45. Let the rain wash away all the pain of yesterday
Dawid Podsiadło - Trofea
VICTORIA
Rozmowa z Harveyem nieco mnie uspokoiła. Pozwoliła nieco udoskonalić wcześniej opracowany plan. Teraz tylko musiałam się pośpieszyć. Zdążyć, zanim Eddie sięgnie po ciężką artylerię.
Wizyta u lekarza sprawiła, że znowu miałam wyśmienity humor. Z dzieckiem było wszystko w porządku. Ze mną zresztą też. Na zdjęciach widać było już coś więcej niż tylko fasolkę – dziecko zaczynało przybierać typowe dla małego człowieka kształty. Zgodnie z obietnicą wzięłam kopię dla Nicole.
W drodze do mieszkania skoczyłam jeszcze na małe zakupy do warzywniaka. Odkąd przeprowadziłam się do Nowego Jorku, byłam skazana na komunikację miejską. Na szczęście nawet ta miała swoje plusy. Jeśli wybierałam metro, unikałam korków. W dodatku mogłam zapoznać się z okolicą. Właśnie w ten sposób odkryłam niewielki osiedlowy sklepik, w który zaopatrywałam się w codzienne dawki witamin. Kupiłam warzywa do zapiekanki i owoce na sok. Dobry nastrój tylko motywował mnie do gotowania.
Odebrałam z dołu pocztę i przeglądając białe koperty, przemierzałam drogę do mieszkania. Nasza kamienica nie należała do najnowszych, przez co nie była wyposażona w windę. Na szczęście mieszkaliśmy na drugim piętrze. Co prawda na razie nie przeszkadzały mi schody, ale coś czułam, że pod koniec ciąży mogło być gorzej.
Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam Axla i Caroline. Siedzieli na ostatnim schodku i najwidoczniej czekali na mnie. Chyba przyszli dużo za wcześnie, bo wyglądali na znudzonych albo zmęczonych.
– Skąd macie mój adres i co tutaj robicie? – spytałam, podejrzliwie marszcząc czoło.
Axl poderwał się gwałtownie i odebrał ode mnie torebkę z zakupami, na co prychnęłam. Jeszcze nie byłam w takim stanie, że nie mogłam niczego nosić. Zwłaszcza, że dzisiejsze zaopatrzenie należało raczej do tych lżejszych rzeczy.
– Chyba lubią mnie w kadrach – odparła Caroline. Wstała, rozprostowując tiulową spódnicę. – Poza tym, chyba możemy wpaść do ciebie na kawę, nie?
Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Coś kombinowali. Tylko jeszcze nie wiedziałam co.
– Jasne – pisnęłam. Skarciłam się w myślach. Przecież nie miałam niczego do ukrycia. No, oprócz faktu z kim mieszkałam. – Może zostaniecie na kolację?
Założyłam kosmyk za ucho i wyminęłam Caroline. Odwróciłam się do nich plecami, szukając w torebce kluczy do mieszkania. Modliłam się w duchu, żeby odmówili.
– Z przyjemnością – zanuciła triumfalnie Harrison.
Szlag.
Od razu po wejściu do mieszkania nastawiłam wodę na kawę. Jeszcze nie dorobiliśmy się ekspresu przelewowego, jednak takowy był w planach. Nalałam sobie wody do szklanki, związałam włosy w luźnego koka, a wypadające kosmyki podpięłam wsuwkami. Nie zważając na moich gości, zabrałam się za przyrządzanie kolacji. Liczyłam, że prędzej czy później sobie pójdę. Oczywiście wolałam, żeby to się stało jak najszybciej.
– Przytulnie tutaj – obwieściła Caroline. Kątem oka zauważyłam, jak rozgląda się po niezbyt dużej kuchni. – Sama mieszkasz?
Zalałam brunatny proszek i postawiłam dwa kubki na stole. Nalałam mleka do dzbanuszka i ustawiłam go obok cukiernicy.
– Nie. – Uśmiechnęłam się przekornie. Odnosiłam wrażenie, że tego dnia Caroline była aż nad wyraz wścibska.
– Z ojcem dziecka – wydedukował Axl, nasypując cukru do napojów. Sztuczny uśmiech wymalowany na twarzy zdradzał go bardziej niż słowa, które wypowiadał.
Zaśmiałam się krótko. Obiecał, że już nie będzie poruszał tego tematu.
– Już ci mówiłam, Rose. Nie interesuj się nieswoimi sprawami, proszę – odparłam z udawaną grzecznością, dorzucając do tego równie sztuczny i przesłodzony uśmiech.
Prychnął ironicznie, a ja wróciłam do poprzedniej czynności.
– Martwimy się, Vicky – jęknął, przez co mocniej zacisnęłam palce na trzonku noża. – Odnosimy wrażenie, że popełniasz błąd.
Uśmiechnęłam się ironicznie i odłożyłam nóż na deskę. Oparłam dłonie o blat i pokręciłam głową. Te ich gierki zaczynały już mnie denerwować. Nic nie wiedzieli, ale chcieli ratować moje życie. Jak nie zbawiać cały świat.
Odwróciłam się w ich stronę. Kiedyś musiał przyjść czas na konfrontację.
– Słucham. – Założyłam ręce na piersi. – Co macie mi do powiedzenia?
Caroline westchnęła ciężko. Już nie emanowała pewnością siebie. Czyżby stchórzyła?
– Uważamy, że powinnaś go zostawić, zanim będzie za późno – odparł z trudem Axl. Rzucił Harrison porozumiewawcze spojrzenie. Czyli już wcześniej wszystko opracowali? – Pomożemy ci, obiecuję.
Pokręciłam głową, uśmiechając się ironicznie. Niczego nie rozumieli. Pochopnie wysunęli wnioski.
– Mylicie się i to bardzo. – Zaśmiałam się gorzko, zaciskając palce na krawędzi blatu. – Nie możecie wreszcie dać sobie spokój? Jestem szczęśliwa, a on naprawdę się stara.
Harrison zrobiła coś, czego nigdy bym się po niej nie spodziewała. Ostrożnie wstała, podeszła i przytuliła mnie. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co powinnam była zrobić. Przez moment stałam z otwartymi ustami i patrzyłam pytająco na Axla, który wyglądał nadzwyczaj poważnie. Dopiero po wstępnym szoku odwzajemniłam ten przyjacielski gest.
– Vicky, doskonale cię rozumiem – zaczęła spokojnym, melodyjnym głosem. Uśmiechnęłam się niepewnie. Czyżby wreszcie dotarły do niej moje słowa? – Odnosisz złudne wrażenie, że się zmienił, ale tak nie jest. Nie daj sobą manipulować.
Gwałtownie odsunęłam ją od siebie. Ściągnęłam brwi i pokręciłam głową. Teraz to już w ogóle nie wiedziałam, o co im chodziło.
– Caroline, ale o co ci chodzi? – spytałam, uśmiechając się nerwowo. – Kto niby miałby mną manipulować?
– No... – zaczęła niepewnie, ale przerwał jej dźwięk przekręcanych w drzwiach kluczy. Poczułam dziwny uścisk w żołądku. Chyba nadeszła ta chwila, kiedy musiałam powiedzieć im prawdę. – On – dokończyła z udawaną pewnością siebie.
Zerknęła na Axla, zapewne poszukując u niego pomocy. Chłopak jednak nie odezwał się ani słowem.
Z niedowierzaniem na twarzy, pokręciłam głową. Z trudem powstrzymałam śmiech. Kto jak kto, ale on raczej był ostatnią osobą, która posunęłaby się do manipulowania mną.
– Nie mówiłaś, że będziemy mieć gości – odezwał się, skupiając na sobie spojrzenia moich towarzyszy.
Oparł się o drewnianą framugę. Nerwowy uśmiech niemalże nie schodził z jego twarzy. Wodził wzrokiem po naszych twarzach, próbując zrozumieć sytuację. Z trudem przełknęłam ślinę. Musiałam im wszystkim wiele wytłumaczyć.
– Jack – pisnęła Harrison. Kilka razy otwarła usta, żeby coś powiedzieć, ale nic z tego. Chyba nie spodziewali się takiego obrotu spraw. – To ty mieszkasz z Victorią.
Icarus zmarszczył czoło i posłał mi pytające spojrzenie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale zamiast tego wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam, do czego dążyła ta dwójka. Jaki mieli cel?
– Nie powiedziałaś im – wydedukował. Jego spojrzenie wyrażało zawiedzenie, przez co miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Odwróciłam wzrok, co przyjął jako rezygnację z podjęcia próby wyjaśnienia im tej sytuacji. Zacisnęłam usta, żeby się nie rozpłakać. Nie chciałam go zawieść. – Tak, mieszkam z Victorią – kobietą, którą kocham. Ona też mówiła, że coś do mnie czuje, ale skoro się tego wstydziła, to chyba kłamała. Podobno jestem ojcem jej dziecka, ale teraz już nie mam pewności.
Pokręciłam głową, oddychając głęboko. Nie kłamałam. Nie potrafiłabym go oszukać. Nie po tym, ile dla nas zrobił.
– Jack – mruknęłam, mając w głowie pustkę. Dlaczego musiałam aż tak bardzo wszystko skomplikować? – Przepraszam.
Pociągnęłam nosem i objęłam się dłońmi. Wstydziłam się. Ale nie tego, że kochałam Jacka. Wstydziłam się, że nie potrafiłam od początku mówić prawdy, tylko niepotrzebnie brnęłam w niedomówienia.
– A co z Juanem? – wypalił niespodziewanie Axl.
Moje serce zamarło. Czułam, jak podcina mi nogi. Z trudem powstrzymałam się od upadku. Nie sądziłam, że którekolwiek z nich poruszy ten temat.
Dopiero teraz mnie oświeciło. Przyszli tutaj porozmawiać ze mną i przekonać do zmiany zdania, bo myśleli, że to właśnie Martinez jest ojcem mojego dziecka. Ale dlaczego w ogóle wpadli na taki pomysł?
Gorzki śmiech Icarusa przerwał ciszę. Do tej pory myślałam, że to temat Izzy'ego działa na niego jak płachta na byka. Nie, to niemożliwe. Przecież nie mógł być zazdrosny o Martineza, nie? Zwłaszcza, że nie miał powodów.
– Myślałem, że odetniesz się od tego szemranego interesiarza po tym, jak oddał ci Harding – prychnął Jack, kręcąc głową.
Spojrzałam na Caroline, która wytrzeszczyła oczy. Pokręciła głową. Nie, przecież jej jeszcze nie zawiodłam.
– Carrie, przepraszam. Dopiero wczoraj, późnym wieczorem dowiedziałam się o jego planach. Zamierzałam wam powiedzieć, jak tylko przesłałbym mi odpowiednie dokumenty – tłumaczyłam, ale odnosiłam wrażenie, że niewiele to dawało. Wyszłam na największą oszustkę.
– Lepiej powiedz, czy właśnie to przez bity miesiąc ustalaliście w Europie – odparła szorstko, przez co poczułam, jak bardziej ściska mi żołądek. Miała żal, że właśnie w taki sposób poznała prawdę.
Nie sądziłam, że aż tak się posunie. Skąd w ogóle o tym wiedziała? Miałam ochotę ją za to zwolnić, ale wtedy doszczętnie pogrzebałabym szanse na renesans Harding.
Odruchowo spojrzałam na Jacka, który był bliski wyjścia z mieszkania. Oczy zaszły mi łzami. Nie chciałam, żeby dowiedział się o wszystkim w taki sposób. Zwłaszcza, kiedy moje słowa miały go jeszcze bardziej zranić.
– Jack, proszę, poczekaj – błagałam, czując, że tracę grunt pod nogami.
– Po co? – spytał z wyrzutem, wprawiając mnie w osłupienie. – Wstydzisz się mnie, masz jakieś tajemnice, szemrane interesy. Vicky, po tym wszystkim nie wiem, czy jeszcze mogę ci zaufać.
Pokręciłam głową. Strużki łez spływały mi po policzkach. Zacisnęłam palce na ramionach. Byłam tak cholernie bezsilna. Co gorsze sama doprowadziłam do tej sytuacji.
Tak samo jak trzy lata wcześniej.
– Jack, powinieneś jej wysłuchać – wtrącił nieoczekiwanie Axl.
Wstał z krzesła i dołączył do Caroline. Objął dziewczynę w tali i przyciągnął bliżej swojego ciała.
– My już i tak dawno powinniśmy wyjść – stwierdził, kierując się w stronę drzwi. – Przepraszam, że tak wyszło – zwrócił się do mnie, na co skinęłam głową. Za wszelką cenę starałam się nie chować do niech urazy.
Jack niechętnie przepuścił naszych gości. Nawet nie pokwapił się, żeby zamknąć za nimi drzwi. Podszedł bliżej i usiadł na krześle, które przed chwilą zajmował Rose. Wyłożył ręce na oparciu i skupił na mnie swoje zdystansowane spojrzenie. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd i zrobiło mi się dziwnie zimno.
– Co robiłaś w Europie z Juanem?
Z trudem przełknęłam ślinę. Jego przepełnione pogardą i żalem słowa raniły jak wystrzelone z karabinu pociski.
– Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć. – Coraz mocniej wbijałam sobie paznokcie w skórę. – Musisz uzbroić się w cierpliwość – dodałam niepewnie, co spotkało się z gorzkim śmiechem z jego strony.
– Spałaś z nim? – spytał bez ogródek, penetrując mnie wzrokiem.
Pokręciłam energicznie głowa, marszcząc czoło. Mdliło mnie na samą myśl.
– Oczywiście, że nie – zaoponowałam. Dlaczego insynuował takie rzeczy? – Ja po prostu mu pomagałam. Tak naprawdę w głównej mierze zrobiłam to dla siebie. Dla nas.
Po raz kolejny zaśmiał się. Wstał z krzesła. Jednak nie podszedł bliżej. Zamiast tego oparł się o przeciwległą ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
– Skoro pojechałaś tam z nim dla nas, to chyba możesz mi powiedzieć, o co poszło?
Zacisnęłam usta i na chwilę przeniosłam wzrok na sufit, jakby tam miała się znajdować odpowiedź na wszystkie moje pytania.
Dlaczego cała ta sytuacja musiała być aż tak skomplikowana?
Próbowałam coś powiedzieć, ale każda z moich prób kończyła się jedynie na bezdźwięcznym poruszaniu wargami. Nie wiedziałam, co mogłam mu odpowiedzieć. Na prawdę było jeszcze za wcześnie.
– No tak – mruknął. Potarł brodę, która pokrywał kilkudniowy zarost. – Pewnie z nim spałaś, tylko boisz się przyznać. W końcu już raz to zrobiłaś.
Uśmiechnęłam się boleśnie i pokręciłam głową. Nie sądziłam, że zamierzał teraz wyciągać brudy sprzed trzech lat.
– Byłam pijana i nie wiedziałam, jakim jest człowiekiem. – Prychnęłam, przewracając oczami. – Przysięgam, że to był jednorazowy incydent. Nie spałam z nim od tamtego czasu. Dziecko jest twoje, bo odnoszę wrażenie, że w to też zaczynasz podważać.
Nie chciałam, żebyśmy znaleźli się w takim punkcie. Jednak nie miałam innego wyjścia. Nienawidziłam siebie za te wszystkie kłamstwa, półprawdy i niedopowiedzenia. To one zniszczyły mój poprzedni związek. Nie chciałam, żeby to samo stało się ze mną i Jackiem. Zwłaszcza, że zaczynaliśmy tworzyć rodzinę.
– Naprawdę zależy mi na tym, Vee – odparł po chwili. Jego głos był nieco spokojniejszy, przez co sama mogłam się wyciszyć. – Myślałem, że od śmierci Jessiki nie uda mi się znowu kogoś pokochać. Dopóki nie pojawiłaś się ty i nie dałaś nam szansy. – Znowu łzy zaczęły napływać mi do oczu. Westchnął krótko. – Dlatego nie chcę tego tak łatwo przekreślać. Uważam, że powinniśmy chwilę od siebie odpocząć.
Pokręciłam głową. Krew zaczęła buzować mi w żyłach. Poderwałam się z miejsca i podeszłam bliżej Jacka, próbując go powstrzymać od opuszczenia mieszkania. Wiedziałam, że kiedy to zrobi, to tak szybko nie wróci.
A ja znowu zostanę sama.
– Jack, proszę. Poczekaj jeszcze kilka dni. Obiecuję, że wszystko się ułoży.
Złapałam go za ramię. Chciałam wtulić się w jego ciało. Żeby powiedział, że wszystko jest dobrze. Jednak tak się nie stało. Powoli i ostrożnie wyswobodził się z mojego uścisku.
– Wrócę, kiedy będziesz gotowa na szczerą rozmowę – obiecał. Dłonią pogładził mój policzek, a następnie złożył pocałunek na moim czole. – Opowiesz mi wtedy, co robiłaś z Juanem w Europie.
Spojrzałam na jego twarz. Nie widziałam na niej złości ani pogardy. Nie chował urazy. Dopiero teraz zrozumiałam, że faktycznie coś dla niego znaczę. Inaczej nie dałby mi drugiej szansy.
Musiałam się teraz postarać, aby mój plan wypalił.
Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło z tego coś na kształt grymasu.
– Obiecuję, że szybko to załatwię – oznajmiłam, na co pokiwał głową.
Zabrał swoje rzeczy i opuścił mieszkanie. Przymknęłam na chwilę oczy i pozwoliłam, aby wypłynęły z nich łzy. Nie mogłam się poddać nie teraz. Musiałam wziąć się w garść i zacząć działać. Sprężyć się i szybciej zrealizować opracowany, a następnie zmodyfikowany plan. Zawalczyć o naszą przyszłość – moją, Jacka i przede wszystkim naszego dziecka.
Jednak potrzebowałam tych pięciu minut, żeby dać upust emocjom. Bezwładnie osunęłam się i usiadłam na podłodze. Pokręciłam głową, mocno zaciskając usta. Kiedy trzy lata temu podejmowałam decyzję o podjęciu pracy dla Eddiego, nie wiedziałam, że będzie ona miała tak długofalowe skutki. Czułam, że jestem więźniem własnej przeszłości. Nieraz budziłam się w nocy dręczona przez koszmary. Byłam wtedy cholernie bezsilna. Nie sądziłam, że kiedykolwiek pokonam te demony.
Ale musiałam to zrobić. Raz na zawsze odciąć się od Eddiego, Juana i ich szemranych interesów. To one zniszczyły moją już i tak podziurawioną duszę. Pogrzebały nadzieję, która odrodziła się po tym, jak opuściłam San Francisco. Byłam młoda, głupia, a teraz musiałam za to płacić. I to najwyższą cenę – swoją wolność i przyszłość mojego dziecka.
Wytarłam oczy i pociągnęłam nosem. Nie mogłam zbyt długo się nad sobą użalać. Życie biegło dalej, a ja musiałam naprawić swoje.
Wstałam i wzięłam głęboki oddech. Czułam się nieco lepiej. Na pewno na tyle, żeby podjąć kroki w celu szybszego zrealizowania mojego planu.
Udałam się do łazienki. Po porannym makijażu zostały jedynie szczątki. Zmyłam go i wykonałam nowy. Tylko tym razem zdecydowałam podkreślić usta krwistoczerwoną szminką. Przebrałam się w szmaragdową sukienkę, do której założyłam długie, złote kolczyki. Ułożyłam włosy w luźne fale.
Tego wieczoru musiałam odwiedzić jeszcze jedno miejsce – Mayfair Club. To właśnie tam Juan co tydzień grywał w pokera.
Dzisiaj rozdział normalnie, ale w następnym tygodniu może zrobię Wam maraton. A przynajmniej postaram się 😉
Zapraszam do oddania głosu w ankiecie, która jest na Facebooku (link w opisie na moim profilu).
PYTANIE KONKURSOWE:
W jakim klubie doszło do pierwszego spotkania Victorii i Juana?
7 do końca
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top