36. You're the medicine and the pain, the tattoo inside my brain

Jonas Brothers - Sucker

Czy tylko mi ta piosenka przypomniała błogie czasy dzieciństwa i ten boom na filmy Disneya?

VICTORIA

Spędziłam najgorszą noc w moim życiu. Stwierdzili, że przesłuchają mnie dopiero rano. Nie zgodziłam się, ale jak się okazało, nie miałam nic do powiedzenia. Po zrobieniu zdjęć i założeniu kartoteki, zamknęli mnie w celi z ćpunką na głodzie, nielegalną imigrantką i starszą recydywistką. Super! Prawie w ogóle nie przymknęłam oczu. Bałam się każdej z nich. Nawet niewinnie wyglądającej imigrantki.

Z samego rana obudził mnie młody kadet. Zmęczona i zdenerwowana – ćpunka całą noc krzyczała i rzygała, gdzie popadnie, poza tym podłoga nie należała do najwygodniejszych, a recydywistka nie pozwoliła mi zająć miejsca na prowizorycznej pryczy – podążałam za nim do pomieszczenia, gdzie mieli mnie przesłuchać. Usiadłam na plastikowym krześle, naprzeciwko drzwi. Za mną znajdowało się lustro weneckie.

– Możesz mnie rozkuć – zwróciłam się do kadeta, który już zamierzał odejść. – Obiecuję, że nie ucieknę.

Odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Za pewne każdy go o to prosił. Jednak już po chwili spełnił moją prośbę. Zdobyłam się na nikły uśmiech w ramach podziękowania.

Najwidoczniej wyglądałam na uczciwego obywatela. Przynajmniej w tej sprawie.

Westchnęłam ciężko i oparłam łokcie na blacie, a następnie położyłam głowę na dłoniach. Miałam już dosyć, a to dopiero był początek. Czułam, jak z minuty na minutę zaczynam wariować. Dodatkowo głosik z tyłu głowy, który przypominał mi, że nie zażyłam leków, wcale nie polepszał sytuacji.

Oparłam się na krześle i spojrzałam na zegarek, który wisiał nad drzwiami. Minęło pięć minut, a nadal nikt nie pokwapił się, żeby do mnie przyjść. Czułam się, jakbym występowała w pieprzonym amerykańskim filmie akcji. Wielokrotnie czytałam i słyszałam o sztuczkach psychologicznych, które stosuje się podczas przesłuchań, jednak nigdy nie sądziłam, że ktoś użyje ich wobec mnie.

Po raz kolejny zerknęłam na zegarek. Minęły raptem dwie minuty, które zdawały się trwać wieczność. Westchnęłam ciężko. Nie potrafiłam dłużej wytrzymać w tej przytłaczającej ciszy. Zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o plastikowy blat.

Minęło pół godziny, podczas której wystukałam praktycznie wszystkie piosenki, które ostatnio dosyć często słuchałam. Poza tym zdążyłam zaplanować najbliższe dwa miesiące. Dzień po dniu.

Dopiero po godzinie ponownie otworzyły się drzwi. Ostrożnie podniosłam głowę, którą położyłam na opartych na blacie przedramionach. Zamrugałam kilkukrotnie. Z nudów ucięłam sobie krótką drzemkę.

– Chyba jest pani pierwszą osobą, która w takiej sytuacji w ogóle potrafiła zasnąć.

Zlustrowałam wzrokiem kobietę, która najprawdopodobniej miała mnie przesłuchiwać. Błękitna koszula dodawała jej elegancji. Nie miała ze sobą broni. Nawet nie wyglądała na funkcjonariuszkę policji. Obstawiałam, że była z prokuratury. Albo federalnych.

Położyła na blacie papierowe teczki, po czym usiadła naprzeciwko mnie.

Przeczesałam włosy palcami. Starałam się nie spuszczać jej z oka. Chciałam w ten sposób przygotować jakąś taktykę. Chociaż już po chwili przypomniałam sobie, że wcale nie musiałam.

– Nazywam się Alex Shepherd – przedstawiła się dosyć dyplomatycznie, otwierając dokumenty na odpowiednich stronach. – Pani to zapewne Victoria Edwards. Nie mylę się?

Spojrzała na mnie. Jej wzrok na wskroś przeszywał moją duszę.

– Nie – mruknęłam bez przekonania.

– Na przełomie osiemdziesiątego piątego i osiemdziesiątego szóstego pracowała pani pod fałszywym nazwiskiem w firmie deweloperskiej Johnson Development – przeczytała, po czym spojrzała na mnie. Z trudem powstrzymałam się od przygryzienia wargi, zachowując kamienny wyraz twarzy. W środku wariowałam z nerwów. – Pan Johnson nie wniósł oskarżeń w tej sprawie, dlatego nie będziemy się dzisiaj zajmować faktem, że dopuściła się pani oszustwa.

Prychnęłam gorzko. Łaskawy Eddie, który nie wniósł oskarżeń tylko po to, żeby chronić własny tyłek. Nie miałam pojęcia, jak mu się odwdzięczę.

– Natomiast może być pani odpowiedzialna za defraudację pieniędzy z Johnson Development. Konkretniej o współudział albo pomoc w popełnieniu tego przestępstwa przez pana Juana Martineza.

Naprawdę?! Całą noc rozmyślałam o tym, jak będzie wyglądał mój proces. Zastanawiałam się, czy uda mi się przeżyć pobyt w więzieniu federalnym. Spędziłam pół godziny na skupianiu się na wszystkim tylko nie na tym, co mnie rzekomo czekało.

Ale okazało się, że nie musiałam się o nic martwić. Alleluja! Akurat z tym nie miałam nic wspólnego.

Jednak nie mogłam tego tak wprost powiedzieć.

– Czekam na mojego prawnika – odparłam z nutką triumfu w głosie. – Pod jego nieobecność nie odpowiadam na żadne pytania.

Niby nie mogłam sobie zaszkodzić, ale wolałam nie ryzykować. Poza tym, jak na razie nie chciałam wkopać Juana. Nie po tym, co zrobił dla Blair. Dał mi drugą szansę, zaufał, więc dlaczego on nie zasługiwał na to samo?

– Spodziewałam się tego. – Pokiwała głową. – Wykorzystała pani swoje prawo do jednego telefonu, żeby go zawiadomić o terminie przesłuchania.

Nie zaprzeczyłam. Jack wiedział, że mnie aresztowali. Nie czułam potrzeby informować kogokolwiek innego o zaistniałej sytuacji.

– Grozi pani od kilku do kilkunastu lat pozbawienia wolności – kontynuowała. Wiedziałam, że próbowała mnie zastraszyć i w ten sposób zmusić do składania zeznań. Świadek pod nieobecność prawnika często wyjawiał kluczowe, jednak niekorzystne dla niego fakty. – Chyba, że przyzna się pani do winy i wyrazi skruchę. Albo zacznie z nami współpracować i pomoże zaaresztować, i skazać pana Martineza. Wtedy kara będzie proporcjonalnie mniejsza albo całkowicie jej pani uniknie.

Pokręciłam głową. Żadne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Nie zamierzałam przyznać się do czegoś, czego nie zrobiłam. Wkopać Juana też nie mogłam. Shepherd nie wiedziała, że powinna mi postawić zarzuty o handel nielegalnymi substancjami, korupcję i pranie brudnych pieniędzy. Za to posiedziałabym o wiele dłużej.

Jednak nie chciałam, żeby się o tym dowiedziała. A druga opcja zawierała takie ryzyko.

Drzwi otworzyły się po raz kolejny. Z przytupem do pomieszczenia wszedł Harvey. Na mojej twarzy pojawił się subtelny uśmiech.

– Witam cię, Alex. – Posłała kobiecie wymowny uśmiech. – Widzę, że po raz kolejny przesłuchujesz moich klientów pod moją nieobecność. I znowu muszę cię rozczarować. Victoria nie odpowie na żadne twoje pytanie. Jutro podeślę ci kopię ugody. Jeśli do niej nie dojdzie, spotkamy się w sądzie.

Zaśmiała się ironicznie. Wodziłam wzrokiem pomiędzy nimi.

– Harvey Cooper. Nic się nie zmieniłeś. Zawsze stosujesz te same sztuczki. – Z zawiedzeniem zamknęła teczki.

– I vice versa. Zapłacono kaucję za moją klientkę, więc nie będziesz mogła dłużej jej tutaj przetrzymywać. Więc pozwól, że wyjdziemy.

Złapał mnie za ramię. Wstałam i podążyłam za nim, uśmiechając się triumfalnie. Nie sądziłam, że uda mi się wygrać z wymiarem sprawiedliwości. Jednak nadal sprzyjała mi dobra passa.

Musiałam przyznać, to było cholernie przyjemne uczucie.

– Spotkamy się w sądzie, Cooper! – zawołała, kiedy Harvey jedną nogą przekroczył próg pomieszczenia.

– Nie sądzę, Alex!

Zamknęłam za nami drzwi. Stanęłam w miejscu, przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Wreszcie byłam wolna. Wspaniałe uczucie.

Otworzyłam oczy i dobiłam do Harvey'ego.

– Dziękuję – odparłam, uśmiechając się szeroko.

Zerknął na mnie, subtelnie unosząc brew.

– Nie masz za co. Za to mi płacą. Poza tym widać, że nie zażyłaś leków.

Dałam mu kuksańca w bok. Miał rację. Nigdy nie byłam aż tak szczęśliwa i trochę mnie to przytłaczało.

Spokojnie podążaliśmy w kierunku wyjścia.

– Powiesz mi, komu mam podziękować za wpłacenia kaucji? – zapytałam w końcu zżerana przez ciekawość.

Otworzył usta, żeby podać mi odpowiedź, ale zagłuszyło go wołanie.

– Vee?!

Odwróciłam wzrok od prawnika. Na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. O ile to w ogóle było możliwe. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że go tutaj spotkam.

Szybkim krokiem pokonałam odległość, jaka nas dzieliła. Objęłam go mocno i wtuliłam się w jego ciepłe i przyjemnie pachnące ciało. Chłopak położył dłonie na moich plecach i zaczął je gładzić. Delikatnie ucałował czubek mojej głowy. Przymknęłam na moment powieki. Już dawno nikt nie dał mi tak dużego poczucia bezpieczeństwa.

– Jack, tak się cieszę, że cię widzę – westchnęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Przepraszam. Tak bardzo cię zawiodłam.

– Mnie też tak wylewnie przywitasz? – Zesztywniałam na dźwięk jego głosu. – W końcu to ja zapłaciłem kaucję.

Ostrożnie odsunęłam się od Jacka, nadal pozwalając, aby jego dłonie spoczywały na moich przedramionach. Posłałam starszemu mężczyźnie wymowne spojrzenie.

– Dziękuję, Eddie – mruknęłam bez przekonania. – Jeśli pozwolisz...

– Pozwolę sobie zaprosić cię na brunch. Jestem ci winien wyjaśnienie – przerwał mi. Z jego twarzy nie znikał szarmancki uśmiech.

Westchnęłam krótko. Za wszelką cenę chciałam poznać jego wersję wydarzeń. Co on w ogóle tutaj robił?

Poczułam, jak Jack zaciska bardziej dłonie. Pochylił głowę, wymuszając, żebym na niego spojrzała. Zapewne uważał spotkanie z Eddiem za zły pomysł.

– Jack. – Zerknęłam na niego. Z trudem powstrzymywałam się od zmiany zdania. – Poczekaj na mnie w mieszkaniu. Obiecuję, że długo mi nie zejdzie.

Pokiwał głową i uśmiechnął się gorzko. Puścił moje przedramiona. Nachylił się, aby ucałować mnie w czoło, jednak w porę się odsunęłam. Wyminęłam go i podeszłam bliżej Eddiego. Mężczyzna pogłębił uśmiech.

– Tutaj niedaleko jest całkiem dobra restauracja – odparł z triumfem.

Założyłam ręce na piersi i podążyłam za nim.

Jak się okazało, Johnson już wcześniej zarezerwował stolik. W przeciwnym razie mogliśmy tylko pomarzyć o zjedzeniu posiłku w tym miejscu.

Wzięłam menu i zaczęłam dokładnie je studiować. Nie byłam zbyt głodna. Zdecydowałam się na to spotkanie tylko po to, żeby poznać jego wersję wydarzeń. I wypić duży kubek dobrej kawy. Dlatego długo się nie zastanawiałam. Jednak nie śpieszyło mi się z odłożeniem tekturowej karty. Stanowiła swego rodzaju barierę. Dzięki niej mogłam unikać jego podejrzliwego spojrzenia.

Kelner zebrał nasze zamówienie – zdecydowałam się na tosty z dżemem – i wziął ze sobą menu. Westchnęłam krótko. Teraz już nie miałam, gdzie się schować. Założyłam kosmyk włosów za ucho i oparłam przedramiona na blacie stolika.

– Co chciałeś mi wyjaśnić? – spytałam w końcu po tym, jak przyniesiono nam świeżą porcję kofeiny. – Zakładam, że coś istotnego. Inaczej nie wybrałbyś stolika w najbardziej ustronnym miejscu.

Wskazałam wzrokiem na okolicę, w jakiej się znajdowaliśmy. Nasz stolik był ustawiony w kącie, pod oknem. Następne meble stały dobry kawałek dalej.

Mężczyzna zaśmiał się ironicznie i wrzucił do swojej kawy kostkę cukru.

– Victorio, przecież mnie znasz. Wiesz, że wszystko mam zaplanowane.

Subtelnie uniosłam brew i zmrużyłam oczy. Owszem, wiedziałam o tym. Jednak nie spodziewałam się, że mógłby zaplanować nawet moje aresztowanie...

A co jak on za tym stał?

Zaśmiałam się gorzko.

– Dlatego doprowadziłeś do tego, żeby mnie aresztowali i postawili zarzuty. – Pokręciłam głową. – Dlaczego?

Kelner przyniósł nasze zamówienie. Mimo iż burczało mi w brzuchu, sam widok dżemu truskawkowego doprowadzał mnie do mdłości. Upiłam spory łyk kawy, licząc na to, że nieprzyjemne uczucie zaraz minie.

– Odpowiedź jest prosta. Bo chciałem, żebyś wreszcie przestała chronić Juana i zaczęła myśleć o sobie.

Wzdrygnęłam się. Sposób, w jaki wypowiedział jego imię. Ta pogarda w głosie. Martinez może i zrobił wiele złych rzeczy, jednak nie zasługiwał na takie traktowanie.

– Eddie, nie będę konfidentem – obwieściłam, kręcąc głową i uśmiechając się szelmowsko. – Jeśli sypnę cokolwiek o jego głównym źródle dochodów, to on pociągnie mnie za sobą na samo dno. A tego nie chcę.

– Ale musisz – odparł krótko i zdecydowanie. Włożył do ust kawałek jajka.

Zmarszczyłam czoło. Pogubiłam się w tej całej sytuacji. Musiałam? Coś było na rzeczy, a Johnson nie był od początku ze mną szczery.

– Jeśli muszę, to chcę znać prawdę. – Niechętnie nałożyłam dżem na tost. Dopiero teraz udało mi się połączyć fakty. – Dlaczego oskarżyłeś mnie akurat o defraudację? Chciałeś, żebym doniosła na Juana w tej sprawie. Dlaczego?

Wytarł usta w chusteczkę. Upiłam łyk kawy.

– Okej. Powiem ci wszystko, co wiem – obiecał. Zamieniłam się w słuch, od czasu do czasu biorąc kęs tostu. Smakował całkiem dobrze. – Wyjechałem, żeby uniknąć skazania za defraudację. Ty odeszłaś, a Juan i Siwy zajęli się biznesem. – Westchnął ciężko. Rozejrzał się, aby się upewnić, czy przypadkiem ktoś nas nie podsłuchuje. – Martinez wszystko spieprzył. Może i próbował to uratować, włączając cię w sprawę, czy jadąc do Meksyku. Ale już było za późno. Nasi przyjaciele chcą, żebym go usunął. I Siwego też. Może nie do końca w takim znaczeniu, jak myślisz – dodał naprędce, zauważywszy mój wystraszony wyraz twarzy. – Dlatego chcę, żeby Juan poszedł siedzieć za defraudację...

– Bo ciebie też za to zamkną – dokończyłam za niego. Parsknęłam ironicznym śmiechem i pokręciłam głową. – A już myślałam, że się zmieniłeś.

Upiłam łyk kawy. Smakowała prawie tak dobrze jak ta w Insomnia Cafe.

– Nie mogłem pozwolić, żeby Juan pogrzebał interes mojego życia i posadził nas wszystkich na parę dobrych lat. – Jak zwykle próbował się wybielić. Stary, dobry Eddie wrócił. I co najgorzej nadal dawałam się nabrać na jego sztuczki. – Poświęciłem kilka lat, żeby naprawić jego błędy. To jest najmniej bolesne i najbardziej racjonalne rozwiązanie, Victorio. Gdyby nie moja interwencja, pewnie zastrzeliliby Juana w jego willi i upozorowali samobójstwo.

Na samą myśl moje ciało przeszył dreszcz. Nie chciałam, żeby to wszystko tak się skończyło. Może i Martinez był kawałem gnoja, jednak miał też dobrą stronę. Poza tym nie życzyłam mu śmierci.

Wiedziałam też, że gdyby już pozbyli się Martineza i Siwego, to byłaby kwestia czasu, zanim by mnie znaleźli i wycelowali kulkę prosto w moją skroń. Zjeżyłam się na samą myśl. Nie chciałam tak skończyć.

Jednak zbytnio bałam się donosić na Juana. Nadal miał na mnie sporo haczyków.

– Zajmę się Martinezem – obiecałam. Z trudem przełknęłam ślinę. – Znajdę jakieś wyjście. Najlepsze dla nas wszystkim.

– Trzymam cię za słowo, Victorio.

Dopiłam kawy i wytarłam usta w serwetkę. Pozostał na niej ślad pudroworóżowej szminki, której wczoraj użyłam.

– Dziękuję za brunch – odparłam ze zmęczeniem, wstając. Zasunęłam za sobą krzesło.

– Prawie nic nie zjadłaś – zauważył, zerknąwszy na mój talerz.

Uśmiechnęłam się ironicznie. Chyba pod wpływem ostatnich wydarzeń mój organizm nie był w stanie przyjąć niczego, co uchodziło za jedzenie.

– Nie jestem głodna.

Założyłam ręce na piersi i powoli zmierzyłam w stronę wyjścia.

– Uważaj na siebie. – Usłyszałam na odchodne.

Zmarszczyłam czoło i przyciągnęłam bliżej brzegi nieco wyciągniętego swetra. Nie chciałam, żeby te słowa padły z jego ust. Wcale nie pomagały.

Znalazłam w kieszeni zaledwie parę drobniaków, które wystarczyło na przejechanie zaledwie kilku przystanków. Trasa autobusu przebiegała trochę na około, przez co nie mogłam bezpośrednio dostać się pod blok. Przebyłam tym środkiem komunikacji zaledwie niewielki kawałek drogi. Dalszą część pokonałam pieszo, rozmyślając o minionych wydarzeniach.

Musiałam znaleźć idealne rozwiązanie. Obmyślić genialny plan. Uśmiechnęłam się gorzko. To było prawie niemożliwe do zrealizowania. Nie chciałam skrzywdzić Juana. Nie po tym, co zrobił dla Blair. Dla mnie. W końcu to dzięki niemu mogłam liczyć na normalną, dobrze płatną pracę w Nowym Jorku. Jednak jednocześnie nie zamierzałam poświęcać dla niego całego swojego życia.

Z każdym krokiem znajdowałam się coraz bliżej bloku, co znaczyło, że nieubłaganie nadchodził czas konfrontacji z Jackiem. Biłam się z myślami. Nie wiedziałam, co miałam zrobić, jakich słów użyć. Oboje przekroczyliśmy wczoraj wszystkie dopuszczalne granice. Nie byłam puszczalska, a tak się zachowałam. Uśmiechnęłam się gorzko, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Przecież dopiero niedawno rozstałam się z Izzym. Czyżbym tak łatwo zapomniała? Nie, jednak nie chciałam zbytnio tego przeżywać. Siedzieć z kubłem lodów waniliowych, topić smutki w alkoholu i izolować się od ludzi. Ja już tak nie potrafiłam. Owszem, to bolało, jednak wiedziałam, że ta rana kiedyś się zagoi.

Drżącą dłonią przekręciłam klucz, po czym otworzyłam drzwi od klatki. Zamiast windy wybrałam schody. Potrzebowałam czasu, mimo iż już podjęłam decyzję.

Ostrożnie nacisnęłam dzwonek. Nie musiałam długo czekać. Niemal od razu otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.

– Myślałem, że będziesz wcześniej. – Zamknęłam drzwi i oparłam się o drewnianą płytę. Mężczyzna stanął kilka kroków dalej i nonszalancko włożył ręce do kieszeni spodni. – Niech zgadnę, musiałaś się przejść i zebrać myśli?

Przygryzłam nieco wargę. Patrzyłam na niego w milczeniu. Czułam, że nie mogę zrobić kroku. Nerwy doszczętnie sparaliżowały moje ciało.

– Okej – mruknął, przeciągając samogłoski. – Nie chcesz rozmawiać. Zaproponowałbym ci śniadanie i kawę, ale pewnie już jadłaś. – Zaśmiał się gorzko, co mnie raniło. – Pojadę do Flamant. Ty weź prysznic i jak chcesz, to możesz zostać w mieszkaniu. Zastąpię cię.

Nadal nie mogłam się ruszyć ani czegokolwiek powiedzieć. Gardło wyschło mi na wiór, a moje stopy ktoś przykleił super glue.

Icarus pokiwał głową i spuścił wzrok. Zabrał z lady kluczyki i skierował się w stronę wyjścia. Stanął nade mną, czekając aż zejdę mu z drogi. Unikał kontaktu wzrokowego. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń i przyłożyłam chłodne palce do jego żuchwy, którą pokrywał drobny zarost. Uniosłam ją lekko. Nie stawiał oporu. Spojrzał na mnie. Jego wzrok niemalże krzyczał z bólu i upokorzenia. Nie mogłam patrzeć na to, co mu zrobiłam.

Stanęłam na palcach. Zamknęłam oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach. Nie spodziewał się tego, bowiem w pierwszej chwili nie zareagował. Przełknęłam z trudem ślinę. Próbowałam się odsunąć, jednak on położył dłoń na mojej talii, uniemożliwiając mi ten ruch. Zamknął nasze usta w pocałunku. Już dawno nie czułam się tak dobrze. Objęłam dłońmi jego twarz, aby następnie zjechać nimi wzdłuż jego torsu i zacisnąć palce na brzegach jego koszulki. Uniosłam je, nieudolnie próbując ściągnąć z niego ubranie. Złapał moje dłonie i odsunął się nieznacznie.

– Nie chcę, żebyś zrobiła coś, czego później będziesz żałowała – wyszeptał. Jego oddech przyjemnie drażnił skórę na moim policzku. – Sama chciałaś przystopować...

– Pieprzyć to – przerwałam mu dosadnie.

Nachyliłam się, żeby znowu go pocałować. Nie próbował mnie powstrzymać. Puścił moje dłonie. Ściągnął ze mnie sweter i pomógł mi pozbyć się jego koszulki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top