HANNAH
Środa - 21:00
Hannah biegła tak szybko, jak tylko mogła, rękoma zakrywając głowę, na którą spadały zimne krople deszczu. Cała zdyszana i obolała ledwo stawiała kolejne kroki. Jej ubrania były przemoczone, ale na tkaninie bluzki, przynajmniej w świetle latarni bądź też błysku na niebie, dało się dostrzec czerwone plamy, najprawdopodobniej krwi. Dziewczyna, nie zatrzymując się, obejrzała się za siebie. Dostrzegłszy w oddali cel, ponagliła się w duchu i przyspieszyła. Dom, do którego zmierzała znajdował się coraz bliżej. Kiedy w końcu przedarła się przez ogródek i wbiegła na ganek, zaczęła walić do drzwi, przed którymi się zatrzymała.
— Pomocy! — darła się, co chwilę spoglądając za siebie. — Niech ktoś mi pomoże!
Ktoś odezwał się po drugiej stronie. Hannah zamilkła, próbując zrozumieć słowa, ale ulewa i grzmoty sprawiały, że nie miała pojęcia, czego domownik od niej chciał. W końcu usłyszała szczęk zamka i drzwi otworzyły się. Za nimi stała Samantha, nauczycielka Hannah, a zarazem matka Adama, która nie wierząc własnym oczom, pchnęła je, otwierając na oścież i wpuściła przerażoną uczennicę do środka. Dziewczyna wbiegła do przedsionka i zatrzasnęła drzwi, od razu przekręcając kluczyk i dodatkowo je ryglując. Samantha, nie wiedząc nawet co powiedzieć, stała jak wryta, wyraźnie zdziwiona obecnością nastolatki, od której rzekomo zaczęła się cała ta makabryczna seria morderstw.
— Dziękuję! — Hannah objęła ją w pasie, a na jej twarzy dało się dostrzec ogromną wdzięczność oraz ulgę.
— Hannah? — odezwała się w końcu kobieta, otrząsając się z szoku — Ty żyjesz?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niej niepewnie i wzruszyła ramionami.
— Tak — odpowiedziała — To długa historia.
— Wejdź. — Samantha usunęła się z drogi i wskazała palcem w stronę kuchni. Hannah skinęła głową i ruszyła przed siebie. — Musimy powiadomić policję i twoją mamę — powiedziała, idąc za nastolatką — Całe miasto myśli, że nie żyjesz.
— Całe miasto, cały internet — Hannah przewróciła oczami i pchnęła drzwi do kuchni. Poniekąd czuła zażenowanie, że od razu wszyscy wyszli z założenia, że to jej zwęglone ciało leżało w piekarniku, ale z drugiej strony trudno było ich winić. W końcu to jej dom stał się miejscem zbrodni, a jako że tylko ona i jej przyjaciółka zniknęły nagle tego dnia z życia Honesdale, logicznym było kogo policja okrzyknie zmarłym, a kogo zaginionym.
Hannah usiadła na krześle przy stole w rogu pomieszczenia i położyła głowę na drewnianej płycie. Wciąż ciężko było jej złapać oddech, ale przynajmniej teraz mogła chwilę odpocząć.
— Tak, to prawda — Samantha podeszła do blatu i oparła się o niego plecami. Skierowana w stronę zaskakującego gościa, wyjęła komórkę i już zaczęła wybierać numer, kiedy Hannah uniosła nagle wzrok.
— Proszę jeszcze nie dzwonić — Posłała jej błagalne spojrzenie. — Muszę chwilkę odpocząć.
Samantha zawiesiła na niej wzrok i zamyśliła się przez moment. Dopiero po chwili pokiwała głową i powolnym ruchem położyła telefon na blacie, obok siebie. Jej spojrzenie powędrowało na przemoczone ubrania nastolatki, które jedynie rozmazały czerwoną plamę krwi na tkaninie. Kobieta natychmiast chwyciła ręcznik papierowy i podbiegła do uczennicy.
— Matko jedyna! Jesteś ranna? — spytała, nieudolnie próbując zetrzeć krew papierem.
— Nie — odpowiedziała dziewczyna, czując jak pasmo jej czarnych, mokrych włosów wpada do ust — Nie jest moja.
Dłoń Samanthy, pocierająca brzuch Hannah, zastygła w bezruchu. Kobieta powoli odsunęła się od nastolatki, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem.
— To nie tak! — wyrwała Hannah, wymachując rękami. Zapewne domyśliła się po minie nauczycielki, o co ta może ją podejrzewać — Uciekłam mordercy, kiedy próbował mnie... — przerwała, czując jak łzy napływają jej do oczu.
Samantha odetchnęła z ulgą i podała jej kawałek czystego ręcznika papierowego. Hannah podziękowała i równie nieumiejętnie zaczęła ścierać krew z bluzki. Nauczycielka patrzyła na nią z podziwem, wciąż lekko zdziwiona jej obecnością. Dziewczyna, pomimo swojej konfrontacji z psychopatą, wyglądała na opanowaną. Wykonywała delikatne ruchy, trąc materiał, a jej oddech zdawał się już unormować. Siedziała na krześle przy stole, a z włosów skapywały jej kropelki deszczu, które wraz z nią wdarły się do domu. Podbródek Hannah lekko się trząsł, zapewne z zimna, dlatego na jego widok Samantha oświadczyła, że przyniesie suszarkę, aby dziewczyna mogła się osuszyć.
— Nie trzeba, dziękuję — Nastolatka uśmiechnęła się do niej szczerze i położyła zgnieciony papier na stole. Cała ta sytuacja wyglądała jakoś niezręcznie.
— Wody? Herbaty?
— Poproszę herbatę.
Samantha obróciła się w stronę czajnika i napełniła go wodą z kranu. Postawiwszy urządzenie na gazie, otarła pot z czoła, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że spotkanie z Hannah podświadomie wywoływało w niej stres i podenerwowanie. Zastanawiała się czy wezwanie policji będzie równoznaczne z koniecznością udania się na komisariat w celu złożenia zeznań. Jak zareaguje jej syn, gdy się dowie? Kobieta stuknęła w ekran komórki i spojrzała na godzinę, myśląc czy nie powinna już zawiadomić służb, ale gdy zerknąwszy na siedzącą z boku nastolatkę zobaczyła jej zbłąkane spojrzenie, postanowiła się jeszcze powstrzymać. Hannah podparła się łokciem o stół i położyła zmęczoną głowę na dłoni. Gdy Samantha nie patrzyła, wbijała w nią wzrok, czekając aż zagai temat, który najwidoczniej ciężko jej było rozpocząć. A może wcale jej nie obchodził?
— Wtedy, w poniedziałek, ktoś włamał się do mojego domu — zaczęła sama z siebie, wychodząc z założenia że nie ma co liczyć na nauczycielkę — Byłam przerażona, więc zadzwoniłam do Amber. — Hannah spuściła wzrok, jakby żałowała tej decyzji. — Przyjechała do mnie. W międzyczasie włamywacz mnie znalazł, ale jej pojawienie się chyba zepsuło mu plany. Zabił ją na moich oczach. Byłam przy tym jak... — Hannah zrobiła teatralną przerwę i otarła oczy. — ...siekał ją na kawałki i wkładał do piekarnika.
— O matko. — Samantha upuściła torebkę herbaty na podłogę, nie spodziewając się tego, co usłyszy. — Przepraszam, wezmę nową.
— Nie szkodzi — zapewniła ją Hannah — To było straszne. Do teraz nie wiem, czy powinnam być jej wdzięczna, czy to byłaby przesada. Przecież gdyby nie ona, to pewnie ja znalazłabym się w tym pieprzonym piekarniku. Mój porywacz miał na twarzy maskę, ale po głosie poznałam, że jest mężczyzną. Powiedział, że to z Amber nie było zamierzone i że to ja powinnam być na jej miejscu, ale zapewnił mnie, że znajdzie na mnie jakiś plan — Hannah załkała i zakryła usta dłonią. — Zabrał mnie do auta i przewiózł... gdzieś. Trzymał mnie w jakiejś opuszczonej piwnicy, aż do dzisiaj. Dzisiaj miał być mój "Wielki Dzień". Udało mi się wykorzystać szansę, gdy w wiadomym celu wyprowadził mnie na zewnątrz. Ogłuszyłam go i uciekłam. Biegłam, biegłam, aż trafiłam tutaj. Dom Adama był najbliższym adresem, jaki znałam.
Samantha nie odezwała się słowem. Nawet nie wiedziała, co mogłaby w takiej sytuacji powiedzieć. Pokiwała jedynie głową i podeszła do zlewu. Leżały w nim, co prawda, tylko jeden talerz i nóż do warzyw, ale najwidoczniej była to wystarczająca ilość naczyń, żeby zacząć je zmywać. Kobieta wsadziła korek i nabrała płynu na gąbkę. Hannah zmrużyła oczy, czując że coś jest nie tak.
— Bardzo mi przykro — Samantha posłała jej współczujące spojrzenie. — Nie wyobrażam sobie co czujesz, ale najważniejsze, że teraz jesteś bezpieczna.
Hannah obserwowała, jak przez pół minuty naciera gąbką ten sam talerz.
— Tak, to prawda — odpowiedziała, prostując się na krześle. Samantha zerknęła na telefon leżący na blacie i zamyśliła się na moment. — Wszystko dobrze, pani Reed?
— Tak. Zastanawiam się tylko kiedy wróci Adam. Może powinnam do niego zadzwonić?
— Na pewno jest bezpieczny — pocieszyła ją Hannah.
Ledwie skończywszy wypowiadać ostatnie słowo, wzdrygnęła się, gdy Samantha nagle wyciągnęła nóż ze zlewu i, drżącą dłonią, skierowała ostrze w jej stronę. Przez kilka sekund obie wpatrywały się w siebie w milczeniu.
— Co pani robi? — Hannah odważyła się w końcu zadać to pytanie.
— Jestem nauczycielką. Dobrze wiem, kiedy dzieci kłamią — Samantha, dla bezpieczeństwa, zrobiła krok w tył. — Zwłaszcza ty, Hannah. Ostrzegałam innych, że jesteś niezłą aktorką.
Hannah, zszokowana, jeszcze chwilę popatrzyła na nią z przerażeniem, po czym wzruszyła ramionami i zrobiła znudzoną minę. Uderzyła w stół pięścią i zaklęła głośno.
— Ja pierdolę! Co mnie zdradziło? — spytała, teatralnie pocierając się po podbródku — to, że chowam twarz w dłoniach zanim coś zmyślę? A może przesadziłam z historią?
— Brak logiki cię zdradził — Samantha nie opuszczała noża. Kiedy Hannah wstała z krzesła, warknęła na nią. — Nie ruszaj się!
— Brak logiki? — Dziewczyna pstryknęła palcami i zaśmiała się głośno. — Już wiem! Już wiem! Skoro od pierwszego morderstwa jestem uprowadzona, to skąd mogę wiedzieć, że internet o mnie huczy? Zgadłam?
Samantha nie wierzyła w to, co się właśnie wydarzyło. Kiedy tylko dostrzegła Hannah w drzwiach, miała złe przeczucie, ale zrzuciła to bardziej na szok po tym, że zobaczyła kogoś, kto teoretycznie miał nie żyć. A jednak powinna była jej nie wpuszczać. Wiedziała, że jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli, może winić wyłącznie siebie. W końcu to ona otworzyła drzwi mordercy.
— Teraz rozumiem czemu zabiłaś tę antropolożkę. Stanowiła dla ciebie spore zagrożenie.
— Bingo! — Hannah podskoczyła z podekscytowania i klasnęła w dłonie. Samantha odruchowo zacisnęła nóż jeszcze mocniej. — Prawda jest taka, że to ja poćwiartowałam Amber i wsadziłam ją do tego piekarnika, dopracowując każdy szczegół, żeby ludzie jak najdłużej wierzyli, że to Hannah Paige. Ta suka mogła mnie szybko wydać, dlatego ją zabiłam. Chciałam zwyczajnie zyskać na czasie. Powiem ci, że powinni cię zatrudnić na policji! Rozwikłałabyś tyyyyle zagadek — zaśmiała się.
— Ale czemu zabiłaś też resztę? Co zrobili ci przyjaciele Adama?
Hannah złapała się za skroń dwoma palcami i zgięła wpół, wydając z siebie przeraźliwy jęk bólu. Samantha, rozkojarzona tym, co zrobiła, opuściła broń. W tej samej chwili nastolatka złapała ją za rękę i, chwytając ostrze w dłoń, pociągnęła z całej siły, wyrywając nóż ze zwolnionego uścisku kobiety. Syknęła głośno i spojrzała na rozcięcie, z którego momentalnie zaczęła lecieć krew. Rana zdawała się być dość głęboka. Hannah przełożyła ostrze do zdrowej ręki i wycelowała nim w twarz Samanthy.
— Sama nie wiem — wyznała szczerze — są mega wkurwiający. Zwłaszcza ten twój Adam i Henry, którzy ślinią się na swój widok, ale obaj są pizdami, które, gdyby nie ja, nigdy by się na siebie nie otworzyły. Swoją drogą, nie wiem czy wiesz, ale jesteśmy z Henrym rodziną — dodała, machając nożem w powietrzu. — No, dalszą co prawda, ale to dzięki mnie tu przyjechał i przeze mnie skończy w więzieniu. Na pewno będzie mu tam przyjemnie, jeśli wiesz co mam na myśli — Hannah zaśmiała się dwuznacznie, jakby właśnie opowiedziała jakiś sprośny żart.
Samantha z rozgorączkowaniem zaczęła rozglądać się po kuchni, w poszukiwaniu jakiejkolwiek potencjalnej broni. W myślach przeklinała właśnie swoją schludność, która nakazywała jej trzymać wszystkie naczynia i sztućce w szafkach.
— Z początku miałaś być moim alibi, wiesz? — wznowiła po chwili — Przygotowałam nawet na tę okazję przemówienie, którym miałam sobie zaskarbić twoje zaufanie. Część nawet wygłosiłam, żeby zobaczyć jak wypadnę, ale no, wyszło jak wyszło. Ale nie szkodzi, bo w międzyczasie dowiedziałam się, że twój synalek zdradził ci coś, co miał dusić w sobie aż do grobowej deski. Więc pomyślałam, że wpadnę, żeby dać mu nauczkę.
— Nigdy nie pozwolę ci się dobrać do mojego syna, ty pierdolnięta szmato! — wrzasnęła Samantha, ledwo powstrzymując rzucenie się na nastolatkę z gołymi pięściami.
— Nie powiedziałam do czyjej grobowej deski — odezwała się Hannah i bez zawahania doskoczyła do swojej rozmówczyni, zatapiając ostrze w jej brzuchu. — I nie nazywaj mnie szmatą, szmato.
To było tak szybkie, że Samantha nie zdążyła nawet jakkolwiek zareagować. Wydała z siebie okrzyk i zwinęła się z bólu. Kiedy Hannah przekręciła nóż, który wciąż penetrował jej wnętrzności, odepchnęła ją z całych sił i chwyciła za rączkę od czajnika, który właśnie zaczynał piszczeć. Dziewczyna pokręciła przecząco głową i złapała ją za rękę. Przyłożyła dłoń kobiety do rozgrzanej stali i wsłuchała się w przyjemne, przynajmniej dla niej, syknięcie, jakie wydała topiąca się skóra. Kiedy wymierzyła cios prosto w skroń, Samantha poleciała do tyłu i chwyciła się zlewu, aby nie upaść. Hannah złapała ją za włosy i kilkakrotnie uderzyła twarzą o kant blatu. Z jej nosa zaczęła lecieć krew, a na czole pojawiła się długa, czerwona rysa. Kobieta błagała nastolatkę o to, żeby przestała. Wymamrotała, że ma dość, że nikomu nic nie powie i że Adam potrzebuje matki w swoim życiu. Hannah jednak wiedziała, że mogła ufać tym rzekomym zapewnieniom tak samo, jak i pozostałych ofiar, które zaraz po wypuszczeniu od razu poleciałyby na policję. Takie błagania, a wręcz lament, przyprawiał ją o odrazę. Widząc, że korek wciąż tkwił w zlewie, w którym niemal nie było wody, chwyciła za rączkę od czajnika i przelała jego zawartość do środka. Gorąca para unosiła się nad twarzą Samanthy, która wciąż trzymana za włosy czuła, jakby wypalała jej nozdrza oraz oczy.
— Idę dziś na rekord — odezwała się Hannah pod nosem i do połowy zatopiła głowę ofiary we wrzątku, uważając aby nie zanurzyć w nim własnej dłoni.
Samantha zaczęła wierzgać. Próbowała jakoś uderzyć swojego oprawcę, ale Hannah stała tuż za nią, uniemożliwiając jej dosięgnięcie do siebie. Kiedy próbowała krzyczeć, poczuła jak gorąca woda dostaje jej się do ust, pali dziąsła i język oraz rozgrzewa przełyk. Kiedy dziewczyna przyciągnęła pukiel włosów do siebie, wyciągając nauczycielkę z wody, jej twarz zdawała się rozpuszczać. Na policzkach pojawiły się bąble, które wyglądały jak wijące się robaki, a usta zmieszały się wraz z resztą skóry, stając się niewidoczne. Samantha otworzyła oczy, które wyglądały jakby krwawiły. Na czerwonych gałkach pojawił się obrzęk.
— Proszę — wysapała z siebie nauczycielka, naiwnie wierząc, że morderczyni się nad nią zlituje — Dam ci... Wszystko.
— W takim razie — odezwała się Hannah po chwili namysłu — chcę, żebyś zdechła, dając synowi lekcję, że tajemnic się nie rozpowiada.
— Gorąco mi — Samantha wydała z siebie głośne westchnięcie. Gdyby nie palił ją każdy skrawek skóry na twarzy, na pewno by teraz płakała.
Hannah nachyliła się nad nią.
— Ouuu — poklepała ją na pocieszenie po plecach — Trzeba tak było od razu!
Wiedząc, że ofiara jest już wyzuta z sił, odepchnęła ją na bok. Samantha upadła na podłogę z hukiem, odbiwszy się od niej swoim barkiem, zawyła głośno. Hannah przyłożyła palec wskazujący do ust i uciszyła ją. Podeszła do lodówki i otworzyła drzwiczki. Rozejrzała się po marnej zawartości i szybkim ruchem wyrzuciła ze środka wszystkie szuflady i półki.
— Już robię ci miejsce! — zaśmiała się, zerkając na nauczycielkę, która z zamkniętymi oczami wymachiwała twarzą we wszystkie strony. Przez myśl przeszło jej pytanie, czy przypadkiem nie straciła wzroku. Kiedy już opróżniła lodówkę ze wszystkich owoców, warzyw, jogurtów i serów, podeszła do Samanthy i wzięła ją pod ramię. — No już, wstajemy.
Cała ta scena wyglądała groteskowo. Hannah, niczym dobra przyjaciółka pomagająca wstać drugiej, pijanej i niezdolnej do utrzymania się na własnych nogach, podciągnęła kobietę do góry. Ta bez żadnych obiekcji stanęła, opierając się o nastolatkę, która przyszła ją zabić. Hannah zaprowadziła ją do lodówki i pomogła usadzić w niej nauczycielkę. Samantha, najwidoczniej zupełnie już zrezygnowana, skuliła nogi i położyła głowę na chłodnej ściance, uśmiechając się nieznacznie z ulgą.
— Adam... — szepnęła, nie mając siły na przybranie głośniejszego, bardziej stanowczego tonu — ...proszę, nie rób mu...
— Bez obaw — Hannah ponownie ją poklepała, tym razem po ramieniu. Drugą ręką trzymała drzwi od lodówki — Nic mu nie zrobię.
— Dziękuję — powiedziała kobieta, wyraźnie wdzięczna. — Bardzo ci dziękuję.
— Zajmie się nim ktoś inny — dodała nastolatka, zatrzaskując ofiarę w środku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top