11. I'll be there for you

The Rembrandts - I'll be there for you

AXL

Dopijałem kolejną butelkę wody, chodząc w kółko. Nasz samolot był mocno opóźniony, przez co od godziny koczowaliśmy w hali odlotów. Slash przysypiał na krześle, Duff korzystał z budki telefonicznej, a Steven układał pasjansa. Izzy z kolei siedział na uboczu i przeglądał najnowszy magazyn Rolling Stone.

Wyrzuciłem pustą butelkę do kosza i zająłem miejsce obok Stradlina. Chodzenie w kółko z czasem zaczęło doprowadzać mnie do szewskiej pasji.

– Co tam mają? – spytałem, wskazując placem na artykuł w czasopiśmie.

Chłopak posłał mi krótkie spojrzenie, po czym wrócił do poprzedniej czynności.

– Toxic Bliss ostatnio udzielił wywiadu dla Rolling Stone– odparł obojętnie, przekładając kartkę.

Nie widziałem w tym nic nadzwyczajnego. My też swego czasu byliśmy na okładce tego magazynu.

– To cię tak pochłonęło?

Uśmiechnął się ironicznie i odłożył gazetę na sąsiednie krzesło. Założył nogę na nogę, po czym zaplótł palce na kolanie.

– Nie umiem o nas czytać – przyznał. – Ale kiedy widzę, jak daleko zaszedł Toxic Bliss, dociera do mnie, że my też odnieśliśmy sukces.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Byłem sławny, ale jakoś nie potrafiłem przyswoić sobie tej informacji. Ludzie nas kochali, liczba zer na koncie wzrastała – tylko to o tym świadczyło. Jakoś cała ta medialna otoczka zdawała się znajdować daleko poza moim horyzontem. Nie widziałem swojej sławy przez taki pryzmat. Chyba że chodziło o paparazzich. Ci naprawdę potrafili nieźle wkurwiać.

– Nigdy nie patrzyłem na to z takiej perspektywy – mruknąłem, pocierając brodę. – Ci goście dużo nam pomogli.

– Faktycznie. Ale myślisz, że zrobili to, bo jesteśmy dobrzy?

Nie znałem dobrze Xaviera, jednak Victoria dużo o nim opowiadała. Nigdy nie robił czegoś wbrew swojej woli. Nawet na prośbę siostry.

– Wątpisz w nasz sukces? – zapytałem z nutą zaciekawienia w głosie.

Chłopak westchnął. Zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się zawahania z jego strony. Kurde, marzyliśmy o takim zespole, odkąd pewnego wieczoru przesłuchaliśmy pierwszej płyty The Rolling Stones. Następnego dnia nie umieliśmy nic na test z matematyki, ale to się nie liczyło. Od tamtego momentu muzyka stała się całym naszym życiem.

– Mam wrażenie, że to wszystko jest tylko snem – zaśmiał się.

– Nawet jeśli, to nie zamierzam się z niego budzić – oświadczyłem. – Stary, spełniamy marzenia. Chyba nie chcesz się teraz wycofać?

– Oczywiście, że nie. Po porostu kiedy patrzę na nasz początek...

Prychnąłem ironicznym śmiechem. Nie było w naszym zespole osoby, która pobiłaby Izzy'ego pod względem rozpamiętywania przeszłości. Chyba z naszej piątki to on najszybciej się starzał.

– To przestań. Już nigdy nie wrócimy do tego punktu. Jesteśmy tu i teraz...

– I czekamy na ten pieprzony samolot – przerwał mi, po czym się zaśmiał.

Przez te kilka minut zdążyłem zapomnieć o tym fakcie.

– Dokładnie – przytaknąłem po chwili. – Dlaczego akurat dzisiaj musi być spóźniony?

Gitarzysta tylko wzruszył ramionami.

Westchnąłem i wyciągnąłem nogi. Pozostało mi tylko czekać, aż nasz samolot ustawi się na pasie startowym i będziemy mogli wreszcie udać się do Nowego Jorku.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nadal znajdowałem się w hali odlotów. Nawet nie wiedziałem, kiedy usnąłem. Zmęczenie wzięło górę. Od kilku dni prowadziłem nocny tryb życia. W dzień spałem zaledwie cztery godziny, przez co przypominałem trupa.

Wyciągnąłem się na krześle, rozprostowując kończyny. Okropnie ścierpły! Mruknąłem pod nosem i ziewnąłem. Izzy nadal siedział obok mnie, jednak tym razem czytał jakąś książkę. W naszym kierunku powolnym krokiem zmierzał Duff.

– No nareszcie! – zawołałem jeszcze trochę zaspanym głosem. – Z kim ty tyle rozmawiałeś przez ten telefon? Z prezydentem czy może jakimś towarzyszem?

Basista wyglądał na nieco podenerwowanego. Marszczył czoło i wykrzywiał usta w grymas. Stanął naprzeciwko nas i założył ręce na piersi.

– Napiłbym się, ale, kuźwa, zaraz będziemy się zbierać – westchnął, zaciskając zęby ze złości.

Odruchowo zerknąłem na ogromną tablicę. Faktycznie nasz lot wreszcie wrócił do rozpiski. Wszystko wskazywało na to, że za chwilę opuścimy to cholerne miejsce. Jak się okazało, opóźnienie spowodowane było strajkiem.

– Co się stało? – spytał Izzy, patrząc ze skupieniem, jakby próbował prześwietlić go na wylot.

McKagan tylko machnął ręką. Nie musiał więcej mówić. Przed chwilą rozmawiał z Rosie.

– Co tym razem wymyśliła? – spytałem, chichocząc pod nosem. – Confetti z samolotu czy lot helikopterem nad Sunset Strip?

Izzy próbował stłamsić śmiech, natomiast Duff tylko prychnął ze złością. Widać było, że gotuje się w nim. Jeszcze nigdy jego narzeczona nie doprowadziła go do takiego stanu.

– Zapewniała mnie, że wszystko będzie pod najlepszą kontrolą – odparł po chwili. Nadal z grymasem na twarzy. – Nie muszę się o nic martwić, bo mają zapewnioną fachową opiekę i wsparcie – dodał z obrzydzeniem.

Byłem święcie przekonany, iż mówił o Victorii. Przecież to ona miała pomagać przyjaciółce pod naszą nieobecność. Nie pasowała mi tylko reakcja Duffa. Myślałem, że lubi Edwards.

– Ktoś tu jest zazdrosny – zauważył złośliwie Izzy. – Stary, daj spokój.

Basista zaśmiał się gorzko, wprowadzając nas tym w dezorientowanie. Nie chodziło o przystojnego młodzieńca ani najlepszą przyjaciółkę.

– Za godzinę ma odebrać Eddiego z lotniska – wyjaśnił w końcu, zaciskając zęby. – Wszystko wskazuje na to, że zagości na dłużej.

Z niedowierzaniem popatrzyliśmy po sobie z Izzym. Niemożliwe.

Jedno było pewne. Przyjazd Eddiego mógł zwiastować tylko kłopoty.

VICTORIA

– Mam wino musisz mnie wpuścić – zaśmiałam się, machając butelką półsłodkiego trunku.

Na poszarzałej ze zmęczenia twarzy Nicole pojawił się nikły uśmiech. Otworzyła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka.

Podałam siostrze wino i zdjęłam kurtkę. Kiedy znowu obdarzyłam ją wzrokiem, zdawała się nieco zmarkotnieć. Spuściła głowę i zaciskała palce na szklanej butelce.

– Coś się stało? – spytałam z troską, odruchowo łapiąc ją za ramię.

Pokręciła głową, uśmiechając się jak na zawołanie. Wyglądała, jakby wróciła z zupełnie innej rzeczywistości. Coś przede mną ukrywała.

– Mam nadzieję, że lubisz waniliowe Ben & Jerry's – zawołała, udając się do kuchni, która była połączona z pokojem.

Parsknęłam śmiechem i założyłam ręce na piersi. Ewidentnie coś było na rzeczy.

Kawalerka Nicole nie była zbyt duża, ale za to bardzo przytulna. Dziewczyna dbała o każdy detal jak zapachowe świece czy kolorowe poduszki. Oprócz barwnych dodatków główne pomieszczenie zagradzały dwie sztalugi i masa przyborów plastycznych. Odkąd pamiętam, moja siostra uwielbiała sztukę. Kochała tworzyć.

Od dwóch miesięcy pomieszkiwał z nią Greg. Co prawda wolał, żeby to Nicole wprowadziła się do jego apartamentu, ale moja siostra w tej sprawie była nieugięta. Owszem, uwielbiała spędzać tam noce, ale jak mówiła, cały ten luksus nieco ją przytłaczał. Zdecydowanie bardziej wolała przytulne, rodzinne mieszkanka.

Ominąwszy wszystkie szpargały, usiadłam wygodnie na burgundowej kanapie. Zerknęłam na przeciwległą ścianę, pod którą Nicole zazwyczaj ustawiała swoje prace.

– Ten obraz w stylu Piccasa jest nowy? – spytałam, zadzierając głowę w stronę owej rzeczy. – Jakoś wcześniej go nie widziałam.

Zachichotała, przychodząc do salonu i postawiła na stole dwa kieliszki oraz wino, które przyniosłam.

– Widać, że nie znasz się na kierunkach w sztuce. – Założyła za ucho kosmyk włosów, który uwolnił się z jej luźnego koczka. – To jest kubizm. Nazwałam go Dziewczyna z papierosem.

Zmrużyłam oczy, przyglądając się lepiej dziełu. Może faktycznie przypominał młodą dziewczynę trzymającą w dłoniach zapalonego papierosa?

Od razu na twarzy Cole pojawił się uśmiech. Zazwyczaj tak reagowała, kiedy opowiadała o swoich pracach. Była dumna z tego, co robi.

– Jak tam w pracy? – zmieniła temat, wracając do kuchni po opakowania lodów.

Rozlałam wino do kieliszków.

– Pracowicie – westchnęłam. Jak bardzo lubiłam spędzać czas we Flamant, tak tego wieczoru chciałam odpocząć od tego miejsca. – Ale chyba nie zaprosiłaś mnie po to, żeby rozmawiać o mojej pracy.

Nie odezwała się. Odstawiła na drewnianej ławie moje opakowanie lodów. Usiadła obok mnie i zabrała się za konsumowanie swojego deseru.

– Co się dzieje? – spytałam, zabierając ze stołu swój kieliszek z winem. – Tylko nie kłam. Przecież widzę, że coś jest nie tak.

Zaczęła wodzić wzrokiem po pomieszczeniu. Unikała odpowiedzi. Podobnie jak ja nie lubiła mówić o swoich problemach.

– Przytłacza mnie to wszystko – przyznała po chwili i oblizała kopiatą łyżkę lodów. – Grega ciągle nie ma, a ja albo siedzę na uczelni, albo zajmuję się Tommym. Lubię tego małego, ale czasami mam dosyć. Nie pisałam się na bycie matką zastępczą.

Zmarszczyłam troskliwie czoło. Próbowałam ją zrozumieć. Sama ostatnimi czasy niemalże mijałam się z Izzym w drzwiach. Doskonale wiedziałam, co to znaczyło, kiedy ktoś nie miał dla ciebie czasu.

– Rozmawiałaś z nim? – Upiłam łyk wina.

Zaśmiała się gorzko.

– Wiele razy – odparła od niechcenia. – Twierdzi, że pracują teraz nad jakimś wielkim zleceniem. Ale Vicky, pół roku temu mówił dokładnie to samo – jęknęła i wykrzywiła usta w podkówkę. – Staram się być wyrozumiała, ale powoli mnie to męczy.

Położyłam dłoń na przedramieniu dziewczyny, okazując jej w ten sposób wsparcie.

– Moja mała Cole...

Zaśmiała się gorzko i oblizała łyżkę.

– Zachowujesz się, jakbyś była moją matką – wyrzuciła.

Po części miała rację. Chciałam zrekompensować jej te wszystkie trudne lata. Zaopiekować się siostrą i okazać jej uczucia. Martwiłam się, czasami nawet za bardzo. Wszystko jeszcze bardziej przybrało na sile po śmierci naszej matki. Wtedy obiecałam sobie, że za wszelką cenę postaram się zastąpić Nicole rodzicielkę.

– Aż taka stara nie jestem – oburzyłam się, dając jej sójkę w bok.

Obie zaśmiałyśmy się, chociaż na chwilę odchodząc od mniej przyjemnego tematu.

– Będzie dobrze – zapewniłam ją, zaplatając nasze palce.

– Musi być. – Wzruszyła ramionami, zdobywając się na nikły uśmiech. – Chyba go kocham. – Uniosła wyżej kąciki ust.

– Chyba?

– Czasami nie da się zdefiniować uczuć, którymi kogoś obdarzamy – wyjaśniła, pałaszując chłodną przekąskę.

Zamoczyłam usta w trunku. W jej słowach było sporo racji.

Nicole wyłożyła nogi na kanapę, przyjmując wygodniejszą pozycję.

– W tej sytuacji jestem skora zaakceptować bonus, jakim jest Tommy – mruknęła z nieco mniejszym entuzjazmem.

– Możesz mi go podrzucać, kiedy... – zaproponowałam, ale zanim skończyłam, dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.

– Nie masz czasu nawet dla własnego narzeczonego, a co dopiero dla dziecka przyjaciółki – zauważyła. Nie minęło dziesięć minut, a ona pochłonęła sporą ilość lodów.

Jej słowa nieco mnie zabolały. Faktycznie ostatnio z Izzym rzadziej się widywaliśmy, ale to wcale nie oznaczało, że oddalaliśmy się od siebie. Wręcz przeciwnie. Przecież nawet ostatnio zaręczyliśmy się. Nie mogłoby być już źle, nie?

– Pogadam z Rosie – oświadczyłam oschle. Wypiłam połowę zawartości kieliszka, nieco się przy tym krzywiąc.

Dziewczyna pokiwała głową. Zrozumiała, że uderzyła w czuły punkt.

– Rozumiem – mruknęła. – Greg też nie lubi rozmawiać na niektóre tematy. Na przykład o swojej pracy.

Po części go rozumiałam. Jego stryj George nadal nie wiedział, czym się zajmował jego wieloletni wspólnik i przyjaciel Edward Johnson.

– To nie rozmawiajmy o tym – zadecydowałam, będąc w lepszym humorze. Na twarzy dziewczyny zagościło zdziwienie. – To ma być babski wieczór! – przypomniałam nieco za wysokim głosem. – Oglądnijmy jakiś film, wypijmy wino, poplotkujmy...

– Mam Grease na kasecie – przerwała mi, z entuzjazmem podłapując temat.

– Dokładnie. To mi się podoba. Jak chcesz możesz zjeść moje lody.

Zaśmiała się perliście, wbijając łyżkę w swój deser.

– Za to oddam ci swoją porcję wina.

Przewróciłam teatralnie oczami, parskając śmiechem.

– Wiedziałam, że tak będzie – westchnęłam rozbawiona.

Witam Was po dłuższej przerwie 😉

Co prawda rozdział był gotowy na wcześniej, jednak miałam problem ze znalezieniem czasu, żeby go wrzucić. Za dużo nauki, a jak już mam chwilę, to po prostu mi się nie chcę (plus Friends jest bardzo uzależniający xdd). Przepraszam, jeśli kogokolwiek zawiodłam.

Ten rozdział był także ostatnim, który został napisany z wyprzedzeniem. Obecnie pracuję nad dwunastką, ale mam jakąś ⅓ całości. Rezygnuję z umawianiem się z Wami na konkretne terminy. Wrzucę następny rozdział, jak go napiszę. Uważam, że tak będzie najprościej. Nie będą pojawiać się regularnie, może nawet też nie zbyt często, za co z góry przepraszam. Po prostu czasami mam problem z ogarnięciem wielu rzeczy.

Mam wrażenie, że odkąd zmieniłam opis, trochę Was tu przybyło. Cieszy mnie to niezmiernie 😊 Tak sobie myślałam, że może z okazji 1k wyświetleń (o ile takowe wybije xdd) zorganizuję coś na wzór Q&A. Może to nie będą pytania o moją osobę. Wolałabym, gdyby dotyczyły głównie mojej działalności na Wattpadzie i rzeczy z nią związanych. Co o tym sądzicie?

Tak na marginesie, kończę "przynudzać". Za niedługo burza przerwie ciszę...

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze 😊

CZYTASZ? ZOSTAW COŚ PO SOBIE 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top