41. My boy's an ugly crier but he's such a pretty liar

Billie Eilish - bad guy

VICTORIA

Przeglądałam kolorowy magazyn, przygotowując się do spotkania z naszym potencjalnym fotografem. Wolałam dogłębniej poznać jego twórczość, czym mogłam później zapunktować.

– Masz gościa.

Podniosłam wzrok znad czasopisma i przeniosłam go na zatroskaną twarz Barbary. Przechyliłam głowę i zmarszczyłam niepewnie czoło.

– O co chodzi? Przyjechała inspekcja czy co?

Pokręciła głową.

– Gorzej.

Teraz to już nawet nie próbowałam się domyślać, o kogo jej chodziło. Chciałam to szybko i bezboleśnie załatwić, aby następnie wrócić do przerwanej czynności. Mimo iż nie wiedziałam, na co się piszę.

– Nie może być aż tak źle. Wpuść go – poleciłam, po czym upiłam łyk kawy. Po tym jak przeczytałam wszystkie artykuły z wiarygodnych źródeł i upewniłam się u lekarza, wróciłam do wersji kofeinowej.

Pokiwała głową i wyszła na korytarz. Nakleiłam na odpowiedniej stronie kolorową karteczkę i zamknęłam magazyn, a następnie odłożyłam go na bok. Założyłam włosy za uszy i wygodnie rozsiadłam się na fotelu.

Zauważywszy jego postać, rozchyliłam subtelnie usta. Nieprzyjemny dreszcz przeszył moje ciało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek postanowi się tutaj pojawić. Oczywiście Caroline go wpuściła.

– Myślałem, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać – prychnął, uśmiechając się gorzko.

Poczułam dziwny ucisk w sercu. Wyglądał jak siedem nieszczęść, podczas gdy ja tryskałam radością. To nie była moja wina, a mimo to miałam wyrzuty sumienia.

– Nie wiedziałam, że to ty – mruknęłam. Pokazałam mu dłonią, żeby zajął miejsce naprzeciwko mnie, ale w odpowiedzi pokręcił głową. – Czego chcesz, Izzy?

Zaśmiał się gorzko, odwracając głowę w kierunku obrazu, który wisiał na ścianie. Włos zjeżył mi się na skórze.

– Nie możemy tak funkcjonować – stwierdził. Zlustrował mnie wzrokiem. – Chociaż ty nie wyglądasz tak źle. Najwidoczniej zmiana otoczenia i korpoświat dobrze na ciebie działają.

Uśmiechnęłam się ironicznie. Jeśli zamierzał grać w ten sposób, to ja nie chciałam pozostawać mu dłużna.

– No widzisz, a ja myślałam, że będzie na odwrót – skwitowałam. Otworzył usta, jednak nie dopuściłam go do słowa. – I nawet nie próbuj mi wmawiać, że usychasz z tęsknoty czy gryzą cię wyrzuty sumienia. To nie zadziała.

Pokiwał głową, drapiąc się palcami po brodzie, którą pokrywał kilkudniowy zarost.

– Wiem, że tylko udajesz silną – wywnioskował. Przygryzłam policzek. Miał rację. – Za szybko się poddałaś. Przekreśliłaś nas. Dlaczego mi nie powiesz, ile czasu potrzebujesz. Poczekam tyle, ile każesz. Nadal...

– Nawet nie kończ – przerwałam mu szorstko. Nie chciałam, żeby niepotrzebnie rozdrapywał prawie wygojone rany.

– Vicky, żałuję, że tak się stało.

Po moim policzku spłynęła łza. Pieprzone hormony. Właśnie dlatego próbowałam uniknąć tej rozmowy.

– Izzy, ale my już wszystko sobie wyjaśniliśmy. To definitywny koniec. Uwierz, dla mnie to też nie jest łatwe. Jednak nie wiem, czy umiałabym ci znowu zaufać. Mieć pewność, że po raz kolejny nie zdecydujesz się na skok w bok.

Pociągnęłam nosem i wytarłam policzek grzbietem dłoni. Chłopak spuścił na moment wzrok i schował dłonie do kieszeni spodni.

– Rozumiem – mruknął z nutą bólu w głosie. – Teraz to ja jestem czarną owcą.

– To nie tak. – Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko.

– Rozumiem, że masz mnie dość. Ale mogłaś mi powiedzieć. – Prychnął gorzko.

Zmarszczyłam czoło. Nie wiedziałam, o czym mówił.

– Nie udawaj głupiej. Rosie mi powiedziała, że jesteś w ciąży. – Rozchyliłam usta i pokręciłam głową. Chciałam mu wszystko wyjaśnić, jednak nie dopuścił mnie do słowa. – Dlatego tutaj przyjechałem i mimo wszystko zdecydowałem się na rozmowę z tobą. Wiedziałem, że nie dasz mi drugiej szansy. Masz prawo mnie nienawidzić, ale coś takiego? Serio, Vicky? Nie sądzisz, że powinienem wiedzieć? Musimy coś ustalić. Chcę być obecny w życiu tego dziecka. Nie pozwolę, żeby wychowywało się bez ojca. – Moje oczy zaszły łzami. Za wszelką cenę chciałam mu przerwać i na spokojnie wszystko wyjaśnić, ale nie pozwalał mi na to. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, co? Bo stwierdziłem, że to jeszcze nie czas? Bo było to dla ciebie niewygodne?

– Izzy... – wyszlochałam, jednak nie dał mi dokończyć.

– Dlaczego, Vicky? Dlaczego aż tak mnie nienawidzisz, że mi nie powiedziałaś?

Pokręciłam głową. Nie mogłam już dłużej słuchać tego wywodu. Przecież nie byłam aż taka zła. Wcale nie chciałam, żeby to bezbronne maleństwo wychowywało się bez ojca.

– Jesteś pieprzoną egoistką, która...

– To nie jest twoje dziecko! – wykrzyczałam, przerywając mu.

Zapanowała cisza. Rozchyliłam szeroko usta. Próbowałam ustabilizować niemiarowy oddech. Pokręciłam gwałtownie głową. To nie miało tak wyglądać. Nie w taki sposób miał się dowiedzieć.

Pokiwał tylko głową, po czym wyszedł bez słowa.

Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić. Nie mogłam się denerwować. To mogło zaszkodzić dziecku.

– Vicky, wszystko w porządku? – Usłyszałam zatroskany głos Carmen.

Przeniosłam wzrok na dziewczynę, która prędko znalazła się przy mnie. Złapała moją dłoń i pomogła mi ustabilizować oddech i wyciszyć się.

– Dziękuję – wyszeptałam, posyłając jej subtelny uśmiech.

– Nie ma za co. – Odsunęła się nieznacznie. – Powiesz mi, co tutaj robił Izzy?

Westchnęłam krótko. Musiałam jej kiedyś powiedzieć prawdę. Te ciągłe kłamstwa doprowadzały mnie na skraj wytrzymałości.

– Chciał, żebym mu wybaczyła. Byliśmy parą, ale rozstaliśmy się, bo zdradził mnie z przypadkową siksą. Jestem w ciąży. – Zaśmiałam się ironicznie. Nie w taki sposób miała się dowiedzieć. – Myślał, że zostanie tatusiem, ale na szczęście to nie jest jego dziecko. Na początku tak nie myślałam, ale powiedział słowa, które diametralnie zmieniły moje myślenie.

Przeniosłam wzrok z mojego brzuszka, który tak właściwie z wiadomych powodów był jeszcze niewidoczny, na Carmen. Ściągnęłam podejrzliwie brwi. Oddychała niespokojnie, uśmiechała się gorzko i kręciła głową. Prawie zaczęła płakać. Nie rozumiałam, o co mogło chodzić.

– Vicky, tak bardzo cię przepraszam – wyszlochała, energicznie kręcąc głową. Od zawsze była bardzo empatyczna, ale żeby aż tak? – Nie czytam kolorowej prasy. Nie wiedziałam, że byliście parą.

Zaśmiałam się w dezorientowaniu.

– Co ty mi właśnie próbujesz powiedzieć?

– Przepraszam. Nic nie wiedziałam. Nie powiedział mi...

Wytrzeszczyłam oczy i rozchyliłam wargi. Pokręciłam głową, śmiejąc się boleśnie. Nie, to się nie działo naprawdę.

Czy ja mogłam już się obudzić z tego koszmaru?

– Ty byłaś tą dziewczyną, z którą się przespał? – spytałam, licząc, że zaprzeczy. Pokiwała niepewnie głową. – Dlaczego?

Oblizała usta i pociągnęła nosem.

– Bo nadal coś do niego czuję. – Wzruszyła ramionami. – Myślałam, że uda nam się wrócić do tego, co było w liceum. Nie wiedziałam, że jest z tobą. W przeciwnym razie nigdy bym się na to nie zdecydowała. Przeczytał o mnie w prasie. Wysłał list. Rozmawialiśmy w taki sposób przez pewien czas. Na stopie przyjacielskiej. Zaprosił mnie na koncert sylwestrowy w Minneapolis. Tam poszliśmy o krok za daleko. Pierwszy i ostatni raz.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Dopiero teraz wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Te ciągłe kłótnie, nieporozumienia... Czyżby to był pretekst? A może powód? Teraz to nie grało roli. Izzy mógł nadal coś do mnie czuć, jednak to Carmen była jego drugą połówką.

Nie chciałam mieć do niej żalu, mimo że zrobiła coś okropnego. Znałam Carmen od dłuższego czasu i wiedziałam, że mówiła prawdę. Raczej nie zmieniłaby się aż tak.

W liceum przez pewien czas spotykała się z kapitanem drużyny futbolowej. Dosyć stereotypowo. Po zerwaniu naszła ją ochota na rockmana. Nie widziała go w Axlu, dlatego dała mu kosza. O to też Rose był na nią obrażony. Wolała Izzy'ego. Dzięki mnie znali się już wcześniej. Wiedziała, że nie był mi obojętny, dlatego spytała, czy nie miałabym nic przeciwko ich związkowi. Poprosiła mnie o błogosławieństwo.

Dlaczego zatem tym razem miałoby być inaczej?

Pokręciłam głową. Mimo to nie potrafiłam tak szybko jej wybaczyć i zapomnieć. Jak na razie widziałam w niej kobietę, która zabrała mi narzeczonego.

– Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Będę się od niego trzymała z daleka. Tylko mi wybacz.

Pokręciłam głową. Po raz kolejny oczy zaszły mi łzami. Chciałam jej uwierzyć. Przytulić i podzielić się obawami. Jednak nie mogłam. Musiałam zrobić to samo co kilka lat temu.

– Nie chcę, żebyś trzymała się od niego z daleka – odparłam chłodno, pociągnąwszy nosem. – Każdy zasługuje na szczęście. A ja jestem szczęśliwa tu, gdzie jestem teraz. Masz moje błogosławieństwo, jeśli o to chodzi.

– Vicky, dziękuję, ale...

– Mimo to uważam, że powinnaś wziąć kilka dni wolnego. Wyjechać i nie pokazywać się na Manhattanie – dokończyłam szorstko, odwracając od niej wzrok. Nie potrafiłam na nią obojętnie patrzeć.

– Przepraszam – mruknęła, kręcąc głową.

Wycofała się, prawie wpadając na niego w drzwiach. Uśmiechnęłam się niepewnie, a następnie dosłownie uciekła do swojego gabinetu. Zmarszczyłam czoło i z trudem przełknęłam ślinę.

– Wszystko w porządku?

Przeniosłam wzrok na zatroskaną twarz mężczyzny. Nie spodziewałam się, że tego dnia złoży mi wizytę. Uśmiechnęłam się blado i położyłam dłoń na brzuchu. Chciałam, żeby maleństwo odziedziczyło po nim kolor oczu.

– Nie wiem – przyznałam zgodnie z prawdą. Wypuściłam powietrze ustami. – Mógłbyś zabrać mnie do szpitala?

AXL

– Dwa razy whiskey z lodem, poproszę.

Położyłem banknot na blacie. Odwróciłem się w stronę pomieszczenia, które wypełniło się grupką ludzi. Uśmiechnąłem się nieznacznie. Jeśli wszystko poszło po mojej myśli, to jeszcze tego wieczora mieliśmy świętować z butelką drogiego szampana.

Odebrałem od barmana moje zamówienie. Upiłem łyk bursztynowego trunku. Ostrożnie lawirowałem pomiędzy stolikami, kelnerami i gośćmi, aż doszedłem do punktu, w którym mieliśmy się spotkać. Odstawiłem jedną szklankę na blat wysokiego stolika i włożyłem dłoń do kieszeni.

Była spóźniona. Zmierzwione przez wiatr włosy i niemiarowy oddech świadczyły o tym, że mimo wszystko śpieszyła się. Poprawiła niesforne kosmyki i z gracją pokonała odległość, jaka nas dzieliła.

– Widzę, że pracowałaś do ostatniej chwili – zauważyłem, podając jej szklankę z whiskey. Wypiła sporą ilość trunku. – Jak tam twoja szefowa?

Westchnęła krótko, spuszczając na moment wzrok.

– Podczas całej akcji byłam na spotkaniu z modelkami – oznajmiła, wzruszając ramionami. – Kiedy wróciłam, Vicky nie było. Barbara wysłała mnie na spotkanie z fotografem. Nie wyglądała na najszczęśliwszą. Podejrzewam, że twój plan nie wypalił.

Pokręciłem głową. Zmoczyłem usta w trunku. Niech to szlag! A już było tak blisko.

– Coś mi tutaj nie pasuje – mruknąłem z przekąsem. – Gdzieś musi być jakiś haczyk.

– Masz okazję się tego dowiedzieć – zanuciła, wskazując wzrokiem za moje plecy.

Odwróciłem się. W naszą stronę podążał nie kto inny jak Izzy. Uniosłem subtelnie brew. Chyba jednak mój plan zadziałał. Wyglądał w miarę przyzwoicie – wziął prysznic, ogolił się i przebrał w czyste ubrania. Czyżby Barbara robiła dobrą minę do złej gry?

– Możesz mi mówić mistrzu – wyszeptałem w stronę dziewczyny, na co ta zachichotała. Zrobiło mi się dziwnie miękko na sercu.

Stradlin dobił do nas. Z bliska nie wyglądał już tak dobrze. W jego spojrzeniu kryła się chęć mordu, przez co uśmiech zniknął z mojej twarzy.

– Wiem, że maczałeś w tym palce – zaczął z grubej rury.

Parsknąłem śmiechem. Postanowiłem grać głupiego.

– Sorry, stary. Wiem, że nie lubisz tego rodzaju przyjęć, ale nie mogłem się powstrzymać. Ciesz się, że nie krzyczeliśmy niespodzianka. – Zaśmiałem się, próbując w ten sposób rozładować napiętą atmosferę. Nie pomogło.

Caroline przewróciła oczami i dała mi kuksańca w bok.

– Po tym jak Rosie nam powiedziała, uznaliśmy, że to byłoby najlepsze wyjście z sytuacji. W końcu powinieneś wiedzieć o dziecku – wyjaśniła ze skruchą.

Izzy pokiwał głową i westchnął krótko.

– Problem w tym, że to nie jest moje dziecko. Dlatego mi nie powiedziała – odparł, uśmiechając się gorzko. Odebrał od przechodzącego kelnera kolorowego drinka, po czym jednym haustem wypił jego sporą ilość.

Oboje z Caroline otworzyliśmy usta i popatrzyliśmy po sobie. Nie mieliśmy o tym pojęcia. Ba, nawet nie zakładaliśmy takiej opcji. Vicky raczej nie miała romansu, co znaczyło, że dosyć szybko się pocieszyła. Tylko kto był szczęśliwym kochankiem i przyszłym tatusiem?

– Masz jakieś podejrzenia? – drążyła temat Carrie. Starała się zachować delikatność.

– Powiedzmy – westchnął, dokończywszy swojego drinka.

Zmroziło mnie na moment. Spośród tłumu wypatrzyłem elegancko ubraną kobietę, która z szerokim uśmiechem na twarzy witała się z co drugim gościem. Poruszała się z niezwykłą lekkością i gracją. Zapewne często bywała na podobnych imprezach. Zarzuciła włosy na plecy. Przez ułamek sekundy złapaliśmy kontakt wzrokowy. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a zastąpiło go rozgoryczenie. Nie przejmując się mężczyzną, który próbował z nią porozmawiać, zmierzyła w naszą stronę.

– Chyba mamy nieproszonego gościa – obwieściłem, wodząc wzrokiem po ich zmieszanych twarzach. – Przynajmniej ja jej nie zapraszałem.

– Sama się wprosiłam – wyjaśniła, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Stanęła obok Izzy'ego, jednak zachowała bezpieczną odległość. Z trudem próbowała na niego nie patrzeć. – Musimy wreszcie coś sobie wyjaśnić – dodała z trudem. Oblizała czerwone usta.

Stradlin zerknął na nią przelotnie, po czym odebrał od kelnera kolejną porcję alkoholu. Z trudem przychodziło mu zachowanie obojętności, podczas gdy Carmen znajdowała się tak blisko niego.

– Obstawiam, że wiedzieliście – kontynuowała, wymownie patrząc na mnie i Caroline. Czułem się jak przedszkolak, który coś nabroił. – Carrie, dlaczego mi nic nie powiedziałaś?

Pokiwałem głową i jednym haustem wypiłem zawartość mojej szklanki. Czyli już się o wszystkim dowiedziała. Ciekawe od kogo.

– Przepraszam, nie chciałam niczego komplikować – jąkała się, z trudem dobierając słowa. Postanowiłem ją od tego uratować. W końcu to ja nawarzyłem tego piwa, które teraz musiałem wypić.

– Kto ci w ogóle powiedział? – dopytałem, posyłając jej ciekawskie spojrzenie.

Jennings spuściła wzrok i westchnęła ciężko. Odebrała od Izzy'ego szklankę z drinkiem – która o dziwo nie była jeszcze pusta – i na raz wypiła całą zawartość. Chłopak chyba się tego nie spodziewał, bowiem nawet nie protestował, kiedy ta odbierał mu alkohol. A ostatnimi czasy niechętnie się nim dzielił.

– Victoria – odparła z gorzkim uśmiech na twarzy. Popatrzyliśmy po sobie z niedowierzaniem. Szlag, nie tak miała się dowiedzieć! – Gdybyście mi powiedzieli, to uniknęłabym tej mega niekomfortowej sytuacji. – Przeniosła pełne rozgoryczenia spojrzenie na Stradlina, który nieco zmarszczył czoło. – Dlaczego nie byłeś ze mną szczery w tej sprawie? Przecież wiedziałeś, że nie chciałam zrobić jej tego świństwa!

Teraz to ja się czułem niekomfortowo. Wcale nie chciałem być świadkiem szczerej rozmowy pomiędzy Izzym i Carmen. Czasami życzyłem sobie, żeby ta dziewczyna nie pojawiła się ponownie w naszych życiach. Zbytnio namieszała. A ja i Carrie tylko to spotęgowaliśmy.

– Jak Vicky to przyjęła? – wtrąciłem się, próbując nieco złagodzić sytuację. Łzy w oczach Jennings i skrucha na twarzy Izzy'ego nie zwiastowały niczego dobrego. Modliłem się, żeby Edwards została bohaterem wieczoru i uratowała tę sytuację.

Carmen przeniosła wzrok na mnie i Carrie. Uśmiechnęła się blado i założyła kosmyk włosów za ucho.

– Lepiej niż się spodziewałam – przyznała z trudem. – Co prawda poczuła się oszukana i przez najbliższy czas nie chce mnie widzieć, ale nie dziwię się. Jest szczęśliwa tu i teraz. I chce, żebym ja też była. – Posłała przelotne spojrzenie Izzy'emu. Miałem wrażenie, że uśmiechnął się nieznacznie. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

Czyli Victoria jednak kogoś miała. I wyglądałoby na to, że to nie była tylko przygoda na jedną noc.

– Pewnie chodzi o ojca dziecka – wydedukowałem. – Kogo podejrzewasz? – zwróciłem się do Stradlina, który nonszalancko włożył dłonie do kieszeni spodni, powstrzymując się od chociażby przypadkowego dotknięcia Carmen.

Chłopak zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.

– Z pewnością jest to Icarus. Od pewnego czasu znalazła w nim prawdziwego przyjaciela i powiernika swoich sekretów. Zniknąłem z horyzontu, więc pewnie poszli o krok dalej.

Podobała mi się ta teoria. Wtedy wychodziłoby na to, że tamtego dnia nie miałem zwidów i Jack Icarus naprawdę odwiedził Harding. Wiedziałem, że jeszcze nie mam schizofrenii!

– Czy wy możecie wreszcie przestać mieszać i wplątywać innych do swoich planów?!

Naszą konwersację przerwała podenerwowana Rosie, która nie wiadomo skąd i kiedy pojawiła się przy naszym stoliku. Założyła ręce na piersi i posłała mi i Carrie karcące spojrzenie.

– Chcieliśmy dobrze, wyszło jak zawsze. – Wzruszyłem ramionami. Dziewczyna nie była pierwszą osobą, która tego wieczoru przychodziła do nas z wyrzutami. Do kompletu brakował tylko Victorii. Chociaż wątpiłem, żeby po tym wszystkim pojawiła się na imprezie urodzinowej swojego byłego narzeczonego. – Za co ty chcesz na mnie nakrzyczeć?

Pokręciła głową.

– Dzwoniła Victoria – obwieściła, na co subtelnie uniosłem brew. Czyli ona też chciała na mnie nakrzyczeć. Teraz już mieliśmy komplet. – Kategorycznie zabroniła mi wtrącać się w sprawy pomiędzy nią a Izzym. Axl, powiedziałam ci o dziecku, bo myślałam, że ty jakoś na nią wpłyniesz. Nie miałeś organizować wylewnego spotkania z jej eks narzeczonym! – Westchnęła ciężko, przymykając oczy. Zwróciła się krótko do Izzy'ego: – Przykro mi, że musiałeś się dowiedzieć właśnie w takich okolicznościach. – Z trudem przełknęła ślinę. Zmarszczyłem czoło i pokręciłem głową. Nie, nie mogliśmy doprowadzić do tragedii. – Vicky pojechała do szpitala. – Carmen rozchyliła wargi i odruchowo złapała się za przedramię Stardlina. Łzy zaczęły napływać jej do oczu. – Spokojnie, z mamą i maluszkiem wszystko w porządku. To był fałszywy alarm. Wystraszyła się przez ten cały stres, którego przez was wszystkich doświadczyła.

Pokręciłem głową, wzdychając ciężko. Nie chciałem dopuścić do takiej sytuacji. Nie darowałbym sobie, gdyby coś się stało Victorii albo jej dziecku. Rosie miała rację. Posunęliśmy się o krok za daleko. Na całe szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Caroline odruchowo złapała moją dłoń. Pewnie zauważyła poczucie winy i upodlenie, które pojawiło się na mojej twarzy. Posłała mi blady uśmiech. Chciałem go odwzajemnić, ale nie potrafiłem. Moje myśli zaprzątała inna sprawa. Jej dotyk powodował, że robiło mi się dziwnie miękko i ciepło na sercu.

– Wiem, że Vicky zabroniła ci wtrącać się w jej życie, ale to jest ważne – zacząłem ostrożnie. Musiałem znać prawdę. Chciałem ich oddać w dobre ręce. – Nie wiesz, kto jest ojcem dziecka?

Pokręciła głową, troskliwie marszcząc czoło.

– Nawet nie wpadło mi do głowy, żeby zapytać. Byłam przekonana, że to Izzy. Ona sama też nic nie mówiła.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Westchnąłem krótko. Chyba pozostawało mi poczekać chwilę i za jakiś czas spróbować poruszyć ten temat z Victorią. O ile chciałaby o tym rozmawiać.

– Pewnie Jack – mruknął z niezadowoleniem Izzy. – Bo kto inny?

Na twarzy Caroline pojawiło się zakłopotanie. Wyswobodziłem dłoń z jej uścisku i objąłem dziewczynę ramieniem, okazując jej w ten sposób wsparcie. Wiedziała coś.

– Niekoniecznie – odparła z trudem. – Ostatnio przyszły rachunki za hotele, w których zatrzymywała się Victoria podczas pobytu w Europie. Jak się okazało, przez pewną część wyjazdu miała towarzystwo. Meldował się w tych samych hotelach co ona. W tym samym terminie.

– Myślisz, że to coś znaczy? – spytała z zaciekawieniem Carmen. – W ogóle o kim ty mówisz?

Otworzyła usta, jednak przez dłuższą chwilę nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Przyciągnąłem ją bliżej swojego torsu. Nie powinienem był – na sali mógł gdzieś krążyć Xavier – ale nie potrafiłem patrzeć, jak sama biła się z myślami.

– Masz rację, to może nic nie znaczyć – zaczęła niepewnie, nieco się jąkając. – Ale nie wykluczam, że mieli romans. To się nawet układa w jedną całość. Tylko jeśli mam rację, to Vicky wpakowała się w niezłe bagno.

– O kim mówisz? – ponaglał ją Izzy, za co posłałem mu karcące spojrzenie.

– O Juanie. To on był z nią w Europie. 

Hej 😊

Postanowiłam, że jednak zorganizuję konkurs :') Nagrodę ustalę ze zwycięzcą, także warto wziąć udział 😉

ZASADY:

Po każdym rozdziale będę zostawiała dla Was pytanie, które będzie dotyczyło AFI albo WTTPC. Będą one raczej podchwytliwe albo wręcz drobiazgowe. Oczywiście możecie szukać odpowiedzi w treści, jednak będzie się liczył czas.

Panuje zasada, kto pierwszy ten lepszy.

Osoba, która jako pierwsza poda prawidłową odpowiedź dostanie 15 punktów, jako druga - 10 punktów, a jako trzecia - 5 punktów. Osoba, która zdobędzie największą ilość punktów, wygrywa.

Jako nagrody pocieszenia dla drugiego i trzeciego miejsca przewiduję po dedykacji rozdziału w opowiadaniu, które będę publikowała po AFI.

Konkurs trwa aż do ostatniego rozdziału AFI.

Powodzenia😉

Mam jeszcze jedno małe pytanko do Was. Ostatnio zauważyłam, że zostawiacie mniej komentarzy pod rozdziałami niż kiedyś. Nie chce Wam się, czy to raczej moja wina, bo np. mało ciekawie piszę czy coś. Dajcie znać. Bo jeśli to drugie, to da się ten fakt zmienić 😉

PYTANIE KONKURSOWE:

Jak nazywała się partnerka i narzeczona Jacka, która zginęła w wypadku?  Podaj imię i nazwisko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top