ELLEN, OLIVIA & AMY
Piątek...
Policja przyjechała niemalże natychmiast. Ellen wpuściwszy funkcjonariuszy do środka, przeszła z nimi do salonu i usiadła na kanapie.
- Jest w kuchni. - Wskazała palcem w stronę pomieszczenia w którym znajdowało się pudełko, a dwóch mężczyzn poszło w tamtą stronę. Trzeci i ostatni został z dziewczynami w salonie. Wyjął jakiś notesik oraz długopis i ziewnął przeciągle nie zakrywając nawet ust dłonią.
- Opowiedzcie mi dokładnie co się stało - poprosił i zdjął skuwkę od długopisu. Olivia spojrzała się na Amy, a Amy spojrzała się na Olivię. Obie wolały milczeć, ale wiedziały, że powinny zacząć mówić jako pierwsze.
- Spałam. Obudziło mnie głośne walenie do drzwi... - zaczęła Ellen. - Przestraszyłam się. Sądzę, że wie pan jak to jest, gdy ktoś dobija się do pańskiego domu o trzeciej w nocy, prawda? Nie spodziewałam się nikogo, więc idąc w stronę źródła hałasu wzięłam pierwszą lepszą rzecz leżącą pod moją ręką, mogącą posłużyć mi za broń.
- Przepraszam, że przerwę, ale co było tą bronią? - Funkcjonariusz nachylił się w stronę Ellen i przygryzł końcówkę od długopisu.
- Metalowa łyżka do butów - mruknęła dziennikarka i z rumieńcem na twarzy spuściła głowę. Policjant zaśmiał się pod nosem i poprosił Ellen o kontynuację.
- Okazało się, że to były tylko dziewczyny. Przez przypadek zraniłam Amy, ale to nie było celowo. - Amy położyła dłoń na ramieniu Ellen i kiwnęła głową ze współczuciem chcąc tym samym przekazać, że nic się nie stało. - Potem zaczęłyśmy rozglądać się po domu w poszukiwaniu czegoś, co mógł zostawić mi morderca.
- Morderca? - Policjant rozsiadł się w fotelu i wznowił pisanie. - Skąd miała pani pewność, że coś zostawił?
- Nie wiem - skłamała dziennikarka i zmierzyła wzrokiem mężczyznę siedzącego na jej fotelu. - Zwykłe przeczucie.
- Więc znalazła pani pudełko w którym znajdowała się głowa pani rodzicielki?
- Tak - wyrwała Olivia zauważając napływające łzy do oczu Ellen, która nie potrafiła już się odezwać. - To znaczy ja je znalazłam.
- Zajrzała pani do środka sama czy jak już wszystkie zebrały się panie w kuchni?
- Ellen je otworzyła. Byłyśmy wszystkie.
- Czy na stole znajdowało się tylko pudełko? Może było tam coś jeszcze?
Amy przełknęła ślinę, Olivia zamyśliła się przez chwilę, a Ellen siedziała w bezruchu ze spuszczoną głową i rękami ułożonymi na kolanach. Olivia już chciała powiedzieć o liście przyłączonym do "prezentu", gdy nagle jej przyjaciółka, Amy, kaszlnęła i zabrała głos.
- Nie. Było tylko pudełko - mruknęła sobie pod nosem i okręciła kosmyk włosów wokół palca.
- No dobrze! - Policjant założył nogę na nogę i już otworzył usta, żeby zadać kolejne pytanie, gdy dwóch pozostałych funkcjonariuszy weszło do salonu. Wyglądali na zdziwionych.
- Panno Trey... - zaczął jeden z nich.
- Po prostu Ellen.
- Ellen... Jakby to wytłumaczyć... Głowa, którą znaleźliśmy w kuchni jest sztuczna.
Dziewczyny otworzyły szeroko oczy i spojrzały się na siebie. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim Ellen zrozumiała przesłanie wiadomości.
- Ale... Jak to? Przecież...
- Ktoś zrobił sobie po prostu z pani żart. Aha! Przy okazji nie widzieliśmy też żadnych śladów włamania. Nasz żartowniś musiał mieć klucze albo od początku siedzieć z panią w tym domu. Dawała pani może kiedyś komuś klucze od swojego domu?
- Nie - krzyknęła Ellen niemalże natychmiast. - Chociaż...
- Chociaż co? - wyrwała Olivia.
- Dorabiałam sobie kiedyś klucze i dałam je Scottowi. Ale to mój przyjaciel, więc wątpię, żeby to był on.
Amy nagle podskoczyła na kanapie i spuściła głowę. Olivia zerknęła na nią z lekkim przerażeniem.
- Zimno mi.
- Proszę w takim razie zadzwonić do pani... Do twojego przyjaciela i załatwić to z nim. Jak już się pani czegoś dowie i zechce go pani wydać to wtedy proszę się zgłosić do nas, na komisariat. Może zapłacić jakąś karę za zakłócanie spokoju, jeśli się pani uprze. Zrozumiano? Nic tu po nas, chłopaki! Wychodzimy!
- Czekajcie! - krzyknęła Amy, ale było już za późno. Stróże prawa byli już za drzwiami i właśnie wsiadali do radiowozu. Dziewczyny z przerażeniem wpatrywały się w okno. Ellen wyjęła z kieszeni komórkę i weszła w kontakty. Zaczęła przewijać je palcem do dołu, aż w końcu udało jej się namierzyć Scotta. Wcisnęła zieloną słuchawkę znajdującą się tuż obok nazwy kontaktu i przyłożyła telefon do ucha. Scott odebrał dopiero po czwartym sygnale.
- Cholera, Ell. Co jest?
- Czy to pudełko jest od ciebie? - spytała dziennikarka prosto z mostu.
- Jakie pudełko?
- To ze sztuczną głową! Czy ty sobie ze mną w coś pogrywasz?
- Naprawdę nie wiem...
- Policja powiedziała, że nie było śladów włamania! Tylko ty miałeś klucze!
- Nie wiem o co chodzi, ale wiesz, że jeśli zostawiłaś otwarte drzwi albo uchylone okno to wtedy policja też powie, że nie było śladów włamania? Przynajmniej tak mi się wydaje... Nieważne, jadę do ciebie! Nie wychodź z domu. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Nie wyjdę. Nie jestem nawet sama. Ale przyjedź.
---
Dochodziła piąta, a Scotta wciąż nie było. Ellen zrobiła wszystkim po kawie. Nie spieszyła się z odebraniem, gdy zadzwonił telefon. Pewnie dziennikarze dzwonili z pytaniami na temat pudełka, o którym się dopiero dowiedzieli, na numer stacjonarny, bo prywatnego nie mieli.
- Halo? - zaczęła Ellen oschle, podnosząc słuchawkę.
- Nie znasz mnie - powiedział jakiś kobiecy głos. Wydawało się, że osoba po drugiej stronie płacze. - Jestem Heather. Przyjaźnię się i pracuję ze Scottem. Przepraszam, że nachodzę cię tak wcześnie. Po prostu... Po prostu wiem, że ty też jesteś jego przyjaciółką i powinnaś wiedzieć. Scott miał wypadek samochodowy i... I nie żyje.
Ellen zamarła. Heather też się już nie odzywała. Pewnie czekała, aż to jej rozmówczyni zabierze głos.
- Jak to... Scott... Nie żyje? - spytała, ale Heather już się rozłączyła.
Olivia otworzyła szeroko oczy, a Amy zerwała się z krzesła. Zahaczając nogą o stół, pchnęła go przez przypadek i wylała swoją kawę. Zanim zaczęła ona skapywać na dywan, pobiegła do kuchni po ścierkę. Wróciła z nią i jakąś zgniecioną w kulkę kartką papieru. Podała ją Olivii, a ta zaczęła ją rozwijać. Ellen nie zwróciła uwagi na Amy sprzątającą rozlaną kawę, tylko na Olivię. Była zszokowana.
- Co tam masz? - spytała.
- "Lepiej nikomu nic nie mówcie. Myślę, że konsekwencje znacie. A uszy i oczy mam wszędzie". Amy, skąd to wzięłaś?
- Leżała w pudełku wśród gazet na których była położona głowa.
Olivia przyjrzała się kartce uważniej.
- Dziwne, że gazety były przesiąknięte sztuczną krwią, a ta kartka nie jest nawet nią poplamiona... - powiedziała bezgłośnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top