OLIVIA

Piątek...

- Nie mogę uwierzyć, że pisałaś z nią na FRIEND! - Amy gestykulowała z ożywieniem. Wydawała się być wściekła na Olivię. Ba! Była wściekła. - Cholera jasna, Olivia, czemu to zrobiłaś?

Olivia spojrzała na przyjaciółkę przepraszającym wzrokiem i złapała ją za rękę.

- Przepraszam, okej? Chcę jej pomóc. Chcę nam pomóc! Im nas jest więcej, tym mniejsze szanse ma ten psychol!

- Tylko, że nas jest coraz mniej! On morduje naszych bliskich, rozumiesz? Jest tak sprytny, że pewnie nawet jakbyśmy zebrały jakąś armię, wymordowałby ją w mgnieniu oka, a my byśmy nawet nie zauważyły kiedy uderzył. - Amy nie dawała za wygraną. Olivia nie puszczała jej ręki, przez co dziewczyna zaczęła czuć się niekomfortowo. Przez chwilę obie stały w milczeniu wpatrując się w siebie, aż w końcu Olivia puściła dłoń przyjaciółki i ruszyła wzdłuż drogi, na której końcu znajdował się dom jej ciotki, Mary.

- I tak się z nią spotkam. Będę musiała do niej jeszcze napisać.

- Czemu to robisz? - W głosie Amy dało się wyczuć rozwścieczenie.

- Jeśli ona zginie... - Olivia zmierzyła blondynkę wzrokiem. - ...będę ją miała na sumieniu.

- A Alice nie masz? Jacka, Emily... Powiem ci tylko tyle, że powinnaś! Alice oskarżyłaś o bycie mordercą za jej plecami, chociaż wiedziałaś, że jeśli nim nie jest to zginie. Zabiłaś ją! To ty jesteś mordercą! Gdybyś wysłuchała problemu Emily, stwierdziłabyś, że jest ona ważniejsza od spaceru z ukochanym i, znając twoje dobre serce, pojechałabyś do niej sama i przytuliła na pocieszenie. Ale nie! W końcu nie miałaś dla niej czasu! - Słowa padające z ust Amy były niekontrolowane. Dziewczyna nawet nie zastanawiała się nad tym, co mówi. Czuła się jak otwierana pozytywka; nie przestanie grać dopóki ktoś jej nie zamknie. - A Jack...

- O co ci chodzi?! - Olivia wybuchła gniewem. Zacisnęła dłonie w pięści i podeszła do Amy. - Myślałam, że się wspieramy, a nie obwiniamy! Chcesz ze mnie zrobić potwora? Przypominam, że to ty zamknęłaś mi drzwi przed nosem, podczas ucieczki przed tym zjebanym mordercą...

- A ty zostawiłaś mnie z nim sam na sam! Jesteśmy kwita!

- Pewnie zrobiłabyś to samo! Ta dziewczyna może zginąć! I zginie, jeśli nic nie zrobię. Wiesz to. Obie to wiemy!

- Niech sobie ginie. Nawet jej nie znam. Nie zamierzam narażać własnego życia, żeby ratować cudze. Zwłaszcza jeśli chodzi o życie nieznajomego!

- Czyli nie chcesz dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi? Super! Zajebiście!

- Ja zamierzam przetrwać tę walkę. I zrobię wszystko, żeby to zrobić! - Amy zagroziła Olivii palcem wskazującym. - Mała rada, Olivio... Martw się o swoje dupsko, bo mało kto ma takie dobre serce jak ty, żeby przybiec ci z pomocą w takiej sytuacji. Pewnie większość prędzej by się zesrała, niżeli uratowała cię przed szponami tego psychopaty.

Olivia zamarła. Właśnie sobie uświadomiła, że nie kłóciła się z Amy o to, która z dziewczyn pomaluje sobie jako pierwsza usta nową szminką mamy jednej z nich, ani która siądzie od strony okna w autokarze na wycieczce szkolnej. Ta kłótnia była poważna i, przede wszystkim, prawdziwa. Postawiła przyjaźń dziewczyn na włosku, który powoli zaczął się uginać pod ciężarem tych wszystkich okropnych zarzutów. Obie czuły, że od zakończenia ich relacji dzielił je tylko jeden...

- Wiesz co? Gdyby nie było cię wtedy ze mną w domu Jacka i gdybym została zaatakowana, teraz, po tym co dzisiaj od ciebie usłyszałam, nie zdziwiłabym się gdyby za maską tego mordercy, kryła się twoja twarz. - Olivia poczuła jak do oczu napływają jej łzy.

- Mam nadzieję, że nie dożyjesz do tego momentu. - Amy odkręciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną stronę od domu ciotki Olivii. Jej, już dawna, przyjaciółka patrzyła na nią bez słowa, starając się wyszukać prawidłowego znaczenia słów wypowiedzianych przez blondynkę. - Aha. Dam ci jeszcze jedną radę... Nie rycz, bo wrażliwe przeważnie giną tuż przed wielkim finałem - rzuciła na odchodne i zniknęła wśród drzew pozostawiając Olivię samą na pustej drodze.

- Ty suko - szepnęła nastolatka i złapała się za głowę. Próbowała powstrzymać łzy, ale nie potrafiła. Czuła jak płyną jej po policzkach. Nagle w jej głowie narodziło się pytanie. Skąd Amy wiedziała, że Olivia nie chciała wysłuchać Emily wcześniej? Przecież chyba jej o tym nie wspominała... Czy ona naprawdę mogła być mordercą? Jej przyjaciółka z dzieciństwa miałaby być tym całym botem? Jakiś szelest wśród drzew wyrwał Olivię z zamyślenia. Dziewczyna podskoczyła ze strachu. Czuła się teraz obserwowana. Jej serce zaczęło szybciej bić. Wiedziała, że wzięcie kilka głębokich wdechów jej nie pomoże, ale wzięcie nóg za pas... Dziewczyna tylko odliczała sekundy do bycia zaatakowaną. Rzuciła się w stronę domu ciotki. Biegła bardzo szybko. Starała się nie zatrzymywać. Od schronienia dzieliło ją tylko 120 metrów. 100... 80... 40... 23... 10... W końcu wbiegła na ganek i odkręciła się w stronę drogi. Nikt za nią nie biegł. Może jednak niepotrzebnie spanikowała. Może to było tylko jakieś zwierzę albo wiatr? Żaden morderca. Olivia skarciła się w myślach i zapukała do drzwi. Odczekała jakiś czas, ale nikt jej nie otwierał. Zapukała jeszcze raz. Wciąż nie zapowiadało się na to, że ktoś jej otworzy. Po trzeciej nieudanej próbie chwyciła za klamkę i sama weszła do domu. Ładnie ułożone na półce buty wskazywały na to, że ciocia Mary znajdowała się gdzieś w środku.

- Ciociu, to ja! Przyszłam cię odwiedzić! Wiem, że jesteś w domu, ale gdzie...

Nagle z kieszeni Olivii wydobył się jakiś dźwięk. Nastolatka sięgnęła do niej i wyciągnęła mały telefon z klawiaturą, który Ellen dała jej, każąc zostawić swojego smartphone'a u niej w biurku przed wyjściem z Amy. Wiadomość była właśnie od Ellen, która napisała Olivii, że zdobyła w szpitalu ciekawe informacje odnośnie wypadku Emily. Chciała spotkać się z nią u niej w mieszkaniu za pół godziny. Olivia napisała krótkie: "okej." i weszła do salonu. Radio stojące na komodzie grało piosenkę It's Raining Men. Olivia nigdy jej nie lubiła i uważała, że tekst nie ma sensu. W dodatku teraz, przy trzeszczącym radiu, muzyka wydawała się złowieszcza i przerażająca.

- Ciociu? - zawołała ponownie Olivia. Czuła jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Wyobraziła sobie teraz, że została uwięziona w horrorze, a dom w którym właśnie się znajdowała jest nawiedzony przez złe dusze. Jednak niepotrzebnie kłóciła się z Amy. Gdyby były we dwie, na pewno by się tak nie bała. Podłoga na piętrze zakrzypiała. Olivia poczuła, jak ciarki przechodzą jej po plecach. To musiała być jej ciotka. Może słuchała właśnie muzyki na słuchawkach i nie słyszała wołania? Olivia ruszyła w stronę schodów. Starała się zachowywać w miarę cicho i już nie krzyczeć - tak na wszelki wypadek. Piętro trochę się zmieniło od ostatniego pobytu Olivii w tym domu; zniknęła wielka doniczka z bambusem, a jej miejsce zastąpiła mała szafka, zmienił się żyrandol oraz nie było już tego brzydkiego czerwonego dywanu rozłożonego przez całą długość korytarza. Teraz piętro prezentowało się ładniej, przynajmniej według Olivii. Drzwi do sypialni były otwarte. Dziewczyna weszła do pomieszczenia. Nikogo nie było w środku. Laptop leżący na łóżku był uchylony. Olivia podeszła do niego i poruszała myszką. Przeglądarka Google mówiła, że ostatnio wyszukanym hasłem było, a raczej była "Hannah Paige". Po co ciotka Mary szukała na jej temat informacji? Przecież Hannah została zamordowana. Była jedną z pierwszych ofiar FRIEND-BOTa. Olivia zamknęła laptopa i już miała skierować się do wyjścia, gdy kątem oka zauważyła dużą kałużę wody pod drzwiami do łazienki. Cofnęła się i podeszła bliżej. Woda miała dziwny kolor. Nie była do końca przezroczysta. Dziewczyna chwyciła za klamkę i przekręciwszy ją, popchnęła drzwi. Zakryła sobie usta dłonią i natychmiast odwróciła wzrok. Ciotka Mary leżała naga w wannie z podciętymi żyłami. Żyletka wbita była w jedną z nich. Usta kobiety były szeroko otwarte, a woda, w której leżała, ciemnoczerwona. Wyglądała tak, jakby tylko udawała martwą i zaraz miała wstać i krzyknąć: "Żartowałam!". Ale to się nie stało. Olivia wyciągnęła telefon z kieszeni i wpisała numer na pogotowie. Zanim wcisnęła zieloną słuchawkę, odkręciła się jeszcze raz w stronę nieżyjącej już ciotki. Nagle ktoś zakrył jej usta dłonią i odciągnął na bok...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top