Rozdział 1

Piosenka : Don't mess with the British Empire

*** ***

Późnym wieczorem, kroczyłem powoli ulicami Londynu. Padało jak zawsze z resztą, dopiero wyszedłem z urzędu.
( Autor . nwm gdzie on może pracować XD więc urząd )

Pod pachą jednej ręki miałem teczkę wypełnioną papierami na następny dzień, cóż wolę zrobić to szybciej i mieć kiedyś wolne... kiedyś to naprawdę dobre określenie. Po około dwudziestu  minutach doszedłem do domu, jest chyba po dwudziestej drugiej więc to nie dziwne, że nie ma korków. 
Wszedłem na posesję posiadłości i powoli kierowałem się do drzwi domu, rozmyślając nad wszystkim i o niczym jednocześnie.
Stanąłem przed drzwiami i wyciągnąłem klucze, wybrałem odpowiedni z pęku różnorakich innych i spróbowałem otworzyć drzwi... i nic... klucz nie chciał się przekręcić, niepewnie nacisnąłem klamkę i drzwi się otworzyły.

- zamykałem je gdy wychodziłem... jestem pewien - mruknąłem pod nosem i powoli wszedłem do mieszkania.
Z holu zauważyłem, że w salonie pali się światło. Odłożyłem dokumenty na komodę stojącą przy drzwiach i najciszej jak umiałem zacząłem iść w stronę salonu. W między czasie wyciągnąłem pistolet z kieszeni i trzymając palec na spuście, wyjrzałem zza rogu do wnętrza pomieszczenia. Zapalony telewizor grał w najlepsze ( jakiś film akcji ) szybko rozejrzałem się do około... nikogo nie było. Westchnąłem ciężko, stojąc bezradnie na środku pokoju wspólnego, z pistoletem w ręce.
Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za ramię. Natychmiast odwróciłem się przodem do napastnika, przykładając mu pistolet w okolicach skroni, a ten przytknął mi dłoń do twarzy ( do ust ). Szeroko otworzyłem oczy gdy ujrzałem stojącego przede mną Amerykę. Wyrwałem się mu, przy okazji odskakując na chyba dwa metry.

- WHAT ARE YOU DOING HERE!? - wydarłem się na cały dom - CZEMU DO DIABŁA JESTEŚ U MNIE!? - zacząłem na niego wrzeszczeć, a ten biedak stał w piżamie, zaspany z worami pod oczami.

- Przyjechałem w odwiedziny, ale ciebie jak zwykle nie było i jak zawsze padało, więc postanowiłem się rozgościć - powiedział zachrypniętym głosem, kiedy w końcu skończyłem tą gówno-burzę... Zmarszczyłem swoje krzaczaste brwi zastanawiając się nad słowami młodszego blondyna

- Ehhh - mruknąłem i odłożyłem broń na stolik do kawy - przepraszam - powiedziałem nieco zawstydzony moim wybuchem - Do kiedy zostajesz? - zapytałem spoglądając ukradkiem na Alfred'a

- Na tydzień... może dwa - mruknął ziewając - Dobra ja spadam bo jeszcze mnie zabijesz - dodał cicho się śmieją odwracając się do mnie plecami, po chwili znikając z moich oczu .
* Dwa tygodnie!? Przełożony go zabiję! Idiota!! Czy on kiedykolwiek używa mózgu!? * zacząłem panikować i zachowywać się jak kochany tatuś na pełnym etacie
Ściągnąłem płaszcz i niedbale rzuciłem go na oparcie kanapy, buty ściągnąłem i zostawiłem w przed pokoju. Po kilku minutach siedziałem już wygodnie w fotelu z filiżanką ( i dzbankiem :3 ) mojej ukochanej bawarki z moją homework i zacząłem wypełniać papiery, praca dwadzieścia cztery na dobę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top