AMY

Środa - 13:25

— Może tam nie wchodźmy? — Amy stanęła przed domem Jacka, a jej uwagę przykuły delikatnie uchylone wejściowe drzwi. — Mam złe przeczucie.

Olivia, która jeszcze chwilę temu zdawała się być tą bardziej płochliwą, stanęła obok niej i chwyciła ją za rękę. Amy oderwała się od ziemi i ruszyła ramię w ramię z przyjaciółką, rozglądając się nerwowo po wszystkich oknach widocznych od strony ulicy.

— Tym bardziej musimy tam wejść — Olivia stanęła na pierwszym z czterech schodków prowadzących na werandę, przez którą wchodziło się do domu i odwróciła się w stronę Amy. — Nie mogę spać przez tę całą sprawę z Hannah, Amber i Emily i jeśli to, co ma nam do powiedzenia Jack może to zmienić, to wejdę tam w ciemno. — Jej ton zdawał się być lekko agresywny. — Z tobą czy bez ciebie.

To już nie była ta sama Olivia. Amy teraz to dostrzegła. Zmieniła się przez te wszystkie tragedie, które od dwóch dni przepełniały wszystkich mieszkańców Honesdale grozą. Wiedziała, że przyjaciółka nie miała tak silnej psychiki jak ona, ale nie miała pojęcia w którą stronę pójdzie jej zachowanie, kiedy będzie na wyczerpaniu. Nawet jak się na nią unosiła, Amy i tak kochała Olivię jak prawdziwą przyjaciółkę, a może nawet i siostrę. Skinęła głową ze zrozumieniem i po chwili obie stały już w przedpokoju, w domu Jacka. "Obyś tylko nie odpierdolił niczego głupiego", pomyślała, patrząc jak Olivia pcha uchylone drzwi przed siebie. Weszły do przedpokoju, w którym stało mnóstwo par butów. Większość sportowych należała do Jacka. Amy przypomniała sobie jak wychodziła od niego z imprezy, zaraz po ich pierwszym razie. Oboje czuli się tak niezręcznie, że postanowiła zażartować z ilości jego obuwia. Nie pamiętała co dokładnie wtedy powiedziała, ale ten żart sprawił, że oboje poczuli zażenowanie. Kolejne drzwi, tym razem prowadzące na korytarz, były już zamknięte. Olivia chwyciła za klamkę, ale jeszcze jej nie wcisnęła. Odczekała kilka sekund, jakby najpierw próbowała odpędzić od siebie jakieś czarne myśli.

— Napisał, że czeka w swoim pokoju — powiedziała, choć Amy zdawało się, że bardziej do siebie niż do niej.

Olivia pchnęła drzwi i obie wyszły na korytarz z którego mogły od razu wejść do salonu, pójść prosto, w stronę kuchni, lub schodami do góry. Wybrały trzecią opcję i już po chwili znalazły się na piętrze.

— Jego pokój jest na końcu korytarza po lewej stronie — Olivia spojrzała na Amy, która rozglądała się dookoła, udając, że jest tu pierwszy raz.

Ale prawda była taka, że bywała u Jacka zapewne znacznie częściej niż sama Olivia i zdążyła już poznać jego dom na wylot. Zaczęły nią targać wyrzuty sumienia. Jedyne co ją pocieszało to fakt, że przyjaciółka przynajmniej znała się z rodzicami Jacka. Amy natomiast, z wiadomych przyczyn, bywała u niego wyłącznie pod ich nieobecność. Olivia zapukała do drzwi i, nie czekając na odpowiedź, otworzyła je, wchodząc do środka. Amy szybkim krokiem poszła za nią i po chwili obie już stały w pokoju chłopaka, z którym sypiały. Tyle, że Jacka nie było w środku. Olivia zawołała go kilka razy i dokładnie się rozejrzała, myśląc, że ten próbuje im napędzić stracha. Zerknęła pod kołdrę, łóżko, do szafy i za półściankę za którą Jack lubił się przebierać, ponieważ oddzielała go od reszty pokoju i nikt, kto nagle postanowił do niego wejść, nie musiał oglądać go nago, kiedy się przebierał. Jego mama uwielbiała zaglądać do niego znienacka.

— Gdzie on jest? — Olivia usiadła na łóżku i wyciągnęła komórkę. Wystukała coś na klawiaturze i kliknęła "Wyślij".

Amy oparła się o ścianę i założyła ręce na piersiach.

— Nie wiem, ale mam nadzieję, że to nie jest kolejny głupi żart — syknęła.

Olivia rzuciła komórkę na kołdrę i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. Amy poczuła nagły podmuch gorąca, który buchnął jej prosto w twarz. Przyjaciółka wyglądała, jakby o wszystkim wiedziała i teraz chciała się z nią skonfrontować, na dodatek w pokoju Jacka.

— Czemu jesteś tak na niego cięta?

Amy odetchnęła z ulgą. Nie tego pytania się spodziewała, ale była za nie wdzięczna.

— Po prostu — Amy spojrzała w sufit, nie wiedząc co powiedzieć. Chciała wyznać Olivii prawdę, na którą zasługiwała, jednak w ostatniej chwili stchórzyła. — widzę jak cię traktuje. To chodzący red flag.

— Wcześniej go broniłaś — Olivia wyglądała jakby była w rozterce.

— Teraz już tego nie robię. — Amy wzruszyła ramionami.

Chciała dodać coś jeszcze, kiedy nagle rozległ się jakiś huk. Odgłos doszedł z dolnego piętra. Przyjaciółki podskoczyły. Olivia zerwała się na równe nogi i zaklęła pod nosem. Jej telefon zawibrował. Chwyciła go z kołdry i odblokowała. Po sekundzie przewróciła oczami.

— To Jack — powiedziała, przystępując do czytania wiadomości na głos. — "Jestem w kuchni. Kurwa, przepraszam za hałas, upuściłem galon mleka."

Obie wybuchnęły śmiechem. Jack zawsze narzekał na swoje dziurawe ręce i obie już zdążyły być świadkiem jego wyżaleń i podśmiechujków ze strony Ethana oraz innych znajomych na ten temat. Dziewczyny wyszły z pokoju i udały się schodami na dół, przeklinając Jacka za to, że przez niego niepotrzebnie musiały się wspinać. Kiedy znalazły się już przy kuchni, Olivia, wciąż uśmiechnięta, spojrzała na Amy, licząc na to, że znowu zaczną nabijać się z niezdarności Jacka, jednak na jej twarzy dostrzegła nagłą konsternację, przez co sama spoważniała.

— Coś się stało? — spytała.

Amy spojrzała jej prosto w oczy, nie wiedząc czy dzielić się swoimi rozmyślaniami z przyjaciółką. Nie chciała niepotrzebnie wpędzać jej w zaniepokojenie, zwłaszcza że istniała spora szansa, że znowu nadinterpretowała swoje myśli, ale uznała, że Olivia powinna być gotowa na wszystko zanim otworzy drzwi.

— Tak się zastanawiałam... — zaczęła Amy — skoro Jack słyszał jak wchodzimy to czemu nas nie zawołał?

Amy obserwowała jak Olivia nerwowo przełyka ślinę. Właśnie tego się obawiała. Wpędzenia swojej przyjaciółki w przerażenie. Dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i pchnęła je z impetem, zapewne wychodząc z założenia, że co ma być to będzie. Amy dostrzegła kolejną nową cechę u Olivii. Wcześniej, wystraszona, sama kazałaby jej otworzyć drzwi albo najlepiej wyjść z domu, teraz wyglądało to tak, jakby było jej wszystko jedno. Kiedy dziewczyny wparowały do pomieszczenia, niemal od razu wydały z siebie okrzyk przerażenia. Obie odwróciły wzrok, łapiąc się za usta i żałując, że postanowiły w ogóle tu przyjść. Amy spojrzała na Olivię, widząc w niej narastającą rozpacz i szaleństwo. Tuż przed nimi, w kałuży krwi klęczał Jack. Jego lewa dłoń wyglądała jakby przejechał ją walec. Była cała zdeformowana, jakby na wpół strawiona. Prawa była wsadzona do srebrnej, opryskanej krwią maszynki do mięsa stojącej na stole, przy której wylocie znajdowała się miska z mielonym mięsem. Obok, na talerzyku leżał stos... migdałów? Amy podeszła bliżej i ledwo powstrzymała odruch wymiotny. To nie były migdały, tylko paznokcie. Ktoś musiał je wyrwać Jackowi jeszcze zanim jego ręce wylądowały w maszynce do mięsa. Z klatki piersiowej Jacka wystawały dwa długie noże, które najprawdopodobniej przebiły same serce chłopaka, z którego wciąż sączyła się krew. Amy miała nadzieję, że morderca w pierwszej kolejności go nimi zabił, a dopiero potem wyrwał paznokcie i zmielił ręce, chociaż wiedziała, że była to raczej złudna nadzieja. Kiedy odzyskała już odrobinę trzeźwości umysłu, dostrzegła pewną metaforę ukrytą za tym sposobem zabójstwa. Dwa noże przebijające serce Jacka miały reprezentować ją i Olivię, a zarazem stanowić wiadomość do Amy, która mówi jej, że gdyby między nimi do niczego nigdy nie doszło, chłopak zapewne dalej by żył. Albo przynajmniej nie zostałby tak brutalnie zamordowany. Jako że głowa Jacka była spuszczona w stronę podłogi i podpierała się o podbródek, z początku żadna z dziewczyn nie zauważyła w jakim stanie jest jego twarz. Nos Jacka został zmiażdżony, a na jego miejsce wciśnięto pojedyncze gniazdko elektryczne, które Olivia zawsze nazywała w żartach "ryjkiem świni" - co było kolejną metaforą - a z oczu na zaledwie kilka milimetrów wystawały trzonki łyżeczek do kawy. Pomijając fakt, że całe ciało było skąpane we krwi, zakrwawiona była również niemal cała kuchnia; ściany, zlew, kredensy, a nawet sufit. Kilka krzeseł leżało na podłodze wśród stłuczonego szkła, co oznaczało, że Jack próbował walczyć. Kimkolwiek jednak był jego morderca, wykazał się większą siłą lub sprytem, o co akurat nie było trudno.

— Muszę wyjść — Olivia zatkała sobie nos i ruszyła w stronę wyjścia.

Dopiero na ten widok do nozdrzy Amy doleciał ostry, metaliczny zapach krwi, który przyprawił ją o zawroty głowy. Jeśli i ona zaraz nie wyjdzie, zwymiotuje prosto na podłogę. Wybiegła na korytarz i w drodze do drzwi prowadzących na zewnątrz wyciągnęła telefon, żeby powiadomić policję. Olivia już ciągnęła za klamkę tych do przedpokoju i kiedy do świeżego powietrza zabrakło jej zaledwie kilka kroków, ktoś zagrodził jej drogę. Stojąca przed nią postać ubrana była w czarny, zakrwawiony kombinezon, a na głowie miała różową, futrzastą maskę królika, na której krew była już zaschnięta. Olivia nawet nie zdążyła krzyknąć, kiedy Królik rzucił się na nią bez ostrzeżenia. To było tak nagłe, że Amy zauważyła całą tę scenę dopiero po tym, jak Olivia z hukiem wylądowała na podłodze. Już miała klikać zieloną słuchawkę, żeby połączyć się z numerem alarmowym, ale upadek przyjaciółki odciągnął jej wzrok od telefonu. Kiedy zobaczyła jak morderca unieruchamia Olivię siadając na niej, po czym sięga po coś do kieszeni, natychmiast postanawia zareagować. Amy rzuciła się w stronę oprawcy i wręcz skoczyła na niego, próbując ściągnąć go z przyjaciółki. Po chwili szarpaniny się na podłodze, Amy poczuła jak jakiś ostry odłamek szkła rozcina jej ramię. Dziewczyna zaklęła głośno i wymierzyła cios prosto w klatkę piersiową Królika. Spod maski wydobyło się głośne wzdychnięcie i próba złapania oddechu. Olivia podbiegła do Amy i chwyciła ją za rękę. Dziewczyny pobiegły na górę i z powrotem wbiegły do pokoju Jacka. Amy wierzyła, że jej przyjaciółka ma jakiś plan. Olivia poprosiła ją o pomoc w przeniesieniu komody i po kilku sekundach o wspólnych siłach obie podsunęły ją pod drzwi, barykadując się od środka.

— Co teraz? — Amy patrzyła jak Olivia podchodzi do okna i unosi szybę. Była w szoku, że przyjaciółka zachowywała zimną krew.

Olivia wyjrzała przez okno wychodzące na ulicę i dotknęła płytki dachowej, która się pod nim znajdowała. Nie była mokra, ani wilgotna, więc nie powinna być również śliska. Amy domyśliła się, co przyjaciółka planowała, ponieważ niejednokrotnie słyszała z jej ust historię o tym, że Jack wymykał się tędy w nocy albo do swojej dziewczyny, albo na imprezy z Ethanem, który, swoją drogą, sam często wchodził tędy do przyjaciela, jako że jego rodzice za nim nie przepadali. Z korytarza rozległ się głośny huk, a drzwi prowadzące do pokoju Jacka zatrzęsły się. Zniecierpliwiony i wściekły Królik kopał je z drugiej strony, próbując dostać się do środka. Po kilku takich kopniakach, na drewnie pojawiła się najpierw rysa, z której następnie zaczęła tworzyć się powiększająca się stopniowo dziura. Amy podbiegła do Olivii i spojrzała jej prosto w oczy.

— Wiesz jak wyjść, żeby się nie zabić? — spytała z powagą na twarzy.

Olivia wzruszyła ramionami. "Jej faktycznie jest wszystko obojętne", pomyślała Amy.

— W takim razie pójdę pierwsza i znajdę bezpieczny zeskok — zakomenderowała i wystawiła nogę za okno. Kiedy postawiła ją na dachu, poczuła jak jej stopa powoli zsuwa się po płytkach w dół. — Trzymaj się mnie blisko — dodała i przełożyła resztę ciała przez framugę.

W ostatniej chwili udało jej się złapać równowagę. Amy ruszyła wzdłuż dachu, w stronę ogródka rodziców Jacka. Pamiętała, że było tam sporo krzaków, stąd też do jej głowy wpadł pomysł, że będzie to najlepsze miejsce, żeby zeskoczyć na ziemię. Kiedy znalazła się na zakręcie, obejrzała się za siebie. Musiała mieć pewność, że Olivia jest bezpieczna i dotrzymuje jej kroku. Kiedy jednak przyjaciółki nie było w zasięgu wzroku, Amy odruchowo spojrzała na płot, który znajdował się tuż pod oknem Jacka w celu upewnienia się, że Olivia nie straciła równowagi i nie nabiła się ciałem na metalowa pręty. Całe szczęście jej tam nie zobaczyła.

— Olivia! — Amy, tracąc cierpliwość, ruszyła z powrotem w stronę okna.

Kiedy była już dostatecznie blisko, żeby zajrzeć do wnętrza pokoju Jacka, ujrzała przyjaciółkę stojącą na środku z długim kijem baseballowym w dłoni. Adrenalina musiała robić w tym momencie swoje. Olivia cała trzęsła się ze strachu - a może z wściekłości? - ale nie przeszkadzało jej to, żeby wykonać kontratak. Amy tak zdziwił ten widok, że aż zaniemówiła. Obserwowała, jak przyjaciółka powoli, cichym krokiem zmierza w kierunku drzwi, w których uformowała się już niemała dziura. Co dziwne, nie widziała nikogo po drugiej stronie. Czy to była pułapka? Może Królik przewidział, że dziewczyny postanowią się bronić i próbował podejść je inaczej. Kiedy Olivia znalazła się już przy komodzie, która oddzielała ją od drzwi, w dziurze pojawiła się czyjaś twarz. Niewiele myśląc, zamachnęła się kijem i wymierzyła cios. Osoba po drugiej stronie odskoczyła do tyłu i wpadając na ścianę zaklęła głośno.

— Kurwa!

Amy, obawiając się o bezpieczeństwo Olivii, wparowała przez okno do środka i już po chwili stała tuż przy niej. Obie wolnym, spokojnym ruchem wychyliły głowy zza dziury w drzwiach i, gotowe do ewentualnego ataku, wyjrzały na korytarz. Ich oczom ukazała się znajoma twarz, która również w najwyższej gotowości szła w ich stronę, trzymając jakieś tępe narzędzie w dłoni.

— Kim jesteście? — spytała kobieta, kiedy ich spojrzenia się ze sobą spotkały.

Amy poznawała skądś ten głos.

— Na pewno nie tym, za kogo nas masz — odpowiedziała, kierując wzrok na broń trzymaną przez nią w ręce. — A ty?

— Ellen Trey, lokalne wiadomości — Ellen, widząc, że nastolatki najpewniej nie stwarzają dla niej żadnego zagrożenia, upuściła na podłogę statuetkę, którą znalazła w przedpokoju, i otrzepała swoje ubranie. Podeszła do dziewczyn, które nie dowierzały własnym oczom oraz uszom, i wskazała przez dziurę w drzwiach na komodę. — Przesuniecie to, czy będziemy rozmawiać jak w jakimś więzieniu? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top