20. A part of me is feeling weak
Gromee ft. Lukas Meijer - Light Me Up
VICTORIA
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, wyłączając silnik i westchnęłam cierpiętniczo. Musiałam wreszcie wrócić do swojego życia. Chociaż nadal pragnęłam zbierać myśli i poszukiwać prawdziwej siebie. Musiałam wreszcie się z nimi spotkać. W końcu były święta.
Przeczesałam palcami miedziane fale, które ledwie dostawały ramion. Ostatnio nieco je podcięłam. Chciałam zacząć od tych najmniejszych, nieistotnych zmian.
Zdecydowanym krokiem zmierzyłam w stronę drzwi. Tylko się nie odwracaj, powtarzałam w myślach. Gdybym to zrobiła, zapewne spanikowałabym i uciekła. A nie było już odwrotu.
Zapukałam lekko. Przygryzłam wargę, czekając, aż ktoś mi otworzy. Nic. Zapewne w środku panował hałas, dlatego nic nie słyszeli. Nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
W środku jak zawsze wszystko było na swoim miejscu. Mimo niemałego rozgardiaszu w domu panował porządek. Świąteczne ozdoby i piosenki, które nieco zagłuszała poruszająca rozmowa, dodawały swoistej atmosfery świąt. W dodatku ten zapach indyka...
– Vicky? – Obróciłam się, usłyszawszy swoje imię. Przede mną stała nieco zaskoczona Rosie. W rękach trzymała zapiekankę z zielonej fasolki – moją ulubioną. – Ścięłaś włosy – dodała, zlustrowawszy mnie wzrokiem.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Brakowało mi jej. Tej poczciwej dziewczyny, która musiała wcześniej dorosnąć. Mojej najlepszej przyjaciółki.
– Pomyślałam, że wpadnę – wyjaśniłam z trudem. – Tęskniłam.
Tak naprawdę chciałam go tylko zobaczyć. Mimo iż miało mi to sprawić niemały ból.
– Nie ma nas dużo – poinformowała. Uśmiech zdawał się nie schodzić z jej twarzy. – Greg zabrał Tommy'ego i razem z Nicole pojechali do jego rodziny. Slash wyjechał z Naomi do Nowego Jorku. Mojego ojca też nie ma.
Usłyszawszy ostatnie zdanie, kamień spadł mi z serca. Musiałam z nim porozmawiać, ale wolałam odpowiednio się do tego przygotować.
– Pomóc ci? – spytałam, wzrokiem wskazując na wypełnioną po brzegi miskę.
– Nie. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. O ile to w ogóle było możliwe. – Caroline już to zrobiła.
Odruchowo moja brew podjechała do góry. Nie sądziłam, że Axl zabierze swoją „żonę". Po naszej ostatniej rozmowie wywnioskowałam, iż zbytnio za sobą nie przepadali.
Wyminęłam ją i udałam się do salonu. Nieco bałam się tam wejść. Zniknęłam bez słowa na praktycznie dwa tygodnie. Zadzwoniłam jedynie do Nicole, żeby się nie martwiła. Powiedziałam, że wyjechałam do Nowego Jorku, do Xaviera. Obiecała nikogo o tym nie informować.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Musiało być dobrze. Potrzebowałam zmian, ale nie odcięcia się od przyjaciół. W końcu zawsze przy mnie byli.
Przekroczyłam próg, rozglądając się niepewnie. Steven opowiadał o czymś – a raczej bełkotał po pijaku – żywo przy tym gestykulując. Duff udawał, że go słucha, a Axl sprawiał wrażenie narzekać na coś Izzy'emu. Jedynie Caroline zauważyła moją obecność. Wstała od stołu, poprawiła szkarłatną sukienkę i podeszła bliżej.
– Ty pewnie musisz być Victoria – zaczęła melodyjnie. Miała zachrypnięty, niski głos. Paradoksalnie, całkiem przyjemny w odbiorze. Była chuda i sporo wyższa ode mnie – jak na prawdziwą modelkę przystało. Wycięta sukienka podkreślała jej kształty, a smoky eyes dodawało pazura. – Caroline Harrison. – Wyciągnęła dłoń w moim kierunku.
Uścisnęłam ją niepewnie. Caroline sprawiała wrażenie dosyć sympatycznej osoby. Albo chciała na taką wypaść.
– Xavier jest ciekawy, co tam u ciebie. – Nie mogłam się powstrzymać. Byłam cholernie ciekawa jej reakcji.
W Nowym Jorku nie spędzałam zbyt wiele czasu z bratem. Był zbyt zajęty pracą. Widywaliśmy się głównie na koncertach Toxic Bliss i na weekendach. Gdy kiedyś zapytałam go o Caroline, zaczął się śmiać. Powiedział, że ta dziewczyna jest zdrowo rąbnięta. Ale i tak wkurzyło go, kiedy przespała się z Axlem. Dobrze, że nie wiedział o ich ślubie.
Blondynka zmarszczyła nieco czoło. Zmieszała się. Odwróciła wzrok, jakby szukała wyjścia lub odpowiedzi.
– To wszystko miało wyjść zupełnie inaczej. Xavier to naprawdę spoko gość. Zasługuje na kogoś lepszego – wyrecytowała z prędkością karabinu maszynowego. Dopiero teraz na pierwszy plan wysunął się jej piękny, wyraźny brytyjski akcent.
Zaśmiałam się dźwięcznie. Chyba naprawdę przejmowała się moją opinią.
– Nie pytał – przyznałam szczerze. – Po prostu byłam ciekawa twojej reakcji. To miłe, że tak o nim myślisz.
Prychnęła ironicznie.
– Patrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością! – zawołał nagle Axl. Przewróciłam oczami, a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech. – Rozkładajcie dywany!
Tęskniłam za tym rudzielcem.
Mimowolnie mój wzrok powędrował w stronę Izzy'ego. Zlikwidowałam uśmiech, zamiast tego rozchylając nieznacznie usta i marszcząc czoło. Nie wyglądał najlepiej. Wlepiał we mnie ten swój tajemniczy wzrok. Jakby szukał odpowiedzi na pytanie, dlaczego wyjechałam bez słowa. Czyżby się o to obwiniał? Nie powinien był...
– Jedzcie, bo zaraz wystygnie! – zawołała Rosie, następnie się śmiejąc. Kątem oka zauważyłam, jak Duff obejmuje ją czule ramieniem i obcałowuje jej szyję.
Ułożyłam wargi w bezdźwięczne „przepraszam", po czym zajęłam miejsce naprzeciwko Stradlina.
Atmosfera przy stole przypominała tą rodziną. Ktoś wspominał, pytał, komentował. Rosie co chwilę zachęcała do jedzenia. Axl docinał Caroline, a ta nie była mu dłużna. Steven praktycznie milczał, ponieważ całkowicie pochłonęła go konsumpcja świątecznych dań. Podobnie my z Izzym. Tylko że z innych powodów.
Jego przeszywający wzrok paraliżował praktycznie każdy cal mojego ciała, uniemożliwiając ruch. Czułam, że muszę coś zrobić, bo zaraz tam oszaleję. Nie mogłam nawet przełknąć indyka, chociaż mój żołądek wręcz domagał się jedzenia. Przeprosiłam wszystkich i odeszłam od stołu, kierując się prosto na zewnątrz.
Tego mi trzeba było! Chłodnego, grudniowego powietrza, które przyjemnie owiewało moją twarz. Westchnęłam krótko, po czym włożyłam do ust cienkiego papierosa.
– Myślałem, że to rzuciłaś. – Usłyszałam za sobą głos Izzy'ego.
Zaciągnęłam się krótko, chowając do kieszeni zapalniczkę.
– Tydzień temu do tego wróciłam – oznajmiłam beznamiętnie, wypuszczając dym.
Zrobiłam kilka kroków w przód i oparłam ramiona na balustradzie, wpatrując się w gwieździste niebo. Chłopak westchnął krótko, stając z jard ode mnie.
– Nie zjem cię – rzuciłam, na co zaśmiał się krótko.
– Gdzie byłaś? Martwiłem się.
Obróciłam papierosa w palcach. Nie chciałam, żeby tak mówił. Nie zasługiwałam na to.
– W Nowym Jorku. – Pociągnęłam papierosa. – Spędziłam trochę czasu z Xavierem, zapisałam się na kilka lekcji tańca na Broadwayu...
– Ścięłaś włosy – przerwał mi.
Uśmiechnęłam się boleśnie. Dlaczego wszyscy zauważali jedynie tę najmniej istotną zmianę?
– To też – mruknęłam.
Zapanowała cisza, którą przerywały jedynie przytłumione dźwięki śmiechu dochodzące ze środka.
– Co z nami? – spytał po chwili. Kątem oka zauważyłam, że przygląda mi się, czekając na odpowiedź.
Wzruszyłam ramionami.
Też chciałam to wiedzieć. Oddaliliśmy się od siebie... Jednak czułam, że nadal w jakimś stopniu go kochałam. Chciałam ratować nasz związek, dlatego że mi zależało. Aczkolwiek w tej chwili czułam się tak cholernie bierna.
Pokiwał jedynie głową.
– Bierzesz coś? – spytał z troską. Zapewne nie tylko ja zauważyłam moją zmianę charakteru.
– Kilka dni temu odstawiłam Prozac*. – Powoli wypuściłam dym.
– Jeśli chodzi o naszą rozmowę... – zaczął niepewnie.
– Nie zmieniłam zdania – weszłam mu w słowo. – Potrzebuję zrobić kolejny krok, żeby nie cofnąć się o pięć. Boję się, że jeśli go nie zrobię, to znowu wrócę do punktu wyjścia. Już po części to zrobiłam. – Wyciągnęłam papierosa w stronę chłopaka.
Dopiero teraz zauważyłam jego troskliwie zmarszczone czoło. Mimo iż obiecywałam sobie, że będę silna, coś we mnie pękło. Nie chciałam, żeby przeze mnie cierpiał. Nie zasługiwał na to.
– Coś się dzieje – wywnioskował na podstawie mojej postawy i swoich spostrzeżeń. Oczy zaszły mi łzami. – Widzę to po tobie. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi?
Pociągnęłam nosem. Łapczywie zaciągnęłam się dymem. Dłoń, w której trzymałam papierosa, drżała.
Tak bardzo potrzebowałam jego wsparcia. Chciałam, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Z drugiej strony, jakiś głos w głowie podpowiadał mi, że powinnam pozwolić mu układać sobie życie z kimś lepszym.
Chwilowo wybrałam tę pierwszą opcję. Nieco egoistycznie.
– Była żona Jamesa oskarżyła mnie o nieumyślne spowodowanie śmierci jej męża – mruknęłam, wodząc wzrokiem po niebie. Nie chciałam widzieć zdziwienia w jego oczach. – Znalazłam już prawnika, który zajmie się tym wszystkim – dodałam prędko, żeby nieco go uspokoić.
Dopiero teraz uraczyłam go spojrzeniem. Wypełnionym smutkiem i bólem, które wręcz krzyczało. Pragnęłam, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. Byłam zmęczona ciągle powracającymi kłopotami.
– Vicky – wyszeptał, kręcąc głową – dlaczego mi nie powiedziałaś?
Jego wypełnione bólem spojrzenie raniło moje serce.
– Nie było okazji – przyznałam, wyrzucając niedopałka. – Wyjechałeś do Nowego Jorku, a potem to ja zniknęłam.
Postanowiłam nie mówić mu całej prawdy. Wiadomość o sojuszu z Eddiem zamierzałam zostawić dla siebie i Johnsona. Tak było lepiej. Izzy tylko niepotrzebnie by się zdenerwował. Tak samo jak pozostali członkowie zespołu nie przepadał – delikatnie mówiąc – za inwestorem. A przecież ten ewidentnie się zmienił. Pomagał mi bezinteresownie.
– Dlaczego zniknęłaś? – Na szczęście wrócił do poprzedniego tematu.
Kolejny raz wzruszyłam ramionami.
– Potrzebowałam na chwilę odciąć się od rzeczywistości. Odpocząć – przyznałam szczerze. Wybrałam Nowy Jork, bo wiedziałam, że właśnie tam mi się to uda. Poza tym od zawsze marzyłam o wycieczce na Wschodnie Wybrzeże. – Jeszcze raz od początku wszystko przemyśleć. Poukładać.
Uśmiechnęłam się blado, co nieco go zdezorientowało. Dopiero teraz naprawdę ucieszyłam się z powrotu do Los Angeles.
– Od zawsze chciałaś przeprowadzić się do Nowego Jorku – przytoczył. Wielokrotnie mu o tym wspominałam i wręcz zachęcałam. – Praktycznie ci się to udało. Dlaczego wróciłaś?
Jego pytanie nieco mnie zabolało, jednak szybko uzmysłowiłam sobie, dlaczego je zadał. Zapewne myślał, że moje zniknięcie zwiastowało koniec naszego związku. A przecież tak nie było.
– Bo cię kocham – wyznałam, podchodząc bliżej i opierając głowę na jego obojczyku.
Stradlin dopiero po chwili objął mnie ramieniem i ucałował czubek głowy. Tęskniłam za tym. Jego dotykiem, zapachem, głosem, troską. Tęskniłam za Izzym, bo tak bardzo go kochałam...
Ale miłość lubiła płatać figle.
Prozac – lek stosowany u chorych na depresję
Są tu jacyś fani Eurowizji?
Dziękuję Wam bardzo za aktywność, która – przynajmniej tak mi się wydaję – wzrosła w ciągu ostatnich dni. Jeszcze raz wielkie dzięki 😘
Jeśli lubicie mój styl, to zapraszam Was na "Gdy umilkną szepty", bo tak jakby coś tam ostatnio umarło. Dosłownie i w przenośni.
Jeśli jeszcze nie dodałeś mnie na snapie, to serdecznie zapraszam – allyspassion. Staram się tam na bieżąco informować Was o mojej aktywności twórczej.
W ogóle Wattpad dzisiaj nie chce ze mną współpracować. Dlatego jeśli wystąpi jakiś problem z rozdziałem (oczywiście nie mówię tutaj o literówkach czy błędach językowych, których mam nadzieję, że nie ma), to jego wina xd
Miłego weekendu 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top