His 4 ||| Rozdział 1
Smutne bo z korektą się trochę pokłuciłam i mimo tego, że mi wybaczyła to czuje się winna ;_; przepraszam za brak rozdziałów, ale bff ( Feliciano ) nie miał czasu na pisanie ze mną Gerita ;___;
Przepraszam za błędy :* i za mój słaby angielski, ale w tych kilku wypowiedziach nie powinno być błędów XD chyba
*** ***
- Zawsze robię coś nie tak! Przepraszam za to! I'M VERY SORRY!! - wydarł się blondyn, a po jego policzkach spływały łzy. Czuł jak jego poranione serce łamie się z nów, przez co pojawia się na nim kolejna blizna. Kolejny raz robił coś źle, kolejny raz kogoś zawiódł, oszukał, zniszczył komuś życie mimo, że wcale tego nie chciał... Ile to już lat? Ile to już wieków minęło od tego feralnego zdarzenia, a on wciąż się o wszystko obwinia... w jego głowie ciągle rozbrzmiewały te okropne słowa, które słyszy każdego dnia... ,,nie jestem już dzieckiem" , ,, chce być odpowiedzialny za to co robię" , ,, nie chcę Cię obciążać" -Nie obciążasz mnie! - mówił wówczas, ale ten cholerny Jones go nie słuchał.
Anglik leżał na blacie stołu w swojej kuchni z głową ukrytą w dłoniach, pochłaniając duże ilości alkoholu. Miał już to wszystko gdzieś... tyle setek lat próbował być ,,miły" , ale zawsze coś mu nie wychodziło! A teraz jeszcze to!? Pokłucił się z kimś na kim zależało mu najbardziej od tyłu pieprzonych lat! Wyzwał go od najgorszych. Arthur pociągnął nosem i wypił kolejną szklankę whisky *
- Jesteś... żałosnym idiotą... - wychrypiał sam do siebie, tak jakby ganił małe dziecko i na odreagowanie cisnął szklane naczynie o ścianę, które na skutek uderzenia rozbryzgło się na mnóstwo małych kawałeczków. Czemu do jasnej cholery nie mógł tak po prostu zasnąć, czy też stracić przytomności na skutek dużej ilości procentów we krwi!? Czemu nie mógł zwyczajnie w świecie umrzeć na jakiegoś raka!? Czemu bycie personifikacją musiało paść akurat na niego!?
Od myślenia szmaragdowooki czuł jak jego głowa, tak jak i szklanka pęka i rozsypuję się po starej, dębowej podłodze.
- Frans... tak cholernie Cię przepraszam.... ja.. ja nie chciałem Ci tego powiedzieć... - wyszeptał zwijając się na krześle. Kolejna rysa pojawiła się na jego sercu ,, żałuję, że kiedykolwiek Cię poznałem! Żałuję, że zmarnowałem z Tobą kilka set lat swojego życia!! " te słowa wypowiedziane w napadzie złości w ciąż krążyły po jego głowie, tak strasznie ich żałował... tak strasznie chciał cofnąć czas i zareagować inaczej. Mimo, że dobrze wiedział co miało miejsce, zareagował tak bezmyślnie, kierował nim czysta rozpacz. Był przy tym... widział jak ta jędza całuje Jego żabę! Widział jak ten cholerny zboczeniec ją odepchnął... widział, a mimo to powiedział mu takie okropne rzeczy... Chciał by Bonnefoy poczuł się tak samo jak wtedy on... chciał go... ukarać? Zmieszać go z błotem jak to zawsze robił błękitnooki... chciał... zawsze marzył by odebrać mu to co kocha najbardziej, a teraz gdy już to zrobił żałuję i pragnie by wszystko było jak dawniej. Pragnął z nów słyszeć ten melodyjny głos i słuchać tych docinek, mówionych z tym irytującym francuskim akcentem
- ... I... love you and I'm sorry... that I... I don't say this to... to you... *- mówił dalej. Dalej składał obietnice mimo, że prócz niego w wielkim domu nie było nikogo... składał przysięgi nicości, że już nigdy nie popełni tego błędu, zapewniał ją o swojej miłości i z nadzieją błagał o wybaczenie wieżąc, że odpowie mu tak jedna osoba... że wybaczy i wróci do niego...
*** ***
* Arthur zawsze topi smutki w alkoholu
* nwm czy dobrze napisałam te wypowiedzi po angielsku... wiecie... mam z angola 3 więc xD mam nadzieję, że mi wybaczcie
* I love you and I'm sorry that I don't say this to you - Kocham cie i przepraszam, że ci o tym nie mówię ( coś takiego to miało znaczyć xD )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top