Najpierw zemsta, potem pokuta

Hej! Żeby ogarnąć postaci i co tu się dzieje odsyłam was do pierwszych rozdziałów tej książki a w szczególności do "Klątwy nekromanty"

Feliks Łukasiewicz:
-NIE!-

-Jak śmiesz!? Ale spokojnie, zaraz tam wrócisz-

-Nie podchodź do mnie!- zrobiłem krok w tył

-Przede mną nie ma ucieczki- bestia ze swastyką na ramieniu zbliżała się do mnie coraz bardziej.

-Nie wrócę tam!- wykrzyknąłem, przez zaciśnięte zęby. Przerażenie powoli przejmowało nade mną kontrolę.

-Wrócisz, wrócisz, w końcu Arbeit Mach Frei- i z tymi słowy hitlerowiec rzucił się na mnie.

-Halo! Nic ci nie jest?-

Co się....

-Drogi dzma(bracie), wszystko z tobą dobrze?-

Sen, to był tylko sen. A teraz powoli się uspokój
Jakbyś potrafił

-Tak, już wszystko dobrze. Dzięki Lasza- w pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę. Obejrzałem się a tam, na drugiej części łóżka leżała przerażona Ela.

-Elunia co się stało?- powiedziałem najtroskliwjej jak mogłem gładząc jej dłoń.

-O.. o.. on tam był i.. i groził mi, że​ znowu- przytknąłem jej palec do ust -Ciiiii.. to był tylko sen- starałem się ją uspokoić, a nawet przytuliłem się do niej ale sam cały się trząsłem. A więc i jej coś zrobili! Jak tylko dostanę jakiegoś Szwaba w swoje łapy!
To ci ucieknie
Zamknij się
Dlaczego? Przecież mówię prawdę, jesteś zbyt słaby by walczyć
Nie zbyt słaby, po prostu nie mam już o co

Nagle​ ktoś zapukał do drzwi i do pokoju wszedł Estonia -Pan Rosja chce widzieć was na śniadaniu teraz- i wyszedł.

Zebraliśmy się szybko, bo w końcu jak jest się pod okupacją sowiecką i nie jest się masochistą to lepiej nie podpadać Ivanowi.

Gdy dotarliśmy do jadalni wszyscy już na nas czekali. Wszyscy poza gospodarzem - na szczęście.

Jednak ledwo co usiedliśmy przy stole, a już ZSRR razem ze swoim​ wielkim jak ego Gilberta uśmieszkiem, wyszedł do sali i musieliśmy wstać.

Jak ja go nienawidzę. Ehhh pewnie myśli że nie wiem co wyprawia w Auschwitz. Ale jednak wiem.
I na co ci ta wiedza

Moje serce zaczęło niespodziewanie szybciej bić, by po chwili zrobić się gorące. A potem by przeistoczyć się w ogień.

Ból był ogromny ale nie dałem tego po sobie poznać, nie przy ludziach.
Czułem jak ON mnie pochłania, jak staczam się w nieuchronną ciemność.

-Coś się stało Polszo? Dlaczego nie jesz?- spytał Ivan. Miałem przechlapane ale już nie mogłem nic zrobić. Przegrałem moją walkę.

Jan Machulski:
Wreszcie wolny, no kto by pomyślał! Dawał radę przez prawie całą wojnę a teraz, po prostu się poddał.
Ja tu wciąż jestem

-Polszo zadałem ci pytanie!- Na twarzy Ivana malowało się podirytowanie

-Bo widzi Pan, Panie Rosjo, tak sobie myślałem że- że mam ochotę naszczać na twoje zwłoki -że pomimo iż nie jestem ​jeszcze w pełni zdrowy to mógłbym się z Panem zabrać i zapolować na hitlerowską partyzantkę- mimo że podczas posiłków zawsze panowała martwa cisza to dzisiaj udało się pobić rekord cichości. Oczy wszystkich były zwrócone na nas dwóch -Na chwałę rewolucji oczywiście- jak ja pięknie potrafię kłamać
Coś o tym wiem

Ivan przez chwilę bił się z myślami ale ​potem zaśmiał się głośno -Widzicie towarzysze! Co za przykład marksistowskiej wierności! Takich ludzi nam trzeba!- poklepał mnie po ramieniu, przez co temperatura mojego ciała niebezpiecznie spadła o kilka stopni. Na szczęście po chwili wszystko wróciło do normy
Poza mną

-Jeśli tak bardzo tego chcesz to zgoda!- odparł rozradowany Związek Sowiecki

Gdy skończyliśmy posiłek udałem się do swojego pokoju jednak zanim zdążyłem wejść drogę zagrodziła mi Węgry.

-Co ty wyprawiasz? I czemu twoje oczy są...- Elizabet zakryła usta ręką żeby nie krzyknąć.
-Nie tutaj- powiedziałem i zaprowadziłem ją do pokoju (który oczywiście zamknąłem)

-Janek?- spytała bez ogródek. No tak, Ela jest jedyną osobą która zna sekret.

-Tak-

-Kiedy mi go oddasz?- powiedziała prawie przez łzy

-Już nie długo, po polowaniu- powiedziałem przytulając się do niej
Puść ją ty skurwielu!
Hej spokojnie, przecież mamy jedno ciało a mnie chyba też lubi
Odszczekaj to!
Czemu? Przecież to prawda

-Ale nie zamierzasz chyba... no wiesz, Ivana...-

-Nie, nie, aż taki głupi to ja nie jestem. Pewnie nawet nie da mi broni, po prostu chodzi mi o jednego partyzanta-

-I potem go puścisz?- wciąż mi nie ufała
A kto by ufał?
Ty, robisz to przecież cały czas

-Obiecuję- sam się zdziwiłem swoimi słowami. Od kiedy to bestia zawiera pakty z innymi śmiertelnikami niż nosicielem? Widocznie czasy się zmieniają.
Albo ty
Nie, ja nie mogę się zmienić, jest to fizycznie nie możliwe.

Godzinę później:
Właśnie wyruszamy. Tak jak przewidziałem Ivan nie dał mi broni.
A czego się spodziewałeś? Że da sobie strzelić w plecy?
Nie ale tyle dobrze że udało mi się przemycić nóż.
Oooo tak,  to dopiero osiągnięcie!
Mógłbyś się zamknąć? Mamy zadanie do wykonania.

Wsiedliśmy do wozu zaprzęrzonego w cztery konie.

Podróż nie trwała długo, z jakieś półtorej godziny. Przez cały ​ten czas siedzieliśmy cicho.

-No towarzyszu! Jesteśmy na miejscu. Masz za dwie godziny być tutaj. Inaczej to na ciebie zapoluję.-

No ładnie.
Sam nas w to wkopałeś

-Dobrze, widzimy się za dwie godziny-
Wiesz, że dwie godziny to za mało by ją złapać?
Nie zamierzam jej łapać, zamierzam ją zabić. Przecież tego właśnie chcesz.
Nie jestem pewny. Nie wiem czy jestem w stanie ją nienawidzić.
Ej! Nie mów mi że nadal coś do niej czujesz!  To ja jestem tym sadystycznym masochistą! Przecież ona prawie zamęczyła cię na śmierć!
Wiem, że masz rację ale..... Czekaj!

Stanąłem w miejscu rozglądając się na wszystkie strony. Była tam. Stała odwrócona do mnie plecami, w podartym płaszczu, który nie mógł ukryć nawet tego że jest wychudzona. Zasłużyła sobie na to.
Nikt na takie rzeczy nie zasługuje.
Ona jest wyjątkiem.
Nie, nie może, to jest fizycznie niemożliwe.

Powoli, starając się nie robić hałasu zaszedłem Ukrainę od tyłu. Gdy już byłem na wyciągnięcie ręki odchrząknąłem, by mogła spojrzeć w oczy własnemu katu.

Ta jednak nie zareagowała. Spuściła tylko głowę i tak staliśmy przez pewien czas dopuki w końcu się nie odezwała -No na co czekasz? Brawo, znalazłeś mnie! Jestem słaba, nie mam siły na dalszą walkę. Jestem zdana na twoją łaskę.-

Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem -No co za ironia, że jeszcze dwa lata temu to ja tak mówiłem do ciebie.- Olena dopiero teraz zorientowała się że nie jestem Rosją. Szybko odwróciła się do mnie a na jej twarzy odmalowane było przerażenie.

-Ale ty nie żyjesz!- wykrzyknęła mi prosto w twarz. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. -Wiem, że ciężko jest przeżyć Auschwitz ale mi się udało.- zrobiła krok w tył. Bała się mnie. W sumie to ma powód. Bo ktoś musiał mnie do tego Auschwitz przynieść nie?

-Wiesz po co przyszedłem?- zapytałem. Pokręciła głową przecząco.
Trochę nawet smutne.

-A ja myślę że jednak wiesz-

Uderzyłem ją z pięści w twarz. Upadła a na śniegu pojawiła się krew.

-Za Lwów- kolejny cios w twarz.

-Za Wołyń- kolejny.

-Za całą Małopolskę Wschodnią- i jeszcze jeden.

Z mordy tego potwora pozotała krwawa miazga z gałkami ocznymi.

-Zabij mnie już- wydusiła z siebie

Feliks Łukasiewicz:                       -Zabij mnie już-                                 Proszę możesz to skończyć             Tak... ale i tak to skurwysyństwo Nie mój problem

-Za to że złamałaś mi dwókrotnie serce- mój pierwszy świadomy cios. Najmocniejszy ze wszystkich.

-I za to że to serce daje ci trzecią szansę- mówiąc to złożyłem na jej poliku delikatny pocałunek.

-Są dwa wyjścia Olena- usiadłem koło niej, jednak ona się nie podniosła. Nie miała sił na nic innego niż słuchanie mnie.Zdziwiony? Po tym co jej zrobiłem?

Wziąłem głęboki wdech -Mogę cię tu i teraz zabić.- powiedziałem -Spokojnie na widły cię nie nabiję, po prostu poderżnę ci gardło- tjaaa bardzo zachęcająca propozycja.

-Ale jest też druga opcja. Dzięki niej odzyskasz niepodległość- obróciła głowę w moją stronę. W jej oczach było widać.... nadzieję? Uczucie? Nie mam pojęcia.

-Jednak wymaga to od ciebie pokuty. Będziesz cierpiała mniej niż ja ale za to dłużej-                     Już mi się ten pomysł podoba

-Ja nie jestem w stanie cię na to skazać, nie potrafię być aż tak okrutny. Poproś mnie o jedno z tych i ja to zrobię natychmiast. Ja nie jestem w stanie cię skazać na żadną opcję.-

-Ja.....

Olena Bragińska:                               -Ja....- Ja właściwie nie wiedziałam czego tak naprawdę pragnę. Nie wiem czy chce mi się jeszcze walczyć czy już lepiej się poddać.
Powinnaś walczyć! Powinnaś go zabić! Inaczej nigdy nie będziesz svabodna!
A weź się już zamknij. Przecież to przez ciebie jesteśmy gdzie jesteśmy.

On się nie poddał, przeżył. Lach dał radę a ja nie?! Pal licho też dam radę!

-Zgadzam się.- AUŁ! Chyba uszkodził mi żuchwę. Muszę jak najmniej mówić.

Znów pocałował mnie w poliko.

-Dobrze- jego twarz nie wyrażała nic. Kto by pomyślał, że ja, jego była żona, nie jestem już w stanie poznać w jakim nastroju jest mój były. -Panie Rosjo! Mam ją!- zaraz co? -Skurwiel-

-Tylko on może cię uratować-

-Ale będzie się przy okazji, nade mną znęcał!- AUŁ! Chrzanić szczękę! Nie mogę tam iść!

-To jest właśnie twoja pokuta- słyszałam ból w jego głosie. Więc naprawdę się o mnie martwił! A to znaczy że nie widzi innego wyjścia.                                               Chcesz zaufać Lachowi?!
Nie chcę mu zaufać, ja mu ufam.

-Poza tym Ivan już tu idzie-

Kilkadziesiąt lat później
Wolna! Kto by pomyślał, że miałeś rację!

Dziękuję ukochany ♥.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top