30. I'll always remember us this way
Lady Gaga - Always Remember Us This Way
VICTORIA
W końcu nadszedł dzień, na który wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością.
Od rana każdy się krzątał, sumiennie wypełniając swoje zadania. Florystki pracowały niemalże od świtu. Podobnie dekoratorzy i kelnerzy. Allison z największą dokładnością obserwowała ich poczynania i wydawała polecenia.
Po praktycznie nieprzespanej nocy, obudziłam się dosyć wcześnie. Spory kubek kawy postawił mnie na nogi. Zarzuciłam na siebie luźny, wygodny dres i po kolei odbyłam wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Chciałam wszystko w miarę sprawnie załatwić, aby mieć więcej czasu, żeby w razie potrzeby pomóc Rosie.
Odebrałam swoją sukienkę i zawiesiłam ją z tyłu samochodu. Zajęłam miejsce po stronie kierowcy. Zapięłam pas i odruchowo opuściłam słonecznik, który od strony kierowcy zawierał lusterko. Przejrzałam się w nim. Włosy delikatnie upięte, makijaż prawie niewidoczny – poza ustami w odcieniu różu pompejańskiego. Westchnęłam krótko.
Droga do Chateau Marmont minęła mi dosyć szybko. Odebrałam na recepcji klucz do swojego apartamentu, do którego natychmiast się udałam. Zostawiłam tam wszystkie rzeczy i przebrałam się w długą, prostą, szafirową sukienkę z wycięciem po lewej stronie. Założyłam szpilki. Były niemiłosiernie niewygodne, aczkolwiek nie mogłam pozostać w trampkach. Sukienka była specjalnie skracana właśnie pod te buty. Już wolałam narzekać na bolące stopy niż trzymać pół sukienki przy każdym wykonywanym kroku.
Zapukałam do drzwi, po czym delikatnie je otworzyłam. W środku krzątały się stylistki, a przy oknie stała gotowa Rosie. Weszłam do pomieszczenia, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
– Jak tam? – spytałam z dystansem. Wolałam niepotrzebnie jej nie denerwować.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Miała na sobie niewielkie, diamentowe kolczyki, które współgrały z delikatnym, prawie niewidocznym makijażem. Do upiętych włosów już doczepiono długi, haftowany welon. Sukienka panny młodej była bardzo podobna do tej, którą miała na sobie w dniu ślubu księżna Diana – tylko ta Rosie nie posiadała bufiastych rękawów.
– Wyglądasz przepięknie – zawyrokowałam, dokładnie lustrując ją wzrokiem. – Duff jest wielkim szczęściarzem.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, jednocześnie pozwalając sobie na nerwowy chichot. Wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. Nieznacznie się trzęsła i oddychała dosyć płytko.
– Chyba zaraz zwymiotuję – obwieściła, rzucając krótkie spojrzenie na bukiet białych i niebieskich frezji, który jeszcze stał w wazonie z wodą. – Wcześniej to się wydawało o wiele prostsze.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i podeszłam bliżej przyjaciółki. Złapałam ją za ramiona, próbując sprawić, żeby mniej się trzęsła.
– Każda panna młoda się denerwuje. Ale będzie dobrze. Przecież się kochacie i robicie to z miłości.
Pokiwała głową, po czym odwzajemniła mój uśmiech. Wmawiała sobie, że wszystko będzie dobrze, co nieco ją uspokajało.
– Masz już niebieskie kwiaty i nową suknię. Jak z czymś starym i pożyczonym?
Dziewczyna wskazała palcem na kolczyki.
– Dostałam je na szesnaste urodziny od Thomasa. Raczej nie są nowe.
Ściągnęłam z nadgarstka niewielką posrebrzaną bransoletkę i założyłam ją na rękę Rosie.
– Teraz masz już coś pożyczonego. Dostałam ją od Izzy'ego na pierwszą rocznicę, więc raczej tego nie zgub – ostrzegłam z rozbawieniem w głosie, żeby nieco rozluźnić atmosferę.
– Obiecuję – odparła ze spokojem. – Dziękuję – dodała z trudem. Łzy zaczęły napływać jej do oczu.
Przytuliłam ją. Zacisnęłam wargi. Nie sądziłam, że udzieli mi się jej nastrój.
– Nie płacz, bo się rozmażesz. – Zaśmiałam się, z trudem powstrzymując łzy.
– Tego nie mogę ci obiecać.
Odsunęłyśmy się od siebie i zaśmiałyśmy się krótko.
Zeszłyśmy do pomieszczenia, w którym miał się rozpocząć korowód ślubny. Na jego końcu, przy łuku z białych róż już stał Duff w towarzystwie Axla. Oboje byli ubrani w fraki, co wyglądało lekko komicznie, aczkolwiek bardzo uroczyście.
Rosie podeszła się przywitać z pozostałymi druhnami. W tym czasie dobił do mnie Eddie. Uśmiechał się pewnie. W ogóle nie było po nim widać przedślubnego stresu.
– Mam nadzieję, że nic nie zepsuje nam ceremonii i przyjęcia – odparł głębokim barytonem.
Westchnęłam ciężko. Doskonale wiedziałam, kogo miał na myśli.
– Jeśli Juan wie o ślubie, to na pewno nie ode mnie – odparowałam.
Eddie zaśmiał się krótko, wkładając dłonie do kieszeni garnituru.
– Teraz jest kimś ważnym, a wielkie wejścia są w jego stylu. Poza tym przez długi czas przyjaźniliśmy się. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby się pojawił. W końcu teraz to on rządzi. – Parsknął ironicznym śmiechem.
– Wątpię. Raczej nie posunie się aż tak daleko. Ma wiele do stracenia.
– Obyś miała rację.
Pokiwałam głową. Miałam nadzieję, że w tej sytuacji Juan wykaże się rozsądkiem.
Zakończyliśmy naszą rozmowę, zauważywszy zbliżającą się Rosie. Dziewczyna ucałowała Eddiego w policzek i złapałam go za ramię. Dziewczynki sypiące kwiaty już się ustawiły przed nimi. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym złapałam średniej długości tren.
Kwartet smyczkowy zaczął grać delikatną melodię, która miała towarzyszyć nam podczas drogi do ołtarza. Uśmiechając się subtelnie, podążałam za Rosie, uważając, żeby przypadkiem się nie przewrócić albo na coś nie stanąć. W ogrodzie zebrała się spora grupka gości, która zajęła wyznaczone miejsca. Szeptali między sobą, za pewne komentując strój panny młodej. Fotograf sumiennie wykonywał swoje zadanie, co chwilę robiąc nam serię zdjęć.
Eddie przekazał Rosie Duffowi. Zajęłam swoje miejsce.
Właściwa część ceremonii zaczęła się od kilku słów pastora na temat instytucji małżeństwa. Następnie młodzi wygłosili specjalnie napisane na tę okazję przysięgi. Nie zabrakło w nich śmiesznych momentów, jednak w większości wyrażały ich wzajemną, dozgonną, szczerą i czystą miłość. Po nich pastor ogłosił ich małżeństwem, a Tommy przy pomocy Axla przyniósł obrączki, którymi nowożeńcy się wymienili. Całość zakończył pocałunek małżonków, który spotkał się z aplauzem ze strony gości.
Wszyscy weszli do środka na kilka koktajli i niewielkie przekąski, które znajdowały się na szwedzkim stole. W międzyczasie pracownicy Marmont pod czujnym okiem Allison przearanżowali ogród, a państwo młodzi robili sobie pamiątkowe zdjęcia z gośćmi.
Pochwyciłam malutką kanapkę z łososiem i włożyłam ją do ust. Praktycznie umierałam z głodu, bowiem nie jadłam nic od wczorajszej kolacji na próbnym obiedzie*.
Wypiłam zaledwie dwa łyki mojito i musiałam go odłożyć. Plan właśnie zmierzył do punktu, w którym państwo młodzi robili sobie zdjęcie ze świadkami i ich partnerami. Odszukałam w tłumie Izzy'ego i razem podążyliśmy w doskonale mi znanym kierunku.
– Piękna uroczystość – rzucił, kiedy już prawie byliśmy na miejscu. Do tej pory podążaliśmy w milczeniu.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Nie lubiłam wymuszonych rozmów, jednak musieliśmy się od czasu do czasu komunikować – nawet w taki sposób.
– Bardzo. Cieszę się, że mogłam być jej częścią – przyznałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Mimo iż rozmawiałam z własnym narzeczonym, czułam się dosyć niekomfortowo.
– Wyglądasz olśniewająco.
Zaniemówiłam. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia spojrzałam na niego. Wlepiał we mnie swoje ciepłe, brązowe oczy i uśmiechał się subtelnie i szczerze. Odwzajemniłam jego gest.
Po serii zdjęć prawie padałam na twarz, a to był dopiero początek imprezy. Zanim udaliśmy się na poprawki, panna młoda rzuciła swój bukiet, który wylądował w rękach Nicole. Posłałam siostrze wymowne spojrzenie, a ta w ramach odpowiedzi pokazała mi środkowy palec.
Kiedy wreszcie mogłam zamienić sięgającą niemalże ziemi sukienkę na taką delikatnie przed kolano, poczułam ogromną ulgę. Całość była pomysłem Rosie, która również w tym samym czasie się przebierała. Chciała, żeby każdy podczas przyjęcia mógł się czuć zupełnie swobodnie. Dlatego panowie także porzucali fraki na rzecz nieco wygodniejszych garniturów.
Kiedy wróciliśmy do ogrodu, goście zajmowali już wyznaczone miejsca. Moje znajdowało się przy stoliku państwa młodych – obok Rosie. Usiadłam na krześle i zabrałam ze stołu niewielki podarek, który otrzymał każdy przybyły. Schowałam do torebki cukierek i malutką figurkę, które owinięto w kawałek celofanu i przewiązano szmaragdową wstążką. Wzięłam ze środka stolika menu i dokładnie je przestudiowałam, zastanawiając się nad swoim wyborem.
Po obiedzie przyszedł czas na pierwszy taniec. Para zdecydowała się wykonać go do Moon River – piosenki z mojego ulubionego filmu*, za którym Rosie również bardzo przepadała. Choreografię stworzył dla nich sam Jack, także wszystko było idealnie dopracowane i wyglądało zjawiskowo.
Taniec z rodzicami i przemówienia też wyszły tak, jak zaplanowano. Nawet Axl powiedział klika słów, momentami doprowadzając gości do śmiechu. Kiedy przyszła moja kolej, poczułam dziwny skurcz żołądka. Do tej pory nie stresowałam się, mimo iż odgrywałam znaczącą rolę. Jednak przemówienie to było coś zupełnie innego niż niesienie trenu czy odbieranie prezentów. Wypiłam spory łyk szampana, po czym wstałam i zastukałam łyżeczką w brzegi kieliszka. Wszyscy skupili na mnie swoją uwagę.
– Dziękuję bardzo – zaczęłam, uśmiechając się niepewnie. – Jak już wiecie, zgromadziliśmy się tutaj, żeby celebrować miłość naszych przyjaciół – Duffa i Rosie. – Zerknęłam przelotnie na nowożeńców, którzy trzymali się za ręce i uśmiechali – szczerze i szeroko. – Jednak nawet tak dobrze dobrana para jak oni nie miała łatwych początków. Zaczęli dosyć standardowo – jako przyjaciele. Młoda, niewinna dziewczyna w ciąży, która potrafiła ujarzmić lekkodusznego rockamana. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Dopełniają się pod każdym względem. Wiele przeszli, jednak ich związek przetrwał, mimo wielu trudnych prób. Dlaczego? Bo ich miłość jest szczera, niewinna i niezwykle wytrzymała.
Dzisiaj nie tylko pragnę im pogratulować, ale i podziękować. Dziękuję za to, że pokazaliście mi, że czasami warto walczyć o kogoś, kogo się kocha. Że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. I nie warto się poddawać. Dziękuję za tę cenną lekcję i mam nadzieję, że jeszcze wiele się od was nauczę. – Spojrzałam na nich i podniosłam wyżej kieliszek. – Za nowożeńców, którzy mają przed sobą jeszcze wiele cudownych lat.
Goście również wstali i wznieśli toast. Uśmiechnęłam się, czując, jak do oczu napływają mi łzy wzruszenia i upiłam łyk szampana. McKaganowie rzucili mi nieme dziękuję, po czym ku uciesze przybyłych pocałowali się krótko, co spotkało się z aplauzem.
Zabrałam swój kieliszek i niezauważona udałam się w ustronne miejsce, które służyło za palarnię. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza i ochłonąć. Pod koniec przemówienia zaczęłam improwizować. W żadnym planie – a zrobiłam ich co najmniej kilka – nie ujęłam fragmentu o cennej, życiowej lekcji. Finalnie jednak o tym powiedziałam. Uśmiechnęłam się gorzko. Nie sądziłam, że to aż tak na mnie wpłynie. Przecież to były tylko słowa. Zlepek kilkunastu liter.
Tylko albo aż słowa. Słowa, które wypowiedziałam, myśląc o moim związku z Izzym. Miłość przetrwa wszystko. Przygryzłam nieznacznie wargę. Starałam się w nie uwierzyć. Nasza miłość była stosunkowo silna. Przetrwała najgorszy kryzys w moim życiu, a miałaby się rozpaść pod wpływem głupich kłótni, które były tak naprawdę o nic? Na pewno nie.
– Co tutaj robisz?
Odwróciłam się, usłyszawszy głos Axla. Stał naprzeciwko mnie. Włożył do ust papierosa i odpalił go. Nie przejął się zbytnio chmurą dymu, która powędrowała prosto w moim kierunku.
– Potrzebowałam chwilę pobyć sama – przyznałam, uśmiechając się subtelnie. Przytknęłam chłodny kieliszek do rozgrzanego policzka.
– Rozumiem. – Zaciągnął się. – Też już mam dosyć bycia świadkiem. A oni nawet jeszcze nie pojechali! – jęknął.
Zaśmiałam się krótko. Tego właśnie potrzebowałam. Odciągnięcia myśli od drażliwego tematu. Pozbawiony empatii, najbardziej poszkodowany Axl doskonale się do tego nadawał.
– Doskonale cię rozumiem. Też padam na twarz. – Ziewnęłam, po czym upiłam łyk szampana. – Chyba zaraz muszę wymienić go na sporą porcję kofeiny.
– Ale ta chwila samotności nie jest spowodowana namiarem obowiązków, czyż nie? – Uniósł subtelnie brew.
Przełknęłam z trudem ślinę i pokiwałam głową.
– Nie przejmuj się. Tak jak mówiłaś, nawet najlepszym się zdarza. Nie ma związków bez kryzysów. A ty i Izzy tworzycie najbardziej zgraną parę, jaką znam.
Uśmiechnęłam się szczerze i szeroko. Nie wymagałam od niego, żeby mnie pocieszał. Zrobił to intuicyjnie. Znał nas i widział, że coś było nie tak. Jego słowa tylko o tym poświadczyły. Cieszył mnie ten fakt. Axl naprawdę starał się być naszym przyjacielem.
– Dziękuję. – Westchnęłam głęboko. – Wybacz, ale muszę wracać. Obowiązki wzywają.
– Żałuj, że nie palisz. Wtedy mogłabyś sobie pozwolić na dłuższą przerwę.
Prychnęłam. Podpalałam. Jednak tylko w sytuacjach podbramkowych. Solidna dawka nikotyny koiła moje nerwy. Dlatego w Meksyku odpalałam jednego szluga od drugiego. Teraz jeszcze nie było takiej potrzeby.
Wróciłam do ogrodu. Z głośników leciało Everywhere Fleetwood Mac, a na parkiecie zgromadziła się spora grupka gości. Oddałam kieliszek kelnerowi, który przechodził obok mnie i skierowałam się w stronę naszego stolika. Zamierzałam tego wieczoru dobrze się bawić i spędzić czas z moim narzeczonym. Na jeden wieczór zapomnieć o wszystkim. Dopiero następnego dnia planowałam szczerze z nim porozmawiać.
Westchnęłam głęboko. Już byłam całkiem blisko. Zespół zmienił piosenkę na My Girl.
– Zatańczysz?
Eddie zatarasował mi drogę, wyciągając dłoń w moim kierunku. Ominęłam go wzrokiem, spoglądając na Izzy'ego, który siedział przy naszym stoliku i udawał, że słucha wywodu Caroline.
– Przepraszam, ale jestem trochę zajęta – odparłam, nie zwracając na niego zbytniej uwagi.
– Musimy porozmawiać – dodał dosadniej, bardziej przekonywająco.
Westchnęłam z zawiedzeniem. Założyłam ręce na piersi i posłałam mu wymowne spojrzenie. Mężczyzna posłał mi czarujący uśmiech. Przewróciłam oczami i podążyłam za nim na parkiet.
Znajdowaliśmy się bardzo blisko siebie, co niektórzy mogli opacznie zrozumieć. Ułożyłam brodę na jego ramieniu, żeby mieć lepszy dostęp do jego ucha. Zależało nam na tym, żeby jak najmniej osób usłyszało naszą rozmowę.
– Nie przyszedł – obwieścił dyplomatycznie. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Przynajmniej Juan nie zamierzał popsuć dzisiejszej uroczystości. – Zorganizował w swojej willi jakieś luksusowe przyjęcie, na które zaprosił najbardziej prestiżowych gości.
Prychnęłam.
– Mnie nie. A podobno jestem jego partnerką. Nie, żebym chciała tam być.
Wzdrygnęłam się na samą myśl. Wystarczyło, że sam fakt powrotu Juana do mojego życia spędzał mi sen z powiek. Nie chciałam dodatkowo brać czynnego udziału w jego intrygach. Przynajmniej do czasu.
Zaczęli grać Come On Eileen, jednak my nadal tańczyliśmy dosyć wolno, ponieważ tak lepiej nam było skupić się na rozmowie.
– Bardzo dobrze, że cię tam nie ma. Ten facet sprowadzi na ciebie tylko same kłopoty. Myślałaś już nad planem Wirginia?
Włos zjeżył mi się na ciele. Zbytnio bałam się reakcji Martineza, żeby nawet o tym myśleć. Nie chciałam ryzykować, a miałam sporo do stracenia.
– Nie. Eddie, to chyba nie dla mnie... – mruknęłam bez przekonania.
– Chcesz znowu wykonywać jego polecenia i się narażać? – skarcił mnie. Po raz pierwszy Edward Johnson rozmawiał ze mną w taki sposób. Już wiedziałam, czemu Rosie znowu mu zaufała. Naprawdę się zmienił. – Victorio, musisz myśleć tylko o sobie. O sobie i swojej rodzinie.
Przymknęłam powieki, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Wiedziałam, że chodziło mu między innymi o Izzy'ego. Z jednej strony, to miłe, że nazwał go moją rodziną. Z drugiej, niepotrzebnie przypomniał o tym, o czym usilnie próbowałam nie myśleć..
– Nie chcę, ale mam zbyt dużo do stracenia. Eddie, w moim przypadku to się nie uda. Juan nie jest głupi. Szybko skojarzy fakty i wszystkiego się domyśli. A wtedy będziesz wyławiał moje ciało z Tamizy, bo właśnie tam je zostawi, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Pogładził delikatnie moje plecy, próbując w ten sposób mnie uspokoić. Uśmiechnęłam się ironicznie. Nieco pomogło.
– Wszystko będzie dobrze. Tylko musisz podjąć właściwą decyzję...
– Odbijany.
Odsunęłam się gwałtownie od Johnsona. Rozchyliłam nieznacznie wargi i wodziłam wzrokiem po twarzach pozostałych osób. Czułam się, jakbym coś przeskrobała, a przecież nie robiłam niczego złego.
– Spokojnie, Izzy, nie podrywam twojej narzeczonej. – Zaśmiał się Eddie, chowając dłonie do kieszeni garnituru. Próbował w ten sposób rozładować napiętą atmosferę. – Tylko rozmawialiśmy.
Stradlin nic nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na mnie. Chłód, który od niego bił, sprawiał, że miałam ochotę zwymiotować, a po wszystkim założyć worek pokutny.
– Chętnie z tobą zatańczę – odpowiedziałam, czując sporą gulę w gardle.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając subtelnie. Paradoksalnie ktoś zmienił piosenkę na Love Of My Life.
Bez przekonania wtuliłam się w ciepłe ciało narzeczonego, które pachniało moimi ulubionymi perfumami. Pociągnęłam nosem, zaciągając się tym zapachem. Dlaczego to wszystko nie mogło być o wiele prostsze?
– Myślałem, że nie chcesz go znać – mruknął z niezadowoleniem.
Zacisnęłam dłoń w pięść, tym samym mnąc kołnierz jego marynarki.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Nie dzisiaj.
Poczułam, jak przesuwa dłoń, obejmując mnie ciaśniej. Jakby nie chciał mnie puścić, bo bał się, że ucieknę.
– Zawsze tak mówisz. Vicky, powinniśmy czasami rozmawiać o takich rzeczach.
Oparłam policzek na jego barku. Tak bardzo chciałam wrócić do początków naszego związku, kiedy wszystko było proste, a nasze uczucia bardzo intensywne. Tryskaliśmy wtedy szczęściem.
– Eddie naprawdę się zmienił – bąknęłam.
Skoro chciał rozmawiać, to postanowiłam dać mu taką okazję. Jednak zaczęłam od według mnie najdelikatniejszego tematu. Nie chciałam od razu lecieć z grubej rury i opowiadać mu o spotkaniu z Juanem i wizycie w Meksyku. A tym bardziej nie o tym, że znowu zaczęłam z nim współpracować.
Usłyszałam jego cierpki, pusty śmiech.
– Ty chyba się nie słyszysz. Już zdążył owinąć cię wokół palca?
Jego szorstki ton głosu sprawiał, że czułam coraz większe wyrzuty sumienia. Jednak z drugiej strony byłam na niego zła. Dlaczego podważał moje słowa i decyzję? Nie ufał mi już?
– Nie. Wbrew pozorom Eddie chce dobrze. Do niczego mnie nie zmusza. Pomaga poradzić sobie z niechlubną przeszłością.
Znowu się zaśmiał.
– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
Przygryzłam wargę. Po tych słowach nie zamierzał mu wyjawić całej prawdy. Nie zrozumiałby.
– Nie chcę o tym rozmawiać – powtórzyłam dosadnie. – Mieliśmy spędzić cudowny wieczór, dobrze się bawiąc na weselu naszych przyjaciół. Nie psujmy tego.
Zamilkł. Nie odezwał się już do końca kilku pozostałych piosenek, które przetańczyliśmy. Doskonale wiedział, że przez my miałam namyśli jego.
Dopiero po kilku piosenkach uwolniłam się z tej niekomfortowej sytuacji. Axl podszedł do nas i poprosił mnie na słowo. Kiedy już znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości, uśmiechnęłam się do niego w podzięce.
– Czy wy nie możecie znowu zachowywać się jak obrzydliwie zakochana para?! – Wyrzucił ręce w powietrze. – Skończcie wreszcie te cyrki!
Założyłam ręce na piersi i spuściłam wzrok. Też tego chciałam. Jednak oboje nie potrafiliśmy zrealizować wyznaczonego celu. Może za mało się staraliśmy?
– Chyba nie przerwałeś nam, żeby dawać mi rady à propos mojego związku? – przypomniałam mu dosadnie, spojrzawszy na niego wymownie. – Przejdź do sedna, proszę.
Zaśmiał się, kiwając głową.
– Za to cię lubię. Interesujesz się wszystkim i wszystkimi dookoła poza sobą...
– Axl, miałeś przejść do sedna.
– Dobra. – Westchnął ciężko i przewrócił oczami. – Rosie i Duff już się zmywają. Pani McKagan chce, żebyś jej pomogła. Kurde, jak to brzmi!
Zastanowiłam się przez chwilę. W sumie to miał rację. Pani McKagan – jak na razie brzmiało to dosyć abstrakcyjnie.
– Już idę.
Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę wejścia do zamku. W końcu musiałam doradzić Rosie, który kostium kąpielowy zabrać na wyjazd do Hiszpanii. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Cieszyłam się szczęściem przyjaciółki. No i tym, że jak już odjadą samochodem, do którego przywiązaliśmy napis Nowożeńcy i dwa puste sześciopaki piwa, to będę miała więcej czasu dla siebie. Dopiero teraz miałam zacząć bawić się na tej imprezie.
Próbny obiad - chodzi o rehearsal dinner - tradycja w USA; ma miejsce wieczór przed przyjęciem weselnym, biorą w nim udział osoby, które bezpośrednio pomagały w przygotowaniach młodej parze
Moon River zostało wykorzystane w filmie Śniadanie u Tiffany'ego (w tekście mowa właśnie o tym filmie)
Chyba będę chora :') Mam nadzieję, że przynajmniej Wam zdrówko dopisuje 😉
Dziękuję za wszelkiego rodzaju aktywność 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top