33. I'm standing in the ashes of who I used to be

Aerosmith - Cryin'

VICTORIA

Krążyłam w kółko, przemierzając tereny sąsiadujące z Beverly Hills. Kaseta, którą włożyłam do odtwarzacza, powoli się kończyła. Uśmiechnęłam się gorzko pod nosem. Na sąsiednim siedzeniu miałam przygotowaną stertę następnych.

Działałam w afekcie. Nie przemyślałam do końca swojej wyprowadzki. Oczywiście, nie mogłam zostać w naszym domu ani chwili dłużej. W szczególności, kiedy on tam był. Jednak nie miałam, gdzie się zatrzymać. Rosie i Duff zwiedzali Barcelonę, a Axl wyjechał do Nowego Jorku. Nicole także odpadała – ich mieszkanie nie należało do największych, a teraz dodatkowo podczas nieobecności matki przebywał u nich Tommy.

Westchnęłam ciężko, zmieniając kasetę. Robiło się bardzo późno, ogarniało mnie zmęczenie, a nadal nie znalazłam miejsca dla siebie. Zaśmiałam się gorzko. Chyba zapowiadało się, że resztę nocy po prostu prześpię we Flamant, a rano spróbuję zameldować się w jakimś hotelu.

Albo u kogoś, kto mieszka blisko Flamant.

Zawróciłam w najbliższym możliwym miejscu i obrałam drogę w kierunku Catamaran Street. Oprócz dźwięków przesterowanych gitar towarzyszyło mi jedynie nikłe światło ulicznych lamp. W większości domów światło już było zgaszone albo przyćmiewały go barwne rolety. Zacisnęłam palce na kierownicy. Czułam się dosyć nieswojo, a do celu zostało mi jeszcze dobre kilka mil.

Z trudem znalazłam ostatnie wolne miejsce, gdzie mogłam zaparkować samochód. Nic dziwnego, większość osób już była w łóżkach. Związałam włosy w wysokiego kucyka. Westchnęłam głęboko, po czym wyciągnęłam z bagażnika sporych rozmiarów walizkę i niewiele mniejszą torbę, którą od razu zarzuciłam na ramię. Była dosyć ciężka – w końcu spakowałam do niej głównie materiały na studia i książki, które rzuciły mi się w oko, a także przybory kosmetyczne. To i tak nie wszystko. Zdecydowana większość moich rzeczy nadal znajdowała się w Beverly Hills.

Pomimo iż cały dzień prześladował mnie ogromny pech, to teraz miałam szczęście. Młody student, który pomieszkiwał w tym samym bloku, do którego chciałam się dostać, właśnie wracał z wieczornej zmiany i zaoferował mi pomoc z bagażami. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Nie spodziewałam się, że w dzisiejszych czasach istnieją jeszcze dobrzy ludzie.

Wysiadłam na odpowiednim piętrze. Mój towarzysz mieszkał nieco wyżej. Złapaliśmy nić porozumienia. Nawet obiecał mi pożyczyć swoje notatki – studiował na podobnym kierunku do tego, który zamierzałam wybrać.

Nacisnęłam dzwonek, mając nadzieję, że go nie obudzę. Zazwyczaj nie spał o tej porze – mówił, że dopiero w nocy jego mózg pracuje na pełnych obrotach. Przygryzłam wargę i poprawiłam torbę, która zaczynała zjeżdżać mi z ramienia.

Dopiero po chwili usłyszałam dźwięki. Najwidoczniej spał. Wraz z każdym jego krokiem, czułam, jak serce zaczyna mi coraz bardziej walić. Na pewno spyta, co mnie sprowadza. Powiedzieć prawdę, skłamać czy po prostu milczeć?

Uchylił drzwi. Uśmiechnęłam się subtelnie. Miał zmierzwione włosy i zaspane spojrzenie. Przetarł oczy, po czym otworzył szerzej drzwi.

– Vee? Co ty tutaj robisz? – spytał, ziewając i wpuścił mnie do środka.

Pokiwałam głową i przekroczyłam próg jego mieszkania. Chłopak zabrał moją walizkę i powiedział, żebym się rozgościła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Idealnie odzwierciedlało Jacka. Nowoczesne, ale przytulne.

– Wiem, że to nie jest idealny moment – zaczęłam niepewnie, cały czas podziwiając wystrój niewielkiego salonu połączonego z otwartą kuchnią – ale nie mam, dokąd pójść. Tak sobie pomyślałam, że...

– Możesz u mnie zostać tak długo, jak tylko potrzebujesz – przerwał mi.

Odwróciłam się w jego stronę. Opierał się plecami o ladę, na które składował najpotrzebniejsze rzeczy, a ręce skrzyżował na piersi. Próbowałam wyczytać coś z jego wyrazu twarzy, ale pozostawał dosyć obojętny.

Schowałam ręce do kieszeni dresów i pokiwałam głową.

– Dziękuję. Obiecuję, że to nie potrwa długo.

– Powiesz mi przynajmniej, co się stało? Przychodzisz do mnie w środku nocy z bagażami i pytasz, czy cię przygarnę. Pokłóciliście się?

Zaśmiałam się ironicznie. A czy mogłabym się wyprowadzić z jakiegoś innego powodu? Zazwyczaj nie lubiłam wyolbrzymiać niektórych rzeczy. Czyżbym tym razem przesadzała? Raczej nie. Podejrzewam, że każda kobieta na moim miejscu postąpiłaby tak samo.

– Można tak powiedzieć – mruknęłam od niechcenia. – Ale nie chcę o tym rozmawiać.

Pokiwał głową.

Wypakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, podczas gdy Jack rozkładał sofę. Mówiłam, że mogę sobie sama pościelić, ale on nawet nie dał się tknąć. Przy okazji posprzątał stolik kawowy, na którym walało się pełno dokumentów, pustych opakowań i kubków.

– Jakbyś mnie potrzebowała, to pierwsze drzwi od okna – dodał na odchodne. – Śpij dobrze.

Uśmiechnęłam się, czując dziwne ciepło na sercu. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć. I vice versa.

– Dziękuję za wszystko. Obiecuję, że nie będę zbyt długo nadużywać twojej gościnności.

Uśmiechnął się blado, po czym udał się do swojego pokoju. Odwróciłam się w drugą stronę i westchnęłam ciężko.

Nie wiedziałam, czy to kwestia miejsca, czy sytuacji, ale pomimo zmęczenia nie mogłam zmrużyć oka. Wierciłam się, przekręcałam z boku na bok. Nawet czytałam książkę, co czasami działało na mnie porównywalnie z prochami nasennymi (które niestety zostały w domu). Bezskutecznie.

Wstałam dosyć wcześnie. Nie zamierzałam marnować dnia na bezużytecznym leżeniu w łóżku. Wzięłam szybki, chłodny prysznic i przywróciłam się do stanu przydatności. Nastawiłam ekspres, a następnie zabrałam się za przyrządzanie śniadania. Otworzyłam lodówkę, w której znajdowało się zaledwie kilka produktów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Najwidoczniej musiałam postawić na zwykłą jajecznicę.

– Widzę, że już zdążyłaś się zadomowić. – Usłyszałam jego rozbawiony głos.

Przemieszałam potrawę, po czym odwróciłam głowę w kierunku chłopaka. Uśmiechał się łobuzersko, trzymając dłonie w kieszeniach spodni.

– Po prostu chciałam się jakoś odwdzięczyć. Jeszcze raz bardzo dziękuję.

Jack podszedł bliżej. Wyciągnął z szafki dwa kubki i nalał do nich świeżo zaparzonej kawy. Podsunął jeden w moją stronę.

– Już ci mówiłem, nie ma za co. – Upił łyk naparu. – I nawet się nie waż uciekać do hotelu. Przetrzymam cię, dopóki wszystko się nie wyjaśni.

Pokiwałam głową i delikatnie ściągnęłam brwi. Nie sądziłam, żeby moja sytuacja się zmieniła. Rozstaliśmy się na dobre. O pewnych rzeczach po prostu się nie zapomina.

Założyłam kosmyk włosów za ucho i wyłączyłam palnik. Odebrałam od Jacka talerze i nałożyłam na nie jajecznicę.

Usiadłam naprzeciwko Icarusa. Objęłam dłońmi ciepły kubek, od czasu do czasu upijając z niego łyk kawy. Jak na razie nie miałam ochoty na jedzenie. Mdliło mnie na sam widok.

○○○

Niechętnie wsiadłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednim piętrem. Zacisnęłam palce na uchu niewielkiej, czarnej torebki. Spojrzałam na twarze zajętych biznesowymi sprawami mężczyzn. Nie zmierzali tam, gdzie ja. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniały mi się czasy, kiedy jeszcze pracowałam w Johnson Development i podziwiałam takich ludzi.

Skierowałam się prosto w stronę biura Juana, które mieściło się centralnej części. Na miejscu przywitała mnie jego asystentka – drobna, niby niepozorna blondynka, jednak sprawiała wrażenie robiącej karierę przez łóżko. Rzuciłam jej przelotne spojrzenie. Od razu skojarzyła, kim jestem. Zaanonsowała mnie swojemu szefowi i zaproponowała zrobienie kawy. Nie można jej było zarzucić, że nie wypełniała swoich obowiązków sumiennie.

Weszłam do pomieszczenia, które wyglądało niemalże identycznie jak biuro Juana w Johnson Development. Z tą różnicą, że na drzwiach widniał ogromny napis CEO.

Uśmiechnęłam się dla niepoznaki i zajęłam miejsce pod drugiej stronie biurka. Mężczyzna był w trakcie kompletowania dokumentów dla mnie. W końcu zjawiłam się tutaj tylko po to, żeby w kilku miejscach złożyć parafkę.

– Tu masz dokumenty transportowe – oznajmił, podając mi kilka kartek z treścią, którą doskonale znałam na pamięć. Nawet nie musiałam ich czytać. – A tu taki bonus ode mnie.

Złożyłam podpis we wszystkich wyznaczonych miejscach, po czym odebrałam od Juana nową porcję dokumentów. Zmarszczyłam czoło, dokładnie studiując każde słowo. Nie do końca rozumiałam, o co mu chodziło.

– Co to? – spytałam, mimo iż wszystko wynikało z treści. Po prostu chciałam usłyszeć to z jego ust.

Mężczyzna uśmiechnął się cynicznie i odchylił na fotelu. W międzyczasie asystentka przyniosła dla nas gorące napoje.

– Tak jak mówiłem. Mały bonus. W razie czego, postawiłem też na coś w stu procentach legalnego. – Z trudem powstrzymałam chichot. – Potrzebuję planu B. Wykupiłem dom mody. No, bardziej działalność początkującej designerki. Niezbyt to do mnie pasuje, ale tak naprawdę w dużej mierze wyświadczyłem przysługę bardzo dobrej znajomej. Chciałbym, żebyś została moją prawą ręką i osobiście nadzorowała pracowników.

Wykrzywiłam usta w ironiczny uśmiech. Chciałam się mieszać w jego interesy w jak najmniejszym stopniu. Nawet jeśli mówił prawdę, to nie miałam pewności, że zaraz nie obróci interesu tej dziewczyny w kolejną firmę wydmuszkę do prania brudnych pieniędzy.

– Juan, to nie jest dobry pomysł...

– Pozwól, że ci wyjaśnię – przerwał mi, nachylając się nad stołem. – Blair była pierwszą osobą, którą poznałem po przyjeździe do Stanów. Była dla mnie jak siostra. Nie mógłbym zamienić jej całego życia, tego co po niej zostało w szemrany biznes.

Pokiwałam głową, z trudem przełykając ślinę. Mówił o niej w czasie przeszłym. Na samą myśl przeszył mnie dreszcz.

– Ona... – próbowałam go o to spytać, ale nie potrafiłam wydusić z siebie tych słów.

– Zginęła w wypadku samochodowym – odparł naprędce. – Jej współpracownicy zajęli się biznesem. Był niewielki, ale prosperujący. Mimo to doprowadzili go na skraj bankructwa. Z trudem udało mi się wyciągnąć go z tego bagna.

– Juan, ja się na tym kompletnie nie znam – przyznałam. Nie widziałam sensu dłużej prowadzić tej rozmowy. – To przykre, że dziewczyna nie żyje; że jedyne, co po niej zostało, omal nie poszło w zapomnienie. Współczuję. Jednak prosisz o pomoc nieodpowiednią osobę.

Uśmiechnął się ironicznie i przejechał dłonią po kilkudniowym zaroście.

– Szybko wszystko łapiesz. Jestem pewny, że dasz sobie radę. Blair mieszkała w Nowym Jorku – tam też próbowała swoich sił w świecie mody. Nie przenosiłem firmy do Los Angeles. Po prostu wysłałem na Wschodnie Wybrzeże zaufanych ludzi. Mimo wszystko chciałbym, żebyś wszystkiego od czasu do czasu doglądała. Wiem, że przyjęcie twojej aplikacji na Columbia University to tylko czysta formalność. Mogłabyś zatrudnić własny zespół. Jako Victoria Edwards, rzecz jasna.

Wiedziałam, że świat mody to kompletnie nie moja działka, jednak jego propozycja coraz bardziej mnie kusiła. Sprawiał wrażenie mówić prawdę. W końcu mogłam mieć świeży, całkiem przyjemny start. Zaplecze, gdyby coś poszło nie tak. Nawet fakt, iż był to dom mody, aż tak bardzo mi nie przeszkadzał. Lepsze to niż fabryka mikserów – pomyślałam z rozbawieniem.

Nawet nie musiałam się długo zastanawiać. Ostatnio w moim życiu posypało się zbyt wiele rzeczy. Potrzebowałam czegoś nowego, nieoklepanego. Chciałam zacząć wszystko od początku. Z czystą kartą i dobrą perspektywą na przyszłość.

Poza tym już wiedziałam, na czyją pomoc mogłam liczyć.

Położyłam dokumenty na blacie i złożyłam na nich podpis. Od teraz oficjalnie zarządzałam domem mody Harding.

Pozytywnie nastawiona wsiadłam do samochodu, od razu zmieniając kasetę. Nie mogłam już dłużej słuchać tej depresyjnej muzyki. Odpaliłam silnik. Postanowiłam kuć żelazo, póki gorące, toteż pojechał prosto na Colorado Avenue.

Po krótkiej rozmowie z odźwiernym – który notabene stwierdził, że dawno tutaj nie gościłam – dowiedziałam się, że Axl nadal nie wrócił z Nowego Jorku. Jednak panna Caroline, jak ją nazywał młody obcokrajowiec, przyjechała zaledwie dwie godziny temu. Ucieszył mnie ten fakt. Właśnie na obecności Harrison mi zależało.

Drzwi do mieszkania Rose'a niespodziewanie otworzył mi Steven. W pierwszej chwili chyba nie za bardzo zrozumiał, o co chodzi, jednak później na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

– Czy ja o czymś nie wiem? – spytałam, subtelnie marszcząc czoło. – Czy ty i Caroline...

– Nie – odparował. – Lily wyrzuciła mnie z mieszkania. Axl po prostu wyciągnął pomocną dłoń, a raczej Jenny go do tego zmusiła.

Pokiwałam głową, tłamsząc śmiech. To musiało wyglądać komicznie. Przecież Axl nie lubił dzielić z kimkolwiek swojego królestwa ciemności. Już obecność Caroline to było dla niego zbyt dużo. A z nią miał lepszy kontakt niż z Adlerem.

– Rozumiem – mruknęłam. – Jest może Carrie? Mam do niej sprawę.

– Jasne, wejdź. – Otworzył drzwi na oścież, wpuszczając mnie do środka. – Caroline jest w łazience, ale powinna zaraz wyjść.

Zmierzyłam prosto w stronę salonu. Porządek panujący w mieszkaniu – zapewne była to sprawka Ruby – dodatkowo podkreślał przygnębiający nastrój i wszechobecną czerń. Usiadłam wygodnie na skórzanej sofie. Skrzyżowałam kostki i położyłam torebkę na kolanach.

– Napijesz się czegoś? – spytał, podążając w stronę barku.

– Wody.

Pokiwał głową. Po chwili przyniósł mi szklankę z bezbarwną cieczą. Upiłam spory łyk.

Steven zostawił mnie, kiedy Caroline weszła do pomieszczenia. Postanowił udać się na miasto. Przed wyjściem kazał mi pozdrowić Izzy'ego. Powstrzymałam się przed przygryzieniem wargi, zamiast tego wbijając sobie paznokcie w udo. Jak na razie nie zamierzałam im mówić, że się rozstaliśmy.

– Podobno masz do mnie sprawę – zaczęła Harrison, rozsiadając się na sąsiednim fotelu. – Tylko jakbyś mogła tak szybko. Za niedługo muszę wyjść. Wieczorem idę w pokazie.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się szeroko. Caroline na dobre wróciła do świata mody. Wszystko układało się po mojej myśli.

– Co powiesz na ciepłą posadkę w rozkręcającym się domu mody? – spytałam prosto z mostu. Nie chciałam bawić się w niepotrzebne wstępy.

Patrzyła na mnie w milczeniu. Dopiero po chwili roześmiała się i pokręciła głową.

– To jest żart, tak? Od kiedy masz dom mody albo pracujesz w takim? Bo wątpię, żebyś mi pomagała z czystego serca i wykorzystywała niezbyt bliskie znajomości.

Upiłam łyk wody. Już ją lubiłam. Była dosyć konkretna i wyglądała na kogoś, kto nie da sobie w kaszę dmuchać. Właśnie takiej partnerki potrzebowałam.

– Właśnie zostałam członkiem zarządu Harding – pochwaliłam się, zdobywając się na szczery uśmiech. Nawet nie sądziłam, że ta sprawa tak mnie ucieszy i pozwoli całkowicie zawładnąć moim umysłem. Cieszyłam się z tego. Przynajmniej na krótką chwilę mogłam się oderwać od mojego świeżo zakończonego związku. – Tak, wiem, szalona decyzja. Ale, kurde, raz się żyje. Dopiero się rozkręcamy, ale szczerze liczę na twoją pomoc i pomysły.

Pokiwała głową, pozostając w rozbawieniu. Wstała z fotela i nalała sobie do szklanki porcję whiskey, a następnie z powrotem usiadła na swoim miejscu.

– Szalona Victoria – podsumowała, nadal pozostając w zaskoczeniu. – Ktoś cię podmienił czy to skutek terapii elektrowstrząsowej?

Zaśmiała się głęboko, po czym zamoczyła usta w trunku. Odwzajemniłam jej gest.

– Tylko jest mały haczyk. Siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Jak wszystko dobrze pójdzie, od jesieni zacznę studiować na Columbii, więc tak czy siak czeka mnie przeprowadzka. Pytanie tylko, czy się piszesz i chcesz wrócić na Wschodnie Wybrzeże?

Dziewczyna przytknęła szklankę do policzka i wyłożyła nogi na siedzenie.

– Jeśli chodzi ci o moje małżeństwo, to jestem gotowa je poświęcić w imię kariery. Jednak jak na razie tutaj mam pracę, a twój biznes jest dosyć niepewny. Jednak kusi i to bardzo. W szczególności, jeśli zainteresowała się nim sama Victoria Edwards, która raczej nie jest wielką fanką świata mody i śmietanki towarzyskiej.

Zaśmiałam się. Miała rację. Po prostu nie należałam do tego świata. Ale może pora była to zmienić? Podjąć kilka ryzykownych kroków, żeby później pić szampana. Szczególnie, jeśli już nic mnie nie trzymało w Los Angeles. Nawet Jack zastanawiał się nad przeniesieniem Flamant do Wielkiego Jabłka*.

– Dasz mi kilka dni na zastanowienie?

– Jasne – odparłam, uśmiechając się subtelnie.

Czułam się jak feniks, który powstał z popiołów. Dopiero teraz miałam się stać nową Victorią Edwards.

Wielkie Jabłko - Big Apple (z ang.); potoczna nazwa Nowego Jorku

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top