Akt IV - My Pearl, Please Forgive Me

Z dedykacją dla mojej Muzy
Ayashee11 💜

Enjoy reading, My Pearls 🕊️🤍

Taehyung rozchylił powieki wyrwany z głębokiego, lecz krótkiego snu. Niechętnie podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając zaspane oczy. Rozejrzał się zamglonym wzrokiem po świątyni, która pogrążona była w mroku i przejmującej ciszy. Chłód panujący w jej murach przenikał go do szpiku kości, pokrywając jego nagie ciało gęsią skórką. Sięgnął po biały materiał, leżący u jego stóp, i pociągnął za niego chcąc okryć nim swoje zmarznięte ramiona, jednak ten ani drgnął. Młodzieniec przeniósł swoje spojrzenie w bok i dostrzegł, że tym co przytrzymywało tkaninę w miejscu było muskularne, nagie ciało śpiącego spartanina.

Mężczyzna spał na brzuchu z głową zwróconą w stronę Perły, którą miał ułożoną na swoim silnym ramieniu. Na jego ustach widniał delikatny uśmiech wywołany marzeniem sennym, a długie czarne włosy opadały na jego zamknięte oczy. Wyglądał tak spokojnie, że Taehyung nie miał serca wyrwać go z krainy, do której zabrał go Morfeusz. Postanowił dać mu jeszcze pospać i wyjść przed świątynię, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nim to zrobił przysunął się do niego i, wyciągając dłoń w jego stronę, odgarnął mu włosy z twarzy, zakładając je za ucho. Westchnął rozmarzony, podziwiając piękno swojego wojownika, i pochylił się, by złożyć czuły pocałunek na jego ustach. Ciepło, które poczuł na swoich drżących wargach, zalało jego wyrywające się z piersi serce, rozgrzewając zmarznięte mięśnie. Przeniósł swoją dłoń na plecy Jeongguka i, wciskając opuszki palców w każde najmniejsze wgłębienie, zaczął badać ich fakturę. Zjechał do jędrnych pośladków i zacisnął dłoń na jednym z nich, przez chwilę go masując, by następnie sięgnąć po skotłowany między jego nogami materiał i okryć jego ciało. Ucałował jego skroń, po czym z ciężkim westchnieniem podniósł się, biorąc w dłonie tkaninę, na której leżał. Narzucił ją na swoje ramiona, na których wciąż wisiały sznury pereł zdobiące jego tors. Okrył się nią szczelnie i ruszył w stronę wyjścia ze świątyni, po chwili opuszczając jej mury.

Na dworze świt malował niebo różowo-pomarańczowymi refleksami, czekając aż słońce pojawi się na horyzoncie. Było rześko, a w powietrzu wciąż unosił się zapach deszczu pozostawiony po nocnej burzy. Łagodny wietrzyk, zesłany przez Zefira, rozwiewał kręcone włosy Taehyunga, przypominając mu o zbliżającym się przypływie. Jednak młodzieniec wciąż stał u szczytu schodów prowadzących do świątyni bogini miłości. Wpatrzony był w słońce, które nieśmiało budziło się ze snu, oświetlając jego piękne lico. Przymknął oczy z przyjemności, którą dawały mu promienie gładzące jego policzki, i odetchnął głęboko. Pierwszy raz nie musiał biec w stronę wschodniej części muru, by przeskoczyć przez niego i udać się do Koryntu, by choć przez chwilę móc popatrzeć na obiekt swoich westchnień. Miał go na wyciągnięcie ręki, w ich słodkim gniazdku, otulonego białym materiałem, który wciąż pachniał ich rozgrzanymi ciałami. Na wspomnienie ich zbliżenia policzki młodzieńca pokryły się gorącym rumieńcem, serce zaczęło szybko bić, a dół brzucha napiął się z podniecenia.

Chciał patrzeć w ciemne oczy spartanina, którego silne dłonie będą zaciskać się na jego pełnych biodrach. Chciał słyszeć słowa uwielbienia, kiedy miękkie wargi wojownika będą przesuwać się po jego skórze. Chciał czuć jak twardy penis Jeongguka przeciska się przez ciasne ścianki jego wnętrza, by ponownie zabrać go do bram raju. Chciał trwać w jego ramionach i oddawać mu się do końca świata, kochając go ponad wszystko.

Jego pragnienia szybko rozwiały wypowiedziane kilka godzin temu słowa Ifigenii, które teraz huczały w jego głowie, przyprawiając o silny ból w skroniach. Już niebawem miał zostać oddany w łapy tego obleśnego władcy Koryntu, któremu najwyższa kapłanka obiecała jego ciało, by spełniało królewskie zachcianki. Za wszelką cenę chciał uciec od czekającego go przeznaczenia i przez chwilę cieszył się, że odważył się poprosić o pomoc spartanina, który stał po jego stronie, pragnąc dać mu wybawienie. Jednak ta płonna nadzieja uleciała tak szybko jak się pojawiła, bo zdał sobie sprawę, że przez to naraża wojownika na gniew króla, który może na niego wydać wyrok śmierci, a po spędzonej z nim nocy jedynym czego tak naprawdę pragnął było, by jego ukochany był bezpieczny. Jeśli miało to oznaczać, że musiałby być jak najdalej od niego, tracąc upragnioną miłość i szczęście to był gotów na to poświęcenie.

Podjął decyzję, kiedy z warg wojownika uleciały słowa zapewniające o jego miłości...

— Perełko, dlaczego już nie śpisz?

Ciepły głos Jeongguk wyrwał Taehyunga z kłębiących się niczym burzowe chmury myśli, dając odrobinę światła. Wziął głęboki oddech, starając się ukryć ogarniający go smutek i unosząc kąciki ust w górę, odwrócił się w jego stronę. Widok spartanina momentalnie odebrał mu oddech, zatrzymując serce.

Stał nonszalancko oparty o kolumnę. Jego długie czarne włosy okalały przystojną twarzy, na której gościł figlarny uśmieszek. Nagi tors dumnie prezentował wyćwiczone mięśnie, a jedwabiście miękka tkanina wisząca nisko na wąskich biodrach, ukazywała pokryte ciemnymi włoskami podbrzusze, na którym jeszcze było widać ślady ich spełnienia, zakrywając jedynie przyrodzenie wojownika.

— Och — jęknął, zachłannie przesuwając wzrokiem po ciele Jeongguk i zatrzymując go na muskularnych udach. Nie mógł się oprzeć przed ich dotknięciem, więc po chwili zbliżył się do niego i ułożył na nich swoje dłonie, wyciągając je spod materiału, którym był owinięty. — Nie mogłem spać, a nie chciałem burzyć twojego spokojnego snu, wojowniku Aresa — wysapał wprost w jego wargi, patrząc mu głęboko w oczy.

— Powinieneś go zburzyć bym nie musiał budzić się w zimnym łożu bez mojej ukochanej Perełki tuż obok — mruknął, biorąc w swoje dłonie twarz Taehyunga, i zaczął gładzić kciukami jego policzki. — Tęskniłem za tobą — dodał po chwili i pocałował jego rubinowe wargi.

Taehyung oddał pocałunek, przesuwając dłonie w górę ud spartanina, by ostatecznie otoczyć ramionami jego talię i przywrzeć do niego nagim ciałem, którego już nie zakrywał wiszący w zgięciu łokci materiał. Rozchylił wargi i poczuł jak język wojownika wsuwa się do środka, by spleść się z tym jego. Całowali się powoli, ciesząc się swoją bliskością.

— Kocham cię — wyszeptał wojownik, przerywając pocałunek, kiedy zabrakło im powietrza, i puszczając twarzy Perły, wsunął dłonie pod białą tkaninę, odnajdując jej zgrabne pośladki.

— Ja też cię kocham — odpowiedział Taehyung, chowając swój nos w zagłębienie jego szyi, by wciągnąć do płuc zapach jego ciała. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.

Chciał zapamiętać wszystko co dotyczyło jego spartanina, by łatwiej mu było przeżyć rozstanie. Chciał jeszcze raz stać się jego Perłą i by ten ostatni raz on był jego mężczyzną. Ucałował skórę na jego szyi, po czym wyswobodził się z jego ramion. Poprawił biały materiał z powrotem okrywając swoje ciało i chwycił dłoń wojownika.

— Gdzie mnie ciągniesz? — zapytał zaskoczony nagłym ruchem Taehyunga. — Nie uważasz, że najpierw powinniśmy porozmawiać? Przygotować plan ucieczki?

— Najpierw powinniśmy się umyć, więc zabieram cię do łaźni — odpowiedział, posyłając mu zadziorny uśmiech. — Mamy czas na krótką kąpiel póki kapłanki jeszcze śpią, a potem zajmiemy się resztą. Obiecuję.

— Ach, tak? — dopytał, a kiedy usłyszał potwierdzające mruknięcie młodzieńca, splótł ich palce razem i przyspieszył kroku. Po chwili jednak się zatrzymał kompletnie nie wiedząc gdzie ma iść, a jego zdezorientowana mina wywołała gromki śmiech Taehyunga.

— Jesteś uroczy, wojowniku Aresa — powiedział, kiedy opanował napad radości na co spartanin tylko prychnął, wydymając usta.

Młodzieniec szybko ucałował wargi ukochanego i zaprowadził go do jednego z białych budynków, nad którego wejściem znajdowała się wyrzeźbiona postać kobiety trzymającej wazę, z której wylewała się woda. Miała ona oznajmiać, że w murach budowli znajduje się łaźnia. Uchylił drzwi i zajrzał do pomieszczenia. Było w nim ciemno i pusto, więc pchnął drewnianą powierzchnię, pewnie wchodząc do środka. Podszedł do basenu wypełnionego chłodną wodą i, wpatrzony w jego spokojną taflę, pozwolił białej tkaninie zsunąć się z jego ramion, ukazując nagie ciało.

Jeongguk obserwował jego poczynania, wolnym krokiem idąc w jego stronę. Sunął wzrokiem od smukłych ramion, przez wąską talię, zatrzymując go na uwydatnionych dołeczkach nad jędrnymi pośladkami. Przejechał językiem po spierzchniętych wargach, czując jak między jego udami kiełkuje podniecenie. Podszedł do niego i złapał go za pełne biodra, kciuki wciskając w te dwa seksowne punkty. Przyciągnął go do siebie, wtulając się w jego plecy i zanurzając nos w jego kręconych włosach, ucałował skórę na szyi tuż przy uchu.

— Pragnę cię — wyszeptał i zassał się na delikatnej skórze Perły, zostawiając na niej mały czerwony punkcik.

Taehyung zagryzł dolną wargę, by nie jęknąć. Pragnienie poczucia w sobie spartanina przejmowało jego ciało, ale nie chciał się spieszyć mimo, że czas niczym złoty piasek przesypywał mu się przez palce. Chwycił jego prawą dłoni i zaczął nią wyznaczać trasę, zaczynając od swojego płaskiego brzucha pnąc się powoli w górę. Kiedy palce wojownika dotarły na wysokość jego mostka, ścisnął jego dłoń tak, by zdobiące jego tors perły zostały zamknięte w jego pięści, i szarpnął mocno, zrywając ozdobę ze swojego ciała. Białe kuleczki rozsypały się pod ich stopami i potoczyły się wprost do basenu, burząc jego spokojną taflę i znikając w jego głębinach.

— Bądź mój, wojowniku Aresa — wydusił. Ten ostatni raz dodał w myślach i przymknął szafirowe oczy, bojąc się, że za chwilę staną w nich grube, słone łzy.

— Jestem twój w każdej sekundzie naszego ziemskiego życia i będę do ciebie wracał w każdym kolejnym wcieleniu — powiedział.

Młodzieniec poczuł jak pod ciężarem wypowiedzianych słów uginają się jego kolana. Ramiona spartanina, które trzymały go mocno nie pozwoliły mu upaść, ale nie uchroniły jego serca przed rozsypaniem się na milion maleńkich kawałków. Zdusił cisnący się na usta szloch i, biorąc głęboki oddech, odwrócił się w stronę Jeongguka. Spojrzał w jego czarne oczy i dostrzegł w nich bezgraniczną miłość, dokładnie taką samą jaką on do niego żywił.

— Taehyung? Co...

Jeongguk chciał zapytać co się dzieje, bo przez ułamek sekundy dostrzegł w jego pięknych, szafirowych oczach ból, ale nim zdążył wymówić zdanie jego usta zostały zatrzymane przez smukły palec młodzieńca.

— Proszę nie myślmy o tym jeszcze przez tą jedną chwilę... — mruknął błagalnie i, obejmując ramionami jego kark, wpasował się w jego rozchylone usta. Nie pogłębił pocałunku, trwając w objęciach wojownika, ciesząc się jego bliskością i ciepłem jego silnego ciała. Po chwili przesunął swoje usta tuż pod dolną wargę wojownika i ucałował znajdujący się tam malutki pieprzyk. Następnie przejechał językiem po ostrej linii jego szczęki, na koniec łapiąc w zęby płatek jego ucha. W tym samym czasie jego ręce zjeżdżały w dół pleców spartanina, by ostatecznie dotrzeć do jego wąskich bioder, z których szybkim ruchem zerwał oplatający je materiał.

Sapnięcie wyrwało się z ust Jeongguka, kiedy smukłe palce Taehyunga przesunęły się wzdłuż jego penisa, a rubinowe usta zassał skórę na jego szyi. Chwycił go pod udami i uniósł, a zgrabne uda młodzieńca ciasno owinęły się wokół jego bioder. Krzyżując z nim spojrzenie, posłał mu zadziorny uśmiech i skierował się w stronę wejścia do basenu. Zszedł po schodach, zanurzając po pachy ich ciała w przyjemnie chłodnej wodzie, i przycisnął go do jednej ze ścianek.

— Kocham cię — wyszeptał i, nie czekając na jego odpowiedź, połączył ich usta. Złapał w zęby jego dolną wargę i pociągnął ją delikatnie w swoją stronę, wyrywając z gardła Taehyunga jęknięcie. Wykorzystał to, wsuwając język do wnętrza jego rozchylonych ust, by spleść ich języki w namiętnym tańcu. Całował go mocno i szybko jakby świat miał się rozpaść w każdej chwili. Młodzieniec błądził swoimi dłońmi po jego umięśnionym ciele, napierając swoją męskością na przyrodzenie spartanina twardniejące z każdym wypchnięciem jego bioder.

— Jeongguk — wysapał, odrywając się od ust wojownika, i zacisnął dłonie na jego ramionach. Spojrzał w jego płonące z pożądania oczy i dodał: — Usiądź na brzegu basenu.

Spartanin przełknął ciężko ślinę, nie komentując polecenia syna Afrodyty. Odsunął się od niego, pozwalając, by jego nogi zsunęły mu się z bioder i pomógł mu bezpiecznie ustać. Następnie zamienił ich miejscami i oparł dłonie o brzeg basenu, by podciągnąć się na nich i usiąść na zimnej posadzce.

Taehyung z zapartym tchem patrzył na każdy najmniejszy ruch mężczyzny. Jak palcami zaczesuje do tyłu długie, czarne włosy, odsłaniając swoją przystojną twarz. Jak układa dłonie za plecami, by wyeksponować swój umięśniony tors, po którym spływały krople wody, ginąc w ciemnych włoskach na jego podbrzuszu. Jak wbijał w niego intensywny wzrok, przejeżdżając językiem po dolnej wardze, następnie zagryzając się na niej. Drgnął dopiero jak wojownik rozchylił swoje muskularne uda, prezentując w całej okazałości, ociekającego preejakulatem penisa i prowokując go tym, by w końcu go dotknął. Nie musiał długo czekać, bo młodzieniec od razu chwycił go za kolana, jeszcze bardziej rozchylając jego nogi, by mógł swobodnie między nimi stanąć.

— Doprowadzasz mnie do szaleństwa — powiedział wprost w jego usta, patrząc mu głęboko w oczy i sunąc dłońmi w górę jego napiętych ud. Nie uraczył go jednak pocałunkiem, opuszczając swoją głowę tak, by owiać ciepłym oddechem skórę na jego szyi i mocno zassać się na jego grdyce, która niespokojnie się poruszyła, gdy wojownik przełknął ślinę.

— Och, Perełko — jęknął gardłowo, odchylając do tyłu głowę, by dać lepszy dostęp do spragnionej pieszczot skóry.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy moje myśli uciekały w twoją stronę odkąd pojawiłeś się w Koryncie — zaczął, odrywając się od jego grdyki, i sunął ustami w stronę obojczyka, stemplując jego skórę. — Wymykałem się ze świątyni tylko po to, by popatrzeć na mężczyznę, który był dla mnie piękniejszy od Apolla, mężniejszy od Aresa i groźniejszy od Zeusa. By marzyć żeby choć raz poczuć smak jego ust, zapach jego skóry, dotyk jego dłoni — mówił, docierając wargami do jego sterczącego sutka, i przejechał po nim językiem, wciąż mocno zaciskając palce na jego udach.

Westchnienia ulatywały z rozchylonych ust Jeongguka za każdym razem, gdy usta Perły spotykały się z jego rozpalonym, niczym piec w kuźni Hefajstosa, ciałem, a wypowiadane przez nią słowa odbierały mu rozum, prowadząc do szaleństwa ku uciesze Melinoe. Jego muskularne uda zaczęły niekontrolowanie drżeć, kiedy Taehyung z głośnym cmoknięciem oderwał się od ssanego sutka i zaczął gorącym językiem kreślić znaczki na wyrzeźbionych mięśniach jego brzucha. Owinął nogi ciasno wokół bioder młodzieńca, przyciągając go bliżej siebie, i oderwał jedną z dłoni, którą się podpierał, by móc ją wplatać w jego ciemne włosy.

— Och, Tae — jęknął, bo tylko na tyle pozwalała mu obezwładniająca go przyjemność.

— Jeongguk jesteś moim bogiem — powiedział, odrywając się od podbrzusza wojownika, i spojrzał mu głęboko w szeroko otwarte hebanowe oczy. — Jesteś jedynym bogiem, którego pragnę czcić i wielbić do końca mojego nędznego życia — dodał i chwycił go za kark, przyciągając do namiętnego pocałunku. Drugą dłonią odnalazł twardego penisa i zacisnął na nim palce, zataczając kciukiem kółeczka na jego mokrej główce.

— Jedynym bogiem jesteś ty, moja najdroższa Perełko — powiedział, odrywając się od rubinowych warg ukochanego, i oparł głowę o jego czoło. — Najprawdziwszym bogiem miłości i namiętności, więc błagam cię pozwól mi zaznać rozkoszy w twoich ramionach — poprosił, ponownie składając pocałunek na jego ustach.

Wargi Taehyunga wygięły się w zadziornym uśmiechu, a jego szafirowe oczy rozbłysły. Przeniósł dłoń z karku wojownika na jego mostek i delikatnie popchnął go do tyłu, tak by położył się na posadzce, wspierając się na łokciach. Przesunął palcami w dół jego torsu, czując pod opuszkami gładką skórę i twarde, wyrzeźbione mięśnie, by ostatecznie zacisnąć je na prawym biodrze. Pochylił się nad męskością spartanina, po której leniwie przesuwał lewą dłonią i uniósł wzrok. Jeongguk już na niego patrzył, wbijając, spod kurtyny długich rzęs, intensywne spojrzenie hebanowych oczu. Jego oddech był ciężki, a klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie napędzana wyrywającym się sercem. Młodzieniec wysunął język i zwilżył nim spierzchnięte usta, pozostawiając na nich warstwę śliny, a następnie patrząc w oczy wojownika, przesunął językiem po całej długości jego członka.

— O mój boże! — warknął Jeongguk, przymykając oczy z przyjemności, i zacisnął pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni.

Taehyung zlizał z jego nabrzmiałej główki preejakulat, następnie wsunął ją do ust, mocno się na niej zasysając. Przeniósł swoją dłoń z jego męskości na jądra i zaczął je delikatnie ugniatać. Obserwował jak ostra żuchwa spartanina porusza się z każdym wydobytym z gardła jęknięciem, by następnie mocno się zaciskać. Pragnął tym razem dać mu rozkosz jedynie dzięki swoim ustom, więc pomału obniżał głowę, pochłaniając jego długość milimetr po milimetrze i wirując wokół niej językiem.

Jeongguk sapnął podnosząc się do siadu, kiedy żołędzią uderzył w tył gardła młodzieńca, którego nos przejechał po jego spiętym podbrzuszu. Wplątał obie dłonie w jego ciemne loki i, zatracając się w jego niewinnych, szafirowych oczach, wypchnął biodra ponownie zagłębiając się w ciepłym wnętrzu ust.

— Och, Taehyung, jesteś tak cudowny, że już dłużej nie wytrzymam — jęknął, gdy młodzieniec przeniósł swoje dłonie na jego pośladki, mocno wbijając w nie swoje długie palce, i zaczął poruszać swoją głową w górę i dół, dopieszczając językiem jego męskość.

Erotyczny obraz, który miał przed oczami, wyznanie pełnego oddania, które wciąż dźwięczało mu w uszach i zmysłowo poruszające się rubinowe usta, które dawały mu prawdziwą rozkosz w mgnieniu oka zaprowadziły Jeongguka wprost do Elizjum, a wykrzyczane w ekstazie imię ukochanego dotarło do samego Olimpu.

Taehyung przymknął oczy, czując jak ciepła sperma wojownika zalewa całe jego gardło. Przełknął zawartość swoich ust, pozwalając, by jego penis wysunął mu się z ust.

— Och, naprawdę smakujesz lepiej niż ambrozja — odezwał się lekko zachrypniętym głosem, oblizując z zadowoleniem swoją nabrzmiałą, dolną wargę. Wyciągnął dłoń, by kciukiem zebrać spermę, która spłynęła mu po brodzie, ale nim zdążył to zrobić wojownik przyciągnął go do siebie i, zlizując swoje nasienie z jego brody, złączył ich usta.

— Jeongguk, pragnę cię — jęknął wprost w jego usta, oddając każde muśnięcie warg. Po wykonanym felliato był tak wrażliwy i spragnionym dotyku wojownika, że zaczął bezwstydnie ocierać się penisem o jego muskularne udo.

— Taki niecierpliwy — mruknął, ciągnąc go za włosy, w których wciąż miał wplątane palce, i pogłębił pocałunek, wpraszając się do jego ust swoim gorącym językiem.

Młodzieniec oddawał każdy pocałunek wojownika, błądząc dłońmi po jego umięśnionych plecach tak długo aż jego płuca nie zaczęły domagać się tlenu, a do jego uszu nie dotarł alarmujący dźwięk. Oderwał się od jego kuszących ust z głośnym cmoknięciem, przenosząc wzrok w stronę wejścia do łaźni, i zamarł wytrzeszczając oczy w panice. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a w ich progu pojawiła się jedna z kapłanek Afrodyty z naręczem białych, delikatnych tkanin, które na szczęście zasłaniały malujący się przed jej oczami widok.

— Wstrzymaj oddech — szepnął do Jeongguka, z którym na ułamek sekundy skrzyżował spojrzenie, i mocno pociągnął go za biodra, wpadając pod powierzchnię wody, która przez ich nagły ruch wystąpiła z brzegów basenu, zalewając posadzkę.

— Jest tu kto? — zapytała wystraszona dziewczyna, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, a nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi ostrożnie ruszyła w głąb łaźni. Po chwili jej usta opuścił krzyk, gdy tuż przed nią z wody wynurzyła się jakaś postać.

— Wybacz mi, nie chciałem cię przestraszyć — odezwał się Taehyung, odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów, które zasłoniły mu widoczność.

— Och, to ty, synu Afrodyty — powiedziała nieśmiało dziewczyna, skłaniając głowę przed półbogiem i nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości zapytała: — Co tu robisz o tak wczesnej porze?

Taehyung wziął głęboki oddech, starając się wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę i nie dopuścić, by stojąca kilka metrów od niego blondwłosa kapłanka zauważyła spartanina, bo wtedy w mgnieniu oka Ifigenia dowiedziałaby się o ich schadzce, rozpętując prawdziwą wojnę. Ale nie mógł się skupić, czując jak dłonie wojownika sunął po jego udach docierając do jego jędrnych pośladków, które rozchylił, by przejechać palcami po jego pulsującym z pożądania wejściu.

— Ach — jęknął niekontrolowanie i podszedł do brzegu basenu, zaciskając na nim swoje dłonie tym samym przyciskając do ściany schowanego pod wodą Jeongguka, by dać mu do zrozumienia, że to nie najlepsza pora na igranie z ogniem.

— Perło? Coś się stało? — zapytała z niepokojem niewiasta, bacznie przyglądając się młodzieńcowi.

— To nic takiego. Stresuję się dzisiejszym dniem — odpowiedział zgodnie z prawdą, chociaż nie chodziło mu o to o czym zapewne myślała w tym momencie kapłanka. — Nie mogłem spać z tych emocji i teraz mi trochę słabo.

— To twój wielki dzień synu Afrodyty, więc to normalne, że tak się czujesz — zaczęła radośnie dziewczyna, kierując się w stronę kamiennych bloków, by dotrzeć do niewielkiego pomieszczenia, w którym przechowywały czyste togi. — Zaniosę te rzeczy i pomogę ci się odpowiednio wyszykować.

Gdy tylko w nim zniknęła, Taehyung odbił się od brzegu, odsuwając się od zwinnych palców, które bez ustanku drażniły jego wejście, a Jeongguk od razu wynurzył się na powierzchnię. Odgarnął swoje długie włosy do tyłu i posłał ukochanemu wyzywający uśmieszek, zbliżając się do niego. Złapał go w swoje ramiona i zaczął składać pocałunki na szyi.

— Och, Jeongguk, musimy jak najszybciej stąd uciekać — westchnął, ale mimo to odchylił głowę, by wojownik mógł mocniej przylgnąć swoimi wargami do jego mokrej skóry. — Ona tu zaraz wróci i nas przyłapie.

— Mało mnie to obchodzi czy nas przyłapie czy nie, ale jesteś dla mnie najważniejszy, więc chodźmy — powiedział, muskając jego rubinowe wargi, po czym chwycił go za rękę i ostrożnie pomógł mu wyjść z wielkiej wanny.

Podniósł rzucone na posadzkę materiały i podał jeden Taehyungowi, a drugim owinął jego biodra. Młodzieniec uśmiechnął się na ten gest i, przejeżdżając swoimi smukłymi palcami po muskularnych udach swojego wojownika, zakrył jego walory. Następnie skierowali się w stronę wyjścia z łaźni. Jeongguk otworzył drzwi i przepuścił ukochanego, by jako pierwszy ruszył w drogę powrotną do świątyni.

Kiedy Taehyung wyszedł na dziedziniec jego karmelowa skóra zaczęła błyszczeć w promieniach słońca, które odbijały się od maleńkich kropli wody spływających po niej. Poruszał się z gracją, a jego kręcone włosy subtelnie podskakiwały z każdym, kolejnym krokiem. Na rubinowych wargach gościł szeroki uśmiech, któremu towarzyszyła ulatująca z nich słodka melodia.

Jeongguk całą drogę kroczył tuż za nim i wlepiał z uwielbieniem hebanowe oczy w jego zgrabną sylwetkę, a w jego głowie zaświtała pewna myśl opisująca jego piękno.

Syn Afrodyty był pełen wdzięku niczym najprawdziwsza nimfa.

Wojownik nie mógł dłużej wytrzymać trawiącego jego wnętrze pragnienia, więc chwycił młodzieńca za dłoń i, pokonując ostatnią prostą, wbiegł po schodach prowadzących do świątyni. Wpadł do jej zacienionego wnętrza i przycisnął Taehyunga do pierwszej kolumny znajdującej się w naosie, napierając na jego usta swoimi wygłodniałymi wargami.

Taehyung jęknął z zaskoczenia i ogarniającego podniecenia, rozchylając wargi na tyle, by gorący mięsień spartanina wdarł się do wnętrza jego ust, porywając jego język do szaleńczego tańca. Wplątał dłonie w jego długie, czarne włosy i ciągnął za nie za każdym razie, kiedy penis Jeongguk ocierał się o jego przyrodzenie. Rozpływał się pod dotykiem jego dużych, silnych dłoni, które gładziły jego tors, schodząc coraz niżej, by w końcu dotrzeć do upragnionego celu. Wojownik oderwał się od jego ust i, patrząc mu głęboko w szafirowe oczy, ściągnął z jego bioder zbędny materiał, po czym odwrócił go do siebie tyłem.

— Jesteś tak cholernie idealny, że nigdy się tobą nie nasycę — warknął mu do ucha, owiewając je gorącym oddechem, i przywarł swoim torsem do pleców młodzieńca, ocierając się męskością o jego krągłe pośladki.

— Błagam wypełnij mnie, wojowniku Aresa — sapnął, wpychając swój tyłek w jego stronę, by jeszcze lepiej go poczuć. — Tak bardzo cię potrzebuję...

Spartanin uśmiechnął się filuternie, mając na ten moment inne plany, chociaż niczego bardziej nie pragnął niż zatopić swojego penisa w gorącym wnętrzu Taehyunga. Chciał się nim odpowiednio zająć, więc odsunął swoje dzikie żądze na bok i złożył delikatny pocałunek na jego karku, by następnie zacząć swoim językiem wyznaczać trasę wzdłuż jego kręgosłupa.

Gdy wojownik dotarł do dwóch seksownych dołeczków znajdujących się w dole pleców młodzieńca, upadł przed nim na kolana i złapał w dłonie jego jędrne pośladki, mocno je rozchylając. Jego oczom ukazała się różowa dziurka pulsująca w oczekiwaniu, na której bezzwłocznie się zassał. Chwycił go za biodra, by bardziej wypiął się w jego stronę, i przecisnął język przez pierścień jego mięśni.

— Jeongguk-ah!

Krzyk Taehunga rozniósł się po świątyni, a jego paznokcie wbiły się w gładką powierzchnię kolumny, do której przylegał swoją klatką piersiową, i przejechały po niej, zostawiając podłużne ślady. Starał się utrzymać w tej pozycji, ale jego nogi miękły z każdym pchnięciem języka wojownika. Jego penis zalewał się pierwszymi sokami, a on bezwstydnie jęczał, ciesząc uszy spartanina dźwiękami rozkoszy.

Nagle wszystko ustało, a on odetchnął z ulgą, bo gdyby Jeongguk jeszcze ten jeden raz zagłębił się językiem w jego wnętrze, doszedłby niekontrolowanie, zdobiąc kolumnę nie tylko wyżłobieniami po paznokciach, ale też swoją spermą. Wziął kilka głębokich oddechów i odwrócił się, krzyżując wzrok z wciąż klęczącym wojownikiem, którego hebanowe oczy emanowały miłością i pożądaniem. Upadł przed nim, zarzucając ramiona na jego barki, i wpasował się w jego nabrzmiałe wargi.

Spartanin objął go w talii, oddając każdy skradziony pocałunek, i mruknął z przyjemności, czując jak paznokcie Taehyunga znaczą jego skórę czerwonymi pręgami. Był tak cholernie podniecony, że każdy najmniejszy gest pięknego półboga odbierał mu resztki rozumu. Nie mógł już dłużej czekać, pragnął w tym momencie ponownie stać się z nim jednością, więc przeniósł prawą dłoń pod jego uda i dźwignął się z kolan z Perłą w ramionach. Zaniósł ją wprost do ich gniazdka, układając w samym jego środku, i wszedł między jej uda, sunąc po nich dłońmi.

Taehyung uśmiechnął się do niego niewinnie i odszukał pozostawiony między materiałami mały flakonik. Wyciągnął z niego korek i rozlał sobie olejek na dłoń, a do jego nozdrzy dotarł intensywny, lawendowy zapach. Zabezpieczył buteleczkę, odrzucając ją na bok, i zbliżył się do wojownika, który nie spuszczał z niego wzroku. Przygryzł dolną wargę i wziął w swoją dłoń dumnie prezentującego się penisa spartanina, by zacząć nią poruszać w górę i w dół, nawilżając olejkiem całą jego długość.

— Och Taehyung — jęknął, układając dłonie na rumianych policzkach młodzieńca. — To ja miałem zająć się moją najpiękniejszą Perełką.

— Więc czyń swoją powinność, wojowniku Aresa — mruknął z ekscytacji i ucałował jego usta, jeszcze kilka razy przesuwając dłonią po jego członku.

Oczy Jeongguk zapłonęły żywym ogniem. Popchnął Taehyunga, by z powrotem opadł na miękkie posłanie, po czym odwrócił go na brzuch podrywając biodra do góry. Rozsunął szerzej jego nogi, ustawiając się za nim.

— Ach! — krzyknął, czując silne uderzenie na swoim prawym pośladku, i zacisnął palce na materiale, jeszcze bardziej wypinając tyłek w stronę wojownika.

Jeongguk dał mu klapsa w drugi pośladek i pogładził zaczerwienione miejsca, na których było widać ślady jego palców, po czym jedną dłoń zacisnął mocno na jego biodrze, a drugą chwycił swojego twardego penisa i naprowadził go na jego słodkie wejście, wsuwając się do środka w iście odbierającym zmysły powolnym tempie.

Taehyung wygiął plecy w łuk, przyjmując męskość spartanina centymetr po centymetrze, i jęknął przeciągle, kiedy docisnął pośladki do jego podbrzusza. Puścił materiał i, wspierając się na dłoniach, wyprostował ręce. W tym samym momencie Jeongguk złapał go za szyję i, wbijając kciuk i palec wskazujący w jego żuchwę, odchylił jego głowę w swoją stronę, agresywnie wpijając się w jego rubinowe usta. Młodzieniec oderwał dłoń od posłania i owinął swoje ramię wokół karku wojownika, wplątując smukłe palce w jego długie włosy.

— Jesteś tylko mój, synu Afrodyty — warknął, odrywając się na sekundę od jego ust i wycofując lekko biodra, pchnął z całej siły, zatapiając się w jego gorącym, ciasnym wnętrzu.

— Ach, tylko twój, wojowniku Aresa! — krzyknął, gdy główka penisa mocno uderzyła w jego prostatę, aż świątynia zadrżała w posadach.

Jeongguk ponownie złączył ich usta, wciąż trzymając go silnie za szyję, a drugą dłonią wymierzył mu mocnego klapsa, sprawiając, że wargi Taehyunga rozchyliły się. Wykorzystał to bez wahania wsuwając między nie język i splótł go w zmysłowym tańcu z tym należącym do Perły.

Całowali się szybko, mocno wręcz zachłannie. Było tak mokro, że ślina spływała im po brodach i tak gorąco, że ich ciała pokrywały się warstwą potu. Dźwięk, który tworzyli łącząc się ze sobą, odbijał się od ścian budowli i wracał do ich uszu z jękami, które ulatywały z ich warg między pocałunkami, komponując jedyną w swoim rodzaju symfonię.

— Taehyung? Co się dzieje? — Spartanin zapytał, zaprzestając swoich ruchów kiedy poczuł słone łzy na swoich ustach.

— Och, Gguk, nie przerywaj, błagam, tak bardzo cię potrzebuję — zaskomlał, samemu nabijając się na jego penisa.

Chwycił go za udo, zarzucając jego nogę na swoje biodro, a drugą ręką oplótł go w talii i spełnił jego prośbę, wchodząc w niego jeszcze głębiej. Poruszał się płynnie, za każdym razem trafiając w splot mięśni Taehyunga, który obdarowywał go melodią rozkoszy piękniejszą niż zasłyszany na Dionizjach śpiew chóralny. Młodzieniec drżał w ramionach wojownika, nieuchronnie zbliżając się do szczytu. Złapał go za pośladki, wbijając w nie palce, i zaczął nadawać coraz szybsze tempo jego pchnięć.

— Pocałuj mnie — wydusił, próbując dosięgnąć jego ust, a kiedy spartanin przywarł do jego warg, biorąc w swoją dłoń jego spragnionego dotyku członka, doszedł w nią obficie.

— Och, Perełko — jęknął gardłowo, czując jak mięśnie Taehyunga zaciskają się na całej jego długości, i zalał jego wnętrze swoją gorącą spermą.

Jeongguk trzymał ukochanego w swoich ramionach, dociskając jego plecy do swojego umięśnionego torsu tak długo aż jego ciało przestało drżeć po przeżytym orgazmie, a serce uspokoiło swój rytmy, by bić równo z tym należącym do niego. Dopiero wtedy delikatnie wysunął się z jego wnętrza, otarł swe dłonie o materiał, na którym klęczeli, po czym pomógł mu wstać z kolan. Następnie odwrócił go w swoją stronę i odgarnął wilgotne od potu, kręcone włosy, odsłaniając jego piękne szafirowe oczy, w których uwielbiam się zatracać.

— Taehyung... — zaczął niepewnie, biorąc w swoje silne dłonie te smuklejsze, i przystawił je do swoich ust, składając na każdej z nich motyli pocałunek. — Jesteś wszystkim czego potrzebuję w swoim życiu dlatego proszę pozwól mi odwrócić twój los. Ucieknij ze mną, a ja będę cię chronił.

— Obiecujesz? — ledwo wydusił, a w jego oczach znów zabłysły łzy.

— Przyrzekam ci, synu Afrodyty, że będę cię bronić póki w mojej piersi bije serce, które już na zawsze należeć będzie tylko do ciebie —rzekł, pieczętując przysięgę pocałunkiem, po czym uklęknął przed młodzieńcem na jedno kolano, oddając mu należyty szacunek i biorąc w dłoń jeden z miękkich materiałów, wytarł jego ciało.

— Uciekniemy, ale pozwól mi jeszcze przez chwilę nacieszyć się tobą — powiedział, siadając na jego kolanie. Musnął wargi wojownika, obejmując go za kark, i pociągnął go, lądując w samym środku ich słodkiego gniazdka.

— Przecież jeszcze będziemy mieć dużo czasu dla siebie, Perełko — powiedział rozbawiony, patrząc na leżącą pod nim jedyną miłość.

Taehyung nic na to nie odpowiedział tylko oplótł nogi wokół bioder spartanina i przekręcił ich, zamieniając miejscami. Siedział na nim okrakiem, z góry podziwiając piękno swojego wojownika. Jego hebanowe oczy, które błyszczały milionem gwiazd i malinowe usta, na których gościł ciepły uśmiech. Jego długie czarne włosy, szerokie ramiona, wyrzeźbiony tors, wąską talię i te cholernie seksowne, muskularne uda. Wyliczał w myślach, pragnąc zapamiętać na zawsze jego cudowny obraz, by móc wracać do niego wspomnieniami za każdym razem, gdy powieki zakryją jego szafirowe oczy.

— Kocham cię, wojowniku Aresa — wyznał i zaczął się nad nim pochylać, sunąc opuszkami palców po umięśnionym brzuchu, lecz nim dotarł do jego rozchylonych ust, by złożyć na nich pocałunek w świątyni rozległ się rozwścieczony kobiecy głos.

— Jak mogłeś oddać się poplecznikowi tego zadufanego w sobie dupka?!

Taehyung zamarł, patrząc z przerażeniem w oczy Jeongguk, który bez zastanowienia podniósł się do siadu, by zasłonić jego nagie ciało swoim własnym. Wtulił się w niego ufnie, chowając twarz w jego włosach nie chcąc widzieć jak jego najgorsze obawy właśnie stają się rzeczywistością. Dobrze wiedział, że najwyższa kapłanka może w każdej chwili ich nakryć, a on mimo to igrał z Chronosem, kradnąc nieuchronnie mijający czas. Jednak oderwał się od ciepłego torsu spartanina, wychylając się tak by mieć widok na serce świątyni, gdy tylko zdał sobie sprawę, że Ifigenia nie jest właścicielką ociekającego jadem głosu, a on nie ma bladego pojęcia kto zaszczycił ich swoją obecnością.

I, och bogowie, to co ujrzał z wrażenia odebrało mu mowę.

Jego serce zatrzymało się na ułamek sekundy, by zacząć niebezpiecznie obijać się o żebra, ustach rozchyliły w szoku, a palce mocno wbiły się w ramiona wojownika. Jeongguk zaniepokojony jego reakcją ponownie przyciągnął go do siebie, chcąc by czuł się bezpieczny przy jego boku, i dopiero wtedy odwrócił się w stronę centrum świątyni, zauważając emanującą światłem postać.

Była to przepięknej urody kobieta odziana w białą togę z ciągnącym się po ziemi trenem, przeplataną nićmi w odcieniach różu, która przywodziła na myśl różowy marmur. Jej jasne włosy, ozdobione mieniącymi się diamencikami, falami spływały po zgrabnej sylwetce, kończąc się na wysokości pełnych bioder. Usta mimo goszczącego na nich grymasu niezadowolenia były idealnie wykrojone, pełne i różane, ale tym co najbardziej przykuwało wzrok były jej duże, szafirowe oczy dokładnie takie same jak te należące do jej Perły.

— Afrodyta — wydusili w tym samym momencie, nie mając najmniejszych wątpliwości, że w świątyni pojawiała się bogini miłości we własnej osobie. Odsunęli się od siebie, wstając na równe nogi, i w pośpiechu zaczęli szukać swoich porzuconych odzień, by jak najszybciej zakryć nagie ciała przed surowym wzrokiem kobiety.

— Zapytałam cię moja droga Perło, jak mogłaś przyprowadzić pod mój dach wojownika tego pieprzonego drania, który swoją arogancją bije na łeb samego Narcyza? — odezwała się ponownie, gdy na ciałach obu mężczyzn pojawiły się ubrania. Jej głos był przepełniony słodyczą, chociaż brwi wciąż były gniewnie zmarszczone.

Nim Taehyung w ogóle zdążył pomyśleć co mógłby odpowiedzieć bogini, która swoim wzrokiem niemal przeszywała jego duszę, ciszę przeciął kolejny głos tym razem męski i niski, wręcz chropowaty.

— Och, po co tyle uszczypliwości Afrodyto? Złościsz się na nich, a jednak dałaś im skończyć złociutka.

Oczy całej trójki zwróciły się ku postawnemu mężczyźnie, który stał nonszalancko oparty o jedną z kolumn, po prawej stronie posągu bogini, zapewniającego mu osłonę i bezpieczną odległość od tej prawdziwej. Jego usta wyginały się w zadziornym uśmieszku, a w brązowych oczach przeskakiwały psotne iskierki. Ubrany był w bordowy himation, który z lewego ramienia opadał na umięśnioną klatkę piersiową, a biodra oplatał złoty pas, do którego był przypięty miecz, z którym nigdy się nie rozstawał.

— A spartaninowi, o którego jesteś tak wściekła, a może bardziej, by pasowało szaleńczo zazdrosna, pozwoliłaś dojść nawet dwa razy — dodał, prychając w rozbawieniu, i puścił oczko do wspomnianego mężczyzny, który oblał się rumieńcem po same uszy.

Taehyung też zrobił się cały czerwony, ale nie z zawstydzenia tylko ze złości, która powali pełzła pod jego skórą. Chwycił za dłoń swojego ukochanego, który od razu splótł razem ich palce, dodając mu otuchy, i pewnym krokiem zbliżyli się do bogini, która była uważana za jego matkę. Skrzyżował spojrzenia ich identycznych, szafirowych oczu i wydusił przez zaciśnięte zęby, dając ujście swoim negatywnym emocjom.

— Jak śmiesz zjawiać się tu i zakłócać jedyną szczęśliwą chwilę w moim życiu, Afrodyto?

— Zważaj na słowa, moje dziecko — odpowiedziała łagodnie mimo, że nie podobał jej się ton głosu młodzieńca. Pokonała dzielącą ich przestrzeń i wyciągnęła swoją delikatną dłoń, by pogładzić go po policzku. — Po prostu nie chce by on cię skrzywdził tak jak mnie skrzywdził bóg, któremu służy.

— Nie chcesz, żeby mnie skrzywdził? Mężczyzna, który oddał mi swoje serce? Który sprawił, że przez krótką chwilę poczułem się czegoś wart? Który chce mnie chronić przed całym złem tego świata? Odbierasz mi szczęście tylko dlatego, że Ares nie był Ci wierny? — głos Taehyung z każdym pytaniem stawał się głośniejszy, a jego oczy z każdą sekundą stawały się ciemniejsze, zwiastując nadciągającą burzę.

— Nie chcę, żebyś cierpiał — szepnęła jedynie, a jej słowa przelały czarę goryczy Taehyunga, który odtrącił jej dłoń, odsuwając się od niej.

— Skoro nie chcesz, żebym cierpiał to gdzie byłaś jak najwyższa służąca ci kapłanka zaczęła się nade mną znęcać?! Gdzie byłaś jak uderzała mnie w twarz, rozcinając wargę?! Gdzie byłaś jak zamykała mnie w adytonie chociaż wiedziała, że boję się ciemności?! — krzyczał, nie zważając na to, że jego rozmówczynią jest bogini, której należał się szacunek. — I najważniejsze gdzie do cholery byłaś jak sprzedała mnie królowi Koryntu, by zrobić ze mnie jego dziwkę?!

W świątyni zapadła grobowa cisza. Ares wpatrywał się w młodzieńca z ognikami w oczach i zadowolonym uśmiechem czającym się w kącikach ust. Jeongguk napiął wszystkie mięśnie gotowy do ataku, ale jedyne co zrobił to mocniej zacisnął palce na smukłe dłoni ukochanego. A Taehyung stał dumnie wyprostowany, czekając na odpowiedź Afrodyty, która milczała jak zaklęta, wyglądając niemal jak jej własny posąg.

— Tyle razy upadałem na kolana błagając cię, żebyś mi pomogła, ale nie raczyłaś dać nawet najmniejszego znaku, że mnie słyszysz, więc teraz wynoś się stąd i zostaw nas w spokoju! — warknął, wolną dłonią wskazując wyjście ze świątyni, a Ares klasnął w dłonie wielce ukontentowany.

— Kto by pomyślał, że to właśnie twoja Perełka utrze ci nosa — rzucił złośliwie, odpychając się od kolumny, i ruszył wolnym krokiem w stronę byłej kochanki.

— Nikt nie pytał cię o zdanie — odpowiedziała, gromiąc go wzrokiem.

— Widzę, że głos ci wrócił więc z łaski swojej odpowiedz Taehyungowi, który był na tyle odważny i waleczny, by wyrzucić ci twoje błędy prosto w twarz. Aż chciałoby się rzec: moja krew — powiedział, stając u drugiego boku młodzieńca, jakby chciał mu przekazać, że w tej walce będzie po jego stronie.

— Taehyung, moje dziecko, bogowie nie mogą ingerować w życie ludzi... — zwróciła się do młodzieńca, całkowicie ignorując zaczepkę Aresa.

— Och, doprawdy? To co w takim razie tu robisz o wielka Afrodyto? — zapytał, bo nie mógł pojąć, że ingerowała gdy był szczęśliwy, a kiedy działa mu się prawdziwa krzywda w ogóle nie miała zamiaru się zjawić. — I skończ wreszcie z tym dzieckiem, bo nie jestem twoim synem!

— Ale Taehyung...

— Dość! — przerwał jej wypowiedź, sprawiając, że skuliła ramiona i zacisnęła usta w wąska linie. — Nie ma żadnego, ale. Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś moją matką.

— To prawda? — zapytał, przysłuchujący się ich rozmowie Jeongguk. Nie chciał się wtrącać, ani przerwyć, ale tak bardzo nurtowało go to czy Taehyung faktycznie nie jest półbogiem, bo mimo, że został o tym zapewniony to jego intuicja podpowiadała mu zupełnie co innego.

On nie mógł być zwykłym śmiertelnikiem.

Młodzieniec słysząc głos swojego wojownika, przestał wpatrywać się w boginię i przeniósł na niego wzrok. Kiedy ich spojrzenia się spotkały jego twarz przybrała łagodnego wyrazu, ciało się rozluźniło, a serce zalało przyjemne ciepło.

— Kocham cię bez względu na wszystko — zapewnił Jeongguk, dostrzegając niepewność w oczach swojej jedynej miłości i przyciągał go, by ucałować jego rubinowe usta.

W tym samym czasie Ares podszedł do Afrodyty i nachylił się do jej ucha, by wyszeptać.

— Rozumiem twoją zazdrość i żal, bo nawet ślepiec, by dostrzegł, że mój wojownik prawdziwie kocha twoją Perłę, ale nie masz prawa im tego odbierać tylko dlatego, że ja nie mogłem ci tego dać.

Bogini miłości nic nie odpowiedziała na wyznanie boga wojny. Przez chwilę obserwowała jak Jeongguk delikatnie obejmował w talii Taehyunga, który trzymając jego twarz w swoich dłoniach, oddawał jego pocałunki, nie zważając na ich obecność. Jakby byli gdzieś daleko, w swoim własnym świecie. Wiedziała jednak, że Ares miał całkowitą rację, ale nie zamierzała przyznawać tego na głos, łechtając jego i tak wysokie ego. Postanowiła jednak rozwiać wszelkie wątpliwości co do krwi płynącej w żyłach Perły. Odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę pogrążonych w przyjemności mężczyzn i pierwszy raz szczerze się uśmiechnęła, widząc na ich rumianych twarzach zmieszanie, gdy tylko się od siebie odsunęli.

— Och, wybacz droga Afrodyto — odezwał się speszony spartanin, oddając głęboki pokłon bogini. — Aresie — dodał, krzyżując wzrok z mężczyzną, który tylko puścił do niego oczko, uśmiechając się półgębkiem.

— Chcesz wiedzieć wojowniku, jaką tajemnice skrywa Perła, o której w Koryncie krąży legenda? — zapytała chociaż dobrze znała odpowiedź na postawione pytanie.

— Pragnę poznać prawdę o moim ukochanym — odparł, kolejny raz kłaniając się jej, by następnie odnaleźć swoimi hebanowymi oczami te szafirowe, w których był zakochany.

— Pozwól, że ja zacznę Afrodyto — poprosił Taehyung, na chwilę odrywając wzrok od wojownika, by spojrzeć na boginię, która z lekkim uśmiechem skinęła głową. W jej oczach można było dostrzec akceptację, co sprawiło, że cała nagromadzona przez lata złość uleciała z niego jak wypuszczony na wolność gołąb. Wziął głęboki oddech i przymknął oczy.

— Był ciepły, letni wieczór. Słońce zaszło ustępując księżycowi, a miliony gwiazd rozsiały się po bezchmurnym niebie. Nic nie zwiastowało, że może nadejść gwałtowny sztorm — zaczął swoją opowieść, wracając myślami do dnia, w którym to wszystko się zaczęło. — Siedziałem na rufie statku wlepiając oczy w horyzont, co chwilę pocierając je wierzchem dłoni. Z każdą sekundą moje powieki robiły się cięższe, ale zanim Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia usłyszałem ciepły, melodyjny głos: Tutaj jesteś Taehyungie, moja mała Perełko. Nie musiałem otwierać oczu, by dokładnie wiedzieć kim jest kobieta, która tak słodko do mnie mówiła, mimo to uchyliłem powieki i spojrzałem na nią. Przykucnęła przy mnie, odgarniając loki z mojej twarzy, i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd białych zębów. Pomyślałem wtedy, że jest śliczna. Miała ciemnobrązowe, kręcone włosy do ramion i piękne duże oczy w kolorze płynnego miodu, które były tak wyraziste na tle mlecznej skóry. Na czubku nosa miała mały pieprzyk, a jej usta były pełne i rubinowe. Teraz wiem, że jestem do niej łudząco podobny, jedyną różnicą są moje szafirowe oczy...

Przerwał na chwilę, by zaczerpnąć powietrza i zacisnął dłonie na materiale chitonu, by opanować drżenie dłoni. Jeongguk objął go ramieniem i poprowadził do najbliższej ławy, by mógł na niej usiąść. Afrodyta poruszyła się niespokojnie, chcąc jak najszybciej podejść do Perły i sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, ale Ares chwycił ją za przedramię, kręcąc głową, by tego nie robiła. Ostatecznie została na swoim miejscu, pozwalając, by bóg wojny uspokajająco gładził jej plecy i czekała aż Taehyung będzie kontynuować swoją historię.

— Tae, wszystko dobrze? — zapytał z troską w głosie spartanin. Usiadł tuż przy nim i nakrył swoją dużą dłonią tą jego. Taehyung puścił chiton i splótł ich palce.

— Wyciągnęła do mnie swoje dłonie i wzięła mnie na ręce, gdy tylko podniosłem się, by wtulić się w jej ciało. Ułożyłem głowę na jej barku i wdychałem kojący zapach jej ciała zmieszany z nutką lawendy, a ona kołysała mnie w ramionach cicho śpiewając.

Przybądź Hypnosie i ześlij sen ma moją, małą Perełkę,
Przybądź Morfeuszu i weź w objęcia mojego, ślicznego chłopca,
Zabierzcie go do krainy snów, by mógł w szczęściu i zdrowiu rosnąć.
Śpij już mój maleńki i śnij piękny sen, a gdy tylko wstaniesz utkam Ci prezent z największych dobroci Aten i statków na Koryncie,
Abyś był wielbiony na wschodzie i zachodzie, a Olimp mógł z dumą przyjąć cię w swoje królewskie progi —zaśpiewał wyrytą w sercu i pamięci kołysankę, a samotna łza spłynęła po jego policzku. Jeongguk wyciągnął swoją dłoń i starł kciukiem słoną kroplę, po czym wziął go w swoje ramiona, by mógł uspokoić szalejące emocje.

W oczach Afrodyty stanęły łzy, a gardło ścisnęło się boleśnie. Tym razem Ares jej nie powstrzymał, gdy ruszyła pewnym krokiem w stronę Perły i upadła przed nią na kolana, biorąc jej dłonie w te swoje i patrząc głęboko w jej szafirowe oczy, takie same jak jej własne. Chciała dodać mu odwagi, by dał radę dokończyć swoją historię.

— Ostatnim co pamiętam — zaczął niepewnie, oddając uścisk bogini. — Jest szalejący sztorm, który bujał niebezpiecznie naszym statkiem. Obudził mnie zrozpaczony głos mojej mamy, która przyciskała mnie do swojej piersi, błagając Posejdona, by mnie uratował, bo jestem synem... — urwał, a jego oczy szeroko się rozwarły, kiedy ostatnia część układanki wskoczyła na swoje miejsce, a w jego głowie rozbrzmiało imię jego ojca.

— Przypomniałeś sobie — powiedziała Afrodyta, delikatnie się uśmiechając. — Od początku miałeś rację, że nie jestem twoją matką, ale wciąż jesteś moją Perełką, bo...

— Jesteś moim synem.

Na te słowa Jeongguk rozchylił w zdziwieniu usta, przenosząc wzrok na Aresa, na którego twarzy malowało się jeszcze większe oniemienie. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc całej sytuacji, bo był pewny, że wyznanie padło z ust boga wojny. Spojrzał więc na Afrodytę licząc na jakieś wyjaśnienia, a ona tylko kiwnęła głową, wskazując gdzie ma spojrzeć, by dowiedzieć się całej prawdy. Podążył więc wzrokiem we wskazane miejsce i zamarł, bo to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania.

W wejściu do naosu stał pięknej urody młody bóg z burzą jasnych, kręconych włosów. Ubrany był w białą togę ze złotymi zdobieniami sięgającą mu do kolan. W dłoni dzierżył łuk, a za jego plecami można było dostrzec kołczan wypełniony błyszczącymi strzałami. Patrząc na niego można by rzecz, że jest wierną kopią swojej matki, ale muskularna sylwetka, ciepłe brązowe oczy, w których czaiły się ogniki i zadziorny uśmieszek zdecydowanie odziedziczył po swoim ojcu.

— Taehyung — mruknął spartanin, przeskakując wzrokiem między nowoprzybyłym bogiem, a swoją Perełką. — Ty naprawdę jesteś półbogiem...

— Od początku to czułeś, prawda wojowniku Aresa? — zapytała Afrodyta, przerywając jego wypowiedź. — Czułeś, że Taehyung nie może być zwykłym śmiertelnikiem. Nazwałeś go swoim jednym, najprawdziwszym bogiem miłości i namiętności. I nie myliłeś się, bo jest synem...

— Erosa, boga najprawdziwszej miłości i namiętności — dokończył.

Taehyung nie wiedział co się dzieje. Zrobiło mu się słabo, w głowie mu huczało, a serce waliło jak oszalałe. Czuł się jakby Morfeusz zrobił mu niezłego psikusa, zsyłając tak nierealny sen. Uszczypnął się w rękę, by sprawdzić czy to wszystko nie jest tylko wymysłem jego wyobraźni, a gdy poczuł ból przeniósł dłoń na udo spartanina i ścisnął je mocno. Jeongguk sapnął zaskoczony i spojrzał na młodzieńca, który zrobił się biały jak prawdziwa morska, perła. Zaniepokoił się tym i już chciał zapytać jak się czuje, ale wtedy krzyk euforii rozniósł się po świątyni burząc ciszę, która zapadła po niespodziewanym wyznaniu.

— Czyli to znaczy, że Taehyung jest naszym wnukiem?!

— Niespodzianka, ojcze — odezwał się Eros, podchodząc do swoich rodziców. Poklepał Aresa po plecach, po czym pomógł wstać wciąż kucającej przed Perłą Afrodycie i przytulił ją, całując na powitanie w policzek.

— Wspaniale! Mówiłem, że to moja krew! Ale zaraz — przerwał, gniewnie marszcząc brwi i opierając dłonie na biodrach, by po chwili krzyknąć w złości. — Dlaczego ja nic o tym nie widziałem?!

— Och, właśnie dlatego, mój drogi — prychnęła Afrodyty, wywracając oczami. — Cały Korynt, by się przez ciebie dowiedział, a to musiało pozostać tajemnicą. Nikogo nie zdziwiło, że po ziemi stąpa kolejne z moich dzieci, a wieść o synu Erosa mogłaby wywołać prawdziwą burzę. Taehyung jest jedynym półbogiem spłodzonym przez boga najprawdziwszej miłości. A dobrze wiesz co by się z tym wiązało...

— Co by się z tym wiązało? Czy to, że jestem półbogiem nie jest wystarczająco szokujące? Co jeszcze ukrywacie? Powiedzcie w końcu całą prawdę! — zażądał Taehyung, podrywając się gwałtownie z miejsca i strasząc przy tym Jeongguka, który wstał zaraz za nim i objął go ciasno w talii, by uchronić go przed zrobieniem jakiegoś głupstwa.

— Spokojnie Perełko, zaraz wszystko ci wyjaśnię — odezwała się Afrodyta zaniepokojona jego gwałtowną reakcją. Rozumiała targające nim emocje, bo w ciągu jednej chwili jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

— Pozwól matko, że ja mu wszystko wytłumaczę — poprosił Eros, a gdy bogoni skinęła głową na zgodę, przeniósł swoje spojrzenie na zakochanych. Wziął głęboki oddech, delikatnie się do nich uśmiechając, by w końcu zmierzyć się z jego tajemnicą, której tak zawzięcie bronił.

— Kiedy poznałem twoją matkę nic nie wskazywało na to, że między nami może zrodzić się jakiekolwiek uczucie. Ten romans wybuchł nagle, niespodziewanie i był pełen czystego pożądania. Jednak bardzo szybko się zakończył, a Jinju zniknęła — wyznał, niepewnie patrząc na swojego syna, którego twarz jeszcze bardziej pobladła. — Nie widziałem co nią kierowało i robiłem wszystko, żeby ją odnaleźć, ale z marnym skutkiem. Dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, a ja postanowiłem, że ten romans będzie moją największą tajemnicą.

— Co było dalej? — zapytał Jeongguk, kiedy przez dłuższy czas panowała cisza, zakłócana jedynie pięcioma mieszającymi się ze sobą oddechami.

— Prawda wyszła na jaw. Moja żona, Psyche, jest boginią ludzkich duszy i dowiedziała się o mojej zdradzie, gdy tylko mała duszyczka Perełki zjawiła się pod sercem jej matki. Była na mnie tak wściekła, że chciała mnie za to ukarać. Dlatego wieść o poczęciu mojego drugiego lecz pierwszego ludzkiego dziecka zachowała dla siebie, a na ciebie zesłała dar, który mógł stać się prawdziwym przekleństwem — powiedział, wskazując palcem na Taehyunga, którego serce ponownie zerwało się do szaleńczego galopu. Oblał go zimny pot, a w jego oczach zalśniły łzy, gdy zdał sobie sprawę, że nie tylko Ifigenia pała do niego nienawiścią.

— Jaką klątwę rzuciła ta psychopatka na mojego wnuka? — warknął rozzłoszczony Ares, zaciskając dłonie w pięści.

Na słowo klątwa pod Taehyungiem ugięły się kolana i gdyby nie to, że spartanin wciąż go obejmował zapewne runął by na ziemię.

— Perełko, dobrze się czujesz? — zapytała z troską Afrodyta, podchodząc do niego, i ujęła jego policzki w swoje dłonie bacznie mu się przyglądając.

On jednak nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Każda kolejna informacja dotycząca jego życia przytłaczała go coraz bardziej, odbierając możliwość normalnego oddychania. Pokręcił przecząco głową, odrywając dłonie bogini od swojej twarzy, i spojrzał błagalnie na Jeongguk, który bez słowa ponownie usadowił go na ławie.

— Erosie, proszę dokończ swoją historię — przemówił po chwili, kiedy w końcu uporał się z gulą zaciskającą jego gardło i przysunął się do Jeongguka, który zajął miejsce u jego prawego boku, pozwalając otoczyć mu się silnym ramieniem. Afrodyta usiadła z drugiej strony, łapiąc go za dłoń, a Ares z założonymi ramionami stał oparty o kolumnę i wybijał gniewne spojrzenie w swojego syna.

— Tym darem, a raczej przekleństwem, którym obdarzyła cię Psyche było pożądanie, z którego się zrodziłeś. Każdy człowiek na ziemi za sprawą jednego twojego spojrzenia miał cię pożądać, ale żaden nie mógł cię pokochać.

— Brzmi jakby Psyche nie tylko mściła się za twoje czyny, ale również odpłacała się za grzechy twojej matki. Ona nie mogła pokochać śmiertelnika więc żaden śmiertelnik nie może pokochać Tae. Koło się zamyka... — mruknął bóg wojny, łącząc ze sobą te dwie wydawałoby się różne historie.

— Masz rację, ojcze — mruknął Eros, przypominając sobie dzień, w którym jego małżonka oznajmiła mu jak haniebnego czynu się dopuściła, a jego serce ścisnęło się boleśnie przez te same co wtedy towarzyszące mu emocje.

— Czy to znaczy, że miłość Jeongguka nie jest prawdziwa? — zapytał nieśmiało Taehyung, bojąc się, że słysząc odpowiedź jego życie legnie w gruzach niczym najpiękniejsze boskie świątynie niszczone w czasie wojen.

— Oczywiście, że jest prawdziwa Perełko. Kocham cię nad życie i żadne przekleństwo tego nie zmieni — odpowiedział wojownik, jeszcze mocniej tuląc jego ciało do siebie i składając czuły pocałunek na jego czole.

— Wasza miłość jest prawdziwa, nierozerwalna i wieczna — wtrąciła Afrodyta, ostatni raz ściskając dłoń Perły, by dodać jej otuchy, po czym wstała i podeszła do swojego syna. Ułożyła dłoń na jego ramieniu i ponagliła. — Już czas Erosie.

— Dokładnie pamiętam dzień, w którym Psyche wykrzyczała mi w twarz, że urodziło się moje dziecko, a ona z dumą rzuciła na nie urok. Niestety nie chciała mi powiedzieć gdzie się znajduje, a ja byłem przerażony i nie mogłem dopuścić, by przeze mnie stała się krzywda małej, żywej istotę, więc poprosiłem o pomoc moją matkę. Kiedy wreszcie Cię odnaleźliśmy miałeś cztery latka i już zacząłeś roztaczać wokół siebie aurę pożądania. Była delikatna, ale każdy kto spotkał małą Perełkę o szafirowych oczach pragnął ją zdobyć, by móc zamknąć ją w złotej klatce i chwalić się jej posiadaniem. Nie mogliśmy pozwolić, by jakiś śmiertelnik trzymał cię pod kluczem jak trofeum dlatego zgodnie z Jinju i Afrodytą uznaliśmy, że potrzebna jest ci ochrona...

— Więc postanowiliście związać go z moim wojownikiem? — dopytał Ares, wyczekująco patrząc na Erosa, który od razu kontynuował.

— Chciałem zapewnić mu bezpieczeństwo, a jedyne co mogłem zrobić to przeznaczyć mu odważnego śmiertelnika, który broniąc go stawiłby czoła nawet bogom. Dlatego poprosiłem mojego towarzysza Ganimedesa, by odnalazł chłopca o czystym, mężnym sercu i połączył go z Perłą bezgraniczną miłością. Zrobił to z wielką radością, łącząc ich nie tylko miłością, ale, przez przypadek, również przekleństwem. Wyszło to na światło dzienne kiedy statek, którym wysłaliśmy Taehyunga do Sparty rozbił się u wybrzeży Koryntu, a kapłanki, które go przygarnęły nie odczuły w jego obecności przejmującego zmysły pożądania. Od tej pory spartanina miały pożądać kobiety, a Perłę mężczyźni.

— To wiele wyjaśnia. Pieprzone harpie — Jeongguk mruknął z ciężkim westchnieniem chociaż w głębi duszy cieszył się, że Taehyung nie musiał sam się zmagać z zemstą Psyche. Gdyby tylko mógł wziąłby na siebie to całe przekleństwo.

— Resztę historii Perły już znacie, a dalsze jej losy leżą w waszych rękach — powiedziała Afrodyta, ruszając w stronę wyjścia ze świątyni, a za nią podążyli pozostali bogowie.

– Zaczekajcie! Przecież jesteście jego rodziną! — krzyknął wojownik, zatrzymując ich w pół kroku. —Dlaczego nie zrobicie nic, by zapobiec zamiarom najwyższej kapłanki? Jak możecie tak po prostu go teraz zostawić? — zapytał ze złością, kiedy trzy pary boskich oczu utkwił wzrok w jego przystojnej twarzy. Nie mógł pojąć ich oziębłego postępowania.

— Bo nie możemy ingerować w ludzkie życie — przypomniała mu Afrodyta ze smutkiem wymalowanym na piękny licu.

— Mogę zrobić malutki wyjątek, bo płynie w tobie nasza krew — wtrącił się Ares, zwracając się bezpośrednio do Taehyunga. — Jest jednak jeden warunek. Jesteście gotowi go wypełnić?

Taehyung chciał zapytać o jaki warunek chodzi, lecz nim zdołał wydusić z siebie chociażby krótkie słowo, z ust spartanina stoczyło się żarliwe zapewnienie.

— Zrobiłbym wszystko, by uchronić przed wszelakim złem moją Perłę i zapewnić jej bezpieczeństwo, więc mów Aresie jaki jest twój warunek.

— Musicie stawić czoła przeznaczeniu i pokonać przeciwności losu, by dotrzeć bezpiecznie do portu, a wtedy obejmę was ochroną i już nikt nie zagrozi waszemu życiu i zrodzonej miłości — oznajmił, a na ustach Taehyunga rozkwitł piękny uśmiech pełen nadziei, którą niemalże stracił.

— Przyprowadzę go całego i zdrowego — zapewnił Jeongguk, wyciągając przed siebie dłoń, którą bóg wojny od razu ścisnął, pieczętując ich umowę.

— Liczymy na ciebie, wojowniku Aresa - rzucili chórem Afrodyta z Erosem, a w następnej chwili po obecności bogów został tylko złoty pył, unoszący się w powietrzu.

— Jeongguk myślisz, że nam się uda? — zapytał Taehyung, oplatając talię wojownika swoimi rękami.

— Już to mówiłem, ale powiem jeszcze raz zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś był szczęśliwy i bezpieczny, najdroższy — obiecał, odwracając się w jego stronę, po czym chwycił jego twarz w swoje dłonie i przywarł wargami do tych jego, przekazując pocałunkiem wszystkie uczucia, które do niego żywił.

— Pozwól mi się pożegnać z przyjaciółką, a ucieknę z tobą na koniec świata — szepnął Taehyung, odrywając się od uzależniających ust wojownika, gdy w płucach zabrakło powietrza.

— Dla ciebie wszystko Perełko, więc idź, ja tu zaczekam, a kiedy wrócisz razem stawimy czoła przeznaczeniu — powiedział i ostatni raz ucałował rubinowe usta ukochanego, a potem odprowadził go wzrokiem do wyjścia ze świątyni, za którym po chwili zniknął, pozostawiając go samego. Przez chwilę jeszcze stał w miejscu, przetwarzając w myślach wszystko czego się dowiedział, by następnie odnaleźć swój ekwipunek. Wygładził czerwoną togę by ozdobić tors złotą zbroją, ochraniacze założył na przedramiona i łydki, a na głowę wsunął hełm z czerwonym pióropuszem.

Był gotowy do ostatecznej walki o swoją miłość.

🕊🕊🕊

Arete krążyła po małej izbie, co chwilę wyglądając przez okno, które wychodziło na dziedziniec, pragnąc ujrzeć oczekiwanego przez nią młodzieńca. Taehyung miał się u niej zjawić ze wschodem słońca, a wciąż nie zaszczycił jej swoją obecnością. Powinna być spokojna w końcu był z nim wojownik Aresa jednak każda mijająca minuta martwiła ją coraz bardziej.

Intuicja podpowiadała jej, że zdarzy się coś niedobrego.

Kiedy przez swoje zdenerwowanie zrzuciła z szafki pięknie zdobioną wazę, roztrzaskując ją w drobny mak, wiedziała, że nie może już dłużej czekać. Musiała natychmiast odnaleźć Perłę i zobaczyć na własne oczy, że nie dzieje jej się żadna krzywda i jest bezpieczna.

Chwyciła szmaragdowy szal, który wisiał na jednym ze stojących przy niedużym stoliku krzeseł i, zarzucając go sobie na ramiona, ruszyła w stronę wyjścia z oikosu. Przemierzyła dziedziniec, nie witając się z żadną z mijanych kapłanek, chcąc znaleźć się jak najszybciej w świątyni bogini miłości, której służyła.

Wyszła zza rogu mając już widok na majestatyczną budowlę i wtedy go zobaczyła. Zbiegał po zniszczonych przez piorun schodach, a na jego twarzy jaśniał piękny uśmiech. Ubrany był w ten sam biały chiton przepasany purpurową wstęgą co wczorajszej nocy, jego stopy były bose jakby opuszczał świątynię w pośpiechu. Uniosła dłoń do góry, by mu pomachać i zawołać jego imię, lecz nim zdążyła to zrobić kątem oka zauważyła zmierzającą w jego kierunku Ifigenię. Schowała się więc za budynkiem, zza którego wyszła chwilę wcześniej i, nie zdradzając swojej obecności, czekała na to co miało się wydarzyć.

Najwyższa kapłanka podeszła do młodzieńca i szarpnęła go silnie za ramię, a na jego twarzy wymalowało się przerażenie, którego nie udało mu się ukryć.

— Gdzie się wybierasz, Perło? — zapytała, starając się brzmieć nad wyraz miło jednak ostatnie słowo wypluła z jadem marszcząc przy tym gniewnie brwi.

— Och, właśnie szedłem do Arete, by pomogła mi w ostatnich przygotowaniach przed wyruszeniem do królewskiego pałacu — skłamał, próbując zapanować nad drżeniem głosu.

— Myślisz, że jestem głupia?! Że nie wiem, że ukrywasz w świątyni jednego ze spartan?! — krzyczała, coraz mocniej wbijając paznokcie w jego ramię i zostawiając czerwone bruzdy na jego delikatnej skórze mimo, że chronił ją materiał chitonu.

— Nie wiem o czym mówisz — odpowiedział, wyrywając rękę z jej silnego uścisku, i odsunął się o krok.

— O tym, że cały Korynt plotkuje, że dowódca wojsk spartańskich udał się do Akrokoryntu, by spędzić noc z Perłą Afrodyty — powiedziała, dokładnie przyglądając się jego twarzy, by wyłapać jak najmniejszą zmianę, która potwierdziłaby, że trafiła w sedno.

— I ty w to uwierzyłaś? Przecież to niedorzeczne — mruknął, wywracając oczami.

— Och, doprawdy? To jak wytłumaczysz te czerwone znaczki zdobiące twoje ciało? — warknęła, wskazując palcem kawałek odkrytej skóry tuż pod obojczykiem, po czym podeszła bliżej i, szarpiąc za poły chitonu, rozsunęła materiał ukazując nagi tors.

— Ja... Um...

Taehyung od razu zakrył swoją karmelową skórę, próbując wydusić z siebie jakieś wytłumaczenie, ale zwyczajnie nie potrafił. Czuł jak strach zaczyna obejmować jego ciało, paraliżując jego nogi tak, że nie mógł się poruszyć, by odsunąć się od wzburzonej kapłanki. Wiedział, że była zdolna do najgorszego okrucieństwa więc znowu bał się o życie swojego wojownika.

— Na twoje nieszczęście kapłanka, którą spotkałeś dzisiaj w łaźni poszła za tobą do świątyni zmartwiona twoim nagłym zniknięciem i wszystko widziała — rzuciła z pogardą, patrząc na wciąż milczącego młodzieńca. — Dalej będziesz się wypierał?

— Nie będę. Kocham wojownika Aresa i nie żałuję, że mu się oddałem, bo w końcu czułem się wolny, gdy pieprzył mnie do nieprzytomności — powiedział pewnie, nie mając już nic do ukrycia, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.

— Ty mała, brudna szmato! — wrzasnęła Ifigenia, a jej dłoń przecięła powietrze, z głośnym trzaskiem lądując na policzku Perły.

Pozostająca w ukryciu Arete, która przysłuchiwała się ich rozmowie przyłożyła w szoku dłoń do ust. Domyślała się, że każde rozcięcie wargi Taehyunga było sprawką najwyższej kapłanki, ale zobaczenie tego na własne oczy wyprowadziło ją z równowagi, budząc w jej wnętrzu prawdziwą wściekłość. Zacisnęła dłonie w pięści, słysząc jak Taehyung syknął z bólu i zagryzła zęby, widząc jak złapał się za czerwony, piekący policzek. Gotowa do ataku w obronie swojego oczka w głowie ruszyła do przodu, ale słowa wypowiedziane przez Ifigenię skutecznie zatrzymały ją w miejscu.

— Zabiję go, a ty będziesz patrzył jak twój ukochany wojownik bierze ostatni oddech i na wieki odchodzi z tego świata.

Taehyungowi zrobiło się ciemno przed oczami, a ciężki głaz przygniótł jego serce. Osunął się na kolana, łapiąc za dół sięgającej kostek kapłanki togi, i pochylił nisko głowę.

— Nie rób mu krzywdy. Ifigenio, błagam cię, nie rób mu krzywdy — zaskomlał, a pierwsze łzy opuściły kąciki jego oczu, powoli spływając wzdłuż jego bladych policzków. — Zrobię wszystko co tylko mi rozkażesz tylko błagam daruj mu życie i puść go wolno.

— Od początku powinieneś znać swoje miejsce i być posłusznym — powiedziała z zadowoleniem, patrząc jak młodzieniec się przed nią płaszczy. Wyrwała z jego dłoni swoją szatę na tyle mocno, że stracił równowagę i upadł na wyłożoną kamieniami ścieżkę, raniąc swoje delikatne dłonie.

— Błagam cię — wyjęczał, podnosząc na nią spojrzenie szafirowych oczu.

— Znaj moją łaskę. Spartanin ujdzie z życiem, ale ty masz grzecznie pójść ze mną do Koryntu i złożyć królowi przysięgę dozgonnego oddania — zażądała, nie racząc go nawet przelotnym spojrzeniem trzymając dumnie uniesioną głowę. — A teraz rusz się, bo musimy zmyć z ciebie popełniony grzech - warknęła i kopnęła go w żebra, by go pospieszyć, po czym nie czekając na jego reakcję, ruszyła w stronę głównej bramy, gdzie czekała na nich straż królewska.

Arete w sekundę zerwała się z miejsca i podbiegła do leżącego na ziemi Taehyunga. Chwyciła go za dłonie i pomału pomogła mu wstać. Widząc rozpacz malująca się na jego twarzy, przyciągnęła go do siebie, zamykając w swoich ramionach.

— Idź do świątyni i powiedz mu, że go kocham — zaszlochał, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi. — I że już zawsze będę, a jeśli i on mnie kocha poproś go, żeby nie próbował mnie ratować. Nie wybaczę sobie jeśli przeze mnie stanie mu się krzywda.

— Taehyung na pewno jest inne wyjście...

— Ciii — przerwał jej i wyplątał się z jej objęć, by spojrzeć w jej załzawione zielone oczy. — To jedyne o co cię proszę, Arete. Obiecaj mi, że dopilnujesz, żeby nie zrobił niczego głupiego.

— Obiecuję — wydusiła z ledwością, bo to jedno słowa nie chciało przejść przez jej ściśnięte gardło.

— Dziękuję, kocham cię — powiedział, całując jej czoło, po czym nie oglądając się za siebie ruszył śladem najwyższej kapłanki.

Arete stała tak długo aż Perła zniknęła jej z oczu między czekającymi na nią wysłannikami króla, by udać się do jego pałacu leżącego w centrum Koryntu. Chwilę później pokonywała odległość dzielącą ją od świątyni, by ostatecznie wtargnąć jak burza do jej wnętrza.

— Wojowniku Aresa — odezwała się, zwracając uwagę wpatrującego się w posąg bogini mężczyzny. — Taehyung został pojmany przez Ifigenię — dodała znacznie ciszej, a jej słowa niczym sztylety wbiły się głęboko w zakochane serce spartanina, którego ryk rozpaczy zmieszanej z wściekłością rozniósł się po całym Akrokoryncie, alarmując o niebezpieczeństwie wszystkich bogów i łamiąc serce szarpanej w stronę pałacu, przez straż królewską, Perły.

Moja Perełko... Proszę wybacz mi.

JustVtine

Za nami kolejny akt AP, w którym poznaliśmy historię Taehyunga. Syn Erosa, wnuk Afrodyty i Aresa. Czy byliście zdziwienie tak samo jak nasz spartanin? Czy jednak ktoś się domyślał?

Przed naszymi bohaterami ciężkie chwile. Czy Jeongguk wysłucha prośby Taehyunga i pozwoli by poświęcił swoją wolność za jego życie? Czy jednak dotrzyma złożonej Aresowi obietnicy i przyprowadzi Perłę całą i zdrową do portu?

Dziękuję, że jesteście i cierpliwie czekacie na dalszy ciąg tej opowieści to wiele dla mnie znaczy.

Ily 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top