«Rozdział 6»

Z wielkim trudem otworzyłam oczy. Pokój, w którym się znajdowałam, był bardzo ciemny i ciężko było cokolwiek w nim ujrzeć. Zanim mój wzrok przyzwyczaił się do panującej ciemności, poczułam na sobie coś miękkiego. Ktoś widocznie musiał przykryć mnie kocem, a sama leżałam na jakiejś kanapie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pomieszczeniu. Mimo ciemnych barw, na ścianach znajdowało się sporo kolorowych fotografii i obrazów. W kącie na komodzie stał telewizor, a obok było szczelnie zasłonięte okno, dlatego nie mogłam stwierdzić, czy mamy dzień, czy noc.

Dopiero teraz zauważyłam, że nie miałam już na sobie temblaku. Delikatnie poruszyłam dłonią w nadgarstku, ale nie poczułam żadnego bólu. Dla większej pewności, objęłam nadgarstek drugą dłonią i go ścisnęłam, ale ponownie nic nie poczułam. Jakby fakt, że była ona złamana, nie istniał.

Próbowałam sobie wszystko przypomnieć, ale tylko rozbolała mnie od tego głowa. Miałam jedynie prześwity Raekena, ale nie pamiętałam, co dokładnie robiliśmy. Przed oczami miałam mroczki i czułam się, jakbym grubo zabalowała na jakiejś imprezie.

Powoli wstałam z kanapy i prawie upadłam, ale na szczęście zdążyłam złapać się krzesła, które stało niedaleko. Chwiejnym krokiem doszłam do najbliższych drzwi i je otworzyłam. Moim oczom ukazała się sporych rozmiarów kuchnia z jadalnią, ale niestety nie zauważyłam tam ani jednej żywej istoty.

Z kuchni prowadziły dwa wyjścia. Jedno było na zewnątrz, a drugie wskazywało drogę do schodów, które spiralnie prowadziły na wyższa partie domu. To dziwne. Gdyby ktoś mnie porwał, to zapewne byłabym w jakiejś piwnicy i ktoś by mnie pilnował, co jednak znaczy, że ten ktoś dał mi możliwość ucieczki i nie może być groźny. Z drugiej strony, z góry dochodziły jakieś dźwięki, prawdopodobnie rozmowy. Z natury byłam ciekawską osobą, więc skierowałam się w stronę schodów i weszłam nimi na górę. Starałam się iść jak najciszej, gdyż nie chciałam, aby ten ktoś mnie usłyszał. Gdyby jednak mi się to nie udało, pewnie by mnie zamordował z  łatwością, gdyż z moim złym stanem, nie uciekłabym za daleko. Wciąż miałam przed oczyma czarne plamy.

Odgłosy dochodziły z jednego z pokoi. Drzwi były uchylone, więc stwierdziłam, że ten ktoś rozmawiał przez telefon. Jak najciszej uchyliłam szerzej drzwi i zajrzałam do środka, a moim oczom ukazał się Theo z telefonem przy uchu, który chodził po pokoju od jednej, do drugiej strony.

- Oczywiście, że się odwdzięczę - słyszałam, jak Theo mówił coś do kogoś po drugiej stronie. - Ale jeżeli jeszcze raz zobaczę was w pobliżu Maggie, próbujących wstrzyknąć jej tę substancję zamieniającą w chimerę, to następnym razem nie tylko was ogłuszę, ale urwę wam łby... Odezwę się później... A tym się nie martwcie, bo Maggie to tylko część mojego planu... Dostaniecie ją, ale musicie poczekać. Na razie nie jest wystarczająco gotowa.

Zmarszczyłam brwi i zaczęłam zastanawiać się, nad tym, co właśnie powiedział Raeken. Ja, częścią jakiegoś planu? I niby na co nie jestem gotowa? Ten chłopak krył w sobie więcej tajemnic, niż bym przypuszczała. Przede wszystkim powinnam dowiedzieć się, o co mu chodziło, ale może w tym był sęk? Może powinnam dać sobie z nim spokój, dopóki nie było za późno, gdyż nie miałam zamiaru przez niego cierpieć.

Poprzez wdychanie kurzu z drzwi, poczułam, że zaczęło łaskotać mnie w nosie. Odsunęłam się krok do tyłu i złapałam dłońmi za nos, próbując powstrzymać kichnięcie. Jak na złość, nie pomogło to nic, a nic i w końcu kichnęłam. Cicho pod nosem przeklęłam i zaczęłam się modlić, aby Theo tego nie usłyszał. A w sumie, czego ja się spodziewałam. Przecież był on wilkołakiem, więc na pewno wszystko usłyszał. Potwierdziły to nawet jego następne słowa skierowane do rozmówcy.

- Muszę już kończyć, bo dziewczyna się ocknęła - powiedział i obrócił się w stronę drzwi. - Do usłyszenia.

Teraz miałam dylemat, gdyż nie wiedziałam, co zrobić. Były trzy opcje: ukryć się, uciec albo stawić czoła chłopakowi, przyznając się do podsłuchiwania. Na dwie pierwsze opcje było już za późno, gdyż chłopak rzucił komórkę na łóżko i szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą łóżko, a drzwi.

Theo otworzył drzwi z impetem, że aż odsunęłam się kilka kroków w tył. Oparł się on o framugę i spojrzał na mnie wymownie, jakby czekał na wyjaśnienia. Moje policzki od razu się zaczerwieniły, gdy spostrzegłam, że chłopak stał przede mną w samych dresach, a ja nie potrafiłam oderwać wzroku od jego nagiej klatki piersiowej. 

- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej - stwierdził, a ja otrząsnęłam się z transu, kręcąc swoją głową, aby pozbyć się brudnych myśli.

- Chciałbyś - odpowiedziałam, wywracając oczami. - Nie pochlebiaj sobie, bo nie mam nawet na co popatrzeć.

- Co robiłaś przed moim pokojem? - zmienił temat, spoglądając na mnie podejrzanie. - Słyszałaś cokolwiek?

- A powinnam? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie. On nie musiał wiedzieć o tym, że słyszałam końcówkę jego rozmowy, gdyż mógł się wszystkiego wyprzeć, a ja nie dam sobie zmydlić oczu.

- Nie, z ciekawości pytam, bo wiesz, nie ładnie jest podsłuchiwać - stwierdził, a ja przechyliłam głowę w bok, mrużąc oczy. - Co?

- Co ja tak właściwie tutaj robię? - zapytałam obojętnym tonem. Niby cieszyłam się, że nie porwał mnie żaden zboczeniec, ale to nie wyjaśniało, dlaczego ja tak właściwie się tutaj znajdowałam.

- Nic nie pamiętasz? - odpowiedział, a w jego głosie usłyszałam jakby zdenerwowanie. Co do tego nie byłam pewna, ale wydawało się to podejrzane.

- Mam prześwity, ale to nic pew...

Nie dokończyłam zdania, gdyż nagle przed oczami zobaczyłam czarną plamę i poczułam, że traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Gdy moje ciało poleciało do przodu, nie byłam w stanie tego zatrzymać i upadłabym na ziemię, gdyby Theo mnie nie złapał w ostatniej chwili. Oprócz tego, że nie wiedziałam, co tam robiłam, nie wiedziałam też, dlaczego czułam się tak beznadziejnie.

- Może lepiej się jeszcze połóż. Nie wyglądasz najlepiej - powiedział Theo z troską w głosie, ale nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego, gdy prawie upadłam na ziemię. Jakby wiedział, że tak powinno być. Coraz bardziej mi się to wszystko nie podoba.

Nie czekając na moją odpowiedź, chłopak pomógł mi się podnieść i podejść do jego łóżka. Szybko rzuciłam okiem na jego pokój, który nie był jakiś duży. Na samym środku stało podwójne łóżko, w kącie znajdował się mały stolik z różnymi papierami, a pod oknem były różne kartony wypełnione książkami. Na ścianach wisiało sporo plakatów, a wszystkie przedstawiały jakieś drużyny koszykarskie. Za drzwiami zauważyłam deskorolkę i lekko się uśmiechnęłam na myśl, że on także jeździ na desce.

- Nie musisz tego robić, wystarczyłoby gdybyś...

- Nie marudź - wtrąca, nie dając mi nawet szansy na dokończenie zdania. -  Zobacz tylko, jak ja się poświęcam, oddaję ci nawet swoje łóżko - zażartował i wybuchł śmiechem.

- Oh, nie do wiary! - powiedziałam sarkastycznie, udając zaskoczenie. - Jakiś ty hojny!

Brunet wywrócił oczami i posłał mi uśmiech, zanim podszedł do drzwi w celu wyjścia.

- Teraz też mam z tobą spać? - zapytał, zanim wyszedł i posłał mi dwuznaczny uśmiech, a ja zmarszczyłam brwi.

- O co ci chodzi? - odpowiedziałam zaskoczona takim stwierdzeniem.

- Gdy byłaś ledwo przytomna i przeniosłem cię na kanapę, mamrotałaś, że chciałaś, abym z tobą spał - wyjaśnił, jakby to było normalne.

- Jeśli próbowałeś mnie zawstydzić, to ci się nie udało - odpowiedziałam, wywracając oczami. - Mógłbyś tylko o tym pomarzyć, bo gdybym była w pełni przytomna, nigdy bym się na to nie zgodziła - stwierdziłam, mimo że było to nieprawdziwe. Czy chciałam spać w jednym łóżku z Raekenem? Co to w ogóle za pytanie! Oczywiście, że tak, ale na szczęście rozsądniejsza część mnie, pomogła mi się otrząsnąć i nie powiedzieć mu, aby to zrobił.

- Jasne - odrzekł sarkastycznie, a na jego ustach uformował się uśmiech. - Po prostu boisz się przyznać, że cię pociągam.

- Cco? - wyjąkałam, gdyż byłam zaskoczona jego stwierdzeniem, które w pewnym sensie było prawdziwe. - Wiesz, co? Po prostu stąd spadaj!

- Mógłbym, ale nie chcę porysować tak pięknego ciała - powiedział i wskazał dłonią swoje ciało. - Poza tym, nie zaprzeczyłaś, że cię pociągam.

- Eh, po prostu już sobie idź! - wykrzyknęłam, gdyż zaczynał mnie pomału irytować swoją pewnością siebie i zawyżoną samooceną.

- Pomińmy fakt, że to mój pokój - zaśmiał się. - Ale spoko, już wychodzę. Gdy wstaniesz, zejdź na dół. Wszystko ci wyjaśnię, gdy dojdziesz do siebie - wyjaśnił i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Gdy wygodnie ułożyłam się na łóżku Theo, zamknęłam oczy i czekałam na nadejście snu.

~ritegs~

EDYTOWANY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top