Wytrwać

01.09.1939

Stał oddalony od niej o jakieś 100 metrów a na ustach tego sadysty gościł uśmiech. Przyszedł czas na jego zemstę.

Felicja pomimo bólu wywołanego nagłym bombardowaniem i atakiem na całej granicy nie upadła jak przewidywał jej oprawca. Nadal stała trzymając w ręku szablę.

Z twarzy Gilberta powoli zaczął znikać uśmiech, kiedy to zorientował się że pod Mokrą już na starcie brygada kawalerii polskiej zadawała ogromne straty jego wojskom pancernym. Postanowił więc naciskać mocniej.

I tak rozpoczął się pojedynek woli, podczas gdy wokół wybuchały pociski artyleryjskie i trwały zażarte walki. Z początku III Rzeszy trudno było złamać Rzeczpospolitą, a kiedy zaczął coś osiągać ona powtarzała -Westerplatte walczy- i wstępowały w nią nowe siły. Beilschmidt przekonał się o tym niemile pod Węgierską Górką.

Jednak mimo to siły witalne Felicji malały. Powoli zimne krople potu zalewały jej kark i czoło. Mimo to trwała.

Po pewnym czasie na jej poliku pojawiła się rana, z której zaczęła ściekać krew. Za nią pojawiła się kolejna i kolejna. Ręka, ta trzymająca szablę zaczęła jej się niezbyt ale jednak, niekontrolowanie trząść. Niepomna na to stała nadal.

W pewnym momencie Polska wzdrygnęła się lekko i przymknęła oczy. Zaczęła płakać krwią.

Jej skóra pobladła w tym momencie do prawie idealnej bieli. Nie była już w stanie trzymać broni. Szabla powolutku wyślizgiwała się z jej drobnej dłoni.

Felicja parsknęła śmiechem wypluwając przy tym duże ilości krwi. Za drugim razem pozbyła się jej jeszcze więcej. Upadając na kolana odsłoniła stojącego za nią Rosję. Jedyne co dało się usłyszeć to -Warszawo, nie ...-

Swój całkowity upadek powstrzymała jedynie wręcz siłą woli, ostatkiem energii podtrzymała się pokaleczonymi rękami.

Iwan położył nogę na jej plecach i wgniótł ją w ziemię.

-Ja... jeszcze... tu... wrócę- zdołała wykrztusić z siebie zanim Gilbert zmiażdżył jej czaszkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top