43. We are just like the waves that flow back and forth
Miley Cyrus - Malibu
(wgl napiłabym się teraz malibu xd)
AXL
Zanim wszedłem do środka, zdążyłem wypalić chyba z pół paczki papierosów. Nie wiadomo dlaczego, denerwowałem się bardziej niż przed czymkolwiek innym. A w życiu doświadczyłem wielu podobnych sytuacji.
Wyrzuciłem ostatniego peta do popielniczki. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka.
Owen zobaczywszy mnie, przewrócił oczami. Z trudem powstrzymałem się od śmiechu. Ochroniarz odłożył na bok magazyn, który czytał i westchnął:
– Czego chcesz?
– Szefowa u siebie? – spytałem, nerwowo bawiąc się palcami.
– Jeszcze tak. – Kamień spadł mi z serca. – Zaanonsować cię, czy...
– Nie musisz – przerwałem mu. – Dam sobie radę.
Pokiwał głową. Podążyłem w stronę windy, cały czas czując na sobie jego przeszywające spojrzenie.
W siedzibie Harding przywitały mnie pustki. Nic dziwnego – ze względu na porę większość pracowników już była w domu. Przemierzyłem korytarz, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę.
– Mogę? – spytałem, uchyliwszy nieznacznie drzwi.
Barbara i Victoria oderwały wzrok od leżących na biurku dokumentów i przeniosły go na mnie. Twarz asystentki wyrażała niepewność, wręcz lęk. Vicky wyglądała na wkurzoną.
– Ja nie wiem... – wyjąkała Barbara, jednak Edwards w porę jej przerwała.
– Masz pięć minut – wycedziła. Odłożyła na bok dokumenty i rozsiadła się wygodnie na fotelu.
Pokiwałem głową i wszedłem w głąb pomieszczenia. Czułem na sobie podejrzliwe spojrzenie Barbary. Pewnie zamierzała mnie obserwować nawet zza swojego biurka. Usiadłem naprzeciwko Victorii. Ułożyłem zaplecione dłonie na klatce piersiowej.
– Jeśli zamierzasz mnie obrażać... – zaczęła, uśmiechając się gorzko.
– Przepraszam – przerwałem jej. Przez chwilę wyglądała na zmieszaną. Następnie pokiwała głową i postanowiła mnie wysłuchać. – Powiedziałem parę słów za dużo. Poniosło mnie. Przepraszam cię za to.
Uśmiechnęła się ciepło, przez co zrobiło mi się miękko na sercu.
– Jesteś przyjacielem, którego nie chcę stracić – przyznała. – Wiem, że się martwisz.
Zacisnąłem usta w wąską linię. Przypomniałem sobie o podejrzeniach Caroline. A co jeśli Juan był ojcem dziecka? Wtedy Victoria nie mogła czuć się bezpiecznie. Ba, pewnie bała się poprosić nas o pomoc. Albo żyła w złudnej nadziei, że wszystko jest dobrze.
Najchętniej po prostu bym ją spytał. Tak prosto z mostu.
Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Wolałem uniknąć kolejnej kłótni.
– Po prostu chcę, żebyście mogli liczyć na opiekę i jego zainteresowanie. – Przewróciła oczami. – Ufam ci, dlatego nie będę już o to pytał.
Postanowiłem sam zbadać teren i porozmawiać z nią dopiero, jak będę miał stuprocentową pewność.
Uśmiechnęła się szeroko. Zrobiłem to samo.
– Może zjesz z nami kolację, co? – zaproponowała. Poczułem się, jakbym przeniósł się do przeszłości. – Będzie risotto.
Zaśmiałem się krótko.
– Jeszcze nie zbrzydła ci ta kuchnia włoska?
Zmarszczyła subtelnie nos i pokręciła głową.
– Raczej wróciła do łask. To co, dasz się skusić?
Część mnie chciała powiedzieć tak. Wyjść z nią, zjeść porządną kolację i powspominać dawne czasy. Jednak to by było pójście po najniżej linii oporu. Chciałem ją przeprosić, jednak w głównej mierze nie po to przyszedłem do Harding.
Na samą myśl robiło mi się niedobrze z nerwów.
– Dziękuję bardzo, ale może innym razem. – Uśmiechnąłem się ciepło i wstałem z fotela. – Muszę jeszcze załatwić jedną ważną sprawę.
Pokiwała głową w zrozumieniu.
Odwróciłem się na pięcie i ostrożnie skierowałem w stronę drzwi.
– Mam trzymać kciuki?! – spytała, kiedy wychodziłem.
Uśmiechnąłem się subtelnie. Właśnie tego potrzebowałem – wsparcia przyjaciółki.
– Przyda się!
Przeszedłem obok biurka Barbary, która nawet na moment nie spuściła ze mnie wzroku. Parsknąłem śmiechem. Z mojej perspektywy wyglądało to dosyć komicznie, chociaż ona pewnie traktowała swoje zadanie bardzo poważnie.
Stanąłem pod drzwiami do jej pracowni. Nie widziała mnie – była pochłonięta pracą nad szkicami. Wziąłem kilka głębokich oddechów i ułożyłem sobie w głowie parę planów. Tak na wszelki wypadek.
Przesunąłem szklane drzwi i ostrożnie wszedłem do środka. Nawet nie zareagowała. Uśmiechnąłem się nerwowo. Czułem, że pocą mi się dłonie, a serce wali niczym młot.
– Ostatnie szlify? – spytałem, tym samym zwracając na siebie jej uwagę.
Zachichotała w rozbawieniu. Zdjęła z sąsiedniego fotela ubrania i położyła je na biurku. Wskazała dłonią, żebym usiadł. Z trudem przełknąłem ślinę, po czym zrobiłem, co kazała.
– Odkąd Carmen poszła na przymusowy urlop, haruję za dwie – westchnęła, spuszczając wzrok. Zmarszczyła czoło. – Staram się zrozumieć Victorię, ale tak się nie da pracować.
Pokiwałem głową. Zebrałem się w sobie, żeby wykonać ten niewinny, pierwszy gest. Przysunąłem się bliżej dziewczyny i złapałem ją za rękę, aby w ten sposób dodać jej otuchy.
– Poczekaj jeszcze chwilę – odezwałem się. Caroline spojrzała mi prosto w oczy, przez co na moment zapomniałem języka w gębie. – A jak Xavier? Nie było go na sobotniej imprezie.
Parsknęła melodyjnym śmiechem i założyła kosmyk włosów za ucho.
– Raczej nie powinno cię dziwić, że nie było go na imprezie chłopaka, który tak potraktował jego siostrę – skwitowała, na co tylko pokiwałem głową. Zapomniałem o tym szczególe. – To cud, że jeszcze was nie wyrzucił.
Oboje uśmiechnęliśmy się na wspomnienie tamtego dnia. Edwards odesłał nas do domu, bo przespałem się z jego dziewczyną. Powrót Harrison do życia Xaviera oznaczał drugą szansę dla Guns N' Roses. Niestety nie było nam dane długo się nią cieszyć.
– To pokazuje, że jesteś dla niego bardzo ważna – zacząłem z trudem. Wolałem najpierw wybadać teren. To, że nadal trzymałem jej dłoń, tylko dodawało mi otuchy. – W przypadku Victorii...
– Może kiedyś tak było – przerwała mi. Z trudem powstrzymałem uśmiech. – Teraz jest inaczej. Próbowałam to ratować, ale... Za każdym razem dochodzimy do punktu, gdzie kłócimy się i wzajemnie obwiniamy o byle co. Zaczynam się zastanawiać, czy to naprawdę ma sens.
Bezradność na jej twarzy nieco ostudziła moje zamiary. Nie mogłem wykorzystać stanu, w jakim się znajdowała. Nie chciałem.
– Carrie, jeśli mógłbym jakoś pomóc...
Zaśmiała się gorzko i pokręciła głową. Wyrwała dłoń z mojego uścisku, co sprowadziło mnie na ziemię.
Po co tu przychodziłem? Dlaczego pozwoliłem, żeby Slash namieszał mi w głowie?
– Nie chcę twojej litości. Poza tym, w jaki sposób mógłbyś mi pomóc?
Zacisnąłem usta w wąską linię. Nie wiedziałem, co miałem jej odpowiedzieć. Nie mogłem także patrzeć, jak strugi łez wylewały się z jej oczu.
Działałem instynktownie. Położyłem dłoń na jej policzku i zamknąłem nasze usta w pocałunku. Nie spodziewała się tego, bowiem przez chwilę pozostawała w szoku. Myślałem, że kiedy dotrze do niej, co zrobiłem, odsunie się gwałtownie i spoliczkuje mnie. Na szczęście myliłem się. Pogłębiła pocałunek i zamieniła go w niewinną, jednak pełną uczuć pieszczotę. Nigdy do tej pory nie byłem w takim stanie. Miałem wrażenie, że każdą komórkę w moim organizmie wypełnia pozytywna energia. Czułem przyjemne ciepło i napływ radosnych odczuć.
Czy to możliwe, że...
Powoli odsunęliśmy się od siebie. Caroline drżącą ręką dotknęła warg, które jeszcze przed chwilą czule otulały moje usta.
Miałem tylko nadzieję, że nie ucieknie. Albo co gorsza nie zacznie mnie przepraszać. Teraz już bym tego nie przeżył.
– Axl... – zaczęła z trudem. Głos jej się łamał.
Teraz albo nigdy.
– Carrie... Chyba się w tobie zakochałem – przyznałem.
Przez chwilę sam nie wierzyłem w te słowa. Przecież nienawidziłem tej dziewczyny! Jednak te czasy już dawno odeszły w niepamięć. Teraz chciałem spędzać z nią każdą wolną chwilę.
Uśmiechnęła się, lecz zaraz po tym zaczęła płakać. Zmarszczyłem czoło i położyłem dłoń na jej ramieniu.
– Zrobiłem coś nie tak? – spytałem delikatnie. Czułem się jak niedoświadczony nastolatek.
– Nie – wyszlochała, kręcąc głową. Dobrze, że tego dnia nie miała na sobie makijażu. – Wszystko było idealne, cudowne. Chciałam, żeby tak się stało. Tylko...
Zrobiło mi się miękko na sercu. Skoro tego chciała, to już było dobrze, nie?
– Tylko? – dociekałem, próbując wyciągnąć z niej coś więcej.
– Boję się – przyznała. Nie mogłem patrzyć na jej ból. Przyciągnąłem ją bliżej i objąłem jej ciało. Wtuliła się we mnie. – Boję się, że stracimy wszystko co zyskaliśmy na rozwodzie. Że...
– Będziemy mieć siebie – zapewniłem, czule gładząc ją po plecach. – To powinno na początek wystarczyć.
– A zespół? – wydukała.
Zmarszczyłem nieznacznie czoło. Musiałem o tym pomyśleć. Ale nie teraz. To mogło poczekać.
– Jutro się tym zajmę. – Puściłem ją, przez co wróciliśmy do poprzedniej pozycji. Położyłem dłoń na jej policzku. Nie potrafiłem się powstrzymać. – Ten wieczór chcę spędzić tylko z tobą. Pakuj manatki i zwijamy się do Plazy. Vicky zrozumie.
Uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową. Wytarła mokre policzki i odetchnęła głęboko.
– Daj mi chwilę. Muszę jakoś się ogarnąć.
Pokiwałem głową. Wyszedłem na zewnątrz i stanąłem obok drzwi. Uśmiechnąłem się triumfalnie. Wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Chyba musiałem częściej słuchać Slasha.
Odruchowo zerknąłem w stronę Barbary. Zlustrowała mnie wzrokiem, po czym pokręciła głową. Zaśmiałem się. Już dawno nie byłem w tak dobrym humorze.
– Gotowa – obwieściła, dobijając do mnie.
Zerknąłem na Caroline, która kurczowo zaciskała palce na brązowej torebce. Posłałem jej ciepły uśmiech, który dopiero po chwili niepewnie odwzajemniła.
– W takim razie chodźmy.
Puściłem ją przodem. Stanęliśmy przed windą. Nacisnąłem guzik. Musieliśmy chwilę poczekać, bowiem zjechała na sam dół. Nieoczekiwanie Harrison złapała moją dłoń i zaplotła nasze palce. Spojrzałem na nią. Wlepiała wzrok w sufit. Uśmiechała się, od czasu do czasu przygryzając dolną wargę. Zaśmiałem się krótko.
Wreszcie winda przyjechała na nasze piętro. Rozsunęły się drzwi a widok mężczyzny znajdującego się w środku zaskoczył naszą dwójkę. Tymczasem Juan nawet nie zwrócił na nas uwagi. Przeszedł obok i zmierzył prosto do gabinetu Victorii. Carrie otworzyła szeroko usta i pokręciła głową z niedowierzaniem. Niemal wepchnąłem ją do windy, zanim drzwi zdążyły się zamknąć.
– Widziałeś?! – pisnęła, nadal pozostając w szoku. Wcisnąłem odpowiedni guzik. – To był on. Czy to znaczy, że...
Nie dokończyła. Po raz kolejny zamknąłem nasze usta w krótkim, lecz namiętnym pocałunku.
– Tym zajmiemy się jutro – oznajmiłem triumfalnie, na co uśmiechnęła się figlarnie i pocałowała mnie.
VICTORIA
Odłożyłam na miejsce ostatnią turę dokumentów. Wypiłam ostatni łyk wody i spakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Już od ponad godziny marzyłam jedynie o ciepłej kąpieli, wygodnej kanapie i ulubionym serialu. Mimo to postanowiłam po raz kolejny zostać dłużej w pracy i zrobić wszystko, co sobie zaplanowałam.
– Tak myślałem, że jeszcze cię tu zastanę.
Zatrzymałam się na chwilę, usłyszawszy jego głos. Przekręciłam głowę i subtelnie ściągnęłam brwi. Nie spodziewałam się, że tak szybko zmieni zdanie.
Mężczyzna zdecydowanym krokiem pokonał odległość, która nas dzieliła. Rozpiął guzik marynarki i usiadł naprzeciwko mnie. Jego nieco tajemniczy, ale pewny siebie wyraz twarzy sugerował, że znowu w pełni kontrolował sytuację.
– Zmieniłeś zdanie? – zaczęłam, od razu przechodząc do sedna. Chciałam mieć z głowy tę rozmowę.
Zaśmiał się krótko.
– Uparta jesteś, wiesz? – Wzruszyłam ramionami. – Może przyszedłem zapytać, jak się czujesz? Albo opowiedzieć ci o spotkaniu z twoją przyjaciółką.
Wzdrygnęłam się. Doskonale wiedziałam, że chodziło mu o Lily. W końcu sama ustalałam to spotkanie. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji, jednak Juan był człowiekiem biznesu i to się dla niego najbardziej liczyło. Dlatego mimo małego spięcia pomiędzy nami, zgodził się poświęcić swój czas i wysłuchać, co McKenzie miała do powiedzenia.
– Mam nadzieję, że jej pomogłeś – odparłam ze zmieszaniem. Odniosłam wrażenie, że wróciliśmy do punktu wyjścia. A już prawie miałam go w kieszeni.
Uśmiechnął się szeroko. Oparł się o krzesło i zaplótł palce na klatce piersiowej.
– Siwy to mój człowiek – odparł. Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Juan nie był głupi. – Ale widzę, że Eddie nie zamierza się poddać. Kiedyś bardzo szanowałem Johnsona. Pomógł mi zaistnieć na tym rynku. – Z trudem przełknęłam ślinę. Nie miała pojęcia, jaki był cel tej wypowiedzi. – Dlatego postanowiłem spłacić dług wdzięczności. Podałem mu tę kanalię na tacy. Konkretniej jego ptaszkowi.
Kamień spadł mi z serca. Przez chwilę bałam się, że Martinez nadal będzie brnął w to destrukcyjne bagno. Na szczęście dla mnie, działał zgodnie z planem.
Teraz tylko pozostawało mi banie się o bezpieczeństwo Lily. Po naszej ostatniej rozmowie, nie żywiłam do niej już aż takiej niechęci. Próbowałam zrozumieć jej przesłanki. Poza tym nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłam igrania z Siwym. Ten człowiek był nieobliczalny.
– Naprawdę dobrze to słyszeć – przyznałam po chwili, ujarzmiwszy nerwy. – W końcu od dawna dawał w kość każdemu z nas.
Pokiwała głową, przyznając mi rację.
– Jednak zaczynam wątpić, że to jest jedyny powód twojej wizyty – kontynuowałam, dokładnie lustrując go wzrokiem. – Powiesz mi, czego tak naprawdę chcesz?
Westchnął krótko. Rozejrzał się po gabinecie, wprowadzając mnie w zakłopotanie. Dlaczego czasami nie potrafiłam czytać z niego jak z otwartej księgi?
– Miałaś rację – przyznał, co nieco zbiło mnie z tropu. Czyżby było aż tak wspaniale? – Harding jest twoje. W całości. Możesz zrobić z nim, co tylko chcesz. W granicach rozsądku, oczywiście.
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie przekonam go do swojego planu. Tymczasem on po raz kolejny mnie zaskoczył. Myślałam, że będę musiała użyć pewnych wydarzeń z Europy jako argumentów, ale chyba miało się obyć bez tego.
– Wiedziałam, że postąpisz mądrze – odparłam po chwili. – Nie sądziłam, że tak szybko...
Przerwał mi jego głęboki, ironiczny śmiech. Zmarszczyłam czoło. Czegoś tutaj nie rozumiałam. Czyżby to była jakaś jego kolejna zagrywka?
– Po prostu chcę oddać interes Blair w dobre ręce, a jak na razie tylko tobie ufam. – Prychnęłam. Nie wiedziałam, czy miałam to uznać za komplement. – Harding nie powinno mieć ze mną żadnych powiązań. Tak w razie czego.
Pokiwałam głową. Mówił z sensem, jednak jak do tej pory nie usłyszałam słów, na które czekałam.
– To jednak nie znaczy, że zgodzę się na twój plan, mi amor – kontynuował. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. – Sądzę, że za dużo ode mnie wymagasz.
Prychnęłam gorzko i pokręciłam głową. Jego słowa sprowadziły mnie na ziemię. Czego się spodziewałam? Że jedno spotkanie z Lily zmieni jego sposób postrzegania świata o sto osiemdziesiąt stopni? Oczywiście, że nie. Dlatego musiałam wymyślić bardziej przekonywujące argumenty.
– Nie pracuj zbyt długo – zasugerował, posyłając mi troskliwy uśmiech. – Powinnaś teraz dużo odpoczywać.
Wstał i odwrócił się do mnie tyłem. Zacisnęłam usta w wąską linię. Miałam nie poruszać tego tematu, ale nie mogłam tak po prostu pozwolić mu odejść. Musiałam dopiąć swego albo poszłabym na samo dno, żeby zająć miejsce obok Titanica.
Juan zapiął guzik marynarki i już zmierzał w stronę wyjścia.
– Zrób to dla niego – wypaliłam, łudząc się, że zadziała.
Zatrzymał się w pół kroku. Odniosłam wrażenie, że minęły wieki, zanim odwrócił się w moją stronę. Z trudem przełknęłam ślinę, zauważywszy na jego twarzy gniew. Podszedł bliżej fotela, który wcześniej zajmował i zacisnął dłonie na jego oparciu.
– Nie mieszaj go w to – warknął. W tej chwili żałowałam, że nie mogłam stać się niewidzialna.
– Nie powinieneś zapominać o tym, co się stało w Europie. Po co tam pojechaliśmy...
Zaśmiał się gorzko, przerywając mi. Jego obojętność raniła moje serce.
– Czasami chciałbym, wiesz? – Uniósł brew.
– Jesteś bezuczuciową, egoistyczną machiną – wywnioskowałam, z trudem powstrzymując się od łez. – Dobrze wiesz, że on na to nie zasługuje.
Pokręcił głową i zabrał dłonie z oparcia.
– Dlaczego to zrobiłaś? Skomplikowałaś wszystko.
Zaśmiałam się gorzko i pokręciłam głową. Mogłam się spodziewać, że zacznie szukać winnych dookoła. Niestety obrał sobie zły cel.
– Nie, Juan. Dałam ci powód, dla którego powinieneś rozważyć moją opcję. Na miłość boską, to jest twój...
– Nie kończ – przerwał mi. – To nic nie zmienia.
Westchnęłam ciężko. Dlaczego on musiał mieć serce z kamienia? Nie mógł chociaż w tej sprawie pomyśleć o nim tak jak o Blair? Dlaczego ona była ważniejsza od niego?
– Będę czekała, aż zmienisz zdanie – oznajmiłam obojętnie. – Obiecuję nie naciskać, chociaż wiesz, jak do tego podchodzę.
Pokiwał głową. Zdawało się, że zdążył już zażegnać wszystkie negatywne emocje.
– Dasz się zaprosić na kolację? – spytał niespodziewanie.
Wzięłam krótki wdech i pokręciłam głową.
– Nie tym razem.
Uśmiechnął się blado, po czym wyszedł, a ja wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą.
Dlaczego ten mężczyzna nie mógł wreszcie zacząć myśleć racjonalnie?
Jak na razie mam pół następnego rozdziału. Nie wiem, czy uda mi się go skończyć do następnego tygodnia, ale to jeszcze dam Wam znać.
Na 90% nie będzie rozdziału za dwa tygodnie. Później też nie wiem. Mam matury i to jest dla mnie teraz priorytetem. Ale spokojnie, najwyżej zrobię Wam kiedyś maraton 😉
Dziwi mnie, że nikt poprawnie nie odpowiedział na poprzednie pytanie. Paradoksalnie, była jedna dobra odpowiedź (wyświetliła mi się w powiadomieniu), ale kiedy próbowałam ją zobaczyć na watt, to zniknęła. Ktoś ją chyba usunął. A szkoda. Ale dodałam podpowiedź, także poczekam jeszcze trochę.
Dlatego teraz może będzie troszkę łatwiej :')
PYTANIE KONKURSOWE:
W który mieście po raz pierwszy spotkali się Caroline i Axl?
9 do końca
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top