Rozdział II "Chce Ci coś powiedzieć"
Niby normalna wycieczka szkolna, jednak od początku było coś, co nie dawało spokoju Eve. Czuła się obserwowana przez kogoś i o dziwo nie był to Justin. Jednak nie chciała dać tego po sobie poznać, żeby nikomu nie psuć wycieczki. Pomyślała, że w nocy, lub wieczorem pogada z Justinem i wszystko będzie okay, jednak nie wiedziała, że nie zdąży z nim pogadać...
Justin jak to on był zajęty Eve, jednak nie pod takim względem, jakim by się to mogło wydawać. Praktycznie cały czas o niej myślał, a tak naprawdę w ogóle. Niby mu się podobała, jednak sam nie wiedział dlaczego. Jego serce i myśli były bardzo zagubione i skomplikowane. Sam siebie nie do końca rozumiał, więc nie wymagał tego od innych, jednak jego też coś męczyło w sercu, lecz jak to on - sam nie wiedział co.
W autobusie para przyjaciół siedziała razem. Nie była to długa podróż, zaledwie godzina jazdy autobusem. Justin przegadał całą drogę z Eve, i tam minęła im cała podróż.
Pogoda pierwszego dnia niestety nie dopisała. Niby prawie środek czerwca, a było jak w październiku. Mimo słabej pogody uśmiechy nie schodziły im z twarzy. W końcu to dwa dni bez tej facetki od matmy...
- Wieczorne ognisko zostaje przełożone na jutro, ze względu na słabą pogodę dzisiaj - rzekł wychowawca klasy
- To co robimy dzisiaj? - spytała jedna z koleżanek Eve
- Co chcecie, tylko niczego nie spalcie - odparł nauczyciel śmiejąc się
I się zaczęło. Gra w butelkę, udawanego pokera, karaoke, jedzenie, no po prostu biwak marzeń.
Jednak on.
On cały czas był za nią, czuła jego obecność, jego oddech i duszę. Nie widziała go, ale go czuła. Musiała szybko pogadać z Justinem, pomimo faktu, że mu nie do końca ufała, to jedynie z nim mogła pogadać, by nie zostać wziętą za wariatkę.
- Koło 22:00 przyjdę do Ciebie pogadać - rzekła Eve
- A coś się stało? - Spytał zdziwiony
- Powiem Ci w nocy, teraz nie mogę przy wszystkich - odparła
- A jak ktoś będzie u mnie? - dopytywał
- Nie będzie, zobacz jak się wszyscy bawią. Do 3:00 co najmniej będą tu siedzieć - odpowiedziała i poszła do swojego pokoju
Justin był zdziwiony zachowaniem Eve, nie wiedział czy chce mu powiedzieć coś złego, czy dobrego. Cicho w sercu liczył, że może jej się też podoba, ale wiedział, że to mało prawdopodobne, jednak za marzenia nie karają, a przynajmniej będzie mógł posiedzieć z nią sam na sam.
Jednak była dopiero 20:00 i czekały go 2 godziny nie pewności i myśli, jednak to nie przeszkadzało mu w jedzeniu i dobrej zabawie. Nikt nawet nie zauważył, że Eve siedzi sama w pokoju. Nie lubiła, gdy wokół niej było, zbyt dużo osób. Nie lubiła tłumów, można powiedzieć, że była a-społeczne.
Siedziała u siebie i myślała cały czas się rozglądała dookoła, czy ktoś nie stoi za nią, czy ktoś nie jest za oknem. Cały czas. Cały czas coś złego czula, ale nie wiedziała co. W pewnym momencie sięgnęła po torbę, w której miała swoje rzeczy, jednocześnie sięgała po telefon, który położyła na szafce obok łóżka. Na ślepo szukając go po dotyku nie mogła go znaleźć. Spojrzała na szafkę. Nie było go.
„Fajny żart Justin" - pomyślała dziewczyna, jednak nie wzięła pod uwagę, że Justin nie wchodził do jej pokoju, tak jak każdy inny chłopak. Była tylko ona i jej koleżanki, jednak po co jej koleżankom miał by być jej telefon?
Zaczęła rozglądać się po pokoju czy nie leży, gdzieś w innym miejscu. Nagle zgasły światła w jej pokoju. W sumie za oknem ciekawie nie było, nie dziwne, że prądu nie było. Drzwi od jej pokoju były zamknięte i, nawet nie zauważyła, że tylko u niej nie ma światla.
Szukała dalej telefonu na opak, jednak jedyne co znajdowała to meble. Nagle poczuła czyjąś obecność za sobą...
Dochodziła godzina 22:00, więc Justin czekał w pokoju na Eve. Mijają minuty, a ona nie przychodzi. Był trochę zdziwiony, ale pomyślał, że może dziewczyny ją zatrzymały, albo klasa, jednak poszedł sprawdzić czy nie ma jej w pokoju. Może śpi?
Po wejściu do pokoju przeżył szok. Nie dość, że jej tam nie było, to jeszcze jej pokój był cały zmasakrowany. Łózka, szafy, cały pokój wyglądał jakby przeszyło po nim tornado. Przerażony zawołał nauczycieli i dwie koleżanki z jej pokoju.
- Jak mogłyście tego nie zauważyć, że jej nie ma!? Jesteście razem w pokoju! - krzyczał zdenerwowany nauczyciel
- A jak Pan nie zauważył, że ktoś poza naszą klasą tu jest? Z nieba raczej nie spadli - odpowiedziała jedna z dziewczyn
- Ośrodek nie jest wynajęty tylko dla nas, więc inne osoby też mają prawo tu chodzić, i dobrze wiedzieliście o tym. A ty Justin? Czemu nie przyszedłeś wcześniej? - dopytywał zdenerwowany nauczyciel
- Byłem z nią umówiony o 22:00, a tak chciała być sama. Byłem z chłopakami, a jak zauważyłem, że jest już 22:20, a jej nie ma przyszedłem tu, potem już pan wie, co się działo - wytłumaczył chłopak
Nauczyciel zadzwonił na policję, po rodziców wszystkich dzieci i po dyrektora. Nikt, nawet by nie pomyślał, że na biwaku może dojść do porwania.
„Co mi chciałaś powiedzieć? Czemu nie zrobiłaś tego wcześniej... To moja wina, gdybym szybciej przyszedł, powinienem zobaczyć, że coś się dzieje" - myślał cały czas chłopak obwiniał się mocno o całą sytuacje, żałował, że naprawdę nie przyszedł szybciej do tego durnego pokoju. Wiedział, że jako jej przyjaciel będzie musiał wszystko mówić i jej rodzicom i dyrektorowi i policji. Nie będzie łatwo, jednak, co jego słowa pomogą? Jej nie ma...
Kto to zrobił?
Komu potrzebna jest ta dziewczyna?
Kto tu był?
Czemu nikt tego nie widział?
Kwatera Główna Project Z
Godzina 23:25. Jej oczom ukazało się dziwne pomieszczenie. Wyglądało jak pokój z wariatkowa, lub horroru. W sumie na jedno wychodzi. Była związana przy krześle i zakneblowana. Jedynie co mogła robić to płakać, w końcu tu nikt jej nie usłyszy. Otworzyły się drzwi, a z nich wyłonił się mężczyzna. Miał na sobie garnitur z wyższej półki, wyglądał na jakieś 35, może 38 lat. Mógł by być jej ojcem, wujkiem, kuzynem, a okazał się porywaczem. Bowiem, był to sam Pan Will. Patrzyła na niego, by dobrze zapamiętać jego twarz, mimo, że w tamtej chwili myślała, że jedynie, co się zaraz stanie w jej życiu, to śmierć. Gdzieś z tyłu glowy, było poczucie winy i Justin.
- Nie musisz się bać, jednak, po co Ci to mówię? Sama zadecydujesz, czy chcesz po dobroci czy po złości - powiedział na „przywitanie"
Nie odpowiedziała. No siłą rzeczy nie mogła. Patrzyła zimnym wzrokiem na mężczyznę jednak to było takie proste, żeby w tej chwili być obojętnym. W każdej chwili może umrzeć, w każdej chwili może zostać zgwałcona czy cokolwiek innego.
- Dlaczego ona ma zakneblowane usta? - zapytał Will
- Żeby nie krzyczała, w pokoju sprawiła mi wiele problemów - odparł Steve, który cały czas stał za dziewczynom i ją pilnował
- Zdejmij jej to, przecież ona ma na pewno dużo nam do powiedzenia - rzekl Will
Steve wykonał polecenie swojego szefa. Podszedł do dziewczyny, która faktycznie miała dużo do powiedzenia swojemu opracy.
- Mogę się dowiedzieć czego ode mnie chcecie? Czemu ten sukinsyn mnie porwał!? - zapytała, wręcz wykrzyczała zdenerwowana
- Spokojnie tu nic ci nie grozi - odparł meżczyzna
- Nie, o to pytałam! - krzyknęla
- W swoim czasie się wszystkiego dowiesz Eve - rzekl Will
- Czego chcesz? Pieniedzy? Zemsty? - dopytywała
- Pieniądze to ja mam, a twoja rodzina mi nie wadzi na tym swiecie jeszcze - odparł spokojnie na wszystkie pytanie
Eve udawała twardą choć jej serce biło jak szalone. Była tak przerażona, że nie czuła strachu, a jednocześnie go zjadała. Nie wiedziała, co się dzieje w tej chwili. Jednak do wolności była jeszcze długa droga...
Dom Eve godzina 1:29
- Moja córka została porwana, a wy nic nie robicie!? - krzyczał ojciec dziewczyny
- Jak mogliście nie zauważyć, że brakuje wam uczennicy? - zapytał jeden z policjantów
- Wszyscy siedzieliśmy tutaj, niektórzy grali, inni siedzieli w pokojach. Każdy siebie nawzajem pilnował, a ona siedziała sama z boku - tłumaczył nauczyciel - Eve zawsze jest na uboczu, więc nikogo to nie zdziwiło - dodał
- Ale pogadać Pan z nią już nie chciał, chyba nie bez powodu chciała pogadać ze mną - wtrącił się Justin
- A, co ty wiesz na ten temat? Wiesz kto to zrobił, widziałeś coś? - pytali policjanci
- Nie, nic nie wiem. Tylko tyle, że chciała ze mną pogadać na ważny temat, nic więc. I dziwnie się zachowywała, jednak wszyscy mieli to gdzieś - odpowiedział
Policjanci wzięli na bok rodziców, wychowawce i dyrektora, żeby nikt nie słyszał. Po słowach Justina wszystko było... W zasadzie nic nie było, wiadomo tylko, że to nie będzie łatwa sprawa...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top