EPILOG 2/2 + ART + PODZIĘKOWANIA

Ellen biegła przed siebie tak szybko jak tylko mogła. Traciła coraz więcej sił z każdym kolejnym krokiem. Scott, z ogromną maczetą trzymaną w prawej dłoni, był tuż za nią. Już prawie ją dogonił, gdy nagle kobieta skręciła w jakiś mniejszy korytarz i wbiegła przez pierwsze lepsze otwarte drzwi. Znalazła się w jakimś ogromnym pomieszczeniu; wszędzie, jak okiem sięgnąć, walały się gruzy i śmieci, a sufit był lekko zapadnięty w kącie. Ellen zwolniła kroku i schowała się za ogromną kolumną. Wzięła kilka głębokich wdechów i powstrzymała odruch wymiotny. Nie wiedziała, czy udało jej się zgubić pościg, czy może Scott zaraz wparuje do środka z zamiarem zmasakrowania wszystkiego, co się rusza. Postanowiła zaryzykować i ruszyła przed siebie. Momentalnie w jej głowie zawitało przerażenie i wyrzuty sumienia. Zostawiła rodzinę w tyle na niemalże pewną śmierć, żeby samej przeżyć. Miała nadzieję, że im również udało się uciec od morderczych szponów Scotta. Chciała po nich wybiec, ale za bardzo się bała. Łzy w jej oczach sprawiły, że Ellen nie zauważyła leżącej przed nią przeszkody. Potknęła się i z impetem uderzyła głową o podłogę. Przez chwilę walczyła z utratą przytomności. Gdy wszystko wskazywało na to, że zaraz zemdleje, obejrzała się za siebie, żeby sprawdzić co było tą całą przeszkodą. A raczej KTO. Bezwładne ciało Marnie leżało wśród gruzów i śmieci; teraz i ona była jednym z nich. Z jej twarzy niewiele zostało; na jej środku ziała ogromna dziura, Ellen ledwo rozpoznała nastolatkę. Oglądanie trupa z bliska otrzeźwiło kobietę na tyle, że odzyskała ona siły, żeby wstać i pobiec się schować. Scott jeszcze jej nie znalazł, ale to pewnie już tylko kwestia czasu. Drzwi do pomieszczenia obok były uchylone. Ellen spojrzała w ich kierunku. W środku dostrzegła jakiś monitor, mikrofon i... kubek, który skądś kojarzyła. Dała go przyjacielowi w prezencie jeszcze wtedy, gdy chodziła z nim do szkoły i zanim okazał się on być psychopatą. Ktoś wszedł do sali, wyrywając Ellen ze świata wspomnień. Kobieta spodziewała się najgorszego. Chciała mieć to już za sobą. Jeszcze parę kroków, a zostanie odkryta, bo kolumna na drugim końcu pomieszczenia przestanie ją zasłaniać, a sama odkryje twarz Scotta żądnego mordu. Jeszcze tylko chwila.

— Ellen, jesteś tam? - krzyknął kobiecy głos. To nie mógł być Scott. To była Amy. Tyle dobrego!

— Tak! — Ellen wychyliła się z "kryjówki".

———

Trochę wcześniej...

— Kurwa mać! Co za chujostwo! — Ethan cisnął odłamaną końcówką klucza w drzwi. Był wściekły. Jak każdy chciał się stąd wydostać i pooddychać świeżym powietrzem, a nie unoszącym się w budynku pyłem i kurzem. Carter położyła mu dłoń na ramieniu. Spojrzał jej prosto w oczy i wziął głęboki wdech. Trochę się uspokoił. Przeprosił matkę Ellen i Cindy za przeklinanie przy jej młodszej córce, po czym usiadł na podłodze i oparł głowę o ścianę. Zamknął oczy i przynajmniej w swojej wyobraźni leżał teraz półnagi na piasku na plaży w Los Angeles wśród swoich przyjaciół ze szkoły... i Carter.

— Musimy coś wymyślić! — krzyknęła Judith. Ellen spojrzała się na nią ze współczuciem i wzruszyła ramionami.

- Ale co? – spytała, kierując wzrok na Amy, która akurat spuściła głowę.

- Może je wyważymy? – zaproponowała Carter.

- Nie damy rady. Nie mamy czym, a poza tym drzwi są zbyt wytrzymałe. – Amy kopnęła leżący na ziemi kamyk, który przeleciał przez pół pomieszczenia i zniknął gdzieś w ciemnym korytarzu, oddalonym od grupy na jakieś dziesięć metrów.

- Cholera jasna! – zaklął George i usiadł na jednym ze schodków. Judith zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.

- Wstawaj! Tego tylko brakuje, żebyś jeszcze wilka dostał!

- Mamo! – wtrąciła się Ellen. – Nikt teraz o tym nie myśli, okej? Tata ma chore plecy, daj mu odpocząć!

- Właśnie – powiedziała Cindy – Lepiej skupmy się na ucieczce.

Nagle z korytarza dało się usłyszeć jakiś szmer. Po chwili kamień, wkopany tam przez Amy, przeleciał nad głowami uwięzionych w budynku osób i ponownie odbijając się od ściany, uderzył nastolatkę w ramię.

- Co jest? – Amy złapała się za obolałe miejsce i potarła je drugą ręką.

Minęła krótka, a jednak dłużąca się dla wszystkich chwila, zanim grupa mogła dostrzec wyłaniające się z cienia twarze. Hannah i Scott. Ktoś zaklął głośno. Oboje trzymali w dłoni zaciśniętą broń; Scott miał długą maczetę, a Hannah dwa toporki.

- UCIEKAJCIE! – krzyknęła Ellen, rzucając się do ucieczki.

- Ellen! – krzyknęła za nią Cindy. Kobieta zatrzymała się i odwróciła w stronę sparaliżowanej strachem rodziny. Podbiegła do nich i chwyciła matkę za rękę. Wszyscy inni się rozdzielili i zniknęli gdzieś w korytarzach.

- Na górę! – wrzasnęła kobieta, wyrywając rodziców z osłupienia. Wszyscy rzucili się na schody. A za nimi pobiegł Scott.

---

Amy i Heather biegły tak szybko, jak tylko mogły. Wolały nie upewniać się, czy ktoś siedział im na ogonie, zanim nie znajdą jakiejś kryjówki. Drzwi po prawej stronie korytarza były zamknięte, ale i w połowie wyłamane.
Amy wcisnęła się w dziurę i przeszła do małego pomieszczenia. Heather dołączyła do niej po chwili. Obie modliły się w duchu, żeby nikt ich nie odnalazł.

- Może zmieniła kierunek na Carter i tego drugiego chłopaka? – wydusiła z siebie Heather. Wzięła głęboki wdech i usiadła na stojącym obok biurku. – Czy my jesteśmy w jakimś gabinecie? – spytała, unosząc w górę plakietkę doktora Hawkinsa, która leżała zaraz obok niej.

- Nie ma tutaj innego wyjścia, więc wolę się nie wychylać i nie upewniać. – Amy usiadła na podłodze i schowała twarz w dłoniach. Zaczęła myśleć o tym, co powinna zrobić. Czuła się dziwnie. Nieswojo. Nagle Heather jęknęła głośno i podwinęła swoją białą, brudną, spódnicę pielęgniarską. Zauważyła zaszyte rozcięcie na swoim udzie. Zakryła sobie usta i stłumiła głośny krzyk. Łzy napłynęły jej do oczu. Więc to tutaj mógł znajdować się klucz mogący ocalić całą grupę. Amy wstała z podłogi i podeszła do kobiety. Zerknęła na jej nogę, z której spływała krew, a potem na jej twarz. Przełknęła ślinę.

- Słabo – rzuciła od niechcenia. – Skoro czujesz ból, to znaczy że znieczulenie przestało działać. Będzie bolało, gdy to rozetnę, ale chyba gra jest warta świeczki, nie sądzisz?

Heather odsunęła się na brzeg biurka i otworzyła szeroko oczy.

- O czym ty mówisz? – spytała lekko przerażona, chociaż i tak znała odpowiedź.

- To zajmie tylko chwilę. Jeśli twój klucz będzie pasował to stąd wyjdziemy i zostaniesz bohaterką. Proszę cię, nie stawiaj oporu!

Heather zeskoczyła z biurka i natychmiast upadła na stertę gruzów i jakichś starych dokumentów. Ból nogi był tak silny, że nie pozwalał jej się podnieść. Na jej nieszczęście. Amy podeszła do niej chwiejnym krokiem i kucnęła tuż obok.

- Nie zrobisz tego! – wrzasnęła Heather, ale blondynka tylko uśmiechnęła się szyderczo i zacisnęła dłoń w pięść.

- To patrz!

Nagle ktoś stanął pod drzwiami i przecisnął głowę przez znajdującą się w nich dziurę. Hannah.

---

- Chyba ich zgubiliśmy. – Carter przytuliła się do Ethana i oparła głowę o jego klatkę piersiową. Czuła, że serce chłopaka wali tak szybko, jakby miało się zaraz wyrwać ze swojego miejsca położenia. Uderzenia z każdą chwilą malały. Oboje mogli teraz na chwilę odetchnąć. – Boję się. - Ethan przełknął ślinę i zamknął oczy. – Nie wiem czego bardziej... Faktu, że mogę zostać zamordowana z zimną krwią przez osobę uznaną za zmarłą, którą znałam tylko z widzenia, czy tego, że klucz w mojej głowie może być tym prawidłowym.

- Wyjdziemy z tego. – Ethan objął dziewczyną w pasie i oparł swój podbródek na jej głowie. – A przynajmniej zadbam o to, żebyś ty z tego wyszła – szepnął jej do ucha i delikatnie musnął ustami jej policzek. Carter cofnęła się o krok i spojrzała chłopakowi prosto w oczy. Poczuła uderzającą w jej ciało falę gorąca, bo dopiero teraz zdała sobie sprawę, że podobała się chłopakowi. Niby on też nie był według niej taki zły, ale jednak to nie było to. Wcześniej trochę o nim myślała, ale szybko uświadomiła sobie, że to nie jest zakochanie, ale po prostu uznanie dla urody Ethana - słowem, był przystojny. Carter przełknęła ślinę i zamknęła oczy.

- Ethan, czy ty coś do mnie czujesz? – spytała prosto z mostu, rumieniąc się przy tym. Chłopak otworzył szeroko oczy i jęknął przeciągle. Zupełnie nie wiedział jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Dopiero po jakiejś chwili przytaknął niepewnie i spuścił głowę, wbijając wzrok w zniszczone buty. – Ja... - Carter zawahała się przez chwilę. Nie chciała mu sprawiać przykrości, ale i robić złudnej nadziei. - Niestety do ciebie nic nie czuję. To znaczy, teraz jesteś dla mnie ważny, ale nie tak, jak ja dla ciebie. Chyba. Po prostu uważam cię za przyjaciela, z którym wiele przeszłam, okej? – dodała, żeby zapobiec niezręcznej ciszy. Ethan kiwnął głową i zaśmiał się pod nosem.

- Na co ja liczyłem? Wiecznie nieszczęśliwy w sprawach sercowych Ethan upolował sobie właśnie kolejną ofiarę! – krzyknął z udawanym podekscytowaniem. – Wiesz, aż do teraz myślałem, że jednak coś jest na rzeczy i w końcu mi z kimś wyjdzie, ale BUM! NIE, ETHAN, SORRY, TO SIĘ NIE UDA. NIE DZISIAJ!

- Spokojnie – szepnęła Carter i położyła dłoń na ramieniu chłopaka.

- Wiesz, co jest jeszcze gorsze? – Ethan obrócił się do dziewczyny plecami i uniósł głowę.

- Nie. – Carter czuła, jak tętno jej przyspiesza. Zaczynała niepokoić się zachowaniem chłopaka.

- To, że moja głupia siostra przywłaszczyła sobie i temu swojemu głupiemu partnerowi morderstwo, którego dokonałem JA! Kurwa jego pierdolona mać, Bethany należała do mnie, jasne?! – Ethan wydarł się na całe gardło. Carter zamarła. Czy on właśnie wyznał... - Potem, jakby tego było mało, kazała mi zorganizować jakąś pieprzoną imprezę halloweenową tylko po to, żeby torturować na niej dziewczynę, która mi się podoba. Hannah, jesteś zajebista!

- Bardzo śmieszne, Ethan! – powiedziała Carter przez zaciśnięte zęby, ze łzami w oczach. Gdzieś w jej głębi paliło się światełko pełne nadziei na to, że to wszystko jest tylko głupim, w miarę adekwatnym, aczkolwiek niestosownym do sytuacji żartem. – Ale możesz już przestać! Zaczynam się niepokoić.

- I, kurwa, bardzo mnie to teraz cieszy! A mogliśmy być razem. Zabrałbym ten sekret ze sobą do grobu, a ty nawet byś się nie dowiedziała, że jestem nienormalny. Swoją drogą dobrze gram, nie? Odrzuciłaś mnie, Carter, na swoje nieszczęście, bo więcej odrzuceń nie wytrzymam. A jeśli ja ciebie nie będę miał, to nikt nie będzie. Przykro mi!

---

Ellen biegła na prowadzeniu uciekając ze swoją rodziną przed siedzącym im na ogonie Scottem. Nawet nie myślała o odwróceniu się za siebie. Nie miała pojęcia jak daleko w tyle znalazła się jej siostra i rodzice. Niby słyszała ich gdzieś za sobą, ale z każdym krokiem te dźwięki dyszenia i tupania cichły coraz bardziej. Kobieta odwróciła się w końcu za siebie, zatrzymując przy zakręcie i rozejrzała się. Za nią nie było nikogo. Rodzina musiała ją albo zgubić, albo się po prostu zatrzymać, żeby odpocząć. A może Judith dostała zawału z całego tego wysiłku? W końcu miała chore serce, a lekarze mówili, żeby się nie przemęczała. Tak czy inaczej, Ellen nie zamierzała ich wołać, bo zawsze na horrorach krytykowała takie zachowania bohaterów. Przecież tym właśnie sposobem zwabiali oni do siebie nikogo innego, jak mordercę we własnej osobie. Ruszyła dalej, eksplorując korytarze i szukając jakichś otwartych drzwi. Przy okazji łapała głębokie wdechy i wydychała powietrze nosem. Powoli robiło jej się słabo. Z chęcią położyłaby się teraz w swoim wygodnym łóżku i zasnęła na długi czas. O niczym innym nie marzyła. Po krótkiej chwili zaczęło do niej docierać to, że teraz może już być jedyną Trey w swojej rodzinie. Łzy napłynęły jej do oczu. Ellen otarła je natychmiast i uderzyła się w policzek otwartą dłonią.

- Nie czas teraz na to, suko – szepnęła do siebie, próbując pozbyć się wyrzutów sumienia. Na darmo. Pomógł jej w tym dopiero głośny trzask, dochodzący zza zakrętu z którego przybiegła. Odwróciła się gwałtownie, żeby rzucić się do ucieczki, ale Scott stojący teraz przed nią jej to uniemożliwiał. Uśmiechnął się od ucha do ucha i pomachał dawnej przyjaciółce maczetą przed nosem.

- Niespodzianka! – krzyknął i wziął zamach.

---

Dłonie Ethana zaciskały się na szyi Carter, przypartej do ściany, coraz mocniej. Dziewczyna w ogóle nie mogła złapać oddechu. Nawet nie próbowała się już wyrywać.

- Mogłaś wybrać to dobre zakończenie, jednak postanowiłaś ostatecznie wszystko spieprzyć! – Ethan kontynuował swoje przemówienie, jednak nie na tym skupiała się teraz jego kolejna ofiara. Carter, ostatkiem sił, usiłowała wymyślić coś, aby uwolnić się z uścisku jej oprawcy i wykonać atak. Do głowy przyszła jej tylko jedna myśl. Napluła Ethanowi prosto w oczy, a gdy ten odruchowo przetarł je ręką, ugryzła go w tę drugą zaciśniętą na szyi i odepchnęła. Nie zamierzała bawić się z nim w kotka i myszkę, ale od razu przejść do finału, w którym to dobro eliminuje zło. Chwyciła gazrurkę leżącą w kącie, którą wcześniej przyuważyła, i podeszła do Ethana, który powoli stawał na nogi. Kopnęła go w krocze i bez żadnej chwili wytchnienia, wbiła mu trzymany w dłoni przedmiot prosto w przełyk.

- Teraz to ty spieprzyłeś. – Odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia.

---

Heather próbowała wyczołgać się z pomieszczenia. Nie miała siły krzyczeć. Powoli wykrwawiała się na śmierć. Jej obie nogi, odcięte toporkami przez Hannah i Amy, leżały gdzieś rzucone w gabinecie dr.Hawkinsa. Kobieta wystawiła głowę przez dziurę w drzwiach i usiłowała zawołać pomoc, chociaż i tak wiedziała, że dla niej było już za późno.

- Ratun... Dwie psychopatki pró... Odcięły mi... Na pomoc! – próbowała wydobyć z siebie jakiś dźwięk, ale z ust, z których sączyła się krew, wychodził tylko cichy bełkotliwy szept. Nagle zza zakrętu wyłoniła się Carter, która od razu zauważyła kobietę leżącą na podłodze. Zaczęła biec w jej stronę z zamiarem sprawdzenia co się dzieje, ale gdy pielęgniarka wyczołgała się już całkiem z gabinetu, ukazując się w pełni, zatrzymała się i zakryła usta dłonią, powstrzymując odruch wymiotny; spod spódniczki Heather wystawały tylko odcięte w połowie uda. Z jednego z nich sterczała jakaś kość. Carter zaklęła głośno i cofnęła się o krok. Heather patrzyła jej teraz prosto w oczy. Wyglądała jak z najgorszych koszmarów; oprócz braku dolnych kończyn, miała zakrwawioną twarz i była cała blada. Do tego strój pielęgniarki wyglądał, jakby była wyciągnięta żywcem z jakiegoś Silent Hill. Nastolatka wiedziała, że jakakolwiek pomoc kobiecie się nie opłaca, dlatego też stała w miejscu i wpatrywała się w ledwo żywe ciało, z przerażeniem.

- Chyba słyszałam kolejną zabaweczkę! – Głos Hannah rozszedł się po korytarzu. Po chwili razem z Amy wyskoczyły z gabinetu i zaczęły wpatrywać się w Carter. Hannah wręczyła nowej wspólniczce jeden z toporków, a ona dobiła nim leżącą obok Heather ciosem w potylicę, i rzuciła się w stronę bezbronnej nastolatki, która odwróciła się na pięcie i zaczęła uciekać, głośno przeklinając.

- Amy! – wrzasnęła Hannah, wciąż stojąca w tym samym miejscu. – Lepiej zostaw ją mnie, a zajmij się dziennikarką!

---

Jakiś czas później...

Ellen czuła, że zaraz zostanie odkryta przez Scotta. Próbowała coś zrobić, żeby kolumna jej nie odsłoniła, ale niewiele mogła.

- Ellen, jesteś tam? – usłyszała jakiś kobiecy głos. Głos Amy. Tyle dobrego. Momentalnie poczuła się bezpieczniejsza.

- Tak! – Kobieta wstała z podłogi i wyszła z „kryjówki". Amy, wcisnęła toporek za pasek z tyłu spodni i podbiegła do kobiety. Przytuliła ją, sama nie wiedząc czemu dokładnie to robi. Chyba po prostu chciała zgrywać przerażoną i poszkodowaną.

- Myślałam, że cię dorwali – powiedziała nastolatka, zmuszając się do płaczu. – Widziałam zwłoki Heather! To było straszne. Ratowała tyle żyć, a nie potrafiła uratować swojego! Biedna! Czym zasłużyła sobie na tak okrutną śmierć?!

Ellen zerknęła na dziewczynę ze współczuciem i gdy ich spojrzenia się spotkały, posłała jej niepewny uśmiech.

- Widziałaś moją rodzinę? Albo Scotta? – spytała po chwili zastanowienia. Nagle drzwi do sali otworzyły się z impetem i do środka wszedł Scott z Cindy trzymaną za rękę i Judith z przystawioną do jej pleców maczetą.

- Tutaj jesteśmy! Wybacz, że nie przyprowadziłem ojczulka. Stawiał lekki opór, więc sama rozumiesz. Swoją drogą nieźle się trzymał, gdy uderzałem nim o ścianę. Potem coś mu tam pękło i padł na glebę!

Ellen cofnęła się do ściany. Teraz do niej dotarło, czym dokładnie był trzask, który usłyszała w korytarzu. Widząc obraz swojej martwej rodzicielki i młodszej siostry, ponownie zaczęła płakać. Amy podeszła do niej i pogłaskała ją po głowie ze stoickim spokojem, który trochę niepokoił kobietę.

- O proszę, nasza Ellen ma uczucia! Nie wiedziałem, że umiesz płakać! – skomentował Scott, powoli podchodząc do dziewczyn.

- Spokojnie, Ellen. Wkrótce to się skończy. Obiecuję, że nic nie poczujecie. – Amy owinęła kosmyk włosów kobiety wokół swojego palca i mocnym szarpnięciem wyrwała go z głowy. – Albo jeszcze się nad tym zastanowię.

Ellen otworzyła szeroko oczy i odsunęła się od nastolatki na w miarę bezpieczną odległość.

- Jesteś w to wszystko zamieszana, wiedziałam! Zabiłaś Marnie sama, nie stawiała żadnego oporu!

- A i owszem, jestem. A co do tej dziwki, chciałam pomóc wam się stąd wydostać, ale przemiła Hannah wyznała mi, że nikt z nas nie ma w sobie tego dobrego klucza. Jeszcze byście uciekli i wydali ich glinom.

- Właśnie, El. Nie jesteśmy na tyle głupi! – wtrącił się Scott. – Całe szczęście, idzie nam jak z płatka.

- Nie sądzę! – Ellen kopnęła Amy w brzuch i wbiła jej w plecy, skradziony podczas przytulania, toporek. Dziewczyna upadła na podłogę, po czym zaczęła głośno przeklinać i wyzywać kobietę, która pobiegła na drugi koniec pomieszczenia, unikając przecinających powietrze ciosów wydawanych przez maczetę Scotta. Mężczyzna w furii gwałtownym ruchem odciął Judith głowę, która poturlała się prosto pod nogi dziennikarki.

- Ale będziesz miała zajebisty materiał! – Scott zarechotał i chwycił Cindy za podbródek. Westchnął głośno, po czym szybkim sprawnym pociągnięciem, skręcił jej kark. Ellen krzyczała wniebogłosy. Tego nie przemyślała. Bezwładne ciało jej szesnastoletniej siostry runęło na ziemię. – Na pewno spotkali się już z Georgem. Ale do pełnego szczęścia brakuje im tylko jednej osoby. CIEBIE!

Ellen zamknęła oczy. Próbowała pogodzić się ze swoją przegraną. Biła się z myślami, które kazały jej walczyć. Nie chciała już tego. Scott wymachiwał swoją maczetą, zbliżając się do niej niebezpiecznie szybkim krokiem. Gdy już stanął przed nią i uniósł w górę broń, a Ellen kończyła modlitwę do Boga z prośbą o przebaczenie, na sali rozległ się głośny huk spowodowany wystrzałem z broni palnej. Krew obryzgała twarz zszokowanej kobiety, która otworzyła oczy. Scott z dziurą w głowie upadł na ziemię, wypuszczając maczetę z dłoni.

- Co się dzieje? – Ellen spuściła wzrok i złapała się za włosy.

- Policja! Zostaliśmy zawiadomieni o masowym zabójstwie na tej placówce przez jedną z niedoszłych ofiar. Twoja znajoma, Carter, zabiła w samoobronie Hannah Paige i zabrała jej klucze umożliwiając ucieczkę. – Policjant podszedł do Amy i oświetlił jej twarz latarką. – Zabierzemy panie na posterunek. Da pani radę wstać?

- Jasne, że nie! Proszę mi pomóc! Mam w plecach, kurwa, topór!

Policjant schylił się nad Amy, żeby pomóc jej powrócić do pozycji pionowej, a ta wykorzystując okazję, chwyciła kamień leżący na ziemi i ogłuszyła go, zadając nim cios w głowę mężczyzny, który stracił równowagę i upadł na ziemię. Zaczęła iść na czworakach w jego stronę z zamiarem zabrania mu pistoletu i dokończenia dzieła Scotta i Hannah. Ellen siedziała w kącie i mruczała sobie coś pod nosem, więc nikt nie powinien jej w tym przeszkodzić. A jednak. Carter, niczym duch, pojawiła się przed Amy i mierząc w jej głowę pistoletem wyciągniętym z kabury gliniarza, pociągnęła za spust.

- Teraz jesteśmy, kurwa, bezpieczne!

Koniec...

---

Hej wszystkim!

Z góry przepraszam za to, że musieliście tyle czekać.

Zabiorę Wam jeszcze tylko chwilę.

Po pierwsze chciałbym podziękować Wam, moim czytelnikom, którzy mimo licznych przerw między rozdziałami, wytrwali ze mną do końca.

Oprócz tego dziękuję KsiezniczkaSehun za tego tego arta:


Jest cudowny :D

Za korektę i cierpliwość do mnie (XD) dziękuję Viviennesme, a za czytanie mojego opowiadania od samego początku jego istnienia xXLoseYourMindXx oraz OskarFoxx ...


DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA CZAS POŚWIĘCONY NA "APLIKACJĘ", KTÓRA PRZEZ PEWIEN CZAS ZAJMOWAŁA PIERWSZE MIEJSCE W KATEGORII: HORRORY. LICZĘ NA TO, ŻE KOLEJNE MOJE OPOWIADANIA RÓWNIEŻ OSIĄGNĄ TAKI, A NAWET LEPSZY, SUKCES.

WIEM, ŻE ZOSTAWIAM TROCHĘ NIEWIADOMYCH (NP. JAK ZGINĘŁA HANNAH, CO SIĘ STAŁO Z SAMANTHĄ), ALE SPOKOJNIE, MAM CO DO NICH JUŻ PLANY.

A TERAZ PUBLIKUJĘ TEN OSTATNI JUŻ ROZDZIAŁ, I DODAJĘ OPO. DO ZAKOŃCZONYCH! MÓJ PIERWSZY MAŁY SUKCES :D

Dobranoc wszystkim <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top