„Nadzwyczaj utalentowana"

Rozdział 8 (tak na prawdę tylko dodatek) — po korekcie.

|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||

*Levi*

Trening z manewrów dobiegł końca już dobrą godzinę temu, według planu na podstawie którego mieliśmy ćwiczyć teraz, odbywały się walki wręcz i samoobrona. Chociaż były one obowiązkowe to, za jakże łaskawą zasługą Kapitanów mających nas pod opieką do pojedynków stawali jedynie Ci chętni, mający jeszcze siłę by, się ruszać żołnierze. Dzisiaj nadmiernie nam wszystkim pobłażano ze względu na święto i odbywającą się wieczorem popijawę z okazji Dnia Kobiet.

Rozumiałem, znaczenie tego dnia, jak i to, że zmęczeni żołnierską rutyną Zwiadowcy, będą korzystać z niego pełną gębą, teraz się obijając, a później świętując. Najważniejszą część treningu mieliśmy za sobą, bo jakby nie patrzeć walka w ręcz na tytanów nic się nie zda, a w tym Korpusie miała jedynie za cel zdyscyplinowanie i wyrobienie kondycji. Był to dość zrozumiały i praktyczny zabieg, gdyż przechadzając się teraz po placu treningowym, widziałem odpoczywających i rozmawiających mężczyzn, jak i kobiety, którzy z uśmiechami na twarzach mówili tylko o wieczornym przyjęciu. Jeden dzień lenistwa nie zbawi nikogo, a niektórym osobą może się przydać, by dać chwile wytchnienia codziennie pracującym mięśniom.

Też chciałem skorzystać z tego dnia spokoju i sobie odpocząć, jednak skutecznie przeszkadzał mi w tym fakt, iż nigdzie nie widziałem Farlana. Po zakończonych manewrach w przeznaczonym do tego lesie, po prostu rozpłyną się w powietrzu. Normalnie nie szukałbym go, ale miałem dziwne przeczucie, że coś mu się teraz dzieje albo zaraz mu się coś zadzieje. Ignorowanie tego impulsu nie wchodziło w rachubę, nigdy mnie nie zawodził, a fakt, że nie mogę znaleźć blondyna już od dobrej godziny, tylko to przeczucie nawarstwiał. Westchnąłem zirytowany, w stajni gdzie obecnie jest Isabella już sprawdzałem, na zapytanie o przyjaciela nie dostałem konkretnej odpowiedzi. Dziewczyna nie widziała się z nim od śniadania, musiała posprzątać stajnie, w czym pomagały jej jeszcze dwie kobiety, wiec na pomoc w szukaniu Churcha z jej strony liczyć nie mogłem. W wewnątrz siedziby też nigdzie go nie było, wiec do przeczesania został mi tylko obszar treningowy. Traciłem już cierpliwość, mimo to te upierdliwe przeczucie o zagrożonym bezpieczeństwie blondyna nie ustąpiło.

Wtedy do moich uszu dotarły gromkie okrzyki, gwizdy i oklaski, rozglądałem się dookoła i dostrzegając większe zbiorowisko żołnierzy, przyspieszyłem kroku. Trochę się zdziwiłem, orientując, iż takie zainteresowanie wzbudził jakiś pojedynek, a tym bardziej że osobą leżącą na ziemi okazał się szukany przeze mnie blondyn. Nie był jakoś specjalnie ranny, jednak widoczne trudności z nabraniem powietrza w płuca i delikatnie rozcięta warga, nie wyglądały za dobrze. Przegrał.

— O cześć, Levi! — trochę wkurzony uniosłem jedną brew ku górze i zaciskając pięści, podszedłem do chłopaka.

— Wiesz ile się Ciebie naszukałem? Co Ci strzeliło do głowy? — ukucnąłem przy nim i ani mi się śniło pomagać mu wstać, ma za swoje, niech cierpi. Mordowałem go wzrokiem, czekając aż ten w jakiś sposób odważy się mi odpowiedzieć.

W walkach na pieści zdecydowanie asem on nie był, o czym zdawał się wiedzieć, nigdy też do żadnej bójki nie prowokował, co za tym szło moje zdziwienie może nawet niedowierzanie w decyzje Farlana, była uzasadniona. Skrzywił się nieznacznie i z dużym trudem podniósł do pozycji siedzącej, podrapał się po karku i delikatnie zażenowany spuścił wzrok.

— Prędzej spytaj „kto". — rzucił, zerkając na mnie spod jasnej grzywki.

— Tch, dobra „kto" Cię tak poskładał Panie Pójdę Sobie Jak Wrócę To Wrócę? — na zwrot którym się do niego zwróciłem, zaśmiał się i od razu zaczął przepraszać, że ot, tak sobie zniknął.

— Ona. — odpowiadając na moje pytanie, skinął głową przed siebie i pomimo rany na dolnej wardze uśmiechnął się dość szeroko.

Odwróciłem głowę we wskazanym kierunku, a moim ciałem zawładnął chwilowy szok w momencie, gdy moje oczy napotkały wczoraj poznaną dziewczynę z włosami związanymi w okropnie gruby i długi warkocz. Niedawna przeciwniczka mojego trochę poturbowanego przyjaciela, obecnie rozmawiała, stojąc do nas tyłem, z mniejszą grupką kadetek. Odgarnęła splot z włosów, przerzucając je na swoje ramie tym samym ukazując, jakże odznaczający się symbol Korpusu Stacjonarnego. Zmarszczyłem brwi, wczoraj nic takiego mi się w oczy nie rzuciło, tym bardziej, że gdy przeszliśmy na manewr nie miała na sobie kurtki, tylko zostawiła ją do popilnowania Flagonowi.

— Co tutaj robi stacjonarka? — zapytałem pół szeptem, coś mi tu nie grało i to bardzo nie grało.

— Z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, zanim jak to trafnie określiłeś, ta panienka mnie poskładała, będą zarządzać remontem siedziby Zwiadowców. — zmarszczyłem brwi, to krzyżuje wszystkie plany tego korpusu, jak i też nasze.

— Mieli oficjalnie ogłosić to dzisiaj rano, jednak przez okoliczności zostało to przełożone na jutro. — poklepałem go po plecach, nadal byłem trochę zły za dołożony, przez jego nagle zniknięcie, stres, ale spisał się dobrze.

Zdobył trochę informacji, które dla nas, po dłuższym i głębszym zastanowieniu, mogą okazać się nawet kluczowe. Church podał mi również inne ważne informacje między innymi to, że wyprawa odbędzie się nie za dwa tygodnie, a za dwa miesiące co nie ukrywam, trochę niepokoiło. Plan zdobycia dokumentów, jak i zabicia Smitha podczas wyprawy był dla nas dobrym wyjściem, ale też ryzykownym. Pogrążony w myślach ocknąłem się dopiero w chwili, gdy z naprzeciw usłyszałem melodyjny kobiecy śmiech, który z pewnością należeć musiał do szatynki.

Nie musiałem podnosić nawet głowy, by mieć pewność, gdyż twarz blondyna, nadal siedzącego na ziemi, wpatrywała się w śmiejącą się kobietę. Prychnąłem pod nosem w ten swój charakterystyczny sposób i spojrzałem na przyjaciela z lekkim poirytowaniem.

— Pozwoliłeś się jej pobić, tylko dlatego, że Ci się spodobała? — niebieskooki gwałtownie obrócił swoją głowę w moim kierunku, zdając sobie sprawę z tego, iż został przyłapany. Chciał zacząć zaprzeczać, jednak ja skutecznie go zgasiłem. — W takim razie przestań się ślinić na jej widok.

— Idąc Twoim tokiem myślenia, mam niemałą konkurencję. — śmiejąc się, uniósł podbródek, wskazując nim za moją osobę.

Zerknąłem w tamtym kierunku, a to, co ujrzałem wprawiło mnie w osłupienie, tak wielkie, że musiałem kilka razy zamrugać by, upewnić się o realizmie tego obrazu. Kilka kroków za mną siedziało kilkoro mężczyzn, niektórych określiłbym nawet mianem goryli, z licznymi siniakami i z wyraźnymi grymasami zmęczenia, czasami nawet bólu na twarzach. Niektórzy nawet nie próbowali ukrywać tego jak poturbowała ich ta kobieta i po prostu pozasypiali na trawie.

— Tch, lizusy. — syknąłem i nadal trochę niedowierzająco pokręciłem głową na boki.

— Levi, według mnie nawet Ty mógłbyś mieć z nią problem. — spojrzałem na niego wątpliwie, kobieta może i potrafi się bić, ale Farlan zdając sobie sprawę jak wyglądają moje umiejętności, nawet nie powinien próbować z tego żartować.

Ja, rozumiem zauroczenie i idealizowanie osoby, którą jest się zainteresowanym, ale takie stwierdzenia o kimś, kogo się ledwo zna, jest często mylne, rozczarowujące. Plus, jeżeli ta kobieta naprawdę mu się podoba, nie powinien proponować mi z nią pojedynku. Bądź co bądź, ja nie podkładałbym się jej co mogłoby poskutkować dokuczliwymi obrażeniami, a nie zaprzeczam dziewczyna jest bardzo ładna i szkoda byłoby, ją oszpecać.

— Nie moja wina, że żadne z was na poważnie jej nie wzięło. — stwierdziłem głośno, rozglądając się po poszkodowanych na końcu mój wzrok, zatrzymując na kobiecie, która w ogóle nie wyglądała na zmęczoną.

Po wczorajszym treningu z nią w lesie byłem w stanie stwierdzić, że dziewczyna ma dobrą kondycję i była wytrzymała. Nie mogło być to jednak skutkiem nadprogramowych szkoleń z manewrów, które jak mi powiedziała, przeprowadzali z nią starszy brat i ojciec. Technika, którą mi przedstawiła i dokładnie wytłumaczyła, miała na celu zmniejszenie zużycia gazu podczas manewrowania. Skuteczna i wcale nie taka trudna sztuczka, a mogła okazać się bardzo pomocna poza murami. Spostrzegłem też, że jest szybka i niezwykle zwinna, wycinała te sztuczne karki z tych atrap bardzo precyzyjnie, nie raz wykonując bardziej skomplikowane akrobacje.

Warunki fizyczne miała zapewnione, a siła i styl walki, którym się raczyła, był dla mnie tajemnicą. Im bardziej zacząłem się zastanawiać nad umiejętnościami kobiety, tym bardziej wzbudzała ona moją ciekawość. Przyglądając się jej teraz, nie byłem w stanie przypisać jej konkretnego stylu, czy techniki, nic szczególnego do głowy mi nie przychodziło, a patrząc na tych leżących dookoła facetów utwierdziłem się jedynie w fakcie, że nie mógłby być to styl uczony w wojsku.

— Chcesz się z nią spróbować? — szturchnięcie w ramie zmusiło mnie do ponownego zerknięcia na nadal siedzącego blondyna.

Zagryzłem policzek od środka, a niemiłosiernie rosnąca ciekawość co do szatynki, po pytaniu Farlana, tylko się nasiliła. Korciło mnie i to cholernie, jednak zmuszając się do opanowania, jakiegokolwiek zgaszenia potrzeby wyzwania kobiety do pojedynku, złapałem przyjaciela pod ramie i pomogłem mu wstać. Stanął na równe nogi i przeciągnął się, co dobrym pomysłem nie było w żadnym wypadku, gdyż chwycił się panicznie w okolicach klatki piersiowej i syknął, zagryzając zęby.

— Tch i po co Ci to było idioto? — delikatnie z niego zadrwiłem, nigdy nie wyrywał się do potyczek na pięści, a tu nagle taki pięściarz się z niego zrobił.

— Mamy inne rzeczy do zrobienia, chodź kaleko jedna. — dodałem wymijająco i oparłem jego ciężar na swoim przewieszając sobie jego ramie tak, by ten mógł się na mnie oprzeć.

Nie zdążyliśmy nawet zrobić trzech kroków, gdyż skutecznie zatrzymał nas głos za pleców. Obróciłem naszą dwójkę we wskazanym kierunku, a widząc idącą do nas trochę szybszym krokiem zielonooką, przystanąłem. Church szczerzył się od ucha do ucha pomimo tego, że dalej trzymał dłoń na piersi co sygnalizowało nieustępujący ból w tym odcinku ciała. Dziewczyna, lustrując jego stan, uśmiechnęła się przepraszająco i stojąc już przed nami skinęła mi głową na przywitanie.

— Farlan? Dobrze pamiętam? — zwróciła się do blondyna, na co ten, aż próbował się wyprostować. Byłem od niego o sporo niższy i to, że to ja go podpierałem, musiało wyglądać komicznie.

— Radzę próbować oddychać przez nos, po kilku głębszych wdechach i wydechach uścisk powinien ustąpić. — podpowiedziała, zauważając u chłopaka trudności z odpowiednim przyswajaniem tlenu do organizmu.

Patrzyła na niego wyczekująco, gdy ten bez mrugnięcia okiem, zaczął wykonywać zalecane przez szatynkę, czynności. Zielonozłotawe oczy całkowicie skupiły się na opartym na mnie blondynie, intensywnie i z widocznym przejęciem obserwowała jego poczynania, tak jakby chciała skontrolować i nie przeoczyć poprawy w stanie nowo poznanego kolegi. Po krótkiej chwili, porady kobiety dały zadziwiająco dobry efekt, spięcie mięśni spowodowane bólem zelżało, a klatka piersiowa unosiła się miarowo co wywołało, odczucie ulgi zarówno u Farlana, ale i też w jakimś stopniu u mnie. W momencie, gdy mój przyjaciel całkowicie uspokoił oddech, wyprostował się i pościł moje ramie. Uśmiechnął się szeroko do szatynki i chyba próbując ją oczarować, wypatrywał się w nią za bardzo intensywnie.

— Nie świec na mnie oczami, nie będę Cię za to przepraszać. Sam wyrywałeś się do pojedynku ze mną, ja tylko przyjęłam wyzwanie. — rzuciła stanowczo co, wywołało chwilowe zmieszanie na twarzy wyższego ode mnie faceta.

— Nawet na nie, nie liczyłem. — zaśmiał się nerwowo i podrapał ręką po odsłoniętym karku, widoczne rumieńce na jego policzkach, aż zakuły mnie w oczy. Nigdy nie widziałem, flirtującego Farlana i takie zachowanie z jego strony, aż mi do niego nie pasowało.

— Pewnie czujesz się zawiedziona, zgadza się? — mruknął, zerkając w stronę poobijanych facetów.

— Przyznam, że przyjmując propozycje od Zwiadowców, liczyłam na coś więcej. Śmiem twierdzić, że żaden nie wziął mnie na poważnie. — rzuciła, rozglądając się po każdym z osobna, na co jeden z nich z wyraźną pogardą, zaśmiał się głośno.

— Laleczko, na poważnie to ja Cię mogę wziąć w inny sposób! — odkrzyknął do kobiety, na co ta skupiła swój wzrok na jego sylwetce i z widocznym grymasem zniesmaczenia, zamlaskała.

Niektórzy, widząc taką reakcję u dziewczyny, zaczęli upominać swojego kompana, przypominając, że niedawno sam został przez nią pokonany i nie powinien tak kozaczyć. Zerknąłem na szatynkę, nie wydawała się poruszona zachowaniem tego zboczeńca, musiała być w pewnym stopniu obeznana w tym, jak radzić sobie z takimi cwaniakami, ponieważ to jak mu się dogryzała nawet mnie w jakimś stopniu rozbawiło.

— O proszę, Twoje jaja wróciły ze spaceru? Trochę im to zajęło. — odpowiedziała dość głośno, a swoje słowa zabarwiła udawanym podziwem.

Grupka siedząca obok teraz czerwonego ze złości osiłka wybuchła gromkim śmiechem i z uznaniem zaczęli klaskać dłońmi. Facet zrezygnował, spuszczając głowę na swoje buty co stojąca, przede mną zielonooka uznała za kolejną wygraną i uśmiechnęła się delikatnie. Z powrotem odwróciła się do nas, westchnęła znudzona i podgryzając trochę popękaną dolną wargę ponownie zabrała głos.

— Mając na co dzień odczynienia z pizdami ze Stacjonarki, którym nawet nie chce się ruszyć leniwych dupsk pod prysznic, sama realizuje treningi. Wyda się to trochę egoistyczne, ale od dawna nie miałam z nikim dobrego sparingu, a korzystając z pobytu tutaj myślałam, iż uda mi się z kimś poćwiczyć. — mruknęła, dłonie oparła o swoje biodra i zmarszczyła nieznacznie brwi.

— Tch, jak można się domyśleć poszukiwania nie udały się. — westchnąłem, kątem oka zerkając na Farlana, który pod naciskiem mojego spojrzenia zmieszał się jeszcze bardziej niż kilka minut temu.

— No, niestety. — skrzywiła się, nie ukrywając swojego niezadowolenia.

— Trochę tu pobędę, może uda mi się na kogoś trafić. — dokończyła, a ton jej głosu mógłbym określić nawet jako smutny.

Miała temperament, była ambitna i pewna siebie, zmusiło mnie to do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami dotyczącymi jej jakże ciekawej osoby. Jeśli chodziło o jej wiek, sam nie dałbym jej więcej niż dwadzieścia lat, żywiołowa i nadzwyczaj pozytywna aura otaczająca jej zadziorny charakterek była wręcz przytłaczająca, przez co wywoływała wrażenie, osoby beztroskiej, ale mimo to pracowitej. Nie powiem, wzbudziło to we mnie, coś na wzór podziwu wobec tej młodej kobiety. Łatwa wygrana jej nie satysfakcjonowała szukała kogoś utalentowanego o ponad przeciętnych zdolnościach, co tylko potęgowało fakt o tym, iż, znała się na rzeczy. Mógłbym zaspokoić swoją ciekawość dotyczącą jej umiejętności, ale z jakiegoś powodu wytrzymywałem się przed rzuceniem wyzwania. Z jednej strony nie byłoby to niczym nie właściwym, sama przyznała, iż chciałaby się pojedynkować z kimś na poważnie, ale z drugiej strony, nie chciałem się nią rozczarować, przy czym niepotrzebnie uszkodzić. Przemyślenia wszystkich za i przeciw dokończyć mi nie pozwolono, gdyż, słowa wypowiedziane przez Farlana skutecznie wprawiły mnie w momentalne zaskoczenie.

— Myślę, że znalazłem dla Ciebie godnego rywala. — rzucił, uśmiechając się szeroko i na pytające spojrzenie szatynki, szturchnął moje ramie. — Poznaj Leviego, mój bliski przyjaciel.

— Znamy się już — zaznaczyłem stanowczo i swoje delikatnie zirytowane spojrzenie, które utkwione było w blondynie przeniosłem na zielonozłotawe tęczówki dziewczyny.

— Zgadza się, wczoraj na manewrach. — przytaknęła i pospiesznie wyjaśniła sytuacje, odrobinę zdezorientowanemu Churchowi.

Lekko uniosła kącik swoich ust, przyglądała mi się intensywnie tak jakby chciała wychwycić, jakąkolwiek reakcje. Jedną dłonią odgarnęła pojedyncze włoski, które wydostały się z ciasnego uczesania, musiały zacząć ją łaskotać, bo nim to zrobiła, zabawnie zmarszczyła nos.

— Nie udawaj widzę, że Cię aż nosi, by zapytać. — roześmiany blondyn, poklepał mnie po ramieniu.

— Farlan... — warknąłem ostrzegawczo, jednak przed powiedzeniem stanowczego nie, powstrzymały mnie nagle ożywione zwroty do mojej osoby.

— Dawaj!

— Nie bój się jej!

— Utrzyj Jej nosa!

I wiele innych okrzyków mających przekonać mnie do przyjęcia wyzwania i zapewnienia tym debilom rozrywki. Patrząc na nich już trochę zirytowanym spojrzeniem, prychnąłem pod nosem i odrobinę głośniej uciszyłem pokonane zgromadzenie.

— Nie moja wina, że słabe pizdy jesteście i nie potraficie przyłożyć jednej ze Stacjonarnych! — po moich słowach zamknęli jadaczki i z oburzeniem zaczęli szeptać coś pod nosem.

Cisza nietrwała długa, gdyż jeden z grupki wydawał się nad wyraz urażony swoją porażką a zdeterminowane i jednocześnie zbolałe spojrzenie tylko potęgowało wyraźny nie nastrój tego faceta.

— Taki mądry jesteś? To sam się z nią spróbuj! — facet większy ode mnie o prawie dwie głowy, znacznie większej masy mięśniowej obecnie z wkurwem w oczach próbował uporczywie przekonać mnie do rzucenia wyzwania szatynce, która pozamiatała nim trawnik. 

— Dam sobie rękę uciąć, że ta Laleczka ze Stacjonarnych Cię połamie chuderlaku. — wycedził przez zęby, w stu procentach pewny swoich słów.

W powietrzu usłyszeć się dało głośne westchnięcie, które tym razem nie należało do mnie. Odwróciłem się do kobiety stojącej ode mnie kilka kroków, która już z wyraźnym zdenerwowaniem skanowała wzrokiem grupkę facetów siedząca nie daleko niej. Złapała się za nos i chyba próbując powstrzymać się przed wybuchem złości wykonała kilka głębszych wdechów i wydechów. Z żalem wmieszanym ze złością w oczach zwróciła się do awanturników.

— Pff, o kant dupy Was rozbić! Daliście się poskładać, a teraz ryczycie, wręcz błagacie by ktoś utarł mi nosa i zwrócił Wasz utracony honor czy inne gówno, które sami na własne życzenie utraciliście. Proponując i przyjmując wasze pojedynki liczyłam na trening z poważnymi ludźmi, takie trudne do zrozumienia? — pomimo że mówiła spokojnie i powoli, jej słowa okalał jad i rozczarowanie.

Wszyscy momentalnie ucichli, spuścili głowy nie odważają się nawet spojrzeć na opieprzającą ich szatynkę. Nie podzieliłem ich zachowania, bacznie przypatrywałem się kobiecie a ciekawość, jak i pewnego rodzaju podziw względem jej osoby, nawarstwiały się jeszcze bardziej. Chociaż wyglądała i brzmiała na złą wręcz wściekłą, a słowa wypluwane do pokonanych przez nią facetów swoje barwne słownictwo akcentowały coraz bardziej jej złe wrażenie o Zwiadowcach, to nie dało się nie wyczuć, jak i nie zauważyć tego smutku i niemocy w jej oczach. Chyba nie tylko ja to wychwyciłem, gdyż po niedługiej chwili stojący obok mnie Farlan położył swoją dłoń na moim ramieniu i nieznacznie się do mnie nachylił.

— Naprawdę muszę Cię namawiać? — wyjąkał zaraz przy moim uchu, zawodząc tak bardzo, że aż moje bębenki boleśnie dały o sobie znać.

Przekręciłem oczami, a z moich warg uciekło jedno donośne zirytowane, ale też trochę zmęczone westchnięcie. Pomału miałem już dosyć tej sytuacji, jak i ciążącej uwagi na mnie i szatynce. Blondyn zawieszony na moim ramieniu zachowywał się tak jakby, specjalnie ignorował moje widoczne odmowy, bo nie zaprzestał skomleć mi nad uchem.

— Farlan! — warknąłem na niego, co spowodowało jedynie odsunięcie się chłopaka ode mnie.

Naburmuszony niczym pięciolatek zaczął się we mnie wpatrywać, zacisnąłem pięść, by w jakiś sposób zniwelować chęć przywalenia mu. Naprawdę nie znoszę jak się tak zachowuje. Blondyn ma dzisiaj niewyobrażalne szczęście, zielonooka zakończyła wydzierać się na resztę zgromadzenia, a Ci już totalnie zrezygnowali z jakichkolwiek interakcji z tą kobietą. Dobitnie im uświadomiła, że są po prostu beznadziejni. Skrzyżowała ręce pod biustem i obróciła się w naszym kierunku, jej wyraz twarzy zabolał nawet mnie w jakimś stopniu.

Tch, jebani idioci.

Nie jestem żadnym specjalistom od emocji, jednak tej frustracji, złości i jednocześnie żalu malującego się na jej buzi, nie dało się pomylić i błędnie ich nazwać. Na moment jej tęczówki skrzyżowały się z moimi, ale szybko uciekła wzrokiem w kierunku Farlana. Wyższy ode mnie załamał ręce i westchnął przeciągłe.

— Levi... — błagalne jękniecie z ust blondyna, zmusiło mnie do już o wiele cięższego trzymania swoich nerwów na wodzy.

Zagryzłem policzek od środka powstrzymując się przed tym, by się na niego nie wydrzeć przy wszystkich. Drażniące mnie odgłosy ze strony mojego przyjaciela nie ustępowały, a dodatkowo wzbudziły zainteresowanie osób będących dookoła nas. Kilka naście par oczu intensywnie się we mnie wpatrywało, tworząc gromadzącą się we mnie prawie już przygniatająca presje. Prychnąłem zirytowany i zmrużyłem oczy, kurde z drugiej strony przecież ja chcę tego sparingu, nie robiłbym niczego wbrew sobie i co lepszej wbrew niej.

— Jakieś specjalne wymagania? — rzuciłem w końcu, patrząc znacząco na szatynkę, jej oczy wyrażały tylko i włącznie zdziwienie, a usta praktycznie od razu uniosły się w delikatnym uśmiechu.

— Żadnych, zwykły sparing do odklepania. - odpowiedziała łagodnym tonem i uniosła rękę do góry, drugą natomiast demonstracyjnie uderzyła trzykrotnie. — Jeśli chcesz oczywiście, ja Ciebie do niczego nie namawiam. - wcześniej uniesioną dłoń ułożyła na łokciu drugiej ręki, a jej policzki pokrył delikatny rumieniec.

Jej postawa zdecydowanie uległa zmianie, była delikatniej mówiąc skromniejsza. Nim dokładniej zastanowiłbym się nad swoją odpowiedzią, poczułem jak ktoś już kolejny raz dzisiejszego dnia kładzie dłoń na moim ramieniu.

— Levi, dzisiaj Dzień Kobiet nie wypada odmówić. — głos już dobrze mi znany, gdyż należący do irytującego mnie blondyna, zadudnił w moim uchu.

Najgorsze jest to, że ma w tym stwierdzeniu sporo racji. Westchnąłem i patrząc raz na Farlana uśmiechniętego od ucha do ucha, a drugi raz na trochę zmieszaną zielonooką, uległem.

— Niech Ci będzie, tylko nie rycz, jak przegrasz. — moje słowa wypowiedziane beznamiętnym tonem jeszcze nigdy u nikogo nie spowodowały eksplozji kilku reakcji i emocji na raz.

Osoby siedzące z boku zaczęły klaskać i gwizdać, Church zaczął się podśmiechiwać klepiąc moje ramie, a młoda kobieta zdecydowanie żywiej i pewniej zaszczyciła moje oczy, szerokim uśmiechem i błyskiem wdzięczności w oczach.

— To byłoby ciekawe, bo jeszcze nigdy nie przegrałam. — rzuciła, nadal szeroko się uśmiechając i potarła kciukiem swojej dłoni czubek delikatnie zaczerwionego nosa.

Może była to tylko przechwałka, ale z jakiegoś powodu sprawiła, że spojrzałem na całą sytuację bardziej poważnie. Nim ruszyłem się z miejsca, by ominąć kobietę i ustawić się do rozpoczęcia pojedynku, głos Farlana skutecznie zatrzymał mnie w miejscu.

— Levi nie martw się, jeśli zgubisz zęby w trawie pozbieram je, nie przejmuj się tym. — zmarszczyłem brwi, ten tekst byłby może i nawet zabawny, gdyby nie fakt, że został wypowiedziany całkowicie na poważnie.

Prychnąłem pod nosem, ignorując słowa blondyna i skierowałem się do wcześniej upatrzonego sobie miejsca ostatecznie zatrzymując się za szatynką. Obróciła się do mnie i z lekkim niedowierzaniem skomentowała słowa przed chwilą wypowiedziane przez mojego przyjaciela twierdząc, że nikomu przecież zębów nie wybiła.

Obydwoje przyjęliśmy pozycje, niczym szczególnym się od siebie nie różniły, jedynie dziewczyna trochę bardziej pochylała się do przodu. Mogło być to dla mnie sygnałem, że to ona będzie atakować jako pierwsza, chociaż jak na razie żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Trochę mocniej zacisnąłem pięści i wyczekująco spojrzałem w jej delikatnie ciemniejsze tęczówki. Była skupiona i czujna, lustrowała moją sylwetkę z góry do dołu, czekała na odpowiedni moment do ataku albo aż to ja się na nią rzucę. Kilka przydługich kosmyków uciekło z jej uczesania i wyładowało na jej twarzy, szybko je zdmuchnęła i ponownie skupiając swoją uwagę na mnie, zrobiła szybki doskok w moim kierunku. Nim dziewczynie udało się porządnie stanąć na nogach, przybliżyłem się do niej jednym większym krokiem i będąc naprzeciw, wycelowałem pięścią w jej lewy policzek. Sprawnie zablokowała mój atak i wykonując niepełny obrót, zamachnęła się na mnie prawym sierpowym. Udało mi się skutecznie zasłonić, używając do tego prawego łokcia, który w momencie, gdy odbił atakującą mnie dłoń odrobine zapiekł. Przyznać musiałem, że ta niewielka kobieta siłę w rękach ma i to sporą. Nie czekała na atak z mojej strony, samej zaczynając kolejną wymianę ciosów między nami.

Naprzemiennie atakowaliśmy i unikaliśmy się, zwiększając lub skracając dystans naszych sylwetek. Chociaż nie odpuszczaliśmy sobie wysiłku i pracy mięśni, miałem wrażenie, iż moja przeciwniczka jeszcze się wstrzymuje, że z pewnością nie jest to wszystko, na co ją stać. Z drugiej strony ja robiłem to samo i jeśli kobieta to wyczuła mogę stwierdzić nie wątpliwe, iż zna się na rzeczy. Całkiem możliwe, że nawet lepiej niż ja. Miałem wobec niej duże oczekiwania, na ten moment byłem pewny słuszności swoich podejrzeń.

Niestandardowe kombinacje ciosów, przekraczające przeciętny poziom bodajże wszystkich Zwiadowców zmusił mnie do jednego konkretnego pytania: Co ona robi w Stacjonarce? Z takimi umiejętnościami spokojnie mogła ubiegać się o miejsce w Żandarmerii, więc dlaczego?

Moje wewnętrzne przemyślenia poskutkowały moją chwilową utratą rytmu w pojedynku, chcąc nadrobić swój własny błąd, zdecydowałem się na atak. Będąc blisko przeciwniczki wykonałem proste kopnięcie, które w zamiarze miało trafić w jej brzuch. Jednak kobieta, zaskakując mnie niezwykle dobrym refleksem, minimalnie odsunęła swoją sylwetkę w bok i całkowicie skracając dystans, który nas dzielił chwyciła mnie pod prawe ramie. Trzymając mnie pchnęła do przodu jednocześnie próbując podciąć mi nogi. Udało mi się jej wyrwać a konkretniej odepchnąć ją od mojej sylwetki jednak nie na długo, gdyż dziewczyna ponownie rzuciła się do ataku. Będąc tak blisko niej, trudniej było mi przewidzieć zamiary kobiety. To, gdzie celuje lub w jakim celu, co gorsza zwiększyła tempo zadawanych ciosów. Chwilowo przyparty do pozycji obronnej przyjmowałem uderzenia, które, mimo że niezbyt mocne jednak dawały się mi we znaki. Wykorzystałem moment, gdy robiła kolejny już zamach na mnie i zaatakowałem pięścią od dołu. Uniknęła tego w jakże akrobatyczny sposób, odchyliła się do tyłu i ostatecznie stanęła na obydwu rękach okręcając się raz tym samym, uderzając mnie nogami w prawy bok.

Zagryzłem wargę i tłumiąc przekleństwo cisnące się na moje usta, odskoczyłem do tyłu. Kobieta obróciła się jeszcze raz i zaraz stając na nogach, skrzyżowała nasze spojrzenia ze sobą. Jej jeden kącik ust uniósł się delikatnie do góry co całościowo prezentowało mi bardzo wyzywający wyraz jej twarzy.

— To jak? Zaczynamy na poważnie? — spytała, lekko przechyliła głowę i rozpoczęła rozbieranie się z kurtki, która będąc na ramionach, faktycznie mogła trochę przeszkadzać.

— Ta... — mruknąłem na tyle głośno, by była w stanie mnie usłyszeć i idąc w jej ślady również zdjąłem z siebie okrycie wierzchnne.

Odrzuciłem ją na trawę, wróciłem do pozycji początkowej jednocześnie myśląc o tym, że szkoda by mi było ujebać białą koszule więc dodatkowo moim celem stało się nie wyłożyć się na piasku. Może to być ciężkie zadanie patrząc na jej umiejętności, które teraz miałbym poznać w całej skali.

Tym razem nie czailiśmy się na siebie, tylko od razu skróciliśmy dystans tym samym wymieniając zdecydowane uderzenia. Z nadzwyczajną lekkością przechodziła z ofensywy w defensywę, skutecznie przewodząc sytuacją. Chociaż stała twardo na nogach pozostawała zastraszająco mobilna co dodatkowo ułatwiało jej wygimnastykowane ciało. Doskoczyła do mnie i wykorzystując moje udo, stanęła na nim jedną nogą i wykonała kopnięcie skierowane prosto na moją twarz. Obroniłem się przed tym jednak przez siłę odrzutu nie dałem rady utrzymać równowagi wiec obydwoje runęliśmy na ziemie. Szatynka górując nade mną zaczęła okładać mnie pięściami, uporczywie trzymałem gardę zasłaniając twarz, a ta widząc, iż nie przebije się przez moje przedramiona, ciosy przeniosła na odsłonięte boki klatki piersiowej. Wykorzystałem moment nieuwagi dziewczyny i chwyciłem jedną ręką jej szyje i odpychając się biodrami od ziemi, przeturlałem ją na bok samemu zostając nad nią. Na zaciśniętą dłoń na szyi zareagowała od razu i to bardzo sprawnie i skutecznie.

Przechyliła głowę i dociskając szczękę do swojego ramienia, próbowała jakby zmiażdżyć moje palce, wolną ręką sięgnęła do mojego łokcia, wypychając go w przeciwnym kierunku, co jeszcze bardziej poluzowało zacisk na jej szyi. Wierzgała nogami i rzucała się na prawo i lewo starając się zepchnąć mnie z jej sylwetki. Dla osób trzecich jej zachowanie mogło wydawać się chaotyczne może nawet już paniczne, jednak ja na jej twarzy nie widziałem żadnej z tych oznak. Była skupiona i nadto zdeterminowana, by wygrać pojedynek. Zacisnąłem mocniej do tej pory nieużywaną pięść i zamachnąłem się, by uderzyć ją w policzek, jednak dziewczyna podczas swojej szamotaniny zdążyła wyciągnąć jedno nogę spod moich bioder. Ułożyła ją na moim barku i boleśnie zapierając się o nią, zaczęła się odpychać ode mnie. Stopa odziana w żołnierskie buty była nadwyraz ciężka a mocny docisk dziewczyny wcale nie ułatwiał mi ponownego zaatakowania jej. Gdy odsunęła się ode mnie na tyle, że uścisk mojej ręki na jej szyi był już ledwo możliwy w utrzymaniu, zdjęła but z mojego ramienia i układając się delikatnie jednym bokiem wykonała kopnięcie właśnie tą nogą. Gdybym się nie zasłonił najprawdopodobniej takim uderzeniem obiła by mi szczękę. Kopnięcie było na tyle mocne, że skutecznie zrzuciło mnie z szatynki na sporą odległość od niej. Szybko podniosłem się i ze zniesmaczeniem spojrzałem na swój ubiór.

Moje pierwsze postanowienie już poszło w pizdu, bo obecnie byłem cały ujebany w pisaku i trawie.

Uniosłem zirytowany wzrok na młodą kobietę, która tak samo, jak ja zdążyła się już trochę zmęczyć. Mimo delikatnie przyspieszonego oddechu nie zwlekała z ponownym atakiem na mnie, podbiegła do mnie a będąc wystarczająco blisko, wykonała wcale nie taką łatwą kombinację kopnięć. Kontrowałem każdy z nich i wychwytując odpowiedni moment do ataku uderzyłem zgiętym kolanem w bok jej brzucha. Na jej twarzy zagościł dosadny grymas bólu a sama cofnęła się o dwa kroki trzymając jedną ręką zranione miejsce. Ten stan u szatynki nie potrwał jednak długo, gdyż nie tracąc czujności w porę zareagowała przed moim prawym sierpowym. Uchyliła się, robiąc długi krok do przodu i na moje zagranie odpowiedziała mi ciosem w bok twarzy z zewnętrznej części swojej pięść. Rwące pieczenie rozchodziło się po niej od boku szczęki po samą skroń, dodatkowo wywołując dziwne uczucie odrętwienia. Lekko zamroczony na krótką chwilę opuściłem gardę co kosztowało mnie kolejnym przyjętym ciosem z tej samej pieści od dziewczyny. Ponownie próbowała mnie przewrócić, co trochę mnie ocuciło. Zaparłem się nogami zmuszając do pracy praktycznie wszystkie mięśnie dolnych kończyn i ostatecznie odepchnąłem zielonooką wcześniej uderzając ją łokciem w twarz.

Odsunęła się na sporą odległość i dwoma palcami chwyciła się za nos, syknęła głośno po tym jak spostrzegła krew na swojej dłoni. Kurde chyba go jej złamałem a szkoda, bo był całkiem uroczy. Skrzywiłem się nieznacznie patrząc jak dziewczyna sciera ciemnoczerwoną ciecz rękawem białej koszuli, ponownie przyjęła pozycje sygnalizując mi gotowość do daleszej potyczki. Dlaczego się po prostu nie podda ? Nim ponownie ruszyliśmy na siebie w mojej głowie zaświtała całkiem ważna informacja, którą ona przekazała mi nie długo przed pojedynkiem.

„... do trzykrotnego odklepania." — znaczyło dosłownie siłowanie się w parterze do czasu, gdy jeden z rwali się po prostu nie podda.

Zastanawiałem się nad jej secializacją a przecież odpowiedz podała mi sama i to jeszcze na tacy. Prychnąłem pod nosem karcąc się wewnętrznie za niedomyślenie się już w tamtej chwili. Z drugiej strony w stójce radzi sobie naprawdę dobrze, a jej umiejętności parterowe zdążyłem niedawno poznać w jakiejś mniejszej lub większej skali. Nie dość, że dobiła mnie w dosiadzie to jeszcze umiała śpiewająco się wydostać w momencie, gdy to ja górowałem. Cholera jasna, dawno nie brałem udziału w tak ciężkim i rozszerzonym pojedynku.

Wiedząc już czego mam się mniej-wiecej wystrzegać, skupiłem się na unikaniu jej rąk i zwracałem większą uwagę na szanse, by ją obalić. Walka ma się zakończyć na podłożu więc chcąc, nie chcąc będę musiał się trochę jeszcze wytarzać w tym jebanym piasku.

Obydwoje próbowaliśmy się nawzajem pochwycić, gdy któremuś z nas się to udało, druga strona szybko reagowała wyszarpując się. Byłem już delikatnie mówiąc wkurwiony, trochę obolały i potwornie spocony, dosłownie czułem jak cienkie strużki potu zapieprzają po moim kręgosłupie. Zielonooka wcale nie wyglądała lepiej, chociaż w jej przypadku nie widniały u niej żadne oznaki rozdrażnienia. Czasem udało mi się przyuważyć mały satysfakcjonujący uśmieszek na jej twarzy.

Wycelowałem pięścią w jej twarz, a jej usta wykrzywiła się w jeszcze większym uśmiechu, zgrabnie ominęła moją dłoń i mocno za nią chwyciła, zaraz wykręcając mi ją do mojego boku. Odbiła się stopami od soczyście zielonej trawy i naskoczyła na mnie, jedną nogę przewieszając obok mojej twarzy. Nim zarejestrowałem co ma na celu taka pozycja dziewczyny, ta wykonała razem ze mną szybki obrót, który poskutkował padnięciem naszych sylwetek na trawnik.

Leżąc za mną mocniej szarpnęła nadal trzymaną przez siebie rękę i przyciągnęła ją do siebie, jednocześnie krzyżując swoje obie nogi na mojej szyi. Chwyt był niewyobrażalnie mocny, a pozycja dla mnie ciężka do zniwelowania. Każdy mój ruch wykonany górną częścią ciała nasilał ból w przyszpilonej przez dziewczynę ręce, a jej uda na mojej szyi zachowywały się jak ciężkie imadło. Przez chwile próbowałem wyszarpać się jakoś za pomocą swoich dolnych kończyn, jednak kobieta wcale mi nie popuszczając, jeszcze bardziej wzmacniała wtedy obydwa chwyty. Płuca zaczynały niemiłosiernie piec, domagając się odrobiny tlenu, a ręka pulsowała boleśnie ściskając wszystkie mięśnie. Po kolejnej chwili w takiej właśnie pozycji, w moich uszach rozniosło się upierdliwe pikanie jakby chciało mi dodatkowo zaalarmować w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Wiedziałem, że nie mam szans, by się wydostać z tej dźwigni, którą mi ona założyła, w momencie, gdy zaczęło robić mi się ciemno przed oczami. Wolną rękę z wielkim trudem skierowałem na górną cześć jej biodra i uderzyłem w nie trzykrotnie otwartą dłonią.

Szatynka westchnęła głośno jakby z ulgą i początkowo zdjęła swoje nogi z mojego ciała, uwalniając tym samym moją szyję i dostęp do poprawnego zażywania powietrza. Następnie powoli podniosła moją usztywnioną rękę i ostatecznie siadając obok mojej głowy, ułożyła ją na mojej za szybko podnoszącej się klatce piersiowej. Otworzyłem obydwoje oczu i zerknąłem w jej kierunku, również ciężko oddychała była cała rumiana na policzkach a niektóre włosy uciekły z jej warkocza i po przyklejały się do spoconej twarzy i szyi. Obróciła twarz w moim kierunku i posłała mi zmęczony, ale wyraźnie zadowolony uśmiech.

— Dzięki za wyczerpującą rozrywkę, Levi. — rzuciła delikatnie przyciszonym głosem patrząc na mnie z wdzięcznością.

— Dziwne masz te swoje rozrywki. — krótko sapnąłem, a nadal przyzwyczajające się do powietrza płuca zmusiły mnie do kilkukrotnego odkaszlnięcia zalegającej śliny w przełyku.

No pięknie pierwszy solidny wpierdol, jaki dostałem i to jeszcze z rąk „Laleczki ze Stacjonarki", nadzwyczaj utalentowanej Laleczki. 

|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||

Hejka, ponownie zniknęłam na dłużej za co ogromnie przepraszam!

Powoli ogarniam nowy sprzęt, i mam nadzieje, że w kocńcu uda mi się tutaj na stałe wrócić. Stęskniłam się, i chce być bardziej aktywna. Trzymajmy kciuki, aby mi się to udało. 

Tyle ode mnie na ten momnet, do następnego!

Data: 27.08.2022


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top