4 - "Tajemnica tkwi w przygotowaniu odpowiednio mięsa"

Doktor Chilton zapukał w drzwi Hannibala. Ciekawiło go, czego od niego chciał.

Otworzył mu jak zwykle w eleganckim garniturze.

- Witaj Frederick, wejdź. Przygotowałem dla nas kolację - uśmiechnął się i przepuścił Chiltona w drzwiach.

- Dzień dobry Lecter.

Usiedli razem do stołu gdzie Hannibal przygotował już jedną ze swoich popisowych mięsnych potraw.

- Więc, chciałeś porozmawiać o Danielle? - zapytał od razu.

- Tak, nie będę owijał w bawełne. Pojawiła się tak nagle... Chciałbym się czegoś dowiedzieć, żeby wiedzieć czy mogę ją dopuścić do Willa i...

- Spokojnie, wszystko ci opowiem - powiedzial i wziął pierwszy kęs mięsa - Dobre! - pochwalił.

- Tajemnica tkwi w przygotowaniu odpowiednio mięsa - uśmiechnął się pod nosem.

- Więc... Danielle jest moją pacjentką od paru lat. Ojciec na jej oczach zabił matkę, a ją dźgnął parę razy, ale na szczęście się uratowała. Była wtedy nieco młodsza, ale też miała parę traum z dzieciństwa, właśnie głównie przez ojca. - powiedział.

- Więc co jej jest? Oprócz traum? - zapytał szczerze zaciekawiony Hannibal.

Chilton poprawił się na krześle, nachylił się nieco w stronę Hannibala i zaczął opowiadać.

- Cóż, przyjzyj się jej nadgarstkom. Ma zaburzenie osobowości, lekką depresonalizacje, depresję, traumy i autyzm. Tak, wiem! Nie widać tego po niej na pierwszy rzut oka, ale sam widziałeś, że robi żarty o samobójstwie, a to już jest czerwona flaga.

- Rzeczywiście, niezła mieszanka. Więc prowadziłeś jej terapię?

- Tak. Przez pół roku.

- Mówiłeś, że coś się stało na tej terapii.

Chilton zamyślił się.

- Tak. Stało się. Powiedzmy, że przekroczyłem jej granice i trochę ją załamałem. Prawie się zabiła, ale uprzednio do mnie zadzwoniła z pożegnaniem. Oczywiście szybko do niej przyjechałem i zdążyłem ją uratować. Czułem się winny. Nigdy już potem nie wróciła na terapię. Myślałem że wróci, jak wypuścili jej ojca, ale tak się nie stało. Dziwi mnie, że Crawford ją dopuscil do pracy.

Po kolacji, Hannibal pozegnal Chiltona. Był zadowolony z przebiegu spotkania. Nie sądził, że Frederick tak szybko opowie mu o jakimkolwiek pacjencie..

***

Tymczasem Will i Danielle siedzieli w domu Grahama. Danielle zawsze uwielbiała jego wesołą gromadkę psów. Miała słabość do zwierząt odkąd pamięta.

- Co się właściwie u ciebie działo Willy? - zapytała leżąc na kanapie.

- Jeśli mam być szczery, to nic ciekawego. Jedynie Crawford zaproponował mi współpracę i tak sobie żyję. A! No i zyskałem dwójkę psów - uśmiechał się.

Will Graham również miał słabość do zwierząt, może nawet bardziej od Danielle.

Siedzieli razem i rozmawiali jak za dawnych czasów, kiedy to jeszcze uczyli się razem w liceum.

Tak, znali się z liceum. Byli najlepszymi przyjaciółmi, aż los postanowił że rozłączy ich ścieżki. Wiadomo, poszli na studia czy do pracy. Niecałe trzy lata później znów się spotkali. Miało to miejsce parę dni temu w sali na której wykłada Will. Od tamtego momentu, spędzali sporo czasu. Chcieli nadrobić stracony czas.

- Od zawsze uwielbiałem twoje perfumy - powiedział i zaśmiał się.

- Pamiętasz zapach moich perfum? - zdziwila się.

- Oczywiście! Delikatna konwaliowa nuta. Nie zapomniał bym - odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie.

Danielle zarumieniła się tylko lekko. W końcu ktoś pamięta jakich perfum używa! To lekko zawstydzające.

- A tak w ogóle to ufasz Hannibalowi? W sensie rozumiem, jest twoim terapeutą, ale ja bym... - zaczęła.

- Tak. Ufam mu - przerwał jej Will - Nie dał mi jeszcze żadnego powodu, by mu nie ufać, Danna.

Danielle uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową. Will zazwyczaj nie mylił się co do jego przekonań na temat danego człowieka. Jednakże Danna miała co do Hannibala mieszane uczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top