wypuszczając. Postanowiłem poczekać, aż ktoś wyjdzie i wtedy wejść. Obawiałem się, że Edwards mogła mnie spławić przez domofon. Wolałem już stać i walić w drzwi jej mieszkania.
Dopiero po dłuższym czasie zauważyłem pędzącą kobietę, która kierowała się do wyjścia. Ożywiłem się. Zgasiłem papierosa i czekałem, aż otworzy drzwi, które zamierzałem złapać i tak dostać się do środka. Zmarszczyłem czoło, kiedy była już blisko. Zaczęło mi szumieć w głowie od wspomnień.
Otworzyła drzwi, które od razu pochwyciłem. Ciałem zablokowałem jej przejście, zmuszając do kontaktu wzrokowego. Popatrzyła na mnie, a w jej oczach malował się strach.
– Hannah – odezwałem się z trudem, niepotrzebnie intonując pytanie. Wszędzie bym ją poznał. – Co tu robisz?
Zatrzepotała rzęsami, wodząc wzrokiem dookoła. Zrozumiałem, że czuje się nieco niekomfortowo. Odsunąłem się nieznacznie, puszczając drzwi. To mogło jeszcze chwilę poczekać.
– Byłam z wizytą u Victorii – odpowiedziała wymijająco. Chciała uciec, ale w porę jej to uniemożliwiłem, kładąc dłoń na jej barku. – Śpieszę się.
Zerknęła na moją rękę. Jej wzrok wręcz prosił, żebym ją zabrał. Tak też zrobiłem.
– Nie zajmę ci dużo czasu, obiecuję. – Westchnąłem krótko. Nie byłem przygotowany na to spotkanie, ale wiedziałem, że muszę wyjaśnić parę spraw. – Dwa budynki dalej sprzedają całkiem dobrą kawę.
Przewróciła oczami. Wyglądała, jakby biła się z myślami. Jednak się zgodziła.
Zamówiła dla siebie małe cappuccino. Przez chwilę patrzyłem, jak je pije. Próbowałem zebrać myśli, odpowiednio dobrać słowa. Kilka razy ćwiczyłem to z Charlesem – moim nowym terapeutą. Aczkolwiek to nie było to samo. Wtedy wszystko wydawało się nieco prostsze. Teraz chwilami zapominałem, jak się nazywam.
– Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem – odezwałem się po dłuższej chwili. To cud, że jeszcze nie wyszła.
Pokiwała głową, zaciskając palce na filiżance. Nie zamierzała mi przeszkadzać.
– Po prostu chciałem, żebyś wiedziała – kontynuowałem. – Nie docierało do mnie, że ty i ja... Że to nigdy nie będzie miało miejsca. Ale teraz już rozumiem. Mój nowy terapeuta powiedział, że tak czasami się zdarza.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz?
Jej pytanie na chwilę zbiło mnie z pantałyku. Dystansowała się. Starała się słuchać, jednak widziałem, że nieco uciekał jej wzrok. Chciała uciec. Czuła się niekomfortowo, co było całkiem normalne. Jednak czy ona przypadkiem się mnie nie bała?
Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Straciłem najlepszą lekarkę, z czym do tej pory nie potrafiłem się pogodzić. Ale nie chciałem, żeby to wszystko tak odebrała. Teraz już musiałem ją uspokoić. Przecież nie stanowiłem zagrożenia, nie?
– Bo chcę, żebyś wiedziała, że to już przeszłość – oznajmiłem. Poczułem się nieco lżejszy. Pozbyłem się znacznego balastu i odzyskałem pewność siebie. – Kocham Caroline i tylko ona się dla mnie liczy.
Miałem wrażenie, że nieco uniosły się jej kąciki ust. Zaśmiałem się krótko.
– Przygotowywałem się do tej rozmowy od dłuższego czasu. Charles, mój terapeuta, powiedział, że potrzebuję tego, żeby móc ruszyć dalej.
Pokiwała głową. Teraz już się uśmiechała. Miałem wrażenie, że jest ze mnie dumna.
– Cieszę się, że nie zrezygnowałeś całkowicie z terapii – przyznała. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Ściągnąłem brwi i nachyliłem się nieznacznie. Dlaczego tak zareagowała? – Victoria cię potrzebuje. Dlatego powinieneś już iść.
Cieszyłem się, że nie chodziło o mnie. Nie mógłbym po raz kolejny jej zawieść. Jednak te słowa wcale nie sprawiły, że poczułem się lepiej. Jeśli twierdziła, że Victoria mnie potrzebuje, to z Edwards nie było za dobrze. Szlag!
– Pozwól, że zapłacę za twoją kawę – zaproponowałem. Już otworzyła usta, jednak szybko jej przerwałem: – Już nie jestem twoim pacjentem. Potraktuj to jako rekompensatę i prezent pożegnalny. Raczej się już nie spotkamy.
Nie czułem się źle, wypowiadając te słowa. Hannah już nie mogła mi pomóc. Teraz to Charles był moim terapeutą i świetnie się sprawdzał w tej roli. Ponowne sesje u Goldhirsch tylko pogorszyłyby to, co do tej pory wypracowałem. Mogłem z powrotem wrócić do punktu wyjścia, a oboje tego nie chcieliśmy.
– Do widzenia, Axl – powiedziała, kiedy zasuwałem za sobą krzesło.
Uśmiechnęła się do mnie. Dawno nie widziałem jej w takim stanie.
– Do widzenia, Hannah. – Odwzajemniłem uśmiech.
Tym razem postanowiłem nie czatować pod drzwiami. Krótka, ale szczera rozmowa z Hannah podniosła mnie na duchu i dodała sporo pozytywnej energii. Nacisnąłem przycisk znajdujący się obok numeru mieszkania, które zajmowała. Nie odebrała, ale wpuściła mnie do środka. Może uznała, że Hannah czegoś zapomniała?
VICTORIA
Kiedy po godzinnej sesji Hannah opuściła moje mieszkanie, poczułam się nieco lepiej. Byłam jej ogromnie wdzięczna, że zgodziła się przylecieć i mi pomóc. Nie chciałam po raz kolejny przechodzić przez to sama. Dorosłam i zaakceptowałam swoją chorobę. Pogodziłam się z faktem, iż wymagałam psychoterapii.
Tydzień codziennych, godzinnych rozmów z Hannah dopiero dzisiaj zmotywował mnie do zmiany. Niewielkiej co prawda, ale zawsze to coś. Zamiast tostów z Nutellą, które do tej pory zjadłam aż za dużo, wybrałam płatki kukurydziane, które były zdrowsze przede wszystkim dla dziecka. Jednak nadal rozpoczynałam dzień od oglądania Śniadania u Tiffany'ego. Znałam na pamięć niemalże każdą kwestię.
Ledwo udało mi się wpakować do ust kilka łyżek płatków, kiedy w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Westchnęłam ciężko. Tak dobrze mi się siedziało...
Odłożyłam miskę na stolik kawowy i położyłam koc na kanapie. To musiała być Hannah, która czegoś zapomniała. Bo kto inny? Carmen odwiedziła mnie poprzedniego wieczoru i wyszła dopiero, jak z dziesięć razy zapewniłam ją, że nie zrobię sobie albo dziecku krzywdy.
Podniosłam słuchawkę i nacisnęłam przycisk. Nie miałam ochoty na zbyteczną rozmowę. Stwierdziłam, że poczekam, żeby od razu otworzyć jej drzwi. Nie chciało mi się chodzić w tę i z powrotem. Zerknęłam na mocno skrócone paznokcie. Przydałoby się je pomalować, ale chwilowo nie miałam na to siły.
Rozległ się dźwięk dzwonka. Poderwałam się z miejsca, wytrącając się letargu. Przekręciłam łucznik i otworzyłam drzwi, nawet nie zerknąwszy przez wizjer. Byłam przekonana, że to Hannah.
– Przyszedłem zobaczyć, jak się masz – obwieścił. Próbowałam w ostatniej chwili zamknąć drzwi, jednak skutecznie mi w tym przeszkodził. – Chciałem cię tylko przeprosić. Poniosło mnie.
Axl złapał moje nadgarstki. Wymusił, żebym spojrzała mu prosto w oczy. Jego spojrzenie przepełniał spokój. Wziął głęboki oddech i polecił, żeby zrobiła to samo. Dopiero po tym delikatnie opuścił moje ręce i zabrał dłonie. Chyba nieco pomogło.
Wyminął mnie i udał się w stronę salonu, rozglądając się po mieszkaniu. Założyłam ręce na piersi i podążyłam za nim.
– Co oglądasz? – spytał, wskazując palcem na telewizor.
Przewróciłam oczami. Jak mógł nie znać tego klasyku? Szczególnie, że mówiłam mu, że to mój ulubiony film.
– Śniadanie u Tiffany'ego – prychnęłam. Usiadłam na podłokietniku
Pokiwał głową i ostrożnie podszedł bliżej. Nie musiał się bać. Nie zamierzałam od niego uciekać. Mimo wszystko nadal był moim przyjacielem.
– Chcesz pogadać, czy pooglądamy razem film? – spytał.
Wzruszyłam ramionami.
– Chyba już wolę porozmawiać – przyznałam z obojętnością. – Nie chcę mi się tłumaczyć ci całego filmu.
Zaśmiał się krótko. Doskonale pamiętał, jak kiedyś oglądaliśmy Przeminęło z wiatrem. Musiałam mu wszystko tłumaczyć, a że ten film trwa prawie cztery godziny, to pod koniec myślałam, że go zamorduje gołymi rękami. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu.
– Wolisz rozmawiać o Jacku czy Carmen? – spytał prosto z mostu, nonszalancko wkładając ręce do kieszeni dżinsów. Podszedł i usiadł na drugim podłokietniku.
Uśmiechnęłam się gorzko. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później dowie się o moim pogodzeniu się z Jennings. W końcu mieszkał z Caroline, która pracowała w Harding. Była z wszystkim na bieżąco, a nawet więcej.
– Jack czeka, aż powiem mu całą prawdę. Na razie nie mogę tego zrobić, bo zaczynam tchórzyć. – Zaśmiałam się boleśnie. Nienawidziłam tego, jak czasami potrafiłam być tak bardzo słaba. – Mamy swego rodzaju przerwę.
Pokiwał głową, zdobywając się na nikły uśmiech. Byłam mu wdzięczna, że nie zaczął rozmowy od pytania o mój stan. Na szczęście doskonale wiedział, jak to jest.
– A co z Carmen? – dociekał. – Pogodziłyście się czy co?
Przygryzłam nieznacznie wargę. Nie chowałam już do niej urazy. Jednak dopiero kiedy Axl powiedział o tym głośno, to poczułam się dziwnie. Abstrakcyjnie. Przecież powinnam być na nią zła. A nie byłam. I podejrzewałam, że to nie mój stan spowodował taki obrót spraw. Potrzebowałam jej. Jako przyjaciółki i partnerki biznesowej. W końcu część kolekcji była jej.
– Barbara dała mi numer awaryjny. – Postanowiłam chwilowo przemilczeć propozycję Juana. Axl nie był obiektywny w tej sprawie. – Wykręciłam go, bo myślałam, że należy do niej. Kiedy w słuchawce odezwała się Carmen, nie było już odwrotu.
Westchnęłam krótko. Sprawiał wrażenie słuchać mnie dokładniej niż dotychczas. Zmienił się. Na plus, oczywiście. Ciekawe tylko na jak długo.
– Z pewnością było to dla ciebie trudne.
Zaśmiałam się krótko. I nie tylko dlatego, że brzmiał trochę jak psychoterapeuta. Po raz kolejny pokazał mi absurd całej tej sytuacji.
– Byłam u niej w mieszkaniu – oznajmiłam. Rozchylił nieznacznie wargi i pokręcił głową. Zmarszczył troskliwie czoło. – Aż tak bardzo nie przeszkadzała mi obecność Izzy'ego – dodałam, zanim zaczął okazywać mi współczucie. – Nawet udało nam się chwilę porozmawiać. Jednak jak do tej pory nie powtórzyliśmy tego i nie sądzę, żeby to się szybko zmieniło.
Zacisnął usta w wąską linię i głośno wypuścił powietrze przez nos. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, chcąc spotkać się z jego spojrzeniem. Kiedy już nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, uśmiechnął się. Pierwszy raz od tygodnia poczułam przyjemne ciepło, które wypełniało mnie od środka. Dopiero rozmowa z nim – kimś z otoczenia – pozwoliła, żebym uświadomiła sobie, ile zrobiłam. Odzyskałam przyjaciół, firmę. Postawiłam jasno sprawę z Juanem...
– Jest jeszcze coś – zaczęłam z trudem, bawiąc się palcami. – Coś, co spowodowało, że znowu mam nawrót choroby.
Czułam, że plącze mi się język. Nie potrafiłam normalnie z nim o tym rozmawiać. Wiedziałam, jak zareaguje. Nie znosił Juana tak samo jak Eddiego. Bałam się, że jego słowa mogą mnie zaboleć bardziej niż sama treść propozycji czy nawet wyprowadzka Jacka. Byłam w sytuacji bez wyjścia i każdy negatywny komentarz tylko pogarszał mój i tak beznadziejny nastrój.
– Vicky, przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. – zmniejszył dystans, jaki był pomiędzy nami i złapał moją dłoń.
Chciał mi dodać otuchy, jednak poczułam się jeszcze gorzej. Próbował mi pomóc, a ja zaraz miałam go zawieść. Po raz kolejny.
– Tu chodzi o moją wolność i przyszłość mojego dziecka – zaczęłam z trudem. Z każdym razem te słowa coraz ciężej przechodziły mi przez gardło. – Juan chce milczenia za milczenie. Złożył mi propozycję. – Czułam, jak coraz bardziej trzęsą mi się ręce. Starałam się głęboko oddychać, ale z każdym razem wychodziło mi to gorzej i gorzej. – Miałabym w legalny sposób odmówić składania zeznań. On także. Chce, żeby została jego żoną.
Czekałam, aż zacznie krzyczeć. Wydrze się i zrobi mi kazanie stulecia. Wypomni, jak to miał rację co do Martineza, Johnsona i całej spółki. Kategorycznie zabroni nawet myślenia o tym wszystkim. Tymczasem nic z tego. Reakcja Axla zakończyła chyba nawet jego samego. Przyciągnął moje ciało blisko swojego. Po prostu mnie przytulił. Objęłam go mocno. Instynktownie właśnie tego potrzebowałam.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał.
Rozpłakałam się. Tak po prostu. Pozwoliłam, żeby z moich oczu wypłynęły potoki łez. Szlochałam, coraz mocniej wbijając paznokcie w jego plecy. Jednak on nadal mnie trzymał, za co byłam mu wdzięczna. W niektórych momentach myślałam, że upadnę, chociaż siedziałam.
Jednak właśnie tego potrzebowałam. Porządnie się wypłakać i wyrzucić z siebie to wszystko. Stres, problemy, kłótnie, rozstania... Te właśnie rzeczy mnie przerosły. Dusiłam to w sobie, aż przyszedł kryzys, a słowa Juana były tylko gwoździem do trumny. Znowu odechciało mi się żyć. Wrócił paniczny strach i wszystkie moje lęki. Aczkolwiek tym razem mogłam liczyć na przyjaciół, przez co zakończyło się to o wiele lepiej niż ostatnio.
Przerwało nam energiczne pukanie do drzwi. Axl odsunął się gwałtownie. Spojrzał na mnie pytająco. Otarłam mokre policzki i pociągnęłam nosem. Czułam, jak moje serce zgubiło jedno uderzenie. Kto to mógł być? O tej porze i w dodatku walił w drzwi... Gdyby nie obecność Rose'a, to pewnie bym spanikowała. Usiadła w kącie i próbowałam nie zapomnieć o oddychaniu.
– Poczekaj – wyszeptał, podnosząc się. – Sprawdzę, kto to.
Pokiwałam głową, z trudem przełykając ślinę. Biłam się z myślami, jednak ostatecznie zdecydowałam śledzić go wzrokiem. Ostrożnie, stawiając małe i ciche kroki, przemierzał drogę od kanapy do drzwi frontowych. Oddychając płytko, wbijałam paznokcie we wnętrze dłoni. Chyba najbardziej przerażała mnie świadomość, że nie wiedziałam, kto stał po drugiej stronie.
Rose zerknął przez wizjer, po czym bez chwili zawahania otworzył drzwi. Odetchnęłam z ulgą. To był ktoś znajomy i raczej zaufany – przy innej osobie Axl dłużej zastanawiałby się nad przekręceniem łucznika. Do moich uszu dotarły jedynie szumy ich szeptów. Zmarszczyłam czoło. Co to mogło znaczyć?
Axl wrócił do pomieszczenia. Już w powietrzu dało się wyczuć, że coś było nie tak. W dodatku mimika Rose'a, a raczej prawie jej brak, mówiły same za siebie. Dopiero po chwili zza chłopaka ukazała się sylwetka mojego gościa. Otworzyłam szeroko usta. Blada twarz Rosie mówiła sama za siebie. Dziewczyna wyglądała, jakby ją z krzyża zdjęli. Kurczowo zaciskała smukłe palce na brzegach małej torebki, a drżąca dolna warga świadczyła, że nadal była w szoku. Pokręciłam głową. Co, do cholery, musiało się stać?
– Siwy zamordował mojego ojca.
New York Knickerbockers, popularnie znani jako Knicks – amerykańska zawodowa drużyna koszykarska, mająca swoją siedzibę w Nowym Jorku, w stanie Nowy Jork. Występują w dywizji Atlantyckiej, Konferencji Wschodniej, w lidze National Basketball Association. Swoje spotkania rozgrywają w położonej na Manhattanie hali Madison Square Garden. (Wikipedia)
Zapraszam do oddania głosu w ankiecie 😉
Ostatni rozdział na dzisiaj. Już nie mam siły, a jutro muszę załatwić kilka spraw. Ale po południu możecie wyczekiwać pozostałych dwóch rozdziałów 😉
PYTANIE KONKURSOWE:
Czy Rosie ma rodzeństwo?
4 do końca
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top