16 października

Szłam przez park. Krople deszczu spływały po czarnej tkaninie parasolki, którą trzymałam w dłoni. W drugiej miałam wieniec ułożony z białych lilii przez pannę Felicję. Jeszcze dziesięć minut i będę na miejscu.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Nie płakałam. Jeszcze nie bardzo docieralo do mnie to, co się stało. Otępienie. Zdawałam sobie sprawę że niedługo minie, a zastąpi je smutek. Nie zaduma, ale również nie cierpienie.

Oprócz mnie na pogrzeb przyszła jeszcze garstka dalszych krewnych liczących na spadek. Babci niezbyt by się to podobało.

Sveya była dobrą kobietą. Kiedy moi rodzice umarli, przygarnęła mnie. Przez lata mieszkałyśmy razem w małym mieszkaniu na obrzeżach Paryża. Pomagałam babci w prowadzeniu piekarni.

Aż nadszedł ten dzień. Obie wiedziałyśmy, że do tego dojdzie. Była przygotowana. Według testamentu wszystko należy do mnie.

Przez cały czas wpatrywałam się w wiewiórki wesoło przeskakujące pomiędzy drzewami. Wyrwałam się z zamyślenia dopiero, kiedy ludzie zaczęli iść ku swoim samochodom.

Kiedy ruszyłam w stronę wyjścia z cmantarza, obok mnie pojawił się nieznajomy mężczyzna. On również uczestniczył w uroczystości pogrzebowej. Wyglądał na ponad czterdzieści lat. Sprawiał wrażenie, jakby był zaginienionym potomkiem jakiejś dynastii. Spojrzenie ciemnych oczu było władcze. Jakby całe życie spędził, wyznaczając innym zadania, zarządzając. Wrażenie to potęgowała długa, ciemna broda.

- Pewnie mnie nie pamiętasz... - spojrzał na mnie, a jego spojrzenie złagodniało. Zauważyłam palące się w oczach przyjazne iskierki.

-No chyba? Myślisz, że będę kojażyła jakiegoś obcego faceta zaczepiającego mnie  na cmentarzu? - zaatakowałam. Powiedziałam to, wyraźnie akceptując słowo ,kojażyła'.
- Jestem synem twojej babci.
- Nie łatwiej byłoby powiedzieć że, jesteś moim wójkiem? Sory, ale nie wierzę ci za bardzo, koleś. - byłam już nieźle wkurzona. Jak śmiał wspominać moją babcię?
- Rozumiem - powiedział. Myślałam, że wybuchnę, ale nie zdążyłam nic powiedzieć. Czemu jeszcze nie uciekłam? - Muszę iść.

Zaczął oddalać się brukowaną ulicą. Nie odwrócił się. Raz tylko, w odmętach ciemności, mignęła złotem broszka w kształcie wiewiórki. Facet noszący biżuterię - Pokręciłam głową-Dziwak.

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

Dziekuję, jeśli to czytasz 💕 Nie wiem, kiedy następny rozdział. Niczego nie obiecuję. To tyle (:

Kameleonik

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top