ADAM
Środa - 17:48
"Spotkajmy się w parku o 19:30. Nie bierz komórki. NIE MÓW NIKOMU!!!"
Adam od pięciu minut z zamyśleniem wpatrywał się w pomiętą kartkę, leżąc na łóżku w swoim pokoju. Henry nigdy nie uścisnął mu dłoni, dlatego też z początku wydawało mu się to dziwne, kiedy wystawił ją przed szkołą. Z początku chciał go olać i po prostu odejść, zwłaszcza po tym co usłyszał, jednak coś go tknęło. Widząc ulgę na twarzy przyjaciela wiedział już, że dobrze zrobił. Zawsze uważał Henry'ego za sprytnego, dlatego też gdy ten zaczął trząść swoją dłonią podczas uścisku, wiedział gdzie musi skupić swój wzrok. Kiedy pomięta karteczka ukazała się mu na skraju rękawa Henry'ego, Adam rozluźnił uścisk i szybkim ruchem chwycił ją w locie. Zacisnąwszy dłoń, schował ją do kieszeni kurtki, dziękując Bogu w duchu za refleks. Cała ta scena wyglądała tak naturalnie, że nikt, kto stał od nich dalej niż metr, nie mógł zauważyć, co naprawdę się wydarzyło.
Adam co raz czytał wiadomość, zastanawiając się w jakim tonie została napisana. Czy Henry chciał mu wyznać coś ważnego? A może dać oficjalnego kosza, bo nie wypadało mu tego robić przed szkołą między zajęciami? A może chodziło o coś zupełnie innego? Pierwszą myślą Adama było to, że chłopak chce go zamordować w jakimś odosobnionym miejscu, stąd też napisał, żeby nie brał telefonu. Oczywiście, szybko wyrzucił ten scenariusz z głowy, obwiniając o niego wpływa Ethana i Jeremy'ego. Henry nie był mordercą i Adam mógłby nawet zaryzykować spotkanie z nim, żeby to udowodnić. I to właśnie planował zrobić. Chwycił komórkę leżącą na biurku przy łóżku i wybrał numer do chłopaka. Zastanowił się jeszcze kilka długich sekund, czy na pewno powinien kliknąć zieloną słuchawkę, a gdy już stwierdził, że inaczej może tego żałować do końca życia, przyłożył telefon do ucha. Rozległ się jeden sygnał, który trwał w nieskończoność. Za nim kolejny. I jeszcze jeden. Adam złapał się na tym, że ze stresu przygryzał paznokcie u dłoni. W końcu odezwał się czyjś głos. "Tu poczta głosowa, nagraj wiadomość". Adam poczuł nieprzyjemny dreszcz i odłożył komórkę z powrotem na biurko. Zaczął ogarniać go stres, ponieważ Henry pierwszy raz w życiu nie odebrał od niego telefonu. Zmartwiony tym, że coś stało się jego przyjacielowi, schował twarz w dłoniach, wzdychając głośno, jakby miał się zaraz popłakać.
Kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi, Adam zgniótł kartkę i schował ją do kieszeni spodni. Zanim jeszcze zdążył odpowiedzieć, do jego pokoju weszła matka, uśmiechając się niepewnie.
— Można? — spytała Samantha, widząc niepokój na twarzy syna.
— Skoro i tak już weszłaś... — Adam westchnął teatralnie, po czym uśmiechnął się do niej i usiadł na łóżku, klepiąc siedzenie obok siebie.
Samantha zajęła miejsce przy synu i zmierzyła go przejętym spojrzeniem. Adam czuł, że zanosi się na niezręczną rozmowę. Wyprostował się i zwrócił twarz ku matce, potakując głową na znak, że cokolwiek miała w planach powiedzieć, może śmiało walić.
— Doszły mnie słuchy — zaczęła matka, drapiąc się po podbródku — odnośnie zdjęć z pewnej imprezy. Mówię o tej, z której zdjęcia pojawiły się ostatnio w sieci. — Samantha spojrzała na reakcję Adama, który niemal od razu poczerwieniał na twarzy — Ludzie snują swoje teorie, ale chciałabym najpierw spytać ciebie czy coś się na niej wydarzyło?
Adam milczał przez moment, nie wiedząc co powinien na to odpowiedzieć. Z jednej strony ufał matce i sam niejednokrotnie chciał jej się z tego zwierzyć, ale z drugiej wszyscy obiecali sobie nigdy nikomu nie mówić o tym, co stało się w marcu u Jeremy'ego. To miała być ich tajemnica do grobowej deski. I jeśli nikt nie złapie mordercy, to dosyć szybko będą mogli ją pochować wraz ze sobą. Samantha wzrokiem wierciła dziurę w Adamie, który z nerwów zaczął się wiercić.
— Chodzi ci o to, że była z nami Hannah i Amber? — spytał ze złudną nadzieją, że faktycznie o to chodziło matce. Ta jednak w odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
— Bardziej chodzi mi o to, co zrobiliście tamtej nocy — odpowiedziała cmokając — Wiesz że możesz mi zaufać, Adam.
Adam wiedział, ale nie chciał złamać obietnicy danej przyjaciołom. Przynajmniej dopóki nie zobaczył przejęcia na twarzy matki, która ze łzami w oczach wpatrywała się w niego pełnymi żalu i przerażenia oczami. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Chcąc dać upust jej emocjom, pękł.
— Poszliśmy wtedy do opuszczonego domu — zaczął bez zbędnych wprowadzeń i szczegółów — Hannah wpadła na ten pomysł. Z początku nic ciekawego się nie działo, więc postanowiliśmy się rozdzielić. Jeremy został sam. Był pijany i stwierdził, że dobrym pomysłem będzie zapalić papierosa. — Co prawda Adam zdawał sobie sprawę, że nie był to papieros, a skręt, ale uznał że matka nie musiała o tym wiedzieć. — Usłyszeliśmy tylko jego krzyk, że się pali. Okazało się, że wypuścił go z rąk, a jako że podłoga była wyłożona stosami gazet, zajęła się ogniem. Wszyscy uciekliśmy z budynku, a na następny dzień dowiedzieliśmy się z wiadomości, że...
Adam przerwał, czując ogromną gulę w gardle. Poza tym, doskonale wiedział, że Samantha znała resztę historii z lokalnych wiadomości, ponieważ sama ją skomentowała słowami: "Cóż za tragedia! Biedny człowiek!". Bardzo żałował tego, co się wydarzyło. Nie był w stanie wyobrazić sobie, co po dziś dzień musi czuć Jeremy. Mimo że ekipa zdawała się zapomnieć o tym, co zaszło na imprezie, wiadomo było że wszyscy co jakiś czas wracali wspomnieniami do tej feralnej nocy, kiedy to nieumyślnie zamordowali niewinnego człowieka, spalając go żywcem. I nawet tłumaczenie, że nikt nie wiedział o jego obecności w tamtym opuszczonym budynku, nikogo nie usprawiedliwiało i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Już w pierwszej kolejności nie powinni byli tam wchodzić i koniec kropka. Samantha nieświadomie otworzyła usta ze zdziwienia. Chyba do samego końca żywiła nadzieję, że jej syn nie ma nic wspólnego z pożarem. Kiedy po policzkach Adama popłynęła łza, w kobiecie na nowo obudził się instynkt macierzyński. Ramieniem objęła syna, który położył głowę na jej barku, głośno łkając.
— Już dobrze — powiedziała cicho, drugą dłonią obejmując mu twarz.
— Nic nie jest dobrze — wyrzucił z siebie Adam, a w jego głosie dało się usłyszeć przerażenie — Ktoś nas morduje, co jeśli to ma z tym jakiś związek?
Samantha, nie wiedząc co odpowiedzieć, odwróciła wzrok tak, żeby Adam nie mógł dostrzec że i do jej oczu napływają łzy. Atmosfera w pokoju w ciągu zaledwie kilku chwil zrobiła się bardzo smutna.
— Boję się o Henry'ego — załkał chłopak drżącym głosem — Kocham go, a wszyscy myślą, że to on jest... — przerwał, nie potrafiąc dokończyć.
Samantha otworzyła szeroko oczy. Adam również wyrwał się z jej objęć, zapewne zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Kobieta spojrzała na niego i gdy już zapowiadało się, że wybuchnie, bo jakim prawem jej jedyny syn może być gejem, posłała mu ciepły uśmiech.
— Wiedziałam — powiedziała spokojnym głosem i napięcie w pokoju nagle jakby zelżało — Nie sądziłam tylko, że powiesz mi to w takim momencie, ale czekałam, aż się ujawnisz.
Adam nie wiedział, czy to co właśnie powiedziała było stosowne, czy nie i w sumie go to nawet nie obchodziło. Najważniejsze, że dobrze to przyjęła. Adam obiecał sobie, że jeśli jego uczucia do Henry'ego okażą się prawdziwe, powie jej o swojej orientacji, której jeszcze niedawno sam nie był pewny. I jeśli miałby wymienić jedną jedyną korzyść, jaka miałaby płynąć z teorii, że to Henry jest zabójcą, byłoby nią właśnie to, że pomogło mu to dosadnie ulokować jego uczucia względem przyjaciela. Bez wahania potrafił stwierdzić, że kocha Henry'ego. I zapewne kochał go na długo przed tym, jak ten fakt do niego dotarł.
— Nie jesteś zła? — Adam bojąc się spojrzeć matce w oczy, wpatrywał się w plamę na suficie, jednocześnie zastanawiając się skąd się tam wzięła — Ani o tę imprezę, ani o to, że jestem... no wiesz.
— Kochanie — Samantha przysunęła się bliżej syna. — Jeśli o imprezę chodzi to jestem przerażona na myśl o tym, co przez to czujesz, ale zaufaj mi, o nic cię nie obwiniam. Wiem, że gdybyś wiedział, pomógłbyś temu człowiekowi. A jeśli chodzi o Henry'ego to cieszę się, że mi powiedziałeś. I cieszę się, że to akurat Henry. — Pogłaskała go po włosach. — Lubię go i jest tysiąc razy lepszy od wszystkich dziewczyn, które ci się podobały, razem wziętych — zaśmiała się, a Adam odpowiedział jej tym samym — I też nie uważam, żeby był tym, za kogo uważa go twoja grupa.
Adam spojrzał matce prosto w oczy i objął ją czule. Strasznie bał się tej rozmowy, a teraz był sobie wdzięczny, że odważył się poruszyć temat. Sam nie wiedział, czego w sumie się spodziewał. Jego mama zawsze wypowiadała się o Henrym bardzo pochlebnie, znając jego orientację seksualną. Sama zresztą niejednokrotnie zapraszała go na wspólne oglądanie filmów z synem, a raz nawet na kilkudniową wycieczkę nad ocean, której Henry z nieśmiałości odmówił. Adam bardzo wtedy żałował, że nie chciał z nimi jechać. Mimo to, matki niekiedy bywają specyficzne, dlatego też bał się wyjść z szafy w obawie przed tym, że Samantha wyznawała zasadę, jaką wyznaje wielu rodziców, w postaci: "Inni sobie mogą sypiać z kim chcą, ale moje dziecko musi być heteroseksualne". Co prawda nigdy nie sprawiała takiego wrażenia, ale Adam nieraz się już przekonał, że pozory bywają mylące.
— Dziękuję — powiedział, wypuszczając ją z objęć. — Ale musisz wiedzieć, że Henry chyba nie jest mną...
— Zaufaj mi, widzę kiedy ktoś na kogoś leci. Niezależnie od orientacji. — przerwała, zaciskając uniesione w górę palce — Trzymam za was kciuki i mam nadzieję, że niebawem schwytają tego zwyrola, żebyście... Żebyśmy wszyscy mogli w końcu odetchnąć i wrócić do normalnego życia. — Samantha wstała z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia. Stanęła w drzwiach i raz jeszcze zmierzyła syna pełnym nadziei spojrzeniem. — A kiedy to już się stanie, zaproszę chłopaka mojego syna na najbliższy wieczorek filmowy — dodała, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi. Po chwili, do uszu Adama doleciało kolejne zdanie, którego wolałby nie usłyszeć. — I nie myśl sobie, że skoro nie może zajść w ciążę to ominie was pogadanka o seksie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top