lekcja 8: buziaki i trójkąty

alexa, play i kissed a girl by katy perry
lekcja 8: buziaki i trójkąty

Spędzanie czasu nieustannie w jednym miejscu pozwala myśleć, że cały świat wygląda właśnie tak, jak twoja przestrzeń. Nie lubiłem jesieni w Kalifornii, była bardzo nijaka, dlatego marzyłem już o lecie, jakbym za wszelką cenę pragnął ominąć to, co los zaplanował dla mnie na czas trwania roku szkolnego. Czułem się zmęczony rutyną, tym samym odrobinę nawet zazdrościłem Michaelowi tego, że jego codzienność rzadko kiedy wyglądała podobnie do siebie. Gdybym musiał nieustannie zmieniać miejsce zamieszkania, pokochałbym to, tak samo jak posiadanie rodziców przy sobie i przeświadczenie, że stanowię większą część globalnej całości, niż myślałem o tym z własnej pozycji. To stało się osobliwe, żeby nie powiedzieć trywialnie – dziwaczne, ponieważ zanim go poznałem, mało komu zazdrościłem, ale był tam z tą swoją wiedzą, doświadczeniem i zapierającym dech w piersi akcentem, a mnie miękły kolana, bo chciałbym niejednokrotnie znaleźć się w jego skórze.

Zniesmaczony na samą myśl o wielogodzinnych zajęciach, wyszedłem spod akademickiego prysznica, przecierając ciało drogim ręcznikiem. Spojrzałem po sobie w lustrze, uśmiechnąłem się szelmowsko. Wyglądałem dobrze i wiedziałem o tym, dlatego kompletnie nie przeszkadzały mi ukradkowe spojrzenia kolegów pałętających się gdzieś po ubikacji. To zabawne jak długo się wgapiali, a potem zjadali twarze swoich dziewczyn, udając że nie walczyli z unoszącym się penisem od rana.

- Hej piękny. – Calum zjawił się za mną, nakładając już na delikatnie wilgotną klatkę piersiową koszulę od mundurka.

- Hej słonko. – Wydymałem usta, na co on tylko pokręcił głową, rechocząc głupio pod nosem. – Kiedyś dasz mi buziola.

- Marzysz o tym. – Zaczął myć zęby, a ja tylko wtarłem krem w policzki stojąc tuż obok niego. – Słyszałem, że macie ze Skylar plany na wieczór.

- Od kogo? – Zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się po swojej prawie-dziewczynie, że zacznie rozpowiadać cokolwiek na nasz temat, lecz nie miałem nic przeciwko. Co więcej, ucieszyła mnie ta informacja, ponieważ to dobrze nam wróżyło, skoro chciała, by inni wiedzieli.

- Od Ashtona, Asthon od Frankie, Frankie od Ivy, a Ivy chyba od Clifforda, więc koło się zatacza. – Oblizałem powoli dolną wargę, wmasowując we włosy specyfik będący aktywatorem skrętu. Musiałem czasem pomóc naturze. – Co więcej, słyszałem też, że jedziecie do miasta, dlatego zastanawiam się, czy to problem, jeśli ja i Ivy się podłączymy.

- Po pierwsze. – Resztkę tego co miałem na palcach, wsmarowałem w ciemne włosy Hooda. – Od kiedy Michael rozmawia z Ivy, po drugie, od kiedy ona chce w ogóle gdzieś z tobą chodzić tak na poważnie, a po trzecie, czy ty liczysz na to, że Sky nie będzie miała nic przeciwko Ivy? Koło znów się zamyka, Morticia Adams we własnej osobie zepsuła nam zabawę.

- Nazywasz Ivy, czy Sky Morticią?

- Domyśl się, Gomez. – Przeciągnąłem się, zbierając swoje dresy od spania wraz z kosmetyczką.

- W sumie to trochę mi schlebia. – Calum nałożył też bieliznę i wyprasowane w kant spodnie, a ja oparłem się już o płytki, wciąż w ręczniku, aby móc na niego zaczekać. – Myślę, że skoro Ivy, to znaczy Morticia, będzie ze mną, to ta druga nie powinna mieć problemu. No weź, chcę się stąd wyrwać chociaż na trochę, a Frankie nie chce dać mi prowadzić.

- Bo prowadzisz jakbyś miał porażenie nie mózgowe, a chujowe.

- Wiem, wiem, chujoskręt. – Calum zmierzył mnie od góry do dołu. – Nie ubierasz się? – Połaskotał mnie po boku, dlatego dałem mu trochę po łapach.

- Ubiorę się w pokoju.

- Bo? Dlaczego to brzmi tak podejrzanie?

- Bo Michaela Clifforda onieśmiela jedna rzecz na świecie i jest to moja dupa, a zatem trzeba korzystać z zasobów jakie mamy, a te dwa zasoby... - Złośliwie dotknąłem swoich pośladków. – Są bardzo twardymi argumentami ku temu, żeby stał się bardziej znośny.

- Nie mam pojęcia czym jest twoja logika i coś każe mi pomyśleć, że twardy to będzie twój fiut, a nie argumenty, kiedy Mike w końcu się podda i ugryzie cię w tyłek.

Przewróciłem oczami z politowaniem, choć prawdę mówiąc, poczułem się niezręcznie na wizję, w której mógłby to zrobić. Mieliśmy bardzo interesującą relację, jeśli można to tak ująć. Od momentu mojej słabości, jakoś szczególnie nie rozmawialiśmy, aczkolwiek wciąż miałem w sobie odrobinkę nadziei, że to jeszcze się powtórzy.

 Lubiłem jego dotyk na swojej skórze, bo był czuły i traktował mnie zupełnie inaczej, niż wszyscy ludzie na świecie dotychczas.

Powstrzymałem soczysty rumieniec, wychodząc już na korytarz, a gdy Cal odprowadził mnie spojrzeniem pełnym ironii, pokazałem mu jeszcze środkowy palec, koniec końców wchodząc do przestrzeni, którą dzieliłem z Cliffordem.

Nasz pokój mieścił się niedaleko łazienki od zachodu słońca, był muśnięty szaro-białą farbą i gdybyśmy go tak nie zagracili, dałoby się rozmieścić meble w taki sposób, aby czuć się tam stuprocentowo komfortowo. Moje łóżko, zasypane stertą koców, poduszek oraz sporadycznie chusteczek, stało po lewej stronie, gdzie na stoliku nocnym tuż obok ustawiłem dumnie płytę chłodzącą od laptopa, a do deski przyczepiłem wyginającą się lampkę nocną. Miałem parę zdjęć doklejonych do ściany, wraz z wydrukowanym niemal na całą rozpiętość posłania, plakatem Lany Del Rey, tuż obok zdjęcia BTS. Na półeczce wyżej stały moje płyty i kilka książek, duża szafa rozpadała się wręcz wskutek ściskania w niej całej masy ubrań, które i tak rzadko zakładałem, a pod biurkiem trzymałem buty, torby, kosz na śmieci i walizkę. Na samym biurku natomiast, stała doniczka po ususzonym kwiatku, przyniesionym tu przez Liz, gdy tylko się przeprowadziłem.

Część Mike'a, ta z prawej strony, ułożeniem mebli była odbiciem lustrzanym tego, co stało i u mnie, ale dokładniej sprzątał, poza tym jego Monstera rozwijała się nienagannie, bo był dobrym kwiatkowym tatą, czego nie można powiedzieć o mnie. Jego laptop nigdy nie został ruszony z biurka, tak samo jak podręczniki i książki fabularne miały swoje miejsca, na które zawsze wracały. Słuchał muzyki tylko z telefonu, ale dla estetyki przywiózł ze sobą gramofon i kilka winyli, jednakże umieścił je na samej górze szafy, zatem nie miałem okazji, ani szczególnej ochoty, aby je przejrzeć. Na ścianie przy łóżku nie powiesił nic, ale domontował wieszak na płaszcze przy drzwiach, a pod ubraniami stawiał swoje martensy i glany. Gdybym miał jakoś podsumować tę przestrzeń, nazwałbym ją zdjęciem z pinteresta, które psuje ogromny nieład paskudnego współlokatora.

I tak zaprowadziliśmy trochę porządku ostatnim razem, może warto by to powtórzyć – pomyślałem, rozglądając się za swoim mundurkiem, choć ku mojemu zaskoczeniu, Michael wcale nie był już gotowy do akcji, tylko dalej spał w najlepsze. Zmarszczyłem nos. Dziwne, zaczynaliśmy lekcje razem.

Rzucając świeże bokserki na stolik nocny, usiadłem na jego materacu, przy okazji poprawiając ręcznik w obawie, że zsunie się sam i zamiast mojego tyłka, chłopak zobaczy coś, czego widzieć nie powinien.

- Hej, wstawaj – mruknąłem złośliwie ściskając jego ramię.

- Nie, spierdalaj – odpowiedział mi tak, jak ja robiłem to zawsze, na co aż się odrobinę zdziwiłem.

- Aha? – Uszczypnąłem go znów, dlatego chwilę potem poczułem nieprzyjemne plaśnięcie jego otwartej dłoni, na mojej wciąż odrobinę wilgotnej piersi. Mike trochę przerażony tym, że chyba rzeczywiście jestem nago, obrócił się w moją stronę. – I czego się spodziewałeś, co? – Przesunął wzrokiem po całej mojej długości, przy okazji palcami sprawdzając czy mam okryte uda. – Pomacałeś? To się podnieś.

- Nie idę, a ty mógłbyś się ubrać, zanim postanowisz władować mi się do łóżka, bo odbiorę to dwuznacznie, przez co zrobi się dziwnie.

Droczyliśmy się ze sobą w ten sposób. Czasem miałem wrażenie, że go totalnie nie ruszam, bo przecież Michael mógł wcale nie interesować się facetami w ten sposób, ale i tak był śmieszny, gdy próbowałem podchodzić do niego, jak do choćby Caluma tego poranka, dlatego dalej w to brnąłem, chyba z czystej ciekawości.

- Jakie dziwnie mamy na myśli? – zapytałem bardzo śpiewnie, przybliżając się do niego, chcąc podrażnić Michaela na tyle, że musiałby wstać, nawet tylko po to, aby się mnie pozbyć.

Potrzebowałem go dziś, ponieważ nie zamierzałem spędzić dwóch godzin lekcyjnych w bibliotece bez żadnego towarzystwa. Mieliśmy pracę do zrobienia! No i to ode mnie nauczył się kantowania, iż jest chory, dlatego byłoby mi trochę głupio, gdyby uwalił szkołę, bo sprzedałem mu złą sztuczkę.

- Spanikowałbym i ugryzł cię w jaja.

- Auć. – Skrzywiłem się na samą myśl, choć to był już kolejny żart w kontekście ust któregoś z nas, w okolicy krocza drugiego z nas. – No nie daj się prosić, mamy robotę. – Wsunąłem rękę pod kołdrę, kładąc ją na rozgrzanym karku Michaela, który przycisnął moje knykcie brodą do klatki piersiowej, gdyż zrobiło mu się chłodno. Mruknął niezadowolony. – Uduszę cię – zniżyłem głos.

- Proszę, tak. – Dopiero wówczas otworzył oczy, które nagle wydały mi się bardziej zielone, niż kiedykolwiek wcześniej. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nieustannie zaciskałem odrobinę palce na jego szyi, jednocześnie czując jak Michael przełyka ciężko ślinę. Oblizał dolną wargę, dlatego uśmiechnąłem się zbywająco. – Przestań mnie podduszać, Luke. – Jego opuszki znalazły się na moich kostkach, po których ledwie wyczuwalnie posunął. – Już wstaję.

- O-okej... - Pokiwawszy głową, zabrałem rękę, a potem podniosłem się z jego posłania i z jakiejś przyczyny zabrałem swój mundurek znów do łazienki, by ubrać się w samotności. Wystarczyło mi dezorientacji jak na dziś.

*

Idąc korytarzem z jedną słuchawką w uchu, wciąż czułem się trochę nieswój. Może Calum miał rację i kusiłem los? Czy mój mózg uknuł jakiś niecny plan pozbycia się zagrożenia w postaci Clifforda poza świadomością, więc teraz każdy pierwiastek mojego ciała reagował na niego i próbował go uwieść, aby potem skrzywdzić go do cna, na tyle aby chciał wracać do Francji, albo do Rosji? Nie, tu nie chodziło o to. Więc o co, na litość boską?!

Poruszyłem palcami w kieszeniach, bo dalej miałem pamięć mięśniową z poranka. Podduszanie ponad wszelką wątpliwość należało do moich ulubionych rzeczy, czego stuprocentowo świadoma była Ivy, a także ten Włoch, z którym pieprzyłem się latem, bo zrobił mi najlepsze dobrze w całej mojej seksualnej historii. Lubiłem też całą serię innych rzeczy – droczenie się, walkę o pozycję dominującą, brzydkie słówka przeplatane z tymi ładnymi...

Myślac o tym, gdy dostrzegłem swoją byłą w towarzystwie Ashtona, który pomachał do mnie stojąc przy sali matematycznej, uświadomiłem sobie, że mam widocznie braki i potrzebuję się porządnie wyżyć. To miałoby sens – Skylar nie chciała uprawiać jeszcze seksu, nie była gotowa, ale jednocześnie trochę się ze sobą uwiązaliśmy, dlatego nie mogłem znaleźć kogoś innego na jedną noc, a przez fakt, że Michael rzadko wychodził, trudno było mi znaleźć w pokoju moment, aby sobie ulżyć.

Dlatego zrobiłem się trochę sfrustrowany. Tak, tu na pewno chodzi o to.

- Hej – przywitałem się z przyjaciółmi, całując najpierw dziewczynę po policzkach, a potem podając Ashtonowi dłoń. – Od kiedy umawiasz się z Calumem? – powiedziałem automatycznie do Ivy, który wzruszyła niewinnie ramionami. – I chyba co ważniejsze, gadasz z Michaelem?

- Nie, będę patrzyła w drugą stronę, gdy do mnie mówi, albo musimy zrobić razem zadanie, bo ty masz do niego jakiś problem. – Poprawiła kołnierzyk mojej koszuli. – Dobrze dziś wyglądasz.

- Dziękuję, ty też. – Błysnąłem uśmiechem. Polubiłem się w lokach, dlatego poszedłem w tę stronę, widocznie słusznie. – Ty też, Ash. – Szturchnąłem chłopaka lekko, widząc jak teatralnie odrzuca włosy. – Skąd pomysł na podwójną randkę, przecież nienawidzisz Sky?!

- To nie tak, że jej nienawidzę po prostu... Liczyłam na podwózkę do miasta, bo chcieliśmy z Calem coś porobić. – Ivy poprawiła błyszczyk na oślep, wyciągając go uprzednio z torebki. – Ile można siedzieć w tym samym miejscu.

- Nic mi nie mów. – Pokręciłem głową. – Ty chociaż dzielisz pokój ze swoją bestie, a ja muszę walić konia w strachu, w kiblu.

Ashton wyłącznie nas słuchał, co jakiś czas śmiejąc się głupio, ale gdy zrobiliśmy się dla niego nudni, po prostu machnął nam ręką i poszedł do swojej sali, gdzie miał zajęcia. Rzeczywiście czasem współczułem mu tego, że najlepsi przyjaciele Irwina skończyli już szkołę średnią. Nie wiem co zrobiłbym bez Caluma kręcącego się zawsze gdzieś w pobliżu. Mimo to nierzadko staraliśmy się z Hoodem zapewnić maturzystę o tym, jak ważny jest dla nas.

- Biedactwo. – Wydęła dolną wargę, a potem podała mi swój błyszczyk z pytaniem, czy mam na niego ochotę. Posunąłem ustami po sobie, a gdy zorientowałem się, że są spierzchnięte, już miałem wziąć kosmetyk, lecz przypomniałem sobie o jednej, bardzo głupiej rzeczy.

- Mam swój. – Wyciągnąłem z kieszeni marynarki truskawkowy balsam, który zabrałem Michaelowi, bo znalazłem go parę dni temu leżącego na podłodze.

Ivy wyciągnęła komórkę, a ja przejechałem sztyftem po swoich wargach, jednakże nie miałem tego dnia szczęścia, bo w towarzystwie Sky dołączył do nas Michael, który od razu poznał swoją pomadkę ochronną, rozprowadzaną na moim dzióbku.

- Mogłeś powiedzieć, że chcesz buziaka – zaczepił we mnie, a potem wyciągnął otwartą dłoń, abym oddał mu jego własność.

- O matko, Luke! – Skylar zaczęła się śmiać, na co Ivy zmierzyła najpierw mnie, potem Mike'a, a koniec końców spojrzała po swoich paznokciach.

- Daj spokój, to nie takie osobiste. – Mimo skrętu kiszek, jakiego doznałem skutkiem zażenowania, próbowałem grać w jego grę, wydymając usta, niczym moja ex wcześniej. – Chodź tu, Mikey. – Zacmokałem będąc pewnym, że nic z tym nie zrobi, no błagam, nie po moim porannym podduszeniu, które jego też ewidentnie zbiło z tropu!

Ivy parsknęła cichutko, a za nią zaraz Sky. Nie miały żadnej, pozytywnej relacji, ale widocznie bardzo się zgadzały w kontekście tego, iż bywam absurdalny. Clifford stał oniemiały przez moment, patrzył na mnie jak na ducha, nie mając pojęcia co robić. Spodziewałem się przewrócenia oczami, albo tego, że pstryknie mnie w ten dzióbek placami, jednak nie, tak jak w pierwszej kolejności wyglądał na speszonego, z ochotą zapadnięcia się pod ziemię oraz ucieczki, niby insynuowałem mu jakieś slury, tak po momencie odzyskał zapał do wygłupów.

Podszedł na krok, gdy ja dalej byłem roześmiany i miałem zamknięte oczy, a potem teatralnie złapał mój podbródek i cmoknął sam środek moich ust, które bardzo odruchowo rozchyliłem, co zrobiłem ledwie wyczuwalnie, bo na setne sekundy moje wargi spotkały się z tymi Michaela.

Skoro Katy Perry zaśpiewała „pocałowałam dziewczynę i podobało mi się – smak jej wiśniowej pomadki", to ja powinienem zaśpiewać „pocałował mnie chłopak i spadło mi serce z klatki piersiowej do samych pięt, przez smak jego/mojej, truskawkowej pomadki".

To trwało sekundę, albo dwie, gdy Mike zabrał z mojej dłoni swój kosmetyk, chwilę później odsunąwszy się, zaplatając ręce za plecami.

- No, to skoro odzyskałem już co moje, o czym rozmawialiśmy? – zwrócił się jakby nigdy nic do oniemiałej trochę Skylar, a ja zerknąłem zmieszany na Ivy, której oczy błyszczały tysiącem słońc. Przekazałem jej spojrzeniem, że ma się uspokoić, bo już widzę jak pisze fanfika w głowie.

- Tłumaczyłeś... - Sky chrząknęła. – Tłumaczyłeś mi trygonometrię.

- U, trójkąty – palnąłem myśląc o matmie, a potem znów ugryzłem się w język. – To znaczy... Czego nie rozumiesz?

- Michael mi wyjaśnił...

Ivy w prędkości światła napisała coś najpewniej do Frankie, więc dziabnąłem ją w bok, aby przestała się ze mnie nabijać.

- Mhm... Jest dziwnie – oznajmił mój współlokator. – Przepraszam, jakby... Mówiłem ci, że kiedyś spanikuję. – Szturchnął mnie.

- Nie no spoko, przecież cię podpuszczam.

- To nie tak, że jestem jakimś gejem! – od razu się wybronił. – W sensie... Nie wiem jak tu to działa, szczerze mówiąc, jestem pewny, że dość tolerancyjnie, bo w Paryżu każdy jest gejem, w Rzymie w sumie też, w Sydney są Hemsworthowie, tam wszyscy lecą na facetów, ale w Moskwie na przykład broń ma więcej praw, niż homoseksualiści, także...

- Michael... - Ivy złapała jego ramię. – Jest okej, nie tłumacz się, nie jest niezręcznie, Luke wcięło, bo się nie spodziewał, że zagrasz w jego gierkę, w którą grają tylko Calum z Ashtonem. Ja liżę Frankie cały czas i to nie tak, że daję jej cmoka, wsadzamy sobie języki do gardeł.

- To dobrze. – Położył rękę na sercu, a ja uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem znacząco głową, przekazując Michaelowi jednocześnie, że to nie miało najmniejszej wartości, a nasza relacja jest dalej tak samo irytująco-pokręcona, jak była. Odwzajemnił mój grymas w ten sam sposób.

Mój wzrok utkwił w Skylar, która chwyciła mnie za dłoń, gdy oni rozmawiali. Nie wiedziałem dokładnie jak się z tym czuję, bo sytuacja trwała – jak mówiłem – setne sekundy i była abstrakcyjna.

- Co jest? – szepnąłem jej na ucho.

- Nic. – Wzruszyła lekko ramionami. – Szkoda mi Michaela, że się niepotrzebnie zestresował. – Ruszyliśmy już oboje w stronę klasy, dając tamtej dwójce dalej dyskutować, choć spojrzałem za nimi oczekująco. Nie miałem pojęcia... Za którym z nich. – Te różnice kulturowe wychodzą na światło dzienne...

- Tak, masz rację. – Zgodziłem się z nią bezzwłocznie. – Masz coś przeciwko temu, że Ivy i Cal pojadą z nami dziś do miasta?

- Mieliśmy mieć randkę. – Sky się trochę zmieszała. – To znaczy... No wiesz, miałam być milsza dla Ivy i będę, bo wcale nie jest złem wcielonym... - Powstrzymałem śmiech, ponieważ zło wcielone nie upewniałoby właśnie przerażonego kolesia z państwa bez gej-praw, że nic mu tu nie grozi, jeśli dla żartu cmoknie kolegę. – Ale Luke... Randka. – Poruszyła wizjonersko dłonią.

- Ojoj, więc to Mike będzie tłumaczył ci trygonometrię, a ja będę cię zabierał na randki? – Zgrywałem się tylko.

- Ojoj, sam powiedziałeś „trójkąty" i póki co to z naszej dwójki tylko twoje usta miały kontakt z jego ustami. – Sprzedała mi stójkę w żebro.

- Jeśli teraz wymienimy szybkie buzi, to może jeszcze jakieś pierwiastki jego przejdą na ciebie i będziemy mieli „trójkąty".

Skylar podłapała ten żart i rzeczywiście dała mi krótkiego cmoka, bardzo podobnego do tego, który zaliczyłem z chłopakiem chwilę wcześniej, ale gdy to się stało, poczułem na sobie bardzo zaciekawiony, nieodgadniony wręcz wzrok Michaela, który usiadł przed nami z Ivy.

- Podwieziemy ich tylko – oznajmiłem pochylając się do swojej partnerki z ławki i miałem nadzieję... Z życia. – A potem zabiorę cię na taką randkę, że wypadną ci z głowy wszelkie „trójkąty".

Zaśmiała się cicho, ostatecznie zgadzając się skinieniem, przy okazji ścisnąwszy moją dłoń pod stolikiem.

Niestandardowo zacząłem dzień, ale im dłużej trwał, tym był dla mnie lepszy. Zwłaszcza że po rozpoczęciu matmy mogłem skupić się na liczbach, a nie na tym, co czuję i dlaczego ostatnio mnie dziwacznie mdli w ten dobry sposób.

*

Ustalmy coś – jeśli chcesz kogoś zdezorientować, to najlepiej nie samego siebie. Ja doskonale znałem tę zasadę, aczkolwiek Michael chyba miał z nią problem, ponieważ przez resztę zajęć zachowywał się wobec mnie tak, jakby podłoga była lawą, a ja byłbym podłogą. Co jakiś czas czułem, że ucieka ode mnie wzrokiem, choć na ogół nie krył się z tym, jak patrzy, ponieważ skoro byłem pierwszą osobą, pomijając rodzinę chłopaka, z którą spędzał większość swojego czasu, musiał odnajdować we mnie jakąś chaotyczną stabilność. Przez następne godziny zajęć nie, robił zupełnie odwrotnie, a w życiu nie spodziewałbym się tego po nim. Michael Clifford był zbyt pewny siebie, nonszalancki i bezpretensjonalny, albo na takiego się kreował. Nie miałem jeszcze okazji zobaczyć go, gdy się boi, albo nie zna odpowiedzi na jakieś pytanie i nawet nie próbuje się dowiedzieć. Zaraził mnie tym trochę, toteż gdy wszedłem do biblioteki odrobinę spóźniony, rzucając swoją torbę pod jego krzesło, prawie podskoczył spłoszony.

Ogromna aula wypełniona regałami z książkami robiła spore wrażenie, a czytelnia, gdzie mieliśmy pracować przypominała te z filmów – mahoniowe biurka, zielone lampki, kilka brzydkich, ale monumentalnych wręcz obrazów na ścianach. Nie skłamię, rzadko tam przychodziłem, choć może powinienem to zmienić, skoro okazało się, iż będę do końca tego roku uczył się głównie przedmiotów humanistycznych.

Niewiele myśląc przysunąłem sobie własne siedzenie do tego obok niego, a dostrzegłszy, że przez całą przerwę obiadową kleił już prezentację, bo była w połowie przygotowana, powstrzymałem niezadowolone jęknięcie.

- Słowo „współpraca" nie leży tobie tak samo jak mnie, miło wiedzieć – wypaliłem, kładąc przedramiona na oparciu. Założyłem nogę na nodze i trochę obróciłem się na fotelu. – Co tam wpisałeś?

- Nie mam nic przeciwko współpracy – wytłumaczył od razu. – Ale odebrałem przed chwilą kartę biblioteczną i pomyślałem, że jak szybko to zrobimy, to sobie coś wypożyczę, a ty... - Spojrzał na mnie ukradkiem. – Pograsz w Candy Crush.

- Hej! – Położyłem dłoń na sercu głęboko urażony. – Aktualnie gram w Duskwood, ignorancie.

- Nie mam pojęcia co to.

- Detektywistyczne, interaktywne, gdzie możesz sobie romansować z hakerem. – Uśmiechnąłem się dumny ze swojego gustu wobec aplikacji na telefon. – Daje mi trochę klimat Life is strange, jeśli grałeś to wiesz.

- Nie grałem. – Pokręcił głową. – Co to?

- O mój boże, nie grałeś w Life is strange?!

- Tak powiedziałem. – Mike zaczął nerwowo przeskakiwać po slajdach w prezentacji, które póki co graficznie wołały o pomstę do niebios, ale merytorycznie całkiem sobie radziły. – Zobacz, dodałem definicje dobra i zła w różnym rozumieniu, a później to czym jest kontrast i jak rozumie się kontrasty w sztuce, bo można wykorzystać tu twój argument z lekcji o Bogu i Diable, podając po prostu obrazy. Napisałem maila do pani Hughes dziś rano i powiedziała, że możemy korzystać z dzieł kultury, nie tylko z literatury.

Pokiwałem powoli głową, a potem westchnąłem ciężko, bo wcale nie chciało mi się teraz spirytualnie zastanawiać nad tym tematem.

- Pomyślałem o tym, że argumentem może być właśnie ten element kontrastu, gdzie na przykład w Wielkim Gatsbym Daisy ma przed sobą skrajnie dobrego dla niej Gatsby'ego i skrajnie złego dla wszelkiego środowiska Buchanona, ale koniec końców wybiera samą siebie, czyli ten zdrowy balans pomiędzy tym, że potrafi być dobra jak Jay i robić złe rzeczy, jak jej mąż.

- Mhm... - Przeciągnąłem.

- No i oczywiście możemy pociągnąć ten twój biblijny trop w kierunku tego, że idealistycznie, aby wybierać dobro, musimy mieć pokazane zło obok, bo wszystko rozchodzi się o wybór, gdzie chociażby w Makbecie, dobry, szlachetny żołnierz, dokonuje jednak złego wyboru i staje się okrutnym władcą.

- Tak, masz rację. – Opuściłem powieki na moment.

- Luke, czy ty się w ogóle skupiasz? – Uniósł jedną brew, a ja pokręciłem głową na znak, że nie. – To to nie ma sensu w takim razie panie „współpraca".

- Bo to jest takie oczywiste, nawet nie muszę się starać, ty i tak zrobisz to dobrze. – Podciągnąłem nogę pod brodę, a pod obrażonym spojrzeniem Clifforda, postanowiłem wydusić z siebie cokolwiek. – No już, oglądałeś taką dramę It's okay not to be okay? – zapytałem.

- Z tą psychopatką?

- No. Możemy dopisać, że ona jest skrajnie zła, a on skrajnie dobry. Cholera, to była cudowna drama, jak skończę Alice in borderland, to zacznę to. – Gdy się przeciągnąłem, moje kości strzeliły.

- Oglądasz Alice in borderland? – Wydało mi się nagle, że Michael aż się podekscytował, co mnie odrobinę ucieszyło, jakby bez powodu.

- Zacząłem, jestem na drugim odcinku.

- Zabieram się za to i mi nie idzie.

- Coś czuję, że się zakochasz.

- Pewnie tak. – Uśmiechnął się lekko.

- No to skoro ty sypiesz klasykami, ale literatury, to ja sypnę klasykami popkultury, Plotkara, Jenny, która staje się przebrzydłą suką, ponieważ świat ją do tego zmusza i ją wciąga, to jest dyskusyjne, czy te wszystkie rzeczy, za które jest odpowiedzialna to stuprocentowo jej wina. Wybiera zło, aby przetrwać w świecie, w którym wszyscy są źli. Więc być może, ale tylko być może, wysuwam wniosek, że ludzie tak naprawdę częściej decydują się na to, co da im przetrwanie, a nie na to, co jest moralne.

Mike oblizawszy usta zaczął obserwować mnie, jak bez najmniejszego wysiłku, dalej trochę wiercąc się na krześle, wypluwam z siebie słowa.

- Więc jesteśmy w stanie usprawiedliwiać złe rzeczy, jeżeli są one wynikiem złego środowiska? Skoro mamy jakiś kręgosłup moralny, to czyni nas słabymi ludźmi, skoro dajemy innym go złamać. Taka myśl. – Uśmiechnąłem się zupełnie szczerze, bo mieliśmy już temat do dyskusji, a nic tak bardzo nie roztapiało mojej zagorzałej duszy dyskutanta, jak dobra dyskusja.

- Mike?

- Tak?

- Jadłeś lunch? – zapytałem niewinnie mrugając, aby zrozumiał aluzję.

- Nie, siedziałem tu cały czas, bo czekają na mnie Małe Kobietki, jak to skończę.

- Chryste, ciebie naprawdę nie napisał mężczyzna. – Podniosłem się z miejsca. – Postawię ci kawę, jeśli pójdziesz teraz rozmawiać ze mną o moralności.

Chłopak spojrzał za mną, koniec końców tylko zapisując naszą prezentację i rzeczywiście ruszył się, ale tak jakby od niechcenia. Bibliotekarka wypuściła nas bez problemów, gdy powiedziałem, że wolelibyśmy popracować o pełnych żołądkach, bo nie siedzieliśmy w tej czytelni za karę, a właściwie w ramach swego rodzaju, akademickiej nagrody.

*

- To nieważne, czy ludzie ogólnikowo są dobrzy, czy źli, ważne że starają się dziś być lepsi, niż byli wczoraj, a jutro stawać się lepsi, niż są dziś – zacytowałem Good Place, które oglądaliśmy podczas naszych małych wagarów, w kontekście całej tej konwersacji.

Pani Cynthia, która chwilę wcześniej nałożyła nam po ciastku, wówczas wpatrywała się w nas, jakby rozbawiona i rozczulona faktem, że tak jak wcześniej prowadziliśmy z Michaelem personalną wojnę, wtedy stała się ona wojną intelektualną, która była tylko konstruktywna.

- No właśnie, ten element starań jest istotny, gdy jesteś świadomy, że robisz coś, co nie jest dobre, więc nie podprogowo zaczynasz zmieniać swoje postępowanie. Bardziej w tym kontekście uznałbym, że to Chuck się zmienił, jeśli mówimy o Plotkarze.

- Chuck się zmienił, bo chciał pieprzyć Blair. – Machnąłem ręką, a potem pomyślałem, że każda zmiana dokonana wobec innej osoby, tylko po to, aby przenieść tę relację na nowy poziom, nie jest do końca szczera. Nie powiedziałem tego na głos, ponieważ pomyślałem o sobie i Skylar.

Siedzieliśmy w pustej kafeterii przy stoliku, rozkoszując się zapachem świeżo mielonej kawy, w małym radyjku słyszeliśmy, że starsza pani oddaje się nie tylko naszej konwersacji, a także melodiom nagranym przynajmniej w latach sześćdziesiątych. Nie była aż tak wiekowa, lecz nieustannie pasował jej Paul Anka bezsprzecznie.

Ceglana ściana, pod którą siedziałem lekko haczyła moją granatową marynarkę, a moc zielonych oczu Michaela była natarczywie przyjemna, bo byłem przekonany, że patrzy na mnie już nie trochę przerażony tym, jak nasze usta spotkały się na setne sekundy, tylko raczej zainteresowany tym, co w rzeczy samej mam do powiedzenia. Lubiłem czuć się wysłuchany, bardzo mi tego brakowało i w domu, i wśród przyjaciół, którzy nie zawsze brali mnie na poważnie.

- No dobra, wróćmy w takim razie do definicji.

- Mhm. – Upiłem łyk orzechowego latte, zlizując od razu piankowego wąsa. – Dobre rzeczy, to te, które niekoniecznie sprawiają ci przyjemność, ale poprawiają byt innych ludzi, kolektywu, albo z drugiej strony uszczęśliwiają ciebie, ale nikogo przy tym nie krzywdzą, a złe?

- Złe rzeczy to złe rzeczy. – Mike wzruszył ramionami. Po jego podniebieniu rozlał się karmelowy aromat kawy, który był paskudny, ale jemu smakował. – W kontekście jednostki, złe rzeczy rozumiane jako traumy, mogą być też dobrymi rzeczami, które się nie wydarzyły.

- Hm? – Odchyliłem trochę głowę, robiąc sobie drugi podbródek zdziwienia, bo tego wcześniej nie słyszałem. – Mamy coś nowego, rozwiń, bo póki co jestem na etapie: jak coś co się nie stało, może być wartościowane?

- O cholera, może bardzo mocno! – Poprawił się na siedzeniu.

Pani Cynthia zachichotała gdzieś w tle, więc spojrzałem po niej i uśmiechnąłem się niezręcznie.

- Spójrz na rzeczy z perspektywy braku – wrócił do wyjaśniania ciszej. – Jeżeli miałeś dostać rower, ale okazało się, że go jednak nie dostałeś, nie możesz ocenić tego roweru ani dobrze, ani źle, bo fizycznie nie masz tego przedmiotu, ale możesz ocenić całą akcję, w której potrzebowałeś czegoś, ale tego nie dostałeś, rozumiesz? – Próbowałem, więc pochyliłem się bliżej stołu, napierając na blat łokciami. Pokręciłem przecząco głową. – Spoko, to inaczej. – Mike podrapał się po karku, a potem zassał policzek od środka, rozważając to, co chce mi powiedzieć. – Nigdy nie byłem w związku – wyznał. – Więc nie mogę powiedzieć, że zranił mnie jakiś związek, albo jakieś zerwanie, ale z pewnością jakoś wpływa na mnie fakt, że mając osiemnaście lat, jeszcze z nikim się nie spotykałem. Z drugiej strony... - Chciałem wejść mu w słowo, bo nie chciało mi się w to wierzyć, że z nikim nie był! Ale ewidentnie Clifford próbował zbyć ten temat idąc dalej. – Jeżeli dziecko nie ma bliskiego kontaktu z rodzicami, dotyka je i wpływa na nie brak tej obecności, gdzie nie możesz powiedzieć, że rodzice dają temu dziecku traumę, taką jak na przykład bijący, czy pijący rodzice, ale ich brak i brak dobrych rzeczy, które mogły się stać, wpływa na to dziecko w dorosłości, tak jak inne traumy. Rozumiesz?

I przestałem myśleć o związkach Michaela, bo automatycznie zacząłem myśleć o Liz. Odebrałem to osobiście. Nie powiedziałem mu, że mojej mamy wiecznie nie ma, ale mógł to wywnioskować, gdy trochę się zbliżyliśmy, tak więc albo wykorzystał tę strunę, by odwrócić temat od siebie, albo zrobił to podświadomie.

To drugie. Dostrzegłem po jego minie, że to drugie, więc wypuszczając powietrze przez nos, siliłem się na lekki uśmiech.

- W porządku. – Dopiłem zawartość swojego kubka. Nie było aż tak w porządku, bo zrobiło mi się dziwnie, ale nie zamierzałem rozstrzygać tego tu i teraz. Chrząknąłem. – Więc... Czemu nie byłeś w związku? – zapytałem tak po prostu, bo tylko to przyszło mi na myśl.

- Zastanówmy się, brak jakiejkolwiek stabilności w kwestii zamieszkania, mała szansa na kontakty z rówieśnikami, długie zastanawianie się nad własnym ja... - Przez to ostatnie trochę się zaczerwienił, dlatego zmrużyłem oczy uśmiechając się zaczepnie, aby powiedział co dokładnie ma na myśli. – Umn... Jestem panseksualny, a jako że część mojej rodziny nie jest ani trochę tolerancyjna, byłem przekonany też, że jestem zepsuty i jeśli pozwolę sobie na cokolwiek z kimkolwiek, to przejmie nade mną kontrolę. Głupia sprawa, nieważne, serio. Woah, zrobiłem właśnie pierwszy coming out w życiu, pomijając rodziców i kuzynkę. – Zaśmiał się nerwowo.

Na te słowa poczułem to przyjemne łaskotanie w brzuchu, co wcześniej tego dnia. Jakby informacja o preferencjach Michaela dała mi coś, czego podświadomie potrzebowałem.

- Ale nie martw się, to nie znaczy, że jestem jakimś creepem, albo cokolwiek takiego, co może brzmieć dla ciebie jak zagrożenie, ja tylko... - I się zmieszał! Michael się zmieszał, dzwońcie po telewizję!

Jednakże w tej kwestii nie chciałem się nad nim ani trochę znęcać, dlatego kopnąłem lekko podeszwę jego buta pod stołem.

- Spokojnie. – Pokiwałem głową. – Moim największym osiągnięciem tego lata jest pieprzenie włoskiego modela, nie musisz czuć się oceniany – to dodałem szeptem, a on jakby wypuścił powietrze, przy okazji robiąc wielkie oczy. – Jestem bi.

- Och... To znaczy... W jakimś sensie mi ulżyło, bo pomyślałem sobie, że przez to z rana i ten coming out, mogę czasem dostać w mordę...

- Wyluzuj, Mihalov, to nie jest Związek Radziecki. – Przewróciłem oczami, a on przewrócił swoimi w odpowiedzi. – Ale jakby co, to co ci powiedziałem o sobie jest sekretem na ten moment, dobrze?

- Jasne...

Uśmiechnęliśmy się do siebie. Miałem wrażenie, że patrzymy na siebie trochę dłużej... Miłe uczucie.

- Wracając do dobra i zła... - zakomunikowałem, bo nie chciałem przeciągać gapienia się na siebie i rumienienia na policzkach.

Miałem mieszankę różnych emocji w sobie w tamtym momencie, ale wygrało chyba poczucie spokoju na wieść o tym, że kolejna osoba wiedziała o mnie to, co w sobie bardzo lubiłem i z czego byłem trochę dumny. 

_______________________

hej kochani, mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał, bo zrobiło się fajnie. Póki co rozdziały są raczej miłe i przyjemne, a ta relacja jest naprawdę pozytywna, jednak szykuję dla was całą masę różnych rzeczy i z tego tytułu jestem ciekawa co myślicie o tym, co tu jest. 

Bo chciałabym po pierwsze bardziej uaktywnić rodziców chłopaków, nie tylko w historiach, poza tym chciałabym trochę popchnąć ich jeszcze do wybuchowości względem siebie nawzajem i tak dalej, no i ruszyłabym ich z miejsca... Mamy ochotę wydostać się ze szkoły dalej, niż na plażę i do miasta?

Koniecznie dajcie znać albo tu, albo na twitterze pod #antiromanticmuke 

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top