Akt III - My Pearl, Let Me Be Your Man
Enjoy reading, My Pearls! 🕊️🤍
Taehyung stał pośrodku świątyni, a jego szafirowe oczy wpatrzone były z nostalgią w gołębia, który od lat tkwił na dłoni bogini. Symbol wolności, której tak bardzo mu brakowało, a wizja całkowitej jej utraty była tak wyraźna. Symbol pokoju, który mógł zburzyć jedną decyzją, wywołując gniew nie tylko bogów, ale przede wszystkim króla Koryntu i jego synów. Nie chciał spędzić wieczności zamknięty w królewskim pałacu, niczym ten ptak zaklęty w marmur, ale również nie chciał, by z jego powodu cierpieli niewinni ludzie, którzy odczuliby skutki podjętych przez niego działań. Nie wiedział co powinien uczynić, by wybrnąć z tej patowej sytuacji. Chciał po prostu się uwolnić i odnaleźć swoje miejsce na ziemi, by zaznać spokoju i wieść szczęśliwe życie, gdzie nikt nie brałby go za syna Afrodyty, zesłanego w darze przez boginię.
Przecież nim nie jest, nie był i nigdy nie będzie.
— Dochodzi północ.
Słysząc głos Arete, odwrócił się w jej stronę i uniósł delikatnie kąciki swoich ust, krzyżując spojrzenie z jej błyszczącymi zielonymi oczami. Musiał przyznać, że idąca w jego stronę kobieta była piękna. Ubrana, na przekór Ifigenii, w zwiewną ciemno-zieloną szatę i z włosami upiętymi w koka, tak bardzo różniła się od pozostałych kapłanek, przywodząc na myśl Artemidę. Była odważna i waleczna, niczym bogini łowów i równie mocno gardziła mężczyznami co oddane jej amazonki. Jedynym wyjątkiem był Taehyung, u którego boku wiernie trwała, będąc gotową obronić go za wszelką cenę. Od jego pojawienia się w Akrokoryncie był jej oczkiem w głowie.
— Denerwuję się — mruknął, raz po raz zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
— Nie zamartwiaj się tak, Perełko. Wszystko będzie dobrze — powiedziała, stając tuż przed nim.
— A co jeśli nie przyjdzie? Wtedy będę zmuszony do... — urwał, nie chcąc na głos wypowiadać swoich największych obaw. Opuścił wzrok na swoje odziane sandałami stopy, by dziewczyna nie mogła dostrzec zbierających się w kącikach jego oczu łez.
— On do tego nie dopuści, słyszysz? — zapytała, chwytając palcami jego podbródek i uniosła go do góry. Spojrzała w jego zaszklone oczy i, uśmiechając się pokrzepiająco, powiedziała: — Przyjdzie, bo złożył ci obietnicę, którą przypieczętował pocałunkiem.
— Och — westchnął, automatycznie przykładając jedną z dłoni do ust, i przejechał kciukiem po dolnej wardze, chcąc przypomnieć sobie dotyk ust wojownika Aresa. — Nie wiem dlaczego zainicjował ten pocałunek — dodał cicho, na co dziewczyna wywróciła oczami.
— Z tego samego powodu, z którego ty mu go oddałeś, Tae. Zakochał się w tobie, tak jak ty w nim — wytłumaczyła, będąc pewną, że spartanin darzył tym wyjątkowym uczuciem syna Afrodyty.
Któż oparłby się jego pięknym, szafirowym oczom, szczeremu, kwadratowemu uśmiechowi i czystemu, pełnemu bezwarunkowej dobroci sercu?
Nikt. Nawet ona nie potrafiła.
Na jej ustach wciąż błądził delikatny uśmiech, mimo, że jej serce ścisnęło się z żalu. Nie mogła go winić za to, że kochał kogoś innego. Już dawno pogodziła się z myślą, że jego serce nigdy nie będzie biło dla niej, chociaż to jej wciąż biło dla niego. Teraz jej największym marzeniem było, żeby znalazł szczęście i jeśli miał je znaleźć u boku spartanina to ona dopilnuje, żeby tak właśnie było.
— To takie proste? — zapytał, wyrywając ją z kłębiących się myśli.
— Tak, Perełko. Miłość jest prosta to ludzie ją komplikują — odpowiedziała, poprawiając wpadające mu do oczu kosmyki kręconych włosów, po czym złapała go za rękę i poprowadziła do jednej ze znajdujących się po prawej stronie ław, by chwilę później na niej usiąść. Oparła łokcie na kolanach, a brodę na dłoniach i zaczęła bacznie się przyglądać Taehyungowi.
— Czemu mi się tak przyglądasz? — zapytał speszony, czując jak jego policzki pokrywają się soczystą czerwienią.
— Opowiesz mi o tym pocałunku? — zapytała, nie ukrywając dłużej swojej ciekawości i zatrzepotała rzęsami. — Jaki był?
— Był... — zamyślił się, starając jak najlepiej ubrać w słowa to co wtedy poczuł. — Był delikatny, niczym dotyk motylich skrzydeł na skórze. Był czuły, pełen tęsknoty i tak znajomy jakbyśmy robili to milion razy, a zarazem tak nowy i niespodziewany, że wywołał istną burzę w moim wnętrzu. Chciałem więcej, chciałem bardziej, ale wtedy ta burza przeniosła się również do rzeczywistości...
— To takie romantyczne — westchnęła rozmarzona. — Nasz nieposkromiony wojownik odkrył swoją słabość.
— Czy ty twierdzisz, że jestem jego piętą Achillesa i że to ja sprowadzę na niego śmierć?! — wykrzyknął załamany, ale kiedy tylko te słowa wypłynęły z jego ust dotarło do niego, że najprawdopodobniej właśnie taka będzie ich przyszłość.
Tragiczna.
— Och, Perełko. Czemu zaraz myślisz o najgorszym? Miłość sprawia, że jesteś jego słabością, ale w równej mierze jesteś też jego siłą. Dzięki temu jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko.
— Ale ja nie chcę, żeby on umierał dla mnie... — szepnął, a po jego policzku spłynęła pierwsza łza.
— Nie umrze. A nie on, ani ty. Już ja dopilnuję, żeby wasza historia miłosna miała szczęśliwe zakończenie — powiedziała, ścierając z jego policzka łzę, i na jej miejscu złożyła delikatny pocałunek, a Taehyung na ten gest przyciągnął ją do siebie i zamkną szczelnie w swych ramiona.
— Co ja bym bez ciebie zrobił? Jestem wdzięczny, że zawsze jesteś obok, żeby mnie wesprzeć. Tak bardzo ci dziękuję za wszystko co dla mnie robisz — szepnął, owiewając jej ucho ciepłym oddechem, a Arete zamknęła oczy, powstrzymując cisnące się łzy.
Sama już nie wiedziała czemu chciało jej się płakać. Czy to z żalu, który czasami odbierał jej zdrowy rozsądek, bo nie mogła wyznać mu swoich uczuć, nie burząc ich przyjacielskiej relacji, w końcu była dla niego starszą siostrą. Czy to ze strachu, który paraliżował jej ciało, gdy tylko na myśl przychodziła zaplanowana przez najwyższą kapłankę przyszłość Taehyunga. Czy może to przez tą iskierkę nadziei na lepsze jutro, która zagościła w jej sercu, gdy na horyzoncie pojawił się ratunek w postaci wojownika Aresa. A może te wszystkie emocje łączyły się w jedno, tworząc burzę uczuć, która mogła się rozładować jedynie spływając po policzkach strugami słonych łez. Jednak nie pozwoliła, by opuściły kąciki jej oczu, nie chcąc pokazać jak bardzo bała się o obejmującego ją młodzieńca.
— No już mi tak nie dziękuj. Nic wielkiego nie zrobiłam. Obiecaj tylko, że nie będziesz się bał i powiesz mu, co do niego czujesz — poprosiła, delikatnie wyswobadzając się z jego ramion, i spojrzała wyczekująco w jego oczy.
— Obiecuję — powiedział bez większego zastanowienia, chociaż w głębi serca wciąż się wahał. Nie wiedział czy jest na tyle odważny, by wypowiedzieć te dwa słowa, patrząc prosto w hebanowe oczy jego spartanina.
— Wspaniale! — klasnęła w dłonie, strasząc siedzącego koło niej Taehyunga, i zerwała się z miejsca, podchodząc szybkim krokiem do niewielkiego koszyka, który zostawiła przy wejściu do naosu, by po chwili wrócić z nim do oniemiałego chłopca.
— Co tam masz? — zapytał, starając się zajrzeć do wnętrza koszyka.
— Skarby, żeby moja Perełka stała się prawdziwą Perłą — powiedziała tajemniczo i wyciągnęła pierwszą rzecz, którą okazała się piękna kolia z pereł, którą od razu nałożyła na jego smukłą szyję.
— Czy to nie za dużo? — mruknął, przejeżdżając palcami po perłach.
— Nie, spartanin musi oszaleć na twoim punkcie kiedy cię zobaczy — powiedziała wesoło, wyciągając kolejną rzecz z koszyka. Tym razem był to ręcznie pleciony wianek z wrzosów, którym ozdobiła brązowe włosy syna Afrodyty.
— Zaraz to ja z tobą oszaleję. Stroisz mnie jakbym co najmniej brał ślub z królem — mruknął zrezygnowany. — Powiedz, że to już wszystko.
— Och, nie marudź — westchnęła, podziwiając swoje dzieło i pomogła mu wstać z ławy. — Jesteś gotowy i taki piękny, a teraz idź, bo czas cię nagli, a ja przygotuję dla was przytulne gniazdko w tej zimnej świątyni — powiedziała, lekko popychając go w stronę wyjścia.
— Arete na Bogów! — wykrzyknął zawstydzony, a jego policzki zrobiły się niemal bordowe.
— Olejek też wam zostawię — dodała, a na jej słowa Taehyung jęknął cierpiętniczo, co wywołało gromki śmiech dziewczyny, który odbił się echem od kamiennych ścian budowli.
— Czemu musisz mnie zawstydzać? — kolejny raz jęknął, grzecznie idąc do wyjścia.
— Niech Ganimedes nad wami czuwa! — krzyknęła radośnie, przyprawiając go o jeszcze większe zawstydzenie, po czym już cicho zwróciła się w stronę posągu bogini tak, żeby nie mógł jej usłyszeć. — Ty też miej ich na oku, o słodka Afrodyto. Nie dopuść, by stała im się krzywda.
Taehyung westchnął ciężko, bo mimo iż dziewczyna wyszeptała tą krótką modlitwę nie chcąc, by usłyszał jej słowa to dotarły do niego bardzo wyraźnie, łapiąc za serce. Jego rumiane policzki w sekundę stały się białe niczym mleko, w którym brał kąpiel, a w oczach stanęły łzy. Czuł, że to wszystko źle się skończy, ale nic już nie mówiąc, opuścił świątynię zbiegając po zniszczonych przez piorun schodach.
🕊️🕊️🕊️
Jeongguk szybkim krokiem przemierzał drogę prowadząca do Akrokoryntu, którą oświetlał jedynie wiszący na niebie księżyc. Było cicho i parno, jakby kolejna burza wisiała w powietrzu. Jego myśli wciąż wracały do rozmowy z Eudokią, która potwierdziła jego obawy.
Synowi Afrodyty groziło niebezpieczeństwo.
Musiał jak najszybciej do niego dotrzeć, by móc wziąć go w swoje ramiona i już nigdy z nich nie wypuścić. Chciał być dla niego bezpiecznym miejscem, w którym zawsze będzie mógł się schronić.
Zatrzymał się, widząc w oddali rozświetloną pochodniami bramę wjazdową, którą pilnowali strażnicy, i rozejrzał się, by odnaleźć ścieżkę, która miała doprowadzić go do wschodniej części muru. Odetchnął z ulgą kiedy ją dostrzegł i skierował się w jej stronę, starając się zachować ciszę i nie zaalarmować strażników swą obecnością. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że na terenie Akrokoryntu pojawił się spartanin. To miejsce było dla nich zakazane.
Po kliku minutach dotarł pod wschodni mur i uśmiechnął się szeroko, gdy dostrzegł tuż przy jego ścianie usypany stos średniej wielkości kamieni. Wyobraził sobie jak jego piękny chłopiec nieporadnie przeskakuje przez niego, wracając z Koryntu, a przyjemne ciepło zalało jego zakochane, szybko bijące serce.
Podszedł do muru i ułożył na kamiennej powierzchni bukiet kwiatów oraz tarczę, po czym odpiął od swoich bioder ukryty w pochwie miecz i przerzucił go na drugą stronę. Następnie wspomagając się ułożoną przez Taehyunga konstrukcją, wspiął się na mur, i przeskoczył go, lądując na tyle zgrabnie, na ile pozwoliła mu na to ciężka zbroja.
Podniósł z ziemi swój miecz i ponownie przypiął go do biodra. W prawą dłoń chwycił pozostawioną na murze tarczę, a w lewą wziął bukiet i przystawił go do swojej twarzy, by móc poczuć słodki zapach lilii. Podniósł wzrok znad białych kwiatów i rozejrzał się dookoła. Znajdował się w pięknym ogrodzie, pełnym kwitnących krzewów i drzewek owocowych, którego kręte alejki oświetlały ustawione w ceramicznych lampionach świece. Wszedł na jedną z alejek i niepewnie ruszył w głąb ogrodu mijając rzeźby, które zdawać by się mogło, śledziły każdy jego krok. Nie był pewien czy idzie w dobrą stronę, ale wtedy usłyszał cichy szum. Podążył w kierunku, z którego dochodził dźwięk lecącej wody, a kiedy dotarł do jego źródła, zatrzymał się, wstrzymując oddech.
Przed jego oczami znajdował się niewielki plac, na którego środku wybudowana była fontanna. Przedstawiała ona dużą, otwartą muszlę, w której wnętrzu tkwiła perła. Z jej krawędzi kaskadą spływała woda wprost do okrągłego basenu, tworząc niewielki wodospad, a cichy szum, który mu towarzyszył idealnie komponował się ze śpiewem, siedzącego na brzegu basenu syna Afrodyty, który pochylał się nad wodą i palcami kreślił na jej powierzchni tylko sobie znane wzory. Jego ciało okryte było białym chitonem, który w talii oplatała purpurowa wstęga. Na nogach miał złote sandały, których rzemienie ciasno oplatał odkryte, gładkie łydki, a w brązowych puklach tkwił wrzosowy wianek. Księżyc wyjrzał zza chmur, oświetlając jego prawy profil i Jeongguk mógł przysiąc, że nie widział na świecie piękniejszego człowieka.
— Najpiękniejszy — westchnął z zachwytem i drgnął kiedy zdał sobie sprawę, że wypowiedział to słowo na głos. Wcisnął zęby w dolną wargę, by nie wydać więcej żadnego dźwięku. Nie chciał zakłócić spokoju odwróconemu do niego tyłem młodzieńcowi, który cicho śpiewał. Melodia, która wychodziła z jego lekko rozchylonych, lśniących od śliny warg sprawiała, że wokół niego tworzyła się aura tajemniczości.
— Bałem się, że nie przyjdziesz. — Taehyung odezwał się melodyjnym głosem, gładko przechodząc z tekstu śpiewanej piosenki w wypowiedziane słowa. Wyciągnął swoją dłoń z chłodnej wody i wytarł ją o chiton. Podniósł się z brzegu basenu, na którym siedział i zwrócił swą twarz w stronę spartanina, który wstrzymał oddech na kilka sekund, kiedy ich oczy odnalazły do siebie drogę.
— Nie śmiałbym tego uczynić synu Afrodyty — odpowiedział, podchodząc do niego, i uklęknął na jedno kolano, układając tarczę przed sobą. Pochylił głowę w geście szacunku, po czym podał mu trzymany w dłoni bukiet lilii. — To dla ciebie.
— Są piękne — powiedział, biorąc w dłonie białe kwiaty. Zaciągnął się ich aromatem, chowając nosek między ich płatkami, po czym kichnął głośno, wywołując uśmiech na twarzy oddającego mu pokłon mężczyzny. — Nie klęcz przede mną, wojowniku Aresa — dodał po chwili, wyciągając w jego stronę swoją zadbaną dłoń, którą spartanin od razu chwycił podnosząc się z kolan.
— Zasługujesz by cię czcić, synu Afrodyty — mruknął, podnosząc swoją drugą dłoń, której nie trzymała ta delikatniejsza i dotknął wargi, która wciąż nosiła na sobie ślad po uderzeniu. — Tak bardzo się bałem, że mogło ci się znowu coś stać.
— Nic mi nie jest — szepnął i przymknął oczy z przyjemności, czując jego kojący dotyk. — Proszę zwracaj się do mnie po imieniu. Czuję się nieswojo kiedy ktoś mnie nazywa synem Afrodyty.
— Dlaczego? — zapytał, przyglądając się obliczu Taehyunga, na którym wymalowany był smutek.
— Chodź — powiedział tylko i, puszczając dłoń spartanina, skierował swoje kroki w stronę świątyni.
Jeongguk stał przez chwilę w miejscu, patrząc na oddalającą się od niego sylwetkę Taehyunga, którego biodra kołysały się w rytm nieznanej mu melodii, którą nucił. Jego głowę zalały nieprzyzwoite myśli, a fala gorąca uderzyła w jego, spragnione dotyku Perły, ciało. Jednak szybko się otrząsnął, besztając się w myślach, bo mimo iż Eudokia poleciła mu spędzić namiętnie noc z synem Afrodyty, to nie przyszedł tu po to, żeby zaspokoić swoje fantazje, które od pierwszego ich spotkania leniwie rozgościły się w jego umyśle tylko po to, by wyrwać go ze szponów najwyższej kapłanki i uchronić przed okrutnym losem, który planowała mu zgotować. Odchrząknął, pozbywając się guli, która zaczęła zaciskać jego gardło i, podnosząc z ziemi tarczę, ruszył w ślad za młodzieńcem.
— Nie jestem synem Afrodyty — usłyszał ciche wyznanie, gdy zrównał z Taehyungiem swój krok i spojrzał z zaskoczeniem na jego twarz, która w tym momencie nie wyrażała żadnych emocji. — Jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem, który cudem przeżył katastrofę statku, który zatonął szesnaście lat temu u wybrzeży Koryntu — dodał, odwracając głowę, by mężczyzna nie zauważył łez, które zebrały się w jego szafirowych oczach.
— A nie zastanawiałeś się dlaczego tylko ty jeden przeżyłeś i to w tak niezwykłych okolicznościach? — zapytał, przypominając sobie legendę o Perle Afrodyty i ponownie chwycił jego dłoń, splatając razem ich palce. Chciał tym gestem dodać mu odwagi i przekazać, że bez względu na wszystko on tu jest dla niego. — Może właśnie to, że jesteś półbogiem jest powodem.
— To niemożliwe — szepnął, wprowadzając spartanina na dziedziniec przed świątynią. Zatrzymał się i niespokojnie rozejrzał się dookoła, a gdy nie dostrzegł w zasięgu wzroku żywej duszy, odetchnął z ulgą. Szarpnął za dłoń Jeongguka bojąc się, że w każdej chwili ktoś mógłby ich nakryć i ruszył biegiem w stronę majestatycznej budowli, ciągnąć wojownika za sobą. Wspięli się po schodach przeskakując co drugi stopień i ukryli się za kolumną. Taehyung przywarł do niej plecami wypuszczając z dłoni bukiet kwiatów, który upadł mu pod stopy i, wbijając swoje długie palce w umięśnione, nagie ramiona spartanina, przyciągnął go do siebie.
Jeongguk sapnął w zaskoczeniu, puszczając trzymaną w dłoni tarczę, która z głośnym hukiem upadła na marmurową posadzkę i spojrzał w mieniące się oczy Taehyunga. Chwycił go za biodra i przypadkowo zahaczył palcami o purpurową szarfę, luzując jej wiązanie co sprawiło, że poły jego chitonu rozchyliły się ukazując lśniącą od olejków karmelową skórę. Opuścił swój wzrok na smukłą szyję, którą zdobiła perłowa kolia i przycisnął swoje miękkie usta w jej zagłębieniu.
— Och... — Z ust młodzieńca wyrwało się jęknięcie, sprawiając, że u splotu ud spartanina wybuchł prawdziwy pożar czystego pożądania. Zassał jego skórę, tworząc pierwszy ślad ich rodzącej się miłości, i zaczął wspinać się coraz wyżej, stemplując wargami szyję Taehyunga, który odchylił głowę i oparł ją o kolumnę, dając mu lepszy dostęp.
— Moja Perełko — szepnął, docierając do jego ucha, i przejechał językiem po jego płatku, wywołując dreszcze na całym ciele młodzieńca. — Pozwól mi być twoim mężczyzną.
— Od dawna jestem twój, więc i ty bądź mój, wojowniku Aresa — odpowiedział, a jego serce zaczęło wyrywać się z piersi kiedy dodał: — Pocałuj mnie.
Jeongguk słysząc prośbę syna Afrodyty, przeniósł wzrok na jego twarz, którą ujął w swoje duże, silne dłonie. Pogładził kciukami jego policzki i, patrząc głęboko w błyszczące, szafirowe oczy, pocałował go. Taehyung westchnął w jego usta, rozchylając delikatnie swoje wargi, by mógł pogłębić pocałunek, co uczynił bez zastanowienia. Wsunął do środka swój język, powoli badając podniebienie młodzieńca, by ostatecznie połączyć się z tym jego w erotycznym tańcu.
Taehyung żarliwie oddawał każdy pocałunek, starając się przekazać spartaninowi wszystkie swoje emocje, żeby był świadom, że chce mieć go bliżej, czuć go bardziej i kochać mocniej. Oderwał palce, które do tej pory wciskał w jego ramiona i przeniósł dłonie na muskularne uda, wsuwając je pod krótką, czerwoną togę. Przesunął je na jędrne pośladki i ścisnął je mocno wyrywając z ust wojownika warknięcie. Uśmiechnął się, całując go z każdą chwilą zachłanniej, i przeniósł prawą dłoń na jego biodro, łapiąc w palce rzemyki, by rozwiązać skórzany materiał chroniący genitalia spartanina. Zanim jednak zdążył to zrobić ciemne niebo rozjaśniła błyskawica, a grom rozbrzmiał w ich uszach, skutecznie odrywając ich od siebie. Kilka sekund później ściana deszczu odgrodziła ich od reszty świata, skłaniając do wejścia do świątyni.
— Zeus nie jest zadowolony z naszych poczynań — odezwał się Jeongguk po krótkiej chwili, patrząc jak deszcz zaczyna przedzierać się po obu stronach kolumny, przy której wciąż stali. Na potwierdzenie jego słów kolejny piorun przeciął niebo, uderzając w mur po ich prawej stronie.
— Drugi raz w ciągu jednego dnia?! Jesteś niemożliwy, o wielki Zeusie! — krzyknął Taehyung w stronę czarnego nieba i głośno się roześmiał, słysząc kolejny grzmot.
— Co cię tak bawi? — zapytał przerażony spartanin, bo co jak co, ale na gniew najwyższego z bogów nie chciał się narażać.
— Nie bój się, Najdroższy. On chce nas chronić. Teraz jestem pewny — odpowiedział, poprawiając swój chiton, i schylił się, by podnieść bukiet lilii. — A tą burzą daje nam możliwość spędzenia tej nocy nie martwiąc się przyszłością, więc chodź uczynić ją wyjątkową - dodał i złapał dłoń Jeongguka, który biorąc z niego przykład, podniósł swoją tarczę, po czym razem przeszli przez przedsionek, by wejść do naosu.
Taehyung przeszedł kilka kroków i stanął jak wryty, wpatrując się z szeroko otwartymi ustami w przygotowane przez Arete gniazdko. Nie spodziewał się czegoś takiego i zastanawiał się jak mogła to wszystko przygotować sama w tak krótkim czasie. Zdecydowanie nie doceniał jej możliwości, a to co widział wychodziło poza jego wyobrażenia. Jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, a w oczach zebrały się łzy wzruszenia. Nie wiedział co miałby zrobić, by móc choć w małym stopniu odwdzięczyć się jej za to wszystko co dla niego zrobiła.
Tymczasem niczego nie spodziewający się Jeongguk, szedł za nim, wpatrując się w ogromny posąg najpiękniejszej z bogiń i o mało nie wpadł z impetem w ciało drobniejszego mężczyzny, w ostatniej chwili się zatrzymując. Tarcza ponownie wypadła mu z dłoni, a on silnie złapał się ramion stojącego przed nim młodzieńca. Zaniepokojony jego zachowaniem podążył wzrokiem w kierunku, w który się wpatrywał i sam rozchylił w zaskoczeniu swoje wargi.
Ich oczom ukazał się obrazek jak z najpiękniejszego snu. Pod jedną ze ścian stał drewniany stelaż opleciony białym materiałem, który ozdabiały kwiaty wrzosu. Z jego szczytów opadał tiul w lawendowym kolorze, tworząc baldachim odgradzający, od reszty pomieszczenia, znajdujące się pod nim posłanie utworzone z miękkich i delikatnych tkanin, na których rozsypane były różane płatki. Przed nim stał niski, prostokątny stoliczek nakryty kremowym płótnem, na którym stały misy z owocami i przekąskami oraz karafka z winem i dwa kielichy. Całość dopełniały rozstawione tu i ówdzie płonące świece, tworzące przytulny klimat.
— Pięknie, ale mogłyby tu być puste ściany, a ja i tak byłbym zachwycony, bo nic nie jest w stanie przyćmić twego piękna, nawet sama Afrodyta — mruknął spartanin, składając delikatny pocałunek na karku Taehyunga.
— Zawstydzasz mnie, wojowniku Aresa — ledwo wydusił, czując jak na jego policzki wpływa dorodny rumieniec, a nogi miękną dla tego jedynego mężczyzny. — Napijmy się wina.
Wyswobodził się z uścisku spartanina i podszedł do stolika. Sięgnął do karafki i, pozbywając się korka, nalał czerwoną ciecz do dwóch kielichów. Wziął jeden z nich w swoją dłoń i odwrócił się w stronę Jeongguka, który podszedł do niego. Zlustrował go od góry do dołu, podziwiając ciężką zbroję, która okalała jego ciało niczym druga skóra. Wyglądał w niej naprawdę seksownie, ale w tym momencie była tylko zbędnym elementem. Nie myśląc długo młodzieniec odstawił kielich i zbliżył się do wojownika.
— Ale najpierw pozbędziemy się tego — powiedział, stukając palcem w złotą powłokę. — I tego — dodał, przenosząc swoje dłonie w stronę hełmu, i ściągnął go z jego głowy.
— Dziękuję — szepnął Jeongguk, wpatrując się w Taehunga, który mógł przysiąc, że po raz kolejny się zakochał.
— Wojowniku Aresa — westchnął, podziwiając jego przystojną twarzy. — To właśnie ty przyćmiewasz swym pięknem wszystkich dookoła, nawet samego Apolla.
Jeongguk uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów i schylił się, by ucałować policzek syna Afrodyty, dziękując mu w ten sposób za komplement. Wziął z jego rąk hełm, odkładając go na jedną z ław znajdujących się w świątyni, by po chwili ułożyć koło niej zbroję, którą zdjął ze swojego wyrzeźbionego torsu.
— Och Aresie, czemu on jest tak idealny? Przecież tak nie może wyglądać zwykły śmiertelnik. Na wszystkich Bogów to jemu należy się tron na Olimpie. — Taehyung mamrotał pod nosem, mając oczy utkwione w postawnej sylwetce wojownika okrytej jedynie czerwoną togą, która nie pozostawiała wiele dla wyobraźni. Zagryzł dolną wargę, żeby nie jęknąć z podniecenia, a słysząc grzmot, wyrwał się z tego dziwnego transu. — Och już się nie złość — mruknął, zwracając się do Zeusa, i przewrócił oczami w rozbawieniu.
— Co mówiłeś? — zapytał Jeongguk, odwracając się w jego stronę.
— Nic takiego — bąknął, jeszcze bardziej się czerwieniąc. — Napijmy się wreszcie tego wina — powiedział głośniej i, podchodząc do stolika, wziął kielichy w dłonie, podając jeden spartaninowi.
Jeongguk wziął w dłoń kielich i, przystawiając go do swoich ust, upił kilka łyków czerwonej cieczy, a przyjemne ciepło zalało jego gardło. Spiął się, widząc jak Taehyung na raz wychyla całą zawartość naczynia.
— Czym się denerwujesz synu Afrodyty? — zapytał, zabierając kielich z jego dłoni, by oba odstawić na stoliku, po czym wziął jego dłonie w te swoje i spojrzał w jego szafirowe oczy, w których zaczynały się formować łzy w sekundzie zmieniając jego nastrój.
— Prosiłem, żebyś mnie tak nie nazywał — odparł, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę smutku, która ścisnęła serce wojownika.
— Przepraszam Najdroższy. Powiesz mi dlaczego nie mogę tak cię nazywać? Co się dzieje? — dopytał.
— Ja... — zawahał się i wziął płytki oddech, bo na więcej nie pozwoliła mu gula zaciskająca gardło. — Ja nie jestem jej synem. Nie jestem półbogiem i jeśli... Jeśli to było powodem, dla którego chciałeś mnie uratować, narażając się na gniew najwyższej kapłanki, króla Koryntu oraz bogów to proszę odejdź... — dokończył swoją wypowiedź, czując jak głaz zalegający na jego sercu w końcu z niego spada, dając upragnioną ulgę. Spuścił wzrok na ich splecione ręce i zacisnął usta bojąc się, że miał rację co do zamiarów spartanina.
Jeongguk rozchylił w niedowierzaniu usta, bo nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa i tą niepewność co do wartość własnej osoby.
— Taehyung — zwrócił się do niego pełnym imieniem tak jak wcześniej go poprosił. — Spójrz na mnie.
Młodzieniec od razu na niego spojrzał, zatracając się w jego ciepłych, ciemnych oczach.
— Kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem nie wiedziałem kim jesteś. Nie znałem legendy o Perle Afrodyty mimo, że mieszkam w Koryncie już od kilku miesięcy. Nie wierzyłem w istnienie półbogów i nie miałem zamiaru sprawdzać czy w tych wszystkich mitach jest ziarenko prawdy — powiedział, przenosząc swoje dłonie na jego rumiane policzki i kciukiem wytarł samotną łzę, która uciekła z kącika jego oka. — Jednak wiedziałem, że to ciebie od zawsze szukała moja dusza, że to dla ciebie biło moje serce i, że to twojego dotyku pragnęło moje ciało. I nieważne czy jesteś śmiertelnikiem czy półbogiem, chcę ciebie i tylko ciebie, więc pozwól mi być twoim mężczyzna.
— Pokaż mi — szepnął, przybliżając się do niego, i musnął jego malinowe usta. — Pokaż jak bardzo mnie potrzebujesz i bądź moim mężczyzną — poprosił, odsuwając się od niego, i chwycił za purpurową szarfę, która oplatała jego talię. Rozwiązał ją cały czas patrząc w oczy spartanina i poluzował chiton, który zsunął się z jego ramion, odkrywając jego nagie ciało.
Serce Jeongguka zatrzymało się, oddech ugrzązł w gardle, a kolana zmiękły, nie będąc w stanie dłużej utrzymać w pionie muskularnego ciała. Upadł na kolana u stóp Taehyunga i skłonił głowę, oddając mu należyty szacunek.
— Drogi Morfeuszu, jeśli to jeden z twoich cudownych snów... Błagam nie każ mi się z niego budzić — wyszeptał, składając ręce jak do modlitwy, co wywołało cichy chichot młodzieńca.
— Zobacz, jestem prawdziwy — polecił i westchnął z rozczulenia, dostrzegając wypieki na twarzy tego nieposkromionego wojownika. Przy nim stawał się zupełnie innym człowiekiem, tak nieśmiałym i nieporadnym w swoich gestach, co sprawiało, że Taehyung pragnął go jeszcze bardziej.
Jeongguk niepewnie uniósł głowę, by upewnić się, że faktycznie nie śni, a to co widzi nie jest tylko złudzeniem.
I, och Bogowie! Przed oczami miał najczystszej postaci perfekcję.
Rubinowe usta młodzieńca wyginały się w zmysłowym uśmiechu, sprawiając, że zgrabny nosek z pieprzykiem na czubku słodko się marszczył, a w szafirowych oczach przeskakiwały radosne iskierki. Jędrne, ponętne ciało oplatały sznury maleńkich perełek, układając się w fale na torsie, ramionach i pełnych biodrach, które wraz ze zdobiącą szyję kolią, idealnie współgrały z błyszczącą od olejków karmelową skórą, a wetknięty w ciemnobrązowe loki wrzosowy wianek podkreślał eteryczność jego urody.
Taehyung wyglądał zjawiskowo i zasługiwał na miano Perły Afrodyty bez względu na to czy w jego żyłach płynęła boska krew czy też nie.
— Chodź do mnie — mruknął, obniżając swój głos o oktawę. Mimo, że na jego policzkach wciąż widać było oznakę wcześniejszego zawstydzenia, ton jego głosu był władczy, a oczy płonęły mu czystym pożądaniem, całkowicie zmieniając jego postawę.
Taehyung jęknął, czując jak fala podniecenia zalewa jego ciało, rozgrzewając do czerwoności pierścień jego mięśni, które mimowolnie zacisnął i sprawiając, że jego penis drgnął, ocierając się o zwisające z jego bioder perły. Przełknął ciężko ślinę i wziął kilka oddechów, by dodać sobie odwagi, która wraz z pewnością siebie gdzieś uleciała, wprawiając go w zawstydzenie o czym świadczyły gorące rumieńce na jego twarzy.
— Perełko.
Kolejny raz jęknął, słysząc to pieszczotliwe określenie wydobywające się z cudownie wykrojonych ust spartanina, w którego wciąż z uwielbieniem się wpatrywał, i pokonał dzielącą ich odległość. Jeongguk pochylił się w jego stronę i wyciągnął swoje dłonie, by złapać w palce ciasno przylegające rzemyki, które oplatały jego gładkie łydki. Rozwiązał je jednym płynnym ruchem, po czym pogładził ślady, które po sobie zostawiły.
— Unieś stopę — poprosił, a gdy Taehyung spełnił jego prośbę, ściągnął z jego prawej stopy złoty sandał i, całując ją, odstawił na zimną posadzkę. Po chwili zaczął wykonywać tą samą zmysłową czynność na tej lewej, za co został obdarowany cichymi sapnięciami, dzięki którym poczuł jak stado motyli zaczęło wirować w dole jego umięśnionego brzucha.
— Jeongguk... — wyszeptał, opierając swoje dłonie na jego barkach, i mocno wbił w nie swoje palce, by utrzymać równowagę i nie upaść. Jego oddech stał się ciężki, a od ogarniającego podniecenia zaczęło kręcić mu się w głowie. — Błagam nie każ mi dłużej czekać i posiądź mnie...
Spartanin zacisnął palce na lewej kostce młodzieńca i złożył ostatni pocałunek na jego stopie, po czym obiema dłońmi zaczął sunąć w górę jego łydek, następnie ud, a kiedy powstał zacisnął je na jego krągłych biodrach. Przyciągnął go bliżej siebie i wpasował się w jego słodkie usta.
Pragnął go tak mocno, że miał ochotę zerwać okalające jego ciało sznury pereł i pieprzyć go bez wytchnienia, wsłuchując się w melodię, którą tworzyłyby ich łączące się ze sobą ciała w akompaniamencie toczących się po posadzce drobnych kuleczek, ale kochał go tak bardzo, że chciał wszystkiego doświadczać powoli, delektując się jego karmelową skórą i spijać z jego ust każde rozkoszne jęknięcie.
Taehyung westchnął, rozchylając swoje usta, by Jeongguk mógł wsunąć w ich wnętrze swój język, pogłębiając pocałunek. Przesunął swoje dłonie z barków wojownika na jego kark i odnalazł starannie zapleciony warkocz, który po chwili rozplątał, wplatając swoje palce w jego długie, falowane włosy. Pociągał za nie, wyrywając z warg spartanina gardłowe jęknięcie. Jeongguk chwycił go jedną ręką pod kolanami, a drugą oplótł jego plecy i, nie przerywając namiętnego tańca ich zwinnych języków, podniósł go. Trzymając młodzieńca w swoich silnych ramionach, skierował się w stronę stolika i obszedł go, uważając, by niczego nie zrzucić. Uklęknął na miękkim materiale i ułożył go w centrum utworzonego dla nich gniazdka. Oderwał się od uzależniających ust Taehyunga i, układając dłonie na jego kolanach, rozchylił jego uda wchodząc między nie.
— Czym sobie zasłużyłem, by Persefona podarowała mi najpiękniejszy kwiat na ziemi? — zapytał, patrząc na leżącego przed nim Taehyunga wciąż nie wierząc, że jest realny. Wyglądał jeszcze piękniej otulony białym materiałem, na którym rozsypane były różowe płatki, które wplatał się w ciemne loki. Jego rumiane policzki i nieśmiały uśmiech zdobiący intensywnie rubinowe wargi sprawiały, że wydawał się być jeszcze delikatniejszy.
W szafirowych oczach Taehyunga znowu zalśniły łzy, bo słysząc wypowiadane słowa i widząc uwielbienie w hebanowych oczach spartanina, zaczynał wierzyć, że mógł być dla kogoś najpiękniejszym i najcenniejszym człowiekiem. Naprawdę mógłby w tej chwili uwierzyć, że jest Perłą Afrodyty, którą czciły wszystkie kapłanką jego domniemanej matki.
Podniósł się do siadu i przybliżył się do wojownika, wkładając swoje dłonie pod jego togę. Zacisnął swoje palce na jego muskularnych udach i przejechał paznokciami w górę, zdobiąc skórę czerwonymi pręgami. Gdy dotarł do bioder, odwiązał rzemyki znajdujące się po obu ich stronach i uwolnił jego genitalia spod skórzanego materiału, odrzucając go na bok. Następnie w prawą dłoń chwycił na wpół twardego penisa, którego lekko ścisnął, a kiedy z ust spartanina wyrwało się głębokie jęknięcie, przywarł swoimi ustami do tych jego, od razu wpraszając się językiem w ich ciepłe wnętrze.
Jeongguk oddawał z pasują każdy podarowany mu pocałunek i, łapiąc Taehyunga za biodra, wciągnął go na swoje uda. Jego ruch sprawił, że młodzieniec puścił trzymanego w dłoni penisa i otoczył ramionami szyję wojownika, silnie przywierając do niego spragnionym dotyku ciałem. Spartanin zjechał swoimi dużymi dłońmi na jędrne pośladki młodzieńca i, ugniatając je, otarł się o jego twardą męskość. Zrobił to tak gwałtownie, że zaczepił o sznur pereł, który zdobił biodra Taehyunga i zerwał go, rozsypując na wszystkie strony białe kuleczki.
— Ach przepraszam — jęknął skruszony, ale zaraz się uśmiechnął, słysząc rozkoszny chichot młodzieńca.
— Nic się nie stało — szepnął mu do ucha, po chwili przejeżdżając po nim językiem. — A teraz wyłącz myślenie i daj się ponieść. Pragnę tego tak samo mocno jak ty.
— Och — jęknął, gdy Taehyung zszedł pocałunkami na jego szyję i odchylił głowę, dając mu lepszy dostęp.
Syn Afrodyty zassał się na lewym obojczyku wojownika, zostawiając fioletowy ślad swoich ust na jego mlecznej skórze, po czym złapał za dół jego czerwonej togi i zdjął ją z jego umięśnionego ciała jednym, szybkim ruchem.
— Jeongguk, jesteś taki piękny — westchnął, pożerając wzrokiem jego szeroką klatkę piersiową, którą zdobił duży, złoty medalion z wizerunkiem boga strzegącego swego wojownika. Odpiął łańcuszek i zdjął medalion z jego szyi, delikatnie opierając go o ramię stelażu. Następnie ułożył swoje dłonie na jego torsie, by po chwili opuszkami palców przejechać po każdym wgłębieniu między wyćwiczonymi mięśniami. — Ateno miej mnie w swojej opiece, bo właśnie straciłem rozum dla wojownika Ares — wymruczał i popchnął spartanina, układając go na miękkim materiale. Pochylił się nad jego torsem i otoczył wargami sterczący sutek, by ssać go mocno.
Jeongguk również odchodził od zmysłów, kiedy Taehyung zagryzał się na jego drugim sutku, łaskocząc go w brzuch zwisającymi z ramion perłami i ocierając się swoim penisem o jego przyrodzenie. Kiedy zjeżdżał wargami coraz niżej, stemplując czerwonymi znaczkami brzuch i w końcu, kiedy owiał swoim ciepłym oddechem jego twardego członka, wywołując dreszcze na całym ciele.
— O Bogowie! — wykrzyknął, gdy niespodziewanie jego męskość w całości zniknęła w ustach młodzieńca, uderzając o tył jego gardła. Wplótł dłoń w jego włosy, ciągnąc za nie i wypchnął biodra do przodu.
Taehyung zachęcony jego ruchem i jęknięciami, które opuszczały jego rozchylone usta, zaczął szybko poruszać swoją głową, chcąc sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Lewą dłonią gładził wewnętrzną stronę uda spartanina, a w prawą chwycił mosznę, ugniatając nabrzmiałe jądra.
— Jeśli za chwilę nie przerwiesz tej słodkiej tortury to dojdę w twoje słodkie usta — wysapał na jednym oddechu i warknął gardłowo, gdy Taehyung jeszcze mocniej zassał się na główce jego penisa, po chwili jednak posłusznie wysuwając ją ze swoich ust.
— Nie miałbym nic przeciwko — wymruczał, zbliżając się do niego, i złożył mokrego całusa w sam środek jego warg. — Smakujesz lepiej niż ambrozja — dodał wprost do jego ucha, a Jeongguk złapał go w talii i przekręcił ich tak, że teraz to on górował nad swoją jedyną miłością.
— Pozwól, że teraz ja zasmakuje mojej najpiękniejszej Perełki — mruknął uwodzicielsko, patrząc prosto w szafirowe oczy Taehyunga, który zagryzł dolną wargę, będąc gotowym na wszystko co wojownik chciał mu ofiarować.
— Na stoliku w małym flakoniku jest olejek lawendowy — powiedział nieśmiało, a Jeongguk od razu podniósł się, by odnaleźć ów przedmiot.
Wrócił po chwili siadając na swoich łydkach. Wylał na dłoń trochę olejku i wsmarował go w swoje dłonie, odkładając flakonik w zasięgu wzroku. Taehyng zbliżył się do niego i, łapiąc go za policzki, ucałował miejsce tuż pod dolną wargą, gdzie znajdował się mały, uroczy pieprzyk, po czym odwrócił się do niego tyłem i, układając się wygodnie na posłaniu, wypiął w jego stronę swoje jędrne pośladki.
Jeongguk westchnął rozmarzony na malujący się przed nim widok. Był cholernym szczęściarzem, że syn Afrodyty zwrócił uwagę właśnie na niego i to z nim chciał spędzić tą noc, z miłości oddając mu swoją niewinność. Ułożył swoje dłonie na zewnętrznej stronie jego ud i, masując je, piął się ku górze. Złapał jego pośladki, wbijając palce w karmelową skórę, i rozchylił je, odsłaniając jego dziurkę. Pochylił się i przejechał po niej językiem, wyrywając z gardła młodzieńca ciche sapnięcie. Uśmiechał się pod nosem, liżąc i ssąc jego wejście, po chwili przeciskając swój język przez pierścień mięśni Taehyunga.
— Och, Jeongguk-ah — jęczał z każdym pchnięciem języka wojownika, który bez wytchnienia wirował w jego wnętrzu, rozpalając płomień w jego podbrzuszu. — O Bogowie! — krzyknął, gdy język spartanina został zamieniony na jego place, które teraz dokładnie go rozciągały, by mógł przyjąć coś znacznie większego. Zagryzł wargę czując jak nieubłaganie zbliża się do szczytu i szarpnął swoimi biodrami, dając znać, by Jeongguk zaprzestał swoich ruchów.
— Odwróć się w moją stronę chcę na Ciebie patrzeć, gdy będziemy się kochać — polecił, a Taehyung bez wahania spełnił jego prośbę, patrząc jak zaczarowany, jak wojownik po raz kolejny wylewa na swoją dłoń olejek, który wtarł w swojego penisa. Wdrapał się na jego uda i uniósł swoje biodra, czekając aż Jeongguk nakieruje swoje przyrodzenie na jego pulsującą dziurkę. Gdy to zrobił, młodzieniec obniżył swoje biodra, powoli nabijając się na jego męskość.
— Och — jęknął, gdy Jeongguk wszedł w niego całą swoją długością, trzymając go silnie za krągłe biodra, i wstrzymał oddech, starając się przyzwyczaić do uczucia rozpychania. Pojedyncza łza zaczęła spływać mu po policzku, ale nim dotarła do jego brody, została zatrzymana przez usta spartanina, który zaraz potem wpił się w jego rubinowe wargi.
Taehyung zaczął się poruszać, a Jeongguk wychodził mu swoimi biodrami na spotkanie. Całowali się namiętnie, przekazując sobie wszystkie skrywane uczucia. Miłość, oddanie, pożądanie, a przede wszystkim strach o ich wspólną przyszłość, który napędzał ich spragnione ciała, jednocześnie paraliżując ich szybko bijące serca.
Spartanin oderwał się od ust syna Afrodyty dopiero wtedy, kiedy jego płuca zaczęły domagać się tlenu. Zaczerpnął kilka oddechów, przenosząc swoje usta na jego smukłą szyję, i zassał się na jego grdyce, zdobiąc ją czerwoną malinką. Przejechał po niej językiem i dmuchnął na nią, wywołując gęsią skórkę na ciele młodzieńca, którego ciasno trzymał w swoich ramionach i wypełniał po same jądra, szukając tego jednego słodkiego punktu.
— Och tak... — Skomlenie wyrwało się z ust Taehyunga, kiedy penis wojownika otarł się o jego prostatę. Wygiął swoje plecy w łuk, opierając głowę na posłaniu, i rozłożył szerzej nogi, by dać mu lepsze pole manewru. Jeongguk przesunął swoje dłonie z pośladków młodzieńca na jego plecy, podtrzymując jego ciało przed upadkiem. Zmienił ułożenie swojego ciała, rozsuwając kolana, i oparł na nich jego ciężar, mocno napinając muskularne uda. Cofnął biodra i pchnął z całej siły, idealnie trafiając w najczulszy punkt Taehyunga, którego krzyk rozniósł się po całej świątyni, odbijając się od jej ścian.
— Och, Perełko — szepnął, wykonując kolejne pchnięcie, i słysząc kolejny jęk. — Jesteś tak cudownie ciasny i tak nierealnie piękny — kontynuował, nie przestając się poruszać, i patrzył na twarz Taehyunga, na której było widać czystą rozkosz. — Chciałbym ci tak wiele powiedzieć, ale tylko dwa słowa rozbrzmiewają w mojej głowie, cisnąć się na usta, gdy mam cię tak blisko siebie — urwał, a kiedy młodzieniec otworzył oczy, by spojrzeć na niego wyznał: — Kocham cię...
— Powtórz — polecił, łapiąc za jego silne ramiona, by przyciągnąć go do siebie.
— Tak bardzo cię kocham, moja najdroższa Perełko — powtórzył, nachylając się nad nim, i przywarł do jego warg. Zaczął zachłannie go całować, dziko poruszając się w jego wnętrzu, a Taehyung oddawał mu się w całości, roniąc łzy z ogarniającego go szczęścia i zbliżającego się spełnienia.
— Jeonggukie — wydusił, zaciskając się na penisie spartanina, i doszedł, rozlewając się między ich przylegające, spocone ciała. Jeongguk wciąż go posuwał, przedłużając jego orgazm i goniąc swój własny. Osiągnął szczyt chwilę później, kiedy z ust Taehyunga padło krótkie, ale oczekiwane niemal wieczność wyznanie.
— Ja ciebie też kocham, mój niepokorny wojowniku.
Opadli na miękki materiał, wciąż trwając w swoich ramionach, i delikatnie gładzili swoje drżące z rozkoszy ciała, tak długo aż Morfeusz się o nich upomniał, zabierając ich do krainy snów.
Nad Akrokoryntem przez cały ten czas szalała burza, chroniąc kochanków, by nikt nie zakłócił tej pięknej chwili uniesienia, a jedynymi świadkami były posąg Afrodyty i medalion Aresa.
JustVtine
Perła Afrodyty i Wojownik Aresa dali ponieść się gorącej namiętności, zapominając o czekającej ich przyszłości.
Czy wyznanie Taehyunga jest prawdziwe? Czy Afrodyta nie jest jego matką?
Czy uda im się opuścić świątynie zanim ktoś ich przyłapie i dotrzeć do portu, by wyruszyć w bezpieczne miejsce?
A może los po raz kolejny sobie z nich zadrwi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top