«Rozdział 12»

Wstałam dość wcześnie, by dziś nie zaspać do szkoły. W końcu, po ponad tygodniowej przerwie od szkolnych obowiązków, musiałam wrócić z powrotem pełna sił w poniedziałek. Gdy zaczęłam czytać tamtą książkę w piątek, tak do tej pory nie mogłam się za nią zabrać. Co dziwniejsze, po przeczytaniu chociaż kilku stron, ciągle miałam jakieś zwidy i obrazy pojawiające się przed moją twarzą, które były głównie powiązane z moimi lękami i rzeczami, których nie dało się racjonalnie wyjaśnić.

Poranna rutyna zajęła mi jakieś dwadzieścia minut, więc zostało mi jedynie zjedzenie śniadania. Idąc korytarzem w kierunku schodów, przez uchylone drzwi zauważyłam spokojnie śpiącego Scotta. Pamięć miałam nie najgorszą, a z tego co wiedziałam, to Scott również miał dziś na ósmą do szkoły. Jeśli ten śpioch zaraz nie wstanie, to się spóźni, a nie jest mu ono do niczego potrzebne. Rok temu ledwo udało mu się zdać do następnej klasy przez te nieobecności i wieczny brak czasu na choćby naukę.

Ja, jako ta dobra siostra, postanowiłam delikatnie go obudzić. Weszłam do jego pokoju na palcach i szybko przemknęłam do łazienki. Odkręciłam kran w umywalce i nalałam wody do plastikowego kubeczka na szczoteczki. Wychodząc z łazienki, prawie poślizgnęłam się na panelach podłogowych i zaklęłam w myślach, gdyż naprawdę chciałam, aby mój pomysł wypalił.

Gdy nagle Scott przekręcił się w moją stronę, myślałam, że dostanę zawału, ale chłopak najwidoczniej dalej spał, gdyż miał zamknięte oczy i nic nie mówił. Powolnym krokiem podeszłam do krawędzi jego łóżka i przystanęłam na moment, gdyż przez głowę przemknęła mi myśl, że to jednak był zły pomysł, ale szybko rozwiałam obawy. Umieściłam swoją rękę tuż nad głową brata i wylałam całą zawartość kubeczka na jego twarz!

Scott zareagował niemal natychmiast i zerwał się do pozycji siedzącej. Zdezorientowany spoglądał to na mnie, to na kubek spoczywający w mojej dłoni. Gdy dotarło do niego, co się właśnie wydarzyło, na jego twarz wszedł cwaniacki uśmiech, a ja chyba wiedziałam, co to oznaczało...

- Masz ledwie sekundy, żeby uciec, zanim cię złapię i nogi z tyłka powyrywam! - wykrzyknął i zaczął wstawać z łóżka. Mnie nie trzeba było powtarzać dwa razy, dlatego rzuciłam się w bieg przed siebie.

To był istny wyścig konny. Gnałam przed siebie najszybciej, jak tylko potrafiłam, ale czułam, że Scott deptał mi tuż po piętach. Po schodach zbiegałam niczym prawdziwa łamaga, co chwilę potykając się o własne nogi. Gdy wreszcie dotarłam na parter, jedyną drogą ucieczki były drzwi frontowe. Na szczęście mój plecak leżał tuż koło wejścia, więc chwyciłam go w rękę i wybiegłam na zewnątrz. Mój braciszek nie mógł tego zrobić, gdyż był w samych bokserkach, a sąsiedzi mogli w każdej chwili wyjść i go ujrzeć. Ha, wygrałam!

- Zobaczysz, zemszczę się jeszcze za to! - odkrzyknął Scott, gdy byłam już na drodze.

- Ha ha, już się boję - powiedziałam sarkastycznie i wystawiłam mu język, po czym uśmiechnęłam się niewinnie. - Poza tym, nie dziękuj. Przynajmniej nie spóźnisz się do szkoły. Do zobaczenia później!

Przez to całe poranne zamieszanie z moim bratem zapomniałam o śniadaniu, dlatego gdy weszłam do klasy chemicznej, poczułam ucisk w brzuchu. No trudno, będę musiała przeżyć do przerwy, ale mam nadzieję, że burczenie brzucha słyszeć będę tylko ja.

Usiadłam dzisiaj sama, gdyż nigdzie nie widziałam mojej przyjaciółki, Lydii. Ciekawe, czy dopiero od dzisiaj jej nie było, czy może przez cały tydzień, niczym mnie, ale tak czy inaczej, będę musiała się z nią skontaktować.

Lekcja ciągnęła się w nieskończoność, więc gdy zadzwonił dzwonek, opuściłam klasę w trybie natychmiastowym. Pognałam prosto do szafki by wymienić książki i zdążyć coś zjeść, gdyż mój brzuch ciągle dawał o sobie znać. Do plecaka włożyłam książkę od matematyki i wyjęłam kanapkę, którą wcześniej przygotowałam w domu.

Zamykając za mną szafkę, ruszyłam na stołówkę, ale nigdzie nie widziałam moich przyjaciół, dlatego sprawdziłam jeszcze jedno miejsce. Na podwórku na ławkach siedzieli wszyscy moi znajomi i brat, dlatego podeszłam do nich i się przywitałam.

- Hejka wszystkim!

- Hej/Cześć! - odpowiedzieli chórem.

- Co tam u was ciekawego? Opowiadałeś może, Scott, o swojej mokrej pobudce? - uniosłam prawą brew do góry i sztucznie uśmiechnęłam się w stronę brata, który teraz piorunował mnie swoim spojrzeniem.

- To ty, Scott, miewasz mokre sny? Nie wiedziałem, ale skoro już się wydało, to muszę ci wyznać, że ja także nieraz budziłem się z flagą na maszcie... - nie dokończył mówić Stiles, gdyż wszyscy posłali mu obrzydzone lub zaszokowane wyrazy twarzy, co dało mu trochę do myślenia. - Oh, to wy nie mieliście tego na myśli? Tak, właściwie to ja żartowałem - zaśmiał się nerwowo, drapiąc się dłonią po karku. - Wiecie co? Chyba woła mnie trener, także ja już lepiej pójdę!

- Daj spokój, Stiles - powiedziałam, łapiąc go za rękę, zanim zdążył odejść, do ,,trenera", którego i tak nie było dziś w szkole. - Siadaj z nami i nie uciekaj.

- Ja nie uciekam w przeciwieństwie do Isaaca, którego ostatnio tutaj widziałem... - zatrzymał się, gdyż wszyscy posłali mu spojrzenie mówiące ,,Stiles, idioto, co ty wyprawiasz!". Mój humor za to diametralnie się zmienił i posmutniałam na myśl o Isaacu. - Co nie tak jest dziś z moim językiem!

- Nie musicie go kryć - powiedziałam po chwili niezręcznej ciszy. - Widziałam się z nim wczoraj i wyjaśniliśmy sobie kilka spraw. Nie martwcie się o mnie. I poza tym, on nie był tutaj na długo, gdyż z powrotem wraca do Francji.

- Wybacz, że ci nie powiedzieliśmy, ale nie chcieliśmy, abyś cierpiała - wtrącił Stiles. - Cóż, bynajmniej cierpiała bardziej, niż cierpiałaś ostatnio, bo widząc twoje cierpienie po rozstaniu z nim, wszyscy cierpieliśmy.

- Wow, użyłeś słowa cierpieć więcej, niż jeden raz, więc daj mi chwilę na zrozumienie tego, co właśnie powiedziałeś - zażartowałam, aby rozluźnić widocznie spiętą atmosferę.

Po chwili wszyscy żartowali i rozmawiali ze sobą na różne tematy, które oczywiście nie były związane z moim byłym. Jedynie Kira była jakaś nieobecna i tępo gapiła się w jeden punkt gdzieś przed nami. Sama zaczęłam myśleć, że coś z nią nie tak, bo zwykle była bardziej rozmowna. Wszystko było do momentu, aż zwróciła się w naszą stronę.

- Czy mi się wydaje, czy przy autobusach Theo kręci z Tracy? - zapytała, a wszyscy podążyli wzrokiem za nią. Na te imię zareagowałam niemal natychmiast i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Faktycznie, stał tam we własnej osobie Theo, dupek, Raeken w towarzystwie jakiejś dziewczyny, której nie znałam. Czemu ich widok razem tak mi przeszkadzał?

- Myślicie, że razem spiskują? - zapytała Malia, która powróciła do siorbania lemoniady przez słomkę. Stiles posłał jej wymowne spojrzenie, więc dziewczyna przestała siorbać resztki swojego napoju.

- Nie wiem, ale musimy dowiedzieć się, czym to coś jest - odezwał się tym razem Scott. - Od wczorajszej walki mogę stwierdzić jedynie tyle, że ona musi mieć podwójny zestaw DNA, bo jakby inaczej mogła posiąść dwie nadnaturalne cechy w jednym ciele? Możliwe, że Theo ma coś z tym wspólnego. Słyszeliście przecież tę plotkę o nim i jego siostrze.

- Zaraz, o czym wy mówicie? - zapytałam zdezorientowana i zmarszczyłam brwi.

- To ty, Scott, nie powiedziałeś jej o tym, co wydarzyło się wczorajszej nocy? - zapytał Stiles, krzyżując na swojej klatce ręce.

- Nie miałem okazji - spuścił głowę Scott, który się zawstydził. - Miałem to zrobić, naprawdę, ale jakoś wypadło mi to z głowy. Poza tym, tyle ostatnio wydarzyło się wokół Maggie.

- Tak czy inaczej dalej nie wiemy nic o tej dziewczynie. I racja Scott, to całkiem możliwe, że Tracy ma podwójny zestaw DNA, ale żadnych pochopnych wniosków - stwierdziła Kira, zmieniając temat.

O co im wszystkim chodziło? Mimo tego, że byliśmy stadem, oni nadal mieli przede mną jakieś tajemnice. Chwila, przecież ja widziałam gdzieś książkę o podwójnym DNA. Tylko gdzie? A tak, przecież ta książka przyśniła mi się kilka dni temu! I na dodatek była w naszej bibliotece!

- Ej, posłuchajcie mnie! - powiedziałam nieco głośniej, by wszyscy zwrócili na mnie uwagę.

- Co? - zapytali wszyscy w tym samym momencie.

- Wy mówiliście coś o podwójnym zestawie DNA, prawda?

- Tak - odpowiedział Stiles. - Co masz na myśli, Maggie?

- To w takim razie wiem, jak mogę wam pomóc - puściłam im oczko i machnęłam dłonią, aby poszli za mną. No cóż, najwyraźniej nie jest mi dane zjeść dzisiaj śniadania.

~ritegs~

EDYTOWANY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top