Polski problem


Kiedy wreszcie dojechali do domu Feliks czuł już tylko lekkie kłucie w sercu, do którego przyzwyczaił się dawno. Wszystko wskazywało na to iż atak się skończył, jednak on wiedział swoje. Był wdzięczny Elce za pomoc jednak z obawy przed kolejnym atakiem nie chciał zaprosić jej do środka. Był jednak zbyt osłabiony by oponować, kiedy personifikacja Węgier trzymając go za rękę zaprowadziła blondyna do sypialni. Już miała rozpiąć mu koszulę by pomóc mu przebrać się w piżamy, jednak ten złapał ją za nadgarstek i powiedział -Nie, sam to zrobię. Tak nisko jeszcze nie upadłem- odparł puszczając jej oczko. Ona że zdziwieniem cofnęła rękę. Jeszcze nigdy Feliks nie odmówił jej możliwości rozebrania go! "Oj, coś tu jest nie tak" pomyślała. Szczerze to Polsce nawet by się to podobało, gdyby nie okoliczności. -Słuchaj, Ela- zaczął blondyn -O co chodzi skarbie?- spytała. -Proszę pójdź zaparz herbatę i weź jakieś ciastka. Za chwilę do ciebie dołączę- i po tych słowach podniósł się, z nie małym grymasem na twarzy, z łóżka. -Spokojnie jeszcze tu wrócimy- odparł mrugając do niej.

Kiedy wyszła powoli wydmuchał powietrze. Mógł się spodziewać, że będzie miał z nią tyle problemów ale to nie ważne. Nic już nie było ważne, poza ostatnim zadaniem. A to miało się nie długo skończyć.

Miał on pod poluzowaną deską schowek, a w tym schowku pudełko przygotowane na tę okazję. Był jednak jeden haczyk, zabezpieczenie które sam założył, a którego nie mógł zdjąć. Położył pudełko na łóżku. Po sekundzie lub dwóch , które dłużyły się niemiłosiernie, zaprzestał wahania i otworzył je. W środku był pistolet pamiętający drugą wojnę światową (a który mimo to był w idealnym stanie) i mały woreczek. Feliks odłożył broń na bok i wysypał zawartość woreczka. Był to jeden nabój i coś jeszcze ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Znalazł to czego szukał. Podniósł kulę na wysokość swych zielonych oczu, które tym razem płonęły dziwnym, chorobliwym płomieniem. "Cholera, miał rację kiedy mówił, że poświęcona nie rdzewieje" pomyślał.

Załadował pocisk, wprowadził go do komory, odbezpieczył, zaciągnął kurek i przycisnął do skroni. 

Nigdy nie mógł zrozumieć jak USA może się jarać zwykłym glockiem?! Przecież ta broń nie ma krzty duszy. Nie potrzebne są te wszystkie czynności które przed chwilą wykonał, wystarczy załadować i nacisnąć spust. Tymczasem on był odpowiedzialny za każdą czynność w pełni świadomy tego co robi. "Taaaaaa zdecydowanie glock nie ma duszy" pomyślał "Skup się! Elka ocalić i nacisnąć ten cholerny spust!!!!!!!" skarcił się.Wziął głęboki wdech i wydech.

 I wtedy zobaczył coś czego nie powinien - jego własne zabezpieczenie. Były to dwa pierścionki zaręczynowe z małym klejnotem każdy. Po polikach Łukasiewicza zaczęły spływać łzy. Wiedział że jest drugie rozwiązanie na pozbycie się problemu jakim była bestia. Albowiem gdyby się związał z kimś z tej osoby i jego własnej nieprzymuszonej woli to staliby się jednym ciałem a przez to bestia była by podzielona i osłabiona. Pomimo tego on zachowałby wszystkie siły bez szwanku, bo byliby połączeni. Jednakże tak nie może się stać. Dlaczego? To proste - ślub musi być chrześcijański a tymczasem Ela jest ateistką i z szacunku do religii nie zgadza się na ślub kościelny, po prostu uważa to za profanację i obrazę chrześcijan. Oczywiście mógłby jej powiedzieć w czym problem ale wtedy była by przymuszona szantażem więc to się nie liczyło. Nie mógł też naciskać na nią, bo znowu - przymus.

Upewniwszy się, że to jedyne wyjście Feliks Łukasiewicz nacisnął spust.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top