39. I knew you were trouble when you walked in

John Travolta - Sandy

AXL

Przejechałem palcami po jej nagich, rozgrzanych plecach. Uśmiechnęła się szczerze i szeroko.

– Miałem naprawdę zły humor – przyznałem, zakładając jej za ucho kosmyk włosów.

– Tak? – Uniosła subtelnie brew.

Jej niewinny uśmiech sprawił, że kąciki ust samoczynnie mi się uniosły.

– Nie mogę wyjść z podziwu, jak na mnie działasz. Jesteś lepsza od terapii.

Zaśmiała się krótko i melodyjnie. Podniosła się, po czym cmoknęła mnie przelotnie w usta. Złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem bliżej tak, że oparła się na moim torsie. Pocałowałem ją namiętnie.

Zachichotała, odsuwając się na bezpieczną odległość.

– Było bardzo miło, ale chyba już powinnam sobie pójść – stwierdziła, ściągając brwi i wykrzywiając twarz w grymas.

Wstała z łóżka i zaczęła się ubierać. Z uwagą przyglądałem się, jak zapina guziki błękitnej koszuli.

– Sandy, proszę... – westchnąłem, chociaż wiedziałem, że niewiele to da.

Niedługo po niespodziewanym spotkaniu w Joey's znowu odnowiliśmy kontakt. Sandy dowiedziała się od Flicker, gdzie się zatrzymałem i złożyła mi wizytę. Zjedliśmy razem brunch, wypiliśmy kawę i przegadaliśmy dobre kilka godzin. Te kilka dni spędziliśmy, próbując odnowić naszą „przyjaźń".

Kiedy po raz kolejny przyleciałem do Nowego Jorku, znowu się spotkaliśmy. Wtedy też zaczęliśmy ze sobą sypiać. Dopiero po tym zorientowałem się, jak bardzo za nią tęskniłem. Lubiłem tę wersję siebie, którą się stawałem pod wpływem jej towarzystwa.

– Mamy spotkanie z fotografem – odparła niemrawo, ubierając lekko wytarte jeansy.

Prychnąłem gorzko. W tym tkwił największy problem. Jak na razie Sandy nie chciała zerwać zaręczyn. A ja nie zamierzałem na dłuższą metę być tym trzecim.

Odrzuciłem kołdrę na bok i wstałem z łóżka. Ubrałem bokserki, po czym podszedłem bliżej dziewczyny. Odwróciła ode mnie wzrok. Ostrożnie wyciągnąłem dłoń i ułożyłem palce na jej żuchwie, wymuszając, żeby spojrzała mi prosto w oczy.

– Sandy, kocham cię – przyznałem z trudem. Do tej pory powiedziałem to tylko jednej dziewczynie. Jednak po tych słowach kamień spadł mi z serca. – Wiem, że też to czujesz. Możemy być razem szczęśliwi.

Zacisnęła usta w wąską linię. Jej szkliste oczy wyrażały współczucie. Położyła swoją dłoń na mojej.

– Axl, też cię kocham, ale wiesz, że to jest niemożliwe – odparła przerywanym głosem, tym samym wbijając sztylet prosto w moje serce. – Zamierzam robić karierę w polityce. Nie mogę związać się z trudną do ujarzmienia gwiazdą rocka. – Zmarszczyła subtelnie nos. – W pewnym stopniu kocham swojego narzeczonego, chociaż to nie może się równać z tym, co czuję do ciebie. Jednak przy nim mogę być tym, kim chcę. Bez żadnych wyrzeczeń.

Pokręciłem głową. Gwałtownie zabrałem swoją dłoń i zrobiłem kilka kroków w tył. Uśmiechnąłem się gorzko. W końcu mogłem się tego spodziewać.

– Więc dlaczego się ze mną spotykałaś? Dlaczego robiłaś mi złudne nadzieje?

Wyrzuciłem ręce w powietrze. Nie chciałem tego, jednak nieświadomie doprowadziłem ją do łez.

– Bo cię kocham – wyszlochała. Oblizała niepewnie usta. – I chcę, żebyś był obecny w moim życiu.

Pokręciłem głową. Czułem, że nie jestem gotowy na tę rozmowę. Kompletnie się do niej nie przygotowałem. Mimo iż podobną już kiedyś przeprowadzałem.

– Jako kto? Kochanek? Sandy, nie zamierzam patrzeć, jak udajecie szczęśliwą parę, czekać na ciebie w hotelowych pokojach. Nie chcę w przyszłości być powodem rozpadu waszego małżeństwa.

Rozchyliła nieznacznie wargi. Jej policzki były zawilgocone od łez. Wiedziałem, że nie o to jej chodziło. Po prostu trochę się pogubiła.

– Co mam w takim razie zrobić? – spytała, nie kryjąc bezsilności.

Westchnąłem krótko. Wiedziałem, że było tylko jedno rozwiązanie całej tej sytuacji. Nie chciałem, żeby to padło z jej ust, jednak w pewnych sytuacjach już nie było odwrotu.

– Wybrać – mruknąłem, zaciskając dłonie w pięści. – Ja albo on.

Pokręciła głową. Trzęsła się nieznacznie. Miałem ochotę podejść bliżej i ją przytulić, ale nie mogłem. To tylko wszystko by pogorszyło. Wrócilibyśmy do punktu wyjścia.

Westchnęła krótko i wytarła policzki.

– Przepraszam – powiedziała tylko tyle.

Odwróciła się na pięcie i podążyła w stronę drzwi. Nawet nie próbowałem ją zatrzymać, chociaż tak bardzo chciałem. Z trudem pozostawałem w tym samym miejscu, coraz bardziej zaciskając dłonie. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy zorientowałem się, że to już koniec.

Postąpiłem dobrze. Nie zamierzałem rozwalić kolejnego małżeństwa. Tylko dlaczego to musiało aż tak boleć?

VICTORIA

– Dziękuję, że zająłeś się wszystkim pod moją nieobecność. – Uśmiechnęłam się subtelnie, podpisując dokumenty, które przyniósł dla mnie Harvey.

Włożyłam długopis do metalowego pojemnika i wręczyłam prawnikowi stos kartek.

– Nie było łatwo z Alex, ale w końcu udało nam się dojść do konsensusu. – Westchnął krótko, chowając dokumenty do teczki. – Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

Uśmiechnął się blado. Kompletnie nie widział tego planu, ale mimo to mi zaufał. Długo rozmawialiśmy. Sam zauważył, że każde inne wyjście z tej sytuacji przynosi coraz większe szkody. Wiedział, że to była jedyna racjonalna możliwość. Mimo to i tak miał obawy, iż nie wszystko pójdzie gładko i gdzieś coś zawiedzie.

Natomiast ja byłam dobrej myśli. Opracowałam ten plan, rozważając każdy, nawet najmniejszy aspekt. Dopiero wizyta w Barcelonie, otworzyła mi oczy. Pokazała, że można inaczej. Poza tym hiszpańskie powietrze dobrze wpływało na mój umysł.

– Pozytywne myślenie to połowa sukcesu. A ja wierzę, że mi się uda – przyznałam, zakładając nogę za nogę. – Co z Brooke? Znalazłeś coś?

Wykrzywił twarz w grymas i pokręcił głową.

Podpisałam ugodę i zapłaciłam jej tyle, ile chciała. Jednak to nie znaczyło, że zamierzałam się poddać. Nie podobała mi się ta cała sprawa. Wiedziałam, że to miało jakieś drugie dno. Dlatego poprosiłam Harvey'ego, żeby poszperał trochę i znalazł to, czego szukałam.

– Niezbyt. Tylko tyle, że od śmierci Jamesa pracuje w Ośrodku Rehabilitacyjnym pod wezwaniem św. Teresy na przedmieściach San Francisco. Czyli nadal nic nie wiemy.

Westchnęłam ciężko, opierając się o krzesło. Brooke była lekarzem, więc nic dziwnego, że pracowała w takim miejscu. Ten fakt nic nie zmieniał. Raczej.

– Postaraj się popytać kogoś stamtąd o nią – poprosiłam. Byłam tak zdeterminowana, że nawet przez chwilę sama pomyślałam o wizycie w San Francisco. Jednak ze względu na obecny stan, musiałam z tego zrezygnować. – Może wiedzą coś istotnego.

Pokiwał głową. Uśmiechnął się na pożegnanie, po czym wyszedł z mojego gabinetu. Westchnęłam ciężko i okręciłam się na krześle. Byłam już nieco zmęczona, a czekało mnie jeszcze jedno ważne spotkanie.

Związałam włosy w niskiego kucyka. Położyłam przed sobą plik dokumentów i zaczęłam je dokładnie studiować. Od czasu do czasu zerkałam na notatki, które wcześniej przygotowałam. Starałam się, żeby wszystko było takie, jak należy.

Oderwałam się na moment, usłyszawszy ciche pukanie.

– Widzę, że już się zadomowiłaś – zaśmiał się, kładąc na moim biurku parujący kubek. – Prezent od Barbary.

Parsknęłam śmiechem. Poprosiłam dziewczynę, żeby zaparzyła mi herbatę jaśminową.

– Dziękuję za fachową obsługę.

Fakt, że Martinez postanowił wyręczyć moją asystentkę, pewnie dotarł do niej z trudem. Jak się okazało, autentycznie się w nim podkochiwała. Bidulka.

– Przyjemność po mojej stronie.

Rozpiął guzik marynarki i usiadł naprzeciwko mnie. Upiłam łyk naparu.

– Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać – wspomniał, subtelnie ściągając brwi.

Pokiwałam głową. Poczułam niewielki skurcz w żołądku. Sprawa była poważna. W innym przypadku nie ściągałabym specjalnie Juana z Los Angeles.

– Nie będę owijać w bawełnę – zaczęłam z trudem, zaplatając palce i opierając nadgarstki o blat biurka. – Rozmawiałam z Eddiem. Nasi przyjaciele chcą, żebyś usunął się w cień.

Zaśmiał się głęboko i ironicznie, odwracając wzrok.

– Oj, Vicky, Vicky. Wiedziałem od początku, że nadal utrzymujesz z nim kontakt, że ci pomaga – przyznał. Szelmowski uśmiech nie schodził z jego twarzy. Na sam widok moje ciało przeszył dreszcz. – Mówiłem ci, żebyś nie grała na dwa fronty. Dla twojego dobra. I nie chodziło mi, żebyś się mnie bała. – Pokręcił głowa, na co zmarszczyłam czoło. – Poznałem się już dobrze na Eddiem. To zwykły manipulant, który dba tylko o swój interes. Nie chciałem, żeby owinął cię wokół palca. Niestety udało mu się.

Czułam się jak skarcone dziecko. Nie przypuszczałabym, że Juanowi zależy na moim dobru. Nie ufałam mu do końca. Zresztą Johnsonowi też nie. Jednak ten drugi był mi bliższy ze względu na Rosie. Chociaż pora to zmienić.

– Mylisz się – odparłam gorzko. – Gdyby mu się udało, to poprosiłabym cię o spotkanie i nie poinformowała o jego planach. – Pokręciłam głową i wróciłam do poprzedniej czynności. – Ale skoro twierdzisz inaczej...

Przerwał mi, śmiejąc się w rozbawieniu.

– I za to cię lubię. – Teraz to ja się zaśmiałam. W te słowa akurat wątpiłam. – Zmieniam zdanie. Jesteś bystrzejsza niż myślałem. A teraz kontynuuj.

Uśmiechnęłam się triumfalnie i odłożyłam dokumenty na bok.

– Eddie chce, żebym doniosła policji, że brałeś udział w defraudacji pieniędzy w Johnson Development. Wtedy pójdziesz siedzieć. On zresztą też – oznajmiłam dyplomatycznie, uważnie obserwując jego reakcję.

Pokiwał głową. Sprawiał wrażenie, jakby bawiła go ta cała sytuacja.

– Sprytnie to obmyślił. Wrócił, żeby się mnie pozbyć. Wiedział, że ceną za to jest jego wolność. Jednak nie przemyślał tego, że możesz mu pokrzyżować plany. Bo skoro mi powiedziałaś o wszystkim, to nie zamierzasz kontaktować się z policją, nie?

Pokręciłam głową. Tę sprawę miałam już załatwioną.

– Nie. Za to mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.

Przybrał bardziej skupiony wyraz twarzy i nachylił się nieco.

– Wizyta w Europie bardzo dobrze ci zrobiła – przyznał. Miałam wrażenie, że był pod zachwytem. Uśmiechnęłam się nieznacznie. – Zamieniam się w słuch.

– Wyjedziesz na jakiś czas na jakąś egzotyczną wyspę. Aż wszystko ucichnie. Zamkniesz D&S Development, znikniesz z oficjalnych dokumentów Hariding, mianując mnie CEO.

Uśmiechnął się szeroko.

– Tylko tyle chcesz za narażanie się Johnsonowi? – zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się triumfalnie i pokręciłam głową. Moja cena była znacznie wyższa.

– Nie – przyznałam z satysfakcją. – To są twoje korzyści. W zamian za nie usuniesz wszystko, co świadczy o istnieniu Blanki Rodriguez i jej powiązań ze mną. Dokumenty, zdjęcia. Wszystko.

Wiedziałam, że trochę porywam się z motyką na słońce. Wątpiłam, żeby Juan zgodził się na takie coś. Przynajmniej nie od razu. Straciłby wtedy swoje zaplecze. A ja zyskałabym nietykalność.

Patrzył się na mnie w milczeniu. Sprawdzał, czy nie żartowałam. Zachowywałam kamienną twarz. Odchylił się na krześle i pokręcił głową, uśmiechając się ironicznie.

– Nie uważasz, że chcesz za dużo? – spytał, nie kryjąc poirytowania. – Wiele cię nauczyłem. Może i za dużo.

Prychnęłam gorzko. Wiedziałam, że i tak za niedługo zmieni zdanie.

– Wolność za wolność. – Pierwszy raz zdecydowałam się na użycie tych słów. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie tej wizji. – Według mnie to jest dobra cena.

Pokręcił głową. Gorzki uśmiech nie schodził z jego twarzy. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Z impetem wstał z krzesła i podążył w stronę wyjścia. Zatrzymał się krok przed drzwiami. Uważnie obserwowałam jego poczynania. Obrócił się na pięcie w moją stronę.

– Nie powinnaś pracować po nocach – dodał na odchodne, po czym wyszedł. Chciał trzasnąć drzwiami, jednak nie wyszło mu to.

Zmarszczyłam czoło w zdezorientowaniu. Dlaczego to powiedział? Chciał mnie w ten sposób przestraszyć? Wzruszyłam ramionami i wróciłam do pracy.

Wdrażanie się w robotę papierkową szło mi dosyć mozolnie. Od czasu do czasu popijałam herbatę jaśminową i wyglądałam przez okno. Potrzebowałam kilkuminutowych przerw. Cały czas odczuwałam potworne zmęczenie oraz mdłości. Parę razy odwiedziłam łazienkę, która na szczęście znajdowała się niedaleko.

– Wychodzę.

Podniosłam głowę. Barbara stała w uchylonych drzwiach. Miała na sobie kurtkę, a pod pachą trzymała kilka teczek z dokumentami. Uśmiechnęłam się blado.

– Do jutra.

– Powinnaś już dawno być w domu – zauważyła z wyższością. Westchnęłam krótko. – Zbieraj rzeczy i chodź. Po całym dniu należy się wam odpoczynek.

Uśmiechnęłam się ze wzruszenia, czując, jak oczy zachodzą mi łzami. Pociągnęłam nosem. Nienawidziłam tej huśtawki nastrojów.

Stwierdziłam, że powiem Barbarze o mojej ciąży. Wolałam, żeby na wszelki wypadek wiedziała. Poza tym to mogło nieznacznie ułatwić naszą współpracę. Znałabym powody moich różnych zachowań, spóźnień albo brania kilku dni wolnego w najgorętszym okresie. A jak na razie nie wybierałam się na urlop.

– Zaraz wrócimy do domu i obiecuję ci, że będziemy tylko odpoczywać. – Podniosłam dwa palce, z trudem powstrzymując się od śmiechu. – Tylko to skończę – jęknęłam, marszcząc czoło.

Marzyłam, żeby wreszcie zamknąć te dokumenty w teczkach i odłożyć na dłuższy czas na półkę. Zwłaszcza, że czekała mnie kolejna porcja biznesowego żargonu i masa spraw do załatwienia. Dlatego za wszelką cenę chciałam to skończyć tego dnia.

– Tylko szybko – poleciła, na co uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. – Do jutra.

Odprowadziłam ją wzrokiem. Byłam szefową, ale paradoksalnie wręcz potrzebowałam kogoś, kto wydawałby mi polecenia. Dlatego coraz bardziej zadowalał mnie fakt, że zatrudniliśmy na stanowisko mojej asystentki właśnie Barbarę.

Wypiłam dwa kubki herbaty i chyba z dziesięć razy odwiedziłam łazienkę, ale w końcu skończyłam pracę. Padałam ze zmęczenia na twarz, jednak pomimo to odczuwałam satysfakcję. Schowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i rozpuściłam włosy.

Westchnęłam ciężko. Naszła mnie ogromna ochota na ravioli ze szpinakiem. Zmarszczyłam czoło. Miałam nadzieję, że coś było jeszcze otwarte. Albo sprzedawali coś podobnego w całodobowym supermarkecie, który w sumie znajdował się niedaleko.

Już miałam wychodzić, kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Westchnęłam z niezadowoleniem. Oby to był ktoś ważny.

– Victoria Edwards, słucham – odparłam od niechcenia, uciskając palcami czubek nosa i przymykając na moment powieki.

– Dobry wieczór. Z tej strony Owen. Przepraszam, że przeszkadzam, panno Edwards. Zapewne chce już pani wracać do domu...

– Po pierwsze, mów mi Victoria albo Vicky – przerwałam mu ze znużeniem. – Po drugie, do rzeczy Owen. Bo jeśli to nic ważnego, to pozwól, że się rozłączę i tak jak mówisz, wrócę do domu.

– Przepraszam panno Edwards... to znaczy Victorio – poprawił się szybko. Sprawiał wrażenie nieco podenerwowanego. Z trudem powstrzymałam się od śmiechu. – Przyszła pewna pani i mówi, że koniecznie musi się z tobą spotkać. Chce porozmawiać, a to nie może poczekać.

Westchnęłam głęboko. Kto znowu chciał mi zawracać głowę? Co niby nie mogło poczekać? Jeśli byłaby to Rosie albo Carmen, to mogłam je po prostu spławić. Jednak wtedy Owen nie dzwoniłby, ponieważ ta pierwsza widniała na liście, a druga pracowała w Harding.

Przygryzłam nieznacznie wargę.

– Kto taki? – spytałam po chwili.

– Lily McKenzie.

Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową. Dopiero teraz nic nie rozumiałam. Co ona takiego mogła ode mnie chcieć?

– Wpuść ją – odparowałam. Ciekawość wygrała nad zmęczeniem.

Odłożyłam słuchawkę na widełki. Wyjęłam z szuflady broszurę z ofertami jedzenia na wynos, którą poprzedniego dnia „pożyczyłam" od Carmen. Wygodnie rozsiadłam się na fotelu i zaczęłam przeglądać kartę.

Podniosłam wzrok, usłyszawszy ciche pukanie. Lily stała na progu i patrzyła na mnie z zmieszaniem i poczuciem winy. Dawno nie widziałam jej w takim stanie. Rozchyliłam nieznacznie wargi i pochyliłam się w jej stronę, odkładając broszurę na blat biurka.

– Przepraszam, Vicky, że cię nachodzę. W dodatku tak późno – zaczęła z trudem. Miałam wrażenie, że stoi przede mną zupełnie inna osoba niż McKenzie, którą znałam. Owszem, od zawsze udawała niewiniątko, jednak teraz była jak najbardziej autentyczna. – Ale to nie może dłużej czekać. Jak to mówią, sprawa życia i śmierci. Musimy porozmawiać.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, dłonią wskazując, żeby zajęła miejsce po drugiej stronie biurka.

– Skoro to takie ważne i nie może czekać, to okej. Ale najpierw zamówimy ravioli ze szpinakiem.

Oceny załatwione, słońce świeci  😎 Kto też ma dzisiaj dobry dzień?

Zastanawiałam się nad zrobieniem dla was konkursu / quizu ze znajomości WTTPC i AFI, ale nie mam pomysłu na nagrodę :') Dajcie mi znać, co byłoby fajną wygraną i czy w ogóle chcecie takie coś 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top