Rozmowa po węgiersku cz.III

-Łał- to i tak było dużo jak na Elizabet, biorąc pod uwagę jej zaskoczenie oraz niedawne przeżycia. Nie wiedziała że Feliks ma matkę, nigdy o niej nie wspominał. Myślała, że Słowiańszczyzna umarła dawno temu albo wcale jej nie było. I w tym momencie narodziło się w niej pewne uczucie. Sama nawet nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia ale faktem jest że powstało. Tym uczuciem była zazdrość. Węgry nigdy tak na prawdę nie miała rodziny, dopiero nie dawno odkryła że jest genetycznie spokrewniona z Estonią i Finlandią ale nie czuje do nich żadnego przywiązania.

 A Polska cały czas otoczony był rodziną. Może on sam tego nie doceniał jednak zawsze ktoś przy nim był, a to Czechy, a to Ukraina, czasem nawet Rosja go odwiedzał. Fakt często się kłócili lecz zawsze robili to w swoich językach i każdy każdego rozumiał. Ona nie miała prawa do takiego luksusu.

-Drugim powodem jesteś ty- powiedziała mama Polski -Przepraszam co?- Héderváry zapomniała kompletnie o jej obecności -Powiedziałam, że drugim powodem jesteś ty- powtórzyła słowianka i znowu zaczarowała ją swoim bajeczny śmiechem. -Ale jak to ja?- zdziwiła się tamta -Wiesz dlaczego strzelił sobie w głowę?- spytała już poważnym głosem, wskazując na Rzeczpospolitą. Elę, pomimo wtulenia się w nieznajomą, przeszedł dreszcz, jakby przeczuwała że nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Jednakże przełamała się w sobie i pokręciła przecząco głową. -Zrobił to z twojego powodu. By cię chronić- prawda tak oczywista a jednocześnie tak bolesna -Już od bardzo dawna trawiła go pewna choroba, jednak on z nią walczył. Tam na zebraniu Rady Europejskiej był o włos od porażki. Gdyby przegrał nikt w budynku nie przeżyłby, a ty stałaś obok.- czyli jednak to ona była winna za to co się stało. Zaczęła się nienawidzić za to że istnieje, że przez nią ten wspaniały, piękny, miły, kochany ......... No po prostu Feliks! Feliks przez nią się zabił! Dopiero teraz sobie to w pełni uświadamiła.

-Chciałabyś pójść ze mną?- spytała kobieta o nieznanym imieniu -A jak ma pani w ogóle na imię?- spytała Węgry -Maria ale możesz mi też mówić Mary- odparła puszczając do niej oczko. -W sumie- Ela zamyśliła się -herbata wystygła, Polska nie żyje a ja nie mam najmniejszej ochoty na powrót do Rady Europejskiej. Pozostaje mi tylko zapytać gdzie idziemy?- odparła -Zobaczysz- usłyszała w odpowiedzi i znów została obdarzona jej promienistym uśmiechem.

Maria podała Elizabet rękę a ta ją chwyciła. Nagle obraz zaczął się jej rozmazywać, straciła czucie i na dodatek do tego jakiś szum przeszkadzał jej się skupić. W końcu poczuła grunt pod stopami. Umiejętność widzenia wróciła a szum przestał jej przeszkadzać. Nie żeby to wiele zmieniało bo cisza wokół była wręcz martwa.

-Za mną- powiedziała Mary. Znajdowały się na jakimś płaskim terenie, w środku nocy, gdzie temperaturę określiła na ledwo ponad zero, pomimo tego że było lato*. Dziwiła ją pora roku ale bardziej sama okolica. Pewnie dlatego iż znała tylko jeden region podobny do tego. -Tundra, Północna Syberia- rzekła na wpół do siebie, na wpół do swojej towarzyszki -No blisko- usłyszała w odpowiedzi. Szły tak przez godzinę, drugą, trzecią, wtem zobaczyły zgrupowanie kilku namiotów. Podeszły do największego,  gdy wydobył się krzyk z środka.  Węgry nie tracąc czasu wbiegła do namiotu i upadła. Nie wiedziała jak to możliwe ale lokator pił więcej od Iwana a to nie lada wyzwanie. Starając się jak najmniej wdychać alkoholowe opary, podniosła się. Krótkie spojrzenie wokół pozwoliło Elce rozeznać się w sytuacji.  A ta nie była za ciekawa.

-Tato?- spytał mały chłopiec w języku,  który przypominał fiński. Błąd. Jego poważny błąd. U nóg ojca leżało martwe ciało. Ciało najprawdopodobniej jego matki. A ten zakrwawiony nóż w ręce mężczyzny nie budził zaufania. Obok chłopca stała jakaś młoda dziewczyna, na oko 16 lat, jej długie włosy były koloru kasztanowego a oczy miały odcień czystego błękitu. Za dwójką stała para prymitywnych kołysek z kory a w nich niemowlaki, też chłopak i dziewczynka.

W starszym chłopcu rozpoznała Finlandię a w młodszym Estonię, którego poznała po szramie z tyłu szyji**. Jednak żadnej z dziewczyn nie poznawała. "Pewnie to są moje dawne krewne" pomyślała.

-Tino bierz braciszka i na mój znak uciekaj najdalej jak możesz- zwróciła się, najspokojniej jak jej nerwy pozwalały, do brata. "Czyli jednak jest to Finlandia, ale skąd znam głos tej dziewczyny?" przemkło jej przez głowę. Jednakże nie miała czasu do namysłu bo ojciec "szczęśliwej" rodzinki krzyknął -Jeszcze jedna suka! Żeby mi dzieci zbierać! I brata do tego namawia!- gdy mówił z jego jamy ustnej wydobywało się tyle alkoholu, że Elka czuła jak się spija od samych wyziewów.

Ojciec rzucił się z nożem na córkę. Ta jednak uchyliła się w lewo i wykorzystując wytworzoną siłę, obróciła się na pięcie -Tino biegiem!- pisnęła, sama łapiąc dziewczynkę i wymijając ojca. Wybiegli w niemal tym samym momencie.

"Kochający" tatko wrzasnął z wściekłości i podniósł dzidę, która leżała przy ścianie namiotu i ruszył w pościg. -Leć w lewo- krzyknęła, sama skręcając w prawo. Ojciec zostawił chłopców i pobiegł za dziewczynami. Nastolatka biegła ile sił w nogach ale dystans się zmniejszał. Pomimo takich prędkości Héderváry ledwo nadążała za nią. Podczas pogoni usłyszała jak dziewczyna mówi -Prosiłam już wszystkich bogów lecz nie zostałam wysłuchana! Teraz błagam ciebie! Uratuj przynajmniej ją!- Ela myślała że to było do niej ale dziewczyna kontynuowała -Nie znam twego imienia ale ratuj!- wykrzyczała i przyśpieszyła. Elę wyminął ojciec, jednak ta nie dawała rady ich dogonić. Węgierce zaczynało brakować powietrza w płucach. Przystanęła. Powoli tlen zaczynał ponownie krążyć po organiźmie. Ktoś złapał ją za ramię. Była to Maria. -Chciałabyś ich dogonić?- spytała. Elizabeth, która jeszcze nie mogła mówić posłała jej tylko mordercze spojrzenie. -Rozumiem, że tak- powiedziała ze swoim uśmiechem. Ponownie straciła czucie pod stopami. Chwilę później znalazły się w małej rybackiej wiosce.

Nic specjalnego tylko dwie chaty, jakaś tratwa i koszyk na w sumie nie wiadomo co. W tym momencie dziewczyna z dzieckiem wybiegła zza rogu domu. Włożyła młodą do koszyka, koszyk na tratwę. Popchnęła ową tratwę do rzeki. W tym momencie jej brzuch przeszyła dzida. -Przepraszam mała Hédewáry- powiedziała i upadła. Prąd rzeki był tak silny że zabrał tratwę natychmiast.

"Mała Hédewáry" już wiedziała skąd zna ten głos. Już wiedziała kim jest ta mała dziewczynka na tratwie. Już wiedziała jak straciła rodzinę. Uklękła przy martwej dziewczynie. Ojciec odszedł szukać braci. Ela położyła głowę nieznajomej na kolanach i zaczęła ją głaskać. Płakała. Bardzo zazdrościła innym rodziny. Zawsze im zazdrościła. Świadomość o ojcu pijaku, mordercy żony i córki, która swoją drogą oddała za nią życie, nie poprawiała sytuacji. "Mała Hédewáry".

-Czas na nas- usłyszała od Marii. Tamta złapała ją za rękę. Znowu zaczęła słyszeć szumy i znów znaleźli się w innym miejscu.

To miejsce dla odmiany pamiętała. To tutaj jako mały naród wyczłapała się z kosza i korzystając z okazji, iż tratwa utknęła, zeszła na ląd. I faktycznie! Po chwili nadpłynął stateczek razem z koszem, a w nim mała Ela. Stało się dokładnie tak jak to pamiętała, no może teraz wydawało się to trochę łatwiejsze. Kiedy młodej Węgry w końcu się udało starsza spróbowała wziąć ją na ręce ale z jakiegoś powodu nie mogła. -My nie należymy do tego świata- odparła Maria. Zaczęły podążać za małą, która ewidentnie nie zdawała sobie sprawy z ich obecność. Szły tak bardzo długo, aż starszej Elizabet zaczynały doskwierać głód i zmęczenie ale zacisnęła zęby i szła dalej. "Przecież nie po to przeżyłam front wschodni by tak po prostu tutaj paść!" wmawiała sobie. Jednak upadła. W sensie ona ale nie ona. No po prostu ta młodsza Ela! Starsza natomiast spojrzała na Marię i spytała -To co z nią robimy?- a w odpowiedzi usłyszała -Nic, czekamy- i usiadła na ziemi. Węgry się do niej dosiadła a ta objęła ją ramieniem. Znowu zawładnął nią jej dziwny, wspaniały zapach. -Dlaczego?- Elka zaczęła formułować pytanie, jednak nie do końca wiedziała o co chce spytać -O nic się nie martw, wszystkiego się dowiesz. W swoim czasie- dodała pośpiesznie. Nie rozmawiały więcej ze sobą, były po prostu wtulone w siebie. Elizabeth usunęła na ramieniu Marii.

Obudziło ją rżenie koni. Jako że bardzo długo była w wojsku, to stare odruchy wzięły nad nią górę. Przeturlała się przez bok, po to by wylądować na nisko ugiętych nogach z jedną ręką uniesioną w gardzie, gotową na uderzenia, a drugą sięgającą po nóż przy pasku. Jednak noża tam nie było. Wtedy Elizabeth zorientowała się że: raz nie ma na sobie munduru, dwa przypomniała sobie wydarzenia z wczoraj i trzy jest tu ktoś nowy.

A raczej kilku ktosiów. Byli to nomadzi, których Ela w mig poznała. Chciała rzucić się im w ramiona ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nomadzi podnieśli ciało małej Hédewár. Byli to Hun i Magyar jej przyszli opiekunowie. Zorientowała się, że będzie problem, bo oni mają konie a biegać jej się więcej nie chciało. Szybko jednak skarciła się w duchu, przecież Maria potrafiła te swoje czary-mary i szybko by ich przegoniły. Spojrzała na nią. Ta natomiast uśmiechnęła się jak mała dziewczynka, która właśnie coś przeskrobała. Jednakże Elizabet  to już nie obchodziło. Maria chciała coś osiągnąć, a ona nie lubiła gier w niewiadomą***. Żeby dowiedzieć się o co tutaj w ogóle chodzi musiała jednak w to grać. Podała jej rękę.

Następną rzeczą jaką widziała była dość zaskakująca. Zauważyła siebie samą na koniu w wieku nastoletnim oraz w pełnym rynsztunku z bronią. Za jej plecami piętrzyły się góry. Rozpoznała w nich swoje piękne Karpaty. Nagle młodsza Ela przyśpieszyła. Stasza spojrzała w kierunku jej jazdy. W małej kotlinie między wzgórzami stała grupka małych, uzbrojonych chłopców. Przypomniała sobie ich. Zakryła usta dłonią by nie krzyknąć. Wiedziała co za chwilę się stanie. Jednak nie zamknęła oczu. Młodsza wydała z siebie okrzyk bojowy. Zaczęła się rzeź. Plemię Madziarskie zajęło Kotlinę Panońską. Wybijając przy tym zamieszkałych tam słowian. Przetrwał tylko Słowacja, bo jak uciekał został złapany przez Polskę. To wtedy go poznała. Z początku  było trudno, bo się nie rozumieli, dopiero potem okazało się że znają jeden wspólny język. Język ich wspólnego wroga - Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Początkowo był bardzo  nieśmiały, jednak po czasie otwierał się na nią coraz bardziej. Aż zostali bliskimi przyjaciółmi.

Nawet nie poczuła jak Maria łapie ją za ramię. Następne co zobaczyła to wspaniały ołtarz. To był ten dzień. Dzień w którym razem ze swoim królem Stefanem I przyjęła chrzest. Nawet teraz czuła magię i wyniosłość tej uroczystości. Kapłan przemówił -Elizabeth, ja ciebie chrzczę. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.- mówiąc to polał jej dłowę wodą święconą. Krople powoli spływały wzdłuż jej czoła a potem włosów. Ta starsza Ela obserwowała całą scenę z uwagą. Jednak nie czuła tego co wtedy, czyli czegoś w rodzaju mieszanki wyniosło ścianie, radości i pewnej lekkości. Już w takie rzeczy nie wierzy. Dorosła. Bóg nie okazał jej miłosierdzia, a raczej nie było kogo kto by jej go okazał. W tym momencie skojarzyła fakty. -Twoje zadanie Mario, czy może powinnam ci mówić Maryjo, się nie powiedzie- powiedziała oschle -Jak już mówiłam, powinnaś do mnie mówić Mary- odparła puszczając oczko. -A po drugie, moje zadanie jest moje i to odemnie zależy czy się powiedzie.- podała jej rękę, a tamta wywróciła oczami, położyła jedną rękę na biodrze, zrobiła minę świadczącą o tym że jej się to nie podoba ale jednak dała drugą.

To co zobaczyła, należało do jednej z najmniej lubianych epizodów jej życia. Była to wojna z własnym narodem. Bunt pogańskich tengrystów. Usłyszała za sobą ruch. Była to ona sama idąca w pełnym rynsztunku. Idąca zabijać. Zabijać w imię Boga. Kolejny przykład tego że lepiej być ateistą. Patrzyła jak ona sama szła traktem do wioski. W sumie nawet jej nie pamiętała, zbyt dużo wsi wtedy odwiedziła by spamiętała. Zaczęła się rzeź.

 ----------------------------------------------------------------------

*określiła to za pomocą wiedzy astronomicznej

**nie pytajcie skąd ona wie takie rzeczy, po prostu kobiety wiedzą!

***chyba że z Feliksem

---------------------------------------------------------------------

Ufffffffffffff zacząłem pisać zaraz po "Rosyjskich Przemyśleniach" a to było coś koło weekendu. Miała to być ostatnią część "Rozmów" ale nie dałem rady a chciałem to jeszcze dziś (23.03.2017) wrzucić :(. I tak jest obsuwa bo nie długo biorę się za dzień kobiet :"D wiem, wiem ale jest mi to potrzebne zobaczycie do czego. Mam nadzieję że się podoba. Najlepszego z okazji Dnia Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. Bądźcie ze sobą szczęśliwi Feliks i Elka ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top