34. You're right, I'd never fall for you at all

Ryan Gosling, Emma Stone - A Lovely Night

AXL

Wyszedłem na parking LAX*, zarzucając na głowę kaptur bluzy i wlokąc za sobą niewielką walizkę na kółkach. Już przed wylotem z Nowego Jorku zadzwoniłem do starego kumpla z pytaniem, czy mógłby mnie odebrać. Nie zawiodłem się na nim. Czekał niemalże pod samymi drzwiami, opierając się o maskę samochodu.

Obiecał, że podrzuci moje rzeczy na Colorado Avenue, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny. Sam wysiadłem na Sunset Strip. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i włożyłem jednego do ust. Poprawiłem kaptur i okulary przeciwsłoneczne. Od czasu do czasu zaciągając się dymem, zmierzyłem w kierunku Rainbow. Chciałem odwiedzić stare, dobre miejsce. Miałem już dosyć luksusowych lokali z wygórowanymi cenami – raju dla śmietanki towarzyskiej.

Nadal znałem kilku ochroniarzy, którzy pomogli mi wejść przez zaplecze. Naprawdę nie byłem w nastroju na kilkudziesięciominutowe stanie w kolejce, pozowanie do zdjęć i podpisywanie dosłownie wszystkiego. Zmęczenie dawało się we znaki. Jednak nie mogłem wrócić do mieszkania i wygodnie rozłożyć się na sofie, dopóki ostatecznie nie załatwiłbym pewnej sprawy.

Zająłem ostatnie miejsce przy barze. Podsunąłem bliżej miskę z orzeszkami ziemnymi. Umierałem z głodu. Podjadałem je, czekając, aż barman poświęci mi swoją uwagę.

– Proszę, proszę. Axl Rose we własnej osobie. Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy.

Prychnąłem od niechcenia. Todd prawie w ogóle się nie zmienił. Nawet nadal pracował w Rainbow, co wcześniej skrupulatnie sprawdziłem.

– Chciałbym powiedzieć to samo, ale nie mogę. – Chłopak nalał mi do szklanki whiskey. – Potrzebuję porozmawiać z kimś zupełnie bezstronnym. Kto nie będzie oceniał, bo nie zna sprawy.

Zaśmiał się krótko, przecierając blat ścierką. Zabrał się za przygotowywanie drinka dla młodej, uroczej blondynki.

– Świetna strategia – zironizował. – Powinienem czuć się wyróżniony, ale tak nie jest.

– Vicky zawsze traktowała cię jako bliskiego przyjaciela. Może i było różnie między nami, ale mimo to ufam jej osądom.

Zaśmiał się gorzko, podsyłając dziewczynie gotowy napój i zabrał się za przygotowywanie następnego.

– Nie widziałem się z Vicky, odkąd poszła na odwyk. Wiem od Jacka, że założyli razem szkołę tańca, ale nic więcej. Rzadko o niej mówi, zważywszy na sytuację.

Pokiwałem głową i wziąłem spory łyk trunku. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Nie sądziłem, że Victoria mogła być aż tak płytka. Przestała się przyjaźnić z Toddem, bo ten był zwykłym barmanem? Tyko takie wyjaśnienie miało sens.

– Nie wiedziałem – mruknąłem, czując się dosyć niezręcznie. – Ale spokojnie, nie o niej chcę z tobą porozmawiać. Są dwie dziewczyny, a ja nie wiem, którą wybrać. Z czego jedna z nich to moja żona, ale to długa historia.

– Gratulacje. Zmieniłem ostatnio adres, to pewnie dlatego nie otrzymałem mojego zaproszenia.

Zaśmiałem się ironicznie. Brakowało mi rozmów z ludźmi o takim nastawieniu.

– Wzięliśmy spontaniczny ślub w Vegas. Po pijaku. Mieliśmy się rozwieść, ale ona nie chciała. Zrobił się z tego taki trochę układ. Nie wiem, czy chcę dalej w nim tkwić, aczkolwiek chyba jestem gotowy to dla niej zrobić.

– Bogaci ludzie i wasze problemy. Dobrze, że ja się martwię tylko o to, jak zapłacę czynsz za najbliższy miesiąc.

Pokręciłem głową. Nigdy nie sądziłem, że mój status społeczny będzie wyższy od tego, który posiadał Todd. On chyba też się tego nie spodziewał. W końcu od zawsze byłem dla niego tylko biedną jak mysz kościelna kanalią.

– W ramach rekompensaty za twoje złote rady mogę zapłacić za luty – obiecałem, obracając w palcach szklankę.

– Nie chcę twoich pieniędzy. Załatwmy to szybko. Kochasz ją czy nie?

Uśmiechnąłem się ironicznie i upiłem spory łyk whiskey.

– Jeśli chodzi o moją żonę, to nie. Tą drugą jak najbardziej. Ale to jest jeszcze bardziej skomplikowane.

Przerwał przecieranie szkła i przewiesił ścierkę przez ramię.

– Czasami warto o coś powalczyć. Nawet jeśli jest cholernie trudno. Sam powinieneś o tym wiedzieć.

Pokiwałem głową, dokładnie analizując jego słowa. Miał cholerną rację! Przez tyle lat walczyłem o to, żeby zaistnieć jako gwiazda rocka. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie i opróżniłam szklankę. Nie chciałem, żeby tym razem było inaczej. Postanowiłem dać sobie ostatnią szansę.

– Masz rację. Idę ratować swoje małżeństwo. – Wyciągnąłem z kieszeni banknot. – Dzięki. Myślę, że za whiskey i złote rady nasz przyjaciel Franklin* wystarczy.

Położyłem pieniądze na blacie i wstałem z krzesła. Na twarzy Todda pojawiło się rozbawienie. Wziął banknot i dokładnie go zlustrował, a następnie włożył do kieszeni.

– Wiesz, że nie o to mi chodziło – rzucił na koniec. – Do zobaczenia za następne trzy lata. Pewnie już nie w Rainbow.

Wyciągnąłem rękę w jego kierunku i obróciłem się na pięcie. Z trudem przepchałem się do wyjścia. Na zewnątrz przywitał mnie przyjemny, chłodny wiatr. I grono natrętnych fanek. Na szczęście w porę udało mi się złapać taksówkę i do niej wsiąść. Mimo wszystko podbiegły bliżej i zaczęły pukać w szybę. Coś czułem, że gdyby mi się nie udało, to rozszarpałyby mnie na strzępy, żeby każda miała przynajmniej kawałek Axla Rose'a dla siebie.

– Dokąd jedziemy? – spytał kierowca w podeszłym wieku.

Przeczesałem włosy palcami, próbując przypomnieć sobie miejsce, gdzie miał się odbyć pokaz mody, w którym szła Caroline.

– Na Doheny Drive. Do Four Seasons*.

Podróż zajęła mi zaledwie kilka minut. Dorzuciłem kierowcy kilka dolarów napiwku i wysiadłem z taksówki, uprzednio zakładając okulary przeciwsłoneczne.

Dookoła krzątało się mnóstwo fotoreporterów, którzy robili serię zdjęć każdej parze, która wysiadała z limuzyn, które nieustannie podjeżdżały i odjeżdżały. Parsknąłem śmiechem. W porównaniu do tych elegancko ubranych osób, wyglądałem jak pierwszy lepszy menel z ulicy. Z tym wyjątkiem, że miałem na sobie czyste, wcale nie takie tanie ubrania.

Szczęście mi dzisiaj dopisywało. Caroline zapomniała skreślić mojego nazwiska z listy, toteż udało mi się wejść bez problemu. Już w hallu przywitano mnie kieliszkiem Cristal* i podejrzliwymi spojrzeniami. Zlekceważyłem te ostatnie. Odebrałem od młodego chłopaka plan wydarzenia i skierowałem się w stronę odpowiedniej sali, gdzie zająłem wyznaczone miejsce.

Wszystko zaczęło się prawie punktualnie. Z udawanym zainteresowaniem przyglądałem się kolejnym modelom, którzy prezentowali prace znanych projektantów. Caroline poszła w trzecim pokazie. Wyglądała bardzo dziewczęco i olśniewająco – zdecydowanie inaczej niż zwykle – mimo iż kompletnie nie przypadła mi do gustu kreacja, którą miała na sobie.

Po ponad trzygodzinnym siedzeniu i obserwowaniu kolejnych nieinteresujących mnie projektów, dosłownie padałem na twarz. Z trudem wstałem z krzesła i przemknąłem pomiędzy ogromnym tłumem ludzi. W porównaniu do Rainbow, nie musiałem przepychać się łokciami. Kilka osób nawet próbowało do mnie zagadać, jednak skutecznie ich zlekceważyłem. Nie przyszedłem tutaj, żeby sobie porozmawiać o nowych trendach na nadchodzący sezon. Chciałem zobaczyć się z Caroline i wszystko wyjaśnić.

Zobaczyłem ją stojącą w towarzystwie grupki osób – głównie mężczyzn ubranych w szykowne garnitury. Odebrałem od przechodzącego kelnera drinka i stanąłem z boku, czekając aż zostanie sama. Nie zamierzałem jej przeszkadzać i niepotrzebnie ją denerwować.

Po pewnym czasie wypatrzyła mnie spośród tłumu. Przeprosiła swoich rozmówców i podeszła bliżej, kurczowo zaciskając palce na szklance z napojem.

– Axl? Co ty tutaj robisz?

Prychnąłem i pokręciłem głową. Nawet nie próbowała kryć zdziwienia. Z góry założyła, że nie przyjdę.

– Przecież ci obiecałem, że się pojawię – przypomniałem, na co krótko pokiwała głową, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Wyglądałaś olśniewająco.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się subtelnie, a jej policzki nieco się zaróżowiły.

– Przepraszam, że tak bez słowa zostawiłem cię w Nowym Jorku. Po prostu potrzebowałem zebrać myśli. – Rozejrzałem się dookoła. – Moglibyśmy porozmawiać?

Uśmiechnęła się szerzej. Wyglądała, jakby cały wieczór czekała na te słowa. Zabrała z mojej dłoni szklankę i razem ze swoją odłożyła je na tackę kelnera.

– Ale nie tutaj – obwieściła, łapiąc mój nadgarstek i prowadząc nas w stronę wyjścia. – Znasz jakąś przytulną kawiarnię w okolicy?

Od razu przypomniałem sobie o pewnym miejscu.

– Niekoniecznie. Ale znam coś o wiele lepszego.

Zaśmiała się krótko. Może i brzmi to dosyć szalenie, ale chyba zaczynałem ją lubić. Szczególnie, kiedy była sobą i cieszyła się z drobnostek.

Przed wejściem stała podstawiona limuzyna. Bez zastanowienie wsiedliśmy do niej. Jak się okazało, kierowca czekał na kogoś konkretnego, ale nawet się nie domyślił, że my nimi nie byliśmy.

– Na Lime Street poproszę – oznajmiłem i spojrzałem na Caroline, która próbowała powstrzymać chichot.

– Gdzie?

Oboje uśmiechnęliśmy się w rozbawieniu. Nic dziwnego, że luksusowy szofer nie wiedział, gdzie znajdowało się stare blokowisko.

Całą drogę musiałem go nawigować, co z boku wyglądało dosyć komicznie. Carrie w międzyczasie wypijała zapas szampana. Czułem się jak w jakiejś pieprzonej komedii romantycznej.

Wysiedliśmy na miejscu, serdecznie dziękując mężczyźnie za podwózkę. Wyglądał na nieco zmieszanego, jednak nic się nie odezwał. Ruszył dalej, a my udaliśmy się w stronę ruin, które przyozdabiało to samo graffiti.

– Chciałeś mi pokazać sztukę uliczną, czy po prostu masz pewność, że jak będziesz mnie ćwiartował żywcem, to tutaj nikt nie usłyszy mojego wołania? – spytała, nie kryjąc rozbawienia. Sprawiała wrażenie z lekka wstawionej.

Odwzajemniłem jej gest.

– Właśnie podsunęłaś mi całkiem dobry pomysł. Ale to już po tym, jak porozmawiamy.

Pokiwała głową i włożyła dłonie do kieszeni mojej bluzy, którą na nią zarzuciłem zaraz po tym, jak wysiedliśmy z limuzyny.

– To trochę szalone, bo od tego eventu zależy moja kariera modelki. – Ściągnęła z twarzy włosy, które rozwiał wiatr. – Ale się tym nie przejmuję. Chyba pora na małe zmiany.

Zaśmiałem się krótko. Z dnia na dzień ta dziewczyna coraz bardziej mnie zaskakiwała. Ciekawe, co tym razem wymyśliła.

– Teraz będziesz pisać książki czy robić na drutach?

Uśmiechnęła się szeroko i dała mi sójkę w bok.

– Bardzo śmieszne. Victoria zaproponowała mi pracę. Rozkręca jakiś dom mody w Nowym Jorku. Najpierw podchodziłam do tego bardzo sceptycznie, ale halo, co ja mam do stracenia?

Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Nie wiadomo dlaczego chciałem, żeby odrzuciła tę propozycję. Chyba przyzwyczaiłem się do naszego wygodnego układu. Jednak nie mogłem jej podcinać skrzydeł. W szczególności, kiedy widziałem, ile szczęścia dawała jej sama idea.

Aczkolwiek coś mi nie pasowało. Doskonale wiedziałem, z jakimi ludźmi Vicky robiła interesy.

– Jesteś pewna, że to nie ma drugiego dna? – spytałem, na co rozchyliła wargi i pokręciła głową.

– Robisz to specjalnie. Rozumiem, że mój ojciec we mnie nie wierzy, ale ty? Axl, wreszcie coś może mi się udać. Oni potrzebują kogoś doświadczonego, a ja akurat wiem, co z czym się je. Poza tym od zawsze chciałam projektować ubrania. Nawet zrobiłam odpowiednie kursy. Po prostu po drodze stwierdziłam, że się do tego nie nadaję. – Zabrała z twarzy kosmyk włosów, który przykleił się jej do ust.

Pokiwałem głową. Doskonale ją rozumiałem. Też byłbym wkurwiony, gdyby ktoś sabotował mój pomysł na życie. Chociaż ona pozornie zachowywała spokój. Paradoksalnie sam próbowałem ją od tego odwieźć. Dlaczego? Bo Vicky kiedyś zadawała się z podejrzanymi typkami, którzy zajmowali się praniem brudnych pieniędzy? Może i tak, ale nigdy nie próbowała w to wciągnąć innych. Tym razem nie mogło być inaczej.

Chociaż Victoria już nie była tą samą osobą co kiedyś.

– Przepraszam, nie chciałem, żebyś tak to zrozumiała. Oczywiście, że cię wspieram. Po prostu nie wiem, czy Nowy Jork to dobry pomysł – zaczynałem się jąkać. – Co z naszym małżeństwem?

Jak tonący łapałem się brzytwy. Nie wiedziałem kompletnie, co miałem robić. Przyjechałem do niej, żeby spróbować ratować nasz niby związek, a ona podjęła decyzję o wyjeździe na drugi koniec kraju. Nie byłem na to przygotowany. Nie wiedziałem, jak mógłbym zareagować.

Dziewczyna zaśmiała się ironicznie, spuszczając na moment wzrok.

– Axl, przecież to tylko fikcja. Pomiędzy nami niczego nie ma. Prawda, zaczynamy się dogadywać, ale przecież możemy być przyjaciółmi bez tego całego świstka, nie?

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem. Skupiłem wzrok na jej błyszczących w świetle latarni źrenicach. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby Carrie była aż tak szczęśliwa. Uśmiechnąłem się nieznacznie. Słowa dziewczyny nieco podniosły mnie na duchu.

– Ale będę mógł cię odwiedzać w twoim... jak to się mówi?

Uśmiechnęła się szeroko i zrobiła krok naprzód.

– Atelier. Oczywiście, że tak. Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale chcę, żeby Axl Rose był moim przyjacielem. Od czasu do czasu świetnie się bawimy, ale nie potrafię z tobą wytrzymywać na co dzień. Poza tym etykieta twojej żony niezbyt mi się podoba.

Odwzajemniłem jej gest. Kamień spadł mi z serca. Sprawa się sama wyjaśniła. Teraz miałem całkowicie przejrzystą sytuację.

– I vice versa. Jesteś szalona. Ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. To co, dziś ostatni wieczór spędzimy jako małżeństwo, a jutro pojedziemy do prawnika podpisać papiery rozwodowe?

Podeszła zupełnie blisko i nieoczekiwanie wtuliła się we mnie. Potrzebowałem chwili, zanim to wszystko do mnie dotarło. Objąłem ją dłońmi.

– Dziękuję – mruknęła. – Cieszę się, że wszystko sobie na spokojnie wyjaśniliśmy. Miałeś rację. Nie powinniśmy tkwić w fikcyjnym małżeństwie.

Na mojej twarzy zagościł nikły uśmiech.

– Gdyby nie to, nie zostalibyśmy przyjaciółmi – wywnioskowałem, przejeżdżając dłonią po jej plecach i zaciągając się zapachem kwiatowych perfum, których używała.

– Racja – stwierdziła, odsuwając się ode mnie. – Ale moglibyśmy już stąd pójść? Umieram z głodu.

Zaśmiałem się krótko.

– Jasne.

Zaprowadziłem ją w stronę ulicy. Dopiero po dłuższej chwili złapaliśmy taksówkę.

– Dokąd chcesz jechać? – spytałem, zamykając za nami drzwi.

Uśmiechnęła się przyjaźnie i złapała moją dłoń. Poczułem się dosyć niezręcznie, jednak starałem się tego nie okazać. Nie chciałem zepsuć naszej dosyć świeżej przyjaźni.

– Gdzieś blisko North Roxbury Drive. Chciałabym jeszcze dzisiaj przekazać Vicky dobrą wiadomość.

Pokiwałem głową.

– W takim razie poprosimy na Santa Monica Boulevard – zwróciłem się do kierownicy, który tylko przytaknął i ruszył z miejsca. – Tam prędzej znajdziemy jakąś knajpkę, no i jest niedaleko Roxbury.

Na miejscu weszliśmy do pierwszego lokalu, który oferował jedzenie. Zajęliśmy miejsce przy oknie i zamówiliśmy makaron z serem. Zjedliśmy go dosyć szybko – oboje potwornie umieraliśmy z głodu – przy okazji rozmawiając o tym, dlaczego Caroline zdecydowała się właśnie teraz rzucić karierę modelki.

– Boję się, ale staram się myśleć pozytywnie – przyznała, kiedy opuściliśmy lokal, a ja właśnie domykałem szklane drzwi.

Puściłem klamkę i położyłem dłoń na plecach dziewczyny, żeby dodać jej otuchy. Uśmiechnęła się, jednak miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Zabrałem ostrożnie dłoń i schowałem ją do kieszeni spodni.

– Będzie dobrze. Kiedyś musiałaś zaryzykować.

– Zrobiłam to już dawno temu, kiedy wbrew tacie nie poszłam na medycynę.

Uśmiechnąłem się w rozbawieniu. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić Caroline w białym kitlu i ze stetoskopem, użerającą się ze starszymi babciami. Nie była aż tak cierpliwa. Poza tym wspomniała kiedyś, że panicznie boi się widoku krwi.

– Pani doktor Harrison. Muszę przyznać, całkiem nieźle to brzmi.

Zaśmiałem się. Carrie zrobiła to samo. Jednak i tak dostałem sójkę w bok.

– Nie możesz mnie tyle razy bić, bo będę miał siniaki i posądzę cię o przemoc w rodzinie. – Posłałem jej dosyć poważnie spojrzenie. Odwzajemniła je, aczkolwiek nie wytrzymała długo i w kocu wybuchła śmiechem. Ja też.

– Nie wierzę, że musiałam zostać twoją żoną i zjechać sobie nerwy, żeby ostatecznie świetnie się z tobą bawić – przyznała, przez co zrobiło mi się dziwnie miękko na sercu. – Zamierzam jutro albo pojutrze wyjechać, jednak mam nadzieję, że odwiedzisz mnie za kilka dni.

Spuściłem głowę. Nie chciałem zbyt szybko odpowiadać.

– Jeśli uda mi się ogarnąć chłopaków albo nie będę w stanie z nimi wytrzymać, to tak – obiecałem, podnosząc głowę i posyłając jej przyjacielskie, wspierające spojrzenie.

– Dziękuję. Po prostu LA to nie moja bajka. Nie umiem się tutaj odnaleźć i cholernie tęsknię za Wschodnim Wybrzeżem.

Doskonale ją rozumiałem. Tylko że miałem zupełnie na odwrót.

– To dlatego tak tam ciągnęłaś. A już myślałem, że tęsknisz za Xavierem – zażartowałem, jednak nie usłyszałem jej śmiechu. Zamiast tego ukryła się za zasłoną długich włosów.

– Było nam dobrze. W trudnych chwilach owszem, tęskniłam. Ale bardzo często o nim zapomniałam – przyznała z trudem.

Pokiwałem głową, przybierając obojętny wyraz twarzy. Mogłem się tego domyślić. Przecież nie mieliśmy razem zbyt dużo wspólnego, poza ty prawie non stop się kłóciliśmy albo po prostu ją olewałem, unikałem. Z Xavierem tworzyła prawdziwą parę. Doskonale znałem Edwardsa. Zapewne miał wszystkie cechy wymarzonego faceta Caroline. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby niedługo po jej powrocie do Nowego Jorku zeszliby się.

Mimo iż byliśmy tylko przyjaciółmi i pragnąłem jej szczęścia, to bolała mnie ta myśl.

– Nie musisz mi się tłumaczyć – odparłem dosyć chłodno. Bardziej niż zamierzałem. – To jest twoje życie, w którym raczej wystarczy miejsca dla nas dwóch. Lepiej opowiedz mi, co robiłaś, kiedy ja postanowiłem zaliczyć najsławniejszego nowojorskie kluby.

Uśmiechnęła się niepewnie i założyła kosmyk włosów za ucho.

Pozostałą część drogi spędziliśmy na wymienianiu się przeżyciami z ostatnich kilku dni. Carrie nie chowała do mnie żalu, że tak po prostu ją zostawiłem i nie dawałem znaku życia. Sama postanowiła nieco poimprezować ze starymi koleżankami. Odświeżyła kilka znajomości oraz nawiązała parę nowych.

Stanęliśmy pod drewnianymi drzwiami frontowymi rezydencji wielkiej bizneswoman. Prychnąłem pod nosem. Szczerze miałem nadzieję, że to nie była kolejna gierka Eddiego. Nie chciałem, żeby Caroline brała w takowej udział.

– Chyba im nie przeszkadzamy, nie? – spytała, zanim zdecydowała się nacisnąć dzwonek.

Naprędce zerknąłem po oknach. Tylko z salonu dochodziła niewielka smuga światła. Nie wyglądało to na świeczki do romantycznej kolacji. Czyli nadal wszystkiego sobie nie wyjaśnili.

– Nie. Pewnie siedzą po przeciwległych stronach pokoju i czytają dwie różne książki. – Zaśmiałem się krótko. – Trochę się wypalili. Albo to tylko krótkotrwały kryzys.

Znając tą dwójkę, na pewno to ostatnie.

Caroline pokiwała głową i nacisnęła dzwonek. Odczekaliśmy chwilę, jednak nikt się nie zjawił. Spojrzeliśmy po sobie, podobnie marszcząc czoło. Coś było nie tak. Przecież widziałem światło. Ewidentnie ktoś był w środku.

– Spróbuj jeszcze raz – poleciłem jej. Wolałem jeszcze chwilę poczekać z wyważaniem drzwi. Nie miałem ochoty sponsorować im nowych. – Albo najlepiej kilka razy.

Dopiero po jakiejś ósmej próbie usłyszałem zaspany głos Izzy'ego i zbliżające się ciężkie kroki. Spali? Niemożliwe. Było na to za wcześnie.

Stradlin otworzył nieznacznie drzwi. Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Rozczochrane włosy, ewidentnie naćpane spojrzenie – nawet miał podwinięty jeden rękaw – oraz sine podkowy pod oczami.

– Przepraszam, że przeszkadzamy, ale mam sprawę do Victorii. Jest może? – odezwała się niepewnie Harrison. Kątem oka zauważyłem, jak nerwowo bawi się palcami.

Minęła chwila. Izzy uśmiechnął się gorzko i spojrzał na mnie, a następnie na Carrie. Przeszył mnie dreszcz. Biło od niego chłodem i rozżaleniem. O co, kurwa, chodziło?!

– Vicky się wyprowadziła – odpowiedział z pogardą w głosie. Ściągnąłem brwi. Zastanawiało mnie, czy czuł pogardę do niej czy do siebie. – Zerwaliśmy – dodał, spuszczając wzrok i zaciskając blade palce na drewnie.

Wziąłem głęboki oddech. Miałem w głowie jakiś cholerny mętlik. Jak to zerwali? Przecież tworzyli najbardziej zgraną parę, jaką znałem! Kiedy ostatnio rozmawiałem z Vicky, byłem pewien, że chciała ratować ten związek. Owszem, mieli gorsze dni, ale myślałem, że to tylko kwestia szczerej rozmowy. Tak jak to było ze mną i Caroline.

Dopiero po chwili skojarzyłem fakty i przypomniałem sobie o bardzo istotnym szczególe.

Jednak Carrie mnie uprzedziła.

– Przykro mi. Jeśli czegoś byś potrzebował, to wiedz, że możesz na nas liczyć. O każdej porze dnia i nocy.

Może i Izzy był moim najlepszym przyjacielem, ale aż tak nie zamierzałem się poświęcać.

Stradlin uśmiechnął się blado i pokręcił głową.

– Dziękuję, ale nie skorzystam.

Carrie już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć i jednak go przekonać, ale w porę ją uprzedziłem. Nie chciałem, żeby za bardzo się w to angażowała. Nie warto było.

– Stary, czy ty jej powiedziałeś o Minneapolis? – spytałem dosadnie, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Wiedziałem, że jeśli istniało coś, co mogło rozwalić ten związek, to tylko to.

Westchnął krótko i niechętnie przeniósł na mnie swoje nieobecne spojrzenie. Już wyraz jego twarzy był odpowiedzią na moje pytanie. Nie musiał nawet zbytnio się kwapić i słownie potwierdzać moich przypuszczeń.

– Kurwa – syknąłem. – Może i nie pomagam, ale nie, Izz, nie masz się co dziwić, że odeszła. Prawda jest taka, że sam to zjebałeś. Powiedziałeś jej przynajmniej, kto to był?

– Nie – odparł krótko.

– Świetnie! – Wyrzuciłem ręce w powietrze.

– Ktoś mi powie, o co chodzi?!

LAX  - właśc. Los Angeles International Airport; międzynarodowy port lotniczy, położony 25 km od centrum Los Angeles

Podobizna Benjamina Franklina znajduje się na banknocie studolarowym.

Four Seasons - luksusowy hotel 

Cristal - jeden z droższych, luksusowych szampanów

Ktoś pamięta jeszcze Todda albo Lime Street?

Dodając ten rozdział, zauważyłam, że na AFI wybiło 5K 😍 Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili  😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top