3.
- I tak tu sobie żyjemy – skwitowała Clockwork, kończąc opowieść o codzienności creepypast. Wyłoniła się z głębi swojej szafy z naręczem ciuchów, których w sumie nie lubiła, ale żal jej było ich wyrzucać. Chyba każda dziewczyna ma takie zapomniane, zalegające ubrania.
- Więc, w dużym skrócie, wychodzicie, polujecie i pomagacie Slendermanowi... I w sumie to tyle? – podsumowała Martha, zwana teraz Supernovą.
- Wiesz no, niektórzy jak LJ wychodzą rzadziej i mają tu inne zajęcia. Proszę cię, w okolicy rzadko jest jakiś cyrk czy karnawał, więc improwizuje, ile wlezie... Wziął na siebie zabawę z Sally i często gęsto robi za jej niańkę, ale obojgu to pasuje... BEN działa jako wywiad online, niekiedy pomaga mu Sonic.exe. Podejrzewam, że jego oczy widziały setki paskudnych fanfiction... Dziwię się, iż nie skończył jak Eyeless Jack.
- O matko... Tortury pełną parą – nowa proxy aż się wzdrygnęła.
- Chyba sam nie wiedział, na co się pisze... – zegarkowa dziewczyna położyła stos bluz, bluzek i spodni na łóżku, obok siedzącej Marthy. – Twierdzi, że w tych fanfikach jest jakiś kod, jakaś prawidłowość powiązana z pojawieniem się psychofanek w okolicy. Dobra, zmiana tematu i chwilowy koniec plotek, teraz wybierz sobie coś fajnego! Co moje to twoje, częstuj się.
- Właśnie... – dziewczyna nagle sobie o czymś przypomniała. – W torbie miałam kilka rzeczy, które się nie nadawały do prania... Grzebień, ładowarka...
- Zaniosłam to do twojego pokoju zanim Jeff zaczął je dezynfekować. Ma lekką obsesję na punkcie szpitali psychiatrycznych.
Proxy zaczęła przeglądać rzeczy, gdy zupełnie nagle coś do niej dotarło – nie da się ukryć, miała odrobinę opóźniony zapłon. Odwróciła się w stronę creepypasty, otwierając szeroko oczy.
- Mam własny pokój?! Od kiedy?!
Dziewczyna z zegarkiem parsknęła śmiechem i przewróciła zdrowym okiem, podśmiewając się pod nosem.
- No chyba nie myślałaś, że będziesz spać na podłodze albo z którymś z proxy... Co ty myślisz, że trafiłaś do jakiegoś porąbanego fanfika? Może dać ci fartuszek i będziesz robić za naszą pokojówkę?
- To może od razu obrożę na szyję i łańcuch? – nowa uśmiechnęła się nieco szerzej. Miała dziwne wrażenie, że w internecie z łatwością natknęłaby się na tego typu historię.
Clockwork, widząc z jaką nieśmiałością Martha przegląda ciuchy, postanowiła jej nieco pomóc. Wzięła w ręce ciemnozieloną bluzkę z długim rękawem i przyłożyła do dziewczyny, po czym pokiwała głową.
- To będzie ci lepiej pasować niż obroża. Zimno jest, październik za pasem... Potrzebujesz do tego jakiegoś swetra albo bluzy... I to nie jednego.
Supernova postanowiła nie bawić się w szukanie przebieralni/tworzenie parawanów/robienie wiochy wchodząc do szafy, więc po prostu postanowiła się odwrócić tyłem do Clockwork i przebrać, jak każdy normalny człowiek by uczynił. Creepypasta uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak dziewczyna bez krępacji zdejmuje maskę i odkłada ją obok stosu ciuchów.
- Większość past noszących maski nie zdejmują jej tak... beztrosko – zauważyła zielonooka.
- Czemu? – zainteresowała się Martha, odwracając twarz w stronę creepypasty, by widzieć ją kątem oka.
- Większość chowa pod nimi defekty. Eyeless Jack naprawdę nie ma oczu... Nie wiem jak reszta proxy, nie przyglądałam się zbytnio, ale ponoć z jakiegoś powodu nie mogą ściągać masek. Ale na przykład Toby ma rozerwany kącik ust i to się ciągnie aż na policzek, znaczy niby to zagojone, ale wydaje mi się, że może mu przeszkadzać... On się tym co prawda nie przejmuje i twierdzi, że przecież ta rana to nic takiego, ale proszę cię! Przecież widać mu zęby! Ja wiem, że Toby jest odporny na ból i pewnie zbytnio sobie z tego nic nie robi, ale niech znowu go przegryzie, zacznie krwawić, gangrena mu się wda... Prosiłam go tyle razy, żeby chociaż sobie gazę przyczepił, plasterek przykleił, ale on jest uparty jak muł! Czy ktoś tu dla niego chce źle? Co?
- Cóż... – Martha powoli wypuściła powietrze, próbując nie powiedzieć niczego głupiego. – Wygląda na to, że chyba się dowiedziałam, iż nie powinnam podrywać ani ciebie, ani Toby’ego...
Clockwork otworzyła szerzej oko i roześmiała się nieco niezręcznie, starając się ukryć fakt, że zaczerwieniła się niczym bluza Jeffa po udanym polowaniu.
- Taaaa no to ten, wracając... Skoro masz taką ładną buzię, to czemu nosisz maskę? – zapytała szybko, nawet się nie kryjąc z tym, że zmienia temat.
- Masky twierdzi, że muszę zachować anonimowość jako proxy... Ale wiem że nie każdy tego przestrzega i chyba nic się nie dzieje z tego tytułu – niebieskooka założyła ciemnozieloną bluzkę, którą do tej pory trzymała w rękach. - I jak leży?
- Kto leży?? – creepypasta lekko podniosła głowę, jakby wyrwana z myśli.
- Bluzka, słońce. Bluzka – wyjaśniła Supernova, nie kryjąc rozbawienia.
- Jakby na ciebie czekała – Clockwork chwilę pogrzebała w stosie ciuchów i wzięła w ręce jedne z dżinsów. – Te będą ci dobre.
Martha uśmiechnęła się do siebie, zabierając się za przymierzanie spodni. Uśmiechnęła się pod nosem, dopinając guzik. Pobiegała chwilę w miejscu, dwa razy zrobiła wykop udając, że jest Brucem Lee i pokonuje niewidzialnych przeciwników, a potem parsknęła śmiechem.
- Masz niezłe oko! – powiedziała.
- Zastanawiam się, czy zamiast Supernova nie powinnam była ci dać ksywki Suchar Master.
Na szczęście creepypasta uśmiechała się żartobliwie, nie biorąc do siebie sucharów proxy. Zamiast tego skupiła się na szukaniu bluz i swetrów.
- No więc, jak tak naprawdę masz na imię? – zapytała, dając nowej ciemnoszarą, polarową bluzę. Wyglądała na dość ciepłą.
- Martha. A ty?
- Natalie. Ale wolę ksywkę. Ewentualnie Clocky.
- Ja tam lubię swoje imię, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa...
Clockwork rzuciła jeszcze paroma ciuchami w nową koleżankę, a ta w odwecie odbiła je kilkoma sucharami. Ze starcia obie wyszły cało, bogatsze w nowe doświadczenia... oraz obietnicę spędzenia któregoś z wieczorów przy piwku i ploteczkach na temat chłopców. Z jakiegoś tajemniczego powodu Martha miała przeczucie, że wie o kim będzie mówić Clocky...
Najbardziej emocjonującym wydarzeniem stało się teraz szukanie pokoju – ponieważ oczywiście proxy musieli być wyjątkowi i mieć kwatery gdzieś w okolicy biura Slendermana. I nie, nowa się nie zgubiła, tak właściwie to odnalazła swój pokój od razu. Skąd więc się wzięły emocje?
Każdy ją zatrzymywał, żeby chociaż chwilę pogadać, Toby próbował ją zaciągnąć na wspólne robienie gofrów (nie mogła jednak się pozbyć obrazu niezręcznie śmiejącej się Clockwork z mózgu, więc zasugerowała koledze po fachu, by to właśnie ją wziął na gofry), potem wdała się w inteligentną dyskusję na temat medycyny z EJ’em, a na końcu jakimś cudem trafiła w sam środek kłótni między Jeffem a Jane i prawie oberwała lecącym nożem. Dwa razy.
Tak się żyje w tym miejscu. I tak trzeba żyć.
-+-+-
Poranek przywitał okolice posesji zimnem, chłodem i mgłą godną opowieści Lovecrafta. Było mokro, ciemno i creepy, jak na październikowy poranek przystało. Jedynym, co trzymało Marthę w stanie względnego funkcjonowania, był fakt posiadania ciepłych ciuchów i dwa łyki kawy wypite w biegu.
Zastanawiała się również, dlaczego większość creepypast nie trzęsie się z zimna. Przecież oni wszyscy biegali po lesie w bluzach, ewentualnie w kurtkach, jak choćby Bloody Painter czy Masky. Kate oświeciła ją dość szybko i brutalnie.
- Nowa, jesteś proxy. Wiesz co to znaczy? Że niskie temperatury nadal cię będą gryźć w tyłek. Gdybyś się zastanawiała, nosimy odzież termiczną. Tylko dlatego w niskich temperaturach hasamy jak sarenki.
To wyjaśniało bardzo wiele.
Przez dłuższą chwilę łaziły po lesie bez celu, zataczając coraz to większe kółka wokół posesji. Kate nie była zbyt rozmowna, aczkolwiek co jakiś czas dawała przydatne wskazówki.
- Zaczynamy od patrolowania najbliższego terenu. Zwykle chodzimy w dwójkę do końca zmiany, ale czasem trzeba się rozdzielić... Wszystko zależy od sytuacji, raz natrafisz na jedną osobę podczas patrolu, innym razem na kilka, czasem będą w grupie... Są dni, że nikogo nie ma, ale od około miesiąca mi taki się nie trafił.
- Co zrobić, jak natrafię na człowieka?
- To zależy – Kate odwróciła się w stronę dziewczyny i skinęła głową. – Zwykły człowiek tak blisko naszego terenu najczęściej oznacza, że ktoś na niego poluje. To widać po zachowaniu, zwykle jest rozkojarzony, dziki, może nieco bełkotać... Zresztą, nawet gdyby to był złodziej czy ktoś, Slenderman zrobi z nim porządek.
- No dobra, wobec tego mam zdejmować psychofanki, tak?
- Dokładnie – Kate uśmiechnęła się z satysfakcją. Mimo bardzo widocznego zmęczenia na twarzy, sprawiała wrażenie zadowolonej. – Jesteś mądrą kobietką. Poradzisz sobie z tym zadaniem. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak wygląda psychofanka?
Supernova pokręciła głową, wypatrując czegoś ciekawego w lesie. Poza totalnym brakiem życia nic nie przykuło - póki co - jej uwagi.
Krążyły po lesie już dobrą godzinę. Okazało się, że „okolica” jest ciut większa niż nowa proxy przypuszczała. Absolutnie jej to nie przeszkadzało, podziwiała sobie widoczki, powoli wstający, rześki dzień oraz odgłosy ptaszków, zajączków i prawdopodobnie Rake'a budzących się do życia.
- Tam coś jest! – Martha wskazała palcem między drzewa. Dałaby sobie uciąć rękę, że widziała granatową kurtkę, przemykającą między brzozami i sosnami.
Kate zmrużyła oczy, przekrzywiając głowę to w jedną, to w drugą stronę.
- Nie jestem pewna...
- Cicho! Chodź!
Nowa proxy pozwoliła sobie skupić się na swoim pierwszym zadaniu. Stawiając kroki z rozwagą, by narobić jak najmniej hałasu, znalazła się bliżej dwójki pokracznie ubranych, pstrokatych dziewcząt. Znaczy, jedna była znacznie bardziej pstrokata niż ta druga: miała czerwono-pomarańczowy płaszcz, czarne włosy z pomarańczowymi końcówkami i – a jakże! – lisi ogon. Druga wyglądała przeciętnie, miała na sobie nie rzucającą się w oczy kurtkę i prawdopodobnie to właśnie ten nie wyróżniający się kolor wydał się Marcie najbardziej podejrzany. Nie miała żadnego ogona, ani uszu, włosy związała w warkocz (ale raczej nie farbowany, co też było podejrzane – miał kolor naturalnego brązu).
Supernova przyłożyła palec do swoich ust, nakazując Kate być cicho. Dostrzegła jak jej towarzyszka sięga po coś do kieszeni. Pokręciła głową, w duchu błagając, by proxy ją posłuchała. Kate zetknęła na nią spode łba, ostatecznie pokazując palcami „okej”. Teraz obie mogły oddać się beztroskiemu podsłuchiwaniu szczebiotania młodych dziewcząt.
Dwie psychofanki pogrążone były w rozmowie, przy czym ta pierwsza, „ognista”, miała bardzo piskliwy głos i brzmiała na podekscytowaną. Druga wydawała się przy niej zbyt normalna, jakby nie chciała się niepotrzebnie wychylać. Przystanęły sobie między drzewami i nie zwracając uwagi na nic i nikogo szczebiotały ile sił w płucach (znaczy, pierwsza szczebiotała, druga głównie potakiwała).
Dla Kate takie przyczajanie się było pozbawione sensu, bo z reguły psychofanki nie grzeszyły inteligencją. Jeśli nie rozmawiały o swoich obiektach uczuć to narzekały. Ogólnie większość z tego gatunku była marudna.
- Nie wiem, czy to ma większy sens, Lily – stwierdziła nagle ta druga, przerywając radosny wywód swojej koleżance. – Jest zimno, chciałabym być w domu. Nie wzięłam rękawiczek. I stópki mi marzną.
- Chcesz się teraz wycofać?! – oburzyła się ta piskliwa. – Przecież on nam obiecał, że dostaniemy moce jak nikt inny i nasi chłopcy zakochają się w nas po uszy!! Masz moce? Masz! Co prawda nudne i nie wiem co cię pokusiło, żeby wybrać sobie coś tak badziewnego no ale okej, twoja strata, laska. No, ale teraz łatwiej będzie nam znaleźć naszych wyśnionych...
- Nie uważasz, że to dziwne, że tyle dziewczyn szło podbijać serca creepypast, a nikt nie wrócił się pochwalić, jak im poszło?...
- Ale że co? Może zostały przy nich!
- Tak, i stworzyli sobie piękny harem po pięćdziesiąt dziewczyn na każdą creepypastę. Nie przeszło ci przez myśl, że może nikt nie wrócił, bo nie wiem... Spotkał seryjnego mordercę na przykład?
- Co? Nie! Przecież Jeffy mnie kocha i na pewno mnie nie skrzywdzi!
Martha i Kate wymieniły się spojrzeniami. Trafił im się ewenement: psychofanka z IQ ciut większym niż mech. Za to ta druga nadrabiała niedoborem szarych komórek, więc koniec końców się wyrównywało. Pomijając już problemy z logiką, jakie aktualnie próbowały rozwiązać proxy, zastanawiały się nad jednym ważnym pytaniem - kim był „on” rozdający moce?
Suprenova uniosła dłoń, powstrzymując towarzyszkę przed wkroczeniem do akcji. Kate z niecierpliwością przewróciła oczami.
- Przecież to na pewno blisko! Nie chcesz zrobić tego dla EJ’a??
- Szczerze mówiąc... Nie. Wracam do domu, do swojego ciepłego łóżka, nie mam zamiaru nachodzić zaprawionego w boju pożeracza nerek. Jak tam dotrzesz to pozdrów go ode mnie.
Odgłos oddalających się kroków pozwolił proxy przypuszczać, że jedna z psychofanek nie była aż tak psycho, a druga miała error mózgu stykając się z odrobiną logiki, skoro nawet nie zawołała za swoją oddalającą się w nieprzyjazną mgłę koleżanką.
Martha pokazała na migi drugiej z proxy, że pójdzie za tą, która się oddaliła. Kate machnęła dłonią i przejechała palcem po szyi, jakby podrzynała gardło, po czym wskazała palcem w kierunku „ognistej”.
Supernova dała kciuk w górę i oddaliła się z miejsca zdarzenia, by zająć się tropieniem ciekawszej zwierzyny.
Dziewczyna była zdenerwowana, rozglądała się na boki. Nie dostrzegła, że jest śledzona, choć mogła się tego domyślać.
Martha zaczekała, aż znalazły się w odpowiedniej odległości, po czym postanowiła wcielić w życie swój plan.
Gorączkowo przeszukała kieszenie, ale jedyne co znalazła to zapomniane pięć centów, gumka recepturka i papierek po lizaku. Pozwoliła sobie nawet sprawdzić dokladnie jaki to był lizak, by pamiętać na przyszłość, jakie słodycze lubi Clockwork (skoro to były jej ciuchy).
Z determinacją chwyciła recepturkę, podniosła z ziemi dość ostry kamyczek i korzystając z magicznej mocy swych palców oraz szczęśliwego zrządzenia losu, stworzyła prostą procę. Przymknęła jedno oko, wycelowała, naciągnęła gumkę, a potem puściła pocisk w świat, daleko, daleko, z niebywałą szybkością...
Tak naprawdę kamyk od razu trafił dziewczynę w tył głowy. Nie był zbyt malutki a i do najlżejszych nie należał. Wystarczył, by dziewczyna upadła na ziemię i stwierdziła, że jednak odpocznie dłuższą chwilę w stanie nieprzytomności.
Martha w tym czasie zaczęła się motać, co by tu zrobić. Przesłuchać ją teoretycznie mogła, ale babeczka pewno jej by nic nie powiedziała. Slenderman chciał wiedzieć o takich rzeczach osobiście, a tachanie dziewczęcia nawet, jeśli ważyło te pięćdziesiąt kilo, nie było zbyt wesołym zajęciem.
Dlatego właśnie Supernova podeszła do najbliższego drzewa i z premedytacją zerwała jedną z ośmiu kartek należących do szefa. Wiedziała, że teraz musi jedynie poczekać...
I nie myliła się. Slenderman po chwili pojawił się w odległości około dwudziestu metrów od niej.
Pomachała kartką jak opętana, by mieć pewność, że szef ją zobaczy. Domyślała się, że musi być ciut skołowany. Nagle zniknął jej z oczu, ot tak jak stał, był i nie ma.
- Co było tak ważnego, że niszczysz moje mienie? Zachciało ci się mandaciku za zaśmiecanie lasu? – usłyszała głos za plecami.
Podskoczyła jak oparzona i odwróciła się w stronę swojego niezbyt zachwyconego człowieka bez twarzy. Odzyskała jednak fason i ręką, w której trzymała kartkę, wskazała na leżącą na ziemi dziewczynę.
- To nie mogło czekać. Ogłuszyłam ją. Ona wie więcej niż reszta i może nam coś powiedzieć...
Operator nie poruszył się. Stał w bezruchu, jakby trawił informacje. W końcu przechylił głowę, jakby patrzył na leżące na ziemi ciało.
- Jak doszłaś do takich wniosków?
Martha odetchnęła, próbując zebrać myśli. Domyślała się, że jedno złe słowo i szansa na znalezienie rozwiązania skończy się fiaskiem. Na szczęście miała nieco oleju w głowie, no i gadane. To i tak sukces, że Slenderman jeszcze nie odprawił jej z kwitkiem i chyba nawet się nie wkurzył za akcję z kartką.
- Patrolowałyśmy teren z Kate i natknęłyśmy się na dwie rozmawiające psychofanki. Z tym, że ta nie jest aż taka psycho. Jedna powiedziała o „nim”, od którego mają jakieś moce... A tej zrobiło się zimno w tyłek i chciała się wycofać. Ale zanim się oddaliła, mówiła dość ciekawe rzeczy... Zrezygnowała z „wielkiej miłości” bo uznała, że może źle skończyć. Poszła w swoją stronę i wtedy ją ogłuszyłam. Kate poszła za tamtą drugą, ona nie była na tyle rozsądna.
Slenderman podrapał się długim palcem w bok głowy, lekko ją przekrzywiając. Podszedł bezszelestnie do leżącej i kucnął obok niej, przyglądając jej się uważnie.
- Interesujące... Doprawdy. Jak ją dokładnie ogłuszyłaś?
- Cóż... – Supernova zaśmiała się niezręcznie. – Improwizowałam... Znalazłam kamyk, zrobiłam procę i jakoś tak samo wyszło.
Człowiek bez twarzy nic nie powiedział, wyprostował się jedynie i niespiesznie rozejrzał po okolicy.
- W takim razie... Jak wrócicie z patrolu, przyjdźcie do mojego gabinetu. Przekażę wiadomość reszcie proxy i zrobimy przesłuchanie. Jeśli masz rację, zdobędziemy...
Końcówka wypowiedzi szefcia jakoś tak wymsknęła się Marcie. To dlatego, że kątem oka dostrzegła poruszający się między drzewami pomarańczowy cień. W parę sekund podniosła z ziemi kamyk, wycelowała zaimprowizowaną procą i posłała pocisk przed siebie.
Rozległ się wrzask, gdy kamyk trafił psychofankę w oko. Sądząc po ściekającej między palcami krwi, Supernova nieźle je uszkodziła. Dziewczyna po chwili padła na ziemię dzięki Kate, która wyskoczyła znienacka, dobijając przeciwniczkę.
Kiedy skończyła, podniosła się i ruszyła w stronę Slendermana oraz swojej towarzyszki.
- Witaj, szefie. Te, Supernova, skąd wiedziałaś, że ta pinda tym okiem pożar wywołuje? Podpaliła mnie i uciekła, lambadziara jedna.
- Intuicja... Nic ci nie jest?
- A daj spokój – Kate otrzepała bluzę od niechcenia, ignorując fakt, że krwi raczej nie da się strzepnąć. – Niezłego masz cela.
- Jestem tego samego zdania – odezwał się Slenderman, lekko potakując głową. – W porządku. Widzimy się w moim gabinecie po waszym patrolu.
Kate dopiero teraz dostrzegła, że na ziemi ktoś leży. I tak, była to koleżanka podpalającej francy. Ze zdziwienia aż podniosła swoją maskę.
Niestety zbytnio się nie napatrzyła, bo nieprzytomna zniknęła razem ze Slendermanem. Rzuciła są zybkie spojrzenie Marcie.
- Chodźmy dalej, opowiem ci po drodze – Supernova poprawiła swoją maskę i wskazała gdzieś między drzewa. – Teraz gdzieś tam?
Kate pokiwała głową, poprawiła swoją maskę i schowała ręce w kieszenie. Dziewczyny szły w głąb lasu, czujnie rozglądając się dookoła. Martha pozwoliła sobie jednak na luźne przemyślenia – oczywiście mówiła w miarę cicho, bo nigdy nie wiadomo gdzie czai się kolejna psychofanka z dziwnymi mocami. Z kolei Kate milczała przez prawie kwadrans, ale ponieważ szły ścieżką, nie czuła potrzeby by się odzywać. Dopiero gdy doszły do rozwidlenia, starsza stażem proxy westchnęła z frustracją.
- To trochę nie fair – stwierdziła Kate. – Żeby nie było, cieszę się, że znalazłaś laskę, od której możemy się czegoś dowiedzieć. Ale coś mi nie daje spokoju...
- Może miałam po prostu szczęście...
- Jak na moje masz po prostu więcej rozumu – parsknęła Kate. – Gdybym była na warcie z kimś innym, daję słowo, że obie pindy już byłyby martwe... No, może Masky by się powstrzymał, jeśli usłyszałby coś ciekawego. Chodzi o to, że... Ugh...
Proxy zrobiła nieokreślony gest ręką, jakby chciała wyjaśnić coś oczywistego. Ostatecznie po prostu westchnęła, opuściła ręce i pokręciła głową z rezygnacją. Jej głos też wydawał się nieco przygaszony.
- Brakowało nam powiewu świeżej krwi. Patrzysz na tę sprawę z zupełnie innego punktu widzenia. Męczy mnie to, że być może, gdybyśmy bardziej się skupili i nie wyrzynali wszystkich od razu jak leci, znaleźlibyśmy kogoś do przesłuchania już wcześniej...
- Ale to nie wasza wina, Kate... – Supernova położyła dłoń na ramieniu koleżanki. – Miałyśmy dziś szczęście, byłyśmy w dobrym miejscu o dobrym czasie. Nie wiadomo, czy wcześniej ktoś by się dał przesłuchać...
- Jesteśmy już tak okropnie zmęczeni, Nova... – Proxy podniosła głowę i zdjęła z twarzy maskę, żeby potrzeć czoło. Wyglądała trochę, jakby bolała ją głowa. - Działamy z automatu, żeby nie musieć się użerać z tym kolorowym motłochem. I jeśli dzięki tobie rzeczywiście nastąpi przełom to uwierz mi, że Jeff będzie ci robić pranie do końca życia a szef osobiście ci obiadki zacznie gotować.
Martha parsknęła śmiechem wyobrażając sobie Slendermana przy garach.
- Dzięki, ale dozgonna wdzięczność Jeffa w zupełności mi wystarczy...
Kate uśmiechnęła słabo, po czym założyła swoją maskę. Musiała poczuć się nieco lepiej. Klepnęła Supernovą przyjacielsko w ramię i wskazała na coś między drzewami.
- Pokażę ci nasze punkty orientacyjne. Taki cenny nabytek szkoda byłoby zgubić w lesie! Najpierw pójdziemy do zapomnianej studni... Potem zawędrujemy pod wielki dąb, to ulubione miejsce schadzek... jest jeszcze drewniana altanka i stara wieżyczka strzelnicza. Niedaleko płynie potok, często tam sarenki sobie biegają... No i każdy proxy wie o tych miejscach, więc jeśli zamarzy ci się randzia z którymś z chłopaków, to już wiesz, gdzie się spotkać!
Martha wyszczerzyła się w uśmiechu.
- A jeśli wolę iść na randzię z tobą? To w końcu ty na mnie wpadłaś, jak w filmach romantycznych! Może to coś znaczy?
Kate aż zwolniła kroku.
- Wow. Serio masz tragiczne teksty na podryw.
-+-+-
Kiedy dziewczyny wracały do domu (a Martha zdziwiła się jak gładko to przyjemne określenie na posiadłość przeszło jej przez gardło), zbliżała się akurat pora obiadowa. Co prawda przed jedzonkiem czekało je jeszcze nie lada wyzwanie – a mianowicie spotkanie w gabinecie szefa. Gdy Supernova o tym myślała, czuła dziwny ucisk w żołądku. Z kolei Kate wydawała się dość spokojna – co jednak nie było pewne w stu procentach, bo przecież nadal miała na twarzy maskę.
Przy płocie spotkali BENa i EJ’a, szarmancko przytrzymujących furtkę dziewczynom.
- A wy co? – zagaiła starsza stażem proxy. – Na grzyby? Na ryby?
- Na randzię może? – zasugerowała Martha, uśmiechając się szeroko. – Bo nasza była niesamowicie udana! Znaczy, Kate czasem nie rozumie moich tekstów na podryw, ale to tylko kwestia czasu by wielkie uczucie rozkwitło!
Chłopak w niebieskiej masce parsknął śmiechem, a BEN przewrócił oczami.
- No skoro Slenderman zwołuje do siebie WSZYSTKICH proxy, to ktoś musi odwalać waszą robotę chociaż przez kilka godzin...
Eyeless Jack westchnął teatralnie, kręcąc przy tym głową.
- BEN się zgłosił na ochotnika, bo twierdzi, że coś odkrył.
- Cicho siedź! – mruknął blondyn, szturchając towarzysza łokciem. – To na razie faza testów. Ściśle tajne – powiedział dziewczynom, puszczając im oczko.
- No a ty EJ, też jesteś ochotnikiem? – zainteresowała się Supernova.
- Ja jestem potrzebny, żeby elf sprawdził swoją teorię... No, ale z racji, że zbliża się obiadek, liczę na upolowanie jakiejś świeżutkiej nereczki.
Martha lekko przekrzywiła głowę, jakby zastanawiała się czy to żart, czy raczej nie. Wątpliwość rozwiał BEN, ponownie przewracając oczami (to chyba była rzecz, którą uwielbiał robić przy Eyeless Jacku. Z OCZYwistych względów).
- Jack jest kanibalem i lubi jeść surowe nerki – wyjaśnił blondyn.
- Wobec tego smacznego – powiedziała Supernova z uśmiechem i podążyła za Kate.
Wszyscy rozeszli się w swoje strony.
-+-+-
Gdy dziewczyny znalazły się w hallu, poczuły przyjemne zapachy dolatujące z kuchni. Obie musiały użyć pokładów swoich sił woli, by iść po schodach w górę, zamiast podążyć za wspaniałą wonią...
Żadna z nich nawet słowem nie wspomniała o wiszących w powietrzu aromatach – gdyby zaczęły dyskusję na temat jedzenia, byłyby zgubione. Pocieszające było to, że wszyscy musieli jeszcze trochę czekać – i każdy z proxy czekających pod drzwiami na gabinetu, wyglądał na równie głodnego.
- Jak tam pierwsza warta? – zapytał Masky, opierający się o ścianę. Od razu zauważył zbliżające się dziewczyny.
- Ciekawie... – Supernova uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie jak wezwała szefa przy pomocy zerwanej kartki. – Wiem już, gdzie mogę zabierać was na randzie. A tak poza tym...
- Słyszeliśmy, że k-k-kogoś złapałaś – podchwycił temat podekscytowany Toby, ignorując okropny tekst na podryw. – Szef t-t-twierdzi, że jest szansa na p-przełom w sprawie!
- Ta jasne, przełom – burknął Hoodie. Zauważywszy nagłe milczenie towarzystwa i zaciśnięte w kreskę usta Novej, podniósł dłonie w obronnym geście. – To nic osobistego. Jestem sceptyczny, bo to wszystko jest durne. A, właśnie, to dla ciebie, weź jedną teraz. Nie chcę cię zbierać z dywanu, jeśli zemdlejesz.
Proxy podał Marcie pudełeczko z tabletkami na slendersickness. Zaraz potem wrócił do gburowatej postawy, żeby ukryć przed samym sobą przejaw uprzejmości.
- Jeśli rzeczywiście dziś nastąpi przełom, to jak szef mi świadkiem, uklęknę tam w gabinecie na kolana i powiem te dwa słowa, które pragnie usłyszeć każda kobieta...
- No, nie bądź taki hop, gościu – Masky klepnął swojego towarzysza w plecy. Wcale nielekko zresztą. – Chodźmy, zobaczymy co szef chce nam powiedzieć. Wszyscy zażyli tableteczkę? Naszprycowani? No to lecimy!
Po gromkim „tak!”, proxy zapukał w ciężkie drzwi, ale to Hoodie nacisnął klamkę. Z jakiegoś powodu ich zachowanie skojarzyło się Marcie z uczniami przed pokojem nauczycielskim i „ja pukam, ty mówisz”.
Gabinet Slendermana wyglądał prawie tak samo jak ostatnio... Poza jednym małym szczegółem.
Pod oknem stało krzesło. A do krzesła przywiązana była dziewczyna. Mało tego, miała opaskę na oczach, knebel w ustach i ręce spięte pasami przy podłokietnikach mebla.
- Ona serio kogoś porwała – mruknął do siebie zdziwiony Hoodie, posyłając Supernovej spojrzenie pełne zaintrygowania. Czego oczywiście nie było widać pod maską.
Na dźwięk jego głosu uprowadzona dziewczyna podniosła głowę i próbowała coś powiedzieć, jednak knebel skutecznie pełnił swoją rolę.
- Miło was widzieć w komplecie, moi proxy.
Slenderman wstał zza biurka, trzymając ręce za plecami. Znienacka teleportował się za związaną dziewczynę i położył dłoń na jej ramieniu. Oddech zakładniczki wyraźnie przyspieszył.
- Kusiło mnie, żeby zamienić kilka słów z naszym gościem poza waszą obecnością... Jednak tego nie uczyniłem. Moim życzeniem było, byście wszyscy byli obecni podczas tego... Przesłuchania.
- Więc to prawda? – wyrwał się Hoodie, z niedowierzaniem patrząc to na Marthę, to na Slendermana. – Nova kogoś złapała?
- Cóż... Ogłuszyła, gwoli ścisłości.
- Cicho bądź i nie przerywaj! – Masky warknął na kumpla, a ten podniósł dłonie w obronnym geście.
Coś często wykonywał ten gest.
Slenderman złączył smukłe palce swoich dłoni.
- Możecie zadawać pytania naszemu gościowi, tylko po kolei. Postaram się zostawić sprawę wam... I z racji tego, iż to Supernova wie najwięcej, uważam, iż to ona powinna zacząć.
Świetnie. Jednego dnia siedzisz sobie w psychiatryku i obserwujesz latające za oknem ptaszki, zastanawiając się, kiedy w końcu wyjdziesz z tego piekiełka. A niecałe dwadzieścia cztery godziny później, czwórka zaprawionych w boju morderców czeka, aż rozpoczniesz przesłuchanie.
Powariowali.
- Jasne, mogę przejąć pałeczkę – odezwała się Martha tak pewnie, jakby nic innego nie robiła przez całe życie, tylko przesłuchiwała ludzi. I w ogóle nie dała po sobie znać, że musi improwizować.
Slenderman skinął głową i oparł się o biurko, obserwując ze skrzyżowanymi ramionami poczynania swoich proxy.
Naturalnie wszyscy ustawili się w półokręgu, przy czym właśnie Supernova stała na wprost związanej dziewczyny. Podeszła do niej, dostrzegając po drodze kilka szczegółów.
Po pierwsze, laska próbowała się uwolnić. Miała krwawe otarcia na rękach, w miejscach, gdzie pasy trzymały jej dłonie w ryzach. Po drugie, musiała sobie przygryźć wargę, bo na brodzie miała zaschnięty ślad po krwi. Po trzecie, sprawiała wrażenie takiej, z którą da się dogadać. Ale to już podpowiedziała jej intuicja.
Nie do końca wiedziała, jak zacząć – w końcu nigdy nawet nie udawała tego typu rzeczy, a teraz przyszło jej zastraszać na serio. Próbując zachować powagę i nie opanować strach, położyła dłoń na jej ramieniu i lekko ścisnęła. W sumie powinna mocniej, ale nie chciała jej wyrwać ręki ze stawu, tylko pokazać stanowczość.
- Jesteśmy tutaj w pięcioro plus szef. Niech ci nie przejdzie przez myśl żadne głupstwo. Tylko od ciebie zależy, jak przyjemnie będziesz wspominała pobyt w naszym jakże gościnnym domu...
Dziewczyna powoli wypuściła powietrze i pokiwała głową. Martha nie wiedziała, że sama również przestała oddychać. Zerknęła na resztę towarzystwa i wszyscy zachęcająco kiwnęli głowami. Cud, że Toby nie miał pomponów, by ją dopingować jak cheerleaderka.
- Teraz wyjmę ci knebel. Jeśli krzykniesz albo zrobisz coś głupiego, nasza współpraca się skończy w bardzo nieprzyjemny dla ciebie sposób.
- D-dawno nikogo nie t-torturowałem. Chyba wyszedłem z w-wprawy – wtrącił Toby niewinnie, pozwalając sobie na swobodne tiknięcie karkiem.
Związana wzdrygnęła się i pokiwała głową skwapliwie.
Supernova zgodnie z obietnicą odkneblowała nieznajomą. Ta od razu zaczęła oddychać głębiej, łapiąc powietrze jakby do tej pory brakowało jej tlenu.
- Zapytam prosto z mostu: jakie masz supermoce? – zaczęła.
- C... Co? – dziewczę wyraźnie było zbite z tropu.
- Nie rób ze mnie głupiej – Supernova przesunęła twarz do twarzy przesłuchiwanej, marszcząc przy tym brwi. Oczywiście nie było tego widać spod maski. – Twoja psiapsi podpaliła bluzę mojej psiapsi samym tylko wzrokiem. Jeśli to nie jest supermoc to co to ma być? Samozapłon? Uwierz mi, że mój team nie ma skłonności do piromanii.
- Ja mam - wtrącił Toby, ale został zignorowany.
- Co się stało Lily?!
- Ja zadaję pytania. Na razie jeszcze nie mam w ręce nic ostrego, ale moi towarzysze mają. Miej to na uwadze. Zapytam jeszcze raz: jakie masz moce?
- Widzę przez ściany... – jęknęła dziewczyna, a na opasce pojawiły się wilgotne plamy od łez. – Tak naprawdę widzę całe pomieszczenie i was wszystkich. Możecie mi zdjąć opaskę?
- Przezorny ubezpieczony. Co jeszcze? – Martha nie dawała za wygraną.
- Szybko biegam... To wszystko. Nie potrzebowałam nic więcej...
- Nie potrzebowałaś? Huh... – dziewczyna w masce wyprostowała się i skrzyżowała ramiona. – To jak to było z tymi mocami, co? Ktoś ci je wręczył, wklepał w system?
Związana milczała przez dłuższą chwilę. Supernova już chciała przypomnieć uprowadzonej, że niegrzecznie przysypiać w towarzystwie, ale na szczęście odezwała się sama. Jej głos był cichy i dziwnie smutny.
- To był bardzo głupi przypadek.
- Przypadek? – zdziwiła się Martha. – Przypadkiem dostałaś moc?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Przypadkiem natknęłam się w internecie na taką większą grupę fanów creepypasty. Od tego się zaczęło.
Proxy wymienili się spojrzeniami, po czym zerknęli w stronę Slendermana. Ten bez słowa skinął głową i ręką wykonał gest mówiący, by porwana kontynuowała.
- Co wiesz na temat tej grupy?
- Łatwo się tam dostać, jak na każdą stronę do pisania fanfików czy pokazywania fanartów... Ale jest kilkoro użytkowników, którzy wybierają tych bardziej... gorliwych. Piszą wiadomość na prywatnym czacie z taką grą, wyzwaniem, czymś w ten deseń...
- I też taką dostałaś?
Związana parsknęła pod nosem.
- Ta wiadomość nie miała być do mnie. Ktoś użył nicku innego użytkownika. No, ale skoro to dostałam, postanowiłam zobaczyć jak to jest być w „elicie”.
Teraz to proxy parsknęli, jednak poza sarkazmem nie było w tym krzty rozbawienia.
- No dobra. I co tam zrobiłaś? – Supernova co prawda podchodziła z lekkim dystansem do opowieści dziewczyny, jednak miała przeczucie, że mogła mówić prawdę. A poza tym opowiadała dość ciekawie, miała do tego dobry głos. Może zrobiłaby karierę czytając straszne historie na jutubach czy innych twitchach.
- Tam była instrukcja jak skontaktować się z największym złem wśród creepypasty. Deal jest taki, że robi się dość popieprzony rytuał, na karteczce spisujesz jakie moce chcesz mieć, palisz karteczkę, czekasz aż kur zapieje i masz wymarzoną moc i w zamian dostajesz namiary na creepypastę na którą masz crusha...
Proxy ponownie wymienili znaczące spojrzenia. Te informacje co prawda wyjaśniały jakim cudem psychofanki wiedziały, gdzie jest posiadłość Slendermana... Ale nadal brakowało kilku puzzli. W tym tego najważniejszego.
- Więc kto jest tym „najgorszym złem”?
Dziewczyna westchnęła ciężko i opuściła głowę.
- Nie wiem. Nigdzie nie było mówione wprost. Wiem tyle że to „on”, bo Lily tak twierdziła. Ale mogła się równie dobrze mylić...
Na razie powiedziała wystarczająco, proxy usłyszeli w głowach głos Slendermana. Dla Supernovej było to tak zaskakujące, że aż się wzdrygnęła. Wydawało jej się nawet, że Masky się zaśmiał, więc oczywiście odwróciła się do niego, ale maska zakamuflowała jej pełne oburzenia spojrzenie.
Hoodie wskazał kciukiem na dziewczynę, która zaczęła się wiercić z zaniepokojeniem. Przesunął sobie palcem po gardle, jakby pytał o dalsze losy więźniarki.
Slenderman pokręcił głową.
Wydaje się rozsądna. Może nam się jeszcze przydać. Gdy wróci BEN, być może będziemy wiedzieć więcej.
- Dlaczego jest tak cicho? – dziewczyna odwróciła twarz w stronę Hoodiego. – Widziałam to! Proszę, nie zabijajcie mnie, nikomu nic nie powiem ani o was, ani o tym miejscu!...
- Wolimy, żebyś została z nami jeszcze przez jakiś czas – odezwał się Slenderman – tym razem na głos, podchodząc bliżej. – Sporo wiesz. I dość dobrze współpracujesz. Dlatego na ten moment darujemy ci życie... Na razie przeniosę cię do Pokoju Gościnnego. Za jakiś czas ktoś do ciebie przyjdzie.
Slenderman i dziewczyna zniknęli, gdy tylko ten pierwszy skończył ostatnie zdanie. Proxy po raz kolejny wymienili się spojrzeniami.
- Czemu mam wrażenie, że Pokój Gościnny to jakieś miejsce pisane z wielkich liter? – zapytała Supernova podejrzliwie.
- Bo tak jest? – odpowiedział Masky dziwnie wesoło. – Ale podskoczyłaś jak szef się odezwał, szkoda, że nikt tego nie nagrał!
- Spadaj na drzewo golić kokosy – Martha skrzyżowała ramiona. – No i o co chodzi z tym Pokojem Gościnnym?
- Zwykły pokój, po prostu ma kraty w oknach – Kate wzruszyła ramionami. – Każdy wie, że jeśli Slenderman kogoś tam zamyka, to z reguły ma wobec niego jakieś plany.
- Ale laska serio taka nawet ogarnięta – stwierdził Hoodie. – No i nie kłamała z tym widzeniem przez opaskę... Ciut creepy...
- F-f-foreshadowing... – szepnął Toby konspiracyjnie.
W samą porę, aby Slenderman wrócił do gabinetu, radośnie zacierając ręce.
Człowiek bez twarzy podszedł do biurka, usiadł na swoim fotelu i rozsiadł się wygodnie, łącząc palce dłoni w piramidkę. Milczał przez krótki moment zbierając myśli, aż w końcu nachylił się w stronę grupy, celując przed siebie palcami wskazującymi.
- Wezwę was wieczorem, jak już będę miał informacje od BENa i Eyeless Jacka. Więźniarka jest skora do dalszej współpracy, chciałbym, żeby po obiedzie ktoś zaniósł jej jedzenie. Niech dużo je, mizernie wygląda. I coś ciepłego do picia jej zróbcie, jakąś herbatę czy coś. Musimy o nią zadbać, jeśli mamy mieć z niej pożytek. Zagłodzona i zziębnięta się nam nie przyda.
- Ja to zrobię – odezwała się Kate.
- Świetnie. Zanim odejdziecie, poproszę jeszcze Supernovą, by została na chwilę...
- OOO NIE! – odezwał się Hoodie znienacka, przez co Masky wyraźnie podskoczył. Teraz to Martha parsknęła śmiechem.
Gdyby Slenderman miał brwi, właśnie by je uniósł w zdziwieniu.
- Co „o nie”? – zapytał bardziej zaintrygowany niż zbulwersowany.
- Bo jest sprawa! Powiedziałem, że jeśli teraz będziemy mieć jakiś przełom, to coś zrobię... – oznajmił, przechadzając się po gabinecie po części z nerwów, a po części w ramach teatralnej dramaturgii. – I muszę słowa dotrzymać!
- Ale g-gościu... – zaczął Toby powątpiewająco. – My jeszcze nie m-mamy p-p-przełomu...
Hoodie podszedł do niego w trzech szybkich krokach i złapał za ramiona z ekscytacji.
- Mamy psychofankę w Pokoju Gaościnnym! Toby! To więcej niż przełom, to jest jakiś... Krok milowy!!
- Jesteś pewien, że łykasz ketonal a nie wesołe tabletuszki? – mruknął Masky pod nosem.
Proxy w pomarańczowej bluzie zignorował towarzysza broni i stanął na środku gabinetu. Rzucił szybkie spojrzenie Slendermanowi (którego milczenie wydawało się bardziej rozbawione niż zdenerwowane, bo primo nie rozsiewał złowrogiej aury, a secundo jego macki nadal były na swoim miejscu, bezpiecznie ukryte i niewidoczne), po czym założył ręce za siebie.
- Szefie... Moi koledzy i koleżanki proxy... A przede wszystkim ty, Supernova... Musicie wiedzieć!
Hoodie upadł na kolana wprost przed Marthą, a ta z niedowierzaniem strzeliła facepalma. Brian złapał jej dłoń i patrząc prosto w maskę rzekł te piękne słowa...
- Myliłem się!
Przez moment nikt nic nie powiedział. Na szczęście Toby wybawił towarzystwo od niezręcznego trwania w bezruchu. Zerknął na wiszący nad drzwiami zegar.
- M-możemy już iść n-na obiad?
Martha aż się uśmiechnęła.
- Gdybyś chciał mnie poderwać, to ten tekst byłby idealny! – powiedziała z udawanym uczuciem.
- Nie m-mogę cię p-p-poderwać, b-bo musisz t-tu zostać – Toby wzruszył ramionami, kierując się w stronę wyjścia.
- Toby ma rację – Hoodie wstał z kolan i podążył za głodnym proxy.
- Zaklepię ci miejsce obok siebie – zaoferował Masky, wychodząc z gabinetu.
- Idę szybko zjeść i lecę na ploty do tej... Nowszej – zaśmiała się wesoło Kate, zamykając za sobą drzwi.
Martha i Slenderman zostali sam na sam. Dziewczyna nagle odniosła wrażenie, że zrobiło się ciut chłodniej. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić, jak złapana mogła wysiedzieć długie godziny w gabinecie, mając człowieka bez twarzy za jedynego towarzysza.
- Pomyślałem, że to ci się przyda – zaczął Slenderman, kładąc na biurko niewielką metalową kasetkę.
Supernova podeszła bliżej. Z zaciekawieniem otworzyła zatrzaski, a jej oczom ukazała się profesjonalna myśliwska proca.
Z niedowierzaniem wzięła ją w ręce i zaczęła oglądać z każdej strony. Kurdebele, miała trzy stabilizatory i celownik!
- Masz dobre oko. Uznałem, że będzie dla ciebie odpowiednia. W kasetce znajdziesz też pociski... Ale jeśli chcesz coś specjalnego, podpytaj BENa. Jest dość zajęty, ale obiecałem mu dziś wolny wieczór. Uprzedziłem, że istnieje możliwość, iż się do niego zgłosisz. Twierdzi, że ma jakiś pomysł.
- Dziękuję, szefie. To naprawdę szczodry prezent – powiedziała z podziwem. – Na pewno zrobię z niej dobry użytek.
- To Pro Diablo 2. Nie wiem, czy „dobry” to odpowiednie określenie.
Martha aż się zapowietrzyła, trawiąc co usłyszała.
- Szef zażartował?
Slenderman wstał, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
- To jedyne, na co mogę sobie pozwolić. Teksty na podryw zostawiam wam, młodym.
Supernova uśmiechnęła się, tłumiąc parsknięcie. Zamiast tego podziękowała i szybko wyszła z gabinetu.
Po pierwsze, niedowierzała w to, co się działo.
Po drugie, musiała przetrawić to przesłuchanie.
I po trzecie, przesłuchanie nie było jedyną rzeczą, jaką zamierzała strawić, bo kiszki grały jej marsza. Dlatego też zręcznie schowała swoją procę za tył paska spodni obiecując sobie, że zaopatrzy się w kaburę. A póki co pognała na łeb, na szyję w stronę pięknych zapachów dochodzących z kuchni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top