«Rozdział 1»
Przeskakując kilka schodków na desce, byłam już pod szkołą, a kilku pierwszoroczniaków przyglądało mi się z podziwem.
Ech to nic trudnego - pomyślałam.
Od razu po otwarciu drzwi poczułam, że na kogoś wpadam. Deska wypadła z moich rąk, a ja uniosłam wzrok by sprawdzić, kogo uraczyłam swoją roztropnością. Spostrzegłam, że to jakiś chłopak o oliwkowych oczach i brązowych, idealnie ułożonych włosach.
- Jak łazisz!? - ryknęłam zdenerwowana.
- Przecież to ty na mnie wpadłaś! - odpowiedział jakby z kpiną, po czym uśmiechnął się niewinnie.
- Dobra, nie ważne - podniosłam deskorolkę i poszłam w stronę swojej szafki. Po chwili jednak mnie dogonił.
- Powiedz chociaż, jak masz na imię? - zapytał, po czym uniósł prawy kącik swoich ust, pokazując szereg białych zębów. - Bo mnie Theo. Jestem tu nowy.
- Cześć, Nowy. Ja muszę spadać, bo pierwsze, co mam, to rozszerzona biologia, a nie chcę się spóźnić pierwszego dnia. Także, pa.
Pognałam do szafki, odłożyłam deskę i wzięłam potrzebne książki. W drodze do klasy rozmyślałam o tym całym Theo. Szczerze, to nie wydawał się taki zły i na dodatek był całkiem przystojny.
Do klasy weszłam równo z dzwonkiem i usiadłam obok Lydii.
- Hejka, kochana! - krzyknęłam do przyjaciółki.
- Hejka, Maggie! - odpowiedziała miodowo-włosa, po czym zamknęła mnie w czułym uścisku.
- Panno Martin i panno McCall, proszę wreszcie usiąść i się uciszyć. Pogadacie sobie na przerwie - ucięła ostro nauczycielka.
- Dobrze, przepraszamy! - powiedziałyśmy niemal jednocześnie. Obydwie uczyłyśmy się bardzo dobrze, więc uwagi były nam niepotrzebne.
- To w takim razie chciałabym przedstawić wam nowego ucznia. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie. Nazywa się Theo Raeken - zaczęła, po czym otworzyła drzwi i wpuściła go do środka, a wszyscy nagle zaczęli po cichu dyskutować. Po klasie przebiegły szmery. Nauczycielka rozglądając się po klasie, dodała. - Może usiądziesz za panną Maggie McCall, bo tylko tam widzę wolne miejsce.
- Dobrze, dziękuję - powiedział i ruszył w stronę ławki. Zauważyłam, że mi się przyglądał i uśmiechając, jakby mówił ,,a nie mówiłem, że poznam twoje imię". Odwróciłam wzrok i zauważyłam, że Lydia pobladła.
- Ej, co jest? - zapytałam szeptem.
- Nie, nic, tylko chodzi o tego nowego - skinęła w jego stronę głową.
- Co z nim nie tak? Znacie się?
- Tak jakby, ale pogadamy na przerwie - odpowiedziała. Następnie z uwagą słuchałyśmy, co do powiedzenia miała nauczycielka.
Gdy dzwonek wreszcie zadzwonił, wyszłyśmy z klasy. Następną lekcją była matematyka, więc szłyśmy w stronę szafek by wymienić książki.
- To, co nie tak jest z tym całym Theo? - zaczęłam rozmowę, gdy przypomniała mi się poprzednia reakcja Lydii.
- Krążą o nim różne negatywne plotki, a poza tym on wcale nie jest nowy, bo chodził z nami do poprzedniej szkoły, nie pamiętasz? Tylko teraz przeniósł się z powrotem do Beacon Hills.
- Jakoś go nie kojarzę.
- Ej, ale słuchaj - po chwili ciszy zaczęła Lydia. - Dlaczego, gdy wchodził do klasy, dziwnie się tobie przyglądał i o dziwo uśmiechał. Może jednak się znacie?
- Ach, o to ci chodzi. Może dlatego, że dziś rano wpadliśmy na siebie albo jak on twierdzi, ja wpadłam - prychnęłam ze złością. - To potem jeszcze na niego nakrzyczałam i go olałam. Aż tu nagle pojawia się w naszej klasie.
- Wiesz, dam ci małą radę na przyszłość. Nie zadawaj się z nim, bo źle na tym wyjdziesz.
- Dzięki, ale i tak nie miałam zamiaru umawiać się z tym egoistą, bo coś moje przeczucie mówi, że taki jest i myśli tylko o sobie.
- Tu akurat twoje przeczucie się sprawdza - zaśmiałyśmy się.
- A właśnie! Lydia, możesz mi powiedzieć o jakie plotki z Theo chodzi, bo chyba tylko ja jestem ciemna?
- Dla twojego dobra lepiej nie! - krzyknęła niemal natychmiast.
- Ale...
- Dobra, ja lecę, spotkamy się w klasie! - powiedziała w pośpiechu, po czym pobiegła w głąb korytarza.
- ... mi możesz powiedzieć wszystko - dokończyłam w myślach. O co może jej chodzić? Czy Theo naprawdę jest taki zły, jak go opisują? I o co im chodzi z tymi plotkami, są aż tak okropne? Te pytania nie dawały mi spokoju, ale ja i tak nie zamierzałam się poddać. Jakoś to od niej wyciągnę, bo przecież Theo nie wyglądał, jakby coś ukrywał, czy był zmartwiony, a tym bardziej szczycił się tym, że tu wrócił.
Reszta dnia minęła mi spokojnie. Lydii już więcej nie spotkałam, co było dziwne, bo nie przyszła nawet na matematykę. No trudno. Wzięłam kilka książek, pakując je do plecaka, deskorolkę i wyszłam ze szkoły. Wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość od Scotta:
Od: Scott 💟
Hejka, dziś nie będę mógł cię odebrać. Wrócisz sama?
Do: Scott 💟
Hej, spoko, nie ma problemu 😘
Zastanawiając się, którą drogą powinnam dziś wrócić, poczułam, że znowu na kogoś wpadam. Telefon leżał już na ziemi, zapewne ja też, gdyby ten ktoś mnie nie złapał. Objął mnie w talii po czym, spoglądając mi w oczy, uśmiechnął się.
- To znowu ty? Już drugi raz dziś na mnie wpadasz. A może zrobiłaś to celowo? - uniósł prawą brew do góry i znów się uśmiechnął.
- Pff, chciałbyś. Poza tym to ty stałeś tu jak kołek - odgryzłam się. - I możesz mnie już puścić - powiedziałam, po czym podniosłam się z jego silnych ramion i sięgnęłam po telefon leżący na ziemi.
- Czemu jesteś taka niemiła? Podziękowałabyś chociaż, bo gdyby nie ja, to pewnie całowałabyś ziemię tą śliczną buźką.
- Akurat ostatnią rzeczą, jaką bym dla ciebie zrobiła, to dziękowała - wywróciłam oczami.
- Zadziorna. Na imię ci Maggie, tak? Dobrze pamiętam?
- Być może, ale teraz muszę już iść, bo pewnie brat czeka na mnie w domu. Na razie.
- Do zobaczenia! - odpowiedział.
Gdy się odwróciłam, byłam pewna, że się teraz uśmiecha. Ten cholernie uroczy uśmiech...
Och, Maggie o czym ty myślisz! Ten chłopak nie jest dla ciebie i lepiej unikać go, póki nie jest jeszcze za późno! - powtarzałam sobie w myślach, ale nie poradzę nic na to, że jest taki przystojny!
Czułam na sobie, że Theo odprowadził mnie wzrokiem do momentu, aż zniknęłam mu z pola widzenia. Do domu dotarłam w zaledwie piętnaście minut, zahaczając przy okazji o moją ulubioną lodziarnię, gdzie kupiłam sobie szejka truskawkowego. Wchodząc do domu poczułam zapach robionego obiadu. Mogę zgadnąć, że był to makaron z serem i łososiem!
- Hejka, Scott! Mama ma dziś drugą zmianę? - przywitałam brata.
- O hej! Tak, mama wraca wieczorem, jeśli ma dobry dzień. Dziś mamy na obiad makaron, chcesz?
- Jeszcze pytasz! - wybuchłam śmiechem, a Scott mi zawtórował.
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam plecak na fotelu obok biurka i rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i myślałam o tym, że w sumie cieszę się z powrotu do szkoły, ale głównie do znajomych. Nie mogłam zapomnieć też o Theo, bo on też przemknął przez moje myśli. Szczerze mówiąc, oprócz tego, że jest nieziemsko przystojny, to jest również strasznie pewny siebie, co raczej mi imponuje. Przynajmniej pasowałby do mojego ciężkiego charakteru...
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie Scott, który wszedł do mojego pokoju. Przysiadł się na łóżku obok mnie.
- Ciężki dzień? - zaczął rozmowę.
- A żebyś wiedział! Niby był to pierwszy dzień, a zadali nam chyba z pół książki! - powiedziałam pretensjonalnie, gdyż byłam tym faktem oburzona.
- Ja jadę teraz do Stiles'a, może chcesz jechać ze mną?
- Raczej zostanę w domu, ale ty baw się dobrze - uśmiechnęłam się.
- Ale w razie czego, jak mama przyjdzie wcześniej, to będziesz mnie kryć? - zrobił słodkie oczka.
- Jasne, nie martw się.
- Jesteś najlepsza! - wykrzyknął uradowany, po czym mnie przytulił i wyszedł.
Po wyjściu Scotta postanowiłam zająć się lekcjami. Zajęły mi one łącznie trzy godziny! Zapewne robiłabym je o wiele dłużej, gdyby nie przyszło mi powiadomienie na telefon. Wzięłam go i odczytałam: ,,Instagram: Theo Raeken prosi o zgodę na obserwowanie".
Szczerze, nie wiedziałam, jak na to zareagować. Moje konto było prywatne, więc powinnam je zaakceptować, czy raczej nie? Jeśli zaakceptuje, to będzie mnie podglądał, a często coś dodaje i przy okazji Lydia może to zobaczyć i pomyśleć, że się znamy. A jeżeli nie, to nie będzie problemu. Wybrałam opcję drugą, ale zdążyłam jeszcze podejrzeć, że jego konto było publiczne i miał kilka zdjęć. Jak łatwo się domyślić, swoich. Szczególnie jedno z nich przykuło moją uwagę, a mianowicie był na nim on i jakaś dziewczynka. Oboje byli w wieku chyba coś około 7 lat. Czy on miał rodzeństwo?
Postanowiłam się tym nie przejmować i poszłam wziąć ciepły prysznic. Niespełna piętnaście minut później ktoś otworzył drzwi. Zeszłam na dół zerknąć kto to, przy okazji rozczesując mokre włosy. To była MAMA!
- Witaj skarbie! - przywitała się mama zmęczonym głosem.
- Heeeeeej mamo! - przeciągnęłam sylabę i nerwowo podrapałam się po karku.
- Jest Scott?
- Nie, umm to znaczy tak, jest w pokoju i śpi. Ma jutro ważny test sprawnościowy z lacrosse i prosił aby go nie budzić - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Dobrze, ty też się już kładź, bo nie wiem, czy wiesz, ale jest już grubo po północy.
- Ooo, naprawdę? Ale się zasiedziałam, ale już idę. Dobranoc!
- Dobranoc!
Po tej krótkiej wymianie zdań, poszłam do swojego pokoju i ułożyłam się wygodnie w swoim łóżku. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam...
~ritegs~
EDYTOWANY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top