16. Forever I'll hold you close in my arms
Matthew Perry & Lisa Kudrow - Endless Love
AXL
Westchnąłem ciężko. Szumiało mi w głowie, pomimo że nadal miałem zamknięte oczy. Sporo wczoraj wypiliśmy. O wiele za dużo.
Przekręciłem się na plecy, wykrzywiając przy tym twarz w grymas. Przetarłem oczy i zdecydowałem się powoli je otworzyć. Z początku docierająca do nich smuga światła nieco je drażniła. Zamrugałem kilkukrotnie, aby przyzwyczaić się do panujących warunków.
Coś mi nie pasowało. Leżałem w łóżku, jednak nie było ono moje. Niby w Chelsea pokoje wyglądały dosyć podobnie, jednak ten na swój sposób różnił się od pozostałych. Wykrzywiłem twarz z niezadowolenia. Coś mi tu nie pasowało.
Próbowałem znaleźć w czeluściach mojej pamięci cokolwiek. Głupi fragment, urywek, strzępek. Na marne. Nie pamiętałem kompletnie nic. W dodatku pulsujący ból głowy utrudniał wszystko.
Ostrożnie podniosłem się na łóżku do pozycji półsiedzącej. Zbyt szybko. Świat przed oczami na moment zawirował. Mój ruch nie spodobał się osobie leżącej obok, która mruknęła z niezadowoleniem. Przetarłem twarz dłońmi. Czy zawsze po pijaku musiałem się z kimś przespać?
Niechętnie odwróciłem głowę w stronę mojej towarzyszki. Zamarłem na moment, ujrzawszy jej twarz. Blond kosmyki swobodnie spływały po jej policzkach. Plecy zdobił tatuaż w kształcie jaskółki.
Chyba wypiłem zdecydowanie za dużo.
– Co ty tu robisz?! – spytałem nieco nabuzowany. Nie przejąłem się zbytnio faktem, że jeszcze spała.
Caroline zmarszczyła czoło. Znowu wydała z siebie dźwięk zbliżony do mruknięcia kota. Wyjęła spod policzka poduszkę i nałożyła ją na głowę.
– O nie – sprzeciwiłem się, zabierając owy przedmiot. – Nie sądzisz, że powinniśmy sobie coś wyjaśnić?!
Dziewczyna wykrzywiła twarz w grymas. Najwidoczniej nie lubiła takich pobudek. Oparła twarz na dłoni, jednak nawet nie zamierzała podnieść powiek.
– Czego chcesz? – spytała zaspanym głosem. Bardziej ochrypniętym i zarazem bardziej seksownym niż zwykle.
Prychnąłem. Nie była głupia, mogła się domyślić.
– Domku na Lazurowym Wybrzeżu – zironizowałem. – Otwórz oczy i porozmawiaj ze mną.
Westchnęła z niezadowoleniem, jednak wykonała moje polecenie. Nie wyglądała na zaskoczoną albo chociażby poruszoną. Przyglądała mi się z zaciekawieniem, czekając na jakieś konkrety.
– Jak do tego doszło? – spytałem nieco przyciszonym głosem. Od podniesionego tonu jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa.
– Mam ci tłumaczyć, jak się uprawia seks? – zachichotała.
Zazgrzytałem zębami.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi. Chcę wiedzieć, jak do tego doszło, że uprawiałem go akurat z tobą.
Zaśmiała się. Na sam dźwięk zachciało mi się wymiotować.
– Tak też czułam, że nie będziesz nic pamiętał – odparła. Podciągnęła kołdrę bliżej szyi. – Spokojnie, jesteśmy kwita.
Zmarszczyłem podejrzliwie czoło. Kompletnie nie rozumiałem, o co jej chodziło.
– Z czym?
Rozchyliła nieznacznie usta i zaczęła wodzić wzrokiem po suficie.
– Chciałam zemścić się na chłopaku. A ty mi w tym pomogłeś.
Parsknąłem ironicznym śmiechem. Dobrze to sobie wszystko uknuła. Trzeba było przyznać, nadawała się do planowania intryg.
– Nie wierzę. – Pokręciłem głową.
– Takie jest życie. Ale musisz przyznać, że było nam dobrze.
– Nic nie pamiętam, kurwa!
Przymknęła oczy. Wyglądała, jakby dopiero teraz przypomniała sobie o tym fakcie.
– Cóż, musisz mi uwierzyć na słowo. – Wzruszyła ramionami.
Rozchyliłem wargi z niedowierzania. Albo złości. Byłem w stanie usłyszeć, jak krew pulsuje mi w żyłach. Znowu miałem ochotę coś rozwalić.
– Nie wierzę, że dałem ci się tak zmanipulować. Jesteś podłą suką – wycedziłem.
– Komplementy zostaw na później. – Uśmiechnęła się triumfalnie.
Podniosła się do pozycji półsiedzącej, kurczowo trzymając kołdrę, żeby przypadkiem nie odsłonić za dużo.
– Cnotka – prychnąłem lekceważąco.
Spłynęło to po niej jak po kaczce. Zamiast jakiejkolwiek normalnej reakcji uśmiechnęła się uwodzicielsko i zlustrowała mnie wzrokiem.
– Idę pod prysznic. Chcesz pójść ze mną?
Normalnie skorzystałbym z takiej okazji. Aczkolwiek tym razem musiałem odpuścić. Wystarczyło, że przespałem się z Caroline Harrison – najbardziej znienawidzoną przeze mnie osobą.
– Po moim trupie.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
– Coś czuję, że to może niedługo nastąpić.
Przypomniała mi tym o jednej znaczącej kwestii.
– Kim w ogóle jest ten twój chłopak?
Nawet nie próbowała stłamsić śmiechu. Nie mogłem już tego słuchać.
Jednak po chwili zamilkła. Oboje zamarliśmy. Klamka u drzwi przekręciła się. Zdenerwowanie na twarzy Caroline zdradzało, że nawet ona tego nie przewidziała. Siedzieliśmy na łóżku kompletnie sparaliżowani. I w dodatku nadzy. Każdy domyśliłby się, co wcześniej robiliśmy.
– Kochanie... Co ty tu, kurwa, robisz?!
No cóż, nie sądziłem, że chłopakiem Caroline był właśnie Xavier.
VICTORIA
– Kawy, herbaty?
Jenny właśnie włączyła czajnik. Krzątała się po niewielkiej kuchni w poszukiwaniu chociażby paczuszki drobnych ciasteczek. Umawiałyśmy się wcześniej, jednakże Carter w nawale problemów i obowiązków kompletnie o tym zapomniała.
Jeśli miałabym wybrać osobę z mojego otoczenia, która w przeciągu czasu najbardziej się zmieniła, byłaby to właśnie Jennifer. Momentami wręcz podziwiałam jej oddanie. Potrafiła zrobić niemal wszystko, by na nowo zbudować Charliemu rodzinę. Sprzedała swoje luksusowe mieszkanie w prestiżowej okolicy i zamiast tego wynajęła niewielki domek na przedmieściach. Ich nowe sąsiedztwo w większości stanowiły rodziny z dziećmi. Hope twierdziła, że w ten sposób jej synkowi łatwiej będzie odnaleźć się w nowej sytuacji.
Ponadto uważała pracę za swoje hobby. Kochała to, co robiła. Mawiała, że nigdy nie myślała, żeby odejść. Póki potrafiła wszystko pogodzić, zagrzewała ciepłą posadkę w Variety Management*, która dosyć często zajmowała się interesami debiutujących artystów.
– Kawa byłaby najlepsza – odpowiedziałam i zdobyłam się na niewielki uśmiech.
Zazwyczaj nie piłam wieczorami napojów z kofeiną. Po nich miałam niesamowicie duże pokłady energii, które wystarczały na bardzo długo. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, a co dopiero położyć się w łóżku i zasnąć.
Jednak tej nocy zamierzałam jak najdłużej być na nogach. Z jednej prostej przyczyny. Po ostatnich wydarzeniach nadal nie mogłam zmrużyć oka.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, nasypując do kubków brunatny proszek.
– Myślałam, że tancerki nie muszą siedzieć do późna nad papierami – zaśmiała się.
Chyba że po części prowadzą własny biznes. Niestety wszystkimi dokumentami zajęłam się wczoraj.
– Zdziwiłabyś się – mruknęłam, przesuwając palcem kryształki cukru, które ktoś rozsypał na stół.
Na drugim końcu dębowego mebla siedział Charlie. Sprawiał wrażenie kompletnie nie zwracać na nas uwagi. Pochłonął go jeden z komiksów Marvela.
– Też lubię Spider-Mana – rzuciłam.
Chłopiec niepewnie na mnie zerknął. Jego intensywnie zielone oczy, takie jakie miała Jennifer, wyrażały pewność siebie i zarazem zagubienie. Piegowate, lekko pucułowate policzki pięknie wyglądałyby w uśmiechu, jednak Charlie rzadko zdobywał się na taki gest. Chociaż nigdy nie widziałam Jake'a, zgadywałam, że mały Carter był bardziej podobny do ojca. Delikatne rysy twarzy i orzechowe, lekko kręcone włosy dodawały mu niewinnej urody małego aniołka.
– No i co z tego? – spytał oschle, wzruszając ramionami.
– Charlie – skarciła go Jenny.
Uśmiechnęłam się subtelnie. Zapewne oprócz tego wszystkiego mały przechodził bunt dziesięciolatka.
– Który komiks lubisz najbardziej? – próbowałam dalej nawiązać z nim jakiś kontakt.
Fakt, iż byłam ulubioną ciocią Tommy'ego nie pomagał w tej chwili.
Doświadczyłam na skórze jego przeszywające spojrzenie. Przełknęłam niepewnie ślinę, czując ciarki na prawie całym ciele.
– Nie rozmawiam z szajbusami – wycedził.
Uśmiechnęłam się gorzko. Nie sądziłam, że aż tak było widać, iż nieco odbiegałam od normy.
Powinnam była poczuć się urażona, chyba. Jednak tak się nie stało. Prawda była bolesna, ale najwidoczniej zdążyłam się do niej przyzwyczaić.
– Charlie! – uniosła się Jenny. Odwróciła się w stronę chłopca, opierając nadgarstki o kuchenny blat. – Masz natychmiast przeprosić Victorię.
Chłopak strzelił komiksem o stół i wstał z krzesła.
– Nie! Nie będę cię słuchał! Chcę wrócić do dziadków! – wykrzyczał, po czym z płaczem uciekł w kierunku schodów.
Carter niemalże pobladła na twarzy. Rozchyliła nieznacznie usta, pustym spojrzeniem wpatrując się w jeden punkt.
Kilka niby niewinnych słów zbuntowanego dzieciaka, a potrafiły przebić serce matki niemalże na wylot.
– Trzymasz się? – spytałam, marszcząc czoło.
Ostrożnie wstałam i powolnym krokiem zmierzałam w stronę dziewczyny.
– Chyba – odparła nieobecnym głosem, po czym przetarła twarz dłońmi. – Zdecydowanie brakuje mu ojca.
Położyłam dłoń na ramieniu Carter, aby dodać jej nieco otuchy. Mimo wszystko nadal ją podziwiałam. Sama chyba już dawno bym się poddała.
– Wracając do twojej sprawy... – zaczęła beznamiętnie.
– Może poczekać – przerwałam jej. Musiałabym być skończoną egoistką, żeby w takim momencie kazać jej szukać dobrego adwokata dla mnie. – Lepiej idź zobacz do niego.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Zdobyła się jeszcze na nieme dziękuję, po czym udała się na górę.
Zabrałam swoją kawę, która o dziwo już nie parzyła, i z powrotem usiadłam przy stole. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Pomyśleć, że za kilka lat miało mnie czekać to samo.
Z nudów zaczęłam przeglądać komiks, który zostawił Charlie. Czasami miło było wrócić do czasów dzieciństwa. Podkradałam wtedy stare czasopisma brata, o ile mama jeszcze ich nie przepiła, i przenosiłam się w magiczny świat superbohaterów.
Westchnęłam ciężko. Za często tęskniłam za tymi beztroskimi czasami.
Ledwo przeczytałam trzy strony komiksu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zaczekałam kilka sekund. Jenny nadal siedziała na górze i najwidoczniej nic nie słyszała. Niechętnie zerwałam się z o dziwo całkiem wygodnego krzesła i przemierzyłam niewielką odległość, która dzieliła przedpokój od kuchni.
Odruchowo założyłam kosmyk włosów za ucho, po czym przekręciłam klucz i uchyliłam drzwi.
– W czym mogę pomóc? – starałam się brzmieć jak te wszystkie dziewczyny w filmach. Do kompletu dorzuciłam jeszcze uśmiech ułożonej nastolatki z sąsiedztwa.
Mężczyzna wyglądał na nieco zmieszanego. To było oczywiste, że spodziewał się zupełnie kogo innego. Niepewnie podrapał się po karku. Był nieziemsko przystojny, jakby wyjęli go z reklamy luksusowych perfum. Poza tym miałam wrażenie, że skądś go kojarzę.
– Przepraszam, ale chyba pomyliłem domy – odparł zmieszany i zaczął się wycofywać.
– Proszę zaczekać. – Próbowałam nieco powstrzymać nadmierny uśmiech. Trochę bawiło mnie jego zakłopotanie. – Jenny jest na górze. Mogę ją zawołać.
– Byłoby miło.
Pierwszy raz się uśmiechnął. Biel jego zębów była wręcz oszałamiająca. Gdyby nie fakt, że miałam narzeczonego, to pewnie dałabym mu swój numer.
Zostawiłam na moment gościa, żeby móc podejść bliżej schodów. Skoro Carter nie słyszała pukania i dzwonka, to moje wołanie spod drzwi wejściowych z pewnością by do niej nie dotarło.
– Jennifer, masz gościa!
Nie czekałam aż zejdzie. Zamiast tego zdecydowałam się przez tę minutę porozmawiać z przystojniakiem.
– Zaraz przyjdzie – poinformowałam.
Pokiwał głową. Zapanowała chwilowa cisza.
– Skąd jesteś? – spytałam.
Prychnął śmiechem. Powinnam była to wiedzieć?
– Z Arizony. A ty?
No tak.
– Z Indiany. Taka jedna wielka dziura.
Zaśmiał się. Odwzajemniłam jego gest. Sprawiał wrażenie dosyć sympatycznego.
Nagle uśmiech zniknął z jego twarzy. Odruchowo odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam zapłakaną Jenny, która przypominała cień człowieka. Jednak, kiedy zobaczyła mężczyznę, coś się zmieniło. Coś w niej pękło. Znowu jej twarz zalały łzy, a na ustach zagościł niewielki uśmiech.
– Jake? – wychrypiała.
Rozdziawiłam usta. To był ten sam Jake – mąż Carter oskarżony o morderstwo, którego nie popełnił?!
Odsunęłam się na bok, pozwalając, aby dziewczyna mogła podejść bliżej. Niemal natychmiast rzuciła mu się w ramiona. Jake objął ją mocno, jakby już nigdy nie zamierzał jej puścić.
– Uniewinnili mnie – odparł dosyć spokojnie. – Nie łatwo było was znaleźć.
– Tęskniłam – załkała.
Szczególnie wtedy, kiedy szukałaś pocieszenia w ramionach innego.
Szybko skarciłam się w myślach. Dlaczego akurat teraz musiałam sobie o tym przypomnieć?
– Ja też. – Przejechał dłonią po jej plecach. – Nie płacz. Teraz już wszystko będzie dobrze.
Czułam się trochę niezręcznie, będąc świadkiem tego intymnego momentu. Chociaż czasami warto żyć dla chwil jak ta. Mimo iż nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń.
Sprawa mojego adwokata zeszła na jakiś dziesiąty plan.
Firma wymyślona na potrzeby opowiadania
Musiałam dodać to video 😍
Trochę długo nie było nowego rozdziału. Niestety nie zawsze mam na to wpływ. Kończę robić prawko, dlatego niestety chwilowo muszę odsunąć opowiadanie na dalszy plan. Może niekoniecznie ten dziesiąty 😂😂
Wesołych Świąt życzyłam Wam tydzień temu w wiadomości/ogłoszeniu/czymkolwiek. Jednak nadal nie skończyliśmy 2017. Dlatego chciałabym Wam życzyć szampańskiej zabawy na sylwestra i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku 🎆🍾🥂 Przede wszystkim spełnienia marzeń 😉
Dziękuję za wszystkie ciepłe i pomocne słowa 😘
Czytasz? Zostaw coś po sobie 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top