_108_ Shot part 2: Wykreślanka

Przepraszam, że z takim opóźnieniem ale kochani rodzice zabrali mi kompa na majówkę i muszę pisać po kryjomu '^^

Siedział tak w pozie z którą go zostawiła jeszcze przez jakiś czas nie mogąc wyjść z osłupienia. Jednak nie mógł tłumić w sobie prawdy w nieskończoność. Po jego poliku spłynęła samotna łza bólu. Zatrzymała się na jego brodzie by chwilę potem spaść na krzesło na którym jeszcze niedawno siedziała ona. Potem dołączyła do niej kolejna łza i kolejna. Wszystkie jego starania, wszystkie jego poświęcenia, wszystkie wysiłki i cała wierność. Wszystko czym był obróciło się w proch a miłość jego życia tak po prostu go opuściła.

„Nie!" pomyślał uderzając pięścią w stół „Muszę być silny. Dla niej."
Wytarłwszy oczy rękawem od koszuli wstał na chwiejących się nogach i skierował się do stojaka na noże. Wyjął z niego wielki nóż kuchenny i spojrzał w swoje odbicie w ostrzu. Dlaczego go odrzuciła? Przecież tak się dla niej starał! Nie to co ci wszyscy jej byli do których to ona musiała się przymilać! Zamknął oczy starając stłumić w sobie gniew i kolejny przypływ bólu.

Odłożył nóż i przywalił sobie z liścia.

-Ogarnij się Daniel!- zbeształ sam siebie. Zrobił głośny wydech. I powoli przygotował kolację, zapażył herbatę i położył wszystko na tackę. Po wyjściu z kuchni skierował się w stronę schodów po lewej. Następnie poszedł do końca korytarza po prawej i zapukał w drzwi.

Nic.

Zapukał jeszcze raz.

-Felicja?- gdy po raz kolejny odpowiedziała mu cisza odłożył tackę mówiąc -Zostawiam ci kolację- i wrócił zrobić posiłek dla siebie. Gdy poszedł spać do pokoju obok felicjowego zauważył brak tacki.

I tak minęły im trzy dni. Daniel przynosił posiłki a on znikały. Próbował do niej zagadywać. Próbował czatować. Ale nie ważne jak by się nie starał Poleczki nie ujrzał ani nie usłyszał W tym samym czasie kraj mógł doświadczyć cudów początku polskiej wiosny, bo po siarczystych mrozach nie było śladu i zostały one zastąpione przyjemnie grzejącym słońcem.

Jednak trzeciego dnia Węgrowi skończyły się tacki. Zapukał do drzwi blondynki prosząc -Felicja? Wiem jak to w naszej skomplikowanej sytuacji zabrzmi groteskowo ale tacki mi się skończyły- sam ledwo mógł stłumić śmiech słysząc własne słowa -Mogłabyś mi je oddać?-

Niestety znów odpowiedziała mu cisza.

Gdy już zrezygnowany ruszył w stronę drzwi usłyszał przekręcenie zamka w drzwiach. Momentalnie się obrócił i przeraził tego co zobaczył.

Zamiast swojej rozweselanej dziewczynki ujrzał wrak człowieka. Potargane włosy z rozdwojonymi końcówkami próbowały przesłonić rozmazany makijaż oraz wory pod oczami. Pomimo regularnego karmienia Felicja wyraźnie schudła i ledwo trzymała się na nogach. Wszystkiego dopełniał czerwony od pocierania chusteczkami nos i plama na różowej sukience, która nie była zmieniana chyba od czasów ich rozmowy. I ta właśnie kruszyna kładła przed Danielem stos tacek starając się przy tym nie patrzeć mu w oczy i nie upaść.

O ile to pierwsze jeszcze jej wychodziło to drugie już niezbyt. Gdy już miała znaleźć się na ziemi wylądowała w jego ramionach. Poczuła znajomy zapach jego dezodorantu i się przeraziła.

-Boże Fela co się z tobą stało?- zapytał -Wyglądasz gorzej od Franciszka!-

To było dla niej za wiele. Zebrała resztki sił i odepchnęła go od siebie, by znów mógł usłyszeć trzask zamka od pokoju zostawiając biedaka samego ze sobą.

Nie miała nawet siły rzucić się na łóżko. Po prostu płakała na podłodze. I tak poduszka była na tyle mokra, że nie przyjmie więcej wody. I pewnie znów wróciłaby do swojego wcześniejszego stanu połączenia apatii z rozpaczą ale jego ostatnie słowa nie dawały jej spokoju. „Wyglądasz gorzej od Franciszka!"

-Nie- wydobyła z siebie, sama zdziwiona dźwiękiem swojego głosu.

-Pokażę ci, że to nie jest miłość Dan. Pokażę ci, że to tylko przyjaźń.- trzęsąc się spróbowała się podnieść co o dziwo jej wychodziło -Dla naszego wspólnego dobra. Dla ciebie.-

Następnego dnia gdy Daniel zszedł do kuchni zrobić śniadanie aż go zamurowało. Ujrzał Felicję prosto stojącą, z równo ułożonymi włosami i makijażem podkreślającym jej naturalną urodę skąpaną w blasku porannego słońca świecącego zza okna znad ogrodu podczas przygotowywania posiłku.

-Dzień dobry Danielu- znów mógł usłyszeć jej melodyjny głos. -Zrobiłam ci śniadanie.-

Mając chwilowe zawieszenie brunet jeszcze przez chwilę wpatrywał się w blondynkę, by w końcu jej odpowiedzieć i zasiąść do stołu. Podała mu kanapki z szynką, pomidorem i rukolą (a gdzieś w tle dodała chleb i masło||przyp. autora) i sama zasiadła po drugiej stronie stołu. I jedli tak w milczeniu dopóki zielonooka nie oświadczyła oschle

-Idę dzisiaj do Aleksandra, chcę mu dać jeszcze jedną szansę.- Na takie oświadczenie Węgrowi kanapka w gardle stanęła czego nie dał po sobie poznać. Przepił to herbatą i odrzekł

-Znasz moje zdanie. Niemniej jeśli uczyni cię to szczęśliwą to nie mam nic do tego. Mogę jedynie ci zalecić żebyś uważała-

-Naprawdę!?- oczy Felicji zapłonęły nowym blaskiem a ona sama prawie podskoczyła na krześle. Jednak szybko się opanował, odchrząknęła i powiedziała dumnie

-Dziękuję ci, że nie zamierzasz się wtrącać w mój związek- z czego położyła nacisk na „mój" i „związek" co jeszcze bardziej zraniło Węgra.

Po śniadaniu Felicja wyszykowała się i opuściła dom zostawiając Daniela samego ze sobą.

„No i dobrze!" pomyślał gdy drzwi się za nią zamknęły. „Nie potrzebuję jej! Przecież mogę mieć każdą! No chociaż akurat to z Anneliese to się nie udało ale to był wyjątek od reguły! Kto mógł przewidzieć, że ona kocha fortepian bardziej od człowieka?!" i takimi myślami stwierdził, że wykorzysta swój czas wolny na kreatywne patrzenie w ekran telewizora podczas polskiej ligi mistrzów, bo kawał dobrej komedii zawsze dobrze mu robił.

Nie mógł jednak się skupić, gdyż obraz blondynki cały czas powracał w jego głowie. W końcu zrezygnowany wyłączył telewizor i rzucił pilot na stolik samemu leżąc na kanapie i patrząc się tępo w sufit. Wyobraził sobie, że jest w białej sukni i tańczy wtulona w jego tors. Ich ruchy są płynne i zgrane a blask padający na nich dodawał wszystkiemu magii. Po pewnym czasie jej szmaragdowe oczy spojrzały na niego a on poczuł moc z jaką świeciły.

-Kocham cię...- i usłyszał tak długo wyczekiwane słowa -... Alek.- Nagle zobaczył, że to przecież nie on tańczy z Felicją a Aleksander i to w niego jest wtulona. Światło które jeszcze przed chwilą tworzyło magię zgasło a Daniel został sam ze sobą i swoją rozpaczą. Osunął się na kolana i zaczął krzyczeć.

Jego krzyk był tak donośny, że sam się obudził cały zlany potem. Nadal leżał na kanapie w salonie. Nie wiedział ile przespał ale już wiedział co musi zrobić i żaden Ukrainiec, Turek, Austriak, Polaczy czy jeszcze inny zasraniec mu w tym nie przeszkodzi!

Pognał do swojego pokoju gdzie pod łóżkiem trzymał mały sejf. Nawet Polka o nim nie wiedziała. Po wykręceniu hasła znanego tylko samemu sobie otworzył drzwiczki i wyjął z środka zawiniątko. Rozpakował je i wybierając jeden przedmiot powiedział

-Niech tradycji rodzinnej stanie się zadość.- po czym schował przedmiot do małego pudełeczka. Ruszył w stronę drzwi, po drodze zakładając płaszcz. Gdy wyszedł z domu zaczęło zanosić się na deszcz.

W tym samym czasie Felicja siedziała na ławce w parku czekając na Aleksandra. Jako, że pogoda była nienajlepsza była w parku sama i w sumie sama miała ochotę zaproponować Ukraińcowi pójście pod jakieś zadaszenie.

Wtem poczuła jak ktoś obejmuje ją od tyłu i łapie za usta.

-Priviet kuzynko!-

„Kurwa Iwan!" przeleciało jej przez głowę jak spróbowała się wyszarpnąć. Niestety nadaremno. Uścisk Rosjanina był zbyt mocny. Zaczęło padać. Felicja czuła jak Bragiński ją podnosi. Chciała krzyczeć, chciała się szarpać ale strach w połączeniu z masywnymi ramionami jej kuzyna jej to uniemożliwiał.

Nagle poczuła jak Iwan rozluźnia uścisk i upada na ziemię. Obróciła się i ujrzała stojącego nad jej oprawcą Daniela z zakrwawionym kamieniem w dłoni.

Rzuciła mu się w objęcia a ten zakrył ją swoim płaszczem i obejmując wyprowadził z parku. Gdy tak szli krople deszczu coraz mocniej i szybciej zaczynały w nich uderzać by przemokli do suchej nitki. Ale ich to nie obchodziło. Mieli siebie i byli szczęśliwi.

W końcu Węgier się odezwał -Pamiętasz Felicja pobił mnie Sadik gdy chciałem mu przeszkodzić w zabraniu cię do haremu. Albo gdy wyprowadziłem cię z pubu ratując od pijanego Gilberta?- opowiedziała mu cisza, więc postanowił kontynuować. -Chcę ci tylko powiedzieć... Chcę żebyś wiedziała... Ja cię kocham Fela i nic tego nie zmieni.-

Na te słowa Poleczka przystanęła i spuściła głowę a w jej szmaragdowych oczętach pojawiły się łzy które szybko zmieszały się z opadającym deszczem. Jedyne co zdołała z siebie wydusić to ciche

-Dan... coś ty narobił?!-

Ten po prostu objął swoją miłość w swoich ramionach a ta już nie oporowała tylko zanurzyła się w nim. Nie mniej nadal płakała i zamierzała dokończyć tą sentencję.

-Daniel my... my nie możemy! Spójrz jak się kończyła każda moja miłość! Zawsze tak samo! Zawsze zostawałam sama! Proszę cię Dan! Nie chcę! Nie mogę cię stracić! Jesteś dla mnie zbyt cenny! Dlatego błagam! Zostańmy przyjaciółmi!-

Daniel skamieniał. A więc o to jej chodziło! -Felicjo... ja... jest sposób.- jej oczy rozpalone blaskiem nowej nadziei skupiły się na nim. On uklęknął na jedno kolano i wyjął pudełeczko w, którym okazał się być pierścień ze szmaragdem.

-Felicjo Łukasiewicz! Czy wyjdziesz za mnie?-

Ta stała nad nim targana tysiącem emocji, zmartwień i wątpliwości nie mogąc się ruszyć. W końcu spojrzała na jego twarz pełną nadziei i podjęła decyzję. Nie może go skazać na to cierpienie. Złapała go pomagając mu wstać przy czym usilnie starała się unikać jego spojrzenia. Gdy osłupiały Héderváry nie wiedział co się dzieje ta szybko na niego spojrzała z najszczerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek miała i wykrzyczała

-Tak!- przyciskając jego usta do swoich.

Koniec

Internecie powiedz przecie czy chcesz kontynuacji tego w książce z lemonami? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top