one last time (irwin)
Egoistka.
To było jedyne słowo, którym mogła się określić.
I kiedy spoglądała na dwójkę zajętych sobą ludzi, nie potrafiła pozbyć się tego trawiącego od środka uczucia. Była zła, rozczarowana i gorzki uśmiech nie potrafił zniknąć z jej warg. Popijała kolorowego drinka i nie odrywała wzroku od dobrze zbudowanego blondyna, który obejmował swoją dziewczynę w talii i szeptał jej coś do ucha.
To powinna być ona.
Sarknęła coś w stronę kelnera i zostawiając kilka dolarów na blacie ruszyła w przeciwnym kierunku. Nie miała najmniejszego zamiaru znosić tego przesłodzonego widoku.
W gruncie rzeczy to wszystko było jej winą. Gdyby nie poszła na tamtą przeklętą imprezę i nie spiłaby się niemal do nieprzytomności, co zręcznie wykorzystał nieznany jej chłopak, to mogłaby być ona. To ona mogłaby być tą, której szeptał do ucha, to ona mogłaby być tą, na której spoczywała jego ręka. To jej wargi smakowałyby jego słodkich ust. To ona krzyczałaby jego imię w środku nocy, a nie ta plastikowa wywłoka. Nie znała nawet jej imienia, a już szczerze jej nienawidziła. Była zazdrosna i wściekła na swoją własną głupotę, że wypuściła z rąk takiego chłopaka, jakim był Ashton. W momencie, w którym znalazła kartkę obok tabletek na kaca i szklanki wody wszystko zaczęło się sypać. Jej reputacja, jej przyjaźnie i jej życie. Wszystko, na czym tak naprawdę jej zależało, odeszło.
A jej pozostały jedynie kolejne imprezy podczas których wlewała w siebie hektolitry kolorowych drinków, którymi nawet nie mogła się upić, i obserwowanie chłopaka i jego nowej dziewczyny zza zasłony długich rzęs.
Dopóki nie przyszła impreza na której pojawił się samotnie. Wywłokę wcięło, a ona zamiast fundowania sobie kolejnych drinków postawiła na coś, co na pewno dodałoby jej odwagi. Po raz kolejny poprawiła włosy i krótką sukienkę. Z kieliszkiem w dłoni ruszyła tanecznym krokiem w kierunku chłopaka, który modlił się nad kuflem piwa. A przynajmniej tak wyglądał. Kiedy dosiadła się do jego stolika głośno wyraził swoje niezadowolenie. Ich rozstanie nie należało do przyjemnych – właściwie to ona powinna mieć pretensje, zostawił jej jedynie cholerną kartkę i postanowił ignorować wszystkie wiadomości i telefony.
- Witaj, Ashton. Mnie także miło cię widzieć – mruknęła, dopijając swojego drinka.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, A – syknął, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Westchnęła. Mogła zażądać wyjaśnień. Bo kartka z napisem to koniec wcale nie dała jej zbyt wielu odpowiedzi. A tych pragnęła najbardziej na świecie. A Ashton wyglądał, jakby miał wyjść i nigdy nie wrócić. Szatynka była ostatnią osobą, którą chciał zobaczyć.
- Chyba musimy porozmawiać? – zaproponowała, podnosząc wzrok. Kwaśna mina Irwina wcale do tego nie zachęcała.
- Nie wiem, czy mamy o czym.
Wzruszyła ramionami. Przydałby się jeszcze jeden drink. Ewentualnie dziesięć drinków. Konfrontacja z chłopakiem była zdecydowanie ponad jej siłę. A przynajmniej na trzeźwo. Gdzieś w głębi pojawiło się poczucie winy. Że jednym głupim wybrykiem doprowadziła do tego wszystkiego – do tego, że Ashton w końcu ją znienawidził. Taka głupia, naiwna. Często wyobrażała sobie, że jej wybacza. A później ignorował jej telefony. Uczucia trawiły ją od środka – szczególnie ta niewyobrażalna pustka, która pojawiała się znikąd i nigdy nie znikała całkowicie. Ariana chcąc nie chcąc została sama.
- Pozwolisz mi cokolwiek wyjaśnić?
- Nie wiem, czy twoje słowo jest warte cokolwiek – wymamrotał, dopijając piwo.
Całą swoją silną wolą próbowała powstrzymać łzy pojawiające się w kącikach oczu. Złośliwość i ironia zawsze były najgroźniejszą bronią Irwina. Nawet podczas wspólnie spędzanych dni.
- Kiedyś znaczyło dla ciebie całkiem sporo – przypomniała, obserwując pusty kieliszek.
Alkohol był fajny. Naprawdę fajny. Ale miał jedną wadę. Zbyt szybko się kończył. Szczególnie w chwilach, kiedy był naprawdę potrzebny.
Spojrzenie bursztynowych tęczówek Ashtona wciąż było przenikliwe. Nawet jeśli było lekko zaprawione płynem o tej samej barwie. Zawsze miał słabą głowę – on leżał nieprzytomny pod stołem, kiedy ona wciąż była w stanie wlać w siebie kolejną kolejkę. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Lubiła je. Lubiła wspominać. Wspomnienia były jedyną rzeczą, która pozostała, kiedy wszystko inne zniknęło.
- Zakładam, że przyszłaś do mnie z jakimś interesem.
Teatralnie wywróciła oczami. Jego zdaniem zawsze musiała przychodzić z jakimś interesem. Ale miał trochę racji. Miała interes.
- Ostatni raz. To jedyne czego chcę.
- Masz tupet – przyznał, kiwając głową z ironicznym uśmiechem.
Czy go miała? Nie była pewna. Ale była zdania, że to coś, co powinna była dostać. W ramach wyjaśnień. W ramach tego, czego jej brakowało. W ramach rekompensaty za durną kartkę.
- Przynajmniej jestem szczera.
- Teraz zbiera ci się na szczerość? Teraz? Kiedy jestem szczęśliwy? Kiedy znalazłem sobie kogoś, kto nie mota w moim życiu i nie okłamuje na każdym kroku? Pieprz się, A.
Skwitowała to gorzkim śmiechem. Czy kłamała? Może trochę. Może parę razu nie powiedziała pełnej prawdy o tym, dokąd zamierzała, z kim przebywała. W tym wszystkim było sporo jej winy. Ale egoistyczna część jej natury nie pozwoliła dopuścić do siebie tej myśli.
- Wiesz co, Ashton? Nie dbam o to, czy jesteś szczęśliwy, wiesz? Ty w tym momencie masz wszystko, a ja bez ciebie co mam? Jedno wielkie nic. Wciąż nie mogę się pozbierać. Popełniałam błędy, kłamałam, powinnam była z tym walczyć. Powinnam być bardziej ostrożna. To nigdy nie powinno miało zajść tak daleko. Posłuchaj mnie, Irwin. Nie musisz mi wybaczać. Naprawdę nie musisz. Po prostu chcę tego jednego ostatniego razu, gdy wrócę z tobą do mieszkania i ostatni raz obudzę się w twoich ramionach. Nie zasługuję na to. I doskonale o tym wiem. Ale ten jeden raz i odpuszczę. Zniknę z twojego życia raz na zawsze. Wiesz, że to będzie tego warte.
Po zakończeniu swojego wywodu podniosła się z miejsca, żeby załatwić kolejną dawkę alkoholu. Potrzebowała tego. Alkohol krążący w jej żyłach dodawał odwagi, rozplątywał język i ułatwiał życie. Barman z szerokim uśmiechem zaserwował jej kolejną porcję przeźroczystej cieczy, której tak naprawdę nienawidziła, ale która tak często gościła w jej życiu, że zdążyła przywyknąć do jej ohydnego smaku.
Nie wiedziała, że Irwin postanowił podążyć za nią. Nie wiedziała, że postanowi pociągnąć ją ze sobą do wyjścia z baru. Nie wiedziała, że postanowi składać na jej szyi pocałunki, które doprowadzą jej ciało do wrzenia. I w końcu nie wiedziała, że wyląduje z nim w taksówce do mieszkania. Może oboje wypili za dużo alkoholu, może to był objaw jego głupoty ewentualnie chwilowego wybaczenia. Nieważne. To nie liczyło się w tamtej chwili.
Liczyło się to, że postanowił dać jej ostatnią szansę. A ona sprawiła, że tego nie żałował. Żadne z nich nie żałowało tej nocy.
Otworzywszy oczy zauważyła, że była sama. Pościel z drugiej strony była idealnie złożona i mogła dostrzec czerwoną różę i pomiętą kartkę. Zanim po nią sięgnęła doskonale wiedziała, co będzie na niej napisane. Mogła się tego spodziewać – w końcu dostała to, czego chciała.
One last time, A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top