5# (Prusy, Hiszpania, Japonia)
1500 słów. Trzy godziny. Koniec roku. Upał. Umieram. Dajcie mi śniegu, albo się rozpuszczę ;-;. Dzięki, lato, było miło, ale możesz już sobie iść.
Więc, oto jest. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe przekleństwa i wtrącenia Feliksa. Pasowało mi to strasznie... :< *kłania się*
- P-prusy...
- Bądź cicho!
Gillbert przydusił lekko Japonię do jego własnych drzwi i położył palec na ustach.
- Bądź cicho - wyszeptał, rozglądając się konspiracyjnie. - On gdzieś tu jest.
- O-on? Prusy...
- Tu! - wrzasnął nagle Gilbert i rzucił się przez papierową ścianę prosto do domu.
Japonia po prostu zamarł, przez dziurę wpatrując się w szalejącego w środku mężczyznę. Prusy zachowywał się jak obłąkany myśliwy, polujący na zwierzynę - na przemian rzucał się po pomieszczeniu, próbując coś złapać i skradał się, czujnie patrząc po kątach. Dobre wychowanie i spokojna natura kłóciła się w Japonii z oburzeniem i osłupieniem. Otwarł usta...
- Gilbert - san... - powiedział cicho zamiast właściwego w takiej sytuacji krzyku.
- Kiku? Wygląda na to, że Prusy był szybszy, niech to szlag...
Japonia obrócił się i stanął oko w oko z Hiszpanią.
- Co tu się dzieje? - spytał czarnowłosy, obrzucając przybysza wzrokiem. - Mógłbyś mi to jakoś wyjaśnić?
- Oczywiście... - Hiszpania przeczesał włosy palcami. - Ale to raczej długa i pełna niewiadomych historia.
- MAM! - w dziurze w ściance pojawiła się głowa Prus. Albinos z radością ściskał małego maskonura. - Hiszpania, w końcu go mam!
Japonia zaniemówił na chwilę. W końcu westchnął.
- Mamy dużo czasu...
***
Pół godziny później siedzieli już przy niziutkim stoliku u Japonii. Właściwie siedzieli Kiku i Antonio - Gilbert już na początku położył się na leżąco i ani myślał wstać.
- A więc, zaczęło się od imprezy.
- Była balanga! - Hiszpania przewrócił oczami. Wiedział, że Prusy przerwie mu jeszcze nie raz, podczas gdy Japonia będzie czekał spokojnie lub delikatnie się dopytywał. Taka już ich natura, pomyślał.
- Była - zgodził się uprzejmie. - Byli z nami jeszcze Francja, Romano... I chyba Anglia. Przez chwilę.
- Wypadł przez okno, gdy próbował uciec przed Francisem - podpowiedział usłużnie Gilbert. - Żebyś widział, jak spadał...
- W każdym razie była nas czwórka. Arthura nie liczę, bo nie poszedł z nami - dodał Antonio szybko, widząc, jak albinos otwiera usta. - I upiliśmy się, tak trochę. No i... nie jesteśmy pewni, co się działo.
Kiku lekko uniósł brwi.
- Macie jakieś poszlaki?
- Zbieramy je od wczoraj - Gilbert założył ręce i pomachał nogami w białych skarpetkach. - Jak na razie najwyraźniej zrobiliśmy mnóstwo dziwnych rzeczy.
- Takich jak?
- Takich jak zwinięcie maskonura Islandii - zaczął Antonio, lekko się krzywiąc.
- I zrzucenie go z ogromnego klifu, krzycząc "żegnaj, żegnaj, wielorybie, pora zostać dorosłym bocianem " - dokończył Gilbert. - Nordycy nawet nam to zacytowali - dodał, machając zabandażowaną dłonią. - Musieliśmy obiecać, że go znajdziemy.
- Czy to jest ten maskonur? - Japonia wskazał na leżącego obok nich ptaka.
- Tak - odparł Antonio, kiwając głową. - A co więcej... Zgubiliśmy Francję i Romano.
- Gdzie?
- Prusy ma w komórce zdjęcie pola pomidorów z jakąś reklamą. To nasza jedyna poszlaka. Udało nam się ustalić, że to pole gdzieś w Czechach.
- Czechach? Nordycy? Jakim cudem...
- ... dostaliśmy się w tak odległe miejsca w tak krótkim czasie? - dokończył Hiszpania, krzywo się uśmiechając. - Podobno ukradliśmy samolot.
- Tak przynajmniej krzyczeli wczoraj ci ludzie, którzy nas gonili, w tym mój brat - dodał Prusy z ironicznym uśmieszkiem. - Jak widać wszystko trzeba nam mówić... A, i zostałem miss mokrego podkoszulka!
- Co? - Japonia po raz kolejny nie miał pojęcia, co właściwie się dzieje.
- My też tego nie rozumiemy. Tak naprawdę kiedy się obudziliśmy, Gilbert miał na sobie szarfę z takim napisem. Po polsku... Poza tym mamy przebłyski wspomnień z jakiegoś wesela - Antonio aż zasłonił twarz dłonią. -To pewnie z wtedy.
-A ty byłeś cały w kisielu! - Prusy wyrzucił do góry ręce i nogi, co wyglądało mocno komicznie.
- A ja byłem cały w kisielu - zgodził się Antonio. - Nie wiem, dlaczego, ale podejrzewam, że Romano może coś o tym wiedzieć... Albo Francis. Ale nie my. Za mało wspomnień.
- Nie sprawdzaliśmy twojej komórki - rzucił Gilbert, zamierając. Przez chwilę patrzyli na siebie, aż w końcu w jednocześnie zabłysły im oczy.
Albinos przyturlał się do Antonia. Brązowowłosy wyciągnął z obrzydzeniem telefon, ubrudzony różowym kisielem i wytarł go o spodnie.
- Cała kieszeń jest tym umazana... - zauważył, obracając komórkę i obrzucając ją krytycznym spojrzeniem. - Wcześniej nie mogłem jej włączyć. Myślisz, że teraz dzia...
Nie zdążył skończyć, bo Prusy nacisnął przycisk. Ekran zamigotał wieloma barwami.
- Troszkę się popsuło, ale jednak działa. Popatrzmy... Dlaczego wszystkie ustawienia są po chińsku?! Ale moment, to nie ważne, tu gdzieś była galeria...
Japonia stanął za nimi jak cień, bez słowa obserwując zdjęcia.
- O, masz tu chyba fotorelację z całej podróży! Jesteśmy uratowani! - Gilbert wyrzucił ręce do góry. - Włączaj po kolei, uśmiejemy się.
- Dobrze... - Hiszpania szybko przesunął palcem zdjęcia z początku imprezy i momentu, gdy wychodzili. Następny był filmik. - Nie jestem pewien, czy go włączać. Tak naprawdę nie wiem, co może na nim być...
Prusy z szerokim uśmiechem przycisnął przycisk "play".
- Nie musisz dziękować - dodał, widząc poirytowane spojrzenie Antonia.
Wideo było krótkie. Zaczynało się wyjściem filmującego, Hiszpanii, z baru. Obraz trząsł się niemiłosiernie, ale był na tyle wyraźny, że bez trudu odróżnić można było w półmroku tarzającego się ze śmiechu Gilberta i Arthura, niemrawo i niecelnie atakującego Francję. Anglia wykrzykiwał słowa w stylu "załatwię cię magią, żabojadzie" i machał rękami zaciśniętymi w pięści, a Francis tylko stał, z pobłażaniem patrząc na niecelne ciosy przyjaciela.
- Mocniej, kochanie, tak nigdy nie uda ci się mnie uderzyć - powiedział po chwili zalotnym tonem, na co Gilbert wybuchnął nową falą pijackiego śmiechu.
Film skończył się. Hiszpania odetchnął i niepewny, co będzie dalej, przesunął palcem po ekranie. Minął trzy niewyraźne zdjęcia, na których widać było tylko ciemność i parę świateł, a następnie dotarł do fotki metalowej, zapisanej po niemiecku tabliczki. Gilbert zmarszczył brwi, uporczywie wpatrując się w ekran.
- Tajna... Baza... Operacyjno-wojskowa... - czytał. Nagle zbladł. - Skala tajności... Nie... Nie mów mi, że ja was tam przyprowadziłem...
- A kto inny? - Antonio potarł głowę. - Jak tak o tym mówimy, to mam jakieś niewyraźne wspomnienie, że podawałeś się za swojego brata...
- Nie, to nie możliwe... Nie mogłem być aż tak pijany...
Nikt nie odważył się skomentować. Wspólnie, z zaskoczoną miną oglądali coraz większą ilość zdjęć z podziemnej bazy. W końcu na ekranie pojawił się obraz wyjątkowo nowoczesnego samolotu.
- Oooo... ooo - Gilbert zasłonił twarz. - Ludwig mnie zabije... To ten samolot ukradliśmy?... Musiało być kozacko, ale... Ale...
- Ale?
- Ale on jest wart ponad sto miliardów dolarów amerykańskich! Miał system niewidzialności! I prędkość taką, jak żaden inny samolot na świecie! - Gilbert uśmiechnął się niemrawo. - Nie pokazuj mi, co robiliśmy. Pokaż mi, co się z nim stało!
Hiszpania, robiąc wielkie oczy, ominął zdjęcia kąpieli w ogromnej wannie z kisielem, kradzieży maskonura i paru innych, naprawdę dziwacznych rzeczy. Doszedł do filmiku, który był prawie ostatni, i puścił go z obawą.
- Ale totalnie, mogę?
Hiszpania i Japonia podskoczyli, gdy Gilbert z hukiem uderzył głową o stół. Gdy to nie pomogło, zrobił to jeszcze parokrotnie.
- Feliks... Nie on... Nie... Tylko nie on!
Wrócił wzrokiem w stronę ekranu, ponieważ na nagraniu działy się rzeczy naprawdę interesujące. Romano przejął komórkę, a Hiszpania pomógł Polsce wsiąść do samolotu. Gilbert zaczął coś mu wyjaśniać, podczas gdy Antonio tylko kiwał głową.
- Tu jest przycisk - dosłyszeli.
- O co chodzi? - rozległo się na drugim planie. Z samego brzegu obrazu pojawił się rękaw Francji.
- Dupek powiedział, żebyśmy spróbowali znikać i pojawiać samolot do muzyki. Uczą Feliksa, co robić.
Na efekty starań obu mężczyzn nie trzeba było czekać. Już po chwili, gdy tylko Prusy i Hiszpania odeszli parę kroków, samolot... zniknął.
- Zajebiste! - rozległo się z kabiny.
Ogromna, szara konstrukcja to była, to znikała. Była, znikała. Próby zgrania niewidzialności z muzyką nie powiodły się, ale najwyraźniej wszyscy i tak świetnie się bawili.
- Dobra, wystarczy! - krzyknął w końcu Gilbert z nagrania, machając dłonią w stronę samolotu, który właściwie nie był widoczny. - Wyłaź!
Przez powietrze przebiegł dziwny impuls elektryczny, aż wszystkim włosy stanęły dęba. A potem rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i około metra nad ziemią pojawiła się ręka z czerwonym przyciskiem w dłoni.
- Chłopaki?... Może to da się klejem?...
Nagranie urwało się. Prusy uderzył głową w stolik raz jeszcze.
- Nie! I co stało się z tym samolotem dalej?
- Nie mam pojęcia... - Hiszpania przejechał palcem po zdjęciach. - Nic tu więcej nie ma na ten temat... Ale jeżeli ten samolot serio był tyle wart... Wiesz co, Gilbert, może znajdźmy chłopaków, oddajmy tego maskonura i wyjedźmy gdzieś bardzo, bardzo daleko?...
***
Warszawa, godzina 17.02 dnia poprzedniego
W ciemnym pokoju zalśnił jasny ekran telefonu. Połączenie zostało odebrane szybkim ruchem palca w czarnej rękawiczce.
- Szefie, udało mi się zdobyć części.
- Doskonale, Feliksie. Wszystko gotowe jest już do badań. Teraz, kiedy jedyna kopia tego samolotu jest w naszych rękach, nikt nie może nas powstrzymać. To my podbijemy świat. Gotowy?
W ciemności zalśniły zęby. Feliks jeszcze raz zerknął na trzymane w dłoni zdjęcia tzw. organizacji "Bad Touch Trio", a potem uśmiechnął się drapieżnie.
- Tak jest, panie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top