Rozdział 1
To był istny chaos. W oddali można było usłyszeć krzyki mojego ojca oraz Hery. Oboje od pewnego czasu kłócili się o zesłanie jednego z bogów do świata ludzi, aby obserwować ich z bliska, ponieważ widok na nich z daleka zaczął być nudny i nieciekawy. Również istotną kwestią była ciekawość do ludzkiej natury. Ludzkie uczucia i zachowania nadal były dla nas tajemnicą, aczkolwiek Zeus wymyślił coś niesamowitego. Pozornie wydawał się to dobry pomysł, lecz jednak brakowało chętnych, który ten plan by zrealizowali. Wkurzało to bardzo samego Dzeusa i jego małżonkę, Herę, co powodowało wiele kłótni pomiędzy nimi.
Kiedy siedziałem spokojnie w salonie z resztą mojego rodzeństwa, z którym rozmawiałem o nowym kochanku, usłyszałem huk drzwi, a zaraz później ujrzałem ojca stojącego na środku pomieszczenia.
-Drogie dzieci-zaczął dumnym głosem.-Razem z Herą doszliśmy do wniosku, że na Ziemię powinienem posłać, któregoś z was- przeczuwałem w kościach, że stanie się coś niepożądanego, a mój instynkt nigdy się nie mylił.
-Mam nadzieję, że to żart, ojcze- odezwała się moja bliźniacza siostra, Artemida.
-Nie dotyczy to moich córek, lecz synów- sprostował i rozejrzał się po całym pokoju.- Tak właściwie to dokonałem już wyboru.
-Więc kogo wybrałeś?-spytał głos za mną, który należał do mojej matki.
-Apollo- rzekł, kierując swój wzrok na moją osobę.
-Że co?!- spojrzałem w stronę Zeusa z niedowierzaniem.
-To co usłyszałeś, synu- odpowiedział poważnym tonem.- Mam nadzieję, że wypełnisz swoje zadanie należycie.
-Tak, ojcze- mruknąłem, opuszczając pomieszczenie i kierując się w stronę swojego pokoju.
Trzasnąłem drzwiami i zsunąłem się po drewnie, ciężko wzdychając. Spojrzałem przed siebie, zastanawiając się, dlaczego wszyscy w tym świecie tak bardzo mnie nienawidzą, przecież jestem jednym z najbardziej lubianych synów Zeusa, lecz zawsze byłem dla nich jedynie utrapieniem i sprawiałem ogromne kłopoty już od najmłodszych lat. Nie jeden raz mój własny ojciec chciał mnie porzucić na pastwę losu. Karał mnie za błahe wystąpienia lub wyżywał się na mnie, kiedy miał zły dzień. Przed tą decyzją powstrzymywała go jedynie Hera, która nie chciała, aby inni bogowie plotkowali na temat naszej rodziny. Mimo wszystko świat bogów i ludzi nie różnił się za wiele. U nas też panowały różne perypetie. Podkradłem również trochę napoju bogów, aby w słabszych dla mnie chwilach trochę się zabawić. Złapałem za torbę i wyszedłem z pokoju gniewnym krokiem. W kilka minut znalazłem się przed schodami prowadzącymi w stronę ludzkiego świata. Na samą myśl było mi słabo, jednak po dłuższym przemyśleniu, wpadłem na pewien niecny plan, który na pewno nie spodobałby się mojemu ojcu.
-Podam ci informację na temat twojego ziemskiego życia- przewrócił oczami Zeus.- Masz na imię Apoloniusz i masz 18 lat, mieszkasz samotnie, dorabiasz w agencji reklamowej swojego wujka, więc sam się utrzymujesz. A twoim zadaniem jako Apollo jest zdobywanie informacji o ludziach i ich naturze.
-Apoloniusz? Bardziej kreatywnego imienia wymyśleć nie mogliście?-westchnąłem, ściskając mocniej uchwyt od torby.- Będę tam chodził do szkoły?
-Oczywiście, że tak- zaśmiał się.- Tylko bez zbędnych romansów! Wiem, że masz do tego słabość.
-Odbierasz mi najprzyjemniejszą część tego zadania.
"To co zabronione, smakuje najlepiej"- pomyślałem.
-Przestań marudzić i ruszaj do przodu. Do zobaczenia!- krzyknął.
-Ta! Do widzenia!- odchrząknąłem i zacząłem powoli schodzić po schodach. Miałem już myśl, aby wrócić się i wszystko odkręcić, jednak ciekawość o świecie ludzkim opanowała moją głowę.
W przeciągu kilkunastu minut znalazłem się już na Ziemi, a dokładnie w domu, w którym miałem przez pewien czas zamieszkać. Schowałem swoje rzeczy do szafek i rozglądałem się po skromnie urządzonym domku. Wyglądał na typowy dom jednoosobowy, lecz było w nim nawet sporo miejsca dla kogoś drugiego, co mnie nawet cieszyło. Zero romansów równa się zero zabawy, a do tego dopuścić nie mogłem. Zawsze byłem psotnym dzieckiem, lecz mnie to nie przeszkadzało. Adrenalina w moich żyłach płynęła na samą myśl o spotkaniu człowieka.
Już miałem wychodzić na łowy, lecz ciemność za oknem sugerowała, że w ludzkim świecie zaczęła się właśnie pora nocna. Wziąłem więc szybki prysznic i ubrałem się w piżamy. Nie mogłem jednak zasnąć, a zatem skupiłem się na oglądaniu gwiazd, wzdychając w tęsknocie za moim prawdziwym domem.
Gwiazdy zniknęły, a niebo rozjaśniła największa gwiazda, czyli Słońce. Moje oczy błyszczały z ekscytacji. Cały ja nie mógł się doczekać spotkania z ludzką osobą. Ktoś kto nie miał mocy bogów, był zwykłym śmiertelnikiem, miał własny świat, który był przez nas obserwowany z daleka, a teraz przeze mnie z bliska! Czyż nie jest to niesamowite? Ludzie od zawsze byli dla nas ciekawymi osobnikami. A ja zawsze marzyłem o romansie z jednym z nich. Teraz miałem okazję spełnić swoje niegrzeczne marzenie.
Droga do ludzkiej szkoły minęła mi dość szybko. Po drodze spotkałem paru ludzi, jednak wyglądali na zabieganych i zajętych. Pewnie spieszyli się do swojej ludzkiej pracy. Nie zaciekawiło mnie to tak bardzo, jak widok uczniów spieszących się do szkoły. Każdy wyglądał inaczej, pociągająco, aczkolwiek marnie i słabo. Odczuwałem różnicę pomiędzy nimi a mną. Nie wyglądali na silnych i niezależnych, lecz bardziej na podporządkowanych siłom wyższym.
Zbliżałem się do miejsca, gdzie miały rozpocząć się zajęcia. Postanowiłem zaczepić jednego z uczniów, kłamiąc, że nie wiem, gdzie idę.
-Przepraszam- powiedziałem w stronę wysokiego bruneta.- Gdzie ma lekcje 3a?
-W tamtej klasie- wskazał mi odpowiednie drzwi.-Jesteś tu nowy? Nigdy cię tu nie widziałem.
-Tak, jestem nowy. Mam na imię Apoloniusz, a ty?- rozpocząłem rozmowę.
-Ja jestem Kosma, miło mi cię poznać- podał mi rękę, a ja stałem jak słup soli.-Em... Nie podasz mi ręki?
-A to tak się robi?- zaśmiałem się niezręcznie.-Tam skąd pochodzę, nie robi się tak.
-O! Skąd pochodzisz?- zadał mi pytanie, na które nie wiedziałem jak odpowiedzieć.
-Z Grecji- wymyśliłem na szybko odpowiedź.
-To daleko- zdziwił się ludzki chłopak.- Twoi rodzice tu pracują?
-Nie, mieszkam sam. Pracuję u wujka- odparłem.
-I twoi rodzice pozwolili ci samemu mieszkać?
Powoli nudziła mnie ta rozmowa. Jednak coś w tym ludzkim chłopaku podobało mi się, więc jak gdyby nigdy nic kontynuowałem konwersację. Minęło sporo czasu, a ja nadal nie wiedziałem za dużo o ludzkim świecie. Lecz za to poznałem Kosma do szpiku kości. Wiedziałem jaki jest jego ulubiony kolor, jakiej słucha muzyki itp. Dowiedziałem się nawet, że do naszej szkoły chodzi również jego brat, Dyzma. Opowiedział mi sporo o swoim życiu i rodzinie. Był bardzo wylewnym człowiekiem.
-Może ty opowiesz mi coś o sobie?- spytał.
-Em...- rzadko, kiedy ktoś pytał się o moje życie. Dawno nikogo nie poznawałem, ponieważ każdy był co do mnie uprzedzony.- A co chcesz wiedzieć?
-Najlepiej wszystko- zaśmiał się, a mi do śmiechu nie było. Nawet jakbym bardzo chciał to nie mogłem powiedzieć prawdy.- Widzę, że nie bardzo chcesz opowiadać o sobie, prawda?
-Powiedzmy, że sam siebie jeszcze nie poznałem- uśmiechnąłem się smutno.-Wracam na lekcje.
W klasie zostałem miło przyjęty przez "kolegów" i "koleżanki". Na tych drugich skupię się bardziej, ponieważ wpatrzone były we mnie jak w obrazek. Oślepiłem je blaskiem swojej przystojności. Lecz jednak kiedy powiedziałem, że nie korzystam z czegoś takiego, jak telefon, krzywo na mnie spojrzały. Niektórzy ludzcy chłopcy nawet chcieli mi dokuczać, jednak zapomnieli, że trafili na boga.
-Strata czasu ten telefon- powiedziałem do jednej z dziewczyn z mojej klasy stojącej przed salą lekcyjną.
-Może i masz rację- cicho mi odpowiedziała.- Jednak, to też duża rozrywka.
-Powiedz prawdę, że twoich starych na niego nie stać- zaśmiał się ludzki chłopak.-Nie widziałem i nie słyszałem większego oszołoma od ciebie.
Na jego słowa parsknąłem śmiechem. Aczkolwiek za nim zdążyłem się odezwać podszedł do nas mój nowy znajomy, Kosma.
-Dokuczasz innym?-spytał ze złością- Twoi rodzice raczej nie będą zadowoleni, kiedy dowiedzą się jak się zachowujesz, nie sądzisz?
-A co pójdziesz im poskarżyć, pizdo?- warknął główny agresor.
-Jak mnie nazwałeś?!
-Kosma, nie wtrącaj się-odburknął kolejny chłopak, który dołączył do naszego kółeczka.-To nie twoja sprawa.
-Dyzma? Bronisz kolegę, który dokucza komuś innemu?-widziałem gniew w jego oczach. Nawet się tym zbytnio nie zdziwiłem, jego własny brat zadawał się z nieodpowiednim towarzystwem.
-Nie przejmuj się mną- pozwoliłem się wtrącić-I tak nie biorę do siebie takich głupot.
-Nie możesz pozwolić, aby tobą pomiatali!- podniósł głos. Czyżby się o mnie martwił? Przecież znaliśmy się niecały dzień. Wiele innych po prostu by zignorowali bezużyteczne wyzwiska.
-Twój pedalski brat chyba zakochał się w nowym- zaśmiał się śmiertelnik, który mi dokuczał.
-Spierdalaj!- krzyknął Dyzma do kolegi, którego jeszcze przed chwilą bronił.- Mój brat nie jest żadnym pedałem, rozumiesz!
Kosma głośno westchnął. Czułem od niego zawód na własnym bracie. Złapałem go za ramie, aby dodać mu otuchy. Moja bliźniacza siostra zawsze tak robiła, kiedy przeżywałem swoje zawody miłosne, bądź kiedy za dzieciaka mi dokuczano.
-Chodźmy stąd, Apoloniusz-po chwi mój nowo poznany znajomy wydusił z siebie jakiekolwiek słowa.
-Na pewno?
-Tak- oschle odpowiedział.
Wyszliśmy ze szkoły w nerwowym kroku. Kosma mocno zacisnął swoje pięści i z całej siły uderzył w pobliskie drzewo. Aż mnie to zabolało.
Po chwili zauważyłem krew sączącą się z jego dłoni.
-Ej!- krzyknąłem- Trzeba to opatrzeć!
Zawsze byłem wrażliwy na krzywdę drugiego osobnika. Często kiedy obserwowałem ludzi z daleka płakałem, cieszyłem i wkurzałem się razem z nimi. Może dlatego, że najczęściej to ja obserwowałem ludzki świat, zostałem wybrany? Może coś w końcu zostało we mnie docenione?
-Czy ty płaczesz?-spytał Kosma.
-Przepraszam-pociągnąłem nosem i spojrzałem na niego swoimi zapłakanymi oczami.- Stała ci się krzywda i ja...
-Nie uważasz, że to mało męskie?
-Nie. Dlaczego pytasz?-zdziwiłem się jego nietypowym pytaniem. W świecie bogów łzy były całkiem normalną sprawą. Były jednym z najlepszych leków na rany.
-Mnie zawsze uczono, że łzy należą do dziewczyn-westchnął.- Płaczę zawsze sam...
-Chcesz płakać ze mną?- spojrzałem na niego z nadzieją, że mnie jakoś pocieszy bądź wesprze.
-Tutaj?- chyba nie był do końca przekonany moim pomysłem.- Moglibyśmy gdzieś indziej?
-U mnie?- zaproponowałem, z ukrytą nadzieją, że pomiędzy nami wydarzy się coś więcej niż tylko płakanie.
-Tak.
Romans z ludzkim chłopcem wydawał mi się idealnym pomysłem. Jednak po moich wielu zawodach miłosnych nie chciałem być po raz kolejny zraniony. Dlatego musiałem "wybadać teren".
Powolnym krokiem zbliżaliśmy się do mojego domu. Co chwilę z ukrycia zapłakanymi wzrokiem patrzyłem na Kosma. Za którymś razem złapaliśmy kontakt wzrokowy, wtedy on lekko poczerwieniał. Postanowiłem rozpocząć konwersację.
-Nurtuje mnie pewne pytanie- zacząłem.- Kim jest "pedał"? Może to głupie pytanie, ale pierwszy raz słyszę to stwierdzenie.
-Eh...-westchnął.-Homoseksualizm. Mówi ci to coś?
-Jasne, że tak- odparłem.
-To takie obraźliwe określenie na chłopaka, który kocha drugiego chłopaka- tłumaczył mi jak dziecku, jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadzało.
-Po co obrażać takich ludzi? Przecież to normalne. Można kochać kogo się chce-mówiłem szczerze, patrząc się na swoje ręce.
-Nie wiem, kto cię tego nauczył, ale zazdroszczę- posmutniał.- U mnie mówiono na to zboczenie.
-Dla was miłość jest zboczeniem?- zdziwiłem się.
W świecie bogów każdy miał prawo do miłości, różnorodnej również. Było to coś całkiem normalnego. Myślałem, że wśród ludzi jest tak samo. Nie mogłem uwierzyć, że ludzie psują miłość i myślą, że jest ona tak okropna.
-Heteroseksualna jest tą "normalną" miłością-coraz bardziej smutniał.
Dotarliśmy już pod mój dom i wtedy myślałem, że stanie się coś strasznego, jednak mój urok znów zadziałał.
-Ja lepiej pójdę do siebie-wypalił Kosma.-Nie mam humoru.
-Mogę ci jakoś pomóc?-nie mogłem wypuścić go do tych ludzi, którzy piękną miłość nazywali brudnym zboczeniem.-Może mogę jakoś poprawić ci humor?
-Apoloniusz...- spojrzał wprost w moje znowu zapłakane oczy.
Nie mogłem pogodzić się jako bóg miłości, żeby ludzie wytykali jakikolwiek rodzaj okazywania sobie uczuć. Każdy zasługuje na miłość! Nie ważne jak ona wygląda. Miłość jest czymś pięknym i wartym przeżycia. Nawet jeżeli czasem zdarzają się zawody miłosne, one zawsze czegoś nas uczą.
-Tak?-po moim policzku spłynęła łza, która mieniła się na złoto.
-To co mówił ten chłopak o mnie- złapał głęboki wdech.-Tak, jestem pedałem. Jestem pieprzonym pedałem! Kocham... mężczyzn...
-Ja-już miałem coś powiedzieć, kiedy zauważyłem, że mój towarzysz się rozpłakał.-Chodźmy do mnie.
Weszliśmy do środka. Zaprowadziłem Kosma do salonu i podałem mu pudełko chusteczek. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Ja uważnie przyglądałem się mojemu nowo poznanemu znajomemu. Był wysoki i przystojny. Brunet o zielonych, jak trawa wiosną, oczach. Usta miał cienkie, lecz było w nich coś pociągającego. Zawsze miałem słabość do takich mężczyzn.
Niespodziewanie dla mojego towarzysza, złapałem go za rękę.
-Ja-postanowiłem dokończyć swoją wypowiedź, lecz znów mi przerwano.
-Zrozumiem jeśli się mną brzydzisz...- wymamrotał.
-Brzydzisz?-nie rozumiałem.-Nigdy nie będę brzydził się miłości. W końcu jestem-ugryzłem się w język. Nie mogłem ludzkiemu, nowo poznanemu chłopcu wyznać, że jestem bogiem, Apollem.- Sam kocham mężczyzn, ale kobiety również. Kocham każdy rodzaj miłości.
-Jesteś bi?-spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Tak- dumnie odparłem, ściskając bardziej jego dłoń.
Powoli zbliżałem się do niego. Nie chciałem od razu go całować, choć kusiło. Jego usta drżały z pragnienia moich ust i wiedziałem, że tego ode mnie oczekuje, jednak na pocałunek boga miłości trzeba sobie zasłużyć. Po moich wielu nieudanych związkach, nie chciałem wpakować się w kolejny, by potem wypłakiwać się w ramie mojej siostrze, która jako jedyna chciała wysłuchiwać mojego zrzędzenia na temat nieszczęśliwej miłości. Postanowiłem przytulić Kosma za wszelką cenę. Swoje ręce położyłem na jego talii i połączyłem nas w miłym i skromnym uścisku.
-Bardzo cię polubiłem, Kosma- wydusiłem.- Mam nadzieję, że nasza znajomość będzie bardzo owocna.
-Apoloniuszu, jesteś naprawdę dziwny- zaśmiał się.- Używasz takich słów, których w zwykłej rozmowie raczej się nie używa, ale podoba mi się to w tobie.
Uśmiech na jego twarzy sprawił mi wiele radości. Wypuściłem go w końcu z mojego uścisku, by móc spojrzeć w jego przystojną twarz. Kiedy to zrobiłem, zapragnąłem pocałunku, jednak resztkami rozumu powstrzymałem się. Znów złapałem Kosma za rękę. Wtedy on splótł nasze palce. A moje serce zaczęło walić mocnej, a na twarzy pojawiły się rumieńce.
-Słodki jesteś-powiedział, a zaraz po tym również zarumienił się.-Muszę już iść. Widzimy się jutro w szkole?
-Tak. Odprowadzę cię do drzwi- jak powiedziałem tak zrobiłem.
-Nie musisz, dam sobie radę- wstał i wyszedł.
A ja zostałem sam ze swoimi myślami. Siedząc na kanapie, rozmyślałem o tym, jak bardzo ten chłopak mnie pociąga swoim wyglądem i delikatnością. Krył coś w sobie, a ja z wielką chęcią wysłuchałem go, otuliłem miłością i zrozumieniem. Zawsze taki byłem. Wspierałem każdego i dawałem im dużo miłości.
Najważniejszą osobą z mojego domu dla mnie była Artemida, moja bliźniacza siostra. Wiedziała o każdych moich wybrykach i też często mnie broniła. Byliśmy ze sobą bardzo blisko. Żyliśmy w zgodzie, choć nawet pomiędzy nami działy się kłótnie i spory. Z chęcią porozmawiałbym z nią w tamtej chwili. Podzieliłbym się nowinkami o nowo poznanym chłopaku, o moich rozterkach i zauroczeniach. Zatęskniłem za domem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top