«Rozdział 23»

Obudziłam się chyba mniej więcej około szóstej trzydzieści. Obok mojej dłoni leżał sobie Puszek, mój kot. Jak co dzień rano przyszedł się połasić i pewnie chce, abym podrapała go za uszkiem. Tak też zrobiłam.

Miziałam go z dziesięć minut, ale potem zdałam sobie sprawę, że czas już wstawać. Z szafy wyciągnęłam czarne jeansy, koszulkę z logiem zespołu Arctic Monkeys i czystą bieliznę. Wraz z ciuchami pobiegłam do łazienki, ale niestety była ona zajęta przez mamę. Właśnie dlatego w niektórych przypadkach zazdroszczę Scottowi.

- Mamo pośpiesz się! - krzyknęłam, licząc w głębi duszy, że coś to pomoże.

- Dopiero weszłam. Poproś Scotta, może cię wpuści!

Z miejsca ruszyłam do pokoju mojego brata i grzecznie zapukałam. Nie słysząc odpowiedzi, zwyczajnie weszłam do jego siedziby. Zapukałam także do drzwi prowadzących do łazienki, ale nikt mi nie odpowiedział. Jedyne, co usłyszałam, to szum lecącej wody z kranu. No to świetnie! Teraz będę musiała poczekać, aż któreś z nich wyjdzie z łazienki. Na moją twarz wszedł niezadowolony grymas. Mam tylko nadzieję, że przez to nie spóźnię się do szkoły.

Po ponad piętnastu minutach usłyszałam przekręcanie zamka w łazience Scotta. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do brata. Brunet nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem i wyminął mnie bez słowa ze swoją typową miną, gdy tylko bywał obrażony. Zatrzymałam się tuż przed nim i spojrzałam prosto w oczy.

- Możesz mnie przepuścić? - powiedział beznamiętnie. - Spieszę się.

- Tylko jeżeli powiesz, dlaczego jesteś na mnie zły - zaszantażowałam go.

- A jak myślisz?

- Chodzi ci o wczoraj, bo naprawdę nie wiem?

- Maggie, jak mogłaś zataić przed nami... - urwał westchnięciem. - Przede mną, że jesteś chimerą. Myślałem, że mówimy sobie wszystko.

- Nareszcie wiesz, jak się czułam i nadal czuję za każdym razem, gdy niczego mi nie mówisz. A poza tym pamiętasz, kiedy to ty zmieniłeś się w wilkołaka? Ukrywałeś to przed wszystkimi spory kawałek czasu, a teraz oczekujesz ode mnie, abym ci wszystko mówiła! Ty chyba jesteś niepoważny!

- Uspokój się, to nie to samo.

- Nie to samo? - zapytałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. - To jest dokładnie to samo! Robisz mi wyrzuty o coś, co sam ukrywałeś i nikomu nie mówiłeś. Tylko różnica jest taka, że ja nie ukrywałam tego faktu dwa lata, a jakiś tydzień, więc nie masz prawa robić mi na ten temat wywodów!

- Ostatnio ustaliliśmy przecież, że sobie wszystko mówimy - położył nacisk na przedostatnie słowo i zmrużył wrogo oczy. - A ty nie dotrzymałaś słowa. Tak się nie robi!

- Ty także, tego nie robiłeś! - wykrzykuję cała czerwona ze złości. - Wiesz co, Scott? Ta konwersacja nie ma dalszego sensu, bo ty nic nie rozumiesz. Dlatego odchodzę!

- Jak to odchodzisz? - zapytał zdezorientowany.

- Odchodzę z tego twojego stada. Życzę miłej zabawy w świecie kłamstw i ukrywania faktów - powiedziałam i poszłam do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Czy czuję się z tą decyzją źle? A skądże! Nie wiedzieć czemu, czuję się w końcu wolna!

Poranna toaleta zajęła mi dwadzieścia minut. Z plecakiem zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie. Do bidonu wlałam ciepłą, czarną kawę. Następnie pokroiłam owoce w kostkę i wrzuciłam do pojemnika. Wszystko włożyłam do plecaka i opuściłam dom.

Zanim poszłam do szkoły, zaszłam jeszcze do kawiarenki nieopodal mojego domu. Zamówiłam maślanego rogalika z ciepłą herbatą i usiadłam przy stoliku. Na odbiór zamówienia nie musiałam długo czekać. Młody kelner postawił mi przed nosem jedzenie o godzinie siódmej trzydzieści sześć. Z tornistra wyciągnęłam moją ulubioną książkę i zatraciłam się w lekturze.

Po przeczytaniu ponad pięciu rozdziałów, zerknęłam na zegarek. Była za dwie ósma. Otworzyłam książkę na poprzedniej stronie i znów chciałam przenieść się do innego świata, ale zorientowałam się, którą mamy już godzinę. Jak oparzona wstałam od stolika i w pośpiechu spakowałam swoje rzeczy. Rzuciłam się w najszybszy bieg, jaki tylko potrafiłam. Czułam się dokładnie jak Usain Bolt na Igrzyskach Sportowych. Moje stopy aż płonęły żywcem!

Do szkoły dobiegłam na ósmą siedemnaście. Pierwsze, co dziś miałam, to chemia połączona z młodszym rocznikiem. Weszłam do klasy zdyszana i zapewne cała czerwona. Wszystkie pary oczu były wpatrzone w moją osobę. Zauważyłam nawet Scotta, który patrzył na mnie z politowaniem.

- Dzień dobry! - powiedziałam, ledwo łapiąc oddech.

- Dzień dobry, Maggie. Usiądź już proszę - odpowiedziała nauczycielka.

Jedyne wolne miejsce zauważyłam obok Hayden. Dziewczyna pomachała do mnie z daleka i szeroko się uśmiechnęła. Od kiedy jest ona taka miła? Nie zważając na swoje podejrzenia, odwzajemniłam uśmiech i chętnie usiadłam przy stole. Wyciągnęłam potrzebne książki i oparłam głowę na dłoni, aby móc posłuchać co ciekawego do powiedzenia miała nauczycielka. Mówiła coś, że mamy dobrać się w zespoły czteroosobowe i zrobić projekt o ludzkim DNA. Co za ironia losu, czyż nie? I mówi to chimera z podwójnym zestawem DNA. Łapiecie, prawda?

Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu odpowiednich osób do mojej grupy, ale nikt nie był skory do współpracy ze mną. Nawet mój brat znalazł sobie grupę i nie zapytał, czy chciałabym do nich dołączyć. W sumie po naszej dzisiejszej kłótni, to mu się nie dziwię.

- Hej, dziewczyny! Możemy do was dołączyć? - zapytał dobrze znany mi głos.

- Tak, jasne! - odpowiedziała za nas Hayden. Momencik, kto powiedział, że w ogóle mam zamiar z nią pracować!? I czy mi się wydawało, czy brunetka właśnie puściła oczko do Raekena!?

- Świetnie - powiedział Theo i usiadł tuż naprzeciwko mnie. Więc właśnie skończyłam w grupie z dziewczyną Liama, Raekenem i Corey'em. Zapowiada się owocna praca...

Przez większość czasu siedziałam i gapiłam się w okno. ,,Moja" grupa za to obmyślała krok po kroku, co znajdzie się w naszym projekcie. Szczerze, to wszystko było mi już jedno. Straciłam ten zapał do nauki, który miałam kiedyś i już mi nie zależało. Niech się dzieje, co chce. Tylko co spowodowało taką zmianę? Najśmieszniejsze jest to, że ja sama nie wiem.

- Słyszałam, że jesteś teraz jedną z nas - powiedziała do mnie Hayden, szczerząc się jak mysz do sera. - Gratuluję!

- O czym ty bredzisz? - zapytałam wrogo kompletnie zbita z tropu. Tu nie ma żadnych nas i nigdy nie będzie, więc niech ta lala to sobie zapamięta.

- Też jesteś chimerą, prawda? Co za zbieg okoliczności, wszystkie chimery w tej samej grupie!

- Ty też? Kto cię przemienił? - zapytałam z ciekawości.

- To Theo mnie uratował - zaśmiała się nerwowo. - Gdyby nie on, to byłabym już martwa.

- Ty byłaś martwa - odezwał się wreszcie Raeken i wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Ja natomiast odwróciłam wzrok i znów zapatrzyłam w widoki za oknem.

Hayden chimerą? To się w ogóle w głowie nie mieści! Najpierw Theo przyznaje mi się, że zamienia nastolatków w chimery i że ma wyrzuty sumienia, ale i tak dalej to robi. I gdzie tu jest sens? Może i doszukuję się dziury w całym, ale coś mi tu śmierdzi, a ja dowiem się, o co tu chodzi. Skoro wytwarza nowe chimery, to są mu do czegoś potrzebne, tylko po co? Nie czekając na odpowiedni moment, zapytałam prosto z mostu:

- Co planujesz? I nie ściemniaj Raeken, przejrzałam cię - zmrużyłam wrogo oczy.

- Bystra jesteś, ale jeszcze nic konkretnego. Pogadamy później? - zapytał, wskazując na mojego brata. Siedział do nas tyłem i się nie ruszał. Domyśliłam się, że musi nas podsłuchiwać.

- Jasne. To co, na przerwie?

- Z przyjemnością.

Lekcja skończyła się pięć minut później. Wszyscy wyszliśmy z klasy z uśmiechami na twarzy. W końcu to koniec chemii! Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę pustej klasy. Wystarczyło spojrzeć w te oliwkowe tęczówki, by wiedzieć z kim mam do czynienia.

- To jak? Jaki masz plan?

- Chodzi mi o twojego brata i wasze stado - powiedział niepewnie, a ja zmarszczyłam brwi.

- Już nie moje. Nie należę do niego - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale kontynuuj.

- Mam pewne myśli, tylko nie wiem, czy mogę ci zaufać?

- Po prostu to powiedz.

- Chcę pokonać twojego brata i zostać alfą. Wtedy przejmę jego stado i będziemy jeszcze potężniejsi - po słowach chłopaka, głęboko się zastanowiłam. Nie znam się tak dobrze na tych alfach, betach i nie wiem na czym to polega, ale jeśli Scott ma dostać darmowy wpierdol od Raekena, to nad czym ja się jeszcze zastanawiam!? Może w końcu coś do niego dotrze? A rany i tak się zagoją, więc co za różnica.

- Wchodzę w to - odpowiedziałam pewnie.

- Serio? - zapytał Theo z niedowierzaniem, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy to na pewno był dobry pomysł.

- Um, no tak. W końcu kto zna mojego brata lepiej niż jego rodzona siostra bliźniaczka? - uśmiechnęłam się. - Spotkajmy się dzisiaj u ciebie, to obgadamy resztę. Pasuje ci dwudziesta?

- Nie ma problemu - odpowiada tym samym uśmiechem. - Do zobaczenia, Maggie.

- Do zobaczenia, Theo.

~ritegs~

EDYTOWANY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top