lekcja 7: kochać się po francusku

alexa, play À peu près, Pomme
lekcja 7: kochać się po francusku

Jest jeden cytat, który bardzo mi się podoba, choć nie mam pojęcia kto oryginalnie to powiedział. „Wszyscy rodzimy się równi i całe życie walczymy przeciw temu". Z perspektywy czysto teoretycznej to być może prawda, ale gdy zagłębimy się bardziej w kontekst społecznego i biologicznego rozwoju człowieka, nagle zaczynamy zauważać, że wszyscy startujemy z zupełnie innego miejsca. Jak można porównać córeczkę Kylie Jenner do przeciętnego dziecka rodziców pracujących na najniższym szczeblu zatrudnienia? Jak można porównać dwóch trzylatków, z czego jeden jest styczniowym pionierem żłobków, a drugi urodził się na końcu grudnia i cały czas swojego życia spędził w otoczeniu mamy, lub taty? Jak można porównać ludzi z potencjałem intelektualnym, do tych z potencjałem fizycznym? I wreszcie, jak można porównać heteroseksualnego, białego, chrześcijańskiego kolesia, do kogoś, kto chociaż w jednym aspekcie staje się jego przeciwieństwem?

Nigdy nie zastanawiałem się szczególnie nad faktem ile przywilejów posiadam, dopóki nie poznałem Skylar bliżej. Dziewczyna potrafiła antagonizować wszystko, co dla mnie było zabawą, tylko dlatego, że kogoś to mogłoby urazić, a ja musiałem grzecznie kiwać głową, nie pozwalając sobie na żadną polemikę, gdyż i tak wychodziłem z pozycji silniejszej społecznie jednostki. Z jednej strony te konwersacje czasem pomagały mi rozwinąć empatię oraz przebić bańkę, w jakiej wygodnie się rozsiadłem uważając, że ludzie dzielą się na zdeterminowanych i leniwych wyłącznie, z drugiej natomiast, czasem bywałem zmęczony, bo nagle nic co zrobiłem nie było dobre, ani wystarczające.

Nierzadko rozważałem, czy mogę powiedzieć jej „rozumiem jak to jest być mniejszością", ale właśnie z tego faktu, że nią byłem i wobec Sky nie czułem się dostatecznie bezpiecznie, by o tym mówić, wolałem gryźć się w język, zbierając plony kolejnej wiązanki o własnej paskudności. Ironia losu – biedna, poszkodowana Skylar, której zawaliło się życie i ja – dzieciak z bogatego domu, którego jedynym zmartwieniem jest to, że musi nosić mundurek zamiast dresu.

To nieprawda – pomyślałem odpalając koreańskiego papierosa ukradzionego z paczki Michaela. Przegryzłem kulkę, aby poczuć nagle tytoń z aromatem jagody na języku, a wypuszczając dym, poczułem jak spięcia w moich skroniach powoli się rozluźniają.

Stresowałem się różnymi pierdołami tak na ogół. Byłem pewny, że mam defekty, które warto przeanalizować, a sporo w moim życiu może pójść nie tak, dlatego im więcej pracy włożę w swój rozwój teraz, tym mniej będę przypominał swoją wiecznie zajętą mamę jako pięćdziesięciolatek. Często głowiłem się, czy gdy Liz dociągnie do emerytury, wreszcie znajdzie więcej, niż kilka chwil, by ze mną porozmawiać. 

Wyszedłem z akademika właśnie w tym celu i po podstawowym: „Co tam? Jak zajęcia? Dobrze się czujesz?", gdy byłem w połowie opowiadania o tym, że nie chodzę na literaturę, bo moje dyskusje z nowym współlokatorem wyczerpały temat, usłyszałem: „Luke, oddzwonię, mam drugi telefon". Dlatego stałem pod drzewem, kawałek za terenem należącym do szkoły, lekko marznąc, bo nie chciałem, aby Michael wiedział, że będę rozmawiał z mamą o nim. Chciałem również uniknąć wszelkich rozpraszaczy, to miała być moja i jej godzina, z której zrobiło się osiem minut i dwanaście sekund.

Zdążyłem spalić fajkę, przejrzeć parę tiktoków i wrócić do czytania artykułu o tym, że produkcja butelek z filtrem może emitować tak samo wiele szkodliwych substancji do atmosfery, co korzystanie z tych regularnych, plastikowych. Gdyby nie marzły mi palce, najpewniej wrzuciłbym ten artykuł na twittera i zadał pytanie followersom, co o tym sądzą, dlatego Calum odpisałby mi, że jestem strasznie nerdowy, jak na niedzielę wieczór, przed dwoma matematykami jutro rano.

Zerknąłem na zegarek w komórce znów. Odetchnąłem ciężko, usiadłem na wystającym korzeniu i z braku laku zacząłem wpatrywać się w mroczną przestrzeń lasu. San Jose nie było miejscem, które przypominałoby teren starych, angielskich szkół z internatem, ale i tak robiło robotę, gdy dźwięki budzących się po zmroku stworzeń, wpadały w rytm wyjącego wiatru.

Zatęskniłem odrobinę za domem w Los Angeles. Osiedlem zabudowanym tak, że nie dotyczyła mnie bryza od wody, a gdy padało, mogłem zaszyć się w przeszklonej altanie i obserwować jak smugi deszczu rozpływają się na szkle. Miałem tam swojego kaktusa, którego nikt nie podlał od dwóch lat, a i tak rósł. Zostawiłem z gosposią ukochanego, ogromnego królika (który miał być miniaturką, tak na marginesie!), większość płyt Taylor Swift, wielki plakat Mii Wallace i kolekcję rozświetlaczy. Wskoczyłbym do ogrzewanej wody w krytym basenie, włączając West Coast od Lany i spędził tak następne parę godzin, udając że wcale nie mam ochoty porozmawiać z kimś bliskim.

Mama: muszę jechać do firmy, zdzwonimy się na dniach?

Widząc tę wiadomość przygryzłem mocno dolną wargę, by chwilę potem podciągnąć nosem, wymuszając uśmiech.

Ja: jasne, trzymaj się xx

Liz wysłała mi jeszcze emoji przytulania i słonika, bo miała w zwyczaju dodawać do SMS-ów jakieś niezwiązane z niczym zwierzątko, tym samym uśmiechnąłem się bardziej szczerze, a trochę drżąc, otarłem zaczerwieniony policzek.

- Wszystko jest okej – mruknąłem sam do siebie.

Ja: jak życie?

Jack: Nie mogę teraz rozmawiać, jestem na spotkaniu, postaram skontaktować się z Tobą asap!

Wygenerowany tekst na tle dymku chatu mojego brata przyprawił mnie o przewrócenie oczami. Odkąd przeniósł się z żoną na Florydę, widziałem go ostatnio na święta, a nasze rozmowy telefoniczne trwały być może trzy minuty w polocie. Nie rozumiałem samego siebie do końca w tej sprawie – dlaczego zależało mi na relacji ze starszym bratem dopiero po jego wyprowadzce? Gdy mieszkaliśmy razem praktycznie codziennie mówiłem mu „ugryź się w dupę", bo wchodził do mojego pokoju bez pukania i robił jeszcze większy bałagan, niż ja miałem w bursie.

Ale to nieważne. Nie mogli odebrać, więc nie było o czym rozmawiać. Pewnie i tak zapomniałbym co właściwie chciałem im opowiedzieć.

- Luke? – Dźwięk głosu Skylar dotarł do mnie niespodziewanie, na skutek czego położyłem rękę wzdłuż klatki piersiowej, ponieważ mnie przestraszyła. Stojąc do niej tyłem, ponownie przetarłem policzki, a potem obróciłem się marszcząc brwi. Nie spodziewałem się żywej duszy w tym lesie, to była spora niespodzianka. – Luke, hej.

- Płakałaś? – Wyciągnąłem do niej rękę, by nie przewróciła się o własne sznurowadła.

- Nie... Trochę. – Podciągnęła nosem.

Więc jest nas dwoje! – zawołała moja podświadomość, lecz zignorowałem tę myśl, nie chcąc robić wszystkiego o sobie.

- Co się stało?

Dziewczyna przywarła do mojego ramienia, a zatem schowałem ją w uścisku, okrywając Skylar połami jeansowej, ogrzewanej od środka kurtki. Poczułem gorąco jej buzi i to, że cała drży, dlatego włożyłem w naszą czułość jeszcze więcej zaangażowania, jednocześnie zapominając na chwilę, że przed momentem sam czułem się tak, jak ona wyglądała i miałem ochotę wpaść w cudze objęcia.

*

- Zwolnij trochę. – Sky upomniała mnie, gdy wrzuciłem wyższy bieg w samochodzie Frankie, który pożyczyła mi tylko dlatego, że obiecałem przywieźć jej i Ivy Tacos.

- Mamy praktycznie pustą drogę.

Nie przekroczyłem prędkości ani o kreskę, aczkolwiek widząc, że Skylar się spina, wykonałem jej polecenie. Nie przepadała za podróżami autem, zwłaszcza nocą, co byłem w stanie zrozumieć, skoro ledwie uszła z życiem podczas wypadku, ale nigdy nie namawiałem jej, by prowadziła, poza tym chcąc dostać się gdziekolwiek poza teren kampusu, trudno było zrobić to pieszo. Mnie samego jeżdżenie uspokajało, jakby maszyna była przedłużeniem moich rąk, poza tym lubiłem słuchać pracy silnika, czuć przyjemne ciepło ogrzewania i widzieć jak obraz zmienia się za oknem. Szkoła znajdowała się w naprawdę ładnej okolicy, dlatego czasami było mi przykro, że Skylar nigdy nie doceni tego w ten sposób, co ja.

Nie powinienem się tak czuć, nie powinienem tak myśleć. Czy to czyni mnie egocentrycznym dupkiem?

Panowało między nami długie milczenie, nieprzerywane nawet przez muzykę w radiu. Zaczęło kropić, a piski wycieraczek powoli doprowadzały mnie do szału, dlatego byłem wdzięczny Sky, że wreszcie zaczęła mówić, przy okazji okrywając się bardziej materiałem mojej kurtki.

- Przepraszam. – Nie chciałam na ciebie wpaść, ani na nikogo. Miałam koszmary, a potem ciotka nie odbierała telefonu i zebrało mi się zamieszanie w głowie.

- Rozumiem – mruknąłem.

- A ty? – Dziewczyna przeniosła na mnie spojrzenie pełne zainteresowania. – Co robiłeś praktycznie w lesie po dziesiątej?

- Rozmawiałem z mamą. – Nie skłamałem, bo kilka minut rzeczywiście prowadziliśmy z Liz jakąś konwersację. – I paliłem papierosa.

- Czuję. – Przewracała w palcach moją zapalniczkę z nadrukiem nagiej kobiety, co tylko wywołało głupi uśmiech politowania na ustach Sky, który automatycznie odwzajemniłem. – Dlaczego robią w ogóle takie zapalniczki?

- Dlaczego robią gumowe cycki do gniecenia? – odbiłem pół żartem, pół serio. – Seks zawsze się sprzeda, poza tym to tylko ciało. – Wzruszyłem ramionami. Skylar nie była przekonana, dlatego ściszyłem głos, by dodać: - Kupiłem ją, bo była różowa.

Zachichotała, delikatnie szturchając moje udo.

- Fajna bluza. – Skinęła w stronę ubrania, które miałem na sobie, a mój żołądek związał się w supeł, ponieważ założyłem tę, którą nosił Michael, z nadrukiem „Beacon Hills", wcześniej nawet jej nie piorąc.

Wydawało mi się, że zrobiłem to podświadomie, albo zwyczajnie mój mózg bardzo przywykł do zapachu piżmowych truskawek i chciałem mieć go na sobie jak najdłużej. Zapach, nie Mike'a! Jakby co!

- Dzięki, nie widziałaś jej wcześniej? – Grzecznie włączyłem kierunkowskaz, aby dotrzeć do fast-fooda z meksykańskim jedzeniem specjalnie dla swoich przyjaciółek.

- Nie. – Sky zerknęła za okno. – Dokończyłeś Teen Wolf?

- Mhm. Latem.

Zaczęliśmy oglądać ten serial razem, ale później nasza relacja trochę się pokomplikowała i nagle Skylar porzuciła wszystko, co wiązało się ze mną, a ja nie miałem pojęcia jak się zachować, bo nawet jeżeli miałem mocno złamane serce, to nie zamierzałem rezygnować z rzeczy, które przywoływały mi dziewczynę na myśl.

- I jak ci się podobało? Stiles i Lydia. – Zrobiła wielkie oczy, uśmiechając się w ekscytacji, na co mruknąłem ciche „meh". – O nie, nie mów mi, że jesteś w drużynie Stilesa i Malii!

- Nie, jestem w drużynie Stilesa i Dereka – obwieściłem bardzo pewny siebie. – Tak samo jak moje serce zawsze będzie biło do Deana i Castiela, Arthura i Merlina i przede wszystkim Quentina i Eliota!

- O mój boże, Luke. – Sky nie mogła opanować śmiechu, a mnie znów zrobiło się trochę głupio, bo nie dość, że nie kłamałem, to naprawdę były moje serialowe wybory, to jeszcze w jakimś sensie odebrałem to osobiście, choć może nie powinienem. – Nie mów, że czytasz fanfiki na wattpadzie i jarasz się tymi rzeczami z trzynastolatkami!

- A jeśli to robię?! – Wówczas sam zacząłem śmiać się bardziej nerwowo, bo po obejrzeniu Magików zaliczyłem takiego mentala, że całą noc czytałem shorty o queliocie nie na wattpadzie, a na tumblrze, bo nie chciało mi się wierzyć w to, że Quentin kiedykolwiek wybrałby Alice, zamiast Eliota, a tylko autorzy książek odpowiadają na takie potrzeby sfrustrowanego widza!

- Jesteś chyba jedynym facetem, który robi takie rzeczy. – Skylar pokręciła głową. – Okej, wszystko rozumiem, niech ci będzie, ale sterek? Stiles nie miał nic do chłopaków.

- Ta, Stiles nie miał nic do chłopaków, co więcej, całkiem na nich leciał!

- Nieprawda.

- Ja wierzę w to, że poza ekranem działy się rzeczy. – Prychnąłem.

- Nie mogły się dziać, a jeśli się działy, to nie jest kanon! – Skylar traktowała tę rozmowę jak żart, mnie też ona całkiem bawiła, a jednak serce biło mi trochę szybciej z nerwów, ponieważ byłem przed nią trochę pod przykrywką.

- Czyli co? Jeśli czegoś nie widzisz, to tego nie ma? 

- No jeżeli nigdy nie widziałam, żeby koleś coś do kolesia, ale widziałam, że ten koleś coś do lasek, to mogę zakładać, że jednak to są jego preferencje. – Pokręciła głową patrząc na mnie, jakby nie dowierzała, że jadąc nocnym San Jose rozmawiamy, ale nie o wielkich uniesieniach i swoich uczuciach, tylko o tym, czy Stiles z Teen Wolfa mógłby przelecieć Dereka! No... Odwrotnie.

Właściwie niewiele myśląc, w tej śmiesznej, pozytywnej dość atmosferze durnych przekomarzanek, z wypiekami na policzkach, postanowiłem popłynąć na chwili i wypaliłem:

- Myślisz, że mógłbym zrobić coś z facetem?

Znacie to uczucie, gdy jakaś sprawa męczy was tak bardzo, że nie potraficie utrzymać jej w sobie, a gdy wreszcie wyznacie to na głos, świat jakby się zatrzymuje, więc zaczynacie trochę żałować, ale z drugiej strony może i lepiej, że to w końcu padło?

- Skąd to pytanie? – Sky trochę spoważniała, czego chciałem uniknąć, dlatego znów wzruszyłem ramionami.

Dziewczyna zamyśliła się, przy okazji obserwując mój profil, a ja przygryzłem wargę, co miało być obrazem tego, że nie jestem zestresowany naszą luźną dyskusją, a próbuję wjechać całkiem dużym samochodem, w niewielką uliczkę drive'a.

Czekając na nasze Tacos, zaczęliśmy rozmawiać o jedzeniu. Trochę nabijałem się ze Skylar, że nie jest w stanie wsunąć ostrego sosu, a jej ochota na kolację umiera po dwóch gryzach czegokolwiek. Potem opowiedziała mi o paru dniach, które spędziły z ciotką sam na sam podczas lata, aż wreszcie zawróciliśmy na kampus, bo oboje musieliśmy wstać następnego dnia na zajęcia.

Nie spodziewałem się, że nasz temat jeszcze wróci. Wydawało mi się, że ona odebrała to pytanie zbyt hipotetycznie, a potem o nim zapomniała, jednakże tak jak mnie to męczyło, jej też nie przeszło, bo gdy już dostała w ręce pakunek, który niechętnie miała zanieść do pokoju Ivy i Frankie, żebym nie musiał skradać się raz jeszcze do bursy dziewczyn, postanowiła kontynuować.

- Myślę, że mógłbyś coś z każdym, dlatego że lubisz stawiać sobie granic, ale tylko seksualnie, bo twoje życie seksualne czasem mnie przerasta i myślę też, że sam nie wziąłbyś tego na poważnie. – Rozchyliłem usta, by coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałem co. – Nie zrozum mnie źle, nie oceniam cię, ani nic z tych rzeczy, ale czasem mam wrażenie, że wszystko interesuje cię bardziej, niż uczucia, zwłaszcza uczucia innych ludzi.

Nie zamknąłem buzi, bo zbiła mnie z tropu w ten negatywny sposób. Taki miała obraz mojej osoby, nie mogłem jej za to winić, bo być może nie byłem najprzyjaźniejszą osobą na świecie, czego dałem popis wielokrotnie, ale to nie tak, że nie dbałem o innych. Kochałem swoich przyjaciół, kochałem swoją rodzinę, byłem przekonany, że kocham ją... Dlatego trochę zabolało mnie to, co padło, bo gdyby mi nie zależało, nie jechalibyśmy na wyciszającego tripa, ponieważ według mnie, mógłbym wrócić do pokoju po wygenerowanym SMS-ie od Jacka.

- Obchodzą mnie twoje uczucia, Skyalr – powiedziałem. – Staram się to...

- Wiem. – Pokiwała szybko głową, łapiąc przy okazji moje przedramię. Zrobiło mi się chłodno, bo nie odzyskałem swojej kurtki, ale i tak parę kroków dzieliło mnie od ciepłego akademika. – Między nami jest inaczej, dlatego to takie... Wyjątkowe.

Rzeczywiście dziewczyna była dla mnie kimś specjalnym, ale to nie tak, że miałem kompletnie gdzieś Ivy, z którą przeszliśmy przez emocjonalne piekło i wziąłem całą odpowiedzialność za to, co stało się wtedy na siebie (kiedyś wam opowiem), albo Ashtona, którego lamenty o tym, jak trudno mu się żyje z myślą, że nie ma pojęcia kim chce być, wysłuchiwałem godzinami, czy Caluma... Boże, Calum. Z nim byłem zżyty, jak z nikim innym. Mój sposób okazywania uczuć po prostu różnił się od tego, co znała i rozumiała Skylar.

- Więc... Co chcesz przez to powiedzieć? – szepnąłem niepewnie.

- Że jestem spokojna o ciebie, bo myślę, że gdybyś chciał zrobić coś z facetem, to tylko z kaprysu, bo umówmy się, robisz wiele rzeczy z kaprysu. – Wskazała na meksykańskie, które trzymała w dłoniach.

Nie pojechałem po fast-food, bo ja miałem na niego ochotę! Zeżarłem ze sto naleśników na kolację i popiłem je mlekiem czekoladowym! To Frankie była głodna i to ty chciałaś się przejechać! – krzyknąłem w myślach.

Ale nie miałem do tego głowy, dlatego wymusiłem uśmiech, podobny do tego, który miałem, gdy mama jednak musiała pojechać pracować, zamiast ze mną rozmawiać, ale Sky wierzyła w ten uśmiech, tak samo jak Liz, tak samo jak Jack, czasem nawet Calum... Byłem dobry w markowym grymasie zadowolenia i olewactwa – tego uczy się jako pierwszego, gdy twoja matka jest CEO, a twoje przedszkolne zdjęcie wisi w New York Timesie, jako dowód na to, że jej macierzyństwo nie przeszkadza w karierze.

- Co mogę powiedzieć... – Wsunąłem dłonie w kieszenie, lekko dygając od chłodu. – Zaspakajanie zachcianek to moja specjalność.

Skylar zachichotała lekko.

- Dzięki za dziś. – Pogłaskała moje przedramię. – Dobranoc, Luke. – Stanęła na palcach, a ja się pochyliłem.

- Dobranoc. – Nadstawiłem policzek, bo z reguły to w niego dostawałem buziaka, ale dziewczyna zrobiła coś niespodziewanego, to znaczy ujęła moją twarz w dłoń i przechyliła głowę tak, że nagle nasze usta się spotkały.

Podczas tego pocałunku pomyślałem, że może to lepiej czasem się zamknąć i zakisić w sobie własne potrzeby oraz przemyślenia. Przynajmniej dostałem całusa. 

*

Miewałem ciężkie dnie i ciężkie noce, z czego to drugie ponad wszelką wątpliwość okazało się o wiele trudniejsze do przejścia, bo żaden rozpraszacz nie był w stanie mi pomóc, kiedy na dodatek próbowałem zasnąć. Czasem czułem się po prostu dobity, jakby nic nie mogło mnie zadowolić, ani zapewnić komfortu. Wydawało mi się, że wszystko co robię nie ma najmniejszego sensu oraz celu. Bolały mnie plecy, proszek do prania z koszulki drażnił moje nozdrza, mogłem szukać pozycji godzinami, a i tak żadna interwencja nie przynosiła upragnionego odpoczynku.

Plułem sobie wtedy w brodę, bo z jakiej racji się tak czułem, skoro nic złego się nie wydarzyło? Miałem piękne życie! Ale miałem też migrenę.

To była jedna z takich nocy, podczas których chciało mi się płakać, jak dziecko, problem w tym, że nie umiałem pozwolić sobie na taką reakcję, ponieważ wiedziałem, że ktoś obcy jest obok i gdy wybuchnę, to się obudzi i będzie miał przed sobą obraz słabości.

Odpłynąłem może na godzinę po tym, jak wróciłem z dworu, wziąłem prysznic i położyłem się w poduszkach. Przebudził mnie stukot na korytarzu, bo ktoś także pałętał się na terenie kampusu po dziesiątej i dopiero zdecydował, że zakończy swoją dobę. 

Gdy rozpadało się na dobre, agresywny deszcz uderzał o parapet, a błyskanie za oknem wcale nie pomagało mi w zaśnięciu. Nie miałem nic przeciwko burzom, ale zdecydowanie mógłbym protestować wobec błyskawicom, które zabierały moje poczucie wszechogarniającej, relaksującej ciemności. Nasza roleta nie działała, bo zepsuł ją jeszcze Tyler, zanim się wyprowadził, a ja byłem zbyt leniwy, by to zgłosić, czego zacząłem żałować obracając się przodem do ściany.

Zakląłem w myślach, gdyż wpadłem policzkiem we własną ślinę. Zacząłem czuć aparat na dolnej szczęce, co trochę mnie bolało, dlatego wyciągnąłem go i jak najciszej mogłem, wsunąłem do pudełeczka. Podciągnąwszy nosem, mocniej opatuliłem się kołdrą.

Widocznie nie było mi dane zasnąć, tylko do cholery dlaczego?!

- Hej, wszystko gra? – Zamknąłem oczy, gdy Clifford usiadł, by sprawdzić, czy to ja się wiercę, czy może ktoś inny wrócił zamiast mnie do naszego pokoju.

Miałem ochotę powiedzieć: „nie, rodzina mnie olewa, a dziewczyna, w której się zakochałem, nie przyjmuje nawet opcji, że mógłbym lubić facetów inaczej, niż erotycznie, dlatego zacząłem się zastanawiać nad tym, czy czasem nie ma racji, a moje postrzeganie samego siebie jest błędne, bo lubię wymyślać sobie problemy!" Umówmy się, to nie były zmartwienia z górnej półki, a raczej zwyczajne troski adekwatne do mojego etapu rozwojowego, czy coś... Sprawdziłem to w internecie, ale czasem nie miałem ochoty być mądry, czasem miałem ochotę udawać, że internet jest tylko dla facebooka, tiktoka i netflixa.

- Mhm, śpij – burknąłem.

- Próbuję, ale łazisz po tym łóżku, jakby ktoś wsypał ci do niego mówki. – Miał zachrypnięty głos, tym samym zrobiło mi się nawet trochę głupio, że moja słabość go przebudziła. – Luke...

- Co chcesz? – Ściągnąłem małą poduszkę z policzka, ale nawet nie obróciłem się w kierunku chłopaka.

- Boisz się burzy? – zapytał bardziej z troską, niż z kpiną, ale i tak zalała mnie fala zażenowania, że mógł tak pomyśleć w pierwszej kolejności.

- Zwariowałeś? – jęknąłem niezadowolony. – Nieważne, serio. Brzuch mnie boli, jadłem meksykańskie.

- Och. Okej. – Michael znów się położył i przez następne parę minut zastygliśmy w takich pozycjach, jakbyśmy byli woskowymi figurami, ale nie trwało to długo, bo pod kołdrą było mi za ciepło, a bez niej za zimno, dlatego wyciągnąłem spod przykrycia jedną nogę. – Może idź zwymiotować? – zasugerował. – Albo napij się herbaty.

- Nie boli mnie aż tak, tylko nie mogę spać, bo mi niewygodnie, mam chujową noc, daj spokój, serio. – Potarłem brodą o róg tej poduszki, którą wcześniej miałem na twarzy.

- Nie mogę dać spokoju, bo mnie budzisz. – Mike ponownie usiadł, tym razem krzyżując nogi, więc miałem na sobie jego palące spojrzenie i było mi z tym jeszcze raz tak paskudnie, jak z chwilą stresu w samochodzie pod drivem. – Wyszedłeś wcześniej pogadać z mamą, wszystko... W porządku?

Przygryzłem skórę policzka od środka, gdyż w moim gardle urosła gula. Nie rycz, nie rycz, nie rycz – powtarzałem sobie w głowie jak mantrę.

- Bez urazy, Clifford, ale co cię to obchodzi? – Wysunął stopę za swoje posłanie, nie chcąc wdepnąć w moje spodnie na ziemi, gdy zapewne zbierał się do ubikacji. – Tak, wszystko gra, pogadaliśmy sobie. – Przez osiem minut i dwanaście sekund...

Michael wstał z posłania, jednakże zamiast ruszyć do drzwi, nagle przysiadł na skrawku mojego materaca, powoli i delikatnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Podkuliłem nogi do klatki piersiowej, bo zrobiło mi się z tym bardzo dziwnie. Jakbym zaczął panikować, ledwie utrzymując swoje kanaliki łzowe na wodzy.

- Wiesz... - chrząknął powoli wiodąc po mojej okrytej koszulką łopatce opuszkami palców. – Kiedy byłem mały i bolał mnie brzuch, moja mama zawsze mnie kołysała i głaskała... - Nie, to jest za dużo, ja mam dość.

- Zajebiście, że twoja mama robi takie rzeczy, moja pewnie musiałaby pójść do papierów po ośmiu minutach i dwunastu sekundach. – Zacisnąłem szczękę, więc brzmiałem chyba jeszcze dziwniej, niż z tym aparatem.

Michael zamilkł, przestał mnie dotykać, aczkolwiek wciąż siedział obok, jakby tylko czekał aż pozwolę mu się objąć, co pewnie i tak jest absurdem, że o tym pomyślałem, bo czemu chciałby mnie obejmować, ale... Ale ja chyba chciałem, żeby dosłownie ktokolwiek to dzisiaj zrobił. Dlatego odrobinę się rozluźniłem i przysunąłem się tyłkiem do jego uda, żeby dać mu jakiś sygnał. Może tylko zmieniłem pozycję? Mógłby to tak odebrać, prawda? To nie tak, że powiedziałem: „przytul mnie!" Po co miałbym to mówić?!

- Nie rozumiem, czy próbujesz mnie wypchnąć z łóżka, czy jednak to drugie – wyszeptał zupełnie szczerze, a ja zacząłem wrzeszczeć w duchu, bo oczywiście, że musiałem wyrazić się werbalnie!

- Nie wiem. – To by było na tyle z dobrej komunikacji.

- Okej. – Poklepał mnie jeszcze po ramieniu, a potem znów wstał, dlatego wydałem z siebie przedłużone westchnienie. – Meksykańskie, czy...

- Michael, proszę cię, skończ, bo czuję się jak typowa „domyśl się" osoba. – Przewróciłem oczami teatralnie, choć nie mógł tego zauważyć.

- Wybacz, ale jesteś pierwszym, obcym człowiekiem, z którym mam tak długą interakcję i jakąś relację, dlatego nie jestem najbardziej domyślny na świecie.

Uśmiechnąłem się lekko z politowaniem, bo dotarło do mnie, że właśnie zachowałem się jak Skylar, czyli zmierzyłem go własną miarą i zapomniałem, że o ile ja zachowuję się czasem jakoś, co zostaje różnie odbierane, on też tak ma, a nasza wymiana komunikatów będzie bardzo zaburzona, bo dzieli nas nie tylko osobowość, ale przede wszystkim kultura, w której się wychowaliśmy, doświadczenia z innymi, a także to, jakie mamy cele i... Mniejsza, wszyscy wiedzą o co mi chodzi.

- Mógłbyś mnie... - wydukałem.

- Mógłbym. – Pokiwał prędko głową, ułatwiając mi to, abym nie musiał kończyć zdania.

Materac znów trochę załamał się pod jego ciężarem, a potem przez chwilę było mi chłodno, bo zamiast wziąć własną kołdrę, Mike zabrał kawałek mojej. To małe kłamstwo z bólem brzucha chyba się opłaciło, bo gdy poczułem, jak przekłada przedramię przez moją talię i właśnie tam, gdzieś pomiędzy żebrami, a biodrem rozkłada swoje palce, dotarło do mnie, że potrzebowałem być przytulony i pomasowany po brzuchu.

Nos Michaela znalazł się przy moim karku, dlatego czułem jego ciepły oddech na sobie. Leżeliśmy na łyżeczkę, bo wciąż miałem trochę podkurczone nogi, a on wręcz schował się za moją postacią. Chłopak nie należał do ludzi ani drobnych, ani niskich, jednak w zestawieniu ze mną był stosunkowo mniejszy, co nagle wydało mi się zabawne.

- Okej? – zapytał cichutko.

Poczułem jak miętowy oddech Mike'a smaga mój kark, tak gdzieś na linii włosów, więc dostałem gęsiej skórki, a brzuch rzeczywiście mnie rozbolał, aczkolwiek nie w ten nieprzyjemny sposób. Przełknąłem ślinę.

- Mhm.

- To dobrze.

Przywykłem trochę do ciemności, dlatego widząc kontur jego ręki, zacząłem obserwować każdy ruch chłopaka, który delikatnie wsunął palce pod materiał mojej koszulki i zaczął z troską głaskać mnie po brzuchu, co być może nie powinno mieć miejsca, bo to było jeden z moich czułych punktów. Opuściłem powieki na moment. Jego udo dotykało mojego uda, ale nie byliśmy w aż tak ścisłym objęciu, że mógłbym poczuć, czy jemu sprawia ten gest fizycznie tyle przyjemności co mnie.

To nic złego, dojrzewasz, pewnie i tak by ci stanął przez sen – przekonałem samego siebie, bo oczywiście, że to właśnie się stało, gdy wodził koniuszkami palców po granicy mojego żebra z klatką piersiową.

- Masz bardzo miękką skórę – wypalił półgłosem, a później policzek Mike'a lekko oparzył mój kark, bo poczuł na mojej przeponie, że bezgłośnie się śmieję. – W sensie... Przyjemną w dotyku i... O boże, brzmię głupio.

- Totalnie. – Zaśmiałem się już normalnie, ale podświadomie pogłaskałem jego nadgarstek, by nie przestawał. – Nie używam żadnych rzeczy w tym celu, to po prostu ja.

- Z jakiegoś powodu mnie to nie dziwi, ale też denerwuje – odparł, a jego ręka obróciła się w drugą stronę, tak żebym mógł pogłaskać go paznokciami dłuższymi od gitary po otwartej dłoni. Wówczas to Michaela przeszedł dreszcz.

Nie miałem pojęcia, co się między nami dzieje, ale to była jedna z tych chwil słabości, które są konstruktywne i niepowtarzalne.

- Dlaczego? – zapytałem.

- Bo moja nie jest taka, a używam nawet peelingu z kawy i oliwy z oliwek.

- Więc dlaczego pachniesz jak truskawki, a nie kawa? – Nie obróciłem się całkiem w jego stronę, ale odrobinę naparłem na ciało chłopaka plecami, by choć na chwilę go zobaczyć. Jego dłoń wylądowała w mojej tali, a druga gdzieś na biodrze...

- Mgiełka, żel pod prysznic, odżywka do włosów, serum do twarzy. To wyszło przypadkiem, zamówiłem sobie cały zestaw, jak się tu przeniosłem, bo te męskie zapachy są nudne i takie same.

- Co nie? – Aż otworzyłem oczy szeroko, bo o tym właśnie ostatnio myślałem!

- Auć, mógłbyś... Wrócić do tego, co było? Złamiesz mi...

- Tak, tak, przepraszam. – Bezzwłocznie obróciłem się znów kompletnie plecami do niego, a wtedy Michael bardziej mnie przytulił, dlatego poczułem się... Bezpieczniej. – Dzięki za to i w ogóle.

- Nie ma sprawy, wszystko, żebyś tylko nie wydawał więcej dźwięków.

- Ha ha, a teraz co? Rozmawiamy. – Sam złapałem jego dłoń i zacząłem zupełnie bez powodu bawić się jego palcami.

- Bo mnie obudziłeś. – Oparł policzek na mojej łopatce. – Dobranoc, moy dorogoy.

- Co to znaczy?

- Dobranoc chyba zrozumiałeś, co?

- Tak, ale... - Oblizałem dolną wargę, bo miałem coś specjalnego wobec Michaela mówiącego po rosyjsku.

- Mon chéri. – Cholera, po francusku też, bo w tym języku miał nawet akcent. I nazwał mnie „mój drogi"... W dwóch językach, w przeciągu paru sekund!

- Voulez-vous coucher avec moi, ce soir? – rzuciłem obniżając głos, na co on zaczął śmiać się w materiał mojej koszulki i mocno uszczypnął skórę u dołu mojego brzucha, więc prawie podskoczyłem, bo tego się nie spodziewałem.

- Nie wierzę, że zacytowałeś Lady Marmalade i śmiem twierdzić, że to jedyne co umiesz po francusku, ale tak, Luke, Je vais dormir avec vous.

Skrótowo – zapytałem go tekstem piosenki, czy będzie ze mną spał, a on odpowiedział mi, że tak, ale skoro zrobiliśmy to w obcym języku, brzmiało o wiele lepiej i bardziej sensualnie, jakby ta migrena zasugerowała mi, że jestem na tyle zmęczony, by to ciągnąć.

- Umiem wiele rzeczy po francusku – mruknąłem.

- Mhm. – To jak Mike wydał z siebie ten dźwięk, brzmiało kpiąco, dlatego chciałem szturchnąć go tyłkiem, przez co nagle poczułem na swojej nodze, że on też... Jest nastolatkiem z problemem w spodenkach do spania.

Dojrzewanie – wyjaśniłem sobie w głowie ponownie, bo przecież trzeba racjonalizować abstrakcyjne rzeczy.

- Dobrze, co umiesz w takim razie? – szepnął.

Mimo sprowadzenia naszych... Erekcji do banału, uznałem, że nie powinienem odpowiadać „umiem kochać się po francusku", dlatego zupełnie poważnie odparłem:

- Zaśpiewać Marsyliankę.

Chłopak zachichotał, po czym zamiast znów mnie uszczypnąć, wrócił do głaskania mojego brzucha, ale nie trwało to długo, bo gdy zaczął nucić to szeptem, wybuchłem tak szczerym śmiechem, że niemal nie spadliśmy z łóżka.

Byłem mu wdzięczny za tę noc i za to, że nie rozdrapywał głębiej mojej relacji z mamą, ani że ja sam nie zacząłem opowiadać, jak naprawdę się czuję wobec świata, wobec samego siebie i wobec Skylar. Wypocząłem, trochę się zresetowałem... Było mi lepiej. 

_____________________

heeeej! idk lubię ten rozdział, powoli próbuję nadać trochę więcej głębi postaci Luke'a, dlatego koniecznie musicie dać mi znać, co myślicie o nim i o Michaelu też!

Mam nadzieję, że się wam podobało i chcecie więcej 

Dajcie znać pod #antiromanticmuke na twitterze

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top