23. Coming towards her stuck still no turning back
Florence + The Machine - Dogs Days Are Over
AXL
Dziarskim krokiem maszerowałem dobrze mi znanymi ulicami Los Angeles, wypalając przy tym ostatniego papierosa. W głowie nieco mi szumiało po galonach alkoholu, które wypiłem z chłopakami w ciągu ostatniego tygodnia.
Sylwestrowy koncert w Minneapolis mogliśmy uznać za jak najbardziej udany. Publika przyjęła nas z wielki entuzjazmem, krytycy wypowiadali się bardzo pochlebnie. Jednak splot pewnych wydarzeń i zbyt duża ilość używek dosyć mocno na nas wpłynęły. Niekoniecznie pozytywnie. Aczkolwiek żaden z nas nie chciał do tego wracać.
Wszedłem do doskonale mi znanego pomieszczenia. W powietrzu unosił się sterylny zapach, który nieprzyjemnie drażnił moje nozdrza. Usiadłem na jednym z białych, plastikowych krzeseł, wyciągając nogi. Wpatrywałem się pusto w Słoneczniki Van Gogha, które wisiały naprzeciwko. Moje myśli krążyły wokół różnych wydarzeń, których niedawno doświadczyłem. Ach, tak wiele miałem jej do powiedzenia!
Po jakimś czasie drobna brunetka wyszła ze swojego gabinetu. Odruchowo rozejrzała się po korytarzu. Zlustrowałem ją wzrokiem. Miała na sobie luźną, szmaragdową sukienkę, na którą założyła śnieżnobiały kitel. Omiotła mnie promiennym, lekko zmęczonym wzrokiem. Jej usta ułożyły się w subtelny, szczery uśmiech, który sięgał oczu.
Mógłbym patrzeć na ten obraz całymi dniami.
– Dawno cię nie widziałam, Billy – odparła na przywitanie melodyjnym głosem, którego mógłbym słuchać godzinami. Nawet mi nie przeszkadzało, że nazwała mnie „Billy".
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Mimo iż od rana niemalże wszystko doprowadzało mnie do szewskiej pasji.
– Sporo się wydarzyło – mruknąłem od niechcenia. Chciałem powiedzieć, że ładnie wygląda, ale zabrakło mi słów. – Niekoniecznie pozytywnego.
Pokiwała głową, analizując moje słowa. Otwarła szerzej drzwi do swojego gabinetu, gestem dłoni zapraszając mnie do środka. Podniosłem się gwałtownie z krzesła, wchodząc do dobrze mi znanego pokoju.
Nic się nie zmienił. Nadal w porównaniu z resztą pomieszczeń zachęcał do przebywania w nim. Kątem oka zerknąłem na wysokie regały, które pękały w szwach od opasłych książek w twardych oprawach. Ciekawiło mnie, czy przeczytała chociażby połowę z nich.
Rozsiadłem się wygodnie na drewnianym krześle obitym czerwonym pluszem, które stało po drugiej stronie antycznego, dębowego biurka. Zaciągnąłem się przyjemnym, bibliotecznym zapachem. Przynajmniej tak według mnie, bowiem bardzo rzadko tam bywałem, pachniało w bibliotekach.
Hannah zajęła miejsce po drugiej stronie mebla. Założyła na nos duże okulary w grubych, czarnych oprawkach, które uprzednio znajdowały się na jej głowie.
– Zmieniłeś miejsce – zauważyła obojętnie, przeglądając dokumentację. Z lekko zaokrąglonych, krótkich paznokci zaczął schodzić czarny lakier.
– Wolę rozmowę twarzą w twarz – odparłem podobnym tonem, zaplatając palce i układając dłonie na udach. Tak naprawdę chciałem lepiej się jej przyglądnąć i zapamiętać każdy detal.
Dziewczyna przekręciła kartkę. Zapisała coś na następnej stronie piórem z czarnym tuszem. Stawiała drobne, koślawe i niezbyt czytelne litery.
– Wziąłem ślub – wypaliłem w końcu. Denerwowała mnie cisza, którą zakłócało jedynie tykanie zegara wahadłowego.
Podniosła wzrok i spojrzała na mnie zza idealnie czystych szkieł. Jej wyraz twarzy jak zawsze nic nie wyrażał. Mogłem zgadywać, jakie emocje nią targały, lecz nigdy nie miałem stuprocentowej pewności. Lubiłem w Hannah tę tajemniczość.
– Gratuluję – wydusiła z siebie. Zgadywałem, że była zszokowana. – Kim ona jest?
Uśmiechnąłem się przekornie w duchu. Znałem Caroline niewiele lepiej niż Goldhirsch.
– Caroline Harrison. Przez wiele lat była modelką, krótko wokalistką Toxic Bliss i dziewczyną Xaviera.
– W sierpniu była na okładce brytyjskiego Vogue'a – oznajmiła, zatykając pióro.
Kojarzyłem jedynie, że było to jakieś pisemko o modzie. Victoria często przeglądała je w sklepie, jednak nigdy go nie kupiła. Zakładałem, że było dosyć drogie.
– Nigdy wcześniej o niej nie słyszałem – przyznałem. Wypuściłem głośno powietrze przez nos. – Nie kocham jej. Nawet za nią nie przepadam.
To wyznanie chyba nieco zbiło Hannah z pantałyku. Spuściła na moment wzrok, odłożyła pióro na biurku. Zaplotła palce.
– Zacznij od początku – poprosiła. Założyła z powrotem okulary na głowę.
Westchnąłem ciężko. Nie było zbytnio o czym mówić. Moja relacja z Caroline może i była skomplikowana, ale trwała za krótko, żeby o niej opowiadać.
– Poznaliśmy się któregoś wieczoru w pubie. Nie wiedziałem, że była dziewczyną Xaviera. Przespałem się z nią po pijaku. Edwards nas nakrył. Rozstali się, wyrzucił ją z zespołu i zawiesił trasę z Gunsami. To znaczy wyrzucił nas, bo z tego co wiem, to Toxic Bliss nadal koncertują w nowojorskich klubach. Polecieliśmy z chłopakami i Harrison do Las Vegas, żeby uświetnić wieczór panieński jej koleżanki. W sumie to zapomniałem, jak miała na imię. I tak od słowa do słowa przeszliśmy do czynów. Wziąłem ślub z Caroline. Po pijaku, oczywiście – wyrecytowałem na jednym oddechu.
Odniosłem wrażenie, że ostatnio coraz więcej decyzji podejmowałem pod wpływem alkoholu. Tych ważnych decyzji.
– Jeśli jej nie kochasz, to powinniście wziąć rozwód. Małżeństwo to poważna sprawa.
Gdybym tego nie wiedział! Jednak nie mogłem wnieść sprawy o rozwód. Obiecałem Caroline. Mimo iż pewnie zawiodłem Hannah.
– Ona nie chce rozwodu. Zgodziłem się na te warunki. Weźmiemy go, jeśli któreś z nas się zakocha. Taki trochę wygodny układ. – Wzruszyłem ramionami. Powoli już do tego przywykłem.
– Nie jest ci obojętna. Inaczej byś się nie zgodził – wywnioskowała. Przełknęła ślinę, a jej usta ułożyły się w przepiękny sposób, zostawiając niewielką szparkę pomiędzy wargami.
Prychnąłem, uśmiechając się ironicznie. Jednak nie była dobrym Sherlockiem. Caroline byłaby ostatnią osoba, z którą chciałbym mieć do czynienia. No może przedostatnią. Bardziej nie trawiłem jedynie właściciela chińskiej knajpki na North La Brea.
– Jej stryjem jest George Harrison. Tak, ten z Beatlesów. Może mi się do czegoś przydać. Poza tym nie przeszkadzamy sobie. Mam trzypokojowe mieszkanie. Często jestem poza domem.
Pokiwała twierdząco głową. Miałem wrażenie, że subtelnie zmarszczyła lekko spiczasty nos.
– Wasza relacja jest dosyć zawiła – wysnuła. Wiedziałem o tym od dawna. – Poczekamy, zobaczymy, co z tego wykiełkuje.
– Skończył mi się Diazepam* – oświadczyłem, po tym jak ledwo skończyła swoją wypowiedź.
Sprawiała wrażenie nawet nie drgnąć.
– Nadal miewasz... ataki? – spytała ostrożnie. Podniosła pióro, którym uprzednio zapisywała coś w notesie.
Spuściłem wzrok. W ciągu ostatnich kilku tygodni zauważyłem niewielką poprawę. Miałem tylko jeden poważniejszy atak, podczas którego wybiłem szklaną witrynę niewielkiego sklepu na Burton. Poza tym było w miarę względnie.
– Bardzo rzadko – odparłem z niewielką chrypką. Oblizałem niepewnie wargi. Westchnąłem krótko i przeniosłem wzrok na kamienną twarz brunetki. – Chodzi mi o coś innego – dodałem z trudem.
– O co?
– Kiedy jestem sam, nachodzą mnie... różne, dziwne... myśli – wydobyłem z siebie. Odwróciłem głowę w stronę regałów z książkami.
– Mógłbyś je opisać?
Uśmiechnąłem się cierpiętniczo. Doskonale wiedziałem, że padnie takie pytanie. Szkoda tylko, że wcześniej nie przygotowałem sobie odpowiedzi. Obecność Hannah źle działa na mnie w momencie, w którym musiałem improwizować.
Przełknąłem z trudem ślinę. Przecież to nie było nic takiego, nie? Miałem jedynie powiedzieć mojej lekarce, co się ze mną dzieje. Pikuś przecież!
Nie, kiedy postrzegasz ją jako kogoś więcej niż tylko lekarza.
– Wydaję mi się wtedy, że nie jestem wystarczająco dobry. – Przeniosłem na nią nieco przestraszony wzrok. – Boję się ich. Zaczyna przeszkadzać mi cisza. Przed oczami przelatuje mi całe moje życie. Czasami widzę jego koniec. Wtedy popadam w paranoję. Nie wychodzę z domu, żeby żadna z tych myśli się nie ziściła.
Dłonie zaczęły mi drżeć. Dopiero teraz zauważyłem, że od początku swojej wypowiedzi kiwam się lekko na krześle. Miałem ochotę stamtąd uciec. Nadal nie umiałem mówić o swoich słabościach. Przytłaczało mnie to.
– Powinieneś w takich momentach zadzwonić do kogoś zaufanego. Przyjaciela, menedżerki. Wygadać się. Powiedzieć, co ci leży na sumieniu. Myśli czasami potrafią przytłaczać. – Miałem wrażenie, że nieco uniosła kącik ust.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Może to faktycznie mogło mi jakoś pomóc? Przecież do tej pory uparcie radziłem sobie ze wszystkim sam. A przynajmniej próbowałem.
Opowiedziałem jej o wszystkim, co mnie trapiło. Hannah uważnie słuchała, co chwilę wtrącając swoje zalecenia, rady. Pod koniec wypisała receptę na Diazepam. Schowałem ją do kieszeni jeansów. Postanowiłem, że zostawię to na czarną godzinę. Najpierw radzenie sobie z samotnością i przytłaczającymi myślami, później leczenie farmakologiczne.
Zawsze tak robiłem. Nie zawsze skutkowało.
Zacząłem się zbierać do wyjścia. Wstałem, podczas gdy Hannah zabrała się za wypełnianie dokumentów. Przyjrzałem jej się z góry. Nawet teraz się nie uśmiechała. Była aż do bólu profesjonalna.
Przygryzłem wargę. Chciałem zobaczyć ją w innej sytuacji. Całą rozpromienioną i wyluzowaną. Miałaby na sobie sukienkę w słoneczniki, która sięgałaby jej nieco za kolano. Siedzielibyśmy na kocu w Lake Hollywood Park.
Czułem, że zaczynają mi się pocić dłonie. W życiu tak się nie denerwowałem. Musiałem ją o to zapytać... Chociaż doskonale znałem odpowiedź i wiedziałem, że mi się nie spodoba...
– Nie miałabyś może ochoty zjeść ze mną lunchu? Na przykład jutro?
Nawet na mnie nie spojrzała. Jedyne co, to przerwała na moment wykonywaną czynność. Westchnęła krótko, po czym odparła szorstko i dosadnie:
– Nie spotykam się prywatnie ze swoimi pacjentami.
Diazepam - lek psychotropowy. Wykazuje działanie uspokajające, przeciwlękowe, przeciwdrgawkowe, rozluźniające mięśnie i ułatwiające zasypianie.
💗💗💗
Dziękuję bardzo za ponad 3K wyświetleń na AFI i ponad 100 obserwujących. Jesteście najlepsi 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top