Akt II - My Pearl, I Fell In Love
Enjoy reading, My Pearls! 🕊️🤍
Nad Korynt nadciągała burza. Ciemne, kłębiaste chmury pędzone wiatrem przysłaniały czyste, błękitne niebo pokrywając mrokiem ziemię. Duże, ciężkie krople chłodnego deszczu spadały na biegnącego w stronę wzgórza Taehyunga, mocząc jego włosy i szatę, która po chwili przykleiła się do jego rozgrzanego ciała. Poruszał się tak szybko na ile pozwalały mu bose stopy, zatapiające się w złotym piasku. Jego serce dudniło niespokojnie, a szafirowe oczy zaciskały się za każdym razem, kiedy do jego uszu docierał dźwięk groźnego pomruku.
Znowu się bał.
Bał się spowitej ciemności i szalejącej burzy. Bał się wrócić do świątyni i stawić czoła najwyższej kapłance, która na pewno już tam na niego czekała. Jednak najbardziej bał się gniewu bogów, który mógł sprowadzić nie tyle co na siebie, lecz na jego spartanina. Nie chciał, żeby coś mu się stało przez niego, a tym bardziej nie chciał go stracić. Na samą myśl jego ciało ogarniał strach, ale mimo to wciąż brnął do przodu, by stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu.
Chciał w końcu zaznać upragnionego szczęścia u boku wojownika Aresa.
Kiedy dotarł do wschodniej części Akrokoryntu ulewa była tak silna, że zamazywała mu obraz. Odgarnął z oczu brązowe kosmyki i zaczął wspinać się po murze. Nie mogąc utrzymać się na śliskiej powierzchni, co chwilę zsuwał się na ziemię. Po kilku próbach w końcu udało mu się wdrapać na mur i bezpiecznie przeskoczyć na drugą stronę. Skierował się w stronę świątyni, wchodząc na wyłożoną marmurowymi blokami alejkę, i poczuł przeszywający ból. Zatrzymał się, spoglądając w dół, i dostrzegł, mieszającą się z wodą, krew wypływającą spod jego stóp. Przez buzującą adrenalinę w żyłach, nie zauważył jak bardzo zranił swoje stopy. Westchnął ciężko, bo dotarło do niego, że uciekał tak szybko, że zapomniał o swoich sandałach pozostawionych gdzieś na plaży. Pokręcił głową z bezsilności, przetarł dłonią mokrą twarz i podszedł do kamiennej budowli, ostrożnie stawiając kroki. Zawahał się przed wejściem na marmurowe schody. Uniósł głowę i utkwił spojrzenie w czarnych, kłębiących się nad świątynią chmurach. Przełknął ślinę, a zimny dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. Wziął kilka głębokich oddechów i wyciągnął bosą stopę w stronę pierwszego stopnia, ale nim zdążył postawić ją na zimnej posadzce rozległ się głośny grom. Niebo się rozwarło wypuszczając piorun przypominający swym kształtem świecący sznur pereł, który uderzył między dwie centralne kolumny chroniące wejście do pronaosu. Siła uderzenia była tak wielka, że odrzuciła go na kilka metrów do tyłu, nie pozwalając zbliżyć się do świątyni, i utworzyła wyrwę w marmur że, dzieląc schody na dwie części.
Taehyung leżał przez chwilę całkowicie zamroczony, a kiedy doszedł do siebie, powoli otwierając szafirowe oczy, zobaczył, że oświetlały go promienie słońca. Burza ustała, niebo znów było błękitne, a duże kałuże były jedynym znakiem, który potwierdzał, że przebyta nawałnica nie była tylko złudzeniem. Syknął z bólu, podnosząc się do pozycji siedzącej, i spojrzał na swoje obtarte ręce, z których spływała krew.
— O Bogowie! Perełko nic ci nie jest?!
Krzyk Arete spowodował, że podskoczył ze strachu, łapiąc się za pierś. Dziewczyna upadła na kolana obok niego, biorąc w dłonie jego mokrą twarz, by dokładnie mu się przyjrzeć.
— Chyba nic mi nie jest — szepnął, próbując uspokoić dziewczynę. — Piorun uderzył w świątynię i mnie odrzuciło — dodał, a Arete przeniosła swój wzrok na budowlę i w zdziwieniu otworzyła szeroko usta.
— Och Zeusie, cóż cię tak rozwścieczyło... — mruknęła widząc powstałą szkodę.
— Możliwe, że ja... — rzekł Taehyung, a młoda kapłanka ponownie na niego spojrzała.
— Nie wygaduj głupot. Czym niby miałbyś go rozzłościć? — Zapytała, odgarniając z jego oczu kosmyki, z których skapywała woda.
— Spotkałem się ze spartaninem, by prosić go o pomoc... — przerwał na chwilę, wahając się czy powiedzieć całą prawdę, ale widząc w oczach dziewczyny szczerość i troskę dokończył: — I oddałem mu swój pierwszy pocałunek.
— Och... — Westchnienie opuściło czerwone ust Arete. — Nie sądzę, żeby niewinny pocałunek tak wkurzył naszego Zeusa, szczególnie patrząc na to wszystko co się tutaj dzieje. Musi mieć poważny powód, że postanowił interweniować. Wydaje mi się, że on cię ostrzega. W końcu nie pozwolił ci wejść do świątyni.
— Ostrzega? Ale przed czym? — Rzucił bardziej do siebie niż do dziewczyny, zastanawiając się czy jego życie faktycznie może być zagrożone.
— Pytanie powinno brzmieć "przed kim?". W świątyni była najwyższa kapłanka, więc to oczywiste, że ostrzega cię przed nią i przed tym co zamierza ci zgotować — odpowiedziała, ciężko wzdychając, po czym pomogła podnieść się synowi Afrodyty z ziemi. — Ona nie może cię zobaczyć w takim stanie, bo domyśli się, że znowu uciekłeś. Musimy szybko iść do mnie, tam jeszcze cię jej służki nie szukały, więc mamy nad nimi przewagę, by nigdy nie dowiedziały się, że bez zgody opuściłeś Akrokorynt.
— Nigdy bym nie dostał zgody na opuszczenie tego miejsca. Odkąd Ifigenia została najwyższą kapłanką, dostała jakiejś obsesji na moim punkcie. Z początku myślałem, że to toksyczna miłość, ale kiedy pierwszy raz dostałem od niej w twarz, dotarło do mnie, że jedynym uczuciem jakie do mnie żywi jest nienawiść. A ja... Nigdy niczego jej nie zrobiłem, żeby tak mnie traktowała — powiedział smutno i poprawił mokrą togę, drżąc z zimna.
— Och, Perełko — szepnęła Arete i przytuliła młodzieńca do swojego ciała, nie zważając na to, że był cały mokry. — Pamiętaj, że ja cię kocham. Zawsze będziesz moim malutkim braciszkiem — mówiła, uspokajająco głaszcząc go po plecach. — I nasza matka też cię bardzo kocha. Przepraszam, że nie jesteśmy w stanie ochronić cię przed tą ladacznicą, ale wierzę, że twój spartanin w końcu wyrwie cię z jej łap.
— Dziękuję wam za wszystko co dla mnie robicie. Nawet nie wiem jak miałbym się za to odwdzięczyć — szepnął, oplatając ręce wokół talii dziewczyny, i schował twarz w zgięciu jej szyi, by nie dostrzegła pojawiających się łez w jego oczach.
— Nic nie musisz robić. Po prostu bądź szczęśliwy to nam wystarczy. A teraz chodźmy do domu, bo cały drżysz — powiedziała, ostatni raz mocno go przytulając i łapiąc go za rękę, poprowadziła do swojego małego oikosu, który dzieliła z matką i kilkoma innymi kapłankami.
Uchyliła bramę prowadzącą na niewielki dziedziniec i rozejrzała się dookoła. Nie dostrzegając żadnej z mieszkających tu kobiet, pociągnęła Taehyunga za rękę, i biegiem ruszyła do zajmowanej przez nią izby. Wepchnęła syna Afrodyty do środka i zaryglowała drzwi.
— Dobry Posejdonie! Przecież ty jesteś cały przemoczony. Ściągaj szybko tą mokrą szatę. Arete natychmiast osusz jego ciało. Na Bogów twoje usta już są sine! — Usłyszeli przejęty głos starszej kobiety, na której widok szerokie uśmiechy zagościły na ich twarzach.
— Witaj Tryfeno. Ciebie też dobrze widzieć — przywitał się Taehyung, oddając pokłon swojej zastępczej matce, która znalazła go u wybrzeża Koryntu i uratowała przed utonięciem.
— Perełko moja słodka, czy ja zawsze muszę się tak o ciebie martwić? Zaczęłam już odchodzić od zmysłów. W ogóle nie powinieneś opuszczać Akrokoryntu — panikowała, gestykulując rękoma.
— Mamo przecież ci mówiłam, że musiał iść, żeby się spotkać z dowódcą wojska spartańskiego i prosić go o pomoc. W trójkę nie damy sobie rady z najwyższą kapłanką i strażą królewską, która jest na każde skinienie jej ręki — powiedziała Arete i sięgnęła po leżący na krześle miękki materiał.
— Och, właśnie. Jak wygląda sytuacja? Pomoże nam? — Zapytała i podeszła do stojącego, wciąż w tym samym miejscu, Taehyunga. Pomogła mu się wyswobodzić od zimnej, przylepionej do ciała togi, a Arete od razu okryła go ciepłym, białym materiałem, za co młodzieniec podziękował jej skinieniem głowy.
— Powiedział, że zrobi dla mnie wszystko — zaczął, oplatając się szczelniej materiałem, i usiadł na jednym z krzeseł, które stały przy stole, a na jego twarz wpłynął dorodny rumieniec. — Nie mogłem mu wszystkiego powiedzieć na plaży, bo miałem za mało czasu, ale obiecał, że dzisiaj o północy przyjdzie do świątyni.
— Oby ci się udało mu wszystko wyjawić i żeby od razu zaczął działać, bo naprawdę mamy mało czasu. Podsłuchałam rozmowę służek Ifigenii i ona planuje jutro w południe wydać cię królowi Koryntu — powiedziała Tryfena.
Taehyung poczuł jak boleśnie ściska mu się serce, a w gardle tworzy się gula utrudniająca oddychanie. To nie mogło się tak skończyć, kiedy w końcu zdobył się na odwagę, żeby ujawnić swoją tożsamość przystojnemu spartaninowi. Tyle miesięcy czekał, obserwując go z oddali i wzdychając z tęsknoty, by móc w końcu poczuć jego usta na tych swoich. Wyplątał dłoń z okrywającego jego ciało materiału i opuszkami palców dotknął swoich warg, wspominając tą delikatną chwilę uniesienia, by po chwili wrócić myślami do dnia, w którym pierwszy raz go ujrzał.
Ten dzień od samego początku wydawał się Taehyungowi wyjątkowy. Wstał w dobrym humorze, mimo ciągłych spięć z nowo wybraną najwyższą kapłanką. Zjadł lekkie śniadanie złożone ze świeżego pieczywa, warzyw i ciepłej jaśminowej herbaty, które podały mu służki Ifigenii, po czym opuścił świątynię swej matki, by udać się do ogrodów. Ułożył się na trawie na tyle daleko od przebywających tam kapłanek, żeby mu nie przeszkadzały, jednak na tyle blisko, by móc wyłapać najciekawsze wieści z niedalekiego miasta. Utkwił spojrzenie swoich szafirowych oczu w błękicie nieba, po którym przesuwały się urocze, białe obłoczki i nakręcał na palec pukiel brązowych włosów nucąc pod nosem kołysankę, która była jedynym co pamiętał z wczesnego dzieciństwa.
— Słyszałyście nowe wieści? — Zapytała jedna z dziewcząt o jasnych włosach, zwracając tym samym na siebie uwagę młodzieńca, który oderwał wzrok od podziwianego nieboskłonu. — Dzisiaj do Koryntu przybywa oddział wojsk spartańskich pod dowództwem nieposkromionego Jeongguka.
— Och, nie wiedziałam, że to już dzisiaj. Oczekiwali ich od tygodni — odpowiedziała jej siedzącą tuż obok brunetka. — Ale za to słyszałam, że dowódca Sparty jest niezwykle przystojny i ma tak przeszywające spojrzenie, że aż miękną kolana.
— Och, też słyszałam, że jest niezwykle apetycznym kąskiem. Najlepszym z całego oddziału. Już zazdroszczę jego wybrance — odezwała się rudowłosa kapłanka, na której słowa usta Taehyunga opuściło głośne prychnięcie, a oczy trzech kobiet zwróciły się w jego kierunku.
— Jeszcze go nie widziałyście, a już wzdychacie, jakby co najmniej był półbogiem — mruknął, z niedowierzaniem kręcąc głową, i ponownie spojrzał na białą chmurkę przypominającą małego króliczka. — Nie łudźcie się. Żadna z was nie skradnie jego serca.
— A skąd ty to możesz wiedzieć? — Zapytała ze złością blondynka. — Myślisz, że ty go usidlisz?
— A czemuż miałbym? — odparował, nie racząc spojrzeć na swoją rozmówczynię.
— Och doprawdy wszyscy wiedzą, że Perła Afrodyty jest pod skrzydełkami Ganimedesa i gustuje w silnych mężczyznach, aniżeli w delikatnych niewiastach — parsknęła ciemnowłosa, posyłając chłopcu kpiący uśmieszek.
— Nie wasza sprawa w kim gustuję. Nie ważne czy to będzie mężczyzna, czy kobieta. Ważne, żeby połączyło nas prawdziwe, szczere uczucie. I tego również wam życzę moje drogie panie. Pięknej, wielkiej miłości — bąknął podnosząc się z ziemi i ruszył w drogę powrotną do świątyni, zostawiając oniemiałe kapłanki, które w duchu przyznały mu całkowitą rację. Podziwiały młodszego od siebie chłopca za bycie wiernym swoim przekonaniom i nie poddawanie się wpływom innych ludzi, mimo, że nigdy tego na głos nie wypowiedziały.
Taehyung wbiegł po schodach, szybko wchodząc do pronaosu, przeszedł przez cellę i adyton docierając do opistodomosu. Podszedł do wielkiego kufra i uchylił wieko, wygrzebując z jego dna szarą, lekko zniszczoną togę i pasującą do niej kolorem pelerynę z kapturem. Wrócił do adytonu i położył na kline przygotowane szaty. Westchnął i zrzucił z ciała swoją piękną, zdobioną złotą nicią szatę, by nałożyć niewyróżniające się z tłumu odzienie. Gdy był już gotowy, okrył swoje ciemne loki kapturem i opuścił świątynię. Rozejrzał się dookoła i ruszył szybkim krokiem w stronę dobrze mu znanego miejsca przy wschodniej części muru, tak by nikt go nie zauważył. Przeskoczył na jego drugą stronę i skierował się niewielką dróżkę w dół wzgórza, prosto do miasta. Musiał się przekonać na własne oczy jak wyglądał wojownik Aresa, który zmierzał do Koryntu, gdyż jego serce zabiło mocniej, słysząc rozmowę kapłanek. Wtedy jeszcze nie wiedział, dlaczego tak bardzo wyrywało się w stronę nieznajomego mu spartanina.
Docierając do miasta starał się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Usiadł na jednej z ławek znajdujących się jak najbliżej głównego pomostu w porcie i utkwił wzrok w morzu, na którego horyzoncie majaczyły statki wojsk spartańskich. Nie zdawał sobie sprawy ile tak siedział w oczekiwaniu, nie zwracając uwagi na to, że przypływ już się skończył, a jego czas ochronny dawno minął. Musiał go zobaczyć i żadna siła nie dałaby rady odwieść go od podjętej decyzji.
Młodzieniec podniósł się z ławki, kiedy największy z płynących do Koryntu okrętów w końcu dobił do brzegu. Zacisnął dłonie na balustradzie i, przygryzając dolną wargę, przyglądał się jak załoga statku sprawnie cumuje go do pomostu. Przebywający w porcie ludzie ruszyli z pomocą przybyłym spartanom, by jak najszybciej wypakować z okrętu przywiezione przez nich rzeczy. Skanował wzrokiem sylwetki pojawiających się wojowników, przyznając w duchu rację, że prezentowali się nad wyraz męsko w wykutych w brązie zbrojach i hełmach ozdobionych czerwonymi pióropuszami. Jednak żaden nie wzbudził w nim większego zainteresowania. Westchnął ciężko stwierdzając, że kapłanki musiały się pomylić. Spuścił wzrok, ruszając w drogę powrotną do Akrokoryntu, ale jego serce nagle zaczęło uderzać w szalonym tempie, jakby chciało uwolnić się z jego piersi i uciec w tylko sobie znanym kierunku. Zatrzymał się, zwracając spojrzenie w stronę statku, i wtedy go ujrzał.
Dowódca jako jedyny nie miał na sobie pełnego uzbrojenia. Był ubrany w czerwoną togę na szerokich ramiączkach, która idealnie opinała jego wyrzeźbiony tors, kończąc się w połowie silnych, muskularnych ud. Jego długie do ramion włosy były rozpuszczone, delikatnie rozwiewane przez wiatr, ukazując przystojną twarz. Mocno zarysowana żuchwa sprawiła, że mężczyzna wydał się Taehyungowi jeszcze bardziej pociągający, a błąkający się na wargach filuterny uśmieszek, przyprawiał go o gęsią skórkę na całym ciele. Przełknął ciężko ślinę, a jego serce załomotało jeszcze mocniej, kiedy jego szafirowe oczy skrzyżowały się z tymi niemal czarnymi oczami wojownika. Czas się zatrzymał, a Taehyung poczuł jak strzała Erosa przebija jego młodzieńcze serce łącząc go ze spartaninem na wieki. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, gdyż do dowódcy podeszła delegacja z dworu królewskiego, by powitać go w Koryncie.
Taehyung wciąż patrząc na Jeongguka, przyłożył dłoń do piersi w miejscu, gdzie biło rozszalałe serce, starając się je uspokoić, bo dobrze wiedział, że będzie ono należeć już na zawsze do nieposkromionego wojownika Aresa i nawet śmierć nie sprawi, że przestanie go kochać.
Jakby byli dwoma częściami jednej duszy, które po wielu latach w końcu się odnalazły.
— Taehyung? — Głos Arete starał się przebić przez gonitwę jego myśli, które wciąż krążyły wokół spartanina.
Pragnął znów go zobaczyć. Pragną znów posmakować jego ust. Pragnął zdecydowanie więcej. Pragnął, by wojownik wtargnął do jego ust językiem niczym huragan i odebrał mu oddech. Pragnął, żeby jego duże, silne dłonie, które zabiły setki wrogów, z pasją dotykały każdej krzywizny jego ciała, tak delikatnie jak jeszcze nigdy nikogo, ucząc się go na pamięć. Pragnął, by to on odebrał mu jego niewinność wraz ze wszystkimi zmysłami, tracąc również swoje. Pragnął być jego i nazywać go swoim już na wieki...
— Taehyung czy ty w ogóle nas słuchasz? – Tym razem usłyszał pełen troski głos Tryfeny.
Młodzieniec zwrócił swoje spojrzenie w jej stronę i zamrugał kilka razy, próbując odgonić te nieprzyzwoite myśli.
— Przepraszam zamyśliłem się — szepnął, a dorodny rumieniec oblał jego policzki.
— Domyślam się, że nie myślałeś o czekającym cię spotkaniu z królem, ani o próbie ucieczki — powiedziała jego przybrana matka. — Co ukrywasz Tae? Co się dzieje? — Zapytała, przykucając przy nim i przyjrzała się jego twarzy, którą po chwili ukrył w dłoniach, zanosząc się płaczem.
— Ja... Ja nie mogę... Nie mogę... — Starał się wydusić z siebie.
— Ciii już dobrze — wymruczała, przyciągając młodzieńca do siebie, i głaskała go uspokajająco po otoczonej aureolą kręconych włosów głowie, pozwalając wypłakać mu się w swoje ramię. — Jesteśmy przy tobie i nie pozwolimy mu cię skrzywdzić — dodała, a Taehyung jeszcze bardziej zaszlochał.
— Mamo — szepnęła Arete, zwracają na siebie uwagę kobiety. — Myślę, że tu nie chodzi o króla Koryntu, a o dowódcę wojsk spartańskich.
— Jak to? — Zdziwiła się i oderwała Taehyunga od swojego ramienia, by móc ponownie przyjrzeć się jego zapłakanej twarzy. — Przecież obiecał, że ci pomoże więc dlaczego płaczesz?
— Bo ja go... — Nie zdążył wydusić, bo przerwało mu głośne walenie do drzwi.
— Później dokończymy tą rozmowę. Arete zabierz go do sypialni i ubierz w czystą togę, ja się zajmę Ifigenią — powiedziała do córki, po czym wstała i podeszła do drzwi.
— Wiem, że tam jesteście! Otwórz natychmiast! — Krzyknęła najwyższa kapłanka, a w jej głosie słychać było wściekłość.
Tryfena nabrała haust powietrza w płuca, po czym powoli go wypuściła. Przesunęła zasuwę w drzwiach i uchyliła je, by wpuścić do środka stojącą po ich drugiej stronie kobietę.
— Cóż cię do mnie sprowadza najwyższa kapłanko? — Zapytała i ukłoniła się, oddając jej należyty, choć nie zasłużony szacunek.
— Ten gnojek znowu uciekł — prychnęła. — Jak go dorwę to już nie będę taka miła.
— Uspokój się Ifigenio. Nie powinnaś obrażać syna Afrodyty. Chyba nie chcesz się narazić na gniew naszej bogini? — Zapytała Tryfena, patrząc twardo na swoją rozmówczynię.
— Masz rację Tryfeno, ale chłopak jest tak nieposłuszny, że już puszczają mi nerwy. Na szczęście jutro zostanie uroczyście powierzony królowi i zamieszka w pałacu, by tam spełnić swoją powinność — odpowiedziała, a na jej twarzy zagościł pogardliwy uśmiech. Już nie mogła się doczekać, kiedy pozbędzie się tego kapryśnego półboga.
— Dlaczego robisz to wbrew jego woli? — Zapytała starsza z kobiet, a jej ciało zadrżało ze strachu.
—Takie od początku było jego przeznaczenie. Był, a raczej jest darem, który ma sprawić, że życie będzie lepsze. On da królowi i jego synom trochę przyjemności, a nam już nigdy niczego nie zabraknie. Jutro Taehyung ma być najpiękniejszą wersją siebie, dlatego przyszłam prosić ciebie i twoją córkę o pomoc, gdyż jesteście najbliższe naszej Perełce — sarknęła, wywracając oczami. — Jak już się odnajdzie i zaszczyci nas swoją obecnością to udacie się do łaźni, by przygotować go do spędzenia upojnej nocy z królem. Ma nie mieć na sobie zbędnego owłosienia, ma być świeży i pachnący, a jego skóra ma lśnić dzięki wtartym w nią olejkom. To rozkaz na dziś, więc mam nadzieję, że się wykażecie.
— Tak jest, najwyższa kapłanko. — Tryfena z ledwością wydusiła te cztery słowa i ukłoniła się nisko, by nie pokazać, że w jej oczach zebrały się łzy. Nie mogła pozwolić, by jej perełkę zbezcześcił ten stary, obleśny dziad zwany przez wszystkich królem. Nie mogła dopuścić, by był gwałcony przez jego synów dla uciechy całego Akrokoryntu.
— Bardzo mnie cieszy twoja odpowiedź — rzekła Ifigenia, wypinając dumnie swą pierś i patrząc z góry na pochylona przed nią kobietę. Czuła swoją władze i była wielce zadowolona, że kobieta była jej posłuszna i nie zamierzała się stawiać.
— A jaki jest rozkaz na jutro? — Zapytała, trwając w pokłonie, nie chcąc patrzeć na tą ladacznice, która bez zająknięcia sprzedała najcenniejszy skarb jaki otrzymali od ich bogini. Taehyung był darem, którego musiała strzec. Dlatego postanowiła udawać posłuszną, by wcielić rodzący się w jej głowie plan.
— Jutro dopełnicie przygotowań. Ma błyszczeć odziany w najpiękniejszą szatę i ozdobiony najdroższą biżuterią jak na Perłę Afrodyty przystało. Delegacja przybędzie w samo południe, więc do tego czasu ma być gotowy — odparła i, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, opuściła izbę.
— Czyli to prawda? — Rozbrzmiał drżący głos Taehyunga, który od razu po wyjściu kapłanki znalazł się u boku przybranej matki. — Odda mnie w łapy króla bym był córą Koryntu dla niego i jego pięciu synów.
— Nie pozwolę na to — odpowiedziała.
— Nie pozwolimy — poprawiła Arete, obejmując ramiona Taehyunga. — Ale najpierw przygotujemy cię na spotkanie...
— Nie możesz mnie przygotować na spotkanie z królem! — Krzyknął, przerywając wypowiedź przyjaciółce i wyrywając się z jej objęć. Obrócił się w jej stronę, by spojrzeć swoimi szklanymi oczami w te jej wyrażające zaskoczenie. — Przecież wiesz jaki on jest! Tyle razy byliśmy świadkami jego haniebnych czynów! A jego synowie podobno są jeszcze gorsi! Przecież jak ja tam trafię to oni... — Przerwał na chwilę, jakby te słowa nie mogły opuścić jego gardła, po czym cicho wyszeptał. — Oni będą mnie wykorzystywać... Na zmianę... Nie przejmując się moją odmową i moimi łzami...
— Perełko, spójrz na mnie — powiedziała łamiącym się głosem i wzięła w dłonie jego policzki. Gładziła skórę kciukami, ścierając spływające łzy i dając ukojenie. — Nie dałeś mi dokończyć i przez to źle mnie zrozumiałeś. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby do tego spotkania nigdy nie doszło.
— Więc dlaczego chcesz mnie przygotowywać, gdy powinniśmy w tym momencie uciekać? — Zapytał już nic nie rozumiejąc. Coraz bardziej bał się tego co miało się wydarzyć w przeciągu kilku godzin.
— Bo to nic dobrego nie przyniesie. Musimy udawać, że wykonujemy rozkazy Ifigenii, a tak naprawdę przygotuję cię na spotkanie z twoim spartaninem, o którym chyba zapomniałeś. Chcę, żebyś mu wszystko powiedział — wytłumaczyła mu, delikatnie się uśmiechając. — A przede wszystkim o skrywanych uczuciach.
— Jakich uczuciach? — Wtrąciła się Tryfena, która przysłuchiwała się rozmowie swoich dzieci.
— Zakochałem się — mruknął Taehyung, bo nie chciał już tego ukrywać. — Moje serce wybrało Jeongguka, wojownika Aresa, nim moje oczy zdążyły ujrzeć jego piękne lico, a gdy dzisiaj się spotkaliśmy posmakowałem słodyczy jego warg.
— Och — westchnęła z ulgą. Wcale nie była tym zaskoczona. Miała wręcz nadzieję, że jej mała perełka pokocha jednego z najsilniejszych mężczyzn, który będzie w stanie ją ochronić. Od lat wiedziała, że Ganimedes trzyma pieczę nad jej życiem uczuciowym. — W takim wypadku mamy dwa zadania do wykonania i musimy podzielić się obowiązkami.
— Co masz na myśli? — Zapytała Arete.
— Musimy znaleźć sposób, by uciec z Akrokoryntu, ale ważniejsze jest zdobycie przez Taehyunga serca spartanina — odpowiedziała, zwracając się do córki, na której ustach zagościł szeroki, zadziorny uśmiech. — Ty zabierzesz Perełkę do łaźni, w której Ifigenia przygotowała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i sprawisz, że będzie wyglądał jak bóstwo, którym w końcu jest, a ja udam się do Koryntu i poproszę o pomoc moją siostrę.
— Siostrę? — Zdziwił się młodzieniec. Nigdy nie słyszał o rodzinie swojej przybranej matki. — Masz siostrę? Czemu ja nic o niej nie wiem?
— Przepraszam Perełko, że ci o niej nie opowiedziałam. Kiedy zostałam kapłanką, by służyć Afrodycie musiałam ograniczyć kontakt z rodziną, która została w Koryncie. Mogłam się z nimi widywać dwa raz do roku, a kiedy odnalazłam ciebie na brzegu morza, skrócili mi to do jednego spotkania i zakazali mówić o tobie. Chociaż bardzo chciałam wszystko jej powiedzieć to nie mogłam. Bałam się, że przez to mogłoby ci się coś stać, a tego nigdy bym sobie nie wybaczyła — powiedziała, a po jej policzku spłynęła samotna łza.
— Och, to nie twoja wina Tryfeno — rzekł Taehyung, podchodząc do niej, i mocno ją przytulił. — Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli czas, żebyś mi wszystko opowiedziała, a może kiedyś będzie mi dane również ją poznać.
— Też mam taką nadzieję, Perełko. Teraz musimy skupić się na tobie. Twoje życie jest zagrożone, więc muszę uczynić wszystko żeby cię chronić, dlatego udam się do niej i w końcu wyjawię jej prawdę. Ona na pewno coś zaradzi. Ma dużo znajomości i słyszałam, że jeden ze spartanów u niej zamieszkał. Może i on zgodzi się pomóc. — To mówiąc oddała uścisk i ucałowała Taehyunga w czoło. — A ty oczaruj dowódcę i skradnij jego serce. Bądź szczęśliwy chociaż przez chwilę, nim to wszystko się zacznie... — Dodała i wypuściła go ze swoich ramion.
— Nie musisz się o to martwić mamo. Nasz dowódca nie będzie mógł oderwać oczu od Taehyunga, kiedy już go przygotuję do spotkania — powiedziała radośnie Arete, łapiąc chłopca za dłoń. — Ruszaj do kochanej cioteczki i sprowadź pomoc, a ja nadam blask naszej Perełce.
Starsza kobieta tylko przytaknęła na słowa córki i ostatni raz przytuliła swoje dzieci do piersi. Opuściła izbę, starając się zapanować nad cisnącymi się do oczu łzami, i wymknęła się niepostrzeżenie z Akrokoryntu, wykorzystując moment zmiany straży przy głównej bramie.
W tym samym czasie Arete zaprowadziła Taehyunga do łaźni przeznaczonej wyłącznie dla kapłanek. Pomieszczenie wypełnione było wazami pełnymi kwiatów, których zapach mieszał się z rozpalonymi w prawym jego rogu kadzidełkami. Dookoła wanny wypełnionej po brzegi mlekiem migdałowym były rozstawione małe świeczki, które dawały przyjemne, ciepłe światło. Na jednej z ławek ustawione były małe buteleczki pełne różnego rodzaju olejków, a koło nich stała niewielka misa z woskiem i ścinkami lnianego materiału.
— Rozbierzesz się sam czy ci pomóc? — Zapytała Arete, biorąc do ręki misę i przykładając ją nad jedną ze świeczek, by znajdujący się w niej wosk trochę się rozgrzał.
— Sam — odparł krótko i zaczął powoli ściągać z siebie togę. Pierwszy razy poczuł się skrępowany w obecności swojej przybranej siostry. Zawsze pomagała mu w kąpielach, ale tym razem miała dokładnie przygotować jego ciało do aktu miłosnego, co przyprawiało Taehyunga o gęsią skórkę. Mimo to pozbył się zbędnego materiału, ale zakrył nim swoje przyrodzenie.
— Usiądź na jednej z ław, a ja zaraz zajmę się pozbyciem zbędnych włosków z twojego ciała — powiedziała, wciąż patrząc w rozpływająca się zawartości misy.
Taehyung wykonał jej polecenie i grzecznie czekał, w ogóle się nie odzywając. Jego myśli zaczęły krążyć przy osobie, z którą zamierzał spędzić dzisiejszą noc, a jego policzki zaczęły nieprzyjemnie szczypać, pokrywając się dorodną czerwienią.
— Golimy wszystko? — Usłyszał i spojrzał na dziewczynę, która stała przed nim.
— Nie wiem — odparł nieśmiało. — Ja nigdy...
— Wiem, spokojnie. Ja się tym zajmę, a Ty się zrelaksuj. Postaram się szybko i delikatnie to zrobić — odpowiedziała, posyłając mu pokrzepiający uśmiech.
Młodzieniec zgodził się z nią skinieniem głowy i wyciągnął przed siebie smukłe nogi. Arete usiadłam przy jego stopach i zaczęła rozsmarowywać ciepły wosk na jednej z jego nóg. Przykładała do niego kawałek materiału i zrywała go bez ostrzeżenia, pozbywając się włosków. Taehyung na każde pociągnięcie materiału zagryzał mocno wargę, starając się nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Uczucie było nieprzyjemne, ale po kilku kolejnych razach w końcu się przyzwyczaił i nim się obejrzał jego nogi były idealnie gładkie.
— Musisz odkryć, żebym mogła ogolić twoje pachwiny — szepnęła dziewczyna, wskazując na wciąż zakrywane materiałem przyrodzenie.
— Och — jęknął zawstydzony, ale posłusznie zabrał togę, układając ją obok siebie na ławie. Jak miał się rozebrać przed jego spartaninem, jak tak bardzo wstydził się osoby, z którą się wychował. Na samą myśl jego ciało robiło się coraz gorętsze. Obawiał się, że wojownikowi nie spodoba się to co zobaczy, a chciał być w jego oczach najpiękniejszy.
— Nie musisz się bać. Przecież to tylko ja, widziałam cię wiele razy nago — powiedziała, mimo, że sama czuła lekki dyskomfort. Nie dlatego, że się wstydziła, ale dlatego, że jej ciało zaczęło reagować na wdzięki siedzącego przed nią mężczyzny. Musiała przyznać, że jest piękny, a jego delikatnie umięśnione ciało ponętne. Taki niewinny, całkiem nagi z rumianymi policzkami i błyszczącymi szafirowymi oczami wyglądał jak usposobienie bogini miłości. Nikt komu dane byłoby go ujrzeć nie mógłby zaprzeczyć, że jest prawdziwą Perłą Afrodyty.
Przełknęła głośno ślinę i odgoniła nieprzyzwoite myśli. Nie mogła na niego patrzeć w ten sposób, w końcu był dla niej jak młodszy brat, który w dodatku kochał innego mężczyznę. Z nerwów przygryzła dolną wargę i, starając się nie zahaczyć palcami o wyeksponowanego penisa Taehunga, w ciszy i skupieniu wydepilowała mu obie pachwiny, pozostawiając delikatne włoski na jego podbrzuszu.
— Skończyłaś? — Zapytał z nadzieją.
— Jeszcze chwilka. Zostały nam tylko pachy, bo klatkę piersiową masz gładką i będziesz mógł wejść do wanny, żeby załagodzić ewentualne podrażnienia — powiedziała, podnosząc się z kolan, a on szybko chwycił togę ponownie zakrywając swoją męskość. Teraz czuł się zdecydowanie pewniej i pozwolił jej pozbyć się włosków spod obu pach.
— Dziękuję — mruknął, kiedy dziewczyna odsunęła się od niego, odkładając misę koło olejków.
— Nie masz za co — odparła, uśmiechając się do niego. — A teraz szybciutko do wanny.
Młodzieniec posłał jej niepewny uśmiech i, ponownie odkładając szatę na ławę, wszedł do wanny zanurzając się w przyjemnie chłodnym, pachnącym migdałami mleku.
— Dziwne, że Ifigenia tak bardzo stara się, żebym wyglądał jak bóstwo skoro chce ze mnie zrobić zwykłą dziwkę — odezwał się z goryczą, przerywając panującą ciszę, a Arete, która wybierała najładniej pachnący z olejków spięła się, słysząc jego słowa.
— Moim zdaniem robi to wyłącznie po to, żeby zaskarbić sobie większy szacunek wśród, poddanego jej wpływom, ludu. Chce, żeby wszyscy dziękowali jej za to, że oddając Perłę Afrodyty na dwór królewski zapewnia im życie w dostatku i łaskawość króla — prychnęła dobrze wiedząc, że najwyższa kapłanka oddałaby go tak jak stał, ale musiała stwarzać pozory swej przyzwoitości.
— Ach tak, masz rację — westchnął ciężko.
— Ale proszę cię, Perełko, nie myśl teraz o tym. Masz przed sobą wspólną noc z przystojnym spartaninem. Dobrze to wykorzystaj i tak jak mówiła matka bądź szczęśliwy, chociaż przez tą krótką chwilę — powiedziała i, trzymając w dłoni buteleczkę olejku o słodkim zapachu peonii, sięgnęła po miękki materiał do osuszenia ciała młodzieńca.
— A jak on nie będzie mnie chciał? - Zapytał ze smutkiem, zerkając w stronę dziewczyny, i wyszedł z wanny, pozwalając jej okryć ciało białym materiałem.
— Musiał by być głupi i ślepy, żeby nie dostrzec twojego piękna. Zarówno tego zewnętrznego jak i wewnętrznego — odparła, wycierając do sucha jego ciało, po czym odrzuciła materiał i rozlała na swoje dłonie olejek, by wetrzeć go w jego karmelową skórę, delikatnie kawałek po kawałku delektując się jej miękką strukturą. — Gotowe. Zostało nam tylko ozdobić cię perłami i założyć piękna szatę, ale to już zrobimy w świątyni — dodała, zarzucając na jego nagie ciało pelerynę i założyła kaptur na wciąż wilgotne włosy.
— Dziękuję. Nie wiem jak ja ci się za wszystko odwdzięczę — szepnął, składając całusa na jej zarumienionym policzku.
— Nie musisz mi się odwdzięczać, bo robię to wszystko dlatego, że cię kocham i chcę, żebyś był szczęśliwy — odpowiedziała, cmokając go w czubek noska ozdobionego małym pieprzykiem.
— Ja ciebie też kocham — wyznał, obdarowując ją najpiękniejszym uśmiechem jaki było jej kiedykolwiek dane ujrzeć i szybko opuścił łaźnię.
— O Bogowie, czuwajcie nad jego bezpieczeństwem — szepnęła, ciężko wzdychając, i ruszyła w ślad za Taehyungiem, udając się w stronę świątyni.
🕊🕊🕊
Jeongguk wynurzył się z wody, odrzucając do tyłu swoje długie, ciemne włosy, i nabrał haust powietrza. Przetarł dłońmi mokrą twarzy i oparł łokcie na brzegu wanny, dociskając plecy do zimnej powierzchni. Lubił brać relaksujące kąpiele, kiedy cały oikos pogrążony był we śnie. Mógł pogrążyć się w myślach nie boją się o najście wścibskich niewiast, które często zakłócały mu spokój. Wlepiały wtedy wygłodniałe spojrzenia w jego nagie ciało, chichocząc na tyle głośno, by zwrócił na nie swoją uwagę, czego praktycznie nigdy nie robił. Chciał im dać jasno do zrozumienia, że nie jest i nigdy nie będzie nimi zainteresowany.
Westchnął, przymykając oczy, i pozwolił, by zimna już woda koiła jego napięte po wysiłku fizycznym mięśnie. Od spotkania z synem Afrodyty nie mógł na niczym się skupić, więc zamiast odsypiać nocny patrol, udał się do koszar, by odbyć wielogodzinny trening walki wręcz ze swoimi kompanami z oddziału.
Wrócił wspomnieniami do szafirowych oczu Taehyunga i jego ciepłych, słodkich ust przywodzących na myśl dojrzałe truskawki latem. Nie mógł się doczekać, by znowu go zobaczyć. By móc wziąć go w swoje silne ramiona i już nigdy z nich nie wypuszczać. By móc trzymać go za dłoń i składać na rumianych policzkach delikatne pocałunki. By móc dać mu szczęście i bezpieczne miejsce u swojego boku. Pragnął już zawsze bezgranicznie go kochać i być przez niego kochanym.
Nie chciał dłużej tracić czasu, dlatego z mocno bijący sercem, wyskoczył z wielkiej wanny, rozchlapując dookoła wodę. Złapał w dłoń swoje rzeczy i, bez wycierania ciała, ruszył do wyjścia, pozwalając, by krople wody spływały z jego włosów na umięśnione plecy, tworząc kręte ścieżki do jędrnych pośladków. Pchnął drzwi i o mało nie dostał zawału, wpadając z impetem w stado złowrogich harpi.
— Słodki Apollo oto twój godny rywal — pisnęła z zachwytem jedna z dziewcząt.
Jeongguk spojrzał w dół, zdając sobie sprawę, że przez przypadek upuścił trzymane w dłoni rzeczy. Wściekle się zaczerwienił, dostrzegając swojego - przez myślenie o cud chłopcu - na wpół twardego penisa, który dumnie prezentował się, ciesząc oko stojących przed nim kobiet. Schylił się, by chwycić rozrzucone materiały i wypiął zgrabne pośladki, dzięki czemu usłyszał głośniejsze westchnienia zadowolenia, co doprowadziło go do jeszcze większego zawstydzenia.
— Na Zeusa co wy robicie tu o tej porze?! — Warknął i, posyłając im wściekłe spojrzenie, zakrył swoje walory.
— Chciałyśmy cię zobaczyć i życzyć ci miłej nocy — odpowiedziała inna niewiasta, kłaniając mu się nisko.
— Dziękuję, ta noc na pewno będzie miła, gdyż spędzę ją z moim mężczyzną — odparł, dumnie się uśmiechając. — A teraz zejdźcie mi z oczu i więcej nie zakłócajcie mojego spokoju. Koniec tych podchodów, nie jestem zainteresowany waszymi zalotami — dodał, wymijając zaskoczone jego słowami kobiety.
Podszedł do drzwi od sypialni i od razu je otworzył, wchodząc do środka.
— Czekałam na ciebie. — Usłyszał za swoimi plecami, kiedy zamykał drzwi i podskoczył ze strachu, ponownie gubiąc swoje rzeczy.
— Na litość Bogów co jest z wami, kobietami, nie tak? — Krzyknął w zdenerwowaniu, zbierając z podłogi materiały, którymi się okrył. Na szczęście w pomieszczeniu było na tyle ciemno, że Eudokia nie mogła dostrzec jego gołego tyłka.
— Ze mną jest wszystko w porządku — zachichotała starsza kobieta. — Ale na dziewczęta musiałeś rzucić jakiś czar, że lgną do ciebie jak muchy do miodu.
— Hadesie, błagam spraw by mnie ziemia pochłonęła — mruknął pod nosem.
— Ale nie przyszłam po to, by cię zawstydzać, mój drogi wojowniku. Muszę z tobą pilnie porozmawiać — rzekła poważnym tonem. — Chodzi o syna Afrodyty.
— Co się dzieje z Taehyungiem? — Zapytał ze strachem w głosie, a jego mięśnie napięły się gotowe, by ruszyć na pomoc jego miłości.
— Och widzę, że się spotkaliście — zauważyła, delikatnie się uśmiechając.
— Tak widziałem się z nim i przez twoje słowa jeszcze bardziej boję się o niego. Powiedz mi co się dzieje? Coś mu się stało? Coś mu zagraża? Ktoś znowu chce go skrzywdzić? — Zalewał kobietę pytaniami, a jego ciało coraz bardziej drżało z nerwów. Podświadomie czuł, że zagraża mu niebezpieczeństwo.
— Spokojnie Ggukie — szepnęła Eudokia, podchodząc do niego, i pogłaskała go pokrzepiająco po nagim ramieniu. — Dopóki wykonuje polecenia najwyższej kapłanki nic mu nie grozi. Mamy jeszcze czas, ale musisz mnie wysłuchać i wprowadzić mój plan w życie.
— Moja intuicja podpowiada mi, że to właśnie przed nią musimy go chronić, że to ona jest sprawczynią wszystkich jego nieszczęść — powiedział, zaciskając pięści. Nie był w stanie trzeźwo myśleć, gdy strach przejmował nad nim górę. Palił się, by ruszyć do boju, bo bał się, że może się spóźnić i go nie uratować, lecz jedyne co zrobił to zapytał: — Jaki jest twój plan, Eudokio?
— Wszystko Ci wyjaśnię, ale teraz oddychaj i przygotuj się do spotkania — rozkazała, wyciągając w jego stronę dłonie, by odebrać od niego brudne rzeczy. Jeongguk posłusznie skinął głową i bez sprzeciwu wykonał jej polecenia. Wziął kilka głębokich oddechów i podszedł do swojego prowizorycznego łoża, na którym miał ułożone przygotowane wcześniej ubrania. Sięgnął po skórzany materiał, którym okrył swoje genitalia, ciasno związując go na wąskich biodrach. Następnie na wyrzeźbiony tors narzucił krwisto-czerwoną togę, która sięgała jedynie do połowy muskularnych ud.
— Chodź zaplotę ci włosy — odezwała się kobieta, przerywając ciszę, i zapaliła stojące na niewielkim stoliku świece, by rozproszyć panujący w pomieszczeniu mrok.
Wojownik podszedł do odsuniętego dla niego krzesła i usiadł na nim, pozwalając kobiecie rozczesać grzebieniem swoje długie, wciąż mokre, włosy.
— Powiedz mi — mruknął cicho, przymykając oczy.
— Mam siostrę, która dzisiaj mnie odwiedziła — zaczęła opowieść, zaplatając Jeonggukowi pięknego, dobieranego warkocza.
— Co to ma do rzeczy? — Spytał lekko zdezorientowany, odwracając się w jej stronę.
— Otóż to, że moja siostra okazała się być tą kapłanką, która odnalazła w morzu Perłę Afrodyty — powiedziała dumnie, patrząc jak oczy spartanina szeroko się otwierają. — Ukrywała to, by chłopcu nie stała się krzywda. Jednak jej ochrona właśnie przestała mieć znaczenie, gdyż najwyższa kapłanka postanowiła oddać Perłę w darze królowi Koryntu.
— Nie pozwolę na to! Muszę natychmiast tam iść! Nikt go więcej nie skrzywdzi! Po moim trupie! — Krzyczał, podrywając się z krzesła z zamiarem ruszenia do drzwi, jednak nie było mu to dane, gdy drobna dłoń Eudokii silnie zacisnęła się na jego ramieniu.
— Wiem, że do tego nie dopuścisz, bo widzę w twoich oczach tą ogromną miłość, którą go darzysz, ale nie możesz niczego robić pochopnie — rzekła, przytrzymując go w miejscu. — On czeka na ciebie, więc idź do niego, wysłuchaj go i zrób wszystko o co cię poprosi.
— Co masz na myśl? — Zapytał, patrząc w błyszczące oczy kobiety, a na jego policzki wpłyną dorodny rumieniec. Przeklął się w myślach, że jedyne co przyszło mu do głowy to chwila złączenia w jedno ich zupełnie nagich ciał.
— Dobrze wiesz co — odpowiedziała, puszczając mu oczko. — Musicie tam zostać do rana, więc spędź z nim miło tę noc. Jednak musisz pamiętać, że Ifigenia nie może was nakryć. Dopilnuj, żeby zobaczyła rano syna Afrodyty gotowego na spotkanie z królem. A kiedy wyjdzie, by sprowadzić straż królewską jak najszybciej ucieknijcie. W południe w porcie będzie czekał na was statek, który zabierze was w bezpieczne miejsce.
— Dziękuję, że mi pomagasz Eudokio — szepnął, a w jego oczach zalśniły łzy.
— Nie musisz mi dziękować. Jesteś dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałam i zrobiłabym wszystko, żebyś był szczęśliwy — powiedziała, nachylając się, i ucałowała policzek wojownika, po czym zdjęła ze swojej szyi medalion i nałożyła na tą spartanina. — Niech Ares ma cię w swojej opiece.
Jeongguk dotknął złotego medalionu, na którym widniał wizerunek boga wojny, i ukrywając go pod materiałem togi, przycisnął go do swojej nagie piersi. Jego oczy zapłonęły, a w żyłach poczuł, płynącą wraz z krwią, moc. Pchnięty niewidzialną siłą wstał z krzesła i podszedł do wielkich stojaków znajdujących się w lewym rogu jego sypialni, tuż obok kline, na których wisiały dwa rodzaje ekwipunku. Ten do użytku codziennego wykonany z brązu i ten na specjalne okazje ze złota, który dostał w prezencie od Kyros.
Pierwszym co ubrał były skórzane sandały, których rzemienie zawiązał wokół kostek. Następnie nałożył ochraniacze na łydki i przedramiona, a na końcu założył lśniącą zbroję, która szczelnie okryła jego umięśniony tors i szalejące w piersi serce.
— Jesteś gotowy Wojowniku Aresa — cicho szepnęła Eudokia, pojawiając się u jego boku, i wręczyła mu trzymaną w dłoniach tarczę. Następnie sięgnęła po schowany w pochwie miecz i przywiązała mu go w pasie, a na koniec włożyła mu na głowę złoty hełm z czerwonym pióropuszem, by chronił jego przystojną twarz. — Ruszaj i nie każ Perle dłużej czekać.
— Błogosław mnie córko Hestii — poprosił, klękając przed bliską mu kobietą, a ona nachyliła się nad nim i złożyła pocałunek na jego czole, mrucząc słowa modlitwy.
Jeongguk podniósł się z kolan i przytulił Eudokię, obiecując, że będzie na siebie uważał i nie da się pojmać strażnikom, pilnującym bram Akrokoryntu, po czym podszedł do drzwi, by opuścić swoją sypialnie, ale nim zdążył sięgnąć do klamki same się otworzyły, a jego oczom ukazał się piękny bukiet białych lilii.
— Dzięki Hermesowi, zdążyłem! — Wykrzyknął Kyros, wyciągając trzymany w dłoni bukiet w stronę zaskoczonego Jeongguka, który wziął go w wolną dłoń. — Chyba nie chciałeś iść do naszej Perełki z pustymi rękoma?
— Ale skąd wiedziałeś? — Zapytał, przeskakując wzrokiem z twarzy kowala na kwiaty.
— Och, lament dziewcząt, że za sprawą Ganimedesa zakochałeś się w mężczyźnie, z którym planujesz spędzić dzisiejszą nocy chyba słyszał cały Korynt — powiedział radośnie Kyros, posyłając Jeonggukowi oczko.
— Pieprzone harpie — mruknął, wywołując jeszcze większe rozbawienie kowala, i zaczerwienił się po same uszy, nie wiedząc już czy to z zawstydzenia czy ze złości.
— Teraz jesteś gotowy na spotkanie z przeznaczeniem — powiedział, klepiąc po plecach spartanina, którego serce zabiło mocniej, dając znak, że już czas opuścić zamieszkiwany przez niego oikos, by udać się na spotkanie z Perłą, w której bezgranicznie się zakochał.
JustVtine
Drugi akt AP za Nami 🤍
Za sprawą Ganimedesa strzała Erosa przebiła niewinne serca naszych chłopców, którzy są gotowi na spotkanie z przeznaczeniem.
Co się wydarzy kiedy w końcu spotkają się o północy w świątyni Afrodyty? Czy Taehyung odważy się wyznać wojownikowi całą prawdę o sobie? I czy Jeongguk zdoła uchronić Perłę przed czekającym ją losem?
Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz to wiele dla mnie znaczy 🤍
Na koniec chciałabym się z Wami podzielić przepięknymi editami stworzonymi do Perełki 🕊
Pierwszy wykonała dla mnie zdolna _Mintra
A drugi dostałam od @aleksisti.
Oba są cudowne 🥰 Dziękuję dziewczyny, jesteście wielkie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top