14. I am not afraid anymore

Radiohead - Creep

VICTORIA

Dźwięk tłuczonej porcelany wypełnił całe pomieszczenie. Mężczyzna intuicyjnie zrobił krok do przodu, na co gwałtownie odskoczyłam do tyłu.

– Nie podchodź – ostrzegłam drżącym głosem.

Wyciągnął ręce w geście kapitulacji.

Nigdy nie sądziłam, że postać z moich koszmarów jeszcze kiedyś mnie odwiedzi. Myślałam, że już zamknęłam ten rozdział na klucz, który wyrzuciłam do jeziora. Tak jednak nie było.

Z każdą minutą moje serce biło coraz szybciej. Wzywało do ucieczki. Tylko dokąd? Stałam twarzą w twarz z moim oprawcą. Widział każdy mój ruch. Byłam tak bardzo bezbronna. I zarazem głupia. Jego pojawienie się nie uchodziło za coś niespodziewanego. W końcu Eddie zapragnął pojawić się na ślubie swojej córki.

– Nie bój się – próbował mnie uspokoić. Jego głos był nad wyraz delikatny, jednak nie mogłam sobie pozwolić, żeby po raz kolejny nabrać się na jego sztuczki. – Nie skrzywdzę cię.

Gdyby nie paniczny strach, który ogarnął moje ciało, pewnie w tym momencie parsknęłabym śmiechem. Ten facet był zdolny jedynie do zadawania cierpienia innym.

– Wynoś się! – krzyknęłam nieco odważniej.

Zacisnęłam dłonie w pięści, bezmyślnie wbijając sobie paznokcie w skórę.

– Chcę tylko porozmawiać – odparł, robiąc krok do przodu.

Wycofałam się o taką samą odległość. Nie mogłam pozwolić na zminimalizowanie dystansu pomiędzy nami.

– Jeśli nie wyjdziesz, to zadzwonię po policję. – Przełknęłam z trudem ślinę.

Próbował stłamsić śmiech.

– Nic ci nie robię. Nie mam także sądowego zakazu zbliżania się do ciebie, Alouette*.

W tamtej chwili kompletnie mnie to nie obchodziło. Chciałam, żeby wyszedł i nigdy więcej nie wrócił.

– Zniszczyłeś mi życie i jeszcze masz czelność pojawiać się tutaj? – spytałam. Powoli zaczynałam dusić się z płaczu, aczkolwiek nie mogłam okazać tak skrajnej słabości.

– Pomyślałem, że mógłbym zrekompensować ci to wszystko. Przyszedłem cię przeprosić i zaoferować swoją pomoc.

Uśmiechnęłam się krzywo. Nie umiałam na nowo mu zaufać.

– Kłamiesz – stwierdziłam, czując, jak oczy zachodzą mi łzami. – Cały czas to robisz. Nie chcę twojej pomocy. Nic od ciebie nie chcę.

Czułam się tak cholernie słaba. Jakbym z powrotem była małą, bezbronną dziewczynką.

– Pomogę ci to posprzątać.

– Dam sobie radę – odparowałam. – Po prostu wynoś się stąd.

– Victorio...

– Wyjdź – załkałam, dając upust emocjom.

Rozchylił nieznacznie wargi. Rzadko kiedy miał okazję widzieć mnie w takim stanie. Z resztą mało komu na to pozwalałam. Nienawidziłam siebie za takie chwile.

– Przepraszam – mruknął.

Pokręciłam głową. Nie chciałam jego litości. Miał wyjść i nigdy więcej nie wrócić. Tak byłoby najłatwiej.

Usiadłam na pobliskim krześle. Wyłożyłam stopy na siedzenie i podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową. Objęłam kolana ramionami. Marzyłam tylko o tym, żeby zniknąć.

Eddie jeszcze przez chwilę nie odrywał ode mnie wzroku. Później zabrał się za zbieranie odłamków porcelany i ścieranie rozlanej herbaty.

– To był mój ulubiony kubek – wyszlochałam.

Przejęłam się największą pierdołą. Aczkolwiek to pozwoliło mi chociaż na moment zapomnieć o poważniejszych problemach.

– Odkupię ci go – obiecał.

– Nie chcę – zaprzeczyłam, pociągając nosem. – Chcę, żebyś zniknął z mojego życia.

– Daj mi odpokutować.

Zacisnęłam wargi. Spore krople spływały po moich policzkach.

Nie mogłam ponownie mu zaufać. Nie po tym, co mi zrobił. Doprowadziłoby to tylko do mojego upadku.

– Wyjdź – mruknęłam po raz kolejny. Powoli opadałam z sił.

Zostawił resztki kubka i wstał. Podszedł bliżej i położył dłoń na moim barku. Czułam, jak płonę od środka. Ruszyłam ramieniem. Zabrał rękę.

– Popatrz na mnie chociaż przez chwilę.

Odkąd usiadłam na krześle, starałam się nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Nie byłam wystarczająco silna, żeby wyjść z tego bez strat. Mimo to spełniłam jego prośbę. Zrobiłam pierwszy krok w stronę upadku.

– Pamiętasz, co ci obiecałem, zanim wyjechałem? – Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. – Moja oferta nadal jest aktualna. Myślałem, że uda nam się dzisiaj porozmawiać, ale no nic. – Sięgnął po coś do kieszeni. – Zadzwoń, jak zmienisz zdanie, Alouette.

Podał mi niewielki, tekturowy prostokąt. Zerknęłam na Eddiego z podejrzliwością. Następnie przeniosłam wzrok na owy przedmiot. Wizytówka. Zgodnie z treścią na niej zawartą, Johnson od teraz „pracował" jako producent filmowy. Dlaczego po przeczytaniu tego jednego głupiego wyrazu ogarnęły mnie wątpliwości?

Patrzyłam, jak odchodzi. Poruszał się zdecydowanym krokiem. Doskonale wiedział, czego chciał. Miał plan, którego byłam częścią.


ˣˣˣ

Dopiero po chwili jako tako doszłam do siebie. Otarłam policzki. Ostatni raz rzuciłam okiem na wizytówkę, którą wręczył mi Eddie. Coś we mnie pękło. Postanowiłam jej nie wyrzucać, tylko schować do torebki.

Posprzątałam resztki, które zostawił Jonhson. Jednak nadal potrzebowałam się czymś zająć. Teraz tym bardziej nie mogłam wrócić do domu. Nie potrafiłam także skupić się na pracy. Rosie tym bardziej odpadała. Eddie z pewnością zatrzymał się u swojej córki.

Usiadłam za niebieskim kontuarem. Stanowił dla mnie swego rodzaju barykadę, mur obronny. Może to się wydawać dziwne, aczkolwiek dzięki temu czułam się bezpieczniej. Dodatkowo niedługo po wyjściu Eddiego zamknęłam drzwi na klucz. Miałam dosyć nieproszonych gości jak na jeden miesiąc.

Stukałam paznokciami o blat, czytając kolorowe samoprzylepne karteczki, na których Joy zapisała najważniejsze rzeczy. Odebrać sukienkę z pralni, znieść dokumenty do księgowej, wysłać korespondencje... Kolejne słowa zaczęły wirować mi przed oczyma.

Z minuty na minutę było ze mną coraz gorzej. Nie mogłam wytrzymać z własnymi myślami. Szalałam z samotności. Potrafiłam nawet usłyszeć irytujące kapanie z kranu w kuchni. Albo mój umysł wymyślił sobie ten dźwięk. Myślałam, że zwariuję. Potrzebowałam coś zrobić, odreagować. Dawniej po prostu poszłabym do klubu, żeby się spić. Teraz miałam zdecydowanie mniejsze pole manewru.

Przygryzłam wargę i gwałtownym ruchem podniosłam słuchawkę telefonu. Bez większego skupienia wykręciłam numer, który doskonale znałam na pamięć. Czekałam z niecierpliwością. Dopiero po trzech sygnałach odezwał się zmęczony głos:

– Halo?

Przez ułamek sekundy zapanowała cisza. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Jakby coś odjęło mi mowę. Do tej pory byłam cholernie zdesperowana, a teraz?

– Jeśli to kolejny żart, to zadzwonię na policję.

Pokręciłam głową, wytrącając się z otępienia.

– Hannah, błagam cię, przyjedź – wysapałam. Mój oddech zaczął przyspieszać. – Zaraz chyba oszaleję.

– Vicky, spokojnie. Postaraj się unormować oddech. Pomyśl o czymś miłym. To na pewno pomoże.

– Wiem, że skończyłaś pracę, ale naprawdę musisz tu przyjechać. Oszaleję zaraz. Jestem sama. Jeśli nie przyjedziesz, to najprawdopodobniej coś sobie zrobię.

Nie groziłam jej. Po prostu aż za dobrze znałam samą siebie.

Zapanowała cisza. Zaczęłam owijać kabel na palec.

– Będę za piętnaście minut – westchnęła. – Gdzie jesteś?

– We Flamant. 3014 Pacific Avenue.

Przybyła punktualnie. Otworzyłam drzwi i wpuściłam ją do środka. Nocny chłód nie ożywił mnie tak, jak zwykle to robił.

– Co się stało? – zapytała, podążając w stronę wieszaka.

Westchnęłam głęboko. Wydarzenia sprzed godziny uważałam za abstrakcję. Nadal nie dochodziło do mnie, że on tu naprawdę był.

Kobieta obróciła się na pięcie i zmierzyła mnie wzrokiem. Bruzda na jej czole nieco się uwydatniła. Musiałam wyglądać tragicznie.

– Usiądź – zaproponowałam. Zazwyczaj ona to robiła, ale tym razem byłyśmy u mnie.

Zajęła miejsce na najbliższym krześle. Usiadłam nieco dalej. Potrzebowałam zachować odpowiedni dystans. Odruchowo przyciągnęłam kolana pod klatkę piersiową. W takiej pozycji czułam się znacznie bezpieczniej.

– Nieco przypominasz mi Victorię sprzed ponad roku. Co się stało?

Dziwne. Przed godziną miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie o dwa lata.

– Przeszłość nie daje mi o sobie zapomnieć – westchnęłam nieco tajemniczo. Chyba za szybko do niej zadzwoniłam. Kompletnie nie umiałam opowiedzieć, czego doświadczyłam.

– A konkretniej?

Zacisnęłam usta w wąską linię. Skupiłam swój wzrok na wpół żywej paprotce, która stała na stoliku z gazetami.

– Eddie tutaj był – wymamrotałam.

Spuściłam głowę. W tej chwili wolałam uniknąć jej analizującego spojrzenia. Zapanowała chwilowa cisza, którą przerywało, pewnie urojone, kapanie z kranu.

– Czego chciał? – Próbowała zachować profesjonalizm, jednak w głosie Hannah można było usłyszeć nutkę zawahania.

Uśmiechnęłam się gorzko.

– Tego, co zawsze. Żebyśmy nadal utrzymywali jakieś relacje.

– Jakie?

Zawahałam się przez chwilę, mimo iż odpowiedź była prosta. Dopiero teraz docierało do mnie, jakie bagno chciało znowu zagościć w moim życiu.

– Biznesowe, zapewnie – odparłam z trudem, podnosząc głowę. – Obopólne korzyści.

Zmarszczyła czoło i przechyliła głowę, przy tym cały czas obserwując moją twarz. Zazwyczaj tak robiła, kiedy chciała usłyszeć jakieś wyjaśnienia.

– Nie powiedziałam ci o tym – zaśmiałam się gorzko. Myślałam, że nigdy nie będę musiała tego robić. – Kiedy Eddie przyszedł się ze mną pożegnać, zaproponował mi pewien układ. Chciał, żebym wyjechała z nim do Londynu i została jego partnerką biznesową. On byłby moim menadżerem, ja aktorką, tancerką, fotomodelką czy kimkolwiek sławnym. Odmówiłam oczywiście.

– A on wrócił z tym w momencie, kiedy próbujesz zaistnieć w świecie filmu. Sprytne – zauważyła.

Teoria Hannah mogłaby być trafna. Ba, brzmiała bardzo wiarygodnie. Tylko że...

– Tylko że Eddie przyjechał z okazji ślubu Rosie. Oczywiście, mogła mu powiedzieć co nieco o mnie, ale to nie zmienia faktu, że przyjechał właśnie dla niej.

– Jak myślisz, dlaczego on nie odpuszcza? Dlaczego polubił właśnie ciebie, a nie inną dziewczynę?

Niejednokrotnie zadawałam sobie to pytanie. Szczególnie, kiedy Johnson skutecznie mną manipulował. Nie byłam specjalnie ładna ani mądra. Ot, taka przeciętna. W dodatku chamska w stosunku do niego.

– Nie wiem.

Miałam totalny mętlik w głowie. Przez tyle czasu pracowałam, żeby wyjść na prostą. Tymczasem jedno spotkanie z nim wywołało u mnie zachwianie. Zaczęłam się martwić, że znowu wrócę do punktu wyjścia.

Hannah westchnęła i założyła nogę na nogę.

– Spokojnie – odparła. Kątem oka zauważyłam, że trzęsą mi się dłonie. – Najważniejsze, że nie jesteś sama. Mówiłaś, że tylko Rosie stoi po stronie swojego ojca. Przyjechał, ale zaraz sobie pojedzie.

Tak bardzo chciałam uwierzyć w jej słowa, jednak nie potrafiłam. Znowu niewielka łza wypłynęła z mojego oka.

– Tak bardzo się boję. On jest nieobliczalny – wyszeptałam.

– Rosie podobno wspominała, że się zmienił. Może porzucił właśnie tę cechę. – Zrobiła niewielką pauzę. – Jeśli znowu by tu wrócił...

– Nie zrobi tego – przerwałam jej. – Zostawił wizytówkę. Chce, żebym to ja zadzwoniła.

– Czeka na twoją słabość. Właśnie nad tym pracujemy. Chcemy ją wyeliminować.

Pokiwałam twierdząco głową.

– Dziękuję za wszystko, Hannah.

Uśmiechnęła się niepozornie.

– Nie powinnaś być teraz sama.

Doskonale o tym wiedziałam. Sęk w tym, że Izzy wyjechał do Nowego Jorku, Rosie trzymałaby stronę Eddiego, a nie chciałam obarczać Nicole swoimi problemami. Ostatnio przechodziła trudny okres.

– Zadzwonię po Jacka. – Był pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy i mogła pomóc w tej chwili.

Lekarka podniosła się z krzesła. Odprowadziłam ją wzrokiem aż do wieszaka. Zarzuciła na siebie płaszcz i podeszła bliżej mnie.

– Nie powinnam tego robić. To bardzo nieprofesjonalne – zaczęła się tłumaczyć. Zmarszczyłam czoło. Nie bardo wiedziałam, o co jej chodziło. – Nie powinnam dawać ci prywatnych rad, ale sadzę, że sytuacja tego wymaga.

– O co chodzi?

– Nie oddzwaniaj do tego gościa. Obiecaj.

– Dlaczego?

Nawet nie wiedziałam, z jakiego powodu to pytanie padło z moich ust. Hannah również przez chwilę wyglądała na zaskoczoną.

– Wydaje mi się, że ma nieczyste intencje. Jako twój lekarz mówię, że facet może naprawdę się zmienił. W końcu nie mogę opierać się na jakichś swoich domysłach. Jednak prywatnie bardzo przypominasz mi moją młodszą siostrę. Pewnie dlatego powiedziałam ci o moich przypuszczeniach, chociaż nie powinnam, bo pewnie mijają się z prawdą.

– Obiecuję.

Nie wiadomo dlaczego, odruchowo skrzyżowałam palce.

Alouette (franc.) – skowronek. W niektórych źródłach symbol braku rozwagi, niewierności lub słabych zasad moralnych.

Chyba trochę wyszłam z wprawy 😅

Czy ktoś tak jak ja tęsknił za Eddiem?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze 😊

CZYTASZ? ZOSTAW COŚ PO SOBIE 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top