Z nami koniec!
Ktoś zapukał do drzwi Felicji.
Personifikacja szybko schowała list do szuflady i dopiero powiedziała -Proszę- w końcu lepiej aby nikt nie wiedział, że szykuje powstanie.
Do pokoju weszła Olena trzymając ręce za plecami.
-Witaj siostrzyczko- odparła Polka a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Były bliskimi przyjaciółkami od czasu zajęcia Rusi Czerwonej przez Kazimierza Wielkiego i zżyły się tak bardzo, że określanie siebie siostrami jest dla nich naturalne. Miały gdzieś wojny prowadzone przez ich braciszków.
Ta natomiast, zamiast odpowiedzieć, spochmurniała i spóściła głowę a po policzkach zaczęły spływać jej łzy.
I to jedno słowo -Przepraszam-
Felicja za wiele nie myśląc wstała i przytuliła siostrę.
-Przepraszam moja siostrzyczko-
Coraz bardziej zdezorientowana Łukasiewiczówna spytała
-Ale za co-
W tym momencie poczuła jak zimna stal rozrywa jej żołądek.
-Za to- usłyszała cichy szept siostry.
Wszystko działo się za szybko, Felicja nie mogła dopuścić do siebie wiadomości, że jej własna siostra właśnie morduje ją i jej ludzi.
Ale wiedziała, że to robi. Słyszała te krzyki gwałconych kobiet, rozrywanych dzieci i jęki dogorywających mężczyzn, którzy byli tak zaskoczeni, iż nielicznym udało się na czas dobyć szabel.
-Smert Polachom!- jej cichy szept wbijał się w jej serce niczym sztylety tylko po to, by rozerwać to serce od środka.
Na Galicji i Lodomerii zaczęła się rzeź.
Tymczasem Ukrainka wyjęła nóż z ciała Polki, złapała za jej złote włosy i zaczęła kroić jej szyję. Ta nie oporowała. Nie mogła. Tylko płakała.
Krew powoli zalewała ramię a Polska zaczęła czuć nieprzyjemny chłód. Jednak nadal nie była w stanie skrzywdzić swojej siostry.
Nagle coś z wielką siłą odrzuciło Olenę od Felicji.
Jej zaborca. Pan Austria.
Szybko obezwładnił on Ukrainę a usta zakneblował swoją chustą.
Gdy kończył podbiegł do Łukasiewiczówny, która w międzyczasie zemdlała. Zerwał rękawy koszuli by spróbować zatamować krwotok.
Nie pomogło.
-Elizabeth! Straże!- krzyczał z całej siły. Potrzebował pomocy. Wziął nieprzytomną Półkę na ręce i zaczął biec w stronę pokoi medyka.
Gdy mijał żołnierzy krzyknął im tylko -W komnacie jest związany napastnik, zabrać go do lochów i nikogo nie wpuszczać bez zezwolenia!-
Po kilku minutach biegu dotarł w końcu do komnaty, jednak medyka tam nie było zamiast tego zauważył biegnącą w jego stronę Elę. Jako, że była służką nikogo nie dziwił strój pokojówki w cesarskim pałacu, tj. zielona sukienka z bufiastymi rękawami, na której nosi biały fartuszek. Na głowie miała chustę, a pod szyją czerwoną tasiemkę zawiązaną w kokardkę.
Gdy tylko zobaczyła Felicję, nie zadając zbędnych pytań, wpadła do środka w poszukiwaniu bandaży i w sumie czegokolwiek co pomogłoby najlepszej przyjacióce. Roderich w tym czasie położył ją na łóżko.
Hédeváry w końcu znalazła opatrunki i założyli je na Polkę. Potem czekali.
Po pewnym czasie Poleczka otworzyła swe oczęta których zielony płomień spotkał się z fioletowym kryształem austryjackich oczu.
-Roderich- szepnęła cicho gładząc dłonią jego poliko. Jak mogła być taką suką?! Jak mogła planować przeciw niemu powstanie? A on ją uratował.
Eldstein złapał jej dłoń i przystawił do swojego serca. Po polskiej twarzy zaczęły spłwać łzy. Nie zważając na nic Felicja przysunęła twarz do twarzy Rodericha i pocałowała go.
Pal licho rozbiory! Pal licho pozostawienie jej na pastwę Rosji! Ona oddała mu serce! Już dawno. W średniowieczu. Teraz to sobie w pełni uświadomiła. Nie chce Litwina! Nie chce Węgra! Żadnego tfu Niemca! Nie Rusina! Chce właśnie jego! Austryjaka!
A Héderváry pękło serce.
Pięć lat później:
-Jesteś tego pewna?- Węgry spytała swoją przyjaciółkę. Ta tylko przytaknęła zdecydowanym ruchem głowy.
Nie było z nią najlepiej. Była załamana zdradą siostry a od chwili pocałunku Roderich starał się jej unikać, co oczywiście nie pomagało jej samopoczuciu. Nie wychodziła z komnaty, mało jadła, niewiele spała, Eliza często nakrywała ją na płakaniu w poduszkę. Przytulała ją wtedy i mówiła głaszcząc jej zaniedbywane włosy -Nie płacz mój Lengyelku. Nie płacz mój Aniołku. Jestem przy tobie i cię nigdy nie opuszczę.- zazwyczaj to uspokajało na chwilę Polkę ale potem pytała -A co jeśli mi też odbije? Jeśli w swoim szale napadnę na ciebie? Jeśli nie będzie wtedy komu cię uratować?- wtedy to uciszała ją przykładając jej palec do ust i szeptała jej do ucha -Jak zdziczejesz to zaszczujemy tobą Gilberta- w takim momencie Węgry jako jedyna w cesarstwie mogła dostąpić zaszczytu polskiego uśmiechu. Potem czekała aż Polska uśnie w jej objęciach.
Tego dnia było inaczej. Gdy przygotowywała jadalnię dla pana Austri, do komnaty weszła Felicja. Wyglądała okropnie: pogięta sukienka, krzywo poobcinane paznokcie, rozczochrane i zaniedbane włosy a wychudzoną twarz "zdobiły" wielkie wory pod oczami. Mimo to szła wyprostowana, była zdecydowana osiągnąć swoje a w jej oku było widać błysk. Ten błysk. Błysk który Héderváry widziała ostatni raz u niej podczas insurekcji kościuszkowskiej.
Powiedziała jej, że jest gotowa zmierzyć się z jej demonami ale chce mieć Węgry przy sobie.
-Ale jak to nas pan nie wpuści!?- Nie mogła w to uwierzyć! Przez pięć lat żyła w depresji, a gdy w końcu zdecydowała się na ten krok jakiś strażnik odmawiał jej wejścia do celi! Jej! Elizabeth złapała ją za ramię i powiedziała cicho -Spokojnie, ja się tym zajmę-
Podeszła do strażnika, objęła go ramieniem a palcami drugiej dłoni chodziła po jego torsie. Cicho wyszeptała mu do ucha -Niech pan nas wpuści. Potrafię się odwdzięczyć.-
Oszołomiony strażnik jedynie panicznie kręcił głową.
Chwilę później dało się słyszeć "ugh" i strażnik leżał nieprzytomny a Ela podziwiała idealnie gładką powierzchnię swojej patelni.
Felicja zabrała klucze, wzięła głęboki wdech i otworzyła wielkie mosiężne drzwi celi.
Była tam. Przykuta łańcuchami za wybielone nadgarstki do ściany zwisałała bezładnie jako tło tej wypełnionej krwią i opuszczonej przez Boga komnaty, oświetlanej jedynie nikłym blaskiem księżyca wydobywającym się z małego okienka i korytarzowej pochodni. Była ubrana w tą samą chłopską koszulę co wtedy, nadal ze śladami polskiej krwi. Ale tym razem jej krew też była na koszuli. Długo nieobcinane włosy zwisały do podłogi a resztki obgryzionych paznokci walały się po podłodze. Jednak nowych paznokci już nie odgryzała. Hodowała je. A ślady na żyłach mówiły w jakim celu. W kącie walały się resztki przygniłego posiłku, którego odoru jednak w mieszance innych lochowych zapachów był ledwo odczówalny. Przed nią stało wiadro do wypróżniania, jednak nie wymieniane od zbyt dawna.
Dziewczyny ten widok wmórował w ziemię. Przez minuty? Godziny? A może sekundy? Nie wiedziały ale przez ten cały czas bały się podejść jakby ich najmniejszy ruch, najmniejszy oddech miały zbudzić Olenę. Ale nie taką Olenę jaką znały wcześniej: przyjazną, uśmiechniętą, radosną ani taką jaka zaatakowała Felicję: zimną, pozbawioną skrupułów. Bały się, że jak zbudzą Olenę to nie będzie ta sama Olena, tylko ktoś inny. I bały się, że nie będzie tego kogoś można było nazwać człowiekem.
CDN....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top