38. No one ever said it would be this hard

Coldplay - The Scientist

AXL

Wysiadłem na Wschodniej Trzydziestej Siódmej, zostawiając Victorię w towarzystwie nieco nieśmiałego kierowcy. Wyjąłem z kieszeni pomiętą mapę miasta i zerkając na nią od czasu do czasu, ruszyłem w kierunku Grand Central Terminal*.

Nie rozumiałem, co Edwards widziała w tym mieście. Wszędzie wzniosły się szarawe lub szklane drapacze chmur. Tylko miejscami pojawiał się ceglastoczerwony budynek. Jedynym pozytywnym akcentem były żółte taksówki. Westchnąłem krótko, obracając w dłoniach mapę. Każda ulica wyglądał niemalże tak samo – szaro i ponuro. Zdecydowanie bardziej wolałem Los Angeles, gdzie prawie non stop świeciło słońce i można było spotkać palmy.

Dotarłem na miejsce przed czasem. Umówiłem się z nią w środku, toteż wszedłem do wnętrza budynku. Panował tam niemały galimatias. Co chwilę ktoś niechcący trącał mnie łokciem. Rozejrzałem się dookoła. Wnętrze z wyglądu przypominało luksusowy, klasyczny hotel lub nawet muzeum. Przypomniałem sobie te wszystkie filmy, w których były przebitki Grand Central. Na żywo wyglądał jeszcze bardziej majestatycznie.

Przystanąłem z boku, bliżej wyjścia głównego. Z nudów zacząłem stukać paznokciami o kawałek ściany. Zwróciłem tym uwagę grupki osób, która niemalże od razu mnie rozpoznała. Podeszli bliżej i poprosili o autografy. Cierpliwie podpisałem wszystko, co mi dali, a na koniec jeden z przechodniów zrobił nam zdjęcie polaroidem.

– Widzę, że nawet tutaj jesteś rozchwytywany – przywitała mnie, uśmiechając się pogodnie.

Odwróciłem się w jej stronę. O dziwo wyglądała na całkiem wypoczętą. Blond włosy spięła wysoko, przez co jej lekko zaokrąglona twarz stała się bardziej widoczna. Ciągnęła za sobą nie za dużą walizkę, na której położyła cienką kurtkę.

– Jak ci minęła podróż? – spytałem, odbierając od niej bagaż.

Zaśmiała się krótko i dała mi sójkę w bok.

– Przez ten twój idealny plan musiałam kilkukrotnie się przesiadać. Najpierw poleciałam do Bostonu, później dopiero na LaGuardię*. Następnie złapałam autobus, przyjechałam na Main Street w Queens, tam przesiadłam się na metro i dojechałam tutaj – wyrecytowała na jednym wydechu. Z trudem powstrzymałem się od śmiechu. Naprawdę miała ciekawą podróż. – Serio, Axl? Dlaczego nie mogłam po prostu przylecieć na JFK*?

Westchnąłem krótko. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Miałem wrażenie, że już jej to tłumaczyłem.

– Rosie, na JFK przyleciała Victoria. Plan jest taki, że widzicie się dopiero na Madison Avenue, nie wcześniej.

Pokiwała głową.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie już czekał na nas chłopak, który miał zawieźć bagaż Rosie do hotelu. Z chęcią oddałem mu walizkę. Skierowaliśmy się w stronę Madison.

– Muszę ci najpierw wszystko wyjaśnić – dodałem po chwili.

Zatrzymaliśmy się na rogu Wschodniej Czterdziestej Drugiej i Madison Avenue. Ustawiłem się w kolejce do budki, gdzie sprzedawali kawę. Kupiłem dwie.

– Dziękuję – zaczęła, odbierając ode mnie papierowy kubek. Ostrożnie upiła łyka. – Skoro nie do końca jestem w temacie, to mnie oświeć. Niemalże wymusiłeś na mnie wcześniejszy przylot do Nowego Jorku. Samej. Mówiłeś, że to sprawa życia i śmierci. O co dokładnie chodzi?

Uśmiechnąłem się w rozbawieniu i upiłem łyk napoju. Smakował całkiem nieźle. Zaczynałem rozumieć, dlaczego faceci w garniturach z Wall Street kupowali kawę na wynos w ulicznych budkach, a nie drogich kawiarniach – bo była dobra i tania.

– Vicky rozstała się z Izzym – westchnąłem krótko, zatrzymując się przed przejściem dla pieszych.

– Wiem – rzuciła, po czym upiła łyk kawy. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. – Myślisz, że kto przez ostatnie kilka tygodni próbował go ogarnąć i pilnował, żeby nie umarł z głodu?

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałem co. Myślałem, że Rosie weźmie stronę Victorii i nie będzie bratała się z „wrogiem", a tu proszę.

Zaświeciło się zielone światło. Dziewczyna dobrym krokiem pokonała przejście dla pieszych, podczas gdy ja nadal stałem jak słup soli. Pokręciłem głową. Uważając na kawę, przebiegłem przez ulicę. Dołączyłem do dziewczyny, która czekała na mnie po drugiej stronie.

– Mówił ci, dlaczego się rozstali? – spytałem. Ostrożnie próbowałem wybadać grunt.

Pokręciła niemrawo głową. Ruszyliśmy dalej.

– Wspomniał tylko, że to była głównie jego wina – mruknęła, przekładając kubek do drugiej ręki.

Pokiwałem głowa, upijając łyk kawy.

– Bo to prawda – przyznałem niechętnie. Dziewczyna zmarszczyła czoło i posłała mi podejrzliwe spojrzenie. – Izzy przespał się z pewną dziewczyną – oznajmiłem z trudem, na co Rosie uśmiechnęła się gorzko.

– Mogłam się domyślić, że chodziło o coś grubszego – odparła ze skruchą i zamoczyła usta w parującym napoju. – Wiesz, kto to był?

Uśmiechnąłem się nerwowo, czując ucisk w żołądku. Nie chciałem dochowywać tej tajemnicy.

– Ta wiadomość chyba bardziej wytrąciłaby Vicky z równowagi niż sam fakt, że Izzy ją zdradził.

Ale musiałem.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Rozumiem, że to jest skomplikowane, ale chyba możesz mi powiedzieć. W końcu i tak po części jestem zamieszana w tę sprawę.

Uśmiechnąłem się w rozbawieniu i pokręciłem głową. Jej delikatny, pełen skruchy i chęci pomocy głos rozmiękczał moje stwardniałe serce. Jednak nie zamierzałem nabrać się na tę sztuczkę. Dla dobra sprawy wolałem trzymać się swojego planu.

– Rosie, to Izzy powinien poinformować o tym Victorię. A jak oboje dobrze wiemy, trzymasz stronę przyjaciółki. Dla waszego dobra nie powiem ci, kto to jest. Tak na wszelki wypadek, żeby cię nie korciło.

Zazgrzytała zębami i zwiększyła tempo. Z trudem udało mi się ją dogonić.

Właśnie na tym polegał mój plan – żeby Victoria przypadkiem nie dowiedziała się, kogo niespodziewanie spotkaliśmy w Minneapolis.

Rosie nagle zatrzymała się w połowie chodnika. O mały włos w nią nie wpadłem. Wyglądała, jakby doznała olśnienia.

– Co jeśli ona się przypadkiem dowiedziała i dlatego nie było jej aż dwa miesiące?

Ciekawa teoria. Miała sens. Nawet sporo. Tylko że jedyny przypadek, jaki przychodził mi do głowy, to rozmowa z ową dziewczyną.

– Nie przepadam za... – Ugryzłem się w język. Omal się nie wygadałem – nią... ale jedno wiem, na pewno nie zrobiła tego z premedytacją. O ile w ogóle o tym rozmawiały.

Rosie pokręciła głową i ruszyła dalej.

– Myślisz, że to mógł być ktoś inny?

Westchnąłem krótko. Steven i Slash byli zbyt naćpani. Ewentualnie Duff mógł ją widzieć i zapamiętać, jednak przez większą część wieczoru pilnował, żebym przypadkiem nie zrobił nic głupiego. Tylko ja wiedziałem, z kim Izzy zdradził Victorię.

No i Caroline. Ale wątpiłem, żeby komukolwiek powiedziała.

– Nie przypominam sobie, żebym to zrobił – przyznałem, dłużej się nad tym zastanawiając. Nie, raczej nie miałem okazji. – A nikt inny nie wie.

Wolałem nie wspominać Rosie, że Caroline wie więcej od niej. Lepiej było mieć ją po swojej stronie.

– Co w takim razie skłoniło Vicky do tak długiej nieobecności? Praktycznie się nie odzywała. Dzwoniła tylko do jakiejś swojej dawnej przyjaciółki... Jak jej było? – Posłała mi przelotne spojrzenie.

Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie Jennings. Nigdy za nią nie przepadałem.

– Carmen – wycedziłem z obrzydzeniem. – Duff wspominał, że przekazywała ci wszystko na bieżąco.

Pokiwała głową i upiła ostatni łyk kawy, po czym wyrzuciła puste opakowanie do kosza. Zrobiłem to samo.

– Paradoksalnie dostała nasz numer od Juana. – Zaśmiała się ironicznie. Wykrzywiłem usta w grymas. Może faktycznie Martinez nie był aż taki zły? – Powiedziała, że wycieczka zapoznawcza, o której wspominała Vicky, mogła trwać maksymalnie miesiąc. Axl, to wszystko ma drugie dno, co mi się nie podoba. Martwię się o nią.

Pokiwałem głową, zaciskając dłonie w pięści.

– Ja też – mruknąłem beznamiętnie. – Szczególnie, że Edwards ma talent do pakowania się w kłopoty.

Zaśmiała się krótko.

– Czyli chcesz, żebym z nią porozmawiała i wybadała teren? – spytała. Zwolniła, żeby zatrzymać się na światłach, jednak w ostatniej chwili zapaliło się zielone.

Pokiwałem głową. Wiedziałem, że kto jak kto, ale Rosie miała najlepszy kontakt z Victorią. Dlatego zdziwiłem się, że Edwards „zapomniała o niej", a Carmen tak szybko wróciła do łask.

Przez resztę drogi Rosie opowiadała mi o Hiszpanii. Słuchałem co drugiego słowa, zastanawiając się nad tym, co dalej zrobię.

Weszliśmy do odpowiedniego budynku. Przywitałem się z Owenem, który po tych dwóch miesiącach miał mnie naprawdę dosyć. Szczególnie po ostatnich trzech tygodniach, przez które niemalże nie wychodziłem z Harding.

– Zadzwoń do Caroline i powiedz, że Rosie przyszła – zleciłem, opierając przedramię o blat biurka, za którym siedział. – Mnie też możesz zaanonsować.

Zerknął na mnie przelotnie i przewrócił oczami.

– Czekam na dzień, w którym powiedzą mi, że mam cię już nie wpuszczać – mruknął, przytrzymując ramieniem słuchawkę telefonu i wykręcając odpowiedni numer.

Uśmiechnąłem się szeroko i przeniosłem wzrok na Rosie. Była pod wrażeniem. Albo też miała mnie dosyć.

– Widzisz, nawet tutaj mnie lubią – zironizowałem, zerkając na ochroniarza, którego całkowicie pochłonęła rozmowa z Harrison.

Dziewczyna pokręciła głową i rozpuściła włosy.

– Naprawdę podziwiam zarówno Victorię jak i Caroline. Jak one z tobą wytrzymują?

Wzruszyłem ramionami.

– No cóż, taki mój urok osobisty.

Prychnęła i przewróciła oczami.

– Możecie wejść na górę – przerwał nam Owen.

Puściłem Rosie przodem. Wjechaliśmy na odpowiednie piętro, gdzie prawie świeciło pustkami. Pomieszczenia co prawda były w miarę zagospodarowane, jednak, jak na razie, Harding nie mogło narzekać na nadmiar pracowników.

– Odprowadzę cię pod biurko jej asystentki – oznajmiłem, skręcając w odpowiednim kierunku. Rosie subtelnie uniosła brew. – Tak, ma nawet takie luksusy.

Zmarszczyłem subtelnie czoło. Miałem wrażenie, że widziałem Jacka Icarusa wchodzącego do kuchni dla pracowników. Niemożliwe, przecież miał zajęcia we Flamant w Los Angeles. Chyba przedawkowałem kawę i miałem halucynacje.

– Coś się stało? – Usłyszałem lekko zatroskany głos dziewczyny.

Pokręciłem energicznie głową.

– Nie – odparowałem. – To tutaj. – Zatrzymałem się naprzeciwko biurka Barbary i pomachałem jej. Nawet na mnie nie spojrzała. Pewnie też była moją fanką. – Barbara cię zaanonsuje.

Dziewczyna pokiwała głową i podeszła bliżej asystentki, a ta z kolei przywitała ją serdecznym uśmiechem. Skubana!

Odsunąłem sąsiadujące drzwi i wszedłem do środka. Caroline była całkowicie pochłonięta pracą. Zerknąłem na sąsiadujące biurko. Jej współpracownica nadal przebywała na chorobowym.

– Chciałem ci osobiście przekazać, że plan działa. Rosie zgodziła się z nią porozmawiać – obwieściłem, tym samym próbując zdobyć jej uwagę.

Oderwała się na moment od wykonywanej czynności i uśmiechnęła się przelotnie.

– Cieszę się – mruknęła, wracając do szycia.

Zrobiłem krok do przodu i zmarszczyłem troskliwie czoło.

– Co się stało?

Westchnęła głęboko i z impetem odłożyła na blacie przybory do szycia oraz kawałek tkaniny.

– Mam wrażenie, że to jedno wielkie nieporozumienie – pisnęła, subtelnie kręcąc głową. – Axl, nie powinniśmy się wtrącać. Oni są dorośli.

Zaśmiałem się ironicznie.

– Dorośli nie podejmują takich decyzji.

Teraz to ona się zaśmiała. Zapewne miała na myśli nasze małżeństwo.

– Podejmują. Bo to jest najłatwiejsze wyjście z trudnej sytuacji. – Jej wzrok przeszywał mnie na wskroś. – Jestem pewna, że Vicky kiedyś mu wybaczy. Tak jak Xavier mnie.

Zemdliło mnie na samą wzmiankę lidera Toxic Bliss. Denerwowało mnie, że bawił się Carrie. Bo kto normalny ot tak wybacza to, co ona zrobiła?

Jednak po części cieszyło mnie, że próbowali odnowić swój związek. Dzięki temu Guns N' Roses dostało drugą szansę i znowu mogliśmy ich supportować.

Pokiwałem głową. Nie odezwałem się ani słowem. Chciałem zmienić temat, ale przeszkodziła mi Carmen, która właśnie wyszła ze swojego gabinetu. Uśmiechnęła się na mój widok, tymczasem ja byłem już coraz bliżej zwrócenia zawartości mojego żołądka.

– Cześć, Axl – przywitała się melodyjnym głosem. Chyba tylko na mnie nie działał ten jej głęboko ukryty urok osobisty. Chociaż musiałem przyznać, brzydka to ona nie była. – Miło cię ponownie zobaczyć.

Do tej pory skutecznie jej unikałem. Nawet prosiłem Owena, żeby dokładnie sprawdzał, czy Carmen na pewno nie było, kiedy zamierzałem odwiedzić Caroline. Możliwe, że dlatego mnie nie lubił. Mniejsza o to. Tego dnia zapomniałem sprawdzić. I to był błąd.

– Witaj, Carmen – wycedziłem, na co parsknęła ironicznym śmiechem. – Będę szczery. Myślałem, że nie zobaczymy się już po tym, jak wyjechałaś z Lafayette. Niestety los chciał inaczej.

Carrie posłała mi piorunujące spojrzenie. No tak, ona lubiła nową szefową, bo ta była miła. Wymagająca, ale miła.

– A ty nadal swoje. – Jej głos przepełniał chichot. – Ciągle masz mi za złe, że dałam ci kosza? Billy...

Teraz to już przegięła.

– Nie nazywaj mnie tak – warknąłem przez zaciśnięte zęby. Potrzebowałem chwili, żeby się powstrzymać. Nie chciałem robić scen. Nie tutaj. Nie, kiedy dałoby to satysfakcję Owenowi. – Nie tylko o to chodzi.

– A o co? – spytała, subtelnie unosząc brew.

Rozchyliłem subtelnie usta. Ona o niczym nie wiedziała. Nie powiedział jej.

– Twój ojciec przyłapał mnie wtedy na kradzieży – uświadomiłem ją. Otworzyła szerzej oczy, a po chwili zmarszczyła czoło i pokręciła głową. – Tak, pozwolił mi odejść. Zgłosił to dopiero po tym, jak dowiedziałaś się o wszystkim. Przez ciebie siedziałem.

Rozchyliła usta. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. Złapała się za ramiona i pokręciła głową. Jej współczujący wzrok wywiercał mi dziurę od środka. Nie potrafiłem na nią patrzeć ani tym bardziej jej dogryzać. Albo była świetną aktorką, albo Carmen Jennings cechowała się nad wyraz wysokim poziomem empatii. To drugie bardziej by się zgadzało.

Odwróciłem wzrok.

– Axl, przepraszam... Sądziłam, że on chciał ukarać sprawcę. Sporo stracił, ale...

Nie mogłem tego słuchać. Jej pełen współczucia głos ćwiartował moje serce.

– Nie mamy o czym rozmawiać – przerwałem jej dosadnie, odwracając się na pięcie. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. – Nie mam ci już nic za złe.

Prędko wyszedłem z pomieszczenia. Niemalże wbiegłem do windy. Oparłem potylicę o chłodne lustro, co spotkało się z podejrzliwymi spojrzeniami kilku biznesmenów. Westchnąłem krótko. Chciałem jak najszybciej wydostać się z tego budynku i zapomnieć o spotkaniu z Carmen.

Udałem się prosto do mojego pokoju w Plazie. Nalałem sobie do szklanki sporą ilość whiskey, którą jednym haustem wypiłem. Zacisnąłem palce na szkle. Miałem wrażenie, że zaraz rozbije się na drobny mak, jednak było wytrzymalsze niż myślałem. Nie to co ja.

Usiadłem na podłodze i schowałem głowę w dłonie. Dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło. Wcale nie była taka, jak myślałem. Myliłem się co do niej i to bardzo. Nie sądziłem, że to kiedykolwiek przyznam. Jednak ten fakt niczego nie ułatwiał, a jedynie jeszcze bardziej komplikował.

Zerwałem się, usłyszawszy pukanie do drzwi. Przeczesałem palcami zmierzwione włosy. Miałem nadzieję, że to tylko obsługa hotelowa. Nie miałem ochoty na rozmowę z nikim innym.

Niechętnie otworzyłem drzwi, za którymi czekała mnie przyjemna niespodzianka.

– Mam nadzieję, że przyszłam w porę. I że lubisz szampana.

Uśmiechała się od ucha do ucha, trzymając w dłoniach butelkę Cristal. Nie potrafiłem nie odwzajemnić tego gestu. Wpuściłem ją do środka. Odebrałem od niej szampana, którego położyłem obok pozostałych trunków. Zamknąłem drzwi i pocałowałem ją.

Grand Central Terminal (potocznie określany jako Grand Central Station) – dworzec kolei podmiejskich, położony przy 42nd Street i Park Avenue na obszarze Midtown Manhattan w Nowym Jorku w Stanach Zjednoczonych. (Wikipedia)

Port lotniczy Johna F. Kennedy'ego(ang.: John F. Kennedy International Airport, kod IATA: JFK, kod ICAO: KJFK) – międzynarodowe lotnisko znajdujące się w okręgu Queens, w południowo-wschodniej części Nowego Jorku. (Wikipedia)

Port lotniczy Nowy Jork-LaGuardia – lotnisko obsługujący kompleks miejski Nowego Jorku, znajdujący się w nowojorskiej dzielnicy Queens. Nazwa portu pochodzi od nazwiska burmistrza Fiorella La Guardii. Lotnisko LaGuardia swoją popularność zawdzięcza usytuowaniu w centrum oraz tym, że jest blisko Manhattanu. Loty z LaGuardia to w większości loty krajowe i do Kanady oraz sezonowe do Aruby i na Bahamy. (Wikipedia)







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top