Ogień
Ból był ogromny. Feliks czuł jak serce rozrywa mu klatkę piersiową. Jego krew wrzała. Nie mógł ustać na nogach, więc osunął się na podłogę. "Byle nie krzyczeć, byłe nie krzyczeć" powtarzał w myślach "Dlaczego akurat teraz!?". Ogień który trawił go od środka przybierał na sile. Nie mógł pozwolić, by bestia przejęła na nim władzę. Nie mógł! Gdyby chociaż był sam ale nie! Musiało go to złapać na posiedzeniu Rady Europejskiej! Musiał salwować się ucieczką pod pretekstem pójścia do toalety. I faktycznie jest w niej, leżący i wolący umrzeć, bo taki to jest ból. -Orzełku wszystko dobrze?- spytał głos zza drzwi. "Nic nie jest KURWAAAAAAAAAA". Po nagłym przypływie płomienia ból zaczął przygasać. Mógł mówić. -Tak zaraz wyjdę madziarko- zwrócił się do osoby stojącej za drzwiami, którą niewątpliwie była jego dziewczyna Elizabet. Cały drżąc powoli wstał trzymając się zlewu. -Co ci się stało?!- spytała, a raczej wykrzyczał a personifikacja narodu Węgierskiego, po tym jak Łukasiewicz ostatkami sił opuścił pomieszczenie. -Nie ważne- odparł Polak -Muszę po prostu wrócić do domu ale nie jestem w stanie. Podwieziesz mnie?- Węgierka przytaknęła bez słowa i pomogła mu dostać się do auta. Podczas drogi powrotnej myślał o tym jak było blisko. "Przecież ona stała za drzwiami! Pal licho Radę Europejskią ale ona byłaby pierwsza!". Wiedział co potrafi bestia ale myślał że nauczył się (w odróżnieniu od co po niektórych) ją kontrolować. Mylił się. Bardzo się mylił. Podjął decyzję. Bestia musi być zgładzona, bez względu na cenę. Ela musi być bezpieczna. A potem zobaczy się z mamą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top