10. Love is just a lie made to make you blue
Nazareth - Love Hurts
VICTORIA
Ustawiłyśmy się z Rosie jak najbliżej sceny. Równie dobrze mogłyśmy śledzić koncert zza kulis, jednak to nie było to samo. Rozgrzany przez suport tłum skandował nazwę zespołu. Na sali panował okropny ukrop. Nie było za bardzo czym oddychać. Jednak nie przeszkadzało nam to zbytnio. Tak samo jak ci wszyscy ludzie z niecierpliwością wyczekiwałyśmy wyjścia Gunsów na scenę.
Na szczęście chłopcy nie kazali nam długo czekać. Uśmiechnięci od ucha do ucha zaczęli koncert od swoich największych przebojów. Axl jak zwykle miał dobry kontakt z fanami pod sceną. Co chwilę zadawał im pytania, czy opowiadał anegdotki. Jego ruchy, uśmiechy i tajemnicze spojrzenia niejedną dziewczynę przyprawiały o palpitacje serca. Pozostali również dawali z siebie dwieście procent. Slash oprócz grania fenomenalnych solówek, latał niemalże po całej scenie. Ta jego burza loków na głowie sprawiała, że wydawał się być skrytą i tajemniczą osobą, co przypadło do gustu jego fankom.
– A teraz coś nieco wolniejszego – wysapał Axl, zapowiadając Patience.
Byłam zakochana w tym utworze, z resztą jak w każdym innym, który stworzyli. Jednak ten uraczył mnie swoją wyjątkowością. Utarło się, że Izzy opisał w niej nasze relacje. Nic bardziej mylnego. Rozmawiałam z nim kiedyś o tej piosence. Podobno do napisania jej zainspirowała go relacja Axla z jakąś dziewczyną z kawiarni, o której mało kto słyszał.
Po skończonym koncercie miałam prawie całe gardło zdarte. Podkład z mojej twarzy niemalże spływał. Włosy z kolei oblepiały niewielkie krople potu. Mimo to uśmiechałam się od ucha do ucha. Potrzebowałam tego jak niczego innego. Takiego resetu po ciągu niemiłych niespodzianek.
Z trudem przepchałyśmy się przez ten cały tłum fanów, żeby dojść na backstage. To właśnie tam miała się odbyć impreza po koncercie. Było cicho, kameralnie i napalone małolaty nie miały tam wstępu. Gunsi kochali swoje fanki, ale czasami potrzebowali chwili odpoczynku od tych pisków, łez i gotowości pójścia z nimi do łóżka. To ostatnie z pewnością bardzo ich kusiło. Mimo iż tylko Axl był singlem.
Weszłyśmy do niewielkiego pomieszczenia. Już po otworzeniu drzwi przywitał nas obłok dymu. Za nim rozpościerał się widok na garderobę muzyków. Przy ścianie wyłożonej miodową tapetą ustawiono ogromną toaletkę z podświetlanym lustrem. Na jej blacie porozwalane były puste paczki po papierosach i kostki do gitary. Po przeciwległej stronie znajdowała się ogromna kanapa w cętki i szklana ława. Oczywiście na jej blacie na życzenie Gunsów poustawiano różnego rodzaju trunki, popielniczki i nowe zapasy tytoniu. W kącie spoczywały prezenty od fanów, które czasami zespół dostawał w aż nadmiernej ilości. Obok sprzętu w ogromnych szklanych wazonach stały barwne kwiaty, głównie słoneczniki, które chłopaki otrzymały od właścicieli lokalu i organizatorów koncertu.
– Widzę, że zaczęliście bez nas – zauważyła z udawaną obrazą Rosie, wchodząc w głąb pomieszczenia.
Przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą drzwi. Słodkawy dym nieprzyjemnie drażnił moje nozdrza. Przerzucili się z fajek na skręty. Zaniepokoiło mnie to nieco, ale próbowałam udawać, że tego nie zauważyłam.
Przed nami do zespołu dołączyła Naomi. Siedziała obok Slasha i popijała gin z tonikiem. Sprawiała wrażenie nieco zagubionej. W jej przypadku proces adaptacyjny przebiegał dosyć powoli.
Obeszłam prowizoryczny barek i usiadłam na kanapie pomiędzy Izzym a Stevenem. Ten drugi wydawał się co chwilę zerkać na telefon, jakby oczekiwał, że w którymś momencie zadzwoni. No tak, brakowało Lily, która zaraz po Czarnym Piątku wróciła do Kanady. Zazgrzytałam zębami. Szkoda jego czasu na tę ździrę.
– Zajebisty koncert – oznajmiła Rosie, siadając Duffowi na kolanach.
Mój wzrok skierował się w stronę Axla, który siedział na podłodze obok Slasha. Na jego twarzy pojawiło się obrzydzenie. Zachichotałam pod nosem. Zdecydowanie nie przepadał za publicznym okazywaniem uczuć.
– Popieram – odezwałam się, tłumiąc poprzedni chichot. Wzrokiem szukałam idealnego trunku dla siebie. Whiskey z colą – to jest to! – A gdzie jest Jenny?
Nalałam sobie do szklanki Jacka Daniel'sa i Pepsi, spotykając się z podejrzliwym spojrzeniem Izzy'ego. Nie pijałam tego trunku odkąd zaczęłam odwyk. Po prostu źle mi się kojarzył. Jednak kiedyś trzeba się przemóc.
– Podziękowała nam za koncert, przekazała standardowe wieści z wytwórni i poszła – streścił Axl, po czym przyłożył butelkę Nikolai do ust. Najwidoczniej nie chciał się nią z nikim dzielić.
– Charlie? – Uniosłam odruchowo brew.
Odpowiedziała mi cisza. Czyli dobrze myślałam.
Carter przechodziła niemałe problemy ze swoim synem. Nic dziwnego. Dziesięciolatek dopiero niedawno poznał swoją matkę. Miał do niej ogromny żal, że przez tyle lat się nie odzywała. Dla jego „dobra" dziadkowie wmówili mu, iż jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dlatego teraz wszystko tak przeżywał. Miewał koszmary, moczył się w nocy. Do tego dochodziły problemy w szkole i zdystansowanie wobec Carter. Jak do tej pory ani razu z jego ust nie padł wyraz mama. Psychologowie mówili, że to kwestia czasu, ale Jenny twierdziła, iż Charlie zaczął się wręcz od niej oddalać.
Do tego dochodziła praca. Bycie menedżerem takiego zespołu jak Guns N' Roses wymagało poświęceń i nieraz morderczej pracy. Ze względu na swoje problemy rodzinne siedziała po nocach i ogarniała sprawy zawodowe. Zostawiała Charliego pod okiem opiekunki, żeby choć na chwilę móc pojawić się na koncercie swojego zespołu czy spotkać się z Davidem.
Upiłam łyk alkoholu. Szczerze jej współczułam i zarazem podziwiałam. Gdybym była w jej sytuacji, chyba nie dałabym sobie rady.
– A temu co jest? – spytała Rosie, szturchając Stevena w ramię.
Jemu też teraz współczułam. Siedział obok zakochanej pary McKaganów, którzy ewidentnie nie zamierzali się stopować tego wieczoru.
Adler potrząsnął głową, wracając na ziemię. Odgarnął z twarzy napuszone włosy i wziął ze stołu szklankę z wódką.
– Czeka na telefon od swojej ukochanej żony – uprzedził go Axl. Jak każdy z nas dwa ostatnie wyrazy wymówił z niewielkim obrzydzeniem.
Perkusista prychnął z niezadowoleniem, posyłając Axlowi wymowne spojrzenie.
– Mylisz się, jeśli o nią chodzi. Wszyscy się mylicie.
Te słowa padały za każdym razem, kiedy ktoś niepochlebnie wypowiadał się o Lily McKenzie-Adler. Każdy się do nich przyzwyczaił, dlatego puszczaliśmy je mimo uszu.
Położyłam dłoń na jego przedramieniu, chcąc go w ten sposób uspokoić. Ona nie powinna być przyczyną sprzeczki pomiędzy nim a Axlem.
Steven wypuścił ciężko powietrze przez nos, po czym zamoczył usta w wysokoprocentowym trunku.
– Słyszałam, że ostatnio byłaś w Nowym Jorku – zwróciłam się do Naomi. Starałam się być miła. – Opowiedz nam coś o tym – poprosiłam, zakładając nogę na nogę.
Sądziłam, że będzie to trochę bardziej neutralny temat.
– Nie zaczynaj – wyszeptał mi na ucho Izzy.
Uśmiechnęłam się w rozbawieniu. Nie zamierzałam przecież gnębić tej dziewczyny. W końcu wydawała się być całkiem sympatyczna, tylko trochę nieśmiała.
Zaplotłam nasza place i wtuliłam głowę w jego obojczyk.
– Wiem, co robię – wyszeptałam. Nie chciałam, żeby ktokolwiek inny to usłyszał.
Dziewczyna wydawał się nieco zmieszać. Założyła kosmyk włosów za ucho. Obróciła w dłoniach szklankę do połowy wypełnioną alkoholem.
– Musiałam pomóc rodzinie – odparła z trudem. Jej wzrok był nieobecny. Starała się nie patrzeć na żadne z nas. – Mama nie daje sobie rady z rodzeństwem.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, czując dziwne ciepło w nosie. Rozgoryczenie? Zazdrość?
– Słyszałam, że twój brat trenuje baseball. Zapewne musi być bardzo dobry. – Zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
Izzy skarcił mnie dyskretnie, przyciskając mocniej palce do wierzchu mojej dłoni. Po co to robił?
Dziewczyna zacisnęła palce na szkle. Nie odpowiedziała. Zmarszczyłam niepewnie czoło. Chyba nie powiedziałam niczego złego?
Odłożyła szklankę na podłogę i przetarła twarz dłońmi. Drżącymi dłońmi. Doskonale znałam ten stan. Rozchyliłam nieznacznie wargi. Nie chciałam wzbudzać w niej negatywnych emocji. Naomi podniosła się do pozycji stojącej. Jej wzrok był spuszczony, jakby nie chciała patrzeć na nasze współczucie.
– Muszę się przewietrzyć – odparła drżącym głosem i szybko opuściła pomieszczenie.
Slash również się podniósł. Posłał mi karcące spojrzenie, po czym wybiegł za swoją dziewczyną.
– Zaczekaj! – Usłyszeliśmy zza zamkniętych drzwi jego wołanie.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Doprowadziłam tę dziewczynę do płaczu. Całkiem nieświadomie, ale jednak. Oblizałam niepewnie usta, ze skruchą wodząc wzrokiem po twarzach moich przyjaciół. Ich wyraz był różny – od zdezorientowania po niezadowolenie. Czułam się jak małe dziecko, które rozbiło ulubiony wazon mamy.
– Widzisz co narobiłaś? – spytał z zawiedzeniem Izzy. Mimo wszystko nadal był względnie opanowany.
– Przepraszam – mruknęłam, ściskając mocniej jego dłoń. – Nie wiedziałam...
Przełknęłam z trudem ślinę. Miałam ochotę pójść porozmawiać z tą dziewczyną i wszystko jej wyjaśnić. Aczkolwiek nawet nie podjęłam kroków, żeby to zrobić. Wiedziałam, że taki czyn mógłby tylko pogorszyć sytuację.
– Skąd miałaś wiedzieć – odezwał się Axl, zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się w podzięce. – Przecież nie rozmawiasz z Naomi. Praktycznie jej nie znasz.
Swoje słowa Rose bardziej kierował do mojego narzeczonego niż do mnie. Chciał mu pokazać, że jego zdenerwowanie było bezpodstawne.
– Przepraszam – mruknął Izzy i pocałował mnie w czoło.
Przymknęłam na moment powieki. Nienawidziłam, kiedy był na mnie zły. Czułam wtedy, że go zawiodłam.
– Wiecie może co w wypowiedzi Victorii doprowadziło ją do takiego stanu? – spytała zaciekawiona Rosie, popijając radlera.
Spojrzałam na Izzy'ego. Czułam, że wiedział coś więcej. W innym przypadku nie zareagowałby w ten sposób.
– Jej brat grał, ale nie trenował – westchnął Stradlin, przyciągając mnie jeszcze bliżej. – Nie stać ich na to. Ojciec Naomi siedzi, a matka ledwo wiąże koniec z końcem. Shah stara się jej pomagać finansowo. To dlatego przyjechała do Los Angeles. Jej starszy brat Trevor też próbuje jakoś dorabiać, ale nienajlepiej mu to wychodzi.
Z każdym kolejnym słowem, zaczynałam coraz bardziej współczuć tej dziewczynie. Nie miała lekko, a do tego jej koszmar jeszcze się nie skończył. Rozumiałam ją i to nawet aż za dobrze.
– Ma piątkę rodzeństwa – dorzucił Axl. – Najmłodsza siostra niedawno skończyła siedem lat.
Rose odpalił papierosa i rzucił paczkę na stolik. Przeniosłam nieobecny wzrok na chmurę dymu, która układała się w kółka.
– Skąd tyle wiecie? – spytała Rosie.
Mnie również to zaciekawiło. W naszym towarzystwie Naomi nie była taka rozmowna, przez co kompletnie nic o niej nie wiedziałyśmy. Rosie wspominała, że jedyne co kojarzy to fakt, iż dziewczyna pije kawę z mlekiem sojowym.
Wyswobodziłam się z objęć Izzy'ego, co spotkała się z niewielkim niezadowoleniem z jego strony. Przeczesałam zmierzwione włosy i sięgnęłam po swoją szklankę. Upiłam łyk mieszanki bursztynowego trunku i coli. Dopiero teraz poczułam jego wyjątkowo dobry smak.
– Slash coś kiedyś wspominał podczas jednej z prób – wyjaśnił Duff, głaszcząc swoją narzeczoną po plecach. Hooter zmarkotniała. Spotkała się kilka razy na kawie z Naomi, żeby nieco lepiej ją poznać. Z marnym skutkiem. Podobno rozmawiały o Modzie na sukces. – Ale tylko zdawkowo – dodał szybko.
Zmrużyła oczy, patrząc na niego wymownie. Jego wytłumaczenie zdawało się nie być tym, co chciała usłyszeć.
Im więcej dowiadywałam się o tej dziewczynie, tym bardziej wydawała się dla mnie tajemnicza. Coś ukrywała. A ja musiałam wiedzieć co. Jednak moje próby zaprzyjaźnienia się z nią zawsze kończyły się fiaskiem. Dystansowała się. Tylko dlaczego?
Upiłam kolejny łyk whiskey i zaplotłam palce na szklance. Kątem oka zauważyłam, że Izzy sięga po paczkę papierosów. Prychnęłam pod nosem i wstałam, aby następnie usiąść na podłodze i zająć miejsce Slasha. Nie zanosiło się, żeby prędko do nas wrócił.
– Panna delikatna się znalazła – zaśmiał się Axl i pociągnął sporą ilość wódki.
Zmierzyłam go wzrokiem i uśmiechnęłam się ironicznie. Stary Rose zdawał się powrócić. Przynajmniej na jeden wieczór.
– To niszczy zdrowie. – Zadarłam głowę w stronę mojego narzeczonego, który ćmił papierosa. – I niszczy szare komórki, ale na to w twoim przypadku jest już za późno.
Może to dziwnie zabrzmi, jednak tęskniłam za docinaniem mu.
Rosie zachichotała, przytykając usta dłonią. Axl natomiast uśmiechnął się cwaniacko.
– Widzę, że akt kapitulacji został podpisany – zauważył Duff i sięgnął dłonią po puszkę z piwem, która stała na podłokietniku.
Zerknęłam podejrzliwie na Izzy'ego. Zdawał się nie zareagować na tę nowinę.
– Vicky nie jest zbyt dobrym taktykiem, dlatego musiała się poddać – oznajmił z wyższością Axl. Nadal głupkowato się uśmiechał.
Już otwarłam usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy pomieszczenie wypełnił irytująco głośny dzwonek. Steven zdawał się podskoczyć na kanapie. Nerwowo zerwał się z miejsca i podbiegł pod toaletkę. Drżącą ręką podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha.
– Myślałem, że już nie zadzwonisz – oznajmił z uśmiechem na twarzy.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy chcieli usłyszeć każde słowo tej rozmowy. Widząc radość na jego twarzy, doskonale wiedzieliśmy, kto dzwonił. Lily.
Oparł dłoń o blat. Z największą uwagą słuchał każdego słowa, jakie wypowiadała. Kiwał głową ze zrozumieniem, chociaż ona nie mogła tego zobaczyć.
– To faktycznie nieciekawie – syknął, marszcząc nos. – Ale na święta przyjedziesz?... Dlaczego?
Jej odpowiedź była dosyć obszerna. Steven z minuty na minutę coraz bardziej marszczył czoło. Zauważyłam, że zaciska palce i prostuje je na zmianę. Zawsze tak robił, kiedy się denerwował.
Martwiłam się o niego. Kochał tę dziewczynę do szaleństwa. Mówił o niej prawie z taką fascynacją jak o muzyce. Harował ciężko i poświęcał wszystko – głównie dla niej. Był szczęśliwy. Wreszcie odnalazł swoje przeznaczenie. Swoje miejsce na ziemi. Nową rodzinę.
– Lily, proszę... – jego głos przybrał błagalny ton.
Popatrzyliśmy po sobie. Praktycznie nigdy nie widzieliśmy go w takim stanie.
Nie mogłam tego zdzierżyć. Poprzez samo patrzenie udzielało mi się cierpienie Stevena. Przygryzłam wargę, podkulając nogi.
Adler z hukiem odłożył słuchawkę na widełki. Oparł lędźwie o krawędź toaletki i z bezsilnością otarł twarz dłońmi.
– Co jest, stary? – spytał zaniepokojony McKagan. – Z bratem Lily gorzej? Szykować wódkę?
Główny powód przebywania żony Stevena na terytorium Kanady był jej chory brat. Ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym, przez co opiekę nad rodzeństwem przejęli dziadkowie. Po śmierci babci, Lily zdecydowała się za wszelką cenę pomagać dziadkowi. Z początku podziwialiśmy ją. Była młoda, a musiała tak szybko dojrzeć. Jednak później wyszło, że jej pomoc skupiała się głównie na sprawach finansowych. Podobno uciekała do Kanady nie tyle ze względu na chorego brata, co chęć odpoczęcia od Stevena. Oczywiście Adler nawet nie chciał słyszeć o takiej teorii.
Perkusista oblizał nerwowo wargi, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Z daleka widać było, że szuka pomocy. Ledwo trzymał się na nogach.
– Lily chce separacji – westchnął z trudem. – Niewykluczone, że później zażąda rozwodu – dodał łamiącym się głosem. Nie chciał się rozpłakać. Nie tutaj. Nie na oczach kumpli z zespołu.
I tak właśnie małżeństwo mojego przyjaciela legło w gruzach...
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze 😊
CZYTASZ? ZOSTAW COŚ PO SOBIE 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top