1 (Polska, Litwa, Gilbert)
Ja... Przepraszam :P. W założeniu to naprawdę miało ręce i nogi. A później jakoś tak wyszło^^. Nie każdy One Shot w moim wykonaniu tak wygląda.
A więc ta dam! Fragment zawiera wyzwiska, imprezę i pomidory. Czytasz na własną odpowiedzialność.
*kłania się*
Pomarańczowa kanapa szybko okazała się zdecydowanie za mała.
Wniosek nasuwał się sam, gdy patrzyło się na leżącego przed nią Polskę, wiszącego na oparciu Prusy i Litwę, który opierał się głową o podłokietnik.
- I... W końcu... Nikt... Na niej... Nie siedzi - wymamrotał Toris, masując obolałą szyję. Jeszcze chwilę wcześniej omal nie został uduszony, gdy próbował rozdzielić walczących przyjaciół. Żaden z nich nawet nie drgnął, tępo wpatrując się w ekran telewizora.
- Hmm? A tak - odparł po chwili Feliks, ze wzruszeniem ramion przyciskając poduszkę. - Mówiłem: jak ja nie mogę na niej siedzieć, to nikt nie...
Nie zdążył skończyć zdania. Prusy, śmiejąc się na swój dziwny, niezwykle specyficzny sposób wczołgał się na kanapę, pokazując Feliksowi wystawiony język. Rozłożył się niczym król, nie dbając o to, że jego czarna koszulka jest mocno podwinięta. Na pierwszy rzut oka przypominał modela któregoś z magazynów mody. Sprowokowany Feliks przewrócił oczami i podniósł się z ziemi ze złowróżbną miną.
- No chłopaki... - Torisowi opadły ręce. - Posłuchajcie głosu rozsądku...
Tak jak zawsze, równie dobrze mógłby milczeć. Polska, całkowicie go ignorując, rzucił się na leżącego Gilberta i zaczął przyduszać go jedną z poduszek, krzycząc mocno sugestywne "Giń!". Prusy robił wszystko, co mógł, żeby zrzucić Feliksa, ale już po chwili zaczęło brakować mu tchu.
Toris z przerażeniem obserwował, jak Gilbert zamiera.
- Udusisz go! - wrzasnął, przykładając ręce do ust. - Feliks! Przestać, PRZESTAŃ!
Polska obrócił się w jego stronę, szczerząc zęby. Po chwili puścił czerwoną poduszkę i wyrzucił ręce do góry, zarzucając blond włosami.
- Jam jest Feliks Łukasiewicz, wielki pogromca...
Nie zdążył skończyć zdania. Niezwykle mocny cios poduszką sprawił, że runął na oparcie, z zaskoczeniem wpatrując się w Gilberta. Ten podniósł się do pozycji półsiedzącej z miną potwora wstającego z grobu, a później uśmiechnął się krzywo.
- Kogoś tak zagilbistego jak ja nie powstrzyma byle poduszka - oznajmił stanowczo. - Chyba nie dałeś się nabrać?
Toris zasłonił twarz i przez palce obserwował, jak dwa państwa, przeklinając się wzajemnie, tłuką się poduszkami i pięściami. Otwarł nawet usta, żeby ich uprzedzić, że kanapa kiwa się coraz bardziej, ale zrezygnował.
Po chwili ogłuszył go huk upadającego mebla.
- To generalnie wyłącznie twoja wina!
- Odezwał się!
Zaczynał mieć dość, a jego humor pogarszał się w zastraszającym tempie. W ciągu ostatnich pięciu minut Feliks i Gilbert pokłócili się trzy razy - o "władzę absolutną na pilocie", cokolwiek miało to oznaczać, "miejsce na środku tronu", to jest, oczywiście, kanapy, oraz o "film, który należy obejrzeć". Teraz nawet nie był pewien, o co poszło.
Odwrócił się, i, ignorując wrzaski, wszedł do skromnej kuchni. Postanowił nie wtrącać się i poczekać, aż sprawa sama jakoś się zakończy. Przez chwilę rozglądał się niepewnie, aż sięgnął do lodówki. Powoli, z namysłem zaczął wyciągać rzeczy niezbędne do zrobienia kanapki. Próbował ignorować odgłosy demolowanych sprzętów. Jego wzrok padł na lnianą siatkę z pomidorami. Sięgnął...
... I zamarł.
- Jesteś debilem!
- A ty idiotą!
- Odezwał się! Ja jestem zagiblisty, to ty jesteś głupi! Jak nie wierzysz, to może lepiej ci to twój Licia wytłumaczy! W końcu cię nie lubi, prawda? Tak przynajmniej nam mówił! Dziwne... Czyżby tobie nic nie powiedział? - dobiegł go ironiczny głos Prus.
- Licia... On?
Złość sprawiła, że Litwa zacisnął palce na materiale. Zaślepiony czystą furią, mając wszystkiego dość, wpadł do salonu. Przed sobą miał obraz nędzy i rozpaczy - zdezelowany pokój i Prusy, trzymającego Polskę za kołnierz. Feliks wydawał się zamyślony i lekko zrezygnowany. W ogóle się nie bronił.
Toris podszedł do Gilberta. Przez chwilę oceniał jego szyderczy uśmiech i patrzył w te złośliwe, czerwone oczy, a potem, bez zastanowienia i uprzedzenia, przyładował mu siatką z pomidorami. Najpierw delikatnie, w ramię, a później mocniej, w głowę. Mężczyzna puścił Feliksa, cofnął się i złapał za twarz, umazaną czerwoną papką.
- L...Litwa!
Na wszelki wypadek, w pełni oddając się wściekłości, Toris zaczął atakować również Polskę.
- Ty... debilu! Ty... - mruczał cicho. - Mam was dość, po prostu... Mam... Was... Dość!
Feliks próbował ochronić się jakoś przed jego furią, ale bezskutecznie. W każdej przerwie pomiędzy wyrazami padały ciosy. Ramię, głowa, dłoń - co chwilę obrywał miękką bronią. Wkrótce wyglądał, jakby wpadł do koncentratu.
- Przestań!
- Nie!
Prusy poślizgnął się i upadł z głośnym okrzykiem, gdy próbował bezskutecznie wycofać się przed nacierającym Torisem.
Nie minęło dużo czasu, a wszystko, łącznie z podłogą, umazane było sokiem pomidorowym. Litwa otwarł szeroko oczy, jakby budził się z transu. Siatka wypadła mu z dłoni.
- Chłopaki? Żyjecie?
Polska rozłożył bezradnie ręce.
- Chyba - odparł, z niesmakiem ocierając twarz rękawem. Z szarego jego koszulka zmieniła kolor na brudno-czerwony. - A ty, zarazo?
Prusy podniósł się z ziemi, strzepując z rąk fragmenty warzyw.
- Mam pomidory wszędzie - poskarżył się. Feliks wybuchnął śmiechem. - Też byś miał w mojej sytuacji...
- W sumie chyba mam... - Polsce zrzedła mina.
- Ja... Przepraszam - Toris spuścił wzrok. Czuł się głupio.
- Spoko, Licia. To w końcu nasza wina. To my cię sprowokowaliśmy - Polska uśmiechnął się szeroko i poczochrał Torisowi włosy, brudząc je sokiem pomidorowym. - To w sumie było nawet ciekawe.
- Mów za siebie! - Prusy przewrócił oczami. - Chyba masz tu łazienkę, nie?
Litwa zdążył zobaczyć, jak Gilbert i Feliks zerkają na siebie w nagłym przebłysku zrozumienia. Ruszyli niemal jednocześnie, zdeterminowani, żeby jako pierwsi zdążyć pod prysznic. Sprintowi towarzyszyły wyzwiska i kuksańce.
Toris oparł głowę o ścianę, kompletnie nie przejmując się tym, że ją brudzi. Westchnął.
- I takie to moje życie... Boże, żeby tylko nie próbowali się całować... Tyko o to błagam... Błagam...
***
Pierwszy znak alarmowy: drzwi były otwarte.
Ludwig po raz kolejny upewnił się, że trafił pod właściwy adres, a potem pewnie nacisnął klamkę. Gdy tylko otwarł drzwi otoczyła go specyficzna woń (pomidory?) oraz głośny, bełkotliwy śpiew.
Szła dzieweczka, do chip! laseczka, do zielonego... chip! Zielonegooooooooooooooo
Drugi znak alarmowy: pijackie śpiewy.
Gdy tylko przekroczył próg, jego but trafił w coś mlaszczącego. Skrzywił się z niesmakiem i kucnął. Miał rację. Chociaż z początku mocno się wystraszył, to były tylko pomidory.
Pomidory?
Z uzasadnioną obawą wkroczył do salonu i zamarł. Chyba nigdy nie widział czegoś takiego i miał nadzieję, że nigdy już nie zobaczy.
Trzeci znak alarmowy: jego brat i Polska.
Wszystko ubrudzone było jedzeniem. Wyglądało na to, że w środku rozegrała się nie mała bitwa. Na środku salonu, na szczycie pokaźnego, chwiejnego stosu, zbudowanego z różnych przedmiotów, siedzieli Gilbert i Feliks. Byli niekompletnie ubrani - Polska miał na sobie koszulę nocną, a Gilbert wyłącznie spodnie do kolan. Śmiali się i wykrzykiwali dziwaczne frazy polityczne z kompletnie różnych wieków.
Czwarty znak alarmowy: niestabilna konstrukcja.
Już na pierwszy rzut oka Ludwig wiedział, że coś takiego nie ma prawa istnieć. Na widzialną część stosu składała się między innymi kanapa, stolik, mnóstwo krzeseł w różnych ułożeniach, ogromna liczba poduszek, jakiś koc i ręczniki.
Piąty i ostatni znak alarmowy: alkohol.
- Chwała, chwała... Królowi, eeeee... - Feliks zamknął oczy. - Któremu?
- Elżbiecie! - dopowiedział Prusy. - Elżbiecie!
- Elżbieta nie była... no... wiecie... kobietą?... - rozległo się z podłogi. Dopiero wtedy Niemcy dostrzegł leżącego pod ścianą Litwę. Miał zamknięte oczy i chyba jako jedyny zachował swoje własne ubranie, chociaż nie było ono zbyt czyste.
- A sprawdzałeś? - spytał wyzywająco Prusy. Po chwili dostrzegł swojego brata, stojącego przy wejściu. Ludwig spodziewał się, że zrzednie mu mina, ale on tylko wstał, wprawiając w drżenie cały stos i uniósł butelkę. - Na zdrowie, Bruder!
- GILBERT!
- Co się drzysz? - Prusy obrócił się w stronę Feliksa. - Patrz, drze się na mnie jak stare prześcieradło.
Polska nie zdążył nic odpowiedzieć. Stos, którego fundamentem była mało stabilna, przewrócona kanapa nagle po prostu odmówił współpracy i wszystko, razem z personifikacjami, z ogromnym hukiem zwaliło się na ziemię.
Leżąc na podłodze, nie do końca przytomnie, oprócz dziwacznego śmiechu swojego brata, Ludwig usłyszał jeszcze cichy głos Litwy.
- Feliks?...
- Taaaa?
- Może nie zapraszaj nas więcej...
Pomruk, który wydał z siebie Feliks naprawdę ciężko było zinterpretować. Niemcy był jednak niemal pewien, że było to potwierdzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top