6

- Grace! - usłyszałam za plecami donośny krzyk Neila. Ja jednak się nie odwracałam. Nie w takim momencie. Czekałam na te chwilę od kilku dobrych dni. Byłam za bardzo zszokowana, aby podejść do Shawna na spokojnie. Nagle musiałam się zatrzymać, ponieważ na wąskiej uliczce, oddzielającej dwie części Oxford Street, pojawił się samochód. Kiedy pojazd przejechał, przebiegłam przez ulicę, ale nie zobaczyłam tam Shawna. Rozglądałam się wokół siebie, nerwowo i nierównomiernie oddychając. Shawna nigdzie nie było. Zniknął. Po prostu zniknął. Zaczęłam biegać wokół ludzii pytałam się ich, czy widzieli dość wysokiego bruneta z brązowymi oczami. Mało kto był taki miły, aby udzielić mi jakiejkolwiek odpowiedzi. Londyńczycy byli bardzo zajęci i nawet nie zwrócili uwagi na jakiegoś tam zwykłego chłopaka. Poddałam się.

-Co to miało być, Grace? - spytał mnie Neil, który po kilku minutach mnie odnalazł. Chłopak dyszał jak starodawny pociąg.

- Nie musiałeś mnie szukać. Poradziłabym sobie. - odparłam, widząc stan, w jakim był mój przyjaciel.

- Co się stało, że zaczęłaś tak szybko biec? Słyszałem, jak coś wołałaś, ale nie zrozumiałem, co to było. - rzekł Neil, który wyraźnie się o mnie martwił.

-Widziałam Shawna. - wyjaśniłam ze zgrozą w głosie. Czułam się, jakbym straciła coś niesamowicie ważnego. Gdyby nie to auto, może teraz byłabym przy Shawnie i wszystko by się wyjaśniło. Tymczasem musiałam stać obok Neila, a sprawa Mendesa dalej nie została wyjaśniona.

- Coś ci się musiało przywidzieć. Rozumiem, że za nim tęsknisz, ale...

- Nic mi się nie przywidziało. Widziałam go! Rozumiesz? On tu był, Neil. On tu był... - powiedziałam. Zrobiło mi się słabo. Po przyjeździe do Londynu, już niemal zapomniałam o Shawnie i postanowiłam sobie dać tydzień spokoju, a tu nagle wszystko się psuje. To musiał być Shawn. Nie ma innej opcji. Tylko on tak wygląda. Przecież nie mogłam go pomylić z kimś innym. To było niemożliwe. Za bardzo mi na nim zależało, abym mogła się pomylić.

- Rozumiem twój stan, Grace. Tęsknisz za nim, dlatego widzisz w przypadkowym ludziach właśnie jego. To normalne po stracie jakiegoś członka rodziny lub bardzo bliskiej osoby. Shawn nie mógł być w Londynie. On nie lubi tego miasta. - zapewniał mnie przyjaciel. Ja jednak wcale mu nie wierzyłam lub tylko nie chciałam mu uwierzyć.

- Skąd wiesz, że to nie był on? To musiał być Shawn. Nie masz pewności, że dalej jest w Brighton. Ja szczerze w to wątpię. Shawn musiał wyjechać gdzieś dalej. Londyn jest idealnym miejscem na schowanie się przez rzeczywistością. Tutaj możesz być kimkolwiek chcesz. Każdego dnia możesz być innym człowiekiem. Nikt tego nie zauważy. Tutaj mieszka tylu ludzi, tyle narodowości w jednym miejscu. Jeden, pojedynczy człowiek jest tylko niewielką cząstką tego miasta i dla niego praktycznie nic nie znaczy. Może Shawn chciał się zatracić? Może miał dość bycia Shawnem Mendesem i zachciało mu się być kimś innym? Shawn lubi zmiany, oboje dobrze to wiemy, Neil. Może potrzebował swobody? Nie wiem, co go skłoniło do opuszczenia nas, ale musiał to być jakiś bardzo istotny powód. Shawn z dnia na dzień nie zostawiłby swoich najlepszych przyjaciół.

Moja wypowiedź na temat Mendesa zajęła trochę czasu, ale Neil wysłuchał mnie do końca, wcale mi nie przerywając. Za to go uwielbiałam. On mi pomagał, nawet będąc cicho.

- Wiem, co czujesz, Grace. Mi też nie jest z tym lekko, ale on wróci. Jestem tego pewien. - powiedział Neil, po czym mnie przytulił.

- Możesz mi to obiecać? To, że wróci? - spytałam.

- Tak. Masz na to moje słowo i słowo Shawna. - rzekł chłopak. - A teraz chodź, zabiorę cię w moje ulubione miejsce.

Przeszliśmy przez Oxford Street, a ja w dalszym ciągu rozglądałam się dookoła, mając nadzieję, że zobaczę gdzieś w tłumie Shawna. Niestety, nie udało mi się. Nigdzie go nie było. Zniknął.

Doszliśmy do stacji Marble Arch, z której to przejechaliśmy do Hyde Park Corner. Po kilkuminutowym spacerku, doszliśmy do Hyde Parku.

- To jest twoje ulubione miejsce? - spytałam przyjaciela. Neil tylko pokiwał twierdząco głową.

- To miejsce, w którym jest wszystko. Spójrz tylko, ilu tu jest ludzi. To niesamowite. Cały świat w jednym miejscu. Londyńczycy spacerujący z psami, biegacze, turyści i my. Tu są wszyscy. Hyde Park to dzieło świata, Grace. Ja tak nazywam to miejsce. Nigdzie na świecie nie poczujesz się tak dobrze, jak tutaj. Mogę cię o tym zapewnić. - rzekł brunet. Przed nami znajdował się złoty pomnik Alberta, uwielbiamy przez Londyńczyków i często pokazywany w telewizji. Był imponujący. - Teraz już rozumiesz, dlaczego tak bardzo kocham to miejsce. A teraz chodź dalej. - rzekł, po czym chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Często chodziłam z Neilem, trzymając się za ręce. Nie oznaczało to wcale tego, że jesteśmy parą, bo tak wcale nie było. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i chodzenie trzymając się za ręce było tego oznaką. Uwielbialiśmy tak robić, bo ludzie często się na nas patrzyli, twierdząc, że jesteśmy dobraną parą. Wtedy tylko im dziękowaliśmy i szliśmy dalej, śmiejąc się.

Hyde Park był wielki, olbrzymi, kolosalny. Po jakimś czasie doszliśmy do jeziorka, przy którym stał pomnik Piotrusia Pana. Dzieci miały ubaw i przy nim biegały, a my usiedliśmy na ławeczce obok jeziorka i podziwialiśmy piękne widoki. Ptaki latały nad wodą, a kaczki w niej pływały. To było magiczne miejsce, w którym stanął czas.

- Podoba ci się tutaj? - spytał Neil. Pokiwałam twierdząco głową.

- To piękne miejsce. - odrzekłam, co było zgodne z prawdą.

Siedzieliśmy w ciszy, wsłuchując się w śpiew ptaków i głosy dzieci.

- Pójdziemy dalej? Chcę ci jeszcze dzisiaj pokazać kilka miejsc. - zaproponował Neil. Zgodziłam się.

Kontynuowaliśmy nasz spacer przez Hyde Park, gdy nagle podbiegł do nas mały piesek, który obwąchał nasze nogi, a potem uciekł do swojego właściciela.

- To niesamowite. - powiedziałam do Neila.

- Niby takie zwyczajne, a jednak niesamowite, prawda?

Po przejściu przez drugi z najsłynniejszych parków na świecie (pierwszy to Central Park w Ameryce) wsiedliśmy do metra.

- Gdzie teraz jedziemy? - spytałam bruneta.

- Kojarzysz Big Bena? - spytał z uśmiechem wymalowanym na ustach.

- Znam gościa. Bardzo wysoki. - odparłam. Oboje się zaśmialiśmy.

Dojechaliśmy na stację Westminster. Wysiedliśmy z metra i ruszyliśmy na podbój najsłynniejszego miejsca w całym Londynie. Kiedy przed moimi oczami ukazał się Big Ben i Londyn Eye, stanęłam w miesjcu.

- Jestem gotowa. - rzekłam po chwili.

- Na co? - spytał Neil.

- Na najlepsze wakacje w moim życiu. - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top